×

Usamos cookies para ayudar a mejorar LingQ. Al visitar este sitio, aceptas nuestras politicas de cookie.


image

7 metrów pod ziemią, „Musisz się bać. Gdybyś się nie bał, popełniłbyś błąd” – 7 metrów pod ziemią

„Musisz się bać. Gdybyś się nie bał, popełniłbyś błąd” – 7 metrów pod ziemią

Cześć, tu Rafał Gębura.

Jeśli jesteś głodny historii, po których nic już nie będzie

takie samo, polecam Ci moją książkę.

Zajrzyj na:

I zamów swój egzemplarz. Tymczasem

zapraszam na wywiad.

Masz na sobie maskę, masz butlę z powietrzem,

jesteś grubo ubrany,

temperatura jest

skrajnie wysoka.

To jest niesamowita adrenalina

i taka ludzka chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Najbardziej wymagające akcje to na pewno te,

w których uczestniczą dzieci.

Musisz uważać. Musisz się bać, bo gdybyś się nie bał, to popełniłbyś błąd.

Od pięciu lat jesteś strażakiem OSP.

Czym to się różni od takiej zawodowej służby? Zgadza się.

Od pięciu lat biorę udział

w prawdziwych akcjach. Ja jestem strażakiem

ochotnikiem, co oznacza, że nie jestem zatrudniony

w zawodowej straży pożarnej.

Tylko jestem takim strażakiem, jak to ktoś kiedyś powiedział,

z doskoku.

Jest to troszeczkę inaczej zorganizowane

w porównaniu do Państwowej Straży Pożarnej. Strażak

ochotnik dostaje powiadomienie bądź

biegnie na syrenę - dopiero wtedy

bierze udział w akcjach ratowniczo-gaśniczych.

Ale czy to znaczy, że ty nie dostajesz za to pieniędzy w ogóle?

Strażacy OSP dostają ekwiwalent za

godziny akcji. Ile wynosi?

Wiesz, w zależności od...

od samorządu.

W naszej jednostce jest to 15 złotych na godzinę.

Za godzinę akcji? Za godzinę akcji.

Kiedy gasisz mieszkanie albo dom, ile to godzin

się schodzi?

Powiedzmy... O, taki typowy, nietypowy pożar,

powiedzmy, trwa około półtorej godziny.

Same działania, tak? No bo mówimy tutaj o dojeździe,

o rozłożeniu sprzętu, o złożeniu

i powrocie do bazy. Powiedzmy, 1,5 h.

Dobrze, czyli za taką akcję wychodzi jakieś...

dwie dychy?

Około dwudziestu złotych. Okej.

Czyli dla pieniędzy tego człowiek nie robi. Nie, nie da się robić tego dla pieniędzy.

Z czego więc żyjesz? Czym się zajmujesz zawodowo?

Jak

większość

strażaków z naszej jednostki pracuję

na etacie w prywatnej firmie, jestem realizatorem produkcji.

Większość, bo również studenci, którzy

dalej się kształcą, są strażakami.

Okej, czyli robisz to w wolnym czasie.

Jaka jest więc twoja motywacja, jakie są

te motywacje? No bo nie dość, że poświęcasz ten wolny czas,

no to nie jest to do końca

bezpieczne. Słuchaj, to jest tak, że...

to jest niesamowita adrenalina

i taka ludzka chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Czujesz niezwykłą satysfakcję po akcji,

gdzie udało ci się uratować czyjeś życie

czy czyjeś mienie.

Czy nawet po małych akcjach typu

owady, które się zalęgły gdzieś tam

na poddaszu.

Będąc człowiekiem przeszkolonym,

starając się być człowiekiem profesjonalnym, jestem

w stanie nieść tą pomoc

i czerpać z tego przede wszystkim satysfakcję. Nie żadne pieniądze czy sławę,

czy...

czy wizerunek jako strażaka.

Tzn. głównie chodzi tutaj o tą satysfakcję taką.

Zastanawiam się, jak to technicznie wygląda.

Wracasz sobie z pracy do domu,

oglądasz ulubiony serial

i co? Przychodzi SMS, ktoś dzwoni?

Tak, w przypadku naszej jednostki

są to SMS-y i powiadomienia na telefon.

Mamy również pagery, które

dzwonią w przypadku alarmu.

W niektórych jednostkach, zwłaszcza zamiejskich,

jest to syrena. Wyje syrena, chłopaki się zbierają,

wyjeżdżają.

Z racji tego, że jest to dość duże miasto,

w którym znajduje się moja jednostka,

i również z dużej ilości wyjazdów

w skali roku, no, ta syrena nie wyje.

Musiałaby wyć 500 razy w roku,

bez mała.

No byłoby to uciążliwe dla mieszkańców, powiedzmy sobie szczerze.

Postanowiliśmy to trochę zmodernizować

- to powiadamianie, mamy SMS-y, tak jak mówiłem,

mamy powiadomienia na telefon.

A jak to wygląda u mnie?

Pracuję od poniedziałku do piątku

od 8.00 do 16.00, wracam do domu,

robię sobie coś do jedzenia... Jesteś zmęczony. Tak,

jestem zmęczony. Wiadomo, jak po pracy.

Przychodzi powiadomienie: pożar,

no i myślisz: "Kurczę, gdzie są klucze?",

"Pamiętaj, żeby wyłączyć gaz" - i biegniesz do straży.

I w zależności od tego,

czego dotyczy zgłoszenie, wyjeżdżasz.

Wyjeżdżasz zawsze tak samo, dopiero na miejscu

tak naprawdę okazuje się, co się dzieje.

