ZAWÓD ADWOKAT – 7 metrów pod ziemią
W polskim postępowaniu karnym jest bardzo
łatwo kogoś zatrzymać, a później aresztować.
Ja mam obowiązek bronić. Jestem
trybikiem
skomplikowanej maszyny, jaką jest wymiar sprawiedliwości. Moją rolą jest
kręcić się w określonym kierunku.
Ja muszę być absolutnie ostatnią osobą. Nawet jak
rodzina mojego klienta straci w niego wiarę,
to ja nadal muszę wierzyć w to, że mój mocodawca
tego czynu nie popełnił.
Zgłasza się do pana człowiek, który
przyznaje uczciwie, że zgwałcił,
okaleczył, no i zabił trzynastolatkę.
Chciałby, na ile to możliwe oczywiście, uniknąć
odpowiedzialności.
Co pan z tym robi?
Odsyłam go do innego adwokata i mówię, żeby
nie mówił temu adwokatowi, czy to uczynił,
czy nie, tylko czy zamierza przyznać się do winy, czy nie.
To jest też to pytanie, które ja zadaje swoim klientom.
O to, czy zamierzają przyznać się do winy, czy nie. Ja nie pytam się,
czy rzeczywiście ten czyn zrobili, czy go nie popełnili.
Natomiast adwokat nie może kłamać przed sądem.
Ja nie
mogę powiedzieć sądowi, że mój mocodawca, mój klient,
nie popełnił danego czynu, jeżeli ja sam wiem,
że ten czyn popełnił. Dlatego ja
pytam się moich klientów tylko o to,
czy zamierzają się przyznać do winy,
czy nie. Jeżeli zamierzają się nie przyznawać,
to ja muszę być absolutnie ostatnią osobą,
nawet jak rodzina
mojego klienta straci w niego wiarę, to ja nadal
muszę wierzyć w to, że mój mocodawca tego czynu
nie popełnił, niezależnie od treści dowodów.
Czy to oznacza, że gdyby nie przyznał się, ten sam
człowiek,
ale nawet pana podejrzenia wobec niego byłyby
bardzo silne, nie odmówiłby
pan współpracy?
Jeżeli nie miałbym
problemów natury takiej, że ktoś z moich bliskich byłby
ofiarą takiego przestępstwa wcześniej albo w ogóle
ofiarą tego przestępstwa, prawda?,
w takim wypadku musiałbym bronić. To nie jest kwestia wyboru
tylko to jest kwestia obowiązku. Jestem
adwokatem, zajmuję się sprawami karnymi,
pomagam ludziom. Czasami pomagam ofiarom
przestępstw, pokrzywdzonym na gruncie
procesu karnego, a czasami sprawcom
albo domniemanym sprawcom.
Powiedział pan, że: "gdyby nikt z moich bliskich nie był ofiarą
podobnego przestępstwa". Jakie to ma znaczenie?
To ma takie znaczenie, że jeżeli ktoś z moich
najbliższych padłby ofiarą
takiego czynu, ja mógłbym mieć
szczególnie negatywny, osobisty stosunek
do takiego czynu i nie mógłbym
dać z siebie wszystkiego. A od tego
jest obrońca,
żeby dał z siebie zawsze sto procent.
Jeżeli czułbym w jakiejś sprawie, że
z przyczyn różnego rodzaju,
nie mógłbym zaoferować mojemu klientowi
stu procent mojego zaangażowania, moich możliwości,
wtedy musiałbym odmówić prowadzenia takiej sprawy.
A czy miewał pan takie sytuacje, że, nie jako
adwokat, ale jako człowiek, jako obywatel,
po ludzku nie ma ochoty do końca
bronić jakiegoś klienta? Czy bywają takie sytuacje?
Nie pozwalam sobie. Nie pozwalam sobie, żeby te
czysto ludzkie instynkty
decydowały o tym, czy ja jako adwokat
podejmuję się prowadzenia danej sprawy, czy nie. Ja mam
obowiązek bronić. Jestem trybikiem
skomplikowanej maszyny, jaką jest wymiar sprawiedliwości.
Moją rolą jest kręcić się w określonym
kierunku, to wszystko.
Zakładam, że robi pan wszystko, żeby być maksymalnie skutecznym.
Miewa pan czasem takie refleksje, że być może
przez to, że
tak bardzo próbuje pan starać się bronić
swoich klientów, być może potencjalnie
dochodzi do sytuacji, w której przestępca
nie ponosi tak dotkliwej kary
jak powinien.
