×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.


image

7 metrów pod ziemią, „Kiedy moje koleżanki robiły kurs paznokci, ja pakowałam zwłoki” – 7 m... (1)

„Kiedy moje koleżanki robiły kurs paznokci, ja pakowałam zwłoki” – 7 m... (1)

Ostatnio w czasie dwunastogodzinego dyżuru obelgi pod swoim adresem pod tytułem "Ty ku*" usłyszałam 37 razy - bo to liczyłam.

Dla mnie zawsze ciężkie jest to, jak znam historię pacjenta, którym się zajmuję. Czasami wolę nie wiedzieć.

Wolę nie wiedzieć, że np. jest to jedyny człowiek, który utrzymywał rodzinę

W wieku 19 lat, kiedy myjesz pacjentkę

i ona Ci umiera i to jest jeszcze Twoja pacjentka, którą Ci przydzielono rano

to to naprawdę jest duże obciążenie psychiczne.

Ja po pierwszych zgonach, wracałam do domu i myślałam sobie:

"Kurcze! Moje koleżanki w tym momencie robią kolejny kurs na paznokcie,

a ja pakuję zwłoki".

Weronika, od niespełna dwóch lat pracujesz jako pielęgniarka.

W tym czasie od swoich starszych koleżanek słyszałaś:

Dziewczyno! Uciekaj z tego zawodu. Nic tu nie osiągniesz.

Nie uciekłaś. Dlaczego ?

Nie uciekłam dlatego, że myślę, że właśnie młode pokolenie pielęgniarstwa może coś zmienić

i że jeżeli my uciekniemy to tak naprawdę

naszymi bliskimi, naszymi znajomymi i naszym starszym pokoleniem nie będzie się miał kto zajmować

i to czy jakaś zmiana

w pielęgniarstwie zajdzie czy nie,

zależy tylko i wyłącznie właśnie od tego młodego pokolenia,

które może wyjechać, a może zostać.

My, patrząc na to z innej perspektywy

możemy rzeczywiście coś zmienić.

Czy praca z pacjentami jest łatwa ?

Na pewno nie.

To jest... W ogóle praca z ludźmi jest trudna,

a tym bardziej z ludźmi chorymi, którzy są bardziej roszczeniowi,

są po prostu wymęczeni czasem chorobą

i pobytem w szpitalu.

I pacjenci, z którymi ja mam na przykład kontakt

to są często pacjenci nieprzytomni,

więc tutaj wkrada się jeszcze kolejny aspekt kontaktów takich międzyludzkich czyli czyli kontakt z rodziną. I rzeczywiście kontakt z rodziną, która jest zestresowana, jest bardzo trudny.

Przychodzą ludzie, którzy są roztrzęsieni, załamani i szukają takiej nadziei u nas,

a my czasem jej nie możemy dać. Nie możemy powiedzieć "wszystko będzie dobrze, proszę się nic nie martwić",

bo ja tego nie wiem czy będzie dobrze czy nie będzie dobrze.

Często dostajesz rykoszetem ?

Dostaję rykoszetem, zdarza się, że rodziny pacjentów

jakoś niemiło się do nas odzywają. Albo na przykład składają na nas skargi.

Ja też słyszę czasem od moich koleżanek, że takie pozwy do sądu są często, gdzieś tam są składane

ze względu na to, że pielęgniarki czegoś tam nie dopatrzyły.

Albo są składane skargi do pielęgniarki oddziałowej. Natomiast rodziny nie widzą tego, że do momentu, kiedy przyjdą tego chorego odwiedzić

my po prostu biegamy, włączamy tryb turbo i żeby wszystko było zrobione, żeby ten chory miał zmienione opatrunki,

żeby sobie leżał w spokoju, żeby miał zapewnione wszystkie rzeczy, których potrzebuje.

A rodzina przychodzi, ma tego pacjenta np. 2 godziny. Ja przez te dwie godziny nie chcę im przeszkadzać. Chciałabym, żeby oni rzeczywiście mogli z tym chorym porozmawiać,

pobyć, bo czasem to są ostatnie ich chwile, kiedy mogą z nim realnie być.

