TAJEMNICA (1)
– To nie jest mój ojciec, Maćku. To nie jest mój ojciec – wyszeptała i dodała: – Oni mnie latami okłamywali. Przez nich nie wiem, jak wyglądała moja matka.
Maciek nic nie rozumiał. Nie wiedział też, jak się zachować. Znali się już tak długi czas, a Marta do tej pory nie mówiła nigdy nic na ten temat. W domu widział jej zdjęcia z dzieciństwa. Zdjęcia bobasa na rękach u ojca. Trochę młodszego, ale na pewno tego samego faceta, którego widział kilka razy w bemowskiej willi Marty. Jakże więc ten mężczyzna mógłby nie być jej ojcem?
* * *
Wszystko zaczęło się równo rok temu. Był luty, a Marta się rozchorowała. Przechodzone zapalenie oskrzeli doprowadziło do powikłań i przykuło ją do łóżka tak mocno, że oboje z Maćkiem musieli zrezygnować z wyjazdu na ferie zimowe. Planowali narty w Szczyrku wraz z Aleksem i z Aśką, ale swoją rezerwację oddali jakiejś parze znajomych ze studiów Aleksa, bo Maciek nie chciał jechać bez Marty, a Aleks nie chciał, by miejsce się zmarnowało. Maciek bardzo żałował wyjazdu. Wieczorami planowali turnieje w brydża, monopoly, chińczyka, a teraz zostawało mu siedzenie przy łóżku Marty, która nie nadawała się nawet do gry w piotrusia. Leżała jak biblijny Łazarz, a on przyjeżdżał do niej rano i opiekował się nią. Przynosił herbatę, gotował obiad, podawał kolację, a kiedy zasypiała, czytał książki lub surfował po sieci.
Wcześniej rzadko odwiedzał Martę. Wynikało to przede wszystkim z faktu, że Marta mieszkała na Bemowie, czyli na drugim końcu Warszawy. Łatwiej było jej wsiąść w samochód i przyjechać do Maćka, a potem wrócić do siebie, o której tylko dusza zapragnęła, niż jemu tłuc się do niej komunikacją miejską, a potem pilnować, by nie uciekł ostatni autobus, bowiem jazda nocnymi oznaczała powrót trwający czasem nawet dwie godziny.
Dlatego przed chorobą był u niej w domu chyba dwa razy. Rodziców poznał, ale poza zdawkowym powitaniem ani razu z nimi nie rozmawiał. Nie zastanawiał się nad tym, ale gdy siedział przy Marcie niemal codziennie, zaczął zwracać uwagę na to, jak z nimi rozmawia i jak oni rozmawiają z nią. Marta w kontaktach z rodzicami była oschła. Oni wręcz przeciwnie. To trochę go dziwiło, ale… początkowo myślał, że to kwestia choroby.
Podejrzewać, że może to być coś innego, zaczął wtedy, gdy mama Marty przyniosła jej herbatę z cytryną i chciała dotknąć czoła, a Marta odsunęła głowę i machnąwszy ręką, jakby opędzała się od natrętnej muchy, wydęła usta w obrzydzeniu. Niby nie było to nic takiego, ale właśnie ta mina – mówiła wiele, a właściwie wszystko. Marta wysyczała przez zaciśnięte zęby:
– Nie dotykaj mnie. Poza tym nie musisz robić herbaty. Jest Maciek.
– Co się dzieje? Pokłóciłyście się? – spytał, gdy drzwi za mamą się zamknęły, ale dziewczyna spojrzała na niego rozpalonym wzrokiem i szepnęła:
– Nic.
Maciek wyczuł jednak jakieś dziwne napięcie. Dlatego zaczął się zastanawiać. Właściwie… dlaczego on nigdy nie rozmawiał z rodzicami Marty? Czemu kiedy był u niej, to oni zamykali się w swoich pokojach? Jego mama zagadywała Martę. Bywało, że zapraszała na zupę, i wtedy rozmawiali. Czasem siedzieli z nią w kuchni przy kawie. Zdarzało się też, że sama przychodziła do pokoju Maćka na pogaduchy. Tymczasem rodzice Marty nigdy nie zaglądali do jej pokoju. A przynajmniej Maciek nigdy nie był tego świadkiem.
