KAWALARKA (2)
Występy kabaretu Kawalarka cieszyły się powodzeniem. Pokazywali swoje przedstawienie głównie znajomym Spytka i Ani. I choć matura zbliżała się wielkimi krokami, raz w tygodniu odbywali próby. Najpierw u Ani w domu, potem udało jej się załatwić salę u nich w szkole. Po siedemnastej klasy w liceum Władysława Czwartego były raczej puste. Ten układ pasował wszystkim. Zwłaszcza Spytkowi, który mieszkał poza Warszawą.
Występy starali się planować na weekendy. W szybkim czasie ułożyli cały program zatytułowany Łóżko, który kręcił się wokół seksu, a także wokół chorób i szpitali. Ania ze Spytkiem specjalizowali się w całych scenkach. Ewa też brała w nich udział, ale głównie opowiadała kawały, którymi sypała jak z rękawa, przechodząc od jednego do drugiego. I to te kawały stanowiły łączniki poszczególnych historii.
– Przychodzi facet do lekarza: „Panie doktorze. Często mówię sam do siebie”. Lekarz na to, że to nie jest choroba, bo wielu ludzi to robi. A facet: „Tak, ale pan nawet nie wie, panie doktorze, jaki ze mnie nudziarz!”. Przyznam jednak, że z kawałów o lekarzu bardziej lubię ten o facecie, który miał problem z nocnym moczeniem. Różni lekarze zajmowali się jego chorobą. Wreszcie stwierdzono, że dolegliwość ma podłoże psychiczne i facet trafił do psychologa. Po miesiącu spotyka kumpla, który pyta go: „No i jak tam? Poprawa jest?”. „No jest, jest!” – odpowiada facet i widać, że jest niezwykle szczęśliwy. „Czyli co? – pyta kumpel. – Przestałeś moczyć się w nocy?”. „Skąd. Moczę się nadal, ale teraz jestem z tego niezwykle dumny!”.
Niby wszyscy się śmiali, Ewa, opowiadając kawały, była w swoim żywiole, ale… tak do końca nie była przekonana, czy kabaret ma sens. Przecież cały czas występy odbywały się w domach znajomych. Choć „występy” to jej zdaniem za duże słowo.
– Wiesz… jak nie zbadamy na żywym gruncie tego, jak jesteśmy odbierani, to nie ma sensu zgłaszać się na przegląd kabaretów – tłumaczyła Ania, gdy wyszli z imprezy w domu jednej z koleżanek.
Trwały ferie zimowe. Na próbach spotykali się niemal codziennie. Ewa chciała za wszelką cenę wykorzystać fakt, że Michał z rodzicami poleciał na dwa tygodnie do Egiptu. Nie musiała kłamać, zmyślać, kręcić. Mogła po prostu ćwiczyć nowe skecze i kawały.
– A nie macie wrażenia, że jak występujemy u ludzi, którzy nas znają, to oni się śmieją, bo jesteśmy ich znajomymi? Śmieją się, bo to po prostu my? – spytała Ewa.
– Ciebie nie znają, bo jeździmy do moich znajomych – przerwała Ania. – A jednak śmieją się z twoich kawałów.
– Hmmm… – mruknęła Ewa. Jakoś wyjątkowo nie miała humoru, choć rzeczywiście reakcja publiczności na ich występ była żywa.
– A gdzie mamy występować? – obruszył się Spytek. – Widziałaś sama. Jak wtedy spotkaliśmy się w Złotych Tarasach, to roznosiliśmy ulotki, że wystąpimy z kabaretem prywatnie. Odzew jaki był? Zerowy!
– Bo wybraliście fatalny termin. Przed świętami to ludzie szukali prezentów, a nie takich… – zawahała się, szukając odpowiedniego słowa. – Usług jak wasza.
– Teraz to nasza – zauważył Spytek.
– Nieważne, ale i tak nie mamy już kasy na druk ulotek – stwierdziła Ania.
– Co proponujesz? – Spytek spojrzał na Ewę.
Stali we trójkę na przystanku. Ania w objęciach Spytka, który dmuchał jej we włosy. Ewa wielokrotnie łapała się na tym, że kiedy ich obserwowała, czuła lekkie ukłucie zazdrości. Nie. Nie chodziło o Spytka. Chodziło jej raczej o to porozumienie między nimi. Widziała, że się rozumieją, że kabaret, który razem wymyślili, jest ich życiem. Spytek powiedział zresztą kiedyś, że pozazdrościli kabaretowi Mumio, bo tam występuje małżeństwo.