Natomiast np. rodziny przychodzą i patrzą na monitor, oglądają innych pacjentów, próbują gdzieś tam rozczytywać dokumentację medyczną tracą ten czas. Obserwują też co robią pielęgniarki

i potem wydaje im się, że my siedzimy. No bo siedzimy rzeczywiście nad papierami w tym momencie, kiedy oni przychodzą do nas. A pacjenci? Często dają w kość?

Pacjenci też potrafią dać w kość. Ja np. ostatnio w czasie dwunastogodzinnego dyżuru,

obelgi pod swoim adresem pod tytułem "ty ku*"usłyszałam 37 razy - bo to liczyłam.

I no to nie robi już wrażenia po pewnym czasie pracy, ale jak pierwszy raz coś takiego usłyszysz pod swoim adresem,

to rzeczywiście jest dosyć nieprzyjemnie.

Dlaczego tak jest? Trzydzieści siedem razy?

Mamy pacjentów, którzy często mają psychozy polekowe

i wydaje im się, że my chcemy zrobić im krzywdę, że chcemy jakoś zadziałać na ich niekorzyść,

często widzą w nas jakieś inne całkowicie postacie, których w jakiś sposób się boją.

I oni też chcą się bronić na przykład przed tym,

zresztą też ci pacjenci naprawdę są w trudnej sytuacji oni czasem leżą w tym szpitalu po 30, 40, 50, czasem po sto kilka dni.

Więc tak naprawdę w tym momencie, kiedy oni muszą cały czas leżeć

muszą być zdani i są bezbronni, muszą być zdani tylko i wyłącznie na naszą pomoc.

To rzeczywiście to jest dla nich trudna sytuacja i mogą im puścić nerwy.

Zawsze w takim momencie, kiedy pacjent jest dla mnie nieprzyjemny,

staram się jakoś spojrzeć na niego łagodniej, że on jest w ciężkim stanie teraz, że może jego stan psychiczny nie jest na tyle dobry, żeby być np. teraz dla mnie miłym.

Ja muszę wtedy zachować profesjonalizm, zimną krew, żeby nic mu takiego nie odpowiedzieć niemiłego.

No tak, ale pewnie są sytuacje, kiedy tej cierpliwości po ludzku brakuje?

Na pewno brakuje. Są takie sytuacje też, kiedy ja np. w czasie praktyk

wiele razy usłyszałam coś, jakieś teksty w kierunku pacjentów, które nie powinny paść.

I ja, jako pielęgniarka mogę tylko teraz w tym momencie powiedzieć,

że napewno przepraszam za moje koleżanki, które użyły takich słów do pacjenta, bo coś takiego nie powinno mieć w ogóle miejsca.

Jakie teksty nie powinny nigdy padać ?

Nigdy nie powinny padać teksty z przekleństwami w kierunku do pacjentów

i nie powinny też padać teksty na przykład "jestem taka zmęczona

i muszę Cię podnosić tysięczny raz", bo to jest nasza praca, a pracujemy z żywym człowiekiem,

to nie jest manekin, którego położymy i będzie leżał.

Nie powinniśmy też nigdy jakoś zignorować pacjenta. Może ja tak myślę, dlatego, że jestem na początku drogi zawodowej,

ale uważam, że trzeba pamiętać ciągle, jaki sens ma nasza praca.

Dlaczego w ogóle zaczęliśmy ten zawód, bo w momencie w którym zaczynamy zapominać po co jesteśmy pielęgniarkami, pielęgniarzami,

to właśnie myślę, ze wtedy dochodzi do takich sytuacji,

że jesteśmy poirytowani tym, że pacjent czegoś od nas więcej chce. Że chce, żebyśmy mu podali wody.

A pacjenci często później najbardziej pamiętają te osoby, które pomogły w takich drobnych rzeczach.

Więc i też pamiętają później to,

że ktoś im na przykład niemiło w takiej sytuacji odpowiedział.

I potem ciągnie się za pielęgniarkami właśnie taka

opinia niemiłych kobiet, które są wiecznie opryskliwe, niezadowolone, i potrafią źle potraktować pacjenta.

