×

We use cookies to help make LingQ better. By visiting the site, you agree to our cookie policy.


image

7 metrów pod ziemią, Co dzieje się za drzwiami KREMATORIUM? – 7 metrów pod ziemią

Co dzieje się za drzwiami KREMATORIUM? – 7 metrów pod ziemią

Cześć, tu Rafał Gębura.

Jeśli jesteś głodny historii, po których nic

już nie będzie takie samo, polecam Ci moją książkę.

Zajrzyj na:

i zamów swój egzemplarz.

Tymczasem zapraszam na wywiad.

Na samo spalenie ciała

na moim urządzeniu

to trzeba godzinę, do półtorej.

Początek kremacji to można

tak określić, że jest w przedziale od

500 do 650 stopni.

I później ta temperatura sukcesywnie rośnie

aż do 950 stopni.

Różne rzeczy ludzie chcą, żeby włożyć do urny.

Co na przykład?

Na przykład pieniądze.

Jesteś właścicielem zakładu pogrzebowego,

a od dwóch lat przeprowadzasz

w nim między innymi kremacje.

W jakich sytuacjach

ludzie decydują się na

to, żeby spalić ciało?

Jest to kilka takich sytuacji, kilka

grup klientów, którzy

decydują się na kremację. Pierwsza

grupa no to są osoby zdecydowane

na kremację, czyli takie osoby, które wyrażają

wolę, głownie to osoby zmarłe.

Wcześniej, za życia, wyrażały wolę,

że ich ciało ma być poddane

kremacji. To jest taka pierwsza, zasadnicza

grupa klientów. Drugą

grupą klientów są

osoby, które nie mają miejsca, to już

mniej dotyczy osób zmarłych,

mniej one decydują, tylko rodziny,

które zlecają

czy organizują

pochówek danej osoby, to jest brak

miejsca w grobie. Czyli po prostu grób

jest zajęty albo miejsca

przewidziane są na inne osoby,

a chcą dochować tę osobę

do danego grobu,

więc te osoby, no,

albo musiałyby

kupować nowy grób...

Co jest kosztowne.

Co jest kosztowne, raz.

A drugą sprawą to jest

to, że ta osoba zmarła

chciałaby leżeć razem z rodziną

i wtedy nie miałaby takiej możliwości,

więc, no,

jedyną drogą pozostaje kremacja, ponieważ

nawet przy pełnym grobie

urna zawsze zmieści się.

Także to jest taka

druga

grupa jakby

klientów krematoriów.

Trzecią grupą

to są ciała w stanie rozkładu,

czyli osoby, które

zostały gdzieś tam znalezione, leżały czy

gdzieś tam po jakichś tam...,

czy z wody.

Ogólnie, które leżały gdzieś i

nastąpił rozkład.

Te decyzje zapadają ze względu

na nieprzyjemny zapach?

Tak, te decyzje zapadają ze względu na nieprzyjemny zapach.

Gdy nie było krematoriów no to

głównie robiło się tam...,

te ciała były jakoś tam

pakowane w worki, ale generalnie

ten zapach jest tak silny, że ciężko,

ciężko

go...

Okiełznać.

Okiełznać, tak, tak. Więc teraz właśnie

obserwujemy, że,

ja obserwuje, że

ludzie decydują się w takim

wypadku na kremację. No, my im podpowiadamy

oczywiście, że jest taka możliwość,

ja mam krematorium, więc jak przychodzą

klienci, no to czy ja, czy moi pracownicy

oferują, że

jest taka możliwość i ludzie się na to

bardzo często decydują, dlatego że

urna wtedy nie ma już zapachu,

w spokoju ten pogrzeb może się odbyć,

bez takich jakichś sytuacji, że ktoś się będzie

odsuwał od trumny czy na przykład

nie będzie można... Bo wcześniej też

zdarzało się, że jak trumny były...,

ciała były w stanie rozkładu, to

na przykład trumny nie brało się do kościoła,

tylko msza jakby bez ciała, no bo,

bo...

ten zapach.

Właśnie ze względu na ten zapach.

Więc to jest taka przesłanka do

wykonania kremacji, do której ludzie

często się, że tak powiem,

skłaniają. No, praktycznie zawsze,

praktycznie w tej chwili,

jak się krematoria pojawiały,

to większość tych ciał w stanie rozkładu jest

kremowana.

Następna grupa klientów

to są ludzie, którzy chcą

przetransportować ciało gdzieś

dalej. Dlatego że przepisy

sanitarne zezwalają

na transportowanie urny

samemu. Czyli urnę

można sobie przetransportować

w autobusie, samochodzie,

w pociągu.

W dowolne miejsce.

W dowolne miejsce, samemu, zgodnie z przepisami.

No i też oczywiście

ze względu na koszty transportu

ludzie się decydują na skremowanie ciała

i zabierają sobie, wybierają urnę,

dowożą tam gdzieś w miejsce pochówku,

gdzie tam

uważają dalej.

A czy zdarza się, że ludzie mają takie

motywacje, żeby gdzieś

rozsypać prochy? Przychodzą

do zakładu pogrzebowego i mówią o tym

otwarcie?

Tak, tak. Zdarzają się takie sytuacje. Co prawda,

zgodnie z naszym prawem,

rozsypywanie prochów jest nielegalne,

czyli nie można tego robić. Prochy

muszą być pochowane na

cmentarzu.

Tak na razie to wygląda.

Były próby

zmiany przez organizacje,

samorządy branżowe.

Natomiast tutaj Kościół

katolicki stoi na stanowisku, który ma duży wpływ

jednak u nas na pochówki,

że prochów nie można sypać i nie można

tego robić legalnie.

Co prawda, z tego, co wiem

i tak ludzie to robią, ponieważ to jest

niesprawdzane, nie sprawdzają, co jest w urnie.

Ale tak jak mówię, my, wydając prochy

w krematorium na

tak zwanym świadectwie kremacji, czyli,

które wydajemy takie świadectwo

czy taki dokument nasz, że

dokonaliśmy spopielenia w tym i w tym dniu na podstawie

takie aktu zgonu i tak dalej,

jest tam zapis taki, że prochy

można pochować

tylko na cmentarzu.

Natomiast, no, możemy wydać

rodzinie

te prochy i co oni zrobią, to już

tak naprawdę... Myślę, że

realizują w jakiejś części wolę tych osób zmarłych. Ja jestem

osobiście za tym, że

powinno to być

zmienione i

jeżeli ktoś jakieś miejsca

lubił, kochał przebywać,

to dlaczego miałyby być te prochy nie,

nie...,

nierozsypane. Ale, no,

nie jest to, że tak powiem, jeszcze u nas

legalne.

Czy kremacja to jest kosztowny proces?

Czy to jest droższe od zwykłego pogrzebu?

Nie, nie. Kremacja

to jest... Porównywalny jest

koszt pogrzebu kremacyjnego

z kosztem pogrzebu normalnego.

Tyle samo to kosztuje, a

w niektórych przypadkach nawet

jest to tańsza opcja.

To jest oczywiście kwestia wyboru rodziny, bo urny

można kupić za dwieście złotych,

można kupić i za tysiąc złotych, i za półtora tysiąca,

to już jest... Ale tak

przyjmując średnio, to

w niektórych przypadkach jest to tańsze.

