Randka z chłopakiem, który NIE segreguje śmieci? – „7 metrów dla Ziemi” #1 (1)
Cieszę się, że jesteś.
Również się cieszę.
Cieszę się, że wy także jesteście. Zaczynamy dziś pierwszy odcinek
naszego ekologicznego cyklu.
Cyklu wywiadów, gdzie będziemy rozmawiali na tematy związane z ekologią.
A to dlatego, że po ludzku zależy nam na planecie.
Chcemy wymieniać się wiedzą, doświadczeniami.
Ale być może przede wszystkim chcemy zachęcić was
także do ekologicznych postaw.
Mam nadzieję, że nie zniechęcimy.
Miałem plan, żeby zaskoczyć cię tym pierwszym pytaniem,
nie wiem, czy się uda. Ale szczerze, jak na spowiedzi.
Okej.
Umówiłabyś się z facetem, który wyrzuca plastik do zmieszanych?
Nie wiem!
Nie no, postarałabym się go chyba wyedukować.
Nie skreśliłabym go jako człowieka.
A byłabyś w stanie całkowicie odpuścić? Na tej zasadzie, że
ty sobie tutaj dbasz o planetę, a on ma w nosie? Czy nie odpuściłabyś?
Nie. Byłoby mi trudno, ale to nawet nie chodzi o sam ten plastik,
tylko o nastawienie.
O sposób myślenia, wedle którego
obiektywnie to ja miałabym rację, tak?
No tak.
I ta osoba mimo że dostałaby informacje, które oczekiwałabym, że zmienią jej światopogląd,
nie dostosowałaby go do tych nowych danych, więc
to chyba świadczyłoby o tym, że mielibyśmy generalnie problem w relacji
na dłuższą metę.
Pytam cię o to dlatego, że, tak mi się wydaje, nie wiem, co ty uważasz na ten temat,
ale ekologia to jest taki temat, który mocno porusza,
w Polsce szczególnie być może, nastolatki.
Tak.
Które pewnie umawiają się na randki i tak dalej, i tak dalej.
Ciekaw jestem, jakie one mają do tego podejście i czy dałyby szansę, czy nie.
Ale pytam cię o to także dlatego, że jestem ciekaw twojego nastawienia
w ogóle do osób, które mają na ekologię wywalone.
Czy ty się wkurzasz, czy masz na przykład w sobie taką cierpliwość,
żeby usiąść, wytłumaczyć, porozmawiać, przekonać?
Aha. Wiesz co? Trochę ani jedno, ani drugie.
Ja nie jestem typem człowieka, który
właśnie tak żyje z misją.
Wiesz o co chodzi? Że ja sobie wymyślę, że ciebie przekonam.
Nie jesteś taka?
W ogóle nie.
Absolutnie. Nie lubię tego.
To ja myślałem po YouTube'ie twoim, że właśnie taka dokładnie jesteś.
Dużo ludzi tak myśli. To jest taki wniosek, który się w sumie intuicyjnie nasuwa, ja
pewnie też bym tak pomyślała. Natomiast ja wychodzę z takiego założenia,
że to co ja robię na YouTube'ie, to nie jest właśnie agitacja,
to nie jest stanie na ambonie i obwieszczanie ludziom, jaka jest prawda o świecie
i grożenie palcem każdemu, kto nie uwierzy w to, co ja mówię.
Ja wychodzę z założenia, że moje zadanie się w sumie i zaczyna, i kończy
na tym, żeby dostarczyć ludziom tych informacji.
Wiesz o co chodzi? Że jeśli ktoś chce...
Że masz poczucie, że ty już robisz dużo
poprzez YouTube.
Tak, to znaczy mam poczucie, że ja nie chcę sięgać dalej.
Wiesz o co chodzi? Każdy ma swój rozum, każdy sobie może decydować
jak będzie żyć i ja nie mam poczucia, że muszę to zmieniać koniecznie.
