WYBÓR (2)
– No, moja droga! To ty pojechałaś po bandzie! – skomentowała Kamila, choć Małgosia starannie ominęła opis własnych uczuć towarzyszących tym wydarzeniom.
Siedziały w młocińskim McDonaldzie. Skręciły do niego, bo piątkowy korek między Warszawą a Łomiankami zdawał się nie zmniejszać, ale rosnąć. W McDonaldzie zresztą też był tłok. Z trudem znalazły wolny stolik.
– Maciek się domyśla… – zaczęła Małgosia.
– Idiotą nie jest, więc się domyśla.
– Ale nie wiesz, co działo się dalej…
– No to mów. Jak nie powiesz, to się nie dowiem.
I Małgosia wyrzuciła z siebie, że jak tylko Maciek wyszedł, mama zrobiła jej awanturę, że z Maćkiem się gzi, że zajdzie w ciążę, że się zachowuje jak ostatnia puszczalska, a potem… było jeszcze gorzej.
– W korytarzu wisiała kurtka Kuby – mówiła Małgosia, sącząc powoli colę z wielkiego papierowego kubka. Na jedzenie w ogóle nie miała ochoty. – Mama spytała, co to jest, a ja… palnęłam, że to kolega zapomniał. A matka wtedy spytała, w czym w takim razie poszedł do domu, skoro jest marzec. Ech… mama to już chyba mnie nie kocha, ja ją kompletnie rozczarowałam. Na dodatek ojca całe dnie nie ma. Już sama nie wiem, co robić. Chciałabym zniknąć z tego domu. – Małgosia zaczęła wyrzucać z siebie słowa: – Chciałabym zamieszkać z daleka od nich. Na swoim. Myślałam, że z Maćkiem, ale… nie ma między nami tego czegoś. Nie ma takiej iskry. Ale i tak mi go brakuje. Z nim o wszystkim zawsze gadałam. To znaczy, może nie zawsze, ale od kiedy… no wiesz. A teraz tak… gadać z nim głupio. A Kuba… przed Kubą gram. Nie jestem sobą. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Nie wiem, po co poszłam z nim do domu. Dlaczego w ogóle zrezygnowałam z pójścia do szkoły.
– Chemia – powiedziała spokojnie Kamila. Teraz znów ona była głosem rozsądku. Spokojnie tłumaczyła Małgosi, czym jest życie i co przyjaciółka ma robić. Ale tak było tylko przez chwilę.
– Chemia? A ty? A między tobą a… – Małgosia się zawahała. Nie wiedziała, czy mówić o Wojtku, czy o Olku, wreszcie wydusiła: – …a Wojtkiem…
– O Wojtku nie chcę mówić – ucięła Kamila. – To, co było między nami, umarło wraz z nim. – Głos Kamili się zmienił, gdy wymówiła imię Wojtka. – Olek twierdzi, że powinnam dalej żyć. Że Wojtek mnie kochał i tego by właśnie chciał. Wiosną pojedziemy do Lublina do niego na grób. Pojedziemy we dwójkę. On chce uspokoić siebie i wyrzuty sumienia… a ja… chyba też. Bo myślę o Wojtku i coraz częściej się zastanawiam, czy to wszystko mi się nie przyśniło. Czy nie masz czasem wrażenia, że życie jest bardzo kruche? Że przez jakiś ułamek sekundy można wszystko stracić?
– To wiem, ale z tymi wyrzutami sumienia z powodu Olka to… bez przesady. – Małgosia pogłaskała przyjaciółkę po dłoni. – Nie możesz być wierna do grobowej deski komuś, kto zginął w wypadku, mając lat osiemnaście… Maciek opowiadał o swojej jakiejś tam prababci, która owdowiała, mając lat bodajże trzydzieści sześć, i do końca pozostała wierna mężowi.
– Trzydzieści sześć lat to już wiek…
– No właśnie. Jaki? Myślałaś o tym? Zdaje się, że mama Olka będzie miała dziecko, a ma więcej niż trzydzieści sześć lat.
– Fakt, ale… Ale ta Maćka babcia żyła dawno temu…
– No to tym bardziej. Daj zresztą spokój z babcią. Zauważyłaś, że znów wspomniałam o Maćku? On w sumie jest częścią mojego życia, a jednak… wpuściłam do domu Kubę i pozwoliłam mu… na to, żeby… – Małgosia się zawahała. Nie wiedziała, jak to nazwać. – W każdym razie mama ględziła o tej kurtce, a z wersalki dobiegło stukanie. Mama myślała, że sąsiedzi, więc odwróciłam jej uwagę, i głośno powiedziałam o tych sąsiadach, by Kuba usłyszał i przestał stukać. No i dodałam, by się rozebrała, że zaraz pogadamy. Wlazłam do pokoju i zamknęłam drzwi za sobą. Ten idiota nadal jednak stukał ze środka wersalki…
Kamila parsknęła śmiechem.
– Dobrze ci się śmiać – burknęła Małgosia. – Nie wiedziałam, co robić. On się dobijał, bo chciał wyjść. Tam w środku, to wiesz… ciemno, duszno…
– No i co?
– No i wyszedł. I T-shirt włożył, właśnie wciągał sweter, gdy mama weszła do pokoju.
– Była awantura?
– Jak zobaczyła Kubę, to o dziwo nie…
– A powiedziałaś, że było gorzej.
– Bo chyba wolałabym awanturę. A ona tylko popatrzyła na mnie wymownie i wyszła. Ją chyba wmurowało, bo widziałam po minie, że od razu domyśliła się wszystkiego. Zresztą… wtedy zauważyłam, że ja mam koszulę krzywo zapiętą. Maciek też musiał to zauważyć. Wtedy zrozumiałam, dlaczego on tak szybko wyszedł.
