LODOWATY PUSTAK
– Kamila! Powiedz, o co ci chodzi! – domagał się Wojtek, wybiegając za nią z klasy.
Przed chwilą usłyszał, że jest podstępnym oszustem, bezczelnym kłamczuchem i chamem, ale dlaczego?! Tego już mu nie powiedziała…
– Ty już wiesz, o co chodzi! – odkrzyknęła i wbiegła do łazienki.
Szarpnął za klamkę i mimo protestów paru dziewczyn z innych klas zawołał w głąb pomieszczenia:
– Jakbym wiedział, tobym nie pytał!
Ale Kamila milczała. Wojtek nie wiedział, czy do łazienki poszła, bo rzeczywiście chciała tam pójść, czy po to, żeby uniknąć rozmowy z nim. Miotał się pod drzwiami i pod nosem mruczał do siebie:
– O co jej chodzi? O co jej chodzi?
– A ty co? Podrywaczu za dychę? Pod damskim kiblem wystajesz? – dobiegł go z boku znajomy głos.
Wojtek odwrócił się i zobaczył Aleksa, który z kpiącą miną przyglądał mu się badawczo. Wojtek postanowił wrócić do klasy.
– Nie wiesz, o co chodzi Kamili? – spytał Małgosię, która siedziała w klasie pochylona nad jakąś książką.
– O internet – mruknęła Małgosia i wróciła do przerwanej lektury.
– Jaki internet?! – Wojtek nic nie rozumiał.
– Nie wiedziała, że Primabaleron to ty.
– Jak to: „nie wiedziała”?! Jak mogła nie wiedzieć?! – Nie mieściło mu się to w głowie. Przecież dawno opowiedział jej, jak brat cioteczny nazwał go Primabaleronem, bo wydawało mu się, że primabalerina to aktorka, a jej męski odpowiednik to musi być właśnie primabaleron.
– Jezu! Weź mnie nie męcz! Nie widzisz, że czytam? – zirytowała się Małgosia.
Wojtek spojrzał na Małgosię wzrokiem, który gdyby mógł zabijać, z pewnością położyłby trupem nie tylko ją, ale pół klasy z panią Czajką na czele.
Przez resztę dnia bezskutecznie próbował porozmawiać z Kamilą. Udało się dopiero po szkole. Choć właściwie nie była to rozmowa, a monolog. Kamila szła szybko i energicznie zatykała uszy palcami, a tuż obok niej równie szybko szedł Wojtek i próbując oderwać jej ręce od uszu, wykrzykiwał:
– Teraz wychodzi, jak mnie słuchasz! Mówiłem ci, że marzę o aktorstwie. Opowiadałem ci anegdotkę o primabaleronie… Nawet w rozmowach o DiCaprio mówiłem ci to samo co w szkole… – Wojtek mówił urywanymi zdaniami, a ponieważ Kamila przyspieszyła, chłopiec puścił jej ręce i stanąwszy na chodniku, krzyknął: – Wiesz co? Mam cię gdzieś! Więcej się do ciebie nie odezwę. Myślałem, że jesteś inna. Życzliwsza! Ale ty rzeczywiście jesteś pustą lalką, którą trzeba olać, żeby wzbudzić jej zainteresowanie. Nie dziwię się, że olał cię Michał. I że ten twój Olek też już o ciebie nie zabiega. Jesteś zarozumiały, lodowaty pustak!
* * *
Kamili aż ręce się trzęsły, kiedy otwierała drzwi do mieszkania. „Lodowaty pustak? Ja ci dam lodowatego pustaka! Ty primabaleronie ze zjaranej sceny!”. Mruknęła pod nosem i z impetem rzuciła teczkę na podłogę. „Nie odezwiesz się do mnie? I dobrze! A pies cię drapał!”.
Na szczęście ani Kuby, ani babci nie było w domu. Nikt nie widział, jak wściekła waliła w klawisze klawiatury i pisała do Wojtka list zatytułowany: Jesteś niesprawiedliwy!.
Co Ty sobie wyobrażasz? Skąd mogłam wiedzieć, że to Ty? W listach nic nie było… I nagle… postanowiła zajrzeć do korespondencji z Primabaleronem:
Jak obejrzysz film, to pogadamy. (To było przed obejrzeniem Człowieka w żelaznej masce). A widzisz? Już dawno mówiłem ci, że Leoś D. jest zajebistym aktorem. Po obejrzeniu. Już dawno mówił. Pewnie. Ciągle mówił o jego aktorstwie. Zachwycał się Gangami Nowego Jorku, których rodzice nie pozwolili jej oglądać. A ona nie chciała skorzystać z okazji, by zobaczyć ten film u Wojtka razem z nim. Fakt. Gdyby uważnie czytała, co do niej pisze… ale ona rzeczywiście… skupiła się na roztrząsaniu swoich problemów. Kumpla nie słuchała. Ani w szkole, ani wtedy, gdy przez internet pisał do niej jako Primabaleron z kretyńskiego adresu primabaleron@wp.pl.
Wykasowała list. Przez chwilę zastanawiała się, co dalej zrobić. Nagle jej wzrok padł na stojącą na regale świeczkę różyczkę, którą dostała na mikołajki. Od razu przypomniała sobie esemesa sprzed paru tygodni. I nagle wszystko to zaczęło łączyć się jej w logiczną całość. Poderwała się z miejsca jak oparzona, szybko ubrała i wybiegła z domu.
