ASERTYWNOŚĆ (1)
– Kinga?
– Czego chcesz? – burknęła, gdy na progu stanął Kuba.
Starszy brat irytował ją właściwie od zawsze. Po pierwsze miał dobre stopnie, a tyle nad książkami nie siedział. Po drugie zawsze miał dobry humor. Wreszcie po trzecie miał całą masę przyjaciół. Czego najlepszym dowodem był sylwester zorganizowany w czasach, gdy jeszcze chodziła do gimnazjum.
– Fajna ta Małgosia – powiedział jakby od niechcenia.
– Fajna – warknęła znowu Kinga.
Była zła, że jej przeszkadza w nauce. Poza tym to jego zainteresowanie dziewczynami zaczynało przypominać jakąś obsesję. Zdaniem Kingi brat właściwie nie interesował się niczym więcej. Dziwiła się, że jeszcze nie wywalili go ze studiów i, jak widać ze stopni w indeksie, nie ma żadnych problemów z nauką. Cóż… najwyraźniej ten kierunek, który sobie wybrał, zbyt poważny nie jest. Jeśli można się tak obijać i nadal utrzymywać się na studiach? Co z niego będzie za psycholog?
– Nie masz do niej telefonu? – spytał niezrażony tonem, jakim powitała go siostra.
– A co? – spytała z ironią w głosie.
– A jak myślisz?
– Ja podobno nie myślę.
– Wręcz przeciwnie – odparł Kuba ze śmiechem. – Myślisz bez przerwy, tylko rzadko kiedy logicznie.
– O co ci chodzi?
– O ciebie i Michała. Był przy tobie normalny facet…
– A możesz się nie wtrącać?
– Mogę, ale ty się w takim razie też nie wtrącaj. Tylko daj ten telefon.
– Ale ona ma faceta…
– Jak to coś poważnego, to nawet jakbym miał do niej dziesięć telefonów…
– A jak nie mam tego numeru?
– To go załatw.
– To ty go załatw.
– Właśnie załatwiam. To twoja koleżanka ze szkoły. Do jutra załatw – uciął dyskusję Kuba.
Kinga numer Małgosi zdobyła dość szybko. Kuba zadzwonił od razu. Od razu też się rozłączył.
„Ale sobie wybrałem porę” – pomyślał, patrząc na zegarek. Było po jedenastej.
* * *
– Nie poszłabyś do kina? – usłyszała w słuchawce męski głos.
W szkole trwała długa przerwa. Akurat włączyła telefon, by przypomnieć mamie o wzięciu lekarstw. Spojrzała na wyświetlacz. Tego numeru nie znała.
– Pomyłka – odpowiedziała i rozłączyła się.
Telefon jednak znów zadzwonił.
– Małgosia? – spytał ten sam głos.
– Tak – odparła zmieszana. Kto to mógł dzwonić?
– To nie pomyłka. Pytam, czy nie poszłabyś do kina. Tu Kuba Krosnowski, brat Kingi…
– Ojej, przepraszam, nie poznałam – odparła szczęśliwa, że przez telefon nie widać jej miny.
Telefon Kuby zupełnie ją zaskoczył. A jeszcze nie tak dawno myślała o tym chłopaku niemal codziennie…
Wszystko zaczęło się wtedy od tej nieszczęsnej chusteczki i pieniędzy zabranych przez przypadek z cudzej kieszeni.
* * *
– Mieszkasz tu? – spytał, gdy stanęli przed żółtym domem na Saskiej.
– Tak – odparła Małgosia i nerwowo przestąpiła z nogi na nogę.
Zupełnie nie wiedziała, jak się zachować. Powinna coś powiedzieć. Może podziękować za odprowadzenie? Albo za to, że kupił jej po drodze chusteczki do nosa i mogła się wypłakać. A może powinna zaprosić Kubę na górę na herbatę?
– Myślisz, że nie powinnam czuć wyrzutów sumienia? – spytała po chwili.
– Z powodu tych pieniędzy? Absolutnie! – odparł stanowczo Kuba.
– Ale wiesz… ja miałam wrażenie, że ten facet wie, że ja jemu, a nie sobie grzebię w kieszeni – tłumaczyła Małgosia. – On na mnie patrzył i tak jakby chciał coś powiedzieć, a się bał.
– To jego problem – powiedział Kuba. – Facet powinien być asertywny.
– Asertywny? – zdziwiła się Małgosia.
– Asertywny.
– Do tej pory myślałam, że asertywność to umiejętność odmawiania, gdy ktoś cię o coś prosi, a ty nie chcesz tego zrobić.
