Czego NIE WIEDZĄ widzowie seriali? – 7 metrów pod ziemią (2)
To jest to samo, tak. Stety, niestety,
ale to jest taka robota, to znaczy
kiedy mówimy "akcja",
aż do "stop", to rzeczywiście
to trwa 30 sekund,
40 sekund, tyle, ile trwa
scena. Natomiast
ustawienie tej sceny
to jest cały zespół ludzi, którzy
to robią. I to jest scenografia,
to jest światło, operator
to wszystko szykuje, oczywiście
jest cała inscenizacja, czyli reżyser
mówi, gdzie kto idzie i co
mówi. Poza tym jest jeszcze
kontynuacja, czyli jeżeli ktoś się napił herbaty
po słowie "i wtedy...",
to on musi się za każdym razem
w tym dublu, po "i wtedy...",
napić tej herbaty. A scenografia
musi mu tej herbaty później dolać, żeby
była taka sama...
I wszyscy tego pilnują, żeby wszystko się zgadzało.
Wszyscy tego pilnują, my mamy podgląd, czyli jest taki telewizorek,
na którym w czasie rzeczywistym
jest widać, co się dzieje,
jest on gdzieś indziej schowany, tak naprawdę,
wiesz, to jest śmieszne, ponieważ
jak oglądasz serial i później tak
widzisz, taka intymna scena,
czasami intymna w sensie dosłownym, całują się
albo idą do łóżka, ale jest
czasami intymna, dlatego że się sobie dwie przyjaciółki
zwierzają z jakichś bardzo
prywatnych i osobistych spraw,
i my myślimy, że one tak
sobie, tak się zwierzają i tak dalej,
a jakby rozszerzyć ten obrazek, a tam jest
tłum ludzi dookoła i tylko tak
o tyle ich dzieli, żeby
nie weszli w kadr...
Takie sekrety
teraz zdradziłam, ale
to tak jest właśnie bardzo mało
intymnie na planie.
Duże wyzwanie dla aktorów, żeby zapomnieć o
tych wszystkich osobach, które są...
Tak, tak, tym bardziej, że muszą jeszcze zagrać...
Czasami na przykład trzeba się zapłakać.
I teraz zapłacz.
Pięć razy.
W tym samym miejscu, wobec
tych wszystkich ludzi, którzy są dookoła.
I gdzieś tam poza kadrem
stoi sobie podgląd,
pod którym sobie siedzi
zespół charakteryzatorek,
zespół od kostiumów,
przecież ktoś musi obciągnąć bluzeczkę,
jeżeli się niechcący podniosła.
Jest do tego specjalna osoba?
Tak, jest pani, która u nas jest na planie...
Ja sam muszę wszystko tu...
Obciągnijmy sobie ładnie bluzeczki,
czy równo leżą.
No z sali zawsze biegnie, jest
charakteryzatorka, która przypudruje,
więc... Drugi reżyser,
który woła "akcja!",
to wcale nie reżyser
krzyczy "akcja", jeżeli mamy takie...
Czyli to nie on krzyczy, tak? Jego zastępca?
Drugi reżyser, tak.
Reżyser jest w innym miejscu zazwyczaj
niż drugi reżyser. Drugi reżyser jest
tam, gdzie są aktorzy,
a reżyser siedzi
przy podglądzie, a
podgląd nie może wejść w kadr, czyli jest
gdzieś indziej. Jest też takie
miejsce, gdzie siedzą dźwiękowcy.
I z kolei dźwiękowiec
ma kilka ścieżek dźwiękowych
i słyszy znacznie więcej niż
wszyscy inni i my jesteśmy
szczęśliwi, zadowoleni, że dubelek pięknie
nam poszedł, a dźwięk mówi...
...
No, że coś nam nie wyszło.
Coś tam weszło.
Nie wiem, samolot przeleciał. A on w tej innej ścieżce, bo mamy tych kilka
ścieżek, słyszał.
No i dubelek.
Ile osób pracuje przy takim serialu?
Może na przykładzie tego ostatniego, Usta usta?
Ile tam macie osób?
