BABCIA
Maciek tyle razy obiecywał sobie, że nie będzie czytał, idąc chodnikiem. Przecież wielokrotnie idąc tak, zderzył się z kimś lub z czymś. Raz nawet na znak drogowy wpadł. Najboleśniej jednak wspominał zderzenie z latarnią. Wtedy guza miał przez kilka dni. Mimo wszystko teraz znowu szedł i czytał. Cóż… Bidul Mariusza Maślanki, choć w sumie trochę straszny, wciągał każdego. Mama też połknęła powieść błyskawicznie i kazała przeczytać. „Wtedy docenisz to, co masz” – powiedziała. No i czytał. Zdążył wciągnąć się do tego stopnia, że mimo zbliżającej się matury czytał na lekcjach pod ławką, na przerwach na korytarzu, a teraz z zaczytania wyrwał go dopiero klakson samochodu. Gdyby nie głośny i nieprzyjemny dźwięk, z pewnością na przejściu przez Obrońców wpadłby pod koła. Kierowca uchylił okno i krzyknął:
– Życie ci niemiłe, gówniarzu! I właśnie wtedy po raz pierwszy ją zobaczył. Szła w jego kierunku z dziecinnym wózkiem, z którego dobiegało kwilenie. Czy to na pewno ona? Maciek miał wątpliwości. Wydawała się inna niż kiedyś. Mniej stanowcza i groźna. Bardziej uśmiechnięta. Ona? Czy też nie?
* * *
– Dzień dobry! Zastałem Michała? – spytał, gdy otworzyły się drzwi i zobaczył w nich mamę kolegi.
Stała i przyglądała mu się w milczeniu. Nie pamiętała, by w czasach gimnazjalnych Maciek kiedykolwiek odwiedził jej syna. Teraz niezapowiedziany i zdyszany stał przed drzwiami. Najwyraźniej biegł. Skinęła głową i bez słowa wpuściła go do środka. Wszedł do pokoju. Czarny siedział przy komputerze, na którego monitorze wyświetlało się jakieś zdjęcie.
– O rany! Prędzej bym się ducha spodziewał niż ciebie – powiedział, kręcąc z niedowierzaniem głową.
– Jestem jak duch – odparł Maciek. – Mam sprawę.
– No?
Michał wyłączył monitor. Nie chciał, by Maciek widział zdjęcie, które poprawiał na komputerze.
– Ale nie myśl sobie, że ja jakiś plotkarz jestem – zastrzegł Maciek, sadowiąc się w fotelu.
– No, wal śmiało!
– Słuchaj… mi kiedyś mówiła Małgosia, że Kamila mówiła jej, że jej z kolei mówiła… – Maciek urwał, ujrzawszy czający się w kąciku Michałowych ust szyderczy uśmieszek.
– Jedna baba drugiej babie… – rzucił Michał ze śmiechem.
– Wiesz co?! – obruszył się Maciek. – Ja muszę to wiedzieć. Dla siebie.
– Ale co? No, mów!
– Ale już widzę, że ty się śmiejesz, a to śmieszne nie jest.
– Jak nie jest? Szkoda, że siebie nie słyszysz.
– Dasz powiedzieć? – spytał Maciek cicho i spuścił wzrok.
– Sorry. Mów.
– Jakieś pół roku temu Małgosia powiedziała mi, że Kamili ktoś mówił o jakiejś dziewczynie, której dziecko zrobił chłopak z Saskiej Kępy. Ministrant i uczeń szkoły katolickiej. Kamila wyciągnęła wniosek, że to o Staśka chodzi. Ja się Kamili nie spytam. Nie umiem z nią gadać po tym, co się stało z Wojtkiem… Ale muszę wiedzieć, co z tym dzieckiem. Czy było Staśka?
– Ja o to też się Kamili nie spytam.
– Ale tę historię przyniosła jakaś laska od was ze szkoły…
– Jaka laska?
