WYZNANIE
Historia z napadem sprawiła, że Małgosia nie miała czasu poćwiczyć z Maćkiem gry w scrabble przed piątkowym spotkaniem. Zwłaszcza że następnego dnia rano ojciec zawiózł ją na komendę policji, gdzie kazał opowiedzieć całe zdarzenie. Niestety, Małgosia nie miała na ten temat zbyt wiele do powiedzenia – nie widziała ani twarzy sprawcy, ani nie słyszała jego głosu.
Z powodu napadu Maciek postanowił, że w scrabble zagrają u niego w domu. Tata Małgosi, dowiedziawszy się, że córka ma wieczór spędzić poza domem, nawet nie chciał słyszeć o żadnym wyjściu. Jednak mama Maćka zadzwoniła do niego i obiecała, że odwiezie potem Małgosię.
– Maciek mówił mi, co się stało – tłumaczyła. – On to bardzo przeżył. Zdaje mi się, że Małgosia jest dla niego kimś ważnym.
I chyba tak było, bo Maciek, mocno zdenerwowany, przyszedł po Małgosię trochę wcześniej, niż się umawiali.
– Chciałem ci pokazać, o co chodzi w tych scrabblach, zanim chłopaki przyjdą – wyjaśnił mocno zarumieniony, kiedy Małgosia otworzyła mu drzwi.
Dziewczyna, z rozwianym włosem, ubrana w biały szlafrok frotté, to była inna Małgosia niż ta ze szkoły.
– Zaraz będę gotowa – powiedziała i porwawszy cały stos ubrań, zamknęła się w łazience.
– Pan Pierdziołka spadł ze stołka, złamał nogę o podłogę, przyszedł lew, wypił krew. Pan Pierdziołka zdechł… – dobiegła Maćka z łazienki stara wyliczanka.
Trochę się zdziwił, czemu Małgosia recytuje wierszyk, ale… w końcu nie był kobietą i nie rozumiał, że z pomocą tego magicznego zaklęcia dziewczyna stara się wybrnąć z odwiecznego problemu wszystkich kobiet, w co się ubrać. Czy włożyć dżinsy i wisiorek na rzemyku, czy sukienkę i korale? A może spódnicę dżinsową i srebrny łańcuszek ze znakiem zodiaku?
Małgosia dzięki wyliczance zdecydowała, że ubierze się w spódnicę i włoży srebrny wisiorek. Dziewczyna do razu do stroju dorobiła odpowiednią ideologię, która znacznie poprawiła jej humor. A brzmiała tak: dżins to sportowa sprawa, a spódnica kobieca. Dżinsowa spódnica jest więc połączeniem sportowca i kobiety, czyli kogoś bardzo dzielnego. Małgosia chciała w oczach Maćka być dzielna. Zwłaszcza że ostatnio widział ją zapłakaną, słabą i bynajmniej nie dzielną.
– Ładnie wyglądasz – pochwalił ją Maciek i zarumienił się, ale Małgosia tego nie zauważyła.
– Chodźmy – powiedziała.
Szli w milczeniu, aż w końcu Maciek się odezwał:
– Wiesz, z tymi scrabblami jest tak, że czasami nie idzie litera. Gdyby akurat tobie dziś nie szła, to się nie przejmuj, dobrze?
– Dobrze – odparła Małgosia i znów zapadło milczenie.
– Wiesz… – zaczął po jakimś czasie Maciek. – Ty mi w końcu nie powiedziałaś, czy to prawda.
– Co? – Małgosia udała, że nie wie, o co chodzi, choć dobrze wiedziała, że Maciek znów pyta, czy prawdą jest to, co na imprezie u Maksa palnął Gwizdor. Małgosia do tej pory słyszała jego szyderczy ton: „Na ciebie leci tylko to chude, czarne i w okularach”.
– No wiesz… – zająknął się Maciek, bo sam nie wiedział, jak zadać pytanie, ale odpowiedź chciał znać. W końcu od tylu dni go męczyło, czy to możliwe, by on – taki zgrywus – podobał się poważnej Małgosi? – Chodzi o to, czy… chodzi o to, że… – Maciek plątał się i nie zauważył nawet, jak doszli do niego do domu. – Chodzi o to, o co pytałem cię wczoraj – wypalił i otworzył drzwi na klatkę schodową.
Przez chwilę panowała ciemność, bo chłopiec błądził ręką po ścianie, szukając kontaktu. Ze zdenerwowania nie mógł go znaleźć, choć odkąd sięgał pamięcią, kontakt był w tym samym miejscu, za skrzynką na listy. No… może trochę się obniżył od czasów, gdy zapalał go za pomocą patyka. Ta właśnie ciemność, panująca na klatce, ośmieliła Małgosię, by zadać pytanie:
– A czy ty byś tego chciał?
Maciek nie zdążył odpowiedzieć, bo właśnie otworzył drzwi od mieszkania i ujrzał siedzących tam Aleksa i Białego Michała. W ten sposób rozmowa na tak ważny życiowy temat musiała zostać odłożona.
* * *
– A wiecie, że można układać też brzydkie wyrazy? – powiedział Biały Michał głosem odkrywcy nowego lądu.
