OBCY
Małgosia myślała, że to się nigdy nie stanie. A jednak! Jechała nad morze z Maćkiem, Białym Michałem, Ewką, Aśką i Aleksem. Wprawdzie wydarzenia związane z mamą spędzały jej sen z powiek, ale… przecież od dawna Małgosia nie mogła się z mamą porozumieć. Coś mamie się stało. Nie wiadomo co. W szpitalu też jeszcze nie postawili diagnozy. Jedno jest pewne. Jakaś choroba. Może to przejściowe? Może związane z klimakterium? W końcu mama urodziła ją dość późno… Takie słowa padały w rozmowie ojca z lekarzami. Mówiono też o przemijaniu, że matka patrząc na to, że Małgosia wchodzi w życie, czuje zazdrość, że jej życie się kończy. Że podświadomie z nią rywalizuje.
Małgosia wiele rzeczy rozumiała, ale tego pojąć nie mogła: dlaczego jej mama, dlaczego teraz? Choć… właściwie jak zaczęła analizować wydarzenia ostatnich miesięcy, to wszystko jakby zmierzało ku temu. Niechęć mamy do Maćka narastała. A przecież nie zrobił nic złego. Skąd więc się wzięła?
Ojciec zgodził się, by jechała do Świnoujścia. Nawet nie rozmawiał z nią jakoś specjalnie na ten temat. Powiedział tylko:
– Jesteś już duża i swój rozum masz.
Dał pieniądze na wydatki i to nawet sporą sumę, czego Małgosia się w ogóle nie spodziewała. I tylko zażyczył sobie rozmowy z Maćkiem. O czym rozmawiali? Tego Małgosia nie wiedziała. Maciek jej nie powtórzył. Wyszedł z pokoju ojca z jednym tylko słowem na ustach:
– Jedziemy!
* * *
Podróż upłynęła im spokojnie, choć Aleks z uporem maniaka oszukiwał w makao, a Ewka przeszkadzała Michałowi w czytaniu komiksów, co doprowadzało go do furii.
Kemping Relax znaleźli bez trudu. Roiło się na nim od studentów i licealistów. Ich namiot to była wyciągnięta z pawlacza Maćkowa szóstka. Wielka jak hangar lotniczy. Tak przynajmniej określił ją Aleks. Chłopcy zabrali się do rozstawiania, dogadując sobie przy tym. Dziewczyny poszły zorientować się, co jest gdzie na kempingu. Po półgodzinie wiedziały wszystko. Że na plażę jest dwieście metrów. Że na deptaku jest mnóstwo knajpek z żarciem. Że pod prysznicami jest ciepła woda.
– Idziemy na plażę? – spytali chłopcy.
– Tylko się rozpakujmy! – zawołała Aśka.
No i w ten sposób zaczął się pierwszy konflikt. Dziewczyny były za rozpakowywaniem, a chłopcy za plażowaniem.
– Chcecie iść na plażę tak? – pytała Ewka, wskazując na długie spodnie i buty Aleksa. – Przecież trzeba wyciągnąć kostiumy…
– No to co za filozofia? – dziwił się Aleks. – Ja tam kąpielówki mam na wierzchu, a ręcznik też nie na spodzie.
– Małgo! Chodź! – powiedział Maciek. – Ja ci potem pomogę się rozpakować.
Uległa. Błyskawicznie się przebrała, zostawiając w namiocie Aśkę i Ewkę, które powolutku mościły sobie posłania.
– Jak was znajdziemy? – spytały.
– Zadzwońcie na komórkę! – odkrzyknął Michał.
Ruszyli w stronę morza. Byli już prawie na plaży, kiedy Małgosia uświadomiła sobie, że nie wzięła kremu do opalania.
– Poczekajcie! – zawołała.
Pobiegła do namiotu. Wróciła biegiem i…
– Rany! A koc? – spytała, robiąc przy tym taką minę, że Aleks parsknął śmiechem.
Znów pobiegła, a kiedy wróciła wysapała:
– Zabijecie mnie, ale… aparatu nie wzięłam.
