Po co kraść okręty?
Wyobraź sobie, że nurkujesz do spoczywającego na dnie morza okrętu wojennego. Spędził tam ostatnich siedem dekad. I zniknął. Dlaczego? O tym w 54 odcinka Świata w trzy minuty. Kolejny – po wakacjach. Niedługo po ataku na Pearl Harbour, wojska japońskie zmierzyły się z aliancką flotą na Morzu Jawajskim. Była to największa bitwa morska od 1916 roku, kiedy to w pobliżu półwyspu jutlandzkiego starły się floty brytyjska i niemiecka. Bitwa Jawajska zakończyła się całkowitą klęską aliantów. Jednym z okrętów, które przetrwały starcie, był USS Perth – zatopiony kolejnej nocy podczas bitwy w Cieśninie Sundajskiej. To był 1942 rok. Siedemdziesiąt cztery lata później, w listopadzie 2016 roku, grupa nurków mająca ocenić stan wraków holenderskich okrętów – Javy i De Ruytera – opuściła się ostrożnie na głębokość 60 blisko metrów. Eufemistycznie mówiąc, na tej głębokości słońce nie operuje zbyt intensywnie. Mimo to, powinno dać się zobaczyć kształty długich na ponad 100 metrów okrętów. Powinno – gdyby te okręty nadal tam spoczywały. Ale ich nie ma. Zniknęły również amerykański Perch oraz brytyjskie Encounter i Exterer. Brakuje też dużych fragmentów dwóch kolejnych jednostek, widać ślady kradzieży na ósmej. Każdy z zaginionych okrętów ważył ponad dwa tysiące ton. Zaginionych? Raczej ukradzionych. I tu pojawiają się dwa pytania – “jak” – i „po co”. Jeśli chodzi o “jak”, odpowiedzi na to jeszcze nie ma. Tego typu okręt wydaje się za ciężki, by go niezauważenie podnieść w całości z dna. Przepiłowanie go palnikami to również robota na dłuższy czas. Z kolei wiadomo, że nie użyto materiałów wybuchowych, bo na dnie nie pozostały rozrzucone części zaginionych jednostek. Odpowiedź na pytanie “po co” jest prostsza. Przede wszystkim – dla pieniędzy. Co jednak jest tak drogiego w stali, z której wykonano okręty wojenne z czasów drugiej wojny światowej? Odpowiedź nie jest oczywista, choć spojrzenie w kalendarz i znajomość procesów metalurgicznych może udzielić nam odpowiedzi. Stal to stop żelaza z węglem. Aby zredukować ilość niepożądanych domieszek, na etapie wytapiania stosuje się konwektorowanie – czyli utlenianie tego, co jest nam zbędne. Krótko mówiąc, podczas wytopu stali, do pieca dostarcza się powietrze, wraz ze wszystkim, co w nim jest. Na przykład – radioaktywnymi cząstkami. I tu przydaje się spojrzenie w kalendarz. Pierwszą próbę nuklearną przeprowadzono 16 lipca 1945 roku. Od tego dnia liczymy wzrost radioaktywności w powietrzu. Również tym powietrzu, które wykorzystuje się do wytopu stali. I jest to problem w sytuacji, gdy chcemy zbudować wyjątkowo czułe urządzenie – takie jak licznik Geigera, urządzenia fotoniczne czy wykorzystywane w medycynie liczniki promieniowania. Stal produkowana dziś, przez swoją promieniotwórczość, nie jest tak dobrym pomysłem, jak stal wytopiona przed 1945 rokiem. Do produkcji tego typu urządzeń wykorzystuje się – niestety, nie wiem jak określaną po polsku – low-background steel, co sam przełożyłbym jako stal o niskim promieniowaniu tła. Właściwie jedynym jej źródłem są okręty wyprodukowane przed zakończeniem drugiej wojny światowej. I to chyba jest odpowiedź na zagadkę, po co kradnie się wraki. Tylko wciąż nie wiemy, jak… Uwaga! Przerwa wakacyjna! Kolejny odcinek ukaże się najpewniej po wakacjach, choć mam zamiar je spędzić szykując dla was kolejne epizody, by zapewnić pełną regularność w kolejnym sezonie. Udanych wakacji – i do usłyszenia we wrześniu! Źródła: Bitwa na Morzu Jawajskim (Wikipedia) Bitwa w cieśninie Sundajskiej (Wikipedia) Low-background steel (Wikipedia) Whole-body counting – wykorzystanie liczników promieniowania w medycynie (Wikipedia) Zaprenumeruj podkast on iTuneson Androidvia RSS