Albo nie ponosi kary w ogóle. Moim zdaniem jesteśmy w dużo
lepszej sytuacji, jeżeli nie skażemy,
jeżeli uniewinnimy dziesięciu sprawców
przestępstwa, niż jeżeli skażemy jedną
osobę
spośród dziesięciu, która tego przestępstwa nie popełniła.
Ja w każdej sprawie daję z siebie sto
procent, działam maksymalnie
na korzyść moich klientów
i absolutnie nie mam w związku z tym żadnych wyrzutów sumienia.
Powiedział pan, że absolutnie najważniejsze jest,
by
nie skazać osoby niewinnej.
Zgadza się.
Czy do takich sytuacji dochodzi dość często? To, że dochodzi, jest jasne, przykład
chociażby Tomasza Komendy. Myśli pan,
że takich przypadków w Polsce może być znacznie więcej?
Absolutnie tak, absolutnie tak.
Klienci,
którzy
zaufają mi, których jestem
obrońcą, wiedzą, że mogą mi powiedzieć
wszystko i że ja tego nie będę
mógł wykorzystać przeciwko nim. Jako obrońca
wiąże mnie i tajemnica adwokacka, i tajemnica
obrończa. Więc bardzo często mówią mi:
"Panie mecenasie, ja nie jestem osobą świętą.
Ale te czyny,
o które jestem oskarżany czy wcześniej podejrzewany,
to absolutnie nie ja, to są jakieś wymysły,
na przykład małego świadka koronnego".
Więc ja ufam moim klientom.
Ja ufam moim klientom, to nie jest tak, że
do mnie przychodzą tylko osoby niewinne, absolutnie.
Żaden adwokat, który zajmuje się sprawami
karnymi w tak komfortowej sytuacji się
nie znajduje. Natomiast bardzo często jest tak, że
to ostrze, najpierw organów ścigania,
a później wymiaru sprawiedliwości,
kierowane jest przeciwko niewłaściwej osobie.
Te sytuacje, które my znamy z mediów, one są
absolutnie bulwersujące, natomiast my o nich mówimy,
bo one są nagłośnione, prawda? Natomiast
w, często - ciszy, sali sądowej
zapadają także wyroki, które są
niesłuszne,
o których nikt nie mówi,
nie są przedmiotem wieczornych wydań
serwisów informacyjnych i niestety
takie wyroki zapadają.
Niestety nie pomaga temu, mam wrażenie,
świadomość społeczna. Bo
nie odkryję Ameryki, jak powiem, że
Polacy są żądni krwi, tak?, jak słyszą o
jakimś przestępstwie to od razu widzimy
w komentarzach w internecie, że "kara
śmierci, dla takiego zwyrodnialca należy
przywrócić karę śmierci". Natomiast
nie pamiętają zupełnie o tych
gwarancjach procesowych, które muszą być oskarżonemu,
podejrzanemu, zapewnione. I o tym, że sąd ma prawo
powiedzieć "nie wiem".
Wyrok uniewinniający wydawany jest
w dwóch sytuacjach: kiedy sąd wie, że dana
osoba nie popełniła zarzucanego jej czynu
albo kiedy sąd nie wie, czy na sto procent
dana osoba zarzucany jej czyn popełniła.
Ten drugi rodzaj wyroków uniewinniających
jest często bardzo źle odbierany przez
opinię publiczną, bo
każdy przecież, każdy Polak zna się na wszystkim, prawda?
Każdy Polak jest co najmniej lekarzem i prawnikiem.
Dlatego często
ludzie, którzy nie mają do czynienia z
prawem, z wymiarem sprawiedliwości, są przekonani, że jak to,
w świetle tych dowodów, bazując oczywiście
nie tylko na przekazach medialnych, to jest oczywiste,
że on to zrobił, prawda? Dobrym przykładem
takiej sytuacji jest taki casus,
w którym
w małym pokoju siedzi dziecko
i razem z tym dzieckiem jest tabliczka czekolady.
Mówi pan temu dziecku: nie jedz tej czekolady,
nie możesz jej zjeść. Wychodzi pan z pokoju,
wraca pan po pewnym czasie
i dziecko ma ubrudzoną buzię czekoladą,
czekolady nie ma.
Czy to dziecko zjadło tę czekoladę?