Aleks z Michałem skręcali się ze śmiechu, a Maciek ze stoickim spokojem zauważył:
– Wieje mi to Dziećmi z Bullerbyn i historią z kawałkiem kiełbasy dobrze obsuszonej. Może ja z tobą pójdę po ten aparat?
– Nie… one tam gołe siedzą w namiocie i się przebierają.
– Gołe? – spytał Aleks z błyskiem w oku. – To wracamy!
Michał zachichotał.
Małgosia machnęła ręką i po raz trzeci pobiegła do namiotu. Wracając, szła już spokojnie. Nagle tuż przed jej nosem wyrósł chłopak. Wyłonił się po prostu zza drzewa i zastąpił jej drogę. Miał na sobie szary T-shirt i krótkie spodenki z mnóstwem kieszeni, a długie miedziane włosy spięte w kucyk opadały mu na plecy.
– Słuchaj… jesteś z tamtego fioletowego namiotu? – spytał, wskazując palcem Maćkowy hangar.
– Tak, a co?
– Jak się nazywa ta dziewczyna obcięta na krótko…
– Ewa… a co?
– Nic. Tak chciałem wiedzieć. A ona jest tu z kimś?
– Z nami, a co?
– Nie… nic…
* * *
Morze było chłodne. Małgosia zanurzyła stopę i zaraz ją wyciągnęła z powrotem. Nie. Do tak zimnej wody nie wejdzie. Ale… nie tylko weszła, ale wpadła od razu po szyję!
– Maciek! To świństwo! – krzyczała na całą plażę, ale Maciek tylko się roześmiał.
Plażowicze zresztą nie zareagowali. Tu, w tym miejscu to, że chłopak wnosi dziewczynę na rękach do morza i wrzuca w fale, było na porządku dziennym.
– Zimno! Świństwo! – protestowała Małgosia, ale… Maciek po prostu zamknął jej usta pocałunkiem.
Już po kilku chwilach przestała się wyrywać, choć miała wrażenie, że wszyscy się na nich patrzą. Ale nie. Nie patrzył nikt. Piaszczysta plaża pełna była ludzi, z których każdy zajęty był opalaniem, smarowaniem się, czytaniem – jednym słowem sobą, a nie obserwowaniem jednej z wielu całujących się par.
– Świństwo? – spytał Maciek, odrywając usta. Małgosia się uśmiechnęła. – I co? Nadal zimno? Czy może ci cieplej?
– Trochę…
– To płyniemy?
Kiedy wyszli na brzeg, na kocu siedziały dziewczyny. Ale nie same. Obok Białego Michała i Aleksa siedziała jeszcze długowłosa postać.
– A co to za baba…? – spytał Maciek, ale urwał w pół zdania.
– Raczej chłop – stwierdziła Małgosia.
W siedzącej postaci rozpoznała chłopaka, który na polu namiotowym pytał o Ewkę.
– Tak. Cycków toto nie ma – przytaknął Maciek tak serio, że Małgosia parsknęła śmiechem.
– To jest Spytek. – Ewa przedstawiła chłopaka Maćkowi i Małgosi, która już chciała przyznać, że się znają, ale coś w spojrzeniu Spytka kazało jej się powstrzymać.
– Spytek? Dziwne imię – odparła.
– Staropolskie – odparł chłopak. – Mama ma taki odjazd. Siostra jest Dobrochna, a młodszy brat Mieszko.
– No to nieźle – stwierdził Maciek. – A skąd jesteś?
− Z Otwocka. To pod Warszawą.
– To niedaleko nas – powiedziała Ewa i klasnęła w dłonie.
– Gramy? – spytał Maciek, spoglądając na karty w rękach Michała.
– Zaraz! – odparł Michał. – Ewa miała właśnie kawał opowiedzieć.
– Ale nie pamiętam o czym.
– No, mówiliśmy o cmentarzu, że tu jest fajny…
– A! No to już pamiętam. Szedł pijak przez cmentarz. Potknął się i wpadł do świeżo wykopanego grobu. Zasnął. Rano budzi się, wyczołguje z tego grobu i nagle… Lu! Dostał od grabarza szpadlem w łeb. Masuje ten łeb i pyta: „Co jest?”. A grabarz, grożąc palcem: „No, no! Straszyć wolno, ale uciekać wara!”.
