WYBÓR (1)
– Po co pytasz, skoro wiesz?
– Chciałabym wyjaśnić…
– A potrafisz wyjaśnić i nie kłamać? Potrafisz wytłumaczyć tak, by nie bolało?
Te słowa Maćka brzmiały jej w uszach, gdy wracając sama ze szkoły, szła noga za nogą Zwycięzców w kierunku Saskiej. Co robić? Nie miała pojęcia. Na dodatek rozmyślanie przerwał dźwięk komórki. Spojrzała na wyświetlacz. To był Kuba.
* * *
– Kamila… – Głos Małgosi brzmiał jakoś dziwnie. – Nikomu nic nie mów. Muszę z tobą pogadać. Tylko z tobą – podkreśliła i szybko dodała: – I nie przez telefon.
– Ale o co chodzi? – spytała mocno zdziwiona Kamila.
Ostatnio nie rozmawiały często. Zajęta nauką oraz naprawianiem relacji z Olkiem i rodzicami rzadko kontaktowała się z Małgosią. Zarówno sam telefon, jak i to, jak brzmiał głos przyjaciółki, zdumiały ją.
– Nie przez telefon – powtórzyła Małgosia z naciskiem. W jej głosie było coś takiego, że Kamila już nie nalegała, tylko spytała rzeczowo:
– U ciebie czy u mnie?
– Wolę u ciebie, tylko nie wiem, jak ja tam dojadę…
– Metrem do stacji Młociny, a potem w autobus, ale wiesz co… ja po ciebie podjadę na stację metra. Będziemy mogły zacząć gadać już w samochodzie.
Czterdzieści minut później Małgosia wyszła z podziemia niedaleko gmachów huty Lucchini. Samochód Kamili poznała od razu. Czerwone autko stało zaparkowane opodal, a przyjaciółka siedziała za kierownicą i coś mówiła jakby do siebie. Małgosia zapukała w szybę. Kamila otworzyła drzwi i rzuciwszy: „Muszę kończyć. Małgosia już jest. Cześć!”, nacisnęła guzik bezprzewodowej słuchawki, którą miała przy uchu.
– Z kim gadałaś?
– Z Olkiem.
– O rany! – Małgosia westchnęła i pokręciła głową. – Mówiłam, że chcę gadać tylko z tobą.
– No ale jego tu nie ma. Poza tym mu przecież nie powtórzę.
– Ale on powie Maćkowi, że się widziałyśmy i…
– No i co? – Kamila powoli ruszała. – Zapnij pasy – rzuciła, patrząc w lusterko wsteczne. – I co z tego, że mu powie…
– Oj, ty nie wiesz, co się stało…
– No to po to się spotkałyśmy, żebyś mi spokojnie powiedziała. – Kamila oderwała wzrok do jezdni i spojrzała na przyjaciółkę. – No, mów…
* * *
Małgosia nie wiedziała, czemu to zrobiła. Gdyby ktoś ją spytał, to tłumaczyłaby się pewnie, że zadziałał impuls. Ale czy wszystko można wyjaśniać impulsem? Czy życie polega na tym, że na impuls zwala się każdą decyzję, która krzywdzi innych? Czemu człowiek nie umie sam sobie w twarz powiedzieć, że tego chciał. Że o tym marzył?
Próbna matura za tydzień, a ona… urwała się ze szkoły. I dlaczego? Bo tego dnia wyjątkowo nie szła do szkoły z Maćkiem, który rano miał pojechać na jakieś badania i dotrzeć dopiero na drugą lekcję. Bo po drodze na skrzyżowaniu Zwycięzców z Francuską spotkała Kubę. Przez chwilę rozmawiali na ulicy właściwie o niczym.
– Piątek… – stwierdził w pewnym momencie Kuba, jakby to było coś odkrywczego.
Oboje przecież wiedzieli, jaki jest dzień tygodnia. Milczeli. Patrzyli przy tym sobie w oczy i Małgosia miała wrażenie, że dzieje się między nimi coś niewypowiedzianego. Coś, czego ona sama się i boi, i jednocześnie pragnie.