W jaki sposób zwracasz się do pacjentów? Pytam o to, bo no legendarne są już sformułowania typu "siądzie, wstanie, rozbierze się!"

Tutaj ja staram się zawsze mówić na Pan/Pani

i używam imienia. Czasami zdarza mi się użyć nazwiska w momencie kiedy -

mówić na przykład "Panie Kowalski" - w momencie, kiedy pacjent na imię nie reaguje

albo sam mnie o to prosi.

Natomiast jestem przeciwniczką mówienia "babciu", "słoneczko",

"kochanie", bo musimy sobie uświadomić, że taka 70-letnia babcia,

do której ja bym powiedziała : "babciu przesuń się"

mogło by to być dla niej absolutnie niekomfortowe,

że dwudziestokilkulatka mówi do niej takie rzeczy,

bo to wcale nie jest moja babcia.

Tak samo pacjenci często używają do nas zwrotu "kochanie"

i to też nie jest coś dla mnie super, hiper miłego.

Dlatego uważam, że w takim profesjonalnym podejściu

powinniśmy do tych pacjentów jednak zachować dystans

i mówić na Pan/Pani. Takie bezosobowe traktowanie na pewno nie sprzyja poprawie naszego wizerunku zawodowego.

Czy możesz powiedzieć jak wyglądają Twoje zarobki? Jakiego rzędu są to pieniądze?

Często słyszy się o kolejnych podwyżkach dla pielęgniarek

a wy, jako grupa zawodowa wciąż sygnalizujecie

że pensje nie są odpowiednie.

Myślę, że młoda dziewczyna, która przychodzi w tym momencie do pracy

może liczyć na takie zarobki w granicach

od 2000 do 3000 PL

i 2000 do 3000 PLN netto

i to jest już z dodatkami za

pracę w nocy i w święta.

Natomiast starsze koleżanki

w tym momencie mają jeszcze dodatek stażowy też.

I tak naprawdę, zarobki zależą od tego też czy pracuje się w sektorze prywatnym czy w sektorze publicznym,

bo tutaj jest znaczna różnica

natomiast znam też sytuację koleżanek, które pracują

na oddziałach o podobnym profilu do mojego

i zarabiają 1700 zł.

Co jest totalnie nieadekwatne do

odpowiedzialności jaką mają w pracy

i do zmęczenia fizycznego też

i do takiego wynagrodzenia

za te lata nauki, za kursy, za poświęcony czas

dla pielęgniarstwa.

Z czego wynika taka różnica?

1700 a 3000?

To wynika ze szpitala w jakim pracują i od... to jest zależne przede wszystkim

od tego jak ustalają dyrektorzy stawki

dla danej placówki i dla pielęgniarek.

Wspomniałaś o tym, że pacjenci nie zawsze odnoszą się do Was z należytym szacunkiem,

a lekarze?

Koledzy po fachu? Jak to wygląda?

Wygląda to w zależności od tego,

z jakim lekarzem mamy do czynienia.

Zazwyczaj ja teraz spotykam się już z lekarzami, którzy rzeczywiście potrafią budować ten zespół

i uważają, że jesteśmy ważnym ogniwem,

natomiast no jest też niewielka część lekarzy,

którzy traktują pielęgniarki

tak bardzo marginalnie w tym zespole.

Wręcz nie pozwalają się wypowiadać i czegoś tam sugerować.

Też lekarze bardzo często

mają okazję posłuchać, co mamy do powiedzenia,

ale tego nie robią.

Z czym to jest związane? Nie mam pojęcia.

Myślę też, że lekarze, którzy przychodzą

świeżo do szpitala - lekarze rezydenci

mają możliwość nauki od pielęgniarek.

I bardzo rzadko to wykorzystują.

Muszą sobie zdać sprawę z tego na początku,

żeby w ogóle móc wykorzystać tą pomoc, że przychodząc do

szpitala po studiach na jakiś oddział,

tak naprawdę ich wiedza jest mniejsza niż pielęgniarki z dwudziesto, dwudziestokilkuletnim doświadczeniem.