* * *
Małgosia nie spodziewała się Kamili. Siedziała sama i czytała gazety, którymi zarzucił ją Maciek. Ciągle ją czymś zaskakiwał. Wiedział coś, czego nie wiedziała ona. Ostatnio mówił o tym, że w „Polityce” napisali, że XXI wiek może być ostatnim wiekiem dla ludzkości, bo się zapętliła technicznie czy jakoś tak… Małgosia dokładnie tego nie rozumiała. Teraz też. Opowiedział jej o tym, że w Niemczech jakiś wariat kanibal przez internet poznał innego faceta i go zjadł. I dziwił się, że Małgosia o tym nie słyszała.
– Gazety o tym trąbiły na okrągło! Ty musisz takie rzeczy wiedzieć, jak chcesz korzystać z internetu. Musisz mieć świadomość, jakie to zagrożenie! – wykrzykiwał, a Małgosia czuła się jak niedouczony kretyn.
Dlatego teraz, kiedy wreszcie przyniósł jej kilka gazet, czytała artykuł o dwóch amerykańskich nastolatkach, które uczą facetów z FBI języka młodzieżowego, by mogli śledzić w sieci pedofilów. Mama i tata nigdy nie rozmawiali z nią na takie tematy. Tak jakby myśleli, że kogo jak kogo, ale jej to spotkać nie może. Pedofile nie istnieją. Ale… chyba tak nie jest. Nie dalej jak wczoraj chciała otworzyć stronę z poradami dla dziewcząt, a tu… jakiś seks. Zamknęła okno jak oparzona. Bo tata mógłby wejść i zaczęłyby się kłopotliwe pytania. I musiałaby się przyznać, że szukała porad sercowych, bo w sumie to nie wie, czy Maciek ją kocha czy nie, bo wcale jej tego nie mówi, tylko całuje… Mówi, że uwielbia zapach jej włosów. Ale włosy to nie ona – Małgosia. Włosy to włosy.
– Słuchaj… – zaczęła Kamila od progu. – Wojtek się obraził. Ja może rzeczywiście źle zrobiłam, że nie bardzo go słuchałam. W sumie już nie wiem. Od jakiegoś roku jestem do niczego. Rozbita jak garnek…
I nagle Kamila rozpłakała się.
Małgosia chciała pocieszyć przyjaciółkę, ale przeszkodził jej dzwonek do drzwi. To był Maciek. Miał dobry humor, bo wracał z basenu, gdzie pierwszy raz w życiu udało mu się pokonać Aleksa!
– A czemuż to waćpani łzy roni? – spytał wesoło na widok zapłakanej Kamili.
– Bo… – chciała coś powiedzieć Kamila, ale rozszlochała się jeszcze bardziej i tylko zrezygnowana wyjąkała, machając ręką: – O Jezu!
– Nie Jezu, tylko Maćku! W naszej kulturze nikomu nie nadaje się imienia Jezus.
– Hu… hu… – zaśmiała się Kamila przez łzy.
Wreszcie Maciek mówił do niej tak jak kiedyś.
– Zagramy w monopol? – zaproponowała Małgosia. – Nic tak nie poprawia humoru.
I miała rację. Bo Kamila wprawdzie z oporem, ale zgodziła się. A potem, mniej więcej w połowie drugiej rundy, przestała pochlipywać. O powodach jej ryku zaczęli gadać, gdy gra rozkręciła się na dobre.
– O! Dyszka za drugie miejsce w konkursie piękności – śmiał się Maciek, kiedy Małgosia wyciągnęła kartę „kasy społecznej”. – A wiesz, dlaczego drugie? Bo pierwsze zająłem ja!
– To tylko dlatego, że ja nie startowałam – odezwała się Kamila.
Dopiero wtedy Maciek z Małgosią usłyszeli jej śmiech.
– Ty się musisz raz na zawsze zdecydować, czego w życiu chcesz – powiedział Maciek. – Ja to tak widzę, że Wojtek wydaje ci się fajny, ale ponieważ w klasie go nie lubią, więc się wstydzisz. Ciągle przejmujesz się tym, co ludzie mówią. A olej to i zacznij żyć swoim życiem! Olka potraktowałaś jak… nie wiem co. Bo fajny był, gdy prężył mięśnie, ale gdy okazało się, że łaził na ceramikę, to już nie było takie fajne, co? Bo co inni powiedzą. Ty się otrząśnij!
– Ale…
– Nic nie mów – przerwał jej Maciek. – Ale jeśli tak bardzo obawiasz się reakcji klasy, to ci oświadczam, że planuję na swoje imieniny, które mam zaraz po feriach, zaprosić wszystkich. Bez żadnego wyjątku.
Przepraszam. Przepraszam. Przepraszam. To słowo, napisane wiele razy, było jedyną treścią e-maila, jaki odebrał Wojtek. Miał go skasować bez czytania, ale coś go tknęło i tego nie zrobił. Teraz na ekranie komputera słowo przepraszam migotało ułożone w równe rzędy. W każdym ten wyraz mieścił się cztery razy. A rzędów było… Wojtkowi nie chciało się liczyć. Na ekranie cały czas widniał napis: Nadawca zażądał potwierdzenia przeczytania wiadomości. Czy chcesz wystać potwierdzenie? Wojtek kliknął OK. „Niech wie, że przeczytałem – pomyślał. – Ale nie odpowiem jej teraz. Niech czeka”.