No, choćby nawet zakup samego

grobowca, dlatego że

to jest niebagatelne. To jest,

w zasadzie w tej chwili ceny

miejsc na cmentarzach,

w związku z tym, że te cmentarze się

zapełniają, idą

w górę i w ogóle

zarządcy cmentarzy, gminy,

starają się te miejsca...

Starają się w jakiś sposób promować

kremację w ten sposób, że podwyższa się ceny

miejsc grzebalnych,

myśląc perspektywicznie, że

tych miejsc zabraknie. Czyli żeby skłaniać

ludzi do takich rozwiązań.

No, nie ma innego wyjścia,

ponieważ tereny, a to szczególnie w dużych

miastach, są drogie.

No i tak samo zakup terenu

pod cmentarz, jest to droga

inwestycja.

Wiemy już, w jakich sytuacjach ludzie decydują się

na spalenie ciała.

A jak wygląda sam proces,

jak on przebiega?

Sam proces kremacji można by podzielić

na takie etapy. No, oczywiście...

...Czyli tak,

najpierw

od złożenia...,

przygotowanie ciała

do kremacji, czyli

jest też

kilka opcji. Pierwsza opcja to jest

kremacja...,

ubranie osoby zmarłej

w normalne ubranie,

tak jak chodził, czyli, no, garnitur czy

co kto lubił.

Albo w tak zwany całun

kremacyjny. Całun kremacyjny to jest

taka

jakby, no,

takie odzienie,

takie płótno

z rękawami. Ozdobne oczywiście.

I też często ludzie

się decydują, dlatego że ciało

jest kremowane,

zostaje spalone, nie?

Od czego zależy ta decyzja? Jak ludzie

decydują...?

Ekonomiczne do tego podchodzą.

Całun jest tańszy?

Całun jest tańszy niż ubranie. No, też i ekonomicznie, i

niektórzy praktycznie, dlatego że

ktoś, jak patrzy nieraz, bo

nieraz, jak patrzę na to, to

niektórzy nie ze względu na oszczędność,

tylko ze względu na to, że

stwierdził, że skoro to ciało ma być i tak spalone...

To i tak nie ma sensu...

To nie ma sensu zakładać tylu ubrań,

tak dużo ubrań. Ja też jestem tego zdania,

że tu chodzi o osiągnięcie

jak najczystszych prochów. Chociaż to ubranie się spala,

no ale zawsze jakieś resztki są, także...

tak do tego ludzie podchodzą.

Czyli mamy ubiór załatwiony.

Ubiór tak. Teraz drugą

sprawą jest trumna kremacyjna.

Tu też są dwie opcje w zasadzie. Trumna

tekturowa lub trumna drewniana.

Drewniana musi być

ekologiczna, czyli niemalowana

lakierami.

Ewentualnie może być wodnymi lakierami

trochę malowana. Ze względu na to, że to jest raz, że

ekologia i drugi raz, że bezpieczeństwo

przy wprowadzaniu trumny

do pieca, ponieważ piec jest nagrzany

i z chwilą, gdy

trumna wjeżdża do pieca, gdyby była takim normalnym

lakierem, mogłoby się zapalić,

zapalić się przed

jeszcze wprowadzeniem do pieca.

Mówisz, że

są takie tekturowe też, zwykłe.

Tak, tak. Tekturowe

Ludzie się decydują...?

Tak, najczęściej. Najczęściej kremacja jest przeprowadzona,

przynajmniej u nas, ale i tak z tego, co

wiem, w większości krematoriów

w trumnach tekturowych.

Dlatego, że też ludzie podchodzą do tego, że nie ma

sensu inwestowania

w drewnianą trumnę, bo i tak

spalamy to ciało.

Spalamy trumnę i spalamy ciało.

I też osiągnięcie jak najczystszych

tych prochów, także

kwestia trumny tak wygląda.

I teraz kwestia...

No, jeszcze wcześniej może być

pożegnanie osoby zmarłej

przed kremacją. To też kwestia... Jedne

osoby czy rodziny sobie życzą

pożegnania, inni nie chcą

tego pożegnania.

Także to jest już kwestia

rodziny. Ale często, najczęściej jest to

pożegnanie w kaplicy przed

krematorium.

Przed kremacją.

I po niej następuje kremacja. Czyli jest to

ciało umieszczane

w podajniku

i rodzina obserwuje tylko ten moment

wjazdu trumny do

pieca kremacyjnego.

Jak wygląda sam piec? Jak duże jest to urządzenie?

Piece są różne.

No, ale można powiedzieć, że to jest takie,

no, to jest

dość spore urządzenie.

Spore urządzenie, można to porównać

do takiej olbrzymiej szafy, naprawdę

olbrzymiej. U mnie

w firmie to jest takie pomieszczenie,

które ma

tam osiem metrów

na pięć i

pół tego pomieszczenia zajmuje piec kremacyjny.

To musi być kosztowne urządzenie.

Kosztowne, tak.

Mogę podpytać, ile kosztuje?

Trzeba liczyć koszt takiego pieca

w granicach miliona złotych,

to tak minimum. Minimum.

Zależy, jaka wydajność pieca

i tak dalej. Duże piece, duża wydajność,

to i do półtora miliona i dwa miniony.

To zależy już od krematorium,

ile tam kremacji się odbywa.

Czy to są piece gazowe?

Tak. Generalnie piec kremacyjny może

być opalany albo

gazem ziemnym,

gazem płynnym, czyli tym

propanem, albo

też

olejem opałowym.

W naszych realiach

raczej dwie opcje się

stosuje - albo gaz

ziemny, jeżeli

krematorium ma możliwość podpięcia,

jest blisko, albo płyn.

U mnie w firmie jest gaz płynny

akurat. Olej opałowy

jest za drogi u nas, także to byłoby nieekonomiczne.

Ale jest taka możliwość, bo to

jest kwestia tylko tam przerobienia palników, także

firma, która dostarcza może

na te trzy paliwa

przystosować piec.

W jakiej temperaturze pali się

człowiek?

Jest kilka etapów. No, generalnie,

etap, czyli

przy wprowadzeniu, przynajmniej na

urządzeniu, na którym my pracujemy, bo to też

różne są konstrukcje pieców

kremacyjnych,

ale

opierając się na

tym urządzeniu, które pracuje u mnie, to

u nas wprowadzane

jest ciało przy temperaturze 500 stopni.

I...

początek kremacji to można

tak określić, że jest w przedziale od 500

do tam 650 stopni, czyli

początek to jest tak spalenie trumny, ubrania

i później ta temperatura

sukcesywnie rośnie aż

do 950 stopni. Między 850

a 950 stopni, to jest koniec

kremacji.

Ile czasu potrzeba?

Na samo spalenie ciała to, tak na moim urządzeniu,

to potrzeba godzinę

do półtorej. No,

tak bliżej półtorej godziny, ale tak między

godzinę a półtorej godziny to sam proces spalenia,

bo to też tu są kilka

etapów, czyli proces spalania, czyli

kiedy

ciało i szczątki znajdują się

w piecu kremacyjnym,

no to więc godzinę a półtorej. No,

w wyjątkowych wypadkach może to

i do dwóch się przeciąga, bo dwie i pół

to już mówimy o osobach, które

są większej wagi,

dużej wagi.

To ma znaczenie, czy człowiek jest otyły, szczupły?