I dopiero taki moment przełomowy jest wtedy, kiedy zaufają tej pielęgniarce

że ona rzeczywiście więcej wie i mogą się od niej uczyć.

I wtedy diametralnie zmienia się ich podejście.

I myślę, że też lekarze

czasami nie wykorzystują właśnie naszego potencjału

A w jaki sposób mogliby wykorzystać przykładowo?

Myślę, że lekarze mogliby posłuchać nas w jakichś naszych obserwacjach o pacjencie,

ponieważ my z tym pacjentem spędzamy 12 godzin,

cały czas jesteśmy na dyżurze z pacjentem,

obserwujemy go, widzimy jak reaguje na dany lek,

widzimy to czego potrzebuje:

czy na przykład potrzebuje włączenia innego żywienia,

czy na przykład potrzebuje podania jeszcze jakichś płynów. Natomiast lekarze mają z nimi mniejszy kontakt. Np. na oddziałach intensywnej terapii mamy dwóch, trzech pacjentów, czasem jednego

i my jesteśmy z nimi cały czas, natomiast lekarz opiekuje się całym oddziałem,

więc też nie jest w stanie tego zauważyć.

Ale w momencie, kiedy nas posłucha, może wyłapać wiele istotnych informacji

i jakoś zmodyfikować proces leczenia czy podać jakiś inny lek,

który mógłby temu pacjentowi pomóc.

Natomiast starsi lekarze też mają takie pojęcie o pielęgniarkach

niestety, że jesteśmy dziewczynkami od wykonywania brudnej roboty.

Jakie sytuacje w pracy są dla Ciebie najcięższe?

Zawsze najtrudniejszą sytuacją dla mnie jest śmierć pacjenta i myślę, że tutaj nie jest to nic dziwnego,

natomiast też bardzo ciężkie jest dla mnie zawsze psychicznie, to jak opiekuję się osobami w podobnym wieku

albo osobami, które na przykład, nie wiem, matkami, które mają małe dzieci

i ja wiem, że te dzieci przychodzą je odwiedzać albo dostają jakieś laurki to jest dla mnie zawsze bardzo, bardzo ciężkie psychicznie i

w pewnym sensie się już do tego przyzwyczaiłam.

Ale są takie sytuacje, które naprawdę ruszają. I my nigdy nie wiemy, który pacjent nas poruszy. Czasem jest tak, że patrzę na pacjenta i jakoś, no po prostu traktuję go po prostu jak człowieka - pacjenta

czasem widzę w nim coś całkowicie innego,

nie jestem w stanie tego określić co to jest,

ale taką zwykłą, ludzką chemię

czasem się czuje z tym pacjentem albo z tą rodziną

i rzeczywiście temu pacjentowi kibicuje się bardziej.

Pamiętasz swój najcięższy dzień w pracy?

Takich dni było sporo i ciężko jest wybrać taki najcięższy,

na pewno trudnym dla mnie dyżurem był mój pierwszy samodzielny dyżur,

wtedy po prostu czułam się tak strasznie obciążona

tymi pacjentami, że wróciłam do domu

tak wymęczona psychicznie, że spałam potem kolejne 12 godzin.

Natomiast takim rzeczywiście najtrudniejszym dyżurem było

był dla mnie dyżur nocny, kiedy przyjęliśmy bardzo młodą pacjentkę

wiedziałam, że czeka na nią dwuletnie dziecko i mąż

i to była pacjentka, która była w bardzo ciężkim stanie.

Co się stało?

Była po zawale. Myślałam, ze nie przeżyje tego dyżuru do końca

i też bardzo, bardzo o nią walczyliśmy,

wszędzie była krew, wszędzie były jakieś... ciągle trzeba było wymieniać opatrunki,

były ogromne przepływy leków i rzeczywiście ja strasznie chciałam, żeby tej pacjentce się udało.

Ja chcę, żeby każdemu pacjentowi się udało, ale tej pacjentce kibicowałam szczególnie.

I później po tym dyżurze

wychodząc już, straciłam nadzieję, że coś jakoś się polepszy jej sytuacja,

ale zaskoczyła mnie, wyszła i wiem, że żyje do dziś i ma się dobrze.