– Nie wiem… Ja po prostu muszę to wiedzieć. – Maciek mówił takim głosem, że Michał, na którego ustach już czaił się szyderczy uśmiech, nagle spoważniał.
– Chodź do kuchni po herbę lub inne picie i spokojnie pogadamy – powiedział.
– Jestem spokojny. – Maciek wzruszył ramionami.
– Tak się tylko mówi! Sam wiesz, że nie jesteś.
Weszli do kuchni. Michał niespiesznie otworzył szafkę, w której stał rządek pudełek z herbatami o różnych smakach i zapachach.
– Jaką chcesz? – spytał, odwracając głowę w kierunku Maćka.
– Obojętne.
– To nie jest obojętne. Mama mówi, że smak herbaty ma wpływ na nasze samopoczucie.
– Nie znam się na tym. Zdaję się na ciebie.
– Mama! – Głos Michała rozniósł się echem po mieszkaniu. – Na nerwówkę i doła to jaką mu dać?
Nie minęła chwila, kiedy mama Michała weszła do kuchni i w milczeniu podała pudełko, na którym widniał napis: „Passion fruit”.
– Dzięki. – Michał uśmiechnął się do mamy, a ta odwzajemniła jego uśmiech i w milczeniu wyszła z kuchni.
– Twoja mama nic nie mówi? – spytał Maciek.
– Mówi, ale wiesz… – Michał westchnął ciężko. – Ja ją rozumiem. Inni nie. Jak wylądowałem w szpitalu i rozmawiała z lekarzem, to lekarz do niej krzyczał, bo myślał, że głucha. Kinga za tłumacza robiła. Mama ma nawet taki specjalny aparat. Przykłada się go do szyi i on wydaje dźwięk, odbierając fale drgań strun głosowych. Ale mama go nie lubi. Przez ten metaliczny dźwięk. Mama brzmi wtedy jak ufo.
– Coś słyszałem o tym twoim wypadku. Co to było? Pobili cię, tak?
– Wiesz… nikomu o tym nie mówiłem i jakoś…
– Rozumiem – uciął Maciek.
Zrobiło mu się głupio. Przecież on też nie traktował Czarnego jak przyjaciela. Też nie mówił mu wszystkiego. Właściwie sam nie wiedział, czemu teraz przyszedł akurat do niego. Może chodziło właśnie o to, o czym wspomniał: nie chciał pytać Kamili. Wybrał Michała. Może po części dlatego, że… Michał tak jak i on chował się bez ojca? A w końcu rzecz dotyczyła tego wózka, kwilącego w nim dziecka i… Staśka.
– Pij! – Z zamyślenia wyrwał go głos Michała, który wręczył gorący mu kubek z parującą herbatą.
– Rany! Jak to pachnie!
– Ja sobie zrobiłem zieloną. Chodź do pokoju. No, mów spokojnie – powiedział Michał, gdy po chwili obaj siadali na poduszkach na podłodze w ciasnym Michałowym pokoiku.
– Okej… – Maciek wziął głęboki oddech. – Powiem ci, ale tylko raz. Jeśli komukolwiek to powtórzysz, to cię… zabiję! – Ostatnie słowo wykrzyknął tak głośno, że Michał aż podskoczył i o mały włos nie oblał się herbatą.
– Spokojnie! Stary! Ja umiem być dyskretny.
Maciek, wolno siorbiąc herbatę, opowiedział o ostatniej rozmowie ze Staśkiem. O ciąży, jego prośbie, która wydała mu się po prostu obraźliwa, o przesłuchaniach na policji, kiedy to z ust policjantów dowiedział się o samobójstwie kolegi, o pogrzebie, na którym matka Staśka go sobie nie życzyła. Wreszcie o tym, że wydaje mu się, że dziś spotkał ją z wózkiem.