Tak, tak, ma znaczenie duże, dlatego że

im więcej masy do spalenia,

więcej potrzeba czasu. Co prawda, no,

tam też są takie niuanse

odnośnie zawartości

tłuszczu w ciele,

no, kobiety się palą trochę szybciej, bo,

wiadomo, mają tej tkanki tłuszczowej

więcej, ale

jeżeli jest już ktoś otyły, no to wiadomo, ma

więcej tej masy i trzeba więcej czasu,

musi ten piec

i więcej energii zużyć na

tę kremację.

Czy są jakieś limity? Czy można

być za ciężkim na kremację?

To znaczy, są limity,

zależy to wszystko od konstrukcji pieca. Są, wiem, że niektóre krematoria

nie przyjmują powyżej 140

kilo,

dlatego że

albo konstrukcja podajnika

jest za słaba, albo ten system

podawania.

Ale też od wielkości komory.

Są takie małe piece,

które

mają po prostu małą komorę spalania

i nie dają sobie rady. Zaczynają

dymić. Na przykład

nasz piec, mój piec,

ten, który jest u mnie w firmie,

rzeczywiście ma dużą

komorę spalania i radzi sobie z

ciałami. 240 kilo

człowieka

skremowaliśmy

bez większych problemów, także...

Skąd ty wiesz,

że ten proces

już się zakończył? Czy tam można

jakoś zajrzeć, podejrzeć...?

Tak, operator pieca ma podgląd na piec i

na to, co się dzieje wewnątrz pieca

i w zasadzie... Bo piec

ma swoją automatykę, natomiast

jest ciało...,

jedno różni się

w spalaniu

czasowo

od drugiego, także...

czas może być,

jedno ciało będzie się palić podobnej,

że tak powiem, wagi,

o podobnej wadze,

godzinkę, a drugie

potrzebuje półtorej. Także operator

ma podgląd cały czas, co się dzieje i

co jakiś czas sprawdza, na jakim etapie jest

kremacja.

Jaki musi być ten widok, żeby dojść do wniosku, że

to już?

Widok musi być... No, musimy widzieć, że

są spalone tkanki,

wszystkie te tkanki miękkie, czyli

mięśnie i tak dalej,

wszystko już jest spalone.

Kości zostają?

Kości są rozżarzone do czerwoności,

wtedy można uznać, że

jest koniec kremacji i można

przystąpić do wygarnięcia tych kości.

Czyli to jest następny etap. To jest

właśnie czas przebywania ciała

w piecu, później

te szczątki, czyli te

resztki, które tam w piecu się znajdują,

są wygarniane.

Jak to się odbywa? Otwierasz piec...?

Tak, otwiera się piec...

On jest pewnie bardzo gorący?

Jest bardzo gorąco, tak. No, ja akurat,

u mnie w tym piecu jest ten...,

te drzwi wygarniania

są dość szerokie, więc ja stosuję taki specjalny kombinezon

żaroodporny

i wygarnia

się do specjalnego naczynia,

które tam jest w wyposażeniu

pieca.

Jest do tego jakiś przyrząd?

Tak, jest specjalna tak zwana graca, którą się wygarnia z pieca

wszystkie te szczątki, które pozostają

po kremacji,

do tego naczynia i

po wygarnięciu

zamyka się drzwi pieca

i to naczynie przenosi się na

tak zwany stół i rozsypuje się te

prochy na takim stole

przeznaczonym do chłodzenia prochów,

które jest po prostu ze stali nierdzewnej.

Te stoły najlepiej się sprawdzają,

dlatego że

stal nierdzewna odbiera

ciepło bardzo szybko. Rozsypuje się,

no, oczywiście te prochy,

żeby je cienką

warstwą, i one sobie tam...

U nas wystarczy około 15 minut

z tym. To jest drugi etap.

Jak dużo jest tych prochów,

jakby to można jakoś opisać,

wiaderko, butelka, donica?

Można powiedzieć, taka większa...

Prochów ogólnie po zmieleniu

jest około 3 litry.

Taka jest pojemność po zmieleniu.

Oczywiście przed zmieleniem jest więcej.

Bo jest jeszcze mielenie, to o tym za chwilę.

Tak, to jest następy etap. Teraz jesteśmy na etapie

chłodzenia, czyli chłodzenie na tym stole.

I na tym stole też odbywa się wstępna

separacja

części metalowych, no bo wiadomo, że

człowiek może mieć różne protezy,

protezy

stawów i tak dalej. To

operator, czyli ten człowiek, który

wykonuje kremację,

po prostu widzi i separuje,

czyli wybiera

te rzeczy.

Czyli jak ktoś miał złotego zęba, to na bok?

Tak, tak, jak ktoś miał złotego zęba, to na bok.

No, złoto się może stopić, tak?

Ale części metalowe,

takie typu protezy

do stawów, to zostają.

Duże części z garderoby

też pozostają.

To się już na wstępnym tym etapie

po prostu

odkłada. I później

z powrotem trafiają do naczynia

te resztki.

I jest etap mielenia?

Etap mielenia. I wkłada się to

do młynka.

Jaki to jest młynek? Jak to wygląda, jak to działa?

Młynek to jest taka szafka, w której...

No, to nie jest taki młynek jakby ktoś

pomyślał, że to jest jak młynek do mięsa, tylko

to jest młynek, bo te szczątki

to one się praktycznie już rozlatują,

tylko kwestia

uzyskania takich

równych cząstek, czyli też tego prochu,

żeby można go było zmieścić

w urnie. Młynek generalnie to

są takie dwa

łańcuszki, przynajmniej u nas, bo tam różne

są rozwiązania. Są

kule, są różne

rozwiązania u producentów, ale

teraz najnowocześniejsze i najszybsze to są

właściwie dwa takie łańcuszki,

które po prostu

kręcą się

w tym naczyniu, w które wkładamy,

i powodują rozdrobnienie

tych prochów. I tam jest

też jeszcze w tym młynku dodatkowa,

ostateczna separacja takich drobnych rzeczy

metalowych. Czyli

tam już

z jednej takiej

kuwety do drugiej

przesypują się prochy już czyste.

I stamtąd już prochy

trafiają do urn.

Czy wszystkie prochy trafiają do urny czy część

idzie do utylizacji? Jak to wygląda?

Tak, wszystkie prochy, przynajmniej u nas i w większości

krematoriów na pewno też,

jeżeli ktoś działa zgodnie z etyką

zawodową, muszą trafić do

urny. Także, no,

dlatego rodzina,

osoba, powierza nam

ciało i zawierza nam

w jakiś sposób, że my po prostu

robimy to zgodnie. No, nie ma już

nad tym kontroli, dlatego

należy to zrobić

zgodnie ze

sztuką i wszystkie prochy

muszą trafić do urny.

A mając na uwadze właśnie etykę zawodu,

o jakich zasadach, najważniejszych,

musicie pamiętać?

No, przede wszystkim szacunek dla ciała, to jest

podstawa w ogóle w branży pogrzebowej

i w takim profesjonalnym zajmowaniu się.

Druga sprawa, identyfikacji

ciała, żeby to była

ta osoba,

zadbanie o różne życzenia

rodzin, które są, bo, na przykład

podczas pożegnania nieraz

różaniec jest na rękach osoby zmarłej,

a rodzina sobie życzy, żeby go włożyć do urny,

no to też takie rzeczy trzeba zanotować

albo zapamiętać.

Czyli trzeba go wyjąć, żeby nie spłonął?

Tak, tak, żeby nie spłonął. Niektórzy nie mają życzeń, czyli...

Ale najczęściej my sami

już proponujemy, żeby różańca nie palić,

bo różaniec się zmieści w urnie, więc

takie rzeczy włożyć do urny.