– To ja wam też powiem o cmentarzu – odezwał się Spytek. – Dwie koleżanki poszły na cmentarz na spacer i zachciało im się siusiu. Jedna mówi do drugiej: „Wiesz, tak mi się chce, że chyba nie dojdę do bramy, do toalety. Muszę gdzieś tu”. Na co ta druga: „Wiesz co? Mnie się też chce, a tu jest taki świeży grób pełen kwiatów, schowamy się za wieńcami i jakoś damy radę”. No i jak powiedziały, tak zrobiły, ale w trakcie usłyszały jakieś szmery. Przestraszyły się, że to duchy, i z wrzaskiem uciekły z cmentarza. Następnego dnia spotykają się ich mężowie i jeden mówi do drugiego. „Wiesz co? Moja żona to mnie chyba zdradza. Wczoraj wróciła z rozchełstanym płaszczu i z liśćmi we włosach”. A drugi: „Ty swoją podejrzewasz, a ja co do swojej mam pewność. Wczoraj wróciła do domu rozczochrana, z liśćmi we włosach, w podartej kiecce i na szyi miała szarfę z napisem: „NIGDY CIĘ NIE ZAPOMNIMY! CHŁOPAKI Z RADOMIA”.
Z kawału nie śmiał się tylko Biały Michał. Ale na to nikt nie zwrócił uwagi. Pewnie dlatego, że Aśka od razu dodała:
– No! Ewa! Trafił swój na swego!
* * *
– Maciek?! Ten Spytek cię nie wkurza?
Szli z Białym Michałem do sklepiku po wodę. Nic nie mówili, bo Maciek myślami wracał do rozmowy z ojcem Małgosi. To były właściwie dwa zdania: „Młodzi ludzie czasem dziwnie pojmują dorosłość. A dorosłość to przede wszystkim odpowiedzialność za własne czyny. Mam nadzieję, że wiesz, co mam na myśli, i nie skrzywdzisz mojej córki”.
Maciek zaczerwienił się po same uszy. Wiedział, do czego pije ojciec Małgosi. Do tego samego, co jego ojczym. Tylko ojczym walnął kawę na ławę, a ojciec Małgosi…
– Może pan być pewien, że nie zrobię jej krzywdy – odparł wtedy.
Czuł, że cokolwiek by się działo, nawet jej nie tknie. Ojciec Małgosi popatrzył mu przenikliwie w oczy i powiedział:
– Ufam ci, synu.
Teraz szedł boso po gorącym piasku. Małgosia też była taka gorąca, kiedy wrzucał ją do wody. Ale głos Michała wyrwał go z rozmyślań o Małgosi, jej ojcu i morzu.
– Nie wkurza cię ten Spytek?
– Czemu?
– No… wciska się między nas…
– Jak to wciska?
– No, pierwszy dzień, a on przylazł… już z nami gada.
– A tobie, Biały, co? Przecież to wakacje. A wakacje polegają na poznawaniu innych ludzi.
– Tak, ale… on… Podrywa nasze dziewczyny! Widziałeś, jak strzela oczami za Ewką? Jak was nie było, to spytał Aleksa, czy to dziewczyna któregoś z nas, i jak usłyszał, że nie, to się ucieszył! Bezczelny! Przecież to obcy! A rozsiadł się na tym kocu jak u siebie! I jeszcze gada jak nakręcony! Te dowcipy! Myśli, że jest w ich opowiadaniu lepszy od Ewki. W tej dziedzinie nie ma z nią szans.
– Aśka twierdzi, że Spytek jej dorównuje…
– Aśka nie zna Ewki tak dobrze jak ja. Jak my! – poprawił się i zarumienił po białą czuprynę.
Maćka zatkało. No tego jeszcze nie było. Michała interesuje coś poza komiksami. A właściwie nie coś. Ktoś! Dziewczyna!
„Jak nic zakochał się w Ewce” – pomyślał Maciek i aż pokręcił głową ze zdumienia.