– A czego się spodziewałaś, jak go wpuszczałaś?
– A co miałam zrobić?
– Nie wiem… może powiedzieć, że masz ospę?
– Ty jakaś szurnięta jesteś? – Małgosia spojrzała na Kamilę jak osłupiała. – Ospę? Ospę to już miałam. I Maciek, zdaje się, też miał. Poza tym bez sensu z takim kłamstwem.
– A twoje było lepsze? „Jestem chora”? A tak naprawdę zamknęłam kochanka w pudle wersalki? – ironizowała Kamila.
– Ale to nie kochanek…
– Jak to nie?
– spytała Kamila. – Jak to nie?
– No przecież my tylko… my… – jąkała się Małgosia.
– Bo Maciek wam przerwał. Jestem pewna, że gdyby nie wpadł, to poszlibyście na całość.
Małgosia milczała. Przez chwilę siorbała resztki coli z dna kubka, a potem wstała od stołu.
– Gdzie idziesz?
– Po dolewkę. Chcesz coś? – spytała Małgosia, ale Kamila pokręciła głową, więc ustawiła się w kolejce.
Myślała o tym, co mówiła przyjaciółka. O tym, że pewnie doszłoby do czegoś więcej. A Maciek… Kilka razy próbował, ale zawsze wtedy łapała go za rękę i odciągała od siebie. Czemu nie odciągnęła Kuby? Gdy go nie widziała, to przyrzekała sobie, że to ostatnie spotkanie. Dopóki nie przychodziło wspomnienie pocałunków. Wspomnienie, które starała się odpędzać jak natrętną muchę.
– Czy ty chcesz rady? – spytała Kamila, gdy po kilu minutach Małgosia zjawiła się przy stoliku z nowym kubkiem coli.
– Tak. Nie wiem, co robić.
– Najpierw odpowiedz sobie na pytanie: „Czego chcę?”, a potem, czy to jest możliwe – zasugerowała Kamila, myśląc przy tym drugim pytaniu o sobie, Olku i Wojtku.
– A jeśli chcę rzeczy niemożliwej? – odparła Małgosia, myśląc o sobie, Maćku i Kubie, a także o tym, że dotarła do niej idiotyczna prawda o niej samej. Chce zachować Maćka i zatrzymać Kubę. Straszne!
Tego popołudnia kilka razy wracały do tej rozmowy, zwłaszcza że Kamila zaproponowała kino, a potem nocleg u siebie. Małgosi nawet to pasowało. Nie chciała wracać do domu i rozmawiać z rodzicami na temat Maćka, koszulki na podłodze, Kuby w pudle wersalki i jego kurtki. Nie chciała mierzyć się z tym wszystkim po raz kolejny tego samego dnia. Zostawiła to na później. Jednak z rozmowy z Kamilą nie wyciągnęła żadnych nowych wniosków. To, czego chciała, wydawało się niemożliwe, a świadomość, że tego właśnie chce, przerażała ją.
* * *
W poniedziałek przeżyła szok. Pierwszą lekcją był angielski. W lektorium zawsze siedzieli z Maćkiem obok siebie. Tym razem Maciek zajął miejsce po przeciwnej stronie i to na dodatek po skosie. Tak jakby nie chciał nawet na nią patrzeć. Bolało. Na przerwie wyraźnie jej unikał. Nie podszedł ani razu. Z kolei ilekroć ona próbowała go zaczepić, odwracał się i przyspieszał kroku, by zniknąć gdzieś w tłumie spacerujących po korytarzach uczniów. Wreszcie na dużej pauzie zderzyli się w drzwiach.
– Maciek… – zaczęła Małgosia, próbując znaleźć słowa.
– Co? – spytał i spojrzał jej głęboko w oczy. W tym spojrzeniu nie dostrzegła jednak gniewu, którego tak się obawiała. Tylko smutek i rozczarowanie.
– Czemu się odsiadłeś na angielskim?
– Po co pytasz, skoro wiesz?
– Chciałabym wyjaśnić…
– A potrafisz wyjaśnić i nie kłamać? Potrafisz wytłumaczyć tak, by nie bolało?
– Maciek ja…
– Nie kłam. Małgo, tylko, proszę cię, nie kłam. Najlepiej nie rozmawiajmy. Dajmy sobie po prostu spokój.
To powiedziawszy, wyminął ją, a potem do końca zajęć nie spojrzał ani razu w jej kierunku. Ze szkoły wracali osobno. Maciek nie tylko nie czekał w szatni, lecz także poszedł w kierunku przeciwnym niż zazwyczaj. Nie było sensu udawać, że jest jej po drodze. Ruszyła w stronę domu. Całą drogę myślała o tym, co powinna zrobić. Zwłaszcza że próbna matura miała odbyć się w przyszłym tygodniu. Była na wysokości Zwycięzców i Aldony, gdy zadzwoniła jej komórka. Kuba. Przez chwilę zastanawiała się, czy odebrać, ale nie chciała z nim rozmawiać. Nie teraz. Poczekała, aż telefon przestał dzwonić. Po chwili na jej komórkę przyszedł esemes: Nie można całe życie uciekać. Musisz wybrać. To już wiedziała. Ale co ma zdecydować? Czy nie będzie przypadkiem tak, że zostanie sama na lodzie? Miłość to podobno przynależność do kogoś, rezygnacja z siebie i cierpienie. Pragną jej ci, którzy nie mają odwagi zmierzyć się z samotnością. Gdzieś to wyczytała. Ale gdzie? Pewnie w jakiejś książce, którą czytali razem z Maćkiem. W jakiej? Chętnie by go zapytała. Ale czy odpowie?