Druga rzecz to może być taka

sytuacja, że różne rzeczy ludzie chcą,

żeby włożyć do urny.

Co na przykład?

Na przykład pieniądze.

Poważnie?

No to, co się zmieści, prawda? Nie wszystko się zmieści. Różaniec się na pewno zmieści.

Ale po co pieniądze?

Niektórzy wierzą, że tam, w tamtym świecie...

Przydadzą się?

Przydadzą się. To nie tylko, jeżeli chodzi o kremację, bo czasami

przy normalnych pochówkach ludzie wkładają pieniądze. Drugą sprawą,

zdarzyły mi się jakieś listy pożegnalne, które tam

ludzie pisali do

osoby zmarłej, to też do urny.

My sami proponujemy. Ja sam proponuję

coś takiego, że coś takiego jest.

A zmieści się do urny, to włożyć

do urny, niż spalić,

nie? Bo to jest na tej zasadzie.

Łańcuszki,

obrączki, takie rzeczy

osobiste, z którymi

był zmarły związany

albo rodzina chce mu to

przekazać, a zmieszczą się do urny.

Telefonu komórkowego

nikt nie wsadzał?

No jeszcze mi się nie zdarzyło telefonu komórkowego, ale podejrzewam, że

zmieściłby się do niektórych urn, także...

Do trumnyśmy wkładali telefon

komórkowy nieraz, ale myślę, że do urny też taka

niedługo

jakaś wola kogoś.

Osób z poczuciem humoru nie brakuje.

Oczywiście, zresztą telefon komórkowy

towarzyszy nam praktycznie ciągle,

także...

Nie masz koszmarów?

Nie, ja nie mam koszmarów. To znaczy, może ja

podchodzę w tej sposób odnośnie ogólnie

pracy w branży pogrzebowej...

Jakoś kontakt z ciałami,

no, może dlatego, że 25 lat ogólnie

pracuję w branży pogrzebowej...

Człowiek zdążył się oswoić?

Tak, zdążył. Ale nigdy nie bałem się zmarłych.

Dlatego

myślę, że to też spowodowało

w ogóle pomysł

działania w takiej branży.

Nigdy nie bałem się osób zmarłych

i dlatego uważam, że trzeba się bać

żywych. Natomiast

przez te lata,

wykonując i sekcje zwłok, i

przeróżne

czynności,

które związane są z

tą branżą,

jakoś oswoiłem

się z tym. Bardziej

wpływa na mnie

tragedia ludzka.

Czyli to, co ludzie mi przekażą.

Czyli to, że ludzie przychodzą, płaczą...?

To mnie bardziej obciąża, tak, tak. Tragedia

ludzka. Śmierć

z tej strony właśnie utraty tej osoby

bliskiej i co osoby

na przykład przeżywają.

Czy jakieś sytuacje typu,

że umiera

matka, która zostawia małe dzieci,

czy ojciec

też, który mógł jeszcze, że tak powiem,

żyć i wychowywać. To bardziej jest

obciążające dla mnie niż sam widok

ciał, które w różnym stanie... Czy też

sam widok tych

ciał, które

oglądam podczas..., wewnątrz

pieca, tego całego procesu.

Czy prawdą jest,

że pracownicy zakładów pogrzebowych

mają swój język,

żeby jakoś oswoić się z tą rzeczywistością?

Tak, tak, to jest prawda.

Mają różne takie

określenia dla

tych czynności, które robią.

Przykładowo?

Przykładowo ciało mogą określać,

na przykład określają "miś"

albo w różnych regionach różnie

nie? Na przykład u nas, no to "miś"

i tak dalej. Nie jest to jakieś złośliwe.

O co chodzi? Po co to?

Chodzi tu o to generalnie,

tak mi się wydaje, że

wytworzył się taki język

w tej branży, dlatego że jak znajduje się

w różnych takich miejscach,

powiedzmy, no, typu

restauracja, typu

jakiś bar gdzieś, wiadomo, to są ludzie,

którzy żyją normalnie,

tak jak każdy. Funkcjonują,

siedzą na przykład przy obiedzie,

to tak jak każdy z nas, kto

pracuje w innej branży, omawia sobie;

przerwa w pracy, są na obiedzie, omawiają, co się dzieje

w pracy. No to takie słowa,

takie określenia pomagają im

nie wzbudzać sensacji.

No bo gdy na przykład powiedzą: "No, byłem po misia",

no to nikt nawet

nie wie, o co chodzi i jest to takie bardziej

ładne...

Można rozmawiać.

...niż, jakby powiedział: "Byliśmy po zwłoki". No to

każdy od razu by się odwracał.

No, na pewno.

Także jest to po coś.

"Miś" to jeden przykład. Jeszcze jakiś może...?

No, u nas jest "miś" tak naprawdę.

Różne są określenia, na osobę

powieszoną - "dynduś"

albo "wisielec".

"Wisielec" to jest takie, no,

raczej tego... Albo "brelok".

To są

takie...

Ale raczej nie spotkałem się, żeby w dzisiejszych czasach

były jakieś takie nieładne określenia.

Jesteś w branży

ponad 20 lat,

całe dorosłe życie.

Jak taka praca zmienia

człowieka?

Ja myślę, że przede wszystkim podejście do życia

i do...

przewartościowanie całego

życia. Oczywiście nie da się tego

do końca zrobić, bo

obserwując kruchość

życia

i to, że człowiek w każdej chwili może umrzeć,

co normalny człowiek tego nie

obserwuje, no bo człowiek,

który

nie styka się z branżą pogrzebową,

no, może oczywiście tam kilka

razy w życiu być na pogrzebie. Natomiast

dla nas jest to chleb powszedni.

Codzienność.

My codziennie przychodzimy i codziennie stykamy się

ze śmiercią. Jeszcze

ja prowadzę firmę, no,

w niedużym mieście, więc

to też

bardziej skłania mnie do refleksji,

dlatego że dużo przewija się osób

znajomych. Co też oczywiście

bardziej mnie obciąża, bo myślę, że w większych miastach

jest większa anonimowość i bardziej to

jakoś to tak do człowieka...

Bo nie zna tych ludzi, natomiast

my konkretnie znamy.

Z kimś się chodziło do szkoły, kogoś się mijało na ulicy...

Tak, z kimś się chodziło do szkoły, kogoś się mijało na ulicy, kogoś się znało

z widzenia, ktoś był sąsiadem

i nagle...,

no, szczególnie gdy są nagłe zgony,

no to już patrzę, już

okazuje się, że na przykład rozmawiało się

nieraz, zdarzył mi się przypadek, że godzinę

wcześniej z kimś rozmawiałem

i za godzinę już ten człowiek nie żył

i myśmy po prostu byli, przyjechali po

jego ciało już do domu.

Także to są takie czynniki

obciążające. No i oczywiście trochę

przewartościowanie życia, że jednak

to życie jest krótkie. Życie jest krótkie

i...

nie można za bardzo dużo rzeczy odkładać

na przyszłość.

Ja tak

uważam przynajmniej.

Bo z perspektywy tych

obserwacji, że jednak trzeba

starać się realizować

to, co się chce.

Nie zawsze to jest możliwe oczywiście, no bo

to wiadomo, różne nastają ograniczenia,

ale

takie

odkładanie na emeryturę

wielu rzeczy to może...

Nie popłaca.

Nie popłaca, tak. Może skończyć się, że nie zostaną zrealizowane.

