PRZEGAPIONA PÓŁNOC
– Nie boisz się? – spytała Kamila.
– Czego?
– Że ktoś ci zdemoluje chatę?
– Eeee… – Wojtek wzruszył ramionami.
To, że on zorganizuje sylwestra, postanowił już dawno. Demolka? Tego się nie bał. W końcu kto i co może mu zdemolować?
Ta rozmowa miała miejsce jeszcze przed świętami i przypomniała mu się teraz, kiedy po raz kolejny usłyszał dzwonek domofonu, a do mieszkania napływali kolejni goście. Nie wszystkich zapraszał.
Pierwszy pojawił się Stasiek z dziewczyną.
– Mama kazała mi wrócić o pierwszej – powiedział, jakby chciał wytłumaczyć to, że przyszedł tak wcześnie.
– Wiadomo – odparł Wojtek i wziął od dziewczyny Staśka płaszcz. – Maciek z Małgosią też będą tylko do pierwszej – dodał po chwili, zorientowawszy się, że jego krótkie „wiadomo” może być odebrane jako naśmiewanie się ze Staśkowego domu. I rzeczywiście, Stasiek w pierwszej chwili spojrzał na Wojtka z wyraźną niechęcią, ale rozchmurzył się na wzmiankę o Maćku. Jego dom był inny, a jednak i on musiał wrócić o pierwszej. O tym, że to nie kumpel miał być o pierwszej, ale jego dziewczyna, Stasiek w ogóle nie pomyślał.
Tymczasem Maciek właśnie przeżywał apogeum swoich kłopotów z mamą Małgosi. Już w Wigilię czuł się poniżony. Poprosił mamę, by poszła z nim do rodziców Małgosi składać życzenia. Bał się, że Małgosi mama jego samego nie wpuści. I nie bezpodstawnie. Pani Danuta, gdy tylko usłyszała, że Maciek chce po Wigilii wpaść z życzeniami i prezentem, od razu wyraziła swoją dezaprobatę.
– To jest czas rodzinny. W tym dniu nie powinni do domu przychodzić obcy ludzie – powiedziała.
– Mamo, a puste nakrycie? – spytała Małgosia. – Czy nie czeka na niespodziewanego gościa?
– Niespodziewany gość to coś innego od spodziewanego nieproszonego.
Ojciec jak zwykle się nie odzywał. Zanurzony w papierach nie widział poza nimi świata, a co dopiero domu, w którym z miesiąca na miesiąc konflikt między matką a córką zdawał się narastać.
Właśnie dlatego Maciek odebrał od Małgosi esemesa: Lepiej nie przychodź. Mama już się wściekła.
Pani Janina również spojrzała na swego jedynaka jak na ufo, kiedy jeszcze przed Wigilią spytał ją, czy nie zechciałaby pójść z nim do Małgosi.
– Czyś ty z byka spadł? Zabierać zgredkę na randkę? To jakaś nowa moda? – spytała, śmiejąc się.
– Oj mamo! Wiesz, jaka jest mama Małgosi.
– No ale jak to będzie wyglądało, kiedy ty ze mną przyjdziesz? Daj spokój!
– To co mam zrobić?
– Zaproś ją na pasterkę! – odezwał się nagle Piotr, ojczym Maćka.
– Na pasterkę?! Jaką pasterkę? – spytał Maciek.
– U nas w kościele nie ma pasterki – odparła pani Janina. – Chciałam ci, Piotrze, delikatnie przypomnieć, że największe święto u ewangelików to Wielki Piątek.
– No to ja już nie wiem. – Ojczym Maćka wzruszył ramionami.
I Maciek nie odwiedził Małgosi w Wigilię. Niestety w pierwszy dzień świąt również nie mógł do niej przyjść. Dopiero w drugi dzień świąt po interwencji mamy udało się Maćkowi zaprosić Małgosię do siebie.
– Co z sylwestrem? – spytał, oglądając książkę, którą dostał od Małgosi. Oskar i pani Róża, sporo o niej słyszał.
– Nie wiem – westchnęła Małgosia i otworzyła małe czarne pudełko, w którym błyszczał malutki srebrny pierścionek z turkusem.
– Rany! – jęknęła, wkładając go na palec i oceniając, że pasuje. – Skąd wiedziałeś, jaki rozmiar?
– Zmierzyłem kiedyś twoją kościaną obrączkę, pamiętasz? Pytałaś wtedy, czy kolczyki też przymierzę. Podoba ci się?