„Kiedy moje koleżanki robiły kurs paznokci, ja pakowałam zwłoki” – 7 m... (1) "While my friends were doing a nail course, I was packing up a corpse" - 7 m... (1)

Ostatnio w czasie dwunastogodzinego dyżuru obelgi pod swoim adresem pod tytułem "Ty ku***" usłyszałam 37 razy - bo to liczyłam. Recently, during a twelve-hour tour of duty, I heard insults to myself with the title "You cuss*" 37 times - because I counted it.

Dla mnie zawsze ciężkie jest to, jak znam historię pacjenta, którym się zajmuję. Czasami wolę nie wiedzieć.

Wolę nie wiedzieć, że np. jest to jedyny człowiek, który utrzymywał rodzinę

W wieku 19 lat, kiedy myjesz pacjentkę

i ona Ci umiera i to jest jeszcze Twoja pacjentka, którą Ci przydzielono rano

to to naprawdę jest duże obciążenie psychiczne.

Ja po pierwszych zgonach, wracałam do domu i myślałam sobie:

"Kurcze! Moje koleżanki w tym momencie robią kolejny kurs na paznokcie,

a ja pakuję zwłoki".

Weronika, od niespełna dwóch lat pracujesz jako pielęgniarka.

W tym czasie od swoich starszych koleżanek słyszałaś:

Dziewczyno! Uciekaj z tego zawodu. Nic tu nie osiągniesz.

Nie uciekłaś. Dlaczego ?

Nie uciekłam dlatego, że myślę, że właśnie młode pokolenie pielęgniarstwa może coś zmienić

i że jeżeli my uciekniemy to tak naprawdę

naszymi bliskimi, naszymi znajomymi i naszym starszym pokoleniem nie będzie się miał kto zajmować

i to czy jakaś zmiana

w pielęgniarstwie zajdzie czy nie,

zależy tylko i wyłącznie właśnie od tego młodego pokolenia,

które może wyjechać, a może zostać.

My, patrząc na to z innej perspektywy

możemy rzeczywiście coś zmienić.

Czy praca z pacjentami jest łatwa ?

Na pewno nie.

To jest... W ogóle praca z ludźmi jest trudna,

a tym bardziej z ludźmi chorymi, którzy są bardziej roszczeniowi,

są po prostu wymęczeni czasem chorobą

i pobytem w szpitalu.

I pacjenci, z którymi ja mam na przykład kontakt

to są często pacjenci nieprzytomni,

więc tutaj wkrada się jeszcze kolejny aspekt kontaktów takich międzyludzkich czyli czyli kontakt z rodziną. I rzeczywiście kontakt z rodziną, która jest zestresowana, jest bardzo trudny.

Przychodzą ludzie, którzy są roztrzęsieni, załamani i szukają takiej nadziei u nas,

a my czasem jej nie możemy dać. Nie możemy powiedzieć "wszystko będzie dobrze, proszę się nic nie martwić",

bo ja tego nie wiem czy będzie dobrze czy nie będzie dobrze.

Często dostajesz rykoszetem ?

Dostaję rykoszetem, zdarza się, że rodziny pacjentów

jakoś niemiło się do nas odzywają. Albo na przykład składają na nas skargi.

Ja też słyszę czasem od moich koleżanek, że takie pozwy do sądu są często, gdzieś tam są składane

ze względu na to, że pielęgniarki czegoś tam nie dopatrzyły.

Albo są składane skargi do pielęgniarki oddziałowej. Natomiast rodziny nie widzą tego, że do momentu, kiedy przyjdą tego chorego odwiedzić

my po prostu biegamy, włączamy tryb turbo i żeby wszystko było zrobione, żeby ten chory miał zmienione opatrunki,

żeby sobie leżał w spokoju, żeby miał zapewnione wszystkie rzeczy, których potrzebuje.

A rodzina przychodzi, ma tego pacjenta np. 2 godziny. Ja przez te dwie godziny nie chcę im przeszkadzać. Chciałabym, żeby oni rzeczywiście mogli z tym chorym porozmawiać,

pobyć, bo czasem to są ostatnie ich chwile, kiedy mogą z nim realnie być.

