WRÓŻBY
To był jeden z najlepszych pomysłów Kingi. Tak stwierdzili wszyscy, kiedy na jednej z lekcji polskiego Kinga wspomniała, że byłoby fajnie, gdyby zrobili sobie andrzejki. Taki prawdziwy dzień wróżb. Pani Czajka początkowo zaoponowała i powiedziała, że mogą co najwyżej na jednej lekcji, ale wtedy Kaśka i Ewa podniosły ręce w gestach protestu.
– Proszę pani! – zawołała Ewa. – Ale my przygotujemy bardzo fajną imprezę.
– W przeciągu godziny to nie da się powróżyć wszystkim – dodała Kaśka.
– W ciągu! – poprawiła ją pani Czajka. – W przeciągu to można stać i się przeziębić.
Dziewczynki zaniemówiły. Na szczęście tylko na chwilę, bo potem zaczęły jedna przez drugą przekonywać wychowawczynię o atrakcyjności wróżbiarskiej lekcji i korzyściach z niej płynących. Ostatecznie pani Czajka uległa. Kazała każdemu przygotować po jednej wróżbie. I tylko Kaśkę wyznaczyła do przygotowania referatu o historii wieczorów andrzejkowych.
– To kara za przeciąg – oznajmiła, a ponieważ zadzwonił dzwonek, zebrała swoje rzeczy z biurka i wyszła z klasy.
* * *
Kamila jako jedyna nie cieszyła się z andrzejek. Taka impreza bez Olka?
– Będą wróżby o chłopakach i dziewczynach i nie będę wiedziała, czy z nim to na poważnie – żaliła się Małgosi.
– A to ty myślisz, że wróżba odpowie ci na to pytanie?
– A co mi da odpowiedź? – spytała Kamila.
– Życie – zawyrokowała Małgosia. – To znaczy czas.
Zamyśliły się. Wbrew zakazowi obowiązującemu w szkole siedziały na parapecie korytarzowego okna. Kamila cały czas nie wiedziała, o co chodzi z Olkiem i ceramiką. Dlaczego aż tak ukrywał prawdę? A poza tym… Małgosi Maciek powiedział, że ją kocha. A Olek jej?
Małgosi rzeczywiście nie gryzły wątpliwości. Maciek na pewno jest tym właściwym chłopakiem – tak często miała wrażenie, że rozumie się z nim nawet lepiej niż z Kamilą.
* * *
Dzień andrzejkowy w II a rozpoczął się referatem Kaśki. Długachnym i nudnym.
Ona w ogóle nie ma polotu. Nie to co ty. Kartka nadesłana przez Maćka wywołała rumieniec na twarzy Małgosi. Wszyscy przez ponad dwadzieścia minut słuchali o tym, że „dawniej wierzono, iż są dni, kiedy duchy przodków wracają na ziemię i odsłaniają przed ludźmi odrobinę nieznanego”. Dowiedzieli się też, że „wróżbom miłosnym sprzyjał początek adwentu. Panny wróżyły zamążpójście w wigilię świętego Andrzeja, a kawalerowie w przeddzień świętej Katarzyny”.
– No i mamy sekret, czemu Kaśka czyta nam te nudy – dał się słyszeć głos Aleksa.
– Tak, ale jak się nie uspokoisz, to nie będziesz brał udziału we wróżbach – ostrzegła go pani Czajka. – W końcu dowiedziałeś się, że masz sobie wróżyć w wigilię dnia świętej Katarzyny, a nie Andrzeja, więc, być może, zaraz ci podziękuję.
Nastała cisza. Kaśka kończyła swój nudny referat, a klasa myślała o niebieskich migdałach. Dla Małgosi przybrały one formę jeża na głowie Maćka. Dla Kamili – wysportowanej sylwetki Olka, a dla Czarnego Michała… cóż. Chłopak raz po raz spoglądał w stronę blondwłosej koleżanki, która już drugi rok dawała mu kosza.
Kaśka wreszcie przestała przynudzać – robiła to zresztą bardzo skutecznie, bo Ewę i Białego Michała trzeba było obudzić – oboje zasnęli z głowami na blatach.
Zaczęło się od tradycyjnego lania wosku. To przygotował Maciek, bo tylko on z całej klasy miał w domu stary klucz. Z sekretariatu przyniósł do klasy wielką lampę – w jej świetle wszyscy oglądali to, co im wyszło z wosku.
W tym czasie dziewczyny pod komendą Zosi układały kapcie. Jeden za drugim, od okna do drzwi. Której kapeć pierwszy wyjdzie za drzwi, ta pierwsza wyjdzie za mąż. W chwili gdy cała klasa oglądała wosk wylany przez Aleksa, przypominający rakietę tenisową, rozległ się krzyk:
– Ty świnio! Ty wstrętna świnio!
To Kaśka okładała pięściami… Czarnego Michała.
Wszyscy rzucili się, żeby ich rozdzielić.
– O co chodzi? – spytała pani Czajka.
Zapadła cisza. Kaśka szlochała, więc wszyscy spojrzeli na Michała, który tylko wzruszył ramionami.
– Wariatka i tyle – skwitował. – Stwierdziłem, że skoro jej but pierwszy wyszedł za drzwi, to ona pierwsza wyjdzie za mąż.
– Nie tak było! – Kaśka aż spurpurowiała na twarzy. – Powiedziałeś, że wyjdę za mąż, bo pewnie zajdę w ciążę! Bo bez tego nikt się ze mną nie ożeni, tak jestem głupia.