– Aha – odparła Małgosia i pocałowała go w policzek.
– Więc co z sylwestrem? – spytał, obejmując ją.
– Mama mnie nie puści.
– A pytałaś?
– Boję się.
– No wiesz…
– Ty też byś się bał – odparła.
Maciek nie zaprotestował. To była prawda. Mamy Małgosi bał się coraz bardziej.
Sylwestrowe problemy Małgosi i Maćka rozwiązała Kamila. Po prostu oficjalna wersja brzmiała, że Małgosia idzie z Kamilą.
– O tym, że będzie tam Maciek, twoi starzy nie muszą wiedzieć – dodała.
I choć Małgosia nigdy nie lubiła takich rozwiązań, tym razem uznała, że niemówienie całej prawdy jest najlepszym wyjściem z sytuacji.
Maciek czekał na dziewczyny w umówionym miejscu. Dlatego do Wojtka weszli we trójkę.
* * *
Czarny Michał zdecydował się w ostatniej chwili. Bo niby z kim miał iść? Sam? No i właściwie dlaczego Wojtek go zaprosił? W końcu on i Kamila… Eeee… Myśli o Kamili wydawały mu się teraz tak odległe jak niegdysiejszy zachwyt nad kolorem jej włosów. Iść? Może mama chciałaby, by posiedział z nią w domu?
– Idź. – Wargi mamy ułożyły się w jedno słowo.
– A ty?
Ruchem głowy wskazała telewizor i leżące na biurku karty i książki.
– Postawię pasjansa na nowy rok – szepnęła bezgłośnie i się uśmiechnęła.
Była dwudziesta druga, gdy za Michałem zamknęła drzwi.
„Nie możemy iść dzisiaj do kina…”. – Otworzyła usta, by jak dawniej zaśpiewać piosenkę, która tak bardzo kojarzyła jej się z młodością. I z Michałem, którego stany zakochania podglądała ukradkiem. Choć tak bardzo martwiła się o niego. Ale pozbawione krtani gardło nie wydało żadnego dźwięku. Ze złością uderzyła pięścią w drzwi. Płakać oduczyła się już dawno. Powlokła się z powrotem do pokoju i wzięła do ręki dwie talie kart.
„Czy nadchodzący rok będzie dla mnie lepszy?” – pomyślała i zaczęła tasować karty.
* * *
Pierwszą osobą, którą zobaczył po przyjściu do Wojtka, był Aleks. O dziwo, przywitał go pierwszy, a oczy tak mu się śmiały, jakby przed chwilą obejrzał film z Jasiem Fasolą.
– Co jest? – spytał Czarny Michał.
– Chyba Stasiek bawi się we wkładanego.
– W co?
– No wiesz… – Aleks się zaśmiał, pokazując przy tym, jak środkowy palec wchodzi w kółko zrobione z kciuka i wskazującego palca drugiej ręki. – Zamknął się ze swoją laską w sypialni starych Wojtka i nie chce nikogo wpuścić.
Czarny Michał wzruszył ramionami.
– Też mi sensacja – odparł.
– A dla mnie sensacja – powiedział Biały Michał.
– Stary! – zawołał Aleks. − Ja bym się prędzej spodziewał, że Kinga zostanie dilerem narkotykowym, niż że Stasiek przylezie z laską, a że zamknie się z nią w jakimś pokoju, to wybacz. Normalnie szok.
– Przecież już na andrzejkach był z jakąś dziewczyną…
– No właśnie! Ale teraz przyszedł z inną…
No tak. To było dziwne, ale Czarny Michał nie chciał zajmować się plotkami. Zwłaszcza że usłyszał o Kindze i jakby tego było mało, właśnie mignęła mu w kuchni. Siedziały z Ewą przy stole i jadły sałatkę.
– To było strasznie trudne zadanie, ale udało mi się je rozwiązać jako pierwszej… – mówiła Kinga, a Michał poczuł, jak robi mu się niedobrze. Szkoła i szkoła. Czy ona nie umie gadać o niczym innym? Kiedyś wydawało mu się, że Kinga jest inna. Teraz, jak w pierwszej klasie gimnazjum, widział w niej tylko kujona. Wyjął piwo z lodówki i poszedł do dużego pokoju.
