OPEL
– Drugi taki sam? – spytała zdumiona sprzedawczyni.
Michał najpierw machnął ręką i pokręcił głową, co miało oznaczać, że nie chce o tym mówić, a potem, by ekspedientka na pewno nie drążyła tematu, położył palec na ustach i szepnął:
– Ciii…
* * *
– Kucie kuciem, a kujoństwo kujoństwem, ale pojedziemy na wakacje – powiedział Michał, a jego słowa wprawiły Kingę w osłupienie.
Do wakacji było przecież jeszcze sporo czasu. Oboje mieli na głowie egzaminy. A Michał… zachowywał się tak, jakby sam niczego nie musiał zdawać. A przecież drugi rok prawa to nie przelewki. Jej farmacja to też nie byle co, choć Michał często śmiał się z niej i nazywał „pigułą”, „kręciprochem” albo „maściorobem”.
– A czemu raptem pod koniec kwietnia gadasz o wakacjach?
– Bo chcę zrobić rezerwację.
– A może ja nie mam kasy? – zapytała Kinga.
Przyciągnął ją do siebie i pocałował zachłannie.
– Ja mam! – powiedział, zamykając jej usta.
– A może ja nie chcę jechać za twoje? – spytała, wyrywając się z jego objęć.
– Nie masz wyjścia…
– Jak to?
– Nie pojedziesz, to będzie oznaczało, że mnie nie kochasz, a tak… – w tym momencie złapał ją za biodra i pokręcił kibicią – udowodnisz, że mnie kochasz i że jesteś nie tylko aptekarskim kręciprochem, ale i atrakcyjną, plażową kręcidupcią.
Oboje wybuchnęli śmiechem.
Był maj, gdy po długich dysputach zdecydowali, że… jadą. Kierunek? Węgry! Maciek doradził im Siófok.
– To rodzinne miasto Imre Kálmána – powiedział i dodał: – Letnia stolica Węgier.
– Byłeś tam kiedyś? – zainteresował się Michał.
– Jako dziecko – odparł Maciek i westchnął na samo wspomnienie. Mama była wtedy zakochana w Piotrze, a jemu wydawało się, że razem tworzą superrodzinę. – Zapamiętałem piękne plaże, ciepłą wodę i… kukurydzę na patyku.
– Tą kukurydzą mnie przekonałeś – przyznał Michał, z trudem utrzymując powagę, ale… zarezerwował jednak dwuosobowy pokój na tygodniowy pobyt w hotelu Doris. Jak wyczytał, do plaży było zaledwie czterysta metrów.
Gdy powiedział Kindze o rezerwacji, ucieszyła się, choć w tej jej radości kryło się też trochę smutku. Siedzieli u niej w pokoju i Kinga niby stwierdziła, że fajnie, niby przytuliła się do niego, ale… milczała. Tak jakby w tej radości nie było entuzjazmu lub w ogóle nie była to radość szczera. Michał z początku nie wiedział, o co chodzi.
Z pomocą przyszedł mu Kuba. Starszy brat Kingi otworzył akurat drzwi jej pokoju i wsadziwszy tam głowę, powiedział konfidencjonalnym szeptem:
– Kujonica nie ma kostiumu na plażę, tylko pływacki na wuef. Wiesz, jak to z nią jest.
W tym momencie Kinga rzuciła w stronę brata kapciem. Miało to oznaczać: „Spadaj, idioto!” i Kuba rzeczywiście zniknął w czeluści mieszkania. Być może dlatego, że kapeć dosięgnął jego czoła, a może po prostu nie miał już nic więcej do powiedzenia. W każdym razie Michał pogrążył się w rozmyślaniach, które doprowadziły go do podjęcia decyzji: kupi Kindze kostium. Jakaś okazja? Niech będzie… Dzień Dziecka! A co?! Nie wolno?