Początkowo wydawało mu się, że jest to związane z ich pracą. Oboje byli architektami. Bemowska willa, przerobiona z dwóch powstałych ponad pół wieku temu bliźniaków, mieściła na strychu gigantyczną pracownię architektoniczną. Marta nigdy Maćkowi jej nie pokazała. Powiedziała tylko, że takowa jest, i tyle, a dom jest projektem dziadka, bo w rodzinie Neumannów wszyscy byli architektami. Wtedy, gdy był u niej pierwszy raz, zrozumiał to w ten sposób, że rodzice są zapracowani i nie wolno im przeszkadzać. Potem nie analizował, ale teraz… zaczął serio się zastanawiać, czemu Marta tak się zachowuje. Ilekroć byli we dwójkę w kuchni, tylekroć rodzice Marty wycofywali się ze środka. Nie sami z siebie, ale pod wpływem jej spojrzenia. A ilekroć z kuchni dobiegały odgłosy ich krzątaniny, Marta mówiła, że herbatę lub kawę zrobią sobie później. Kiedyś myślał, że Marta i jej rodzice nie chcą sobie wzajemnie przeszkadzać, ale teraz doszedł do wniosku, że wszystko wyglądało tak, jakby ich wspólne życie polegało na wzajemnym unikaniu się, a właściwie na unikaniu rodziców przez Martę.
I jeszcze ta prośba o to, by przywiózł jej od siebie z domu rosół. Niby… nic. Drobiazg. Maciek oczywiście wiedział, że ta zupa jego mamy jest najlepsza na świecie, a i Marta wielokrotnie ją chwaliła, ale z drugiej strony nie była to potrawa, której przyrządzenie stanowiłoby jakąś wielką filozofię. Ot… trochę kury, włoszczyzna… No ale może rosół przyrządzany przez mamę Marty nie miał tego czegoś? Maciek zupełnie nie wiedział, jak gotuje pani Neumann. Nigdy nie był u niej na obiedzie, więc nie trafiła się okazja, by któreś z rodziców Marty zabłysnęło kulinarnymi umiejętnościami. Nigdy nie jadł też niczego przygotowanego przez jej mamę. Zawsze w domu Marty to ona gotowała. Ale może rodzice nie mieli czasu na pichcenie, bo pracowali nad jakimś pilnym projektem architektonicznym? Maciek kiedyś spytał, co właściwie tak konkretnie rodzice projektują, ale się nie dowiedział. Teraz, choć próbował, nie mógł sobie przypomnieć odpowiedzi. Czy w ogóle padła? Czy może Marta zmieniła temat?
Zamówiony przez Martę rosół przywiózł w specjalnym termosie. Makaron osobno, w plastikowym pojemniku. Zupa była więc bardzo gorąca, gdy wlewał ją do głębokiego talerza i stawiał przed Martą na specjalnej desce. Zjadła wszystko. Cały litr rosołu.
– Masz spust – zauważył.
– Zdrowieję – odparła, uśmiechając się.
Lubił jej uśmiech.
Chwilę później poszedł do kuchni umyć naczynia. Wprawdzie była zmywarka, ale Maciek nie miał zamiaru wkładać do środka termosu.
– Jak czuje się Marta? – Szum wody sprawił, że nie usłyszał, jak do kuchni weszła mama Marty. Teraz to pytanie zadane przez osobę, która mieszkała z Martą, jemu, który przyjechał tu z drugiego końca miasta, wydało się dziwne.
– Moim zdaniem lepiej… – odparł i odwrócił się od zlewu.
– To dobrze. – Matka Marty westchnęła, a potem włączyła okap i wziąwszy z szuflady kuchennego stołu paczkę papierosów, zapaliła jednego z nich, wydmuchując dym w kierunku okapu. – Nie palisz, prawda? – Bardziej stwierdziła, niż spytała.
Przez chwilę oboje milczeli. Maciek rozglądał się po kuchni w poszukiwaniu ścierki. Mama Marty błyskawicznie zrozumiała, o co mu chodzi, i ruchem głowy pokazała rolkę papierowego ręcznika.
Maciek wycierał termos i kątem oka obserwował Zofię Neumann – wziętą architekt. Była to kobieta sporo starsza od jego mamy, ale niezwykle elegancka i zadbana. Pewnie dlatego wcześniej nie zauważył jej wieku. Teraz zwrócił na to uwagę, bo rzuciły mu się w oczy jej dłonie. Pomarszczone, pełne drobnych plamek, choć starannie wypielęgnowane i z paznokciami polakierowanymi na jasny kolor i dużo równiej niż u jego mamy. Z pewnością korzystała z usług profesjonalnej manikiurzystki. Pani Neumann nosiła również, podobnie jak Marta, świetne gatunkowo i bardzo modne ubrania, choć na tym Maciek akurat znał się średnio.
