„THE DAY AFTER…” (1)
– Rozumiem, że matka cię wkurza, ale wiesz… to naprawdę nie jest koniec świata – powiedział Olek, otwierając drzwi pokoju Kamili.
Leżała w łóżku i próbowała zasnąć. Bezskutecznie. Liczyła kwiatki na zasłonie, cienie na ścianie. Sen jednak nie przychodził.
– Tak mówisz, bo pewnie to twój pomysł, by jechać ze mną na te wczasy z prawem jazdy! – wybuchnęła, podrywając się z łóżka. – Wyjdź stąd! – dodała.
Nie chciała z nim gadać. Z nikim. No, chyba że z Wojtkiem, ale nie odbierał telefonu. Olek niezrażony usiadł w nogach łóżka.
– Nie mój pomysł – powiedział, udając, że nie zauważa jej niechęci. – W życiu nie wciskałbym się na wczasy z czyjąś dziewczyną. Jeśli chcesz wiedzieć, to nikt mnie o zdanie nie pytał i o wszystkim dowiedziałem się podobnie jak ty, dopiero dziś. Też mnie to wkurza i dlatego przyszedłem porozmawiać.
Kamila milczała.
– Co z tym zrobimy? – spytał Olek, trącając ją lekko w stopę, co miało oznaczać: „Nie bocz się na mnie”.
Dziewczyna odsunęła się jednak.
– Nie wiem – szepnęła.
– A ja mam propozycję.
– No?
– W głosie Kamili nie było entuzjazmu.
– Pojedźmy na te wczasy…
– Przed chwilą twierdziłeś, że nie lubisz, jak ci się wciska czyjąś dziewczynę…
– Dasz wyjaśnić do końca?
– No mów! – odparła niechętnie.
– Wojtek niech do nas dojedzie. Starzy nie muszą wiedzieć. A my spokojnie zdamy oboje na prawo jazdy. W końcu chciałabyś chyba móc prowadzić swój samochód?
– A nocleg? – spytała Kamila, ale jej głos się zmienił, a oczy dziwnie błyszczały. Powoli zaczęła widzieć światełko w tunelu.
– Eeee… nocleg to najmniejszy problem – powiedział Olek, a widząc, że Kamila zaczyna się uśmiechać, odwzajemnił uśmiech. – Ważne, żeby Wojtkowi starzy pozwolili do nas dołączyć – mówił dalej i ponownie szturchnął Kamilę, ale tym razem w ramię. To szturchnięcie miało oznaczać: „Będzie okej”.
– Pozwolą. Jego starzy są normalni. Nie to co moi.
– Twoi starzy to naprawdę nie koniec świata – dodał Olek.
– A co to jest koniec świata? Wyobrażałeś to sobie kiedyś?
– Nieraz.
– Ja też – odparła Kamila i tym razem to ona trąciła Olka. Ściszyła przy tym głos i szepnęła: – I wiesz, co jest najgłupsze?
– No?
– Zawsze wyobrażam sobie, że przeżywam ten koniec świata.
– I jak wygląda twój dzień po?
– Całkiem fajny. Ulice nie są zatłoczone.
– Ale trup ściele się gęsto…
– Właśnie, że nie. – Pokręciła głową, a jasne włosy rozsypały się na ramiona. – Nie ma trupów wcale. Tak jakby ciała wyparowały. Tylko ja. Ostatnio zresztą nie sama. Rozumiesz. Z Wojtkiem. Jedziemy samochodem i patrzymy, co zostało z ziemi.
– I co zostało?
– Ziemia.
– Ziemia? A The Day After oglądałaś?
– Masz na myśli Pojutrze czy Nazajutrz?
Ale Olek nie zdążył odpowiedzieć. Z dołu dobiegł go głos mamy. Wołała, że czas iść do domu.
* * *
– Olek! – wołanie ojca zbudziło go ze snu. A sen miał fajny. On i Kamila… Szkoda, że to tylko sen.
– Ubieraj się. Masz pięć minut. Musimy porozmawiać. – Głos ojca był stanowczy.
– Co się stało? – spytał, otwierając oczy.
Ojciec stał w progu pokoju. Kątem oka spojrzał na zegarek wiszący nad biurkiem. Dochodziła ósma. Westchnął ciężko. A taką miał nadzieję, że po wczorajszych wydarzeniach odpocznie. W końcu awantura między Kamilą i jej matką zmęczyła i jego. Bezwiednie został wplątany w jakąś koszmarną historię. Wpychają mu w ręce dziewczynę, którą kocha, ale to wpychanie ani trochę nie zwiększa jego szans. I jeszcze jego rodzice biorą w tym udział.
– Złaź na dół do kuchni, to pogadamy.