* * *
„Właściwie jestem krezusem” – myślał, wchodząc do Złotych Tarasów. Wynajmował dwa mieszkania, a przecież mieszkał z mamą, więc stać go było na to, by kupić swojej dziewczynie kostium kąpielowy, nawet gdyby miał on być bardzo drogi. Rozmiar? Michał poradził sobie ze zdobyciem tej wiedzy perfekcyjnie. W łazience, w mieszkaniu Kingi, zobaczył wiszącą na suszarce jej bieliznę. Metki sfotografował aparatem w telefonie. Wprawdzie mocno denerwował się, że ktoś go przyłapie na tej idiotycznej czynności, ale… udało się. Nikt drzwi do łazienki nie otworzył. Zdołał więc odwiesić na miejsce i stanik, i majtki. O resztę niech się martwią sprzedawczynie. On im pokaże, jaki chce kostium, pokaże sfotografowane metki, a one podadzą odpowiedni rozmiar.
Tego, że z wyborem będzie miał kłopot, w ogóle nie brał pod uwagę. Dopiero gdy zorientował się, że krąży po galerii handlowej drugą godzinę i nadal nie ma dla Kingi stosownego kostiumu, zaczął się niecierpliwić. Ale cóż… wszystkie, które oglądał, wydawały mu się po prostu niefajne.
– Michał? – Na dźwięk własnego imienia odwrócił się. Przed nim stała Kamila i trzymała za rękę jakąś znajomo wyglądającą dziewczynkę. – To Magda, siostra Marcina – powiedziała, domyślając się, że Michał analizuje kto to, i dodała: – Idziemy do Smyka kupić Barbie z kostiumem kąpielowym.
– Z nieba mi spadacie! Ja też tego szukam!
– Barbie? Szukasz lalki Barbie?
– Wszyscy lubią Barbie! Wszyscy! – dodała z mocą Magda. – Nawet Mateusz lubi, choć Marcin twierdzi, że to dlatego, że chce obejrzeć cycki.
Michał parsknął śmiechem.
– Nie szukam Barbie! – wyjaśnił rozczarowanej Magdzie i zdumionej Kamili. – Szukam kostiumu kąpielowego dla Kingi. Oblazłem miliard sklepów, nogi wrosły mi w tyłek i nic.
– A w Victoria's Secret byłeś? – Nie wiem… – Michał zrobił głupią minę. Gdyby go ktoś spytał, jak nazywały się sklepy, do których wszedł w sprawie kostiumu, to nie umiałby powiedzieć.
– To ja mam propozycję. Chodź z nami do Smyka, a my pójdziemy z tobą po kostium. Okej?
Z zakupem Barbie uwinęli się szybko. Magda natychmiast wskazała lalkę, którą chciała, a Kamila błyskawicznie dokupiła dla niej zestaw plażowy, który zawierał klapki, kostium, a nawet okulary przeciwsłoneczne i czerwony sarong. Ten ostatni rekwizyt Michał wskazał palcem i spytał:
– A to co za płachta na byka?
– Sarong – odparła Kamila i spojrzała na kolegę z politowaniem. A ponieważ nazwa nic Michałowi nie powiedziała, więc dodała: – To taka tkanina, z której na plaży można zrobić sukienkę lub spódnicę.
– Hmm? – Michał uniósł brwi ze zdumienia.
– Nie hmmm, tylko przydatna sprawa – stwierdziła Kamila i wziąwszy Magdę za rękę, spytała Michała: – Ile masz kasy?
– Cena nie gra roli – odparł tak wielkopańsko, że aż Kamila parsknęła śmiechem.
– To chodź do Victoria's Secret. Michał nie miał świadomości, że to jedna z bardziej snobistycznych marek bieliźnianych, ale dał się posłusznie zaprowadzić. Jednak nic się mu tam nie spodobało. Wprawdzie Kamila zachwalała pomarańczowy kostium bikini i twierdziła, że Kinga będzie w nim wyglądać świetnie, ale Michał nie miał przekonania.
– No to Triumph! – zaproponowała Kamila i ruszyła w stronę drzwi.
Znów kluczyli po galerii. Michał obserwował Kamilę, koło której wesoło podskakiwała Magda. To, że zabrała ze sobą na zakupy siostrę swojego chłopaka, w ogóle go nie dziwiło. Tak samo jak to, że ta siostra tak mocno okazywała Kamili sympatię. To, co Michała zszokowało, to fakt, że Kamila zupełnie szczerze lubiła siedmiolatkę.
„Może to dlatego, że ma brata, a nie siostrę?” – pomyślał Michał i przed oczami stanął mu Kuba, wiecznie irytujący Kingę jej starszy brat. Tak… chyba rodzeństwo tej samej płci lepiej się dogaduje.