Ważne słowa. Dziękuję uprzejmie za to spotkanie,

dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.


Co dzieje się za drzwiami KREMATORIUM? – 7 metrów pod ziemią

Cześć, tu Rafał Gębura.

Jeśli jesteś głodny historii, po których nic

już nie będzie takie samo, polecam Ci moją książkę.

Zajrzyj na:

i zamów swój egzemplarz.

Tymczasem zapraszam na wywiad.

Na samo spalenie ciała

na moim urządzeniu

to trzeba godzinę, do półtorej.

Początek kremacji to można

tak określić, że jest w przedziale od

500 do 650 stopni.

I później ta temperatura sukcesywnie rośnie

aż do 950 stopni.

Różne rzeczy ludzie chcą, żeby włożyć do urny.

Co na przykład?

Na przykład pieniądze.

Jesteś właścicielem zakładu pogrzebowego,

a od dwóch lat przeprowadzasz

w nim między innymi kremacje.

W jakich sytuacjach

ludzie decydują się na

to, żeby spalić ciało?

Jest to kilka takich sytuacji, kilka

grup klientów, którzy

decydują się na kremację. Pierwsza

grupa no to są osoby zdecydowane

na kremację, czyli takie osoby, które wyrażają

wolę, głownie to osoby zmarłe.

Wcześniej, za życia, wyrażały wolę,

że ich ciało ma być poddane

kremacji. To jest taka pierwsza, zasadnicza

grupa klientów. Drugą

grupą klientów są

osoby, które nie mają miejsca, to już

mniej dotyczy osób zmarłych,

mniej one decydują, tylko rodziny,

które zlecają

czy organizują

pochówek danej osoby, to jest brak

miejsca w grobie. Czyli po prostu grób

jest zajęty albo miejsca

przewidziane są na inne osoby,

a chcą dochować tę osobę

do danego grobu,

więc te osoby, no,

albo musiałyby

kupować nowy grób...

Co jest kosztowne.

Co jest kosztowne, raz.

A drugą sprawą to jest

to, że ta osoba zmarła

chciałaby leżeć razem z rodziną

i wtedy nie miałaby takiej możliwości,

więc, no,

jedyną drogą pozostaje kremacja, ponieważ

nawet przy pełnym grobie

urna zawsze zmieści się.

Także to jest taka

druga

grupa jakby

klientów krematoriów.

Trzecią grupą

to są ciała w stanie rozkładu,

czyli osoby, które

zostały gdzieś tam znalezione, leżały czy

gdzieś tam po jakichś tam...,

czy z wody.

Ogólnie, które leżały gdzieś i

nastąpił rozkład.

Te decyzje zapadają ze względu

na nieprzyjemny zapach?

Tak, te decyzje zapadają ze względu na nieprzyjemny zapach.

Gdy nie było krematoriów no to

głównie robiło się tam...,

te ciała były jakoś tam

pakowane w worki, ale generalnie

ten zapach jest tak silny, że ciężko,

ciężko

go...

Okiełznać.

Okiełznać, tak, tak. Więc teraz właśnie

obserwujemy, że,

ja obserwuje, że

ludzie decydują się w takim

wypadku na kremację. No, my im podpowiadamy

oczywiście, że jest taka możliwość,

ja mam krematorium, więc jak przychodzą

klienci, no to czy ja, czy moi pracownicy

oferują, że

jest taka możliwość i ludzie się na to

bardzo często decydują, dlatego że

urna wtedy nie ma już zapachu,

w spokoju ten pogrzeb może się odbyć,

bez takich jakichś sytuacji, że ktoś się będzie

odsuwał od trumny czy na przykład

nie będzie można... Bo wcześniej też

zdarzało się, że jak trumny były...,

ciała były w stanie rozkładu, to

na przykład trumny nie brało się do kościoła,

tylko msza jakby bez ciała, no bo,

bo...

ten zapach.

Właśnie ze względu na ten zapach.

Więc to jest taka przesłanka do

wykonania kremacji, do której ludzie

często się, że tak powiem,

skłaniają. No, praktycznie zawsze,

praktycznie w tej chwili,

jak się krematoria pojawiały,

to większość tych ciał w stanie rozkładu jest

kremowana.

Następna grupa klientów

to są ludzie, którzy chcą

przetransportować ciało gdzieś

dalej. Dlatego że przepisy

sanitarne zezwalają

na transportowanie urny

samemu. Czyli urnę

można sobie przetransportować

w autobusie, samochodzie,

w pociągu.

W dowolne miejsce.

W dowolne miejsce, samemu, zgodnie z przepisami.

No i też oczywiście

ze względu na koszty transportu

ludzie się decydują na skremowanie ciała

i zabierają sobie, wybierają urnę,

dowożą tam gdzieś w miejsce pochówku,

gdzie tam

uważają dalej.

A czy zdarza się, że ludzie mają takie

motywacje, żeby gdzieś

rozsypać prochy? Przychodzą

do zakładu pogrzebowego i mówią o tym

otwarcie?

Tak, tak. Zdarzają się takie sytuacje. Co prawda,

zgodnie z naszym prawem,

rozsypywanie prochów jest nielegalne,

czyli nie można tego robić. Prochy

muszą być pochowane na

cmentarzu.

Tak na razie to wygląda.

Były próby

zmiany przez organizacje,

samorządy branżowe.

Natomiast tutaj Kościół

katolicki stoi na stanowisku, który ma duży wpływ

jednak u nas na pochówki,

że prochów nie można sypać i nie można

tego robić legalnie.

Co prawda, z tego, co wiem

i tak ludzie to robią, ponieważ to jest

niesprawdzane, nie sprawdzają, co jest w urnie.

Ale tak jak mówię, my, wydając prochy

w krematorium na

tak zwanym świadectwie kremacji, czyli,

które wydajemy takie świadectwo

czy taki dokument nasz, że

dokonaliśmy spopielenia w tym i w tym dniu na podstawie

takie aktu zgonu i tak dalej,

jest tam zapis taki, że prochy

można pochować

tylko na cmentarzu.

Natomiast, no, możemy wydać

rodzinie

te prochy i co oni zrobią, to już

tak naprawdę... Myślę, że

realizują w jakiejś części wolę tych osób zmarłych. Ja jestem

osobiście za tym, że

powinno to być

zmienione i

jeżeli ktoś jakieś miejsca

lubił, kochał przebywać,

to dlaczego miałyby być te prochy nie,

nie...,

nierozsypane. Ale, no,

nie jest to, że tak powiem, jeszcze u nas

legalne.

Czy kremacja to jest kosztowny proces?

Czy to jest droższe od zwykłego pogrzebu?

Nie, nie. Kremacja

to jest... Porównywalny jest

koszt pogrzebu kremacyjnego

z kosztem pogrzebu normalnego.

Tyle samo to kosztuje, a

w niektórych przypadkach nawet

jest to tańsza opcja.

To jest oczywiście kwestia wyboru rodziny, bo urny

można kupić za dwieście złotych,

można kupić i za tysiąc złotych, i za półtora tysiąca,

to już jest... Ale tak

przyjmując średnio, to

w niektórych przypadkach jest to tańsze.

No, choćby nawet zakup samego

grobowca, dlatego że

to jest niebagatelne. To jest,

w zasadzie w tej chwili ceny

miejsc na cmentarzach,

w związku z tym, że te cmentarze się

zapełniają, idą

w górę i w ogóle

zarządcy cmentarzy, gminy,

starają się te miejsca...