– Ja muszę wiedzieć, co stało się z tą dziewczyną w ciąży – tłumaczył Maciek – Po prostu muszę. Ty nie wiesz, ile ja o tym myślałem… O tej dziewczynie… O tych dziewczynach. Tej Staśka i tej w ciąży. Jego, mam takie wrażenie, w ogóle to nie interesowało. On się tak bał matki, że w ogóle o nich nie myślał. Ja nawet nie wiem, kim była ta jego dziewczyna. Nie wiem, czy to ta, z którą przyszedł na sylwestra, czy nie. Coś mi się kołacze po głowie, że inna, ale to było ponad rok temu. Nie pamiętam imion. Żadnych imion. Ani tej jego dziewczyny, ani tej przyjaciółki, której zrobił dziecko. Pamiętam tylko, jak się wtedy czułem…
– Jak? – spytał Michał.
– Znowu jak gówno! – wybuchnął Maciek. – Wiesz, jak byliśmy mali, to ta jego matka mnie strasznie traktowała. Nie lubiłem go odwiedzać. A jak on wtedy do mnie przyszedł i pytał, gdzie można ciążę usunąć i że moja matka to na pewno wie, bo z facetem mieszka bez ślubu, to mnie normalnie tak wnerwił, że miałem ochotę mu przywalić!
– Nawet nie wiesz, jak świetnie cię rozumiem. Przecież ja się też chowałem bez ojca.
– No i dlatego do ciebie z tym przychodzę. Poza tym… tylko ty możesz zasięgnąć języka. Znaleźć u was w szkole dziewczynę, której koleżanka zaszła w ciążę. Po prostu muszę to wiedzieć. Zwłaszcza po akcji z ojczymem.
– Słyszałem.
– Że odszedł?
– Tak. Nawet nie wiem skąd, ale ktoś mówił. Faceci to świnie.
– My jesteśmy facetami.
– Wyobraź sobie, że wiem – zaśmiał się Michał. – I albo się z tym pogodzimy, że jesteśmy świniami, albo udowodnimy sobie i światu, że należymy do znikomego procenta tych, którzy świniami nie są.
– To ja nie chcę być świnią.
– Ja też nie chcę, ale już wiem, że jestem – odparł Michał.
– Skąd wiesz? – spytał Maciek, ale kumpel milczał. – Szczerość za szczerość. Ja ci powiedziałem!
– Ba!
Michał zaśmiał się tajemniczo i poszedł do kuchni. Po chwili wrócił z butelkami piwa w ręku. Jedną wręczył Maćkowi.
– Nie piję – zastrzegł Maciek. – Zresztą mam jeszcze herbatę – powiedział, wznosząc do góry kubek. – Jak się nazywa? Naprawdę dobra.
– Passion fruit, ale jedno piwo wypić musisz. Inaczej ci nic nie powiem.
* * *
– No popatrz na babcię! No popatrz! Baba?
Tak? Baba?
Maciek noga za nogą wlókł się Francuską ze szkoły i zamyślony patrzył w ziemię, kiedy usłyszał znajomy, ale dawno niesłyszany głos. Aż drgnął na ten dźwięk i podniósł wzrok. To jednak była ona. Stała przy kiosku na rogu Obrońców i pochylała się nad dziecinnym wózkiem, który widział już przedtem. Chciał zawrócić, ale było za późno. Zobaczyła go. Skinął głową na powitanie. Nie chciał się odzywać, bo a nuż nie odpowie? Musiał wyglądać na przerażonego, a ona musiała to wyczuć, bo przywitała się:
– Dzień dobry, Maćku.
– Dzień dobry – odparł. Zdziwienie mieszało się ze strachem. Ona do niego coś mówi? Przecież obwiniała go za tamto. Chciał przejść obok, ale zastąpiła mu drogę:
– Ładnego mam wnuczka? – spytała, pokazując zawartość wózka, w którym leżał berbeć.
– Bardzo ładnego – wyszeptał Maciek.
Nie wiedział, co powiedzieć, ale niepotrzebnie się tym martwił. Mama Staśka sama z siebie mówiła za kilka osób.