– Słuchaj, a może… wystąpimy u kogoś z twoich znajomych? – powiedział Spytek, nie mogąc doczekać się żadnej propozycji.
* * *
Dwa dni później Kawalarka miała występ w domu Maćka. Ewa zadzwoniła oczywiście najpierw do Małgosi, bo zależało jej na dyskrecji, ale ta nie chciała ryzykować konfliktu z mamą. Dlatego to Maciek zaprosił wszystkich do siebie. Widzów było nawet sporo, bo nie tylko Maciek i Małgosia, ale też mama Maćka i Czarny Michał z Kingą. Kawalarka podobała się wszystkim. Nawet mama Maćka stwierdziła, że powinni zgłosić się na przegląd amatorskich kabaretów.
– Najpierw jednak wystąpcie w jakimś domu kultury – powiedziała.
– Maciek… – zaczęła Ewa zaraz po występie. – Ja mam prośbę… Nie zająknij się przy Michale o tym kabarecie, dobrze? Bo on mi zrobi aferę o Spytka, a sam widzisz, że nie ma o co.
– Wasza sprawa – powiedział Maciek, unosząc ręce w geście, który miał oznaczać, że naprawdę nie ma zamiaru się wtrącać.
– Ani słówka! Proszę!
– Masz jak w banku, ale przecież to się kiedyś i tak wyda…
– Wiem… – mruknęła Ewa. – Ja mu to powiem, ale… jeszcze nie teraz.
* * *
– Małgosia… – Głos Ewy w słuchawce brzmiał jakoś dziwnie.
– Co się stało?
– Kawalarka.
– Co?
– No… Kawalarka.
– A! Ten wasz kabaret – oderwana od nauki Małgosia dopiero po chwili załapała. – I co z nim?
– Dostaliśmy się na przegląd kabaretów.
– No to gratulacje!
– Ale wiesz… powinnam to powiedzieć Michałowi.
– Przydałoby się.
– Tylko nie wiem jak.
– Wiesz co… – Małgosia była wyraźnie zniecierpliwiona. – Ty dziwna jesteś. Ciągle mówiłaś, że chcesz być psychologiem. A sobie samej pomóc nie umiesz…
– Przecież wiesz, że sobie najtrudniej.
– No tak, ale czy ty naprawdę nie widzisz, że z tymi kłamstwami już się zapędziłaś? Przecież mamy kwiecień! Od grudnia, kiedy spotkałyśmy Spytka z Anią, miałaś wystarczająco dużo czasu, by przestać okłamywać Michała.
– Ale ja nie kłamię…
– Tak, tak… Ty tylko po prostu nie mówisz mu wszystkiego.
– A ty lepsza jesteś? Myślisz, że nie wiem, że coś się popsuło między tobą a Maćkiem?
– No wiesz! – Małgosię aż zatkało.
O tym, co stało się u niej w pokoju między nią a Kubą i Maćkiem, nie chciała z nikim rozmawiać.
– No co? – Tym razem Ewa okazała zniecierpliwienie. – Ślepa nie jestem. Wiem, że coś jest nie tak. Nie naciskam. Mówię ci tylko o tym, żebyś wiedziała, że wiem. Przyjaźń polega między innymi na tym, że jak ktoś czegoś komuś nie mówi, to druga osoba to szanuje. Z kolei jak ktoś się komuś z czegoś zwierza, tak jak ja teraz tobie, to znaczy, że prosi o radę. Ja nie zdradzam Michała.
Przez chwilę w słuchawce panowała cisza. Pierwsza odezwała się Małgosia.
– Chcesz rady?
– Tak.
– Albo mu po prostu powiedz, albo postaw przed faktem dokonanym.
– To znaczy?
– Posadź na widowni na przeglądzie kabaretów.
Ewie bardziej podobała się druga opcja. Oczami wyobraźni widziała, jak Michał zachwyca się ich przedstawieniem i złość mu mija. Jednak sprowadzenie go na przegląd kabaretów nie było takie proste. Ewa nie bardzo wyobrażała sobie to, że Michał weźmie od niej bilet i sam pójdzie na festiwal…
Na szczęście z pomocą Małgosi udało się zorganizować wszystko tak, że na przegląd kabaretów, który odbywał się na scenie Teatru Roma, poszli całą paczką. Nawet Maciek był, choć czuło się napięcie między nim a Małgosią. Na widowni w pewnym momencie zrobiło się spore zamieszanie. Bo przecież Ewa musiała zniknąć za kulisami, by przebrać się, a potem wyjść na scenę.