– Nie chce mi się iść na uczelnię – dodał po chwili i delikatnie odgarnął kosmyk włosów, który spadał na Małgosiny policzek. Zatrzymał dłoń na jej twarzy. Nastała cisza. Małgosia patrzyła mu prosto w oczy, a serce waliło jej mocno. – Chodź, zerwiemy się gdzieś we dwoje…
– Może do Gandersa? – zaproponowała i sama zdumiała się swoimi słowami.
Po chwili ruszyli w kierunku znajdującej się na Francuskiej herbaciarni. Niestety, okazało się, że lokal otwierano dopiero o dziesiątej. Marcowy ranek był chłodny. Szli Francuską w kierunku ronda Waszyngtona. Małgosia nie wiedziała, czemu na skrzyżowaniu z Walecznych skręcili w prawo. Nie umiała później sobie przypomnieć, jak się znaleźli w jej domu. Pamiętała tylko, że gdy Kuba spytał, czy ktoś jest, odparła:
– Tata w pracy, a mama pojechała na cały dzień na badania.
Poczuła nagle wielką ulgę. Ulgę, jakiej dawno nie czuła.
– Przepraszam cię, że nie jest posłane – powiedziała Małgosia i się zarumieniła.
Szybko narzuciła na odkrytą kołdrę koc. Kuba machnął ręką, co zapewne miało oznaczać, że nic nie szkodzi, i siadł w fotelu. Pili herbatę, którą Małgosia zaparzyła w specjalnych filiżankach tylko dla gości.
– Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że nie poszłam do szkoły – westchnęła, podnosząc filiżankę do ust.
– Przecież dobrze się uczysz… – zaczął Kuba.
– To nie ma znaczenia. Matura to nie przelewki.
– Nie zachowuj się jak Kinga. – Kuba zaśmiał się, a w tym jego śmiechu dało się wyczuć, że siostrę ma za wariatkę.
– Śmieszy cię jej zachowanie? – spytała Małgosia.
– Zawsze mnie śmieszyło – odparł, wzruszając ramionami. – Jej się ciągle wydaje, że stopnie na świadectwie określają, jakimi jesteśmy ludźmi. A ja ciągle jej tłumaczę, że tak nie jest. Ten numer z Michałem, który wykręciła, był co najmniej idiotyczny.
– Co masz na myśli? – spytała Małgosia.
– No nie udawaj, że nie wiesz, że zerwała z nim, bo przeszkadzał jej w nauce. – W głosie Kuby pobrzmiewała kpina. Niemal przedrzeźniał głos Kingi. Małgosia nigdy nie pomyślałaby o koleżance w ten sposób. – Gdy się z nim spotykała, czuła wyrzuty sumienia, że poświęca czas na miłość, a nie na wkuwanie. Dno moim zdaniem! Dno! – Kuba wykrzyknął ostatnie słowa i głośno siorbnął. – Auć! – syknął i odstawił kubek. – Gorąca ta herbata.
– No wiesz… – Małgosia czuła się w obowiązku stanąć w obronie koleżanki. – Kinga jest ambitna, a Michał… może doszła do wniosku, że to nie to…
– Daj spokój! – przerwał Kuba, machając na znak protestu obiema rękami. Wmówiła sobie, że miłość przeszkadza w nauce. Nie wiem nawet, skąd to wzięła. Odcinała się, że z mojego przykładu, ale to kiepski żart i marna wymówka…
– Twojego przykładu?
– Chodziło jej o to, że mnie ciągle nie ma, bo się z kimś spotykam – bąknął Kuba zmieszany.
– A ile tych dziewczyn było?