Teraz swoimi wypielęgnowanymi dłońmi podnosiła do umalowanych jasną szminką ust papierosa, by zaciągnąć się dymem i po chwili wydmuchnąć go w kierunku okapu. Wzrok utkwiła gdzieś przed sobą. Maciek podążył za nim. Patrzyła na jakieś zdjęcie. Wisiało w ramce na ścianie i przedstawiało trzy postaci. Jakie? Głupio mu było podejść bliżej i spojrzeć na nie, ale ciekawość zwyciężyła. Na fotografii widniała chyba ich trójka. Na oko trzyletnia Marta na kolanach ojca, a tuż obok nich jej mama. Czyżby Marta miała silniejsze więzy z ojcem? Była zresztą do niego niesamowicie podobna.
– Mam wrażenie, że… – zaczął Maciek patrząc na zdjęcie, ale urwał. Nie wiedział, jak zadać pytanie o to, czy są pokłóceni. Czy w ogóle je zadawać?
– Wrażenie… – Zofia Neumann powtórzyła to jedno słowo i pokiwawszy smętnie głową, zaciągnęła się papierosem. – Rzadko palę – dodała i podchwytując spojrzenie Maćka, które wyrażało niesmak, powiedziała, jakby chcąc się usprawiedliwić: – Kilkanaście lat nie paliłam w ogóle, ale po tej historii z Martą przed maturą…
– Historii przed maturą? – Maciek wybałuszył oczy. Nic nie rozumiał. O jakiej historii przed maturą mówiła mama Marty?
Ona jednak widząc zaskoczoną minę Maćka, mruknęła:
– Przepraszam. – Po czym zgasiła niedopalonego papierosa i wyszła z kuchni.
Maciek nie wiedział, co sobie o tym wszystkim myśleć. Wytarł dokładnie termos i zakręcił wieczko. Potem przygotował herbatę z cytryną. Jednak słowa o historii z Martą przed maturą sprawiły, że zastanawiał się nad wszystkim jeszcze bardziej intensywnie. Matura? Kiedy to było! W te wakacje miną trzy lata, jak się z Martą poznali w Świnoujściu. Niedawno minął rok, jak tworzą parę… Niby wiedział o niej mnóstwo rzeczy. O pierwszym chłopaku, o paczce przyjaciół, która odwróciła się od niej, gdy zrezygnowała ze zdawania na architekturę. Czy to o to chodziło?
– Marta? – szepnął, stawiając na szafce nocnej kubek z herbatą. Nie wiedział, czy dziewczyna śpi, czy tylko ma przymknięte oczy. Otworzyła je natychmiast.
– Lepiej się czujesz?
– Tak… Dzięki, że się mną tak opiekujesz. Dzięki przede wszystkim za ten rosół.
– Jadłaś, jakbyś nie jadła tydzień.
– Prawie tak było. Nie miałam siły gotować.
– No a… rodzice?
– Niczego od nich nie chcę – warknęła, a jej twarz zmieniła się nie do poznania. – Poza tym to…
– Co?
– Nic.
– Pokłóciłaś się z nimi?
– Nie.
– No jakoś tak dziwnie mówisz o rodzicach, że…
– To nie moi rodzice.
– Jak to nie twoi? – zdziwił się Maciek. – Przecież… jesteś podobna do ojca.
– Skąd wiesz?
– Ze zdjęcia w kuchni – odparł.
– Do ojca – powtórzyła. – Tak. Do ojca jestem podobna – prychnęła i z sarkazmem dodała: – Do matki pewnie też byłam, ale cholera wie, jak matka wyglądała.
– Co ty opowiadasz? – Maciek był zdumiony słowami Marty. – Przecież w kuchni wisi twoje zdjęcie z rodzicami…
– Zdjęcie… – Marta skrzywiła się. Po czym podniósłszy się na łóżku, wyciągnęła rękę w kierunku Maćka. Usiadł obok. – Myślę, że jutro już wstanę. – Wtuliła się w jego ramiona.
– Przyjadę do ciebie też jutro, choćby po to, by znów dać ci obiad… – powiedział i pogłaskał ją po włosach. Zupełnie nie wiedział, co ma myśleć o całej tej sprawie. Trzymał ją w ramionach i czuł, że drży. – Marta… – zaczął, choć nie wiedział, co powiedzieć dalej. Jak zadać pytanie.
– Błagam. Nie pytaj – odparła.