Natomiast np. rodziny przychodzą i patrzą na monitor, oglądają innych pacjentów, próbują gdzieś tam rozczytywać dokumentację medyczną tracą ten czas. Obserwują też co robią pielęgniarki

i potem wydaje im się, że my siedzimy. No bo siedzimy rzeczywiście nad papierami w tym momencie, kiedy oni przychodzą do nas. A pacjenci? Często dają w kość?

Pacjenci też potrafią dać w kość. Ja np. ostatnio w czasie dwunastogodzinnego dyżuru,

obelgi pod swoim adresem pod tytułem "ty ku***"usłyszałam 37 razy - bo to liczyłam.

I no to nie robi już wrażenia po pewnym czasie pracy, ale jak pierwszy raz coś takiego usłyszysz pod swoim adresem,

to rzeczywiście jest dosyć nieprzyjemnie.

Dlaczego tak jest? Trzydzieści siedem razy?

Mamy pacjentów, którzy często mają psychozy polekowe

i wydaje im się, że my chcemy zrobić im krzywdę, że chcemy jakoś zadziałać na ich niekorzyść,

często widzą w nas jakieś inne całkowicie postacie, których w jakiś sposób się boją.

I oni też chcą się bronić na przykład przed tym,

zresztą też ci pacjenci naprawdę są w trudnej sytuacji oni czasem leżą w tym szpitalu po 30, 40, 50, czasem po sto kilka dni.

Więc tak naprawdę w tym momencie, kiedy oni muszą cały czas leżeć

muszą być zdani i są bezbronni, muszą być zdani tylko i wyłącznie na naszą pomoc.

To rzeczywiście to jest dla nich trudna sytuacja i mogą im puścić nerwy.

Zawsze w takim momencie, kiedy pacjent jest dla mnie nieprzyjemny,

staram się jakoś spojrzeć na niego łagodniej, że on jest w ciężkim stanie teraz, że może jego stan psychiczny nie jest na tyle dobry, żeby być np. teraz dla mnie miłym.

Ja muszę wtedy zachować profesjonalizm, zimną krew, żeby nic mu takiego nie odpowiedzieć niemiłego.

No tak, ale pewnie są sytuacje, kiedy tej cierpliwości po ludzku brakuje?

Na pewno brakuje. Są takie sytuacje też, kiedy ja np. w czasie praktyk

wiele razy usłyszałam coś, jakieś teksty w kierunku pacjentów, które nie powinny paść.

I ja, jako pielęgniarka mogę tylko teraz w tym momencie powiedzieć,

że napewno przepraszam za moje koleżanki, które użyły takich słów do pacjenta, bo coś takiego nie powinno mieć w ogóle miejsca.

Jakie teksty nie powinny nigdy padać ?

Nigdy nie powinny padać teksty z przekleństwami w kierunku do pacjentów

i nie powinny też padać teksty na przykład "jestem taka zmęczona

i muszę Cię podnosić tysięczny raz", bo to jest nasza praca, a pracujemy z żywym człowiekiem,

to nie jest manekin, którego położymy i będzie leżał.

Nie powinniśmy też nigdy jakoś zignorować pacjenta. Może ja tak myślę, dlatego, że jestem na początku drogi zawodowej,

ale uważam, że trzeba pamiętać ciągle, jaki sens ma nasza praca.

Dlaczego w ogóle zaczęliśmy ten zawód, bo w momencie w którym zaczynamy zapominać po co jesteśmy pielęgniarkami, pielęgniarzami,

to właśnie myślę, ze wtedy dochodzi do takich sytuacji,

że jesteśmy poirytowani tym, że pacjent czegoś od nas więcej chce. Że chce, żebyśmy mu podali wody.

A pacjenci często później najbardziej pamiętają te osoby, które pomogły w takich drobnych rzeczach.

Więc i też pamiętają później to,

że ktoś im na przykład niemiło w takiej sytuacji odpowiedział.

I potem ciągnie się za pielęgniarkami właśnie taka

opinia niemiłych kobiet, które są wiecznie opryskliwe, niezadowolone, i potrafią źle potraktować pacjenta.