Dziesiątki, to znaczy kilkadziesiąt,
ponad stówę czasami, jeżeli
mamy statystów, przecież są sceny,
gdzie gramy w miejscach,
które mają udawać, że są miejscami
publicznymi. To znaczy są miejscami
publicznymi, ale scena ma
udawać. Jeżeli ktoś
ogląda później, to musi wyglądać naturalnie, czyli
jeżeli gramy w sklepie, to muszą
przechodzić klienci, musi
być ekspedientka, musi to
po prostu żyć.
Jeżeli będą tylko dwie aktorki,
które się przypadkowo spotkały
w sklepie z ciuchami, to
tak nie wygląda życie, więc
będziemy czuć wtedy surowość i sztuczność,
a w filmie starasz się
odtworzyć
kawałeczek życia. I zrobić to
tak realistycznie, żebyś uwierzyła w tę
historię, żebyś uwierzyła, że ona
naprawdę przeżywa to
rozstanie na przykład z kochankiem
i tak dalej. Bo inaczej się nie wzruszysz,
nie zaangażujesz się.
A też staramy się tak to zrobić, i zresztą
w tych postaciach, które mamy,
myślę, że wiele
osób i widzów znajdzie
dla siebie kogoś,
z kim się identyfikuje. Ja na przykład
znalazłam taką postać. I też
jakby oglądam i myślę sobie:
"ale dlaczego, przecież mogłaś
coś, tak zareagować inaczej
wobec swojego mężczyzny.
No, tak to działa.
No, ale to jest właśnie... Mimo że
ja wszystko to widzę dookoła,
wyobraź sobie, że potrafię
się popłakać na planie, jeżeli aktor
dobrze zagra
swoją scenę.
Czyli nie znieczulacie się na emocje, na to, co się dzieje.
Ja jestem straszna pod tym względem, ja mam po prostu tak
cieniutką warstewkę,
bo jestem tak po prostu,
wiesz, łatwo
jakby reaguję.
To dobrze, testujesz, czy
aktorzy stanęli na wysokości zadania.
Powiedziałaś, że
na planie nawet kilkadziesiąt osób pracuje.
No wyobrażam sobie, ile to kosztuje,
taki dzień zdjęciowy. Pewnie
mi nie powiesz, bo to tajemnica. Czy jednak możesz?
Nie powiem, bo tak naprawdę do końca nie wiem,
ale to są miliony.
Miliony?
Tak. Znaczy no jeżeli, wiesz, masz budżet filmów, to
już jest taka rzecz w miarę oficjalna,
no to to są zbliżone rzeczy, chociaż oczywiście
seriale robi się szybciej
i są przez to trochę tańsze.
Robi się z mniejszym rozmachem,
przez to są odrobinę tańsze, ale
zdecydowanie
to idzie w miliony.
I to pewnie sprowadza się do
takiego wyzwania, zadania, jakie
przed tobą stoi,
no żeby jak najwięcej
scen, rzeczy, poupychać
na jeden dzień zdjęciowy.
Co wy robicie, jakie macie sposoby na to,
żeby, no ten dzień zdjęciowy
właśnie, za te miliony, był
jak najbardziej efektywny?
To znaczy tak, najpierw się przygotowuje
kalendarzówkę. Kalendarzówka to jest taki plan,
kiedy gramy jakie sceny
i jest bardzo dokładnie
rozpisane...
Scenariusz
ma sceny, które są numerowane
i później w kalendarzówce
jest numer odcinka i numer
sceny i jest...
Czyli to nie jest chronologicznie?
Nie, zupełnie nie. To znaczy jednego dna, jeżeli mamy
serię, która... Bo teraz "Usta Usta" mają
sześć odcinków, czyli prawda jest
taka, że myśmy pierwszego dnia zdjęciowego
grali finał.
To ciekawe.
Musieliśmy zgrać obiekt,
bo gra się obiektami
i dostępnością aktorów.
To są dwa priorytety przy układaniu kalendarzówki.
Więc dlatego jest numer odcinka,
numer sceny, później jest
linijeczka, która określa gdzie się gra, i linijeczka
informacji, co - w skrócie -
dzieje się w tej scenie.
Później jest informacja, która to jest doba
w przebiegu, bądź noc, bo czasami
się wyciemnia i robi się noc przecież.