– Ale co ja zrobiłem? – spytał Olek, bo głos ojca nie wróżył niczego dobrego.
– Nic nie zrobiłeś. Możesz dopiero zrobić. Możesz pomóc.
– Ale o co chodzi?
– O Kamilę.
– Co z Kamilą?
– Jeszcze nic.
– Jak to „jeszcze”?
Ale ojciec nie odpowiedział, tylko zamknął drzwi. Kiedy po chwili Olek z mokrymi włosami, lekko tylko wytartymi ręcznikiem, zszedł na dół, przy kuchennym stole siedzieli oboje rodzice.
– Mówcie! – zawołał od progu, ale odpowiedziała mu cisza. – Śniadania nie ma? – zdziwił się, siadając na krześle.
– Nie mam siły zrobić – odparła matka z rozbrajającą szczerością i nerwowo wzięła łyk kawy. – Kawa jest – dodała, odrywając usta od kubka i wskazując na stojący na blacie ekspres.
Olek wstał i podszedł do blatu.
– Powiecie w końcu, o co chodzi? – spytał. – Co z Kamilą?
– Wojtek nie żyje – odparł krótko ojciec i odwrócił wzrok.
Olek spojrzał na niego z niedowierzaniem.
– Czy to ma być jakiś żart? – spytał, pamiętając, że poprzedniego dnia rodzice nie protestowali, gdy matka Kamili przedstawiła swój pomysł wysłania go z Kamilą na wspólne wczasy z prawem jazdy.
– Chciałbym – odparł ojciec i westchnąwszy ciężko, zaczął opowieść. O tym, że sam wyszedł wcześniej od rodziców Kamili, bo musiał jechać do Warszawy, że widział po drodze wypadek, że nie rozpoznał skutera Wojtka, ale coś mu spokoju nie dawało. Że w pracy szybko o tym zapomniał, ale w nocy budził się co chwila. Czuł jakiś lęk i kiedy rano włączył telewizor…
– …i gdy usłyszałem, że motocyklista to nastolatek, od razu zadzwoniłem do kumpla z drogówki potwierdzić tożsamość…
– I? – spytał Olek, a jego twarz wyrażała napięcie.
– To Wojtek.
– Skąd wiesz? Skąd pewność? – Olek nerwowo wyłamywał palce i patrzył wyczekująco na ojca.
– Pamiętałem nazwisko. Przecież wszyscy razem byliśmy wtedy w ferie w Białce Tatrzańskiej.
– Może to nie on? W Warszawie jest wielu Szymczaków – powiedział Olek głosem, w którym tliła się jeszcze iskierka nadziei.
Jednak odpowiedź ojca zgasiła ją całkowicie.
– Urodzony w Lublinie. Zamieszkały na Saskiej Kępie. Ulica…
– Kamila wie? – spytał Olek cicho.
– Chyba nie – odparł ojciec.
– A jej mama?
– Nie chciałabym być w jej skórze – przyznała matowym głosem mama Olka.
– Wie czy nie wie?
– Wie – odparł krótko ojciec i zmienił mu się głos. – Ale o tym, co się stało, powinien Kamili powiedzieć ktoś inny.
– No chyba nie myślisz, że ja?
– Ja nie myślę. Ja wiem, że ty to zrobisz najlepiej.
– Chyba oszalałeś! – krzyknął Olek.
– Ciszej! Malwina jeszcze śpi! Jest niedziela! – uspokoiła ich matka, jakby rozmawiali o meczu, a nie śmierci.
– Nie oszalałem. – Głos ojca zabrzmiał teraz niezwykle spokojnie: – Jeśli Kamila usłyszy o tym od matki, to może rzucić się na nią. Jeśli pierwsi powiedzą jej o tym rodzice Wojtka, może być jeszcze gorzej. Musi to zrobić ktoś inny.
– Czy ty wiesz, o co mnie prosisz?
– Wiem więcej, niż myślisz – odparł ojciec i spojrzał na niego uważnie.
– Wiesz, tato… – zaczął Olek, ale ojciec mu przerwał.
– Wiem. Sam ci mówiłem, że w starożytności posłańca przynoszącego złą wieść pozbawiano życia, ale to nie starożytność.
– Ale ona mnie znienawidzi! Poza tym dlaczego ja mam się w to wtrącać?
– Bo nadal ją kochasz! – odparł ojciec.
– A jak kochasz, to chcesz dla niej dobrze.
– A ty skąd… raptem?
– Skąd wiem? Co byłby ze mnie za ojciec, gdybym nie wiedział.
– Mama, a ty czemu nic nie mówisz?
– Myślę… O Kamili i jej matce, a przede wszystkim matce Wojtka. Nie ma nic gorszego, niż stracić dziecko.