– Ale to nie dotyczyło tylko dziewczyn. Ona uważała, że każde moje wyjście z domu to jest jakaś randka. Nie docierało do niej, że czasem idzie się do kina całą paczką… jak wtedy. Byłaś z nami przecież…
– Yhm…
Przez chwilę rozmawiali jeszcze o Kindze, filmach, które razem widzieli, a także o tych, na które Kuba planował wyciągnąć Małgosię. Jak to się stało, że Kuba siadł koło niej na łóżku, że zaczął znów ją całować, że rozpiął jej sweter, zdjął jej koszulę, a co najdziwniejsze sama rozpięła i jego… tego Małgosia nie umiałaby wytłumaczyć nikomu. Pocałunki Kuby paliły ją niemal żywym ogniem. Kuba zsunął jej z włosów gumkę, okulary już dawno położył na szafce obok wersalki. Zegar wybił akurat południe, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Nie do domofonu. Małgosia, odpychając Kubę, zerwała się na równe nogi i pobiegła do drzwi. Zerknęła przez wizjer i zobaczyła Maćka…
– Tak myślałem, że jesteś w domu – usłyszała przez zamknięte drzwi. Maciek nacisnął na klamkę. – No, otwieraj!
– Poczekaj, tylko coś na siebie narzucę. Leżałam.
Wpadła do pokoju przerażona.
– Co się stało? – spytał Kuba.
– Przyszedł Maciek – powiedziała Małgosia i podniosła z ziemi stanik.
– No to go spław – odparł Kuba i przeciągnął się na łóżku, drapiąc się przy tym po klatce piersiowej. – Powiedz, że twój chłopak jest u ciebie!
– Mój chłopak? – wyjąkała Małgosia. Przez chwilę w milczeniu zapinała biustonosz i rozglądała się po pokoju w poszukiwaniu bluzki. Wreszcie założywszy ją, stanowczym głosem powiedziała: – Wstań!
Błyskawicznie złożyła wersalkę i pokazując schowek na pościel, syknęła:
– Właź do pudła.
– Oszalałaś? – Kuba stał półnagi na środku pokoju i patrzył na nią szeroko rozwartymi oczami.
– Ciszej! – syknęła Małgosia. – Oszalałam, ale nie teraz. Oszalałam rano, gdy zerwałam się ze szkoły. Właź do pudła i jak piśniesz słówko, to cię zabiję! – ostatnie zdanie wysyczała takim głosem, że Kuba bez szemrania schował się do środka łóżka.
– Źle się czujesz? – spytał Maciek, gdy po chwili wszedł do pokoju. Chciał pocałować Małgosię, ale odsunęła się od niego. – Co ci się stało? – spytał, moszcząc się w fotelu, w którym kilkadziesiąt minut temu siedział Kuba.
– Chyba mam temperaturę – bąknęła i spojrzała w bok na biurko. Maciek poszedł za jej wzrokiem i spostrzegł elegancką filiżankę z herbatą. Dotknął ścianki naczynia. Była zimna. Spojrzał na podłogę. Na dywanie leżał wielki T-shirt i sweter, który na pewno nie należał do Małgosi. Na dodatek na szafce nocnej koło wersalki stała druga filiżanka. Maciek spojrzał jeszcze na złożoną wersalkę, na której w formie zmierzwionej pryzmy leżała pościel, a potem przeniósł spojrzenie na Małgosię. Odwróciła wzrok.
– To ja już pójdę. – Maciek wstał z fotela. – Zwolnili nas dzisiaj wcześniej, bo jest jakaś awaria wodociągowa – wyjaśnił, kierując się powoli w stronę drzwi.
Miał wielką nadzieję, że Małgosia będzie chciała go zatrzymać, że to, co zobaczył w jej pokoju, to jakieś złudzenie. Jednak nic takiego się nie stało. Męski sweter nie zniknął z podłogi, a Małgosia nie odezwała się nawet słowem. Tylko jej krzywo zapięta bluzka mówiła, że przyszedł nie w porę. Był już w przedpokoju, gdy nagle drzwi mieszkania się otworzyły. W progu stanęła mama Małgosi. Zmierzyła go pełnym nienawiści wzrokiem i już miała coś powiedzieć, gdy on odezwał się pierwszy:
– Ja tylko na chwilę, bo Małgosia chora.
Później wyszedł. Bez „cześć”, bez „do widzenia”, bez buziaka, który od tak dawna towarzyszył ich pożegnaniom.