Która to jest doba, żeby
kontynuować strój, bo jeżeli
w pierwszym odcinku bohater
wyszedł w zielonym płaszczu i scenę
później wszedł do sklepu
w zielonym płaszczu, ale my tę scenę gramy
dwa miesiące później, to my musimy
pamiętać, że tutaj musimy dać mu ten sam
zielony płaszcz. I później jest numerek
jeszcze, w tej kalendarzówce, numerek
określający aktora. I my tam widzimy
kilka numerków, nie ma nazwisk,
tylko jest numerkami określone.
Ktoś, kto - myślę - z zewnątrz
nie mógł by zrozumieć takiego kwitu,
a w tym kwicie jest masa
bardzo precyzyjnie określonych informacji.
I nabijamy ten dzień zdjęciowy do granic
wytrzymałości ludzkiej, i...
I aktorskiej. I w dodatku nie możemy tego
przewalić. Nie możemy dłużej
grać niż zaplanowaliśmy,
bo następnego dnia od rana znowu
gramy, więc też...
to by miało konsekwencje,
a na przykład bardzo... Na planie pracy
nawet jest napisane, kiedy jest wschód słońca,
kiedy jest zachód słońca, jaka jest pogoda.
Dlatego że to bardzo wpływa
na sposób realizacji.
Wszystko ma znaczenie.
Tak.
A co w takiej sytuacji, zupełnie życiowej:
no macie zaplanowane wszystko co do szczegółu,
a tu jednak okazuje się, że jakiś aktor
na przykład się przeziębił
i być może nie może wystąpić albo
deszcz pada w scenie, gdzie
wy zaplanowaliście, że będzie słońce.
Co w takich sytuacjach? Jak sobie radzicie?
Aktorzy po prostu nie mogą chorować,
nie ma wyjścia, po prostu kocyk,
herbatka ciepła,
a na ujęciu zdejmujemy kocyk
i gramy, po prostu musimy.
Czyli poważnie nie ma w ogóle na to szans, nie ma przestrzeni.
Jeżeli mielibyśmy na to szansę,
żeby przenieść jakąś scenę...
Możemy na przykład w obrębie jednego dnia zdjęciowego,
możemy jakieś ruchy zrobić. Takie przypadki,
że aktorka miała lekki katar, co już
jest słyszalne, dlatego że ma już wtedy
nosowy troszkę głos.
No tak.
No to wtedy staramy się to jakoś
jakimiś lekarstwami ogólnodostępnymi
ratować ten głos, ale...
Aktorki po prostu, aktorzy,
mają ciężkie życie. Nie mogą chorować,
a jak zachorują, to grają chorzy.
Nie ma, że boli.
Nie ma, że boli.
Dlatego to jest ciężka praca naprawdę.
A co z pogodą?
Dzwonimy do Torunia.
Dzwonimy do Torunia i mówimy:
"proszę wyłączyć ten deszcz".
Albo: "proszę wyłączyć to słońce".
Czasami jest tak, że sam fakt, że
wyszło słońce na ujęciu...
Przeszkadza?
Na ujęciu potrafi wyjść.
Wiesz co, do pewnego stopnia. To znaczy
staramy się realistyczny serial zrobić, w którym jest
jakaś prawda o życiu. Czasami w życiu też wychodzi
słońce w trakcie, kiedy się rozmawia,
prawda? Więc jedynym kłopotem
to jest kontynuacja.
Czyli jeżeli robimy dubelek na jedną stronę i ten jest
w słońcu, a później robimy ustawienie z tej strony
i ten jest w cieniu, no to on nam się
kiepsko zmontuje.
Więc przeczekujemy, jeżeli
jest taka możliwość.
Po prostu.
Mówiłaś o tym,
jak wiele rzeczy, jak wiele szczegółów
trzeba tam dopilnować,
żeby te wszystkie sceny później na montażu się
montowały, ale na pewno
pojawiają się - mimo wszystko -
wpadki.
Jakie masz w pamięci wpadki? Chociażby na przykładzie
serialu "Usta Usta".