Pierwszy odruch jest: absolutnie tak. Bo przecież
jest ślad
czekolady na ustach, prawda? A być może to dziecko tylko
sobie wymazało twarz czekoladą,
a czekoladę wyrzuciło. Może być tak, że to dziecko
rzeczywiście tę czekoladę zjadło, a może być tak,
że nie złamało tego zakazu,
które my temu dziecko postawiliśmy, prawda?
I to jest sytuacja, w której my nie wiemy.
I w takiej sytuacji sąd karny ma obowiązek wydać
wyrok uniewinniający. Jeżeli sam dojdzie do przekonania,
że nie wie.
Wspomniał pan chwilę temu o instytucji świadka koronnego. Myślę, że to taki
temat, który wywołuje dużo emocji.
Czym w ogóle się różni świadek koronny od małego
świadka koronnego? Jaka jest główna różnica?
Oczywiście. Więc, panie redaktorze, świadek koronny to jest instytucja,
która została wprowadzona do polskiego systemu prawnego
po to, żeby zwalczać plagę, jak
podawał wówczas ustawodawca,
plagę zorganizowanych grup przestępczych.
Ta instytucja w swoim założeniu miała w obrocie prawnym
funkcjonować kilka lat. Niestety,
w moim przekonaniu - niestety,
ona się tak zakorzeniła, że
prokuratorzy, w tych najważniejszych sprawach, bo
nie jest to instytucja, po którą się sięga w co drugiej sprawie,
absolutnie nie,
przyzwyczaili się do tej instytucji. I ona
z pewnością ułatwia pracę prokuratorską
i ona została. Ona nadal
funkcjonuje w systemie prawnym. Świadek koronny
to jest osoba, co do której
zawieszane są postępowania
co do wszystkich czynów, które
miała popełnić. Nie może to być osoba, która
popełniła zabójstwo - czy rzeczywiście
pociągała za spust pistoletu, czy zleciła takie zabójstwo albo
kierowała zorganizowaną grupą przestępczą. Jeżeli
ktoś będzie oskarżony o jeden z tych czynów, to wyklucza
nadanie mu statusu świadka koronnego i jest to
osoba, której status jest nadawany przez sąd,
sąd okręgowy w pierwszej instancji na wniosek prokuratora.
Czyli, mówiąc kolokwialnie, to jest taka osoba, której się
odpuszcza winy pod warunkiem, że nie popełniła zbyt ciężkiego przestępstwa.
Na okres postępowania,
na okres postępowań, w których ta
osoba będzie zeznawać, te postępowania się
zawiesza i jeżeli rzeczywiście
taka osoba okaże się, w rozumieniu,
w percepcji prokuratora, osobą prawdomówną,
to po zakończeniu tych wszystkich postępowań, w których świadek
koronny zeznaje, tak, odpuszcza się winę.
A mały świadek koronny? To chyba instytucja, którą się częściej wykorzystuje?
Zdecydowanie częściej. Mały świadek koronny
to jest osoba, która najczęściej była zaangażowana
w jakiś przestępczy proceder
i albo zeznaje, albo wyjaśnia,
w zależności od roli procesowej, w jakiej
występuje w sprawie, na temat czynów, w które była zaangażowana.
To jest ten mały świadek koronny z paragrafu trzeciego
artykułu sześćdziesiątego, przepraszam za prawniczą nomenklaturę,
ale tutaj to rozróżnienie jest konieczne.
Jest też mały świadek koronny,
który mówi organom ścigania, informuje
organy ścigania o czynach, o których wie, ale nie
był ich sprawcą, nie współdziałał
w ich popełnieniu, czyli nie popełnił przestępstwa,
nikogo nie podżegał ani nie udzielił
pomocy do popełnienia przestępstwa. To jest paragraf czwarty
artykułu, o którym mówiłem, i wtedy sąd
stosuje nadzwyczajne złagodzenie kary na wniosek prokuratora.
Jeżeli chodzi o tego małego świadka koronnego,
który był zaangażowany w rzekomy przestępczy proceder,
to wtedy sąd stosuje obligatoryjnie
nadzwyczajne złagodzenie kary,
jeżeli oczywiście zostają spełnione warunki, które
w przepisach kodeksu karnego
są tej instytucji postawione.
Mówi się często, że ta instytucja małego
świadka koronnego jest jednak
w Polsce nadużywana,
co prowadzi do sytuacji, w której
dochodzi do zatrzymań osób niewinnych tylko dlatego,
że zostały fałszywie oskarżone
właśnie przez takiego świadka koronnego.
