FLORET
Ferie miały się ku końcowi, kiedy w życiu Michała zdarzyło się coś bardzo nieprzyjemnego. Zupełnie nagle w ostatnią sobotę ferii wynikła sprawa z floretem. Tym, którym w sylwestra bawili się chłopcy. Mama Kingi i Kuby dopiero teraz zauważyła, że zasłona w pokoju Kuby jest rozdarta, i przeprowadziła dochodzenie. Po wstępnych ustaleniach co i jak zadzwoniła oburzona do mamy Michała. Rozpętała się burza, bo mama, odłożywszy słuchawkę na widełki, zaczęła wykrzykiwać:
– Mam tego dosyć! Wtedy u tego całego Maksa alkohol, a teraz u Kingi nie tylko alkohol, ale jeszcze broń! Skandal! Muszę teraz płacić za zasłony!
Michał słuchał w milczeniu. O co chodzi z bronią i zasłonami, nie miał zielonego pojęcia. Próbował protestować, ale mama jak zawsze okazała się ostra i nieugięta. Nie pozwoliła nawet zadzwonić. A chciał natychmiast dowiedzieć się od kogoś, co jest grane. Mama jednak powiedziała twardo:
– Zakaz dzwonienia i zakaz wychodzenia do znajomych. Siedzisz i się uczysz.
– Przecież jeszcze ferie… – próbował protestować Michał.
– Ostatni weekend tych ferii! – Głos mamy był stanowczy i nieprzyjemny. – A poza tym nie pyskuj! Masz tu listę zakupów i idź na bazarek.
Chcąc nie chcąc, Michał ubrał się i wyszedł. Nawet nie zauważył, że mama obserwuje go przez okno. Po policzkach płynęły jej łzy. Po raz kolejny myślała, że samotne wychowywanie dorastającego chłopca nie wychodzi jej najlepiej.
* * *
Mróz szczypał Michała w policzki, kiedy szedł między budkami po kolejną rzecz, która znalazła się na jego liście. Tuż koło warzywniaka wpadł na Kingę.
– Cześć – powiedziała na jego widok.
– Cześć – mruknął i chciał ją wyminąć, kiedy nagle coś go tknęło. – Słuchaj – spytał, ściszając głos – o co chodzi z tą bronią?
– No… rozdarłeś zasłonę – powiedziała Kinga, przyglądając się Michałowi, trochę zaskoczona pytaniem.
– Pistoletem?! – Michał był zdumiony.
– Jakim pistoletem? – teraz Kinga się zdziwiła.
– To ja się pytam jakim! – Michał zaczynał być nieprzyjemny.
– Wiesz co? – Kinga spojrzała na niego jak na kosmitę. – Ty weź się lecz! Skąd ci się wziął pistolet? Floret! To chodzi o floret! Wiem, że podobnie brzmi, ale chodzi o floret.
– Jaki floret? – Michał aż oczy wytrzeszczył.
– No… floret mojego brata – odparła Kinga niepewnie, bo teraz zaczęła nabierać podejrzeń, że jednak nie Michał był sprawcą całego zamieszania z rozdartą zasłoną. A kiedy Michał spytał: „Co to jest floret?”, nabrała pewności.
– To taka szpada – szepnęła Kinga i ze wstydu zarumieniła się aż po czubek głowy.
Teraz bowiem uświadomiła sobie, co jej mama mówiła przez telefon mamie Michała. Michał mruknął: „Aha” i ruszył w kierunku kolejnej budki. Coś strasznie kłuło go w sercu. Na oczy nie widział żadnego floretu, a tu nagle oskarżają go, że coś nim zbroił.
„To celowe – myślał. – Zapraszają mnie na imprezy, by potem bawić się moim kosztem. Niedoczekanie. Ostatni raz”.
– No coś ty! – Kinga krzyknęła za nim, ale nie odwrócił się nawet. Musiała podbiec. – Michał, jeśli to nie ty, ja to wyjaśnię.
