Czy wolno pobrać film z internetu?
Pierwszego stycznia, jak co roku, świętowaliśmy Dzień Domeny Publicznej. Tego dnia wzrosła liczba autorów, których dzieła można kopiować czy wykorzystywać bez ograniczeń. Ale czy tylko starocie wolno nam skopiować bez narażania się na gniew prokuratora? O tym noworoczny odcinek Świata w trzy minuty. Na początku zastrzeżenie – jeśli mieszkasz poza Polską, mogą Cię dotyczyć inne reguły. Zastrzeżenie numer dwa – jeśli szukasz porady prawnej, zgłoś się do prawnika i mu za nią zapłać. Uważaj na mądrości internetowe – nawet moje Co oczywiście nie zmienia faktu, że podane przeze mnie informacje są – według mojej wiedzy – zgodne ze stanem prawnym na początek 2017 roku. A teraz jedziemy… 70 lat – i kilka miesięcy – po śmierci autora – tyle musimy czekać, by dzieło przeszło do domeny publicznej. Czyli, w przypadku polskim – by nie były chronione autorskie prawa majątkowe twórcy. Od końca roku kalendarzowego, w którym obchodziliśmy 70 rocznicę jego śmierci, możemy bez ograniczeń kopiować i rozpowszechniać całą jego twórczość. Ale trzeba pamiętać, że każde dzieło może mieć więcej niż jednego twórcę. Bo taki Marcel Proust zmarł w 1922 roku, ale polska edycja “W poszukiwaniu straconego czasu” trafiła do domeny publicznej dopiero pięć lat temu. Dlaczego? Bo dopiero wtedy minęła 70 rocznica śmierci Tadeusza Boya-Żeleńskiego, wybitnego tłumacza literatury francuskiej. Który, dodam, jest autorem polskiego przekładu epopei Prousta i jego praca również jest chroniona prawem autorskim. Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej w przypadku dzieł mających więcej niż jednego autora – na przykład filmów. Tu liczymy czas od śmierci ostatniego z liczących się twórców, czyli głównego reżysera, autora scenariusza, autora dialogów lub kompozytora. Czy to oznacza, że nie wolno nam przed świętami ściągnąć sobie z sieci Kevina Samego W Domu oraz nowej płyty Rolling Stonesów? Wbrew temu, co wmawia się nam ze wszystkich stron – możemy. Zgodnie z polskim prawem autorskim, dozwolone jest skopiowanie sobie (lub rodzinie czy znajomemu) już rozpowszechnionego dzieła. Czyli możemy bezpiecznie wejść do internetu i z serwisu z gryzoniem w logo pobrać film, książkę lub muzykę. Albo zajrzeć na serwis z odtwarzaczem filmów wideo o wątpliwym pochodzeniu. Pamiętając jednak, że choć czasem w takim serwisie płacimy za transfer, to ani złotówka z tego nie trafia do autorów oryginalnego dzieła. Super, możemy pobrać – a czy możemy wystawić w miarę nowy film na swojej stronie internetowej? Jeśli nie mamy zgody właściciela praw autorskich – nie. Po prostu nie. Tak samo nie wolno nam ściągać filmu programem typu torrent, który w tle wysyła pobrany przez nas film do innych użytkowników sieci. Generalna zasada: pobieranie jest zgodne z prawem, rozpowszechnianie – niezgodne. Posłuchaliśmy muzyki, przeczytaliśmy ebooka, obejrzeliśmy film, to może teraz by sobie pograć w coś nowego? Tu bez sięgnięcia po portfel się nie obejdzie. Ustawa o prawie autorskim wprowadziła wyjątek dla oprogramowania. W przeciwieństwie do muzyki czy filmów, programów nie wolno pobierać ani rozpowszechniać. Co prawda dziwna jest sytuacja, że dwulinijkowy program komputerowy jest lepiej chroniony przed kopiowaniem niż wymagający potężnych inwestycji film, ale takie mamy prawo. Podsumowując: zgodnie z prawem można pobrać z sieci film, muzykę, książkę. Nie wolno ich publicznie rozpowszechniać. Możemy skopiować je kuzynowi czy koledze. Oprogramowania nie wolno kopiować. Oczywiście – chyba, że dostaniemy takie prawo. Na przykład twórca opublikował swoje dzieło na zasadach tzw wolnej licencji, typu Creative Commons czy jednej z licencji GNU. Jednak sam znaczek Creative Commons przy dziele nie wystarcza – część licencji CC wprowadza dodatkowe obostrzenia – więc warto przeczytać całą licencję. Chociaż w formie skróconej… Na zapokończenie przypominam, że w dzisiejszych czasach film kosztuje często mniej niż kubek kawy w knajpie – więc jeśli autor tego chce, może warto mu za niego zapłacić? Nawet jeśli prawo tego od nas nie wymaga. Źródła: Pierwsza pomoc w prawie autorskim – możesz zapytać prawnika i mu za to nie płacić Wolne Lektury – niemała polska biblioteka dzieł w domenie publicznej Project Gutenberg – od tego zaczęło się masowe przenoszenie ksiażek do sieci Wyszukiwarka Creative Commons – gdy szukasz czegoś, co jest chronione liberalną licencją on iTuneson Androidvia RSS