Łóżko zaczynało się od sceny w szpitalu. Grana przez Ewę starsza pielęgniarka poprzez kawały opowiadała młodszej pielęgniarce, granej przez Anię, historie różnych pacjentów. Gdy dochodziła do kawału o pacjencie, który moczył łóżko, Ania pytała:
– Facet nie miał żony?
– No raczej nie, bo gdyby miał, to wiesz, co by się działo?
Mówiąc tę kwestię, Ewa zdejmowała z głowy pielęgniarski czepek, zdejmowała też fartuch, by zostać na scenie w czymś w rodzaju szlafroka, i przechodziła w miejsce, gdzie stało łóżko. W nim leżał Spytek. Odgrywała jego kochankę. Scena, gdy nakrywa ich żona, czyli Ania, a on się moczy, ona zaś tłumaczy, że jest pielęgniarką i wypełnia obowiązki służbowe, wzbudziła salwy śmiechu.
W trakcie występu Ewa ani razu nie spojrzała w kierunku bocznego rzędu, gdzie zostawiła Michała. Bała się. Tak jakby przewidziała, co może się tam dziać, i dla dobra występu nie chciała się rozpraszać. To dlatego nie widziała wściekłej miny chłopaka ani tego, że Maciek próbował go uspokoić. Gdy wśród oklasków schodzili ze sceny, Michał wychodził w kierunku szatni. Dogoniła go na ulicy, ale mimo wołania – nie tylko nie zatrzymał się, ale też i nie odwrócił.
* * *
Gdy otworzył drzwi wejściowe, zobaczył stojącego na klatce schodowej Spytka. Po minie widać było, że nie da się przegonić. Od razu zresztą postawił nogę w progu.
– Tak się, Michał, nie robi – zaczął mówić z wyrzutem.
O nie. Michał już podjął decyzję. Nie będzie się odzywał. Nie odezwie się ani razu. Do gościa odwrócił się plecami. A ponieważ nie wyrzucił go za drzwi, ośmielony tym zachowaniem Spytek wszedł za Michałem do kuchni. Michał po raz kolejny włączył czajnik elektryczny.
– Jak robisz herbatę, to i mnie zrób – poprosił Spytek.
Po chwili Michał bez słowa podał mu kubek. Siedli naprzeciwko siebie przy stole.
– Ty musisz nauczyć się jednego – mówił Spytek, starając się, by jego głos mimo nerwów brzmiał spokojnie. W końcu tam, na Nowogrodzkiej trwały obrady jurorów. Ważyło się być albo nie być ich kabaretu. – Drugi człowiek to nie jest przedmiot. Nie jest niczyją własnością. Fakt, że Ewka przed tobą ukrywała to, że się spotykamy, o czymś świadczy. Ty ją męczysz swoją zazdrością i podejrzeniami. Albo się zmienisz, albo ona cię będzie okłamywać. I nie dlatego, że ma coś do ukrycia. Ale dlatego, że ta podejrzliwość jest nie do zniesienia. Nie tylko ty cierpisz. Ona również. I któregoś dnia ją stracisz. Nie możesz być tak zazdrosny. Zwłaszcza że nie spotykała się ze mną jak dziewczyna z chłopakiem. To inna relacja. Ja czułem, że coś jest nie tak, bo nie przychodziłeś na próby. Myślałem jednak, że ty po prostu mnie nie lubisz.
„Bo nie lubię” – pomyślał Michał, ale nie powiedział tego na głos. Patrzył na Spytka wściekły, choć czuł, jak powoli wściekłość ustępuje miejsca innym uczuciom. Nie umiał ich tylko zdefiniować. Spytek mówił dalej:
– Wierz mi, że gdybym wiedział, że ty o niczym nie masz pojęcia, postarałbym się ją namówić…
W tym momencie zadzwonił jego telefon. Spytek po melodii poznał, że to Ania. Michał podniósł wzrok znad kubka herbaty i obserwował Spytka.
– Ania? Co?
Naprawdę? Super…! Kocham cię! Super! Daj Ewę. Nie może rozmawiać? Jak to nie może… Ojej! Daj ją! Ewa? No nie rycz… Poczekaj chwilę… – Spytek zakrył ręką słuchawkę i podając ją Michałowi, rzucił szeptem: – Porozmawiaj z nią. Ona jest zrozpaczona. A na dodatek przez to, że tu przyjechałem, nie możemy bisować, chyba że szybko taksówką pojadę pod teatr, ale nie mam za co. Cztery miesiące pracowaliśmy nad tym programem. Idę do klopa. Aha. Zajęliśmy trzecie miejsce.
Gdy po chwili wrócił z toalety, Michał właśnie zamawiał taksówkę.