Nie zdążyli wejść do sklepu, gdy Michał na wystawie zobaczył to, czego szukał. Był to turkusowy, dwuczęściowy damski kostium plażowy opięty na manekinie. Nie spojrzał nawet na cenę, która wynosiła prawie trzysta złotych.
– To jest to! – powiedział do Kamili i z wielkiej radości tak klepnął ją w plecy, że dopiero po jej minie zorientował się, że nie było to stosowne zachowanie.
– Cieszę się, że pomogłam – bąknęła z wymuszonym uśmiechem i pożegnała się w pośpiechu.
Michał do sklepu wszedł sam. Nie zwrócił uwagi, że Kamila trzymająca Magdę za rękę stanęła przed witryną i przez chwilę obserwowała go, gdy najpierw pokazywał palcem na manekin, a potem wyjął z kieszeni komórkę i podsunął pod nos sprzedawczyni.
Momentu, kiedy Michał wychodził ze sklepu, już nie widziała. Odeszła z Magdą, która podekscytowana zakupem Barbie trajkotała coś o pokazaniu lalki w klasie głupiej Wioletce, bo zupełnie nie była świadoma, że znienawidzona koleżanka być może nie wróci już do swojej klasy.
* * *
Michał nie znosił podziemnych parkingów, a do Złotych Tarasów wybrał się samochodem. Potem myślał, że to właściwie z wrażenia, że będzie kupował kostium dla Kingi, nie zapamiętał miejsca, w którym zaparkował auto. Fakty były bowiem takie, że zapamiętał, że wjechał na górę windą, ale zupełnie nie mógł sobie przypomnieć, z którego podziemnego poziomu.
Teraz wszedł do windy, z której wcześniej wysiadł, ale zupełnie nie wiedział, który guzik powinien nacisnąć. Stwierdził, że zacznie od minus jeden, ale gdy znalazł się na parkingu i rozejrzał się wokół, okazało się, że żaden z zaparkowanych samochodów nie był odziedziczonym po ojcu butelkowym oplem astra.
Michał podrapał się w głowę i rad nierad wrócił do windy, poczekał, aż się zatrzyma, po czym wsiadł i zjechał piętro niżej. I nagle uśmiech wrócił na jego twarz. Oto niemal na wprost automatu do wnoszenia opłat parkingowych stał jego opel. Michał podbiegł i… ze zdumieniem spostrzegł, że drzwi samochodu nie są zamknięte. Szarpnął za klamkę. Zły na samego siebie, że taki z niego gapa, z impetem rzucił na tył auta firmową torbę Triumpha z elegancko zapakowanym kostiumem dla Kingi. Zaczął wsuwać kluczyk do stacyjki, kiedy okazało się, że klucz nie wchodzi do zamka. Michał zajrzał pod kierownicę, obejrzał klucz, a potem stacyjkę, ale nadal nie udawało mu się uruchomić samochodu. Na dodatek miał wrażenie, że kluczyk jakby nie mieścił się w stacyjce.
„Włamanie?” – pomyślał, kojarząc fakt, że dopiero co zastał otwarte drzwi. Serce łomotało mu ze zdenerwowania. Oczami wyobraźni widział siebie wzywającego policję, ochronę Złotych Tarasów przeglądającą monitoring i nagle dostrzegł symbol wózka inwalidzkiego przyklejony na przedniej szybie auta. Błyskawicznie otworzył schowek pod poduszką powietrzną pasażera. Trzymał tam atlas samochodowy Polski, długopis, notes i papier upoważniający do odbioru opon zimowych. Tymczasem jego oczom ukazała się instrukcja obsługi opla astra i paczka jednorazowych chustek do nosa. Michała sparaliżowało. Dopiero po chwili, ściskając kluczyk w ręku, jak oparzony wyskoczył z auta. Podbiegł do przedniej maski i zerknąwszy na numer rejestracyjny samochodu, wrócił zatrzasnąć drzwi.