– To Jasio. Podobny do Stasia, prawda? – Maciek nie zdążył ani potwierdzić, ani zaprzeczyć. Zresztą dla pani Karoliny nie było to chyba istotne, bo nieprzerwanie mówiła. – A jaki dzielny! A jak ładnie je! Lubi spacery. Głowę już prosto trzyma! Taki silny! Wyrośnie na wielkiego człowieka. Już ja o to zadbam. Teraz mi się uda. Na pewno! No! Lecę do domu go nakarmić! – powiedziała i dziarskim krokiem, pchając przed sobą wózek, ruszyła Obrońców w kierunku Saskiej.
Maciek został sam na chodniku. A jednak! Wyglądało na to, że wszystko, czego dowiedział się dla niego Czarny Michał, potwierdziło się dzięki temu spotkaniu.
* * *
– Jesteś w chacie? – usłyszał w komórce głos, w którym dopiero po chwili rozpoznał Czarnego Michała.
– Będę za kwadrans.
– To ja wpadnę, bo coś już wiem.
Po kwadransie obaj siedzieli u Maćka w pokoju i pili piwo. Bez tego Michał nie chciał mówić.
– No więc jest tak. Tamta dziewczyna Staśka to Marta, a jej przyjaciółka to Patrycja. Stasiek zrobił dziecko Patrycji. Patrycja ciąży nie usunęła, bo najpierw nie miała za co, potem się bała, a potem to już było za późno. Matka Staśka zupełnie nie wierzyła, że Stasiek zrobił komuś dziecko. Choć podobno policjanci jej wspomnieli o rozmowie z tobą. W każdym razie przyjechała do niej ta Patrycja. Ona najpierw zupełnie jej nie wierzyła i kazała się wynosić. Patrycja powiedziała podobno: „Jak mi pani nie uwierzy, to zrobię to, co zrobił Stasiek”. No i ta jej dała w twarz. Jakaś szamotanina była. Bo Patrycja podobno powiedziała, że przez Staśka zmarnowała sobie życie. Matka Staśka na to: „To ty zmarnowałaś życie mojemu synowi”. A Patrycja, że „synowi to pani sama zmarnowała”.
– No to niezła jazda!
– Nie przerywaj! Dalej okazało się, że Patrycja też się boi rodziców. Że rodzice chcą ją wyrzucić z domu i tak dalej. I wiesz, co się stało? Ta dziewczyna zamieszkała z matką Staśka.
– Ona jej tak uwierzyła na słowo? – zdumiał się Maciek.
– Na słowo! – Michał prychnął pogardliwie. – Na jakie słowo?! Stary! Ona ją wywlokła do kościoła na Nobla i kazała przysięgać na krzyż!
– No to cała matka Staśka! Krzyż, kościół i tak dalej… a wiesz, że jak go spytałem o prezerwatywy, to powiedział, że Kościół zabrania!
– He, he! – Michał się zaśmiał i pociągnął kolejny łyk piwa. – No i ona u niej została aż do porodu.
– Jak się tego dowiedziałeś? – spytał Maciek.
– Ma się swoje sposoby.
Mimo tego piwa pitego po męsku, z gwinta, z butelek obtartych rękawem bluzy, Czarny za żadne skarby nie przyznałby się, że na przeszpiegi wysłał Klaudię, która od razu wiedziała, kto tę sensację przyniósł do szkoły. Nie chciał, żeby Maciek był świadomy, że znów do niej poszedł. Sam przecież się zarzekał, że już nigdy do Klaudii nie pójdzie. I miał nigdy nie iść, choć wiele razy chciał. Cóż… lojalność wobec Kingi już go nie trzymała. Trzymał go tylko honor. Tak silnie trzymał, że potrzebny był jakiś pretekst. A pretekstu dostarczył mu go dopiero Maciek. No i Stasiek. „Panie, świeć nad jego nie mniej grzeszną duszą” – westchnął Michał do swoich myśli i dopił piwo.
– No! Lecę! – powiedział i skierował się w stronę drzwi.
Musi iść do Klaudii. Trzeba znów to powtórzyć.