W jaki sposób zwracasz się do pacjentów? Pytam o to, bo no legendarne są już sformułowania typu "siądzie, wstanie, rozbierze się!"

Tutaj ja staram się zawsze mówić na Pan/Pani

i używam imienia. Czasami zdarza mi się użyć nazwiska w momencie kiedy -

mówić na przykład "Panie Kowalski" - w momencie, kiedy pacjent na imię nie reaguje

albo sam mnie o to prosi.

Natomiast jestem przeciwniczką mówienia "babciu", "słoneczko",

"kochanie", bo musimy sobie uświadomić, że taka 70-letnia babcia,

do której ja bym powiedziała : "babciu przesuń się"

mogło by to być dla niej absolutnie niekomfortowe,

że dwudziestokilkulatka mówi do niej takie rzeczy,

bo to wcale nie jest moja babcia.

Tak samo pacjenci często używają do nas zwrotu "kochanie"

i to też nie jest coś dla mnie super, hiper miłego.

Dlatego uważam, że w takim profesjonalnym podejściu

powinniśmy do tych pacjentów jednak zachować dystans

i mówić na Pan/Pani. Takie bezosobowe traktowanie na pewno nie sprzyja poprawie naszego wizerunku zawodowego.

Czy możesz powiedzieć jak wyglądają Twoje zarobki? Jakiego rzędu są to pieniądze?

Często słyszy się o kolejnych podwyżkach dla pielęgniarek

a wy, jako grupa zawodowa wciąż sygnalizujecie

że pensje nie są odpowiednie.

Myślę, że młoda dziewczyna, która przychodzi w tym momencie do pracy

może liczyć na takie zarobki w granicach

od 2000 do 3000 PL

i 2000 do 3000 PLN netto

i to jest już z dodatkami za

pracę w nocy i w święta.

Natomiast starsze koleżanki

w tym momencie mają jeszcze dodatek stażowy też.

I tak naprawdę, zarobki zależą od tego też czy pracuje się w sektorze prywatnym czy w sektorze publicznym,

bo tutaj jest znaczna różnica

natomiast znam też sytuację koleżanek, które pracują

na oddziałach o podobnym profilu do mojego

i zarabiają 1700 zł.

Co jest totalnie nieadekwatne do

odpowiedzialności jaką mają w pracy

i do zmęczenia fizycznego też

i do takiego wynagrodzenia

za te lata nauki, za kursy, za poświęcony czas

dla pielęgniarstwa.

Z czego wynika taka różnica?

1700 a 3000?

To wynika ze szpitala w jakim pracują i od... to jest zależne przede wszystkim

od tego jak ustalają dyrektorzy stawki

dla danej placówki i dla pielęgniarek.

Wspomniałaś o tym, że pacjenci nie zawsze odnoszą się do Was z należytym szacunkiem,

a lekarze?

Koledzy po fachu? Jak to wygląda?

Wygląda to w zależności od tego,

z jakim lekarzem mamy do czynienia.

Zazwyczaj ja teraz spotykam się już z lekarzami, którzy rzeczywiście potrafią budować ten zespół

i uważają, że jesteśmy ważnym ogniwem,

natomiast no jest też niewielka część lekarzy,

którzy traktują pielęgniarki

tak bardzo marginalnie w tym zespole.

Wręcz nie pozwalają się wypowiadać i czegoś tam sugerować.

Też lekarze bardzo często

mają okazję posłuchać, co mamy do powiedzenia,

ale tego nie robią.

Z czym to jest związane? Nie mam pojęcia.

Myślę też, że lekarze, którzy przychodzą

świeżo do szpitala - lekarze rezydenci

mają możliwość nauki od pielęgniarek.

I bardzo rzadko to wykorzystują.

Muszą sobie zdać sprawę z tego na początku,

żeby w ogóle móc wykorzystać tą pomoc, że przychodząc do

szpitala po studiach na jakiś oddział,

tak naprawdę ich wiedza jest mniejsza niż pielęgniarki z dwudziesto, dwudziestokilkuletnim doświadczeniem.