Złapała go za rękaw. Przystanęli. Ale Michał nie patrzył na nią. Spoglądał gdzieś ponad głową dziewczyny na skrzynki pełne warzyw. Kinga schwyciła go za kołnierz kurtki i szarpnęła z całej siły. Chciała, by na nią spojrzał. Czuła się tak podle. W końcu to ona powiedziała mamie, że głupi Czarny Michał nie dość, że upił się, to jeszcze machał floretem. A przecież nawet na oczy tego nie widziała.
– Ja to odkręcę – obiecała cicho. – Słowo.
Michał spojrzał na nią niechętnie i wtedy zauważył, że policzki Kingi płoną. Ręce jej się trzęsły, gdy próbowała upchnąć pod czapką kosmyki kasztanowych włosów, które niesfornie jej się wymykały.
– Zadzwoń do mnie wieczorem – szepnęła. – Ja się dowiem, jak to było z tym floretem.
Michał nadal milczał.
– Powiedz coś – poprosiła cicho.
– Co mam powiedzieć? – wybuchnął. – Że mam szlaban? Że nie mogę do nikogo dzwonić, do nikogo przychodzić ani nikogo do siebie zapraszać? To chcesz usłyszeć? Ale może ucieszy cię to, że nigdy więcej nie pójdę na żadną klasową imprezę? Mam was wszystkich gdzieś! – Michał krzyknął tak głośno, że ludzie zaczęli się oglądać. Kinga poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Michał, ujrzawszy pierwszą na jej policzku, mruknął: – No tak. Stary babski numer. Będziesz płakać. Co na mnie chcesz wymusić? – spytał ostro.
– Przeprosiny! – jęknęła Kinga przez łzy.
Michał nie odpowiedział. I chyba dlatego po chwili kłopotliwego milczenia Kinga zaczęła wykrzykiwać:
– Chcę to odkręcić! Rozumiesz? Możesz nie łazić na imprezy! Możesz mieć nas wszystkich gdzieś! Ale to jedno pozwól mi wyjaśnić… – urwała, bo nagle dotarły do niej słowa Michała. Po chwili ciszy Kinga, chlipiąc, wykrztusiła: – Dała ci karę?
– Uhu – mruknął w odpowiedzi Michał. Było mu głupio. Jakby dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Kinga nie miała złych intencji. Wszyscy wiedzieli, że jest sprawiedliwa, więc skoro mówi, że odkręci… – Ale ja nie mogę zadzwonić – odparł po chwili dłuższego milczenia.
– Ja zadzwonię do ciebie – obiecała Kinga i ruszyła w kierunku wyjścia z bazaru.
– Poczekaj chwilę! – zawołał za nią, ale dziewczyna odwróciła się tylko po to, by krzyknąć jeszcze: – O ósmej!
Chciał za nią pobiec, ale stał jak sparaliżowany z siatkami, w których obijały się bułki, ziemniaki i cała masa zakupów zrobionych zgodnie z listą daną przez mamę.
* * *
Kinga wpadła do domu jak burza. Nerwowo przerzucała kartki notesu w poszukiwaniu telefonu Aleksa. Chyba tylko raz do niego dzwoniła.
– Jezu, żeby się nie okazało, że jeszcze nie wrócił z ferii – jęknęła do siebie, wykręcając numer. – Jak to było z tym floretem?! – krzyknęła do słuchawki, słysząc głos kolegi. Nie przedstawiła się, nawet nie powiedziała: „Dzień dobry”. Zupełnie jak nie ona.
– No tak, jak mówiłem wtedy… – Aleks zaczął się jąkać.
– To znaczy jak?
– No… tak, jak wtedy mówiłem…
– To powtórz teraz jeszcze raz.
Aleks milczał. A Kindze więcej nie trzeba było mówić.
– Ty rozdarłeś? – spytała ostrym tonem.