– Gdybyś mniej przynudzała z tym referatem, może nie miałbym o tobie takiego zdania – odparł Michał i już chciał odejść, gdy pani Czajka go zatrzymała.
– Myślę, że nie ma co dalej tego roztrząsać – zawyrokowała, kładąc Kaśce rękę na ramieniu. – Najlepszym wyjściem z sytuacji będzie, gdy na szóstego grudnia ty, Michale, przygotujesz nam referat o mikołajkach i świętym Mikołaju. A Kaśkę przeproś, bo nikt nie dał ci prawa tak mówić.
Wrócili do dalszych wróżb. Na biurku wychowawczyni Kinga postawiła cztery filiżanki. Pod pierwszą umieściła pierścionek. Pod drugą – cukier, a pod trzecią – monetę. Czwarta filiżanka pozostała pusta. Wróżba polegała na odsłonięciu jednej z filiżanek. Jeśli znalazło się pod nią pierścionek, to oznaczało wielką miłość, jeśli monetę – bogactwo. A jeśli cukier – słodkie życie. Pusta filiżanka była symbolem nudnego życia.
Pierwsza losowała Kaśka. Puste miejsce pod filiżanką jeszcze bardziej ją przygnębiło. Kamila znalazła pierścionek, Małgosia z Maćkiem kostkę cukru. Każdy z klasy coś znajdował. Czyżby jedynie Kaśce groziło nudne życie?
Łzy zaczęły napływać jej do oczu. Natalii zrobiło się żal koleżanki, więc podeszła do Kaśki z kolejną wróżbą – tekturowe serce z papieru trzeba było przekłuć szpilką, a po drugiej stronie serca znajdowało się męskie imię. W przypadku Kaśki – Michał. Aleks nie mógł powstrzymać się od śmiechu. A Kaśka? Wzięła głęboki oddech i powiedziała:
– Dobrze, że nie Aleks.
A to wyznanie wprawiło Alka w zdumienie.
W klasie co rusz rozbrzmiewały rechoty, bo wychodziły imiona ludzi, których nie znali.
– Co za wariat to przygotowywał? – pytała Ewa.
– Ja – odparła małomówna dotąd Zosia. – Przecież to zabawa. Chyba tylko głupi szukałby w tym prawdy o przyszłości.
Przy innych ławkach wróżby trwały na całego. Małgosia przygotowała I Ching, Kamila numerologię, Czarny Michał kości, a Aleks szpilki. A na końcu klasy było stanowisko z wróżbami z kart. Do Ewki ustawiła się kolejka.
– Ostatni raz wróżyłaś na imprezie u Maksa, pamiętasz? – Kinga wcisnęła się jako pierwsza, bo, jak wyjaśniła, ma do kart ważne pytanie. – Czy w tym roku będzie miała najlepsze świadectwo?
– Ale wieś – skomentował Aleks, kiedy to usłyszał, lecz pani Czajka zawołała go do swojego stolika.
Tym samym zażegnała awanturę, która z pewnością by wybuchła. Bo Aleks chciał dodać coś więcej, a i Kinga już otwierała usta.
Pani Czajka rozdawała jabłka.
– Każdy obierze swoje jabłko – tłumaczyła zasady. – Postara się, by jego obierek był jak najdłuższy. Potem rzuci go za siebie i jeśli powstanie z niego litera, to będzie to pierwsza litera imienia przyszłego męża lub żony.
Chłopcy usłyszawszy o tak rewelacyjnej wróżbie, podczas której można czymś rzucać, zaczęli ochoczo obierać jabłka. Aleks zaproponował, by walić obierkami w tablicę, ale najpierw narysować na niej tarczę. Chciał nawet to zrobić, jednak spojrzenie wychowawczyni od razu go powstrzymało.
– Nuda – skwitował i zwolnił tempo obierania.
Ta wróżba była ostatnią, która spowodowała w klasie zamieszanie. Tylko Czarny Michał tak rzucił obierkiem, że utworzył on literę. Nikt nie miał wątpliwości, że to „K”. Chłopcy od razu zaczęli stroić żarty na temat jego i Kaśki, wspomniawszy jego komentarze, że jest głupia i szybko zajdzie w ciążę.
– Pewno z nim, bo „K” to Kaśka – zaśmiał się Aleks.
Spór między kolegami odwrócił uwagę klasy od Kamili, która też rzuciła obierkiem tak, że utworzył on literę. „M” – tak wyraźne jak oznaczenie wejścia do metra – leżało na podłodze. Ojej! A ona tak chciała, by było to „A” lub „O”. W każdym razie coś olkopodobnego. A tymczasem… głupie „M”. Kamila niepostrzeżenie zebrała z podłogi obierki układające się w tę okropną literę. „M” – jak Czarny Michał teraz patrzył na Kamilę i uśmiechał się.
– Kurczę, to całkiem przystojny chłopak – mruknęła Kamila pod nosem, zgnębiona, że w żadnej z wróżb nie odkryła nawet śladu istnienia w jej życiu Olka. No, może pierścionek pod filiżanką się z nim wiązał. Ale czy na pewno z nim? Czyżby naprawdę los pisał jej Czarnego Michała? – Bzdura! – powiedziała głośno, a klasa odwróciła się w jej kierunku.
– Jaka litera ci wyszła, Kamilko? – spytała pani Czajka.
– Żadna – odparła, a Czarny Michał tylko zacisnął zęby.