– Chodzi ci o takie jak „dupa” i „gówno” czy jakieś jeszcze gorsze? – spytał Aleks.
– Wszystkie, które są w słowniku. – Maciek uciął idiotyczną, jego zdaniem, dyskusję i wyciągnął klocek z woreczka.
Losowali miejsca przy stoliku. Mama Maćka wniosła na tacy herbatę w czajniczku, cytrynę w plasterkach, cukiernicę i cztery filiżanki.
– Oby wam szła litera – powiedziała i wycofała się do swoich zajęć.
Maciek i Małgosia usiedli naprzeciwko siebie. Chłopcy szybko objaśnili dziewczynie zasady gry.
– Jak w krzyżówce – zakończył tłumaczenie Aleks, który uwielbiał być pierwszy i ku swej wielkiej radości miał zacząć partię.
Po chwili na planszy pojawił się pierwszy wyraz. Słowo „śmierć”, ułożone przez Aleksa, straszyło z planszy niczym zmora. Zresztą… „zmora” też po chwili się pojawiła. Była dziełem Małgosi, która, dumna, że udało jej się tak ładnie za pierwszym razem zebrać sporo punktów, aż pojaśniała na twarzy. Biały Michał tylko jęknął:
– Ładnie się zaczyna!
Odpowiedziała mu cisza. Każdy analizował swoje litery. Biały Michał po chwili zarechotał:
– Panowie!
– Hm, hm – chrząknęła Małgosia, znacząco pragnąc przypomnieć chłopcom o swojej obecności.
– Panie i panowie – powtórzył niczym niezrażony Michał – nie uwierzycie, co za chwilę znajdzie się na planszy…
Nastąpiła cisza, a on powolutku wyłożył litery, układając z nich kolejne straszne słowo: „umarlak”. Teraz przyszła kolej na Maćka. On jednak nie kwapił się z układaniem liter. Patrzył ponad stołem na zaróżowioną twarz Małgosi, która w myślach budowała kolejne wspaniałe i wielopunktowe wyrazy. Wreszcie powiedział głośno:
– No i w końcu mi nie odpowiedziałaś.
– A o co pytałeś? – Małgosia nawet nie spojrzała w kierunku Maćka, przesuwała bowiem litery, które z uporem maniaka układały się jej w głowie w same słowa czteroliterowe.
A tak bardzo chciała zaimponować chłopakowi. Być nie do pokonania.
– O to, co wtedy – odparł Maciek.
– Ty, graj! – Aleks szturchnął Maćka łokciem, bo w końcu jego kolej była tuż po Maćku.
I na dodatek widział na planszy możliwość ułożenia wyrazu za sporo punktów. „Od śmierci do śmiecia niedaleka droga” – myślał, przesuwając klocki w podstawce i analizując nowe możliwości.
– Zaraz ułożę – powiedział Maciek – tylko niech Małgosia mi odpowie.
– Później – odparła dziewczyna, licząc w myślach punkty, które dostałaby, gdyby udało jej się ułożyć słowo „adapter”.
Mina Maćka nie zdradzała zadowolenia. Jakże chciał wiedzieć to teraz i natychmiast! W milczeniu zagryzł wargi i ułożył kolejne słowo, dziwnym zbiegiem okoliczności mieszczące się w tematyce Halloween, trupów i innych koszmarów – „krypta”.
Michał z Aleksem ryknęli takim śmiechem, że aż mama Maćka wpadła do pokoju. Rechot chłopców przedłużył przerwę w grze o dobre piętnaście minut. Maciek jeszcze kilka razy zagadywał Małgosię, ale bezskutecznie. Nie chciała mu odpowiedzieć na pytanie przy kolegach. Bała się. Może tego, że jak mu powie, że się jej podoba, to… Maciek ucieknie? Może nie życzy sobie? Może właśnie dlatego o to pyta?
Gra zakończyła się zwycięstwem Maćka. Miał przeszło sto punktów więcej niż reszta graczy. Małgosia była druga. Kiedy Maciek, dumny i blady, otwierał przed nią drzwi samochodu mamy, spytał po raz setny:
– No to jak? Prawda?
Mrok krył jego zaczerwienioną twarz.
„Boże! – myślał. – Pytam ją setny raz, ale jeśli dziś się nie dowiem, to nie zasnę. Muszę wiedzieć natychmiast”.
– To ty najpierw powiedz, czy byś tego chciał – odparła Małgosia i dodała: – Jak powiesz, to ja też powiem.
– Ja tak – powiedział Maciek i poczuł, że skóra na twarzy mu płonie.
– Ja też tak – odparła Małgosia i w tym momencie dłoń Maćka dotknęła jej dłoni.
Nie cofnęła ręki, ale zarumieniła się, bo miała wrażenie, że mama Maćka obserwuje ich w lusterku wstecznym i śmieje się. Nie wiedziała jednak, że to nie był śmiech. Mamę Maćka po prostu ogarnęło wielkie wzruszenie. Obserwując siedzącą na tylnym siedzeniu parę, myślała:
„Zanim się człowiek spostrzegł, a tu już dorośli. Nawet zamiast w chińczyka grają w scrabble”.