Starają się w jakiś sposób promować

kremację w ten sposób, że podwyższa się ceny

miejsc grzebalnych,

myśląc perspektywicznie, że

tych miejsc zabraknie. Czyli żeby skłaniać

ludzi do takich rozwiązań.

No, nie ma innego wyjścia,

ponieważ tereny, a to szczególnie w dużych

miastach, są drogie.

No i tak samo zakup terenu

pod cmentarz, jest to droga

inwestycja.

Wiemy już, w jakich sytuacjach ludzie decydują się

na spalenie ciała.

A jak wygląda sam proces,

jak on przebiega?

Sam proces kremacji można by podzielić

na takie etapy. No, oczywiście...

...Czyli tak,

najpierw

od złożenia...,

przygotowanie ciała

do kremacji, czyli

jest też

kilka opcji. Pierwsza opcja to jest

kremacja...,

ubranie osoby zmarłej

w normalne ubranie,

tak jak chodził, czyli, no, garnitur czy

co kto lubił.

Albo w tak zwany całun

kremacyjny. Całun kremacyjny to jest

taka

jakby, no,

takie odzienie,

takie płótno

z rękawami. Ozdobne oczywiście.

I też często ludzie

się decydują, dlatego że ciało

jest kremowane,

zostaje spalone, nie?

Od czego zależy ta decyzja? Jak ludzie

decydują...?

Ekonomiczne do tego podchodzą.

Całun jest tańszy?

Całun jest tańszy niż ubranie. No, też i ekonomicznie, i

niektórzy praktycznie, dlatego że

ktoś, jak patrzy nieraz, bo

nieraz, jak patrzę na to, to

niektórzy nie ze względu na oszczędność,

tylko ze względu na to, że

stwierdził, że skoro to ciało ma być i tak spalone...

To i tak nie ma sensu...

To nie ma sensu zakładać tylu ubrań,

tak dużo ubrań. Ja też jestem tego zdania,

że tu chodzi o osiągnięcie

jak najczystszych prochów. Chociaż to ubranie się spala,

no ale zawsze jakieś resztki są, także...

tak do tego ludzie podchodzą.

Czyli mamy ubiór załatwiony.

Ubiór tak. Teraz drugą

sprawą jest trumna kremacyjna.

Tu też są dwie opcje w zasadzie. Trumna

tekturowa lub trumna drewniana.

Drewniana musi być

ekologiczna, czyli niemalowana

lakierami.

Ewentualnie może być wodnymi lakierami

trochę malowana. Ze względu na to, że to jest raz, że

ekologia i drugi raz, że bezpieczeństwo

przy wprowadzaniu trumny

do pieca, ponieważ piec jest nagrzany

i z chwilą, gdy

trumna wjeżdża do pieca, gdyby była takim normalnym

lakierem, mogłoby się zapalić,

zapalić się przed

jeszcze wprowadzeniem do pieca.

Mówisz, że

są takie tekturowe też, zwykłe.

Tak, tak. Tekturowe

Ludzie się decydują...?

Tak, najczęściej. Najczęściej kremacja jest przeprowadzona,

przynajmniej u nas, ale i tak z tego, co

wiem, w większości krematoriów

w trumnach tekturowych.

Dlatego, że też ludzie podchodzą do tego, że nie ma

sensu inwestowania

w drewnianą trumnę, bo i tak

spalamy to ciało.

Spalamy trumnę i spalamy ciało.

I też osiągnięcie jak najczystszych

tych prochów, także

kwestia trumny tak wygląda.

I teraz kwestia...

No, jeszcze wcześniej może być

pożegnanie osoby zmarłej

przed kremacją. To też kwestia... Jedne

osoby czy rodziny sobie życzą

pożegnania, inni nie chcą

tego pożegnania.

Także to jest już kwestia

rodziny. Ale często, najczęściej jest to

pożegnanie w kaplicy przed

krematorium.

Przed kremacją.

I po niej następuje kremacja. Czyli jest to

ciało umieszczane

w podajniku

i rodzina obserwuje tylko ten moment

wjazdu trumny do

pieca kremacyjnego.

Jak wygląda sam piec? Jak duże jest to urządzenie?

Piece są różne.

No, ale można powiedzieć, że to jest takie,

no, to jest

dość spore urządzenie.

Spore urządzenie, można to porównać

do takiej olbrzymiej szafy, naprawdę

olbrzymiej. U mnie

w firmie to jest takie pomieszczenie,

które ma

tam osiem metrów

na pięć i

pół tego pomieszczenia zajmuje piec kremacyjny.

To musi być kosztowne urządzenie.

Kosztowne, tak.

Mogę podpytać, ile kosztuje?

Trzeba liczyć koszt takiego pieca

w granicach miliona złotych,

to tak minimum. Minimum.

Zależy, jaka wydajność pieca

i tak dalej. Duże piece, duża wydajność,

to i do półtora miliona i dwa miniony.

To zależy już od krematorium,

ile tam kremacji się odbywa.

Czy to są piece gazowe?

Tak. Generalnie piec kremacyjny może

być opalany albo

gazem ziemnym,

gazem płynnym, czyli tym

propanem, albo

też

olejem opałowym.

W naszych realiach

raczej dwie opcje się

stosuje - albo gaz

ziemny, jeżeli

krematorium ma możliwość podpięcia,

jest blisko, albo płyn.

U mnie w firmie jest gaz płynny

akurat. Olej opałowy

jest za drogi u nas, także to byłoby nieekonomiczne.

Ale jest taka możliwość, bo to

jest kwestia tylko tam przerobienia palników, także

firma, która dostarcza może

na te trzy paliwa

przystosować piec.

W jakiej temperaturze pali się

człowiek?

Jest kilka etapów. No, generalnie,

etap, czyli

przy wprowadzeniu, przynajmniej na

urządzeniu, na którym my pracujemy, bo to też

różne są konstrukcje pieców

kremacyjnych,

ale

opierając się na

tym urządzeniu, które pracuje u mnie, to

u nas wprowadzane

jest ciało przy temperaturze 500 stopni.

I...

początek kremacji to można

tak określić, że jest w przedziale od 500

do tam 650 stopni, czyli

początek to jest tak spalenie trumny, ubrania

i później ta temperatura

sukcesywnie rośnie aż

do 950 stopni. Między 850

a 950 stopni, to jest koniec

kremacji.

Ile czasu potrzeba?

Na samo spalenie ciała to, tak na moim urządzeniu,

to potrzeba godzinę

do półtorej. No,

tak bliżej półtorej godziny, ale tak między

godzinę a półtorej godziny to sam proces spalenia,

bo to też tu są kilka

etapów, czyli proces spalania, czyli

kiedy

ciało i szczątki znajdują się

w piecu kremacyjnym,

no to więc godzinę a półtorej. No,

w wyjątkowych wypadkach może to

i do dwóch się przeciąga, bo dwie i pół

to już mówimy o osobach, które

są większej wagi,

dużej wagi.

To ma znaczenie, czy człowiek jest otyły, szczupły?

Tak, tak, ma znaczenie duże, dlatego że

im więcej masy do spalenia,

więcej potrzeba czasu. Co prawda, no,

tam też są takie niuanse

odnośnie zawartości

tłuszczu w ciele,

no, kobiety się palą trochę szybciej, bo,

wiadomo, mają tej tkanki tłuszczowej

więcej, ale

jeżeli jest już ktoś otyły, no to wiadomo, ma

więcej tej masy i trzeba więcej czasu,

musi ten piec

i więcej energii zużyć na

tę kremację.