I mam poczucie, że jeśli ktoś np. nie wiem, czegoś nie wie, a jest zainteresowany, chce się dowiedzieć,
szuka jakichś informacji, to ja jestem tą osobą, która
jest w stanie wziąć okropny graf, okropną tabelkę, jakieś statystyczne liczby, które
dla większości ludzi nie mówią nic...
I przetworzyć na ludzkie.
Dokładnie. Jestem w stanie przetłumaczyć tak, żeby one były strawne dla kogoś.
I jeśli ta osoba sobie te liczby weźmie, te fakty weźmie,
i pomyśli: a dobra, może, nie wiem, nie kupię nowego samochodu.
tylko będę jeździć pociągiem. Super.
Jestem przeszczęśliwa. Ale jeśli nie? Pełen luz.
Nie jestem człowiekiem, który rzuca kamieniem, może w ten sposób.
A powiedz mi kiedy ostatnio ty wyrzuciłaś
plastik do zmieszanych? Tak się uczepiłem tego plastiku, no ale...
Na pewno to zrobiłam kiedyś... Nie podam ci daty, ale
to jest rzecz, którą robię w takich warunkach:
jest lato, ja zapomniałam wziąć butelki z wodą, więc kupuję sobie soczek w sklepie na rogu,
no i nie mam co zrobić z tą butelką, więc wyrzucam go do takiego kosza przy chodniku.
No ale to jest ta sytuacja, kiedy, można powiedzieć, nie masz wyjścia.
Oczywiście mogłabyś wziąć butelkę, tak?
Ale no nie ma innej opcji.
A co, jakby...
Tak w domu tego nie robię. W domu mam ogarniętą segregację.
A pamiętasz czasy, kiedy jeszcze się wyrzucało ten plastik u ciebie?
Pamiętam. Tak.
U mnie, tak sobie próbowałem przypomnieć, kiedy to było.
I to chyba był jeszcze początek studiów, powiem ci.
Czyli ponad 10 lat temu.
Ja na studiach jeszcze, to nie było 10 lat temu, ale też już tam... z 6-7,
musiałam walczyć z jednymi współlokatorami o to, żebyśmy mieli więcej koszy na śmieci w kuchni.
I to była walka, którą toczyłam długo, ale oni
też mieli argumenty, bo nasza kuchnia po prostu miała 1,5 metra na metr,
więc te kosze zabierały przestrzeń.
To jest często duży kłopot, tak.
Ale to już był taki czas, gdzie chciałam prowadzić recykling. Ale a propos recyklingu...
jak się przygotowywałam do tej rozmowy, to właśnie też wróciłam pamięcią wstecz
i pamiętam, że moje miasto rodzinne, wychowywałam się na Górnym Śląsku,
tak z porównań ze znajomymi, wydaje mi się, że było jakimś takim pionierskim, jeśli idzie o wprowadzenie
systemu segregacji.
I bardzo szybko u mnie w domu zadziałał
ten system, w ramach którego jeśli ktoś segregował śmieci, to płacił o wiele mniej
za wywóz.
I pamiętam, że to była taka rzecz, która wywoływała
emocje w ludziach, bo to było nowe, że...
Jak to?
Że w ogóle recycling, co to znaczy? Jakie są kolory tych worków?
Ale ludzie nie chcą płacić więcej, więc...
Tak, ale właśnie ten impuls finansowy był na tyle motywujący, że właściwie z miesiąca na miesiąc wszyscy na mojej ulicy
zaczęli wystawiać worki zamiast zmieszanych, to te kolorowe.
I pamiętam, że szokowało mnie to, bo wtedy, nie wiem, czy dalej tak jest,
działało to tak, że pan, który przejeżdżał śmieciarką,
jak zabierał worki od ciebie, to miał taką tabelkę, chodził z taką teczką i zaznaczał, kto
ile worków i czy na pewno... Były jakieś takie losowe kontrole,
czy ludzie nie oszukują i nie wkładają np. w worek żółty na plastik zmieszanych śmieci.