Czy faktycznie dochodzi w Polsce do takich sytuacji,
że zupełnie niewinna osoba
może zostać zatrzymana, aresztowana? Tylko dlatego, że
jakiś przestępca ją wskazał?
Tak, absolutnie. Niestety tak.
W polskim postępowaniu karnym jest bardzo łatwo
kogoś zatrzymać, a później aresztować.
Znam sytuację, w której
mały świadek koronny zeznał, że
osoba trzecia
uczestniczyła w transakcji narkotykowej
z osobą czwartą.
I na tej podstawie osoba czwarta
została aresztowana. W toku postępowania
przesłuchano tę osobę trzecią, która absolutnie zaprzeczyła.
Wskazała, że taka sytuacja nie miała miejsca.
Żeby zastosować tymczasowe aresztowanie wystarczy
duże prawdopodobieństwo popełnienia przez
oskarżonego podejrzanego, zarzucanego mu czynu.
W literaturze przedmiotu wskazuje się, że to musi być
prawdopodobieństwo graniczące z pewnością,
natomiast bardzo często jest
tak,
że
wątpliwości nasuwają się na pierwszy rzut oka.
Ale wystarczy, czarno na białym, wystarczy
zapis protokołu,
który mógł być tworzony w różnoraki sposób,
przy którym podejrzany,
bo to najczęściej jest na tym etapie postępowania,
przy tworzeniu którego podejrzany nie uczestniczył,
a na jego podstawie przypisuje mu się sprawstwo
z dużym prawdopodobieństwem nadal, nie
definitywnie, określonych przestępstw,
i zamyka się w areszcie.
Jest też druga strona medalu. To
na dylemat obrońcy, prawda? Ja,
często uczestnicząc w posiedzeniach aresztowych,
zapoznając się z aktami sprawy, bo
podejrzanemu obrońcy przysługuje
takie uprawnienie w zakresie, w jakim prokurator twierdzi, że
te dowody mają stanowić o dużym
prawdopodobieństwie popełnienia przez kogoś
jakiegoś przestępstwa,
widzę luki w materiale dowodowym.
Widzę, że ten materiał dowodowy jest niespójny. Że raz
mały świadek koronny x
zeznaje czy wyjaśnia w określony sposób,
by później, na przykład za miesiąc, wyjaśnić
w sposób odmienny.
I teraz
wydawać by się mogło, że ja powinienem od razu
wskazać sądowi, który decyduje
o tym, czy zastosować tymczasowe aresztowanie,
czy nie,
że takie luki istnieją. Że
zeznania, wyjaśnienia małego świadka
koronnego są niespójne wewnętrznie.
Nie wskazuje pan ich?
Zawsze rozmawiam na ten temat z klientem, bo oczywiście,
jeżeli ja je wskażę, to zmniejszam
prawdopodobieństwo
zastosowania wobec
mojego klienta tymczasowego aresztowania.
Ale, już na tym etapie, wytykam błąd prokuratorowi,
który może dosłuchać, czyli
przesłuchać ponownie małego świadka
koronnego na te okoliczności, o których
ja mówię, na które zwracam sądowi uwagę,
często bez mojego udziału, mimo że ja nawet
złożę taki wniosek, żeby być zawiadamianym
o czynnościach śledztwa,
no i cóż.
Short term. Krótkoterminowo
nie odniosłem żadnej korzyści albo
nawet jak ją odniosłem, dobrze, przyjmijmy, że odniosłem tę korzyść,
ale już w dalszej perspektywie, w perspektywie wyroku,
miałem coś, na czym mogłem oprzeć swoją
obronę, to zostało wyrugowane przez prokuratora na
etapie postępowania przygotowawczego.
Czyli czasem lepiej przyjść do klienta i powiedzieć: "Panie Kowalski,
niech pan sobie posiedzi jeszcze w tym areszcie,
a ja wykorzystam swojego asa w rękawie później"?
Nie do końca, ale czasem warto powiedzieć klientowi, że
dostrzega się luki w materiale dowodowym, dostrzega się
okoliczności, które są dla niego korzystne,
ale z uwagi na konieczność
jak gdyby posiadania oglądu na tą
szerszą perspektywę, na perspektywę całej sprawy, warto
o tym korzystnych okolicznościach na początkowym etapie
nie mówić.
Jakie sprawy są dla pana najbardziej
wymagające?
Przede wszystkim,
to można rozumieć w moim przekonaniu
dwojako. Najbardziej
wymagające w znaczeniu takim na przykład, że jest się adwokatem diabła.