Czy są jakieś limity? Czy można

być za ciężkim na kremację?

To znaczy, są limity,

zależy to wszystko od konstrukcji pieca. Są, wiem, że niektóre krematoria

nie przyjmują powyżej 140

kilo,

dlatego że

albo konstrukcja podajnika

jest za słaba, albo ten system

podawania.

Ale też od wielkości komory.

Są takie małe piece,

które

mają po prostu małą komorę spalania

i nie dają sobie rady. Zaczynają

dymić. Na przykład

nasz piec, mój piec,

ten, który jest u mnie w firmie,

rzeczywiście ma dużą

komorę spalania i radzi sobie z

ciałami. 240 kilo

człowieka

skremowaliśmy

bez większych problemów, także...

Skąd ty wiesz,

że ten proces

już się zakończył? Czy tam można

jakoś zajrzeć, podejrzeć...?

Tak, operator pieca ma podgląd na piec i

na to, co się dzieje wewnątrz pieca

i w zasadzie... Bo piec

ma swoją automatykę, natomiast

jest ciało...,

jedno różni się

w spalaniu

czasowo

od drugiego, także...

czas może być,

jedno ciało będzie się palić podobnej,

że tak powiem, wagi,

o podobnej wadze,

godzinkę, a drugie

potrzebuje półtorej. Także operator

ma podgląd cały czas, co się dzieje i

co jakiś czas sprawdza, na jakim etapie jest

kremacja.

Jaki musi być ten widok, żeby dojść do wniosku, że

to już?

Widok musi być... No, musimy widzieć, że

są spalone tkanki,

wszystkie te tkanki miękkie, czyli

mięśnie i tak dalej,

wszystko już jest spalone.

Kości zostają?

Kości są rozżarzone do czerwoności,

wtedy można uznać, że

jest koniec kremacji i można

przystąpić do wygarnięcia tych kości.

Czyli to jest następny etap. To jest

właśnie czas przebywania ciała

w piecu, później

te szczątki, czyli te

resztki, które tam w piecu się znajdują,

są wygarniane.

Jak to się odbywa? Otwierasz piec...?

Tak, otwiera się piec...

On jest pewnie bardzo gorący?

Jest bardzo gorąco, tak. No, ja akurat,

u mnie w tym piecu jest ten...,

te drzwi wygarniania

są dość szerokie, więc ja stosuję taki specjalny kombinezon

żaroodporny

i wygarnia

się do specjalnego naczynia,

które tam jest w wyposażeniu

pieca.

Jest do tego jakiś przyrząd?

Tak, jest specjalna tak zwana graca, którą się wygarnia z pieca

wszystkie te szczątki, które pozostają

po kremacji,

do tego naczynia i

po wygarnięciu

zamyka się drzwi pieca

i to naczynie przenosi się na

tak zwany stół i rozsypuje się te

prochy na takim stole

przeznaczonym do chłodzenia prochów,

które jest po prostu ze stali nierdzewnej.

Te stoły najlepiej się sprawdzają,

dlatego że

stal nierdzewna odbiera

ciepło bardzo szybko. Rozsypuje się,

no, oczywiście te prochy,

żeby je cienką

warstwą, i one sobie tam...

U nas wystarczy około 15 minut

z tym. To jest drugi etap.

Jak dużo jest tych prochów,

jakby to można jakoś opisać,

wiaderko, butelka, donica?

Można powiedzieć, taka większa...

Prochów ogólnie po zmieleniu

jest około 3 litry.

Taka jest pojemność po zmieleniu.

Oczywiście przed zmieleniem jest więcej.

Bo jest jeszcze mielenie, to o tym za chwilę.

Tak, to jest następy etap. Teraz jesteśmy na etapie

chłodzenia, czyli chłodzenie na tym stole.

I na tym stole też odbywa się wstępna

separacja

części metalowych, no bo wiadomo, że

człowiek może mieć różne protezy,

protezy

stawów i tak dalej. To

operator, czyli ten człowiek, który

wykonuje kremację,

po prostu widzi i separuje,

czyli wybiera

te rzeczy.

Czyli jak ktoś miał złotego zęba, to na bok?

Tak, tak, jak ktoś miał złotego zęba, to na bok.

No, złoto się może stopić, tak?

Ale części metalowe,

takie typu protezy

do stawów, to zostają.

Duże części z garderoby

też pozostają.

To się już na wstępnym tym etapie

po prostu

odkłada. I później

z powrotem trafiają do naczynia

te resztki.

I jest etap mielenia?

Etap mielenia. I wkłada się to

do młynka.

Jaki to jest młynek? Jak to wygląda, jak to działa?

Młynek to jest taka szafka, w której...

No, to nie jest taki młynek jakby ktoś

pomyślał, że to jest jak młynek do mięsa, tylko

to jest młynek, bo te szczątki

to one się praktycznie już rozlatują,

tylko kwestia

uzyskania takich

równych cząstek, czyli też tego prochu,

żeby można go było zmieścić

w urnie. Młynek generalnie to

są takie dwa

łańcuszki, przynajmniej u nas, bo tam różne

są rozwiązania. Są

kule, są różne

rozwiązania u producentów, ale

teraz najnowocześniejsze i najszybsze to są

właściwie dwa takie łańcuszki,

które po prostu

kręcą się

w tym naczyniu, w które wkładamy,

i powodują rozdrobnienie

tych prochów. I tam jest

też jeszcze w tym młynku dodatkowa,

ostateczna separacja takich drobnych rzeczy

metalowych. Czyli

tam już

z jednej takiej

kuwety do drugiej

przesypują się prochy już czyste.

I stamtąd już prochy

trafiają do urn.

Czy wszystkie prochy trafiają do urny czy część

idzie do utylizacji? Jak to wygląda?

Tak, wszystkie prochy, przynajmniej u nas i w większości

krematoriów na pewno też,

jeżeli ktoś działa zgodnie z etyką

zawodową, muszą trafić do

urny. Także, no,

dlatego rodzina,

osoba, powierza nam

ciało i zawierza nam

w jakiś sposób, że my po prostu

robimy to zgodnie. No, nie ma już

nad tym kontroli, dlatego

należy to zrobić

zgodnie ze

sztuką i wszystkie prochy

muszą trafić do urny.

A mając na uwadze właśnie etykę zawodu,

o jakich zasadach, najważniejszych,

musicie pamiętać?

No, przede wszystkim szacunek dla ciała, to jest

podstawa w ogóle w branży pogrzebowej

i w takim profesjonalnym zajmowaniu się.

Druga sprawa, identyfikacji

ciała, żeby to była

ta osoba,

zadbanie o różne życzenia

rodzin, które są, bo, na przykład

podczas pożegnania nieraz

różaniec jest na rękach osoby zmarłej,

a rodzina sobie życzy, żeby go włożyć do urny,

no to też takie rzeczy trzeba zanotować

albo zapamiętać.

Czyli trzeba go wyjąć, żeby nie spłonął?

Tak, tak, żeby nie spłonął. Niektórzy nie mają życzeń, czyli...

Ale najczęściej my sami

już proponujemy, żeby różańca nie palić,

bo różaniec się zmieści w urnie, więc

takie rzeczy włożyć do urny.