Mieliśmy taką historię,
że Krzysztof, czyli Marcin Perchuć,
dostał mandat, dostał list, no i tam miał, że
dostał cztery punkty za przekroczenie
prędkości i wtedy będzie miał taką
ilość punktów karnych, że mu już odbiorą
prawo jazdy. I on krzyczał:
"Co to? Co to? Będę miał
22 punkty, zabiorą mi prawo jazdy".
I nagraliśmy tę scenę w ten sposób.
I wszyscy na planie to słyszeli. Myśmy później
to bardzo wiele razy powtarzali, no bo
to było na niego, na nią, na ogólny.
A potem na montażu zmontowaliśmy, a potem
na kolaudacji oglądaliśmy, a potem
jeszcze jedną kolaudację mieliśmy, bo najpierw
była zoomowa, a później była zwykła.
I dopiero, już tam nie wiem, chyba setna
osoba na kolaudacji,
bardzo ważny pan dyrektor,
powiedział:
"Ale przecież przepisy się zmieniły
i teraz trzeba mieć 24 punkty"...
No tak.
I my musieliśmy dograć
postsynchrony, czyli musieliśmy
zaprosić Marcina Perchucia,
który powiedział, że "będę miał dwadzieścia...".
Czyli sam dźwięk wtedy?
Sam dźwięk się wtedy dogrywa. Przemontowuje
się obrazek w taki sposób,
żeby kiedy mówi...
Bo słowo "dwadzieścia dwa"
a "dwadzieścia pięć" inaczej się
buzia układa, więc nie możemy
tego obrazka włożyć, ale dźwięk możemy
włożyć, no więc jest na ramię drugiej
osoby, w sensie na aktorkę,
z którą grał, czyli Magdę Walach w tym przypadku.
I wtedy nie widać tych ust.
A z dźwięku słyszymy, tak.
No i się udało.
Tak się robi.
Dużo mieliście wyzwań? Dużo ty miałaś wyzwań
podczas tego serialu?
Takie największe, z jakim
musiałaś się mierzyć.
Wiesz co, no sceny niektóre były
fizycznie wyczerpujące.
To jest na pewno duże wyzwanie.
Trzeba mieć megakondycję
w tym zawodzie, trzeba być po prostu
zdrowym, mieć krzepę i wytrzymywać, dlatego że
dzień zdjęciowy to jest kilkanaście
godzin pracy od rana do wieczora.
I, no, czasami w nocy się pracuje
na zasadzie, że zaczynasz o 20
i kończysz o 8 rano.
I musisz być przez cały ten czas
na bardzo wysokim takim
poziomie koncentracji, skupienia i cały czas
pracujesz i cały czas pilnujesz wszystkich tych
szczegółów itd. W nocy przecież
naturalną koleją rzeczy obniża ci się troszkę to, nawet
jeżeli jesteś na 50 kawach itd.,
a też nie możesz przesadzić.
Więc wydaje mi się, że to były
trudne rzeczy. Myśmy nie mieli wcale
tak dużo scen kaskaderskich, chociaż
jak będziecie oglądać ten serial, co was zachęcam,
to może zobaczycie
jakieś sceny, że...
Mamy tam jedną bardzo
fajną, do której... I to w dodatku
robiliśmy ją na początku
całych... całego okresu zdjęciowego.
To była pierwsza scena, gdzie potrzebowaliśmy
kaskadera, gdzie
była krew, lało się.
I...
No i wtedy to są trudne sceny.
I to są wymagające rzeczy?
Wiesz co, jakie krwi nie jest aż takie wymagające
i na szczęście udało nam się cudownie to
zrobić, dlatego że nam się aż tak
na ujęciu cudownie rozlewa. To był wypadek
jednej z postaci.
I "cudownie" mówię dlatego, że...
No właśnie jak to w ogóle brzmi...
Cudownie się rozlewa.
To byliśmy wszyscy zachwyceni, po prostu
oglądaliśmy, jak pięknie nam się na ujęciu
rozlała krew. Ponieważ
chcemy, wiesz, piłujesz
emocje, to znaczy to ma chwycić
za serce.
I to chwytało za serce, nawet
w takich technicznych okolicznościach,
gdzie rzeczywiście,