Prawda? Że ma się
przeciwko sobie prokuratora,
cały majestat organów państwowych, bo przecież
prokurator to nie jest tak jak ja osoba,
która ma gdzieś kancelarię, tylko zakłada
togę z czerwonym żabotem, a nie z zielonym. Tylko
to jest osoba, za którą stoi cały majestat państwa,
ma się przeciwko sobie opinię publiczną. Takie sprawy
z pewnością są wymagające.
Drugi rodzaj spraw wymagających to są sprawy obszerne.
W polskim systemie prawnym,
w polskim wymiarze sprawiedliwości nierzadko
trafiają się sprawy, które mają kilkadziesiąt,
a nawet kilkaset tomów akt.
Rzetelny obrońca musi zapoznać się z całością tych akt.
Nawet jeżeli udział jego klienta
w jakimś procederze miał być marginalny, to i tak
rzetelny obrońca musi się zapoznać z całością akt,
bo być może gdzieś w tych aktach
jest coś, co można wykorzystać na korzyść oskarżonego.
Czyli tutaj tym wyzwaniem jest po prostu przeczytanie
tego wszystkiego i zapoznanie się ze szczegółami sprawy.
Zgadza się.
Natomiast chyba bardziej ciekawią mnie te sprawy, które obciążają
pana psychicznie. Czy ma pan jakąś taką jedną w pamięci, która
być może śniła się panu po nocach, wracała?
Ja nie jestem psychologiem, ale wydaje mi się, że mam dość dobrze
opanowaną teorię klosza i staram się nie
zabierać pracy
do domu. Chociaż absolutnie między innymi dlatego tak bardzo lubię
ten zawód, bo w tym zawodzie są emocje.
I bardzo często adwokat karnista
najczęściej jednak, nie ukrywajmy tego,
ponosi porażki.
To nie są korzystne emocje, ale mimo wszystko
to jest w pewien sposób uzależniające. Bardzo lubię
być emocjonalnie, oczywiście w zdrowych granicach,
zaangażowany w sprawę,
lubię wygłaszać, jak sądzę,
płomienne przemówienia, często po takich
przemówieniach muszę zmierzyć się z porażką.
Nigdy nie odmówiłem nikomu
obrony z uwagi na to, że sprawa
ma jakiś negatywny wydźwięk społeczny.
Absolutnie nie. Nie dopuszczam do siebie takiej możliwości.
Jaka więc sprawa do tej pory
w największym stopniu, najbardziej dała panu w kość?
To jest bardzo trudne pytanie, panie redaktorze.
Cieszy mnie to, panie mecenasie.
Na pewno sprawa,
w której spotkałem się z bardzo dużą niesprawiedliwością,
to właśnie na etapie
stosowania tymczasowego aresztowania, to
sprawa mojego klienta, który został
zatrzymany jako jedna z trzech osób
i był podejrzewany o
organizowanie plantacji marihuany.
Dowody już na tym etapie
początkowym wykluczały udział mojego
klienta. To znaczy z trzech sprawców
dwóch sprawców się przyznało
i wykluczyło udział mojego klienta.
Nie było dowodów na przykład
z zakresu daktyloskopii, czyli odcisków palców,
z zakresu biologii, czyli śladów
biologicznych, które są później badane pod kątem
DNA, czy na przykład mój klient wchodził
do tego miejsca, gdzie ta plantacja była
zorganizowana. Mimo to
sąd rejonowy zdecydował się aresztować mojego klienta.
Szczęśliwie po trzech
tygodniach
sąd okręgowy na skutek
zażalenia, które wnieśliśmy, uchylił tę decyzję.
Później postępowanie w stosunku
do mojego klienta zostało umorzone, Prokurator nawet nie
pokusił się o skierowanie do sądu
aktu oskarżenia, stwierdzając,
że rzeczywiście przeprowadzone
postępowanie przygotowawcze nie dostarczyło
ku temu podstaw. Natomiast jestem przekonany, że ta decyzja
o tym, żeby mojego klienta aresztować
była głęboko niesłuszna.
Czyli pana klient przez trzy tygodnie
zupełnie niesłusznie przesiedział w areszcie.
Zgadza się.
Na sali sądowej, dowiadujemy się tego ze wszystkich filmów i seriali,
pana
przeciwnikiem jest oczywiście prokurator,
W sprawach karnych tak, ale nie tylko, bo przecież pokrzywdzony może
stać się w procesie karnym oskarżycielem posiłkowym,
może ustanowić pełnomocnika, którym może być też adwokat.