Drzwi do mieszkania otwierały się raz po raz. Goście wchodzili i wychodzili, bo nagle okazało się, że w okolicy jest mnóstwo sylwestrowych imprez i ludzie po prostu przemieszczają się z jednej na drugą. Michał stanął z boku w dużym pokoju. W milczeniu obserwował kołyszące się pary. Niektórzy tańczyli na serio, inni, jak Małgosia z Maćkiem, się wygłupiali. Zwłaszcza że co chwila podbiegał do nich Aleks i głośno wrzeszcząc „Odbijany!”, pchał Małgosię w kierunku Białego Michała, a sam… porywał do tańca Maćka. Każdy taniec kończył w ten sam sposób. Przechylał Maćkowi głowę do tylu i wrzeszczał:
– Daj całusa, królowo!
Oczywiście po chwili wszystko wracało do normy i Małgosia znów tańczyła z Maćkiem, a Aleks z Białym Michałem się wygłupiali.
– Chcesz skręta? – Michał usłyszał czyjś głos.
Obok stal dryblas, którego znał go ze szkoły. To jego widział wtedy z Klaudią. Dryblas wyciągał w kierunku Michała rękę z cieniutkim papierosem. Michał wiedział, co to jest.
Korciło go, by spróbować, zwłaszcza że kolejne piwo zaczynało mu już szumieć w głowie. Ale… wspomnienie dryblasa z Klaudią było silne. I te słowa o szukaniu pod kinem frajerki. Śmiała się z niego. I dryblas to wiedział. A teraz… stał obok i uśmiechając się porozumiewawczo, proponował skręta.
– Nie chcę – odparł Michał i odszedł w drugi kąt pokoju.
Po chwili dołączył do niego Wojtek.
– W porządku?
– A… jakoś.
– A jak ta dupa, co była z tobą na andrzejkach?
– To nie moja dupa. To tylko koleżanka… – odparł Michał. – Zresztą ten dryblas, co tu przylazł, też się z nią koleguje.
– Nie znam dryblasa – odparł Wojtek. − W ogóle powiem ci, stary, że połowy osób na tej imprezie nie znam. Najgłupsze jest to, że Stasiek nawet nie przedstawił mi swojej laski, więc nie wiem, jak ona ma na imię, a gościu siedzi z nią kolejną godzinę w sypialni moich starych. Ciekawe, czy jego mama wie o tym.
– Że siedzi w sypialni? Wątpię – zauważył Michał, a Wojtek się zaśmiał.
– Nie… Ciekawi mnie, czy Staśka mama wie, że syn ma dupę. Taki z cicha pęk. Co? W szkole kościelnej.
– Pewnie robi jej z piczki kapliczkę – wtrącił Aleks, który nadal wygłupiał się, tańcząc z Białym Michałem.
Chłopcy zaśmiali się, ale Czarny Michał nie chciał kontynuować tematu. Nie interesowało go analizowanie tego, co działo się za drzwiami sypialni rodziców Wojtka.
– A Kamila gdzie? – spytał, żeby zmienić temat.
– W kuchni produkuje jakieś kanapki – powiedział Wojtek i chciał jeszcze coś dodać, gdy dobiegł ich krzyk zmieszany ze szlochem.
Michał od razu poznał ten głos. To była Kinga. Krzyk dochodził z łazienki. Obaj chłopcy pędem rzucili się w tym kierunku.
– Dajesz dupy albo ci spalę wszystkie kłaki – usłyszał Michał przez zamknięte drzwi. Dalsze słowa zagłuszył wrzask Kingi.
Michał spojrzał na Wojtka. Zrozumieli się bez słów. Zaczęli walić w drzwi pięściami. Ale te nie ustępowały.
– Pieprzyć to – warknął Wojtek i owinąwszy dłoń swetrem, jednym ciosem zbił szybę.
Na środku łazienki stała Kinga z rozmazanym makijażem, rozczochranymi włosami, których wyrwane kępy walały się po podłodze, i uszkodzonym zamkiem od spodni. Szlochała tak, że brakowało jej tchu. Rzuciła się Wojtkowi na szyję.
– Zrobili ci coś? – spytał.
Pokręciła przecząco głową. Michał podał jej chusteczkę.
– Nie dasz chłopakom, dasz robakom – powiedział filozoficznie dryblas. – A cipkę mogłabyś podgolić – dodał po chwili.
I to były jego ostatnie słowa. Michał uderzył pierwszy.
Nadejścia północy nie zauważył nikt.