– Z Białym Michałem. We dwóch.
– To zadzwoń przeprosić Czarnego – powiedziała Kinga i w skrócie przedstawiła Aleksowi sytuację, w jakiej Michał się znalazł.
Ale ku jej zdumieniu Aleks nie był zainteresowany odkręcaniem historii z floretem.
– Przyda mu się ten szlaban za to, że się upił – odparł.
– Wiesz co?! – wykrzyknęła Kinga oburzona.
– Co? – spytał Aleks zaczepnie, a to tak rozjuszyło Kingę, że ku swojemu najszczerszemu zdziwieniu odparła:
– Gówno. – I rzuciła słuchawkę.
Wkurzona, siadła przy biurku i zaczęła przeglądać zeszyty. Wprawdzie był to ostatni weekend ferii, ale nie zaszkodzi powtórzyć lekcje. Poza tym do ósmej wieczorem zostało jeszcze trochę czasu, a Kinga kompletnie nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Tak ją cała sprawa z floretem wytrąciła z równowagi.
* * *
– Wie pani, mój Michał to jakiś zakochany chyba – mówiła mama Czarnego Michała sąsiadce. Była niedziela i obie panie wracały razem z kościoła. – Najpierw to tak podejrzewałam tylko, bo się zamyśla, częściej niż kiedyś myje i w ogóle przywiązuje wagę i do wody kolońskiej, i do dezodorantu, i do ubrań. Ale wczoraj nabrałam pewności. Była w domu mała sprzeczka i zabroniłam mu dzwonić do kogokolwiek i gdziekolwiek chodzić.
– Tak. Z chłopcami trzeba krótko – powiedziała sąsiadka – bo potem pani wie… Piwko, narkotyki…
Mama Michała aż przystanęła na chodniku. Czyżby Michał już sięgał po narkotyki?
Boże… serce zaczęło jej walić. Udała jednak, że słowa sąsiadki obeszły ją tyle co nic, i mówiła dalej:
– I mniej więcej o dwudziestej przyszedł do dużego pokoju, stanął nad telefonem i tak się w niego wpatrywał, jakby Bóg wie co się miało stać. Mówię mu, że przecież ma zakaz dzwonienia. A on na to burknął tylko, że to nie on będzie dzwonił, tylko do niego zadzwonią. Pytam: kto? A on, że kolega. I jak ten telefon zadzwonił, to niemalże rzucił się na słuchawkę. I wie pani? Zabrał telefon do siebie do pokoju i gadał z pół godziny.
– Boże! Ileż to pieniędzy te rozmowy młodych kosztują!
– Ależ to nie na mój koszt, więc nie protestowałam.
– No i co?
– No i po półgodzinie podniosłam słuchawkę drugiego aparatu. A tam wie pani? Dziewczyna! I szczebioczą! A jak się zorientował, że podniosłam słuchawkę, to wyjrzał z pokoju i posłał mi mordercze spojrzenie. No i jeszcze potem słyszałam, jak kończył rozmowę…
– Jak?
– Pa, Hindusie!
– Co takiego?
– No… powiedział: „Pa, Hindusie”.
– To chyba zakochany – stwierdziła sąsiadka i z uśmiechem pokiwała głową. – Ech, ta młodość…
* * *
– Zakochany? Michał? – szepnęła do siebie Kamila, która od dłuższego czasu szła tym samym chodnikiem z psem. Gdyby jeszcze wczoraj ktoś jej powiedział, że usłyszy taką rozmowę i sprawi jej ona przykrość, nie uwierzyłaby. A teraz coś kłuło ją w sercu.
„Czyżby zazdrość?” – pomyślała. I odpędziła tę myśl, ale nie dało się ukryć, że to nie z nią rozmawiał wczoraj Michał przez telefon. To nie jej mówił na pożegnanie: „Pa”. I sama się dziwiła, jak bardzo ją to bolało.