No to takie porządne podejście do tematu.
Więc to było jak jakiś nowy świat i to się działo,
no nie wiem, jak ja byłam w gimnazjum gdzieś, może na jakimś początku liceum. Więc powiedziałabym, że dość szybko.
I to było takie moje pierwsze wspomnienie, że jestem jakby... nie zmuszona, ale
na tyle zachęcona, jakby jako rodzina
jesteśmy na tyle zachęceni finansowo, że podejmujemy ten dobry krok dla planety i
wtedy też pamiętam, że to się odbyło bezboleśnie.
Ja nie chciałbym, żeby ktoś sobie pomyślał,
oglądając ten wywiad, że my jesteśmy tacy święci
i superekologiczni, no chyba że ty jesteś.
Ja popełniam błędy, mam jakieś grzechy na swoim sumieniu.
Być może ludziom będzie łatwiej, komuś będzie łatwiej, jeśli
usłyszą, że ty także je popełniasz.
No pewnie, że tak.
Jakie masz ekologiczne grzechy na swoim sumieniu?
To nawet nie są błędy. To znaczy na pewno jest tysiąc rzeczy, które robię
i nawet o tym nie wiem, że one są złe.
Bo też nie da się być świadomym wszystkich
procesów, łańcuchów dostaw, warunków pracy 7 tysięcy kilometrów dalej.
Czasem są też sprzeczne informacje na ten temat.
Dokładnie. Więc nie da się orientować we wszystkim i na pewno są
setki rzeczy, o których ja nawet nie wiem, że są złe, a je robię.
No to wyciągamy jeden grzech Kasi.
Latam samolotem.
No...
No i jedziemy na tym samym wózku. Zdarza się i mi.
Choć w pandemii na szczęście jest tego mniej.
To jest też taki ciekawy wątek - pandemia. I to, jak ona wpłynęła
na ekologię. Opowiem ci...
nie wiem, czy jest to anegdota, ale krótką historię.
Ja miałem taki nawyk, już wiele lat wcześniej,
kiedy tankuję samochód, to używam oczywiście tych
plastikowych rękawiczek.
Lubię zapach paliwa, ale niekoniecznie na swojej dłoni, więc je zakładam.
Ale miałem taki dyskomfort, że ciągle nowe, ciągle nowe, więc
używam jednej i odkładam ją zawsze do drzwi samochodu.
I robiłem tak miesiącami, no czasem wymieniałem, jak się podarła albo coś.
I słuchaj, budzę się w rzeczywistości pandemicznej,
gdzie przy każdym dyskoncie nagle każdy dostaje dwie
takie rękawiczki,
a przed sklepem stoi wielki kosz, z którego wypływają
zużyte jednorazówki.
I poczułem się jak głupek.
Że to nie miało sensu.
No ale jednocześnie na pewno znacznie mniej ludzi lata dziś samolotem i tak dalej.
Jak ty myślisz, jak pandemia wpłynęła na ekologię? Na plus czy na minus?
Intuicyjnie, no bo nie mamy danych.
To znaczy w kwestii... Nie mamy danych. Te dane, które ja sprawdzałam ostatnio, to były jakieś pierwsze miesiące
2020 roku.
Ten spadek emisji CO2, czyli ten, powiedzmy, że najważniejszy,
najbardziej pilny, palący, kluczowy teraz aspekt
środowiskowy.
Emisja CO2 faktycznie spadła, natomiast spadła dlatego,
że na całym świecie był lockdown.
Że gospodarki wyhamowały, więc to się odbiło też kosztem utraty miejsc pracy,
ludzkich tragedii
i tak dalej i tak dalej. Natomiast ten spadek, który wtedy zaobserwowano,
on się plasował mniej więcej właśnie w tych widełkach, które powinniśmy
utrzymywać z roku na rok,
żeby trzymać ten kurs "paryski", tak to nazwę.