Druga rzecz to może być taka

sytuacja, że różne rzeczy ludzie chcą,

żeby włożyć do urny.

Co na przykład?

Na przykład pieniądze.

Poważnie?

No to, co się zmieści, prawda? Nie wszystko się zmieści. Różaniec się na pewno zmieści.

Ale po co pieniądze?

Niektórzy wierzą, że tam, w tamtym świecie...

Przydadzą się?

Przydadzą się. To nie tylko, jeżeli chodzi o kremację, bo czasami

przy normalnych pochówkach ludzie wkładają pieniądze. Drugą sprawą,

zdarzyły mi się jakieś listy pożegnalne, które tam

ludzie pisali do

osoby zmarłej, to też do urny.

My sami proponujemy. Ja sam proponuję

coś takiego, że coś takiego jest.

A zmieści się do urny, to włożyć

do urny, niż spalić,

nie? Bo to jest na tej zasadzie.

Łańcuszki,

obrączki, takie rzeczy

osobiste, z którymi

był zmarły związany

albo rodzina chce mu to

przekazać, a zmieszczą się do urny.

Telefonu komórkowego

nikt nie wsadzał?

No jeszcze mi się nie zdarzyło telefonu komórkowego, ale podejrzewam, że

zmieściłby się do niektórych urn, także...

Do trumnyśmy wkładali telefon

komórkowy nieraz, ale myślę, że do urny też taka

niedługo

jakaś wola kogoś.

Osób z poczuciem humoru nie brakuje.

Oczywiście, zresztą telefon komórkowy

towarzyszy nam praktycznie ciągle,

także...

Nie masz koszmarów?

Nie, ja nie mam koszmarów. To znaczy, może ja

podchodzę w tej sposób odnośnie ogólnie

pracy w branży pogrzebowej...

Jakoś kontakt z ciałami,

no, może dlatego, że 25 lat ogólnie

pracuję w branży pogrzebowej...

Człowiek zdążył się oswoić?

Tak, zdążył. Ale nigdy nie bałem się zmarłych.

Dlatego

myślę, że to też spowodowało

w ogóle pomysł

działania w takiej branży.

Nigdy nie bałem się osób zmarłych

i dlatego uważam, że trzeba się bać

żywych. Natomiast

przez te lata,

wykonując i sekcje zwłok, i

przeróżne

czynności,

które związane są z

tą branżą,

jakoś oswoiłem

się z tym. Bardziej

wpływa na mnie

tragedia ludzka.

Czyli to, co ludzie mi przekażą.

Czyli to, że ludzie przychodzą, płaczą...?

To mnie bardziej obciąża, tak, tak. Tragedia

ludzka. Śmierć

z tej strony właśnie utraty tej osoby

bliskiej i co osoby

na przykład przeżywają.

Czy jakieś sytuacje typu,

że umiera

matka, która zostawia małe dzieci,

czy ojciec

też, który mógł jeszcze, że tak powiem,

żyć i wychowywać. To bardziej jest

obciążające dla mnie niż sam widok

ciał, które w różnym stanie... Czy też

sam widok tych

ciał, które

oglądam podczas..., wewnątrz

pieca, tego całego procesu.

Czy prawdą jest,

że pracownicy zakładów pogrzebowych

mają swój język,

żeby jakoś oswoić się z tą rzeczywistością?

Tak, tak, to jest prawda.

Mają różne takie

określenia dla

tych czynności, które robią.

Przykładowo?

Przykładowo ciało mogą określać,

na przykład określają "miś"

albo w różnych regionach różnie

nie? Na przykład u nas, no to "miś"

i tak dalej. Nie jest to jakieś złośliwe.

O co chodzi? Po co to?

Chodzi tu o to generalnie,

tak mi się wydaje, że

wytworzył się taki język

w tej branży, dlatego że jak znajduje się

w różnych takich miejscach,

powiedzmy, no, typu

restauracja, typu

jakiś bar gdzieś, wiadomo, to są ludzie,

którzy żyją normalnie,

tak jak każdy. Funkcjonują,

siedzą na przykład przy obiedzie,

to tak jak każdy z nas, kto

pracuje w innej branży, omawia sobie;

przerwa w pracy, są na obiedzie, omawiają, co się dzieje

w pracy. No to takie słowa,

takie określenia pomagają im

nie wzbudzać sensacji.

No bo gdy na przykład powiedzą: "No, byłem po misia",

no to nikt nawet

nie wie, o co chodzi i jest to takie bardziej

ładne...

Można rozmawiać.

...niż, jakby powiedział: "Byliśmy po zwłoki". No to

każdy od razu by się odwracał.

No, na pewno.

Także jest to po coś.

"Miś" to jeden przykład. Jeszcze jakiś może...?

No, u nas jest "miś" tak naprawdę.

Różne są określenia, na osobę

powieszoną - "dynduś"

albo "wisielec".

"Wisielec" to jest takie, no,

raczej tego... Albo "brelok".

To są

takie...

Ale raczej nie spotkałem się, żeby w dzisiejszych czasach

były jakieś takie nieładne określenia.

Jesteś w branży

ponad 20 lat,

całe dorosłe życie.

Jak taka praca zmienia

człowieka?

Ja myślę, że przede wszystkim podejście do życia

i do...

przewartościowanie całego

życia. Oczywiście nie da się tego

do końca zrobić, bo

obserwując kruchość

życia

i to, że człowiek w każdej chwili może umrzeć,

co normalny człowiek tego nie

obserwuje, no bo człowiek,

który

nie styka się z branżą pogrzebową,

no, może oczywiście tam kilka

razy w życiu być na pogrzebie. Natomiast

dla nas jest to chleb powszedni.

Codzienność.

My codziennie przychodzimy i codziennie stykamy się

ze śmiercią. Jeszcze

ja prowadzę firmę, no,

w niedużym mieście, więc

to też

bardziej skłania mnie do refleksji,

dlatego że dużo przewija się osób

znajomych. Co też oczywiście

bardziej mnie obciąża, bo myślę, że w większych miastach

jest większa anonimowość i bardziej to

jakoś to tak do człowieka...

Bo nie zna tych ludzi, natomiast

my konkretnie znamy.

Z kimś się chodziło do szkoły, kogoś się mijało na ulicy...

Tak, z kimś się chodziło do szkoły, kogoś się mijało na ulicy, kogoś się znało

z widzenia, ktoś był sąsiadem

i nagle...,

no, szczególnie gdy są nagłe zgony,

no to już patrzę, już

okazuje się, że na przykład rozmawiało się

nieraz, zdarzył mi się przypadek, że godzinę

wcześniej z kimś rozmawiałem

i za godzinę już ten człowiek nie żył

i myśmy po prostu byli, przyjechali po

jego ciało już do domu.

Także to są takie czynniki

obciążające. No i oczywiście trochę

przewartościowanie życia, że jednak

to życie jest krótkie. Życie jest krótkie

i...

nie można za bardzo dużo rzeczy odkładać

na przyszłość.

Ja tak

uważam przynajmniej.

Bo z perspektywy tych

obserwacji, że jednak trzeba

starać się realizować

to, co się chce.

Nie zawsze to jest możliwe oczywiście, no bo

to wiadomo, różne nastają ograniczenia,

ale

takie

odkładanie na emeryturę

wielu rzeczy to może...

Nie popłaca.

Nie popłaca, tak. Może skończyć się, że nie zostaną zrealizowane.

Ważne słowa. Dziękuję uprzejmie za to spotkanie,

dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.