I dopiero taki moment przełomowy jest wtedy, kiedy zaufają tej pielęgniarce

że ona rzeczywiście więcej wie i mogą się od niej uczyć.

I wtedy diametralnie zmienia się ich podejście.

I myślę, że też lekarze

czasami nie wykorzystują właśnie naszego potencjału

A w jaki sposób mogliby wykorzystać przykładowo?

Myślę, że lekarze mogliby posłuchać nas w jakichś naszych obserwacjach o pacjencie,

ponieważ my z tym pacjentem spędzamy 12 godzin,

cały czas jesteśmy na dyżurze z pacjentem,

obserwujemy go, widzimy jak reaguje na dany lek,

widzimy to czego potrzebuje:

czy na przykład potrzebuje włączenia innego żywienia,

czy na przykład potrzebuje podania jeszcze jakichś płynów. Natomiast lekarze mają z nimi mniejszy kontakt. Np. na oddziałach intensywnej terapii mamy dwóch, trzech pacjentów, czasem jednego

i my jesteśmy z nimi cały czas, natomiast lekarz opiekuje się całym oddziałem,

więc też nie jest w stanie tego zauważyć.

Ale w momencie, kiedy nas posłucha, może wyłapać wiele istotnych informacji

i jakoś zmodyfikować proces leczenia czy podać jakiś inny lek,

który mógłby temu pacjentowi pomóc.

Natomiast starsi lekarze też mają takie pojęcie o pielęgniarkach

niestety, że jesteśmy dziewczynkami od wykonywania brudnej roboty.

Jakie sytuacje w pracy są dla Ciebie najcięższe?

Zawsze najtrudniejszą sytuacją dla mnie jest śmierć pacjenta i myślę, że tutaj nie jest to nic dziwnego,

natomiast też bardzo ciężkie jest dla mnie zawsze psychicznie, to jak opiekuję się osobami w podobnym wieku

albo osobami, które na przykład, nie wiem, matkami, które mają małe dzieci

i ja wiem, że te dzieci przychodzą je odwiedzać albo dostają jakieś laurki to jest dla mnie zawsze bardzo, bardzo ciężkie psychicznie i

w pewnym sensie się już do tego przyzwyczaiłam.

Ale są takie sytuacje, które naprawdę ruszają. I my nigdy nie wiemy, który pacjent nas poruszy. Czasem jest tak, że patrzę na pacjenta i jakoś, no po prostu traktuję go po prostu jak człowieka - pacjenta

czasem widzę w nim coś całkowicie innego,

nie jestem w stanie tego określić co to jest,

ale taką zwykłą, ludzką chemię

czasem się czuje z tym pacjentem albo z tą rodziną

i rzeczywiście temu pacjentowi kibicuje się bardziej.

Pamiętasz swój najcięższy dzień w pracy?

Takich dni było sporo i ciężko jest wybrać taki najcięższy,

na pewno trudnym dla mnie dyżurem był mój pierwszy samodzielny dyżur,

wtedy po prostu czułam się tak strasznie obciążona

tymi pacjentami, że wróciłam do domu

tak wymęczona psychicznie, że spałam potem kolejne 12 godzin.

Natomiast takim rzeczywiście najtrudniejszym dyżurem było

był dla mnie dyżur nocny, kiedy przyjęliśmy bardzo młodą pacjentkę

wiedziałam, że czeka na nią dwuletnie dziecko i mąż

i to była pacjentka, która była w bardzo ciężkim stanie.

Co się stało?

Była po zawale. Myślałam, ze nie przeżyje tego dyżuru do końca

i też bardzo, bardzo o nią walczyliśmy,

wszędzie była krew, wszędzie były jakieś... ciągle trzeba było wymieniać opatrunki,

były ogromne przepływy leków i rzeczywiście ja strasznie chciałam, żeby tej pacjentce się udało.

Ja chcę, żeby każdemu pacjentowi się udało, ale tej pacjentce kibicowałam szczególnie.

I później po tym dyżurze

wychodząc już, straciłam nadzieję, że coś jakoś się polepszy jej sytuacja,

ale zaskoczyła mnie, wyszła i wiem, że żyje do dziś i ma się dobrze.