Czyli postępować zgodnie z ustaleniami
w myśl których temperatura na świecie ma się nie podnieść o więcej niż 2 stopnie.
A najlepiej o półtora.
Więc to pokazuje skalę. To znaczy świat się zatrzymał na kilka miesięcy
i dopiero to zatrzymanie dało tyle, ile powinno
być normalnie.
Ale cena była olbrzymia.
Cena była ogromna, no i też wiadomo, że to było wymuszone
i możemy się prawdopodobnie spodziewać, że te emisje odbiją ostatecznie w górę.
Tak jak było przy tym ostatnim kryzysie w 2008 bodajże.
No tak, ale obudziliśmy się też w rzeczywistości, gdzie na ulicy leżą
maseczki zużyte. Pewnie cała masa pływa ich też w morzach i oceanach,
no te rękawiczki i tak dalej, i tak dalej.
Natomiast ja mam tak, że rzeczywiście tych masek jest multum, rękawiczek jest multum,
ale to też są w obecnym czasie
te najważniejsze, fundamentalne środki ochrony
osobistej, ochrony naszego zdrowia,
życia nieraz.
I też ja mam wrażenie, że to są takie odpady, które oczywiście powstały jako nowe, ale one
też nam się tak zmaterializowały przed oczami.
Każdego dnia, i nie potrzebowaliśmy do tego pandemii,
w każdym szpitalu, w każdej przychodni na świecie zużywano jednorazowe strzykawki i
używano gumowych rękawiczek. W laboratoriach używa się jednorazowych pipet plastikowych,
jednorazowych probówek. Kiedy ja pracowałam w laboratorium, to potrafiłam w jedno popołudnie wygenerować po prostu taki kosz
plastiku.
I jak z tym żyć, Kasia?
No, tragedia. W sensie, czułam się z tym okropnie, ale też
w niektórych technikach pracy to było nieuniknione.
Bo nie można sterylizować sprzętu, bo to ci wpłynie na wynik badania.
Tak samo nie można podawać z tej samej strzykawki
lekarstwa tobie, a potem tobie, a potem tobie.
No tak.
No i też zauważ, że myślę o tych maseczkach i o tych rękawiczkach
jednak o jakimś promilu
w tym oceanie problemów środowiskowych, w którym
pływamy. Czyli nie potrzebowaliśmy pandemii, żeby,
nie wiem, zalewać ocean plastikiem tak czy siak,
żeby tolerować to, że auta są coraz cięższe i coraz
więcej palą. Żeby coraz bardziej
upowszechniał się transport samolotowy,
żebyśmy coraz bardziej zwlekali z transformacją energetyczną,
więc jakby takie podejście, że...
"o nie, załammy ręce, bo teraz mamy tu maseczki"?
Ono się mija, ono nie adresuje.
Ono nie demotywuje mnie, bo wiem, że ono nie odnosi się do sedna problemu.
Okej, czyli ciebie to nie demotywuje. A co ci podcina skrzydła?
Co cię zniechęca? Są takie sytuacje?
Tak.
Jest wiele.
I też jestem winna temu, że wpadam nieraz w taki
marazm, w taki niedasizm,
taki, że co ja biedna sama mogę zrobić.
Tego typu myślenie. Leczę się z niego.
Natomiast, co mnie boli? Co mnie demotywuje?
Przeraża mnie, to jest może to słowo,
skala działań, które muszą zostać podjęte.
Żebyśmy faktycznie zaobserwowali efekty.
Przeraża mnie, jak bardzo wielopoziomowe
są te wszystkie zjawiska, systemy, procesy,
które wymagają zaadresowania.
Generalnie poziom skomplikowania świata mnie po prostu obezwładnia, a wiem,
że to na tym poziomie złożoności trzeba działać.
Więc tak. Trochę mnie też boli, i to jest taka rzecz, która mi pomaga wychodzić właśnie z tego marazmu,
z tego poczucia, że co ja sama tam mogę?
To znaczy boli mnie to, że