Kręcąc głową i dziwiąc się własnej głupocie, odszedł w kierunku windy. Przecież auto stało na miejscu dla inwalidów. On nigdy w życiu nie zaparkowałby w takim miejscu. Świadomość, że siedział w cudzym samochodzie, sparaliżowała go. Jeszcze tego tylko brakowało, by on, student prawa, został oskarżony o próbę kradzieży czyjegoś wozu. I to jeszcze takiego samego jak ten, który ma. Podwójny wstyd.
Dopiero zjeżdżając na jeszcze niższy poziom, uświadomił sobie, że przecież może znaleźć auto, naciskając na pilota. Jego opel natychmiast odpowie mu sygnałem. I rzeczywiście. Po niespełna kwadransie znalazł swój samochód. Z ulgą uruchomił silnik i wyjechał z podziemnego parkingu. Był już na rondzie de Gaulle'a, gdy pełen niepokoju obejrzał się za siebie, a nie ujrzawszy na tylnym siedzeniu torby z logo Triumpha, znów się zdenerwował. Oto uświadomił sobie, że kostium, który kupił dla Kingi, został w tamtym, cudzym samochodzie. Zawrócić mógł dopiero na rondzie Waszyngtona. Z powrotem w Złotych Tarasach był po kwadransie. Jednak butelkowego opla, identycznego jak ten odziedziczony po ojcu, nie było na miejscu. Rad nierad wrócił do sklepu, w którym kupił kostium dla Kingi.
– Drugi taki sam? – spytała zdumiona sprzedawczyni.
Michał najpierw machnął ręką i pokręcił głową, co miało oznaczać, że nie chce o tym mówić, a potem, by ekspedientka na pewno nie drążyła tematu, położył palec na ustach i szepnął:
– Ciii…
– Coś jeszcze? – spytała.
– Chwileczkę – odparł Michał, po czym oddaliwszy się od lady, wyjął z kieszeni telefon i zadzwonił do Kamili. Zamiast powitania spytał:
– Jak nazywa się ta szmata na plażę?
– Sarong – odparła zaskoczona Kamila, a po chwili spytała: – To ty cały czas jesteś w sklepie??! – Tak.
– Ale co tak długo? Przecież byłeś zdecydowany?
– Aj! Pogadamy innym razem – odparł Michał i rozłączył się, rzucając na pożegnanie: – Dzięki!
Wrócił do lady i powiedział do ekspedientki:
– I jeszcze jakiś fajny sarong do tego poproszę.
Sprzedawczyni się uśmiechnęła. Michał dopiero potem uświadomił sobie, że musiała pomyśleć, że ma kilka dziewczyn.
* * *
– Podoba ci się? – spytał Kingę.
– To jest ten prezent na Dzień Dziecka? – spytała zdumiona, rozwijając z opakowania turkusowy kostium bikini i kwiecisty sarong.
– Tak! Żebyś miała w czym chodzić na plaży nad Balatonem. Przymierzysz? – spytał i uśmiechnął się do niej.
– Chcesz? – spytała retorycznie Kinga i poszła do łazienki.
Gdy wychodziła z niej w kostiumie, natknęła się w przedpokoju na Kubę, który na jej widok ryknął niepohamowanym śmiechem.
– Co ci tak wesoło?
Kuba jednak nie odpowiedział, tylko rechocząc jak wariat, zniknął w swoim pokoju, by po chwili z tabletem w ręku wparować do pokoju Kingi i pokazać jej oraz Michałowi zamieszczone przez kogoś na Facebooku zdjęcie.
Przedstawiało taki sam kostium, tyle że leżący na siedzeniu jakiegoś samochodu. Zdjęcie było podpisane: „Głupia złodziejko, która na parkingu Złotych Tarasów próbowałaś ukraść opla inwalidzie! Tą drogą informuję cię, że na miejscu przestępstwa zostawiłaś swój lubieżny kostium. Tylko dzięki temu, że moje auto jest nieuszkodzone, nie szukam cię przez monitoring. Znaj łaskę pana! Ale wiedz, że ja wiem, że jesteś nie tylko podła, bo próba kradzieży auta należącego do niepełnosprawnego to szczyt podłości, ale i głupia, bo tylko głupiec zostawia ślady! Twój kostium, za który dałaś prawie 300 złotych, przekazuję na aukcję charytatywną. Nie jest ci potrzebny. Głupota i tak jest naga!”.