Wracając jednak do tych filmów i seriali, można odnieść takie wrażenie, że
panowie, państwo, różnie bywa, się po prostu nienawidzą.
Jak jest w rzeczywistości? Czy pan...?
Nie, absolutnie, absolutnie. Ja bardzo często,
jeżeli prokurator na przykład jest
na ogłoszeniu postanowienia o zastosowaniu
tymczasowego aresztowania, podchodzę do prokuratora i
gratuluję mu sukcesu.
Mam wrażenie, że adwokaci
są...
Nie chciałbym urazić prokuratorów, wielu z nich
znamienitych, ale adwokaci
statystycznie odrobinę lepiej znoszą porażki niż prokuratorzy,
taka jest moja prywatna opinia.
Czyli koledzy z czerwoną togą rzadziej przychodzą...
Tak, ale takie przypadki
nie są niczym odosobnione, że na przykład
po wygranej apelacji prokurator
podchodzi do obrońcy podchodzi do obrońcy i mu gratuluje.
Sala sądowa jest pewnego rodzaju teatrem,
czy byśmy tego chcieli, czy nie.
Zawsze będzie. Niezależnie od tego, jak
zostanie ukształtowana procedura
karna, ta mojej praktyce najbliższa,
zawsze będzie pewnego rodzaju teatrem, zawsze
pewnego rodzaju zachowania będą wymagały
mieszczenia się w granicach pewnego rodzaju konwencji.
I uważam, że pogratulowanie przeciwnikowi
procesowemu wygranej
jest bardzo pożądanym elementem na sali
sądowej. Mieści się w ramach tej sądowej
kurtuazji, która powinna na salach sądowych
gościć. I ja, i prokurator, i sędzia
przychodzimy tam do pracy. Nie utrudniajmy
sobie życia zanadto.
Myślę sobie, że adwokat to jest taki zawód, który potrafi
dać człowiekowi wiele satysfakcji,
zwłaszcza w tych sytuacjach, kiedy się sprawy oczywiście wygrywa.
Czy miał pan takie chwile w
swojej karierze, kiedy pomyślał na sali sądowej,
że: "no właśnie po to studiowałem to prawo"?
Na pewno są momenty szczęśliwie,
w których odczuwa się ogromną satysfakcję.
Mi na myśl przychodzą trzy takie sprawy. Jedna, o której już
rozmawialiśmy, to uchylenie tego
niesłusznego tymczasowego aresztowania po trzech tygodniach
w sprawie, gdzie nie było żadnych dowodów,
druga sytuacja to taka, w której miałem przyjemność bronić
damy, która została zatrzymana, postawiono jej zarzut
popełnienia określonego przestępstwa,
przyznała się do winy. Chciała jak najszybciej
uciąć sprawę, odzyskać wolność...
Ale była niewinna?
Więc okazało się,
w toku postępowania pierwszoinstancyjnego
zdołałem przekonać sąd, że
moja mandantka nie wypełniła wszystkich znamion czynu zabronionego,
to znaczy nie popełniła przestępstwa.
Popełniła czyn, który jednak nie był przestępstwem.
Mimo że organom ścigania nie przeszkadzało to przecież
zatrzymać mojej klientki i postawić jej zarzut, prawda?
I szczęśliwie w tej sprawie sąd wydał
wyrok uniewinniający, którego prokuratura nawet
nie zechciała zaskarżyć.
Trzecia z tych spraw to taka sprawa, która była
rozpoznawana po raz trzeci przez
sąd pierwszej instancji. Mój mocodawca
najpierw został skazany,
później, po uchyleniu tego wyroku
skazującego przez sąd odwoławczy, został
uniewinniony od jednego zarzutu,
skazany za
drugi zarzut, to uniewinnienie stało się
prawomocne, przy trzecim rozpoznaniu
sąd był zainteresowany już tylko tym jednym zarzutem
i szczęśliwie w zeszłym tygodniu
usłyszeliśmy wyrok uniewinniający, także absolutnie
jest to sytuacja dostarczająca bardzo dużej dozy
satysfakcji.
Gratulacje.
Dziękuję uprzejmie.
O porażkach przez skromność nie będę wspominał.
Panie mecenasie, uprzejmie dziękuję za spotkanie.
To była przyjemność, bardzo mi miło.
Dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.