– No, poniekąd – powiedział Kuba. – To także elastyczność zachowania, stanowczość. Skoro twierdzisz, że on widział, że ty grzebiesz mu w kieszeni, to powinien był zareagować.
– A może on nie chciał zrobić mi przykrości?
– I w imię tego zgodził się na krzywdzenie siebie? To znaczy, że nie jest asertywny. Kartezjusz twierdził, że wolność jest źródłem godności człowieka. Ten człowiek, jeśli jak mówisz, widział, że grzebiesz mu w kieszeni, i nic nie powiedział, więc skrzywdził siebie. A krzywdzenie siebie jest brakiem szacunku do własnej osoby, a co za tym idzie, pozbawianiem siebie godności.
– Matko! Jaki wywód!
– Sorry… – zmieszał się Kuba. – Takie akademickie gadanie – dodał i uśmiechnął się rozbrajająco.
Małgosia zauważyła, że jednak jest trochę podobny do Kingi. Miał nie tylko ten sam kolor włosów, podobny uśmiech, lecz także sposób gestykulowania.
– A co studiujesz?
– Właściwie zacząłem od psychologii, ale wziąłem sobie jeszcze filozofię jako drugi fakultet.
– I dajesz radę tak dwa ciągnąć? – spytała Małgosia, a w jej głosie dało się słyszeć niekłamany podziw.
– To nie takie trudne. Nie przesadzajmy – odparł skromnie Kuba. Jego mina zdradzała jednak, że reakcja Małgosi mile go połechtała. – W każdym razie, wracając do twojej historii, to jak dla mnie nie masz co się tak przejmować. Po prostu zdarzyło się i tyle. Na drugi raz bądź uważna, a facet sam jest sobie winien. Forsę to się trzyma przy tyłku, a nie w zewnętrznych kieszeniach płaszcza, gdzie w tłoku każdy może włożyć rękę.
Znów zapadła krępująca cisza. Małgosia zupełnie nie wiedziała, jak się pożegnać. Może to też oznacza brak asertywności, o której dopiero co mówił Kuba?
– Więc myślisz, że naprawdę nie był asertywny?
– Jeśli, jak twierdzisz, widział, co się dzieje? Zresztą… asertywność to nie jest cecha wrodzona. Tego człowiek musi się nauczyć. W psychologii mówi się, że jest to umiejętność nabyta.
– Nie wiem, czy ja jestem asertywna – westchnęła Małgosia.
– To można łatwo sprawdzić – powiedział Kuba, przysuwając się do niej.
Zanim Małgosia się spostrzegła, stanął naprzeciwko i przekrzywiając śmiesznie głowę, dotknął ustami jej warg. Sama nie wiedziała, czemu zamknęła oczy i poddała się pocałunkowi. Na ulicy panowała cisza. Jak to się stało, że i samochody przestały jeździć? Tylko w górze, gdzieś nad ich głowami, skrzeczała siedząca na gałęzi sroka.
– Raczej nie jesteś – odparł, odrywając usta.
– A może tego chciałam? – spytała zmieszana Małgosia.
Sama nie wiedziała, czy w tej sytuacji lepiej wyjść na asertywną, czy nie. Czuła, że policzki jej płoną.
– Jeśli tak, to co innego – odparł Kuba i znów pochylił się, by ją pocałować. Tym razem jednak dziewczyna się odsunęła.
– Chciałam raz – wyszeptała drżącym głosem. – Teraz muszę już iść. I tak za długo tu stoję.
* * *
To było kilka tygodni temu. Przez pierwsze dni Małgosia nieustannie myślała i o Kubie, i pocałunku. Innym niż te Maćka. Stawała przed lustrem. Dotykała palcami swoich warg i się rumieniła. Potem myślała coraz rzadziej. Zresztą… był przecież Maciek, z którym uczyła się do klasówek, łaziła do biblioteki, spacerowała i całowała się. Dlatego pewnie z czasem w ogóle przestałaby myśleć o skradzionym przez Kubę pocałunku, gdyby nie telefon, który teraz zadzwonił.
– Do kina? – spytała jakby z niedowierzaniem.
– Do kina – odparł Kuba. – U nas na uczelni w DKF-ie grają superfilm. Byłbym bardzo niepocieszony, gdybyś nie chciała mi towarzyszyć.
Ostatnie zdanie sprawiło, że Małgosia poczuła, że nie może odmówić. Nawet nie pytała o tytuł filmu.
Umówili się u niej pod domem. Kuba przyszedł punktualnie. Małgosia zeszła dopiero wtedy, gdy przez okno zobaczyła, że chłopak już czeka. Nie chciała, by pomyślał, że jej zależy.