Czy kiedy dostajesz to powiadomienie, czy

ty możesz odmówić? "Dzisiaj mi się nie chce, mam zły dzień,

jestem zmęczony"? To od ciebie zależy, czy pojedziesz?

W zasadzie tak.

Nigdy nie rezygnuję z wyjazdu, o ile mogę na niego jechać.

Bo gdy jestem w pracy,

muszę liczyć się z tym, że wykonuję pracę, za którą dostaję

wynagrodzenie. Nie mogę z niej zrezygnować dla

wyjazdu. Pracodawca... No, wiadomo, wyleciałbyś z pracy,

przestałbyś zarabiać. Dokładnie tak.

Drugi przypadek, w którym rezygnuję

z wyjazdu, jest choroba.

Fizycznie nie dałbym rady po prostu

brać udziału w akcjach.

Natomiast w każdym innym przypadku, gdy moja dostępność

jest...

jest pełna, dyspozycyjność jest pełna - biorę udział w akcjach.

Bez względu na to, czy jestem z dziewczyną na kolacji

czy jestem właśnie po pracy i robię sobie obiad.

To też nie jest tak, że wiesz... Rzucasz wszystko

i biegniesz ratować, tak?

Musisz pamiętać, żeby wyłączyć gaz, żeby zaraz chłopaki do ciebie

nie przyjechali, tak? Musisz

ubrać się, jak jest zimno...

To dzieje się bardzo, bardzo szybko. Każdy

z naszych strażaków, tzn. większość strażaków

ochotników ma przygotowane ubrania,

czyli jakieś dresy, koszulka, bluza

na wypadek właśnie nagłego wyjazdu.

Bo to jest ta różnica między ochotnikami

a strażakami Państwowej Straży Pożarnej.

Strażak

ochotnik nie spędza czasu...

Nie jest zatrudniony

jakby w jednostce, spędza

wolny czas

w domu bądź w jakimkolwiek innym miejscu.

No i wyobrażam sobie, że nierzadko są to sytuacje,

kiedy po ludzku się nie chce. Miewasz tak?

Wiesz, wszystko zależy od stanu, w którym się znajduję, bo

jeśli jestem bardzo zmęczony, przemęczony,

pracowałem na noc, tak? Alarm jest...

Zgłoszenie jest

w godzinach porannych, spałem godzinę. No umówmy -

nikt nie jest ze stali, nikt nie jest turbostrażakiem

i...

I ciężko byłoby mi wziąć udział po prostu w akcji, gdzie

muszę jakiś wysiłek w to włożyć.

Dużo masz takich akcji? To jest jedna

w tygodniu, jedna w miesiącu? Czy może codziennie?

Ciężko zaplanować akcję, bo... No, bo

nikt z nas... Mimo tego, że chciałby

wziąć udział, to

nikt z nas nie chce, żeby komuś się stało

coś złego. A niestety przyjazd straży czy

przyjazd jakichkolwiek służb,

no, wiąże się z jakąś krzywdą ludzką

i trzeba się z tym liczyć.

Pomimo tego, że adrenalina strasznie uzależnia,

to trzeba troszeczkę schłodzić głowę i

nie życzyć przede wszystkim komuś krzywdy.

Ale statystycznie...? Statystycznie

mam 500 wyjazdów w roku w naszej jednostce,

czyli w okolicach dwóch na dzień. Tak.

Bywa tak, że przez cały miesiąc nie ma żadnego wyjazdu,

totalnie nic się nie dzieje.

A bywa tak, że wyjeżdżamy parę razy

w przeciągu jednego dnia.

Są to różne akcje. Czasem

jest więcej wypadków, czasem więcej pożarów w danym

okresie.

Dwa lata temu

podczas gdy w Polsce

szalał bow echo,

no, wyjeżdżaliśmy praktycznie codziennie

przez cały tydzień.

Od rana do wieczora.

Gdzieś ten czas się musiał na to znaleźć, tak?

Byliśmy wtedy podzieleni na zespoły ludzi, którzy mogą

być od rana na dyżurze

i na ludzi, którzy

pracują od rana, a są wolni, dostępni po południu.

Kiedy przyjeżdżacie na miejsce akcji...

Czy wy macie tę samą rangę,

co zawodowi strażacy, czy

oni są

przewodnikami, czy oni mają pierwszeństwo,

jak to wygląda?

Wiesz, to jest tak,

że niektórzy ochotnicy mają pewien kompleks ochotnika,

tzn. czują się gorsi,

w pewien sposób niedocenieni,

bo rzeczywiście proces, w którym

szkolisz się, wygląda trochę inaczej

(mówimy tu cały czas o strażakach ochotnikach).

Rzeczywiście, będąc strażakiem Państwowej Straży Pożarnej,

można się czuć elitarnie,

ale nie zawsze się powinno.

Będąc strażakiem ochotnikiem

musisz mieć tą świadomość, że bierzesz udział w akcjach...

w takich samych akcjach jak strażak z Państwowej Straży Pożarnej.

Nie zwalnia cię to z bycia profesjonalnym.

W praktyce wygląda to tak, że,

akurat w naszej jednostce,

bierzemy udział

ramię w ramię ze strażakami...

Bierzemy udział w akcjach ramię w ramię ze strażakami

z Państwowej Straży Pożarnej.

Ze względu też na dużą wyjazdowość, znamy się

po prostu z nimi.

Ciekawostką jest to, że widzę się częściej z tatą

podczas akcji,

niż, prawda, w życiu pozastrażackim.

Tata jest zawodowym strażakiem. Tak, mój tata jest zawodowym

strażakiem, 27 lat pracuje już w Państwowej

Straży Pożarnej. Tak się złożyło, że jest

funkcjonariuszem w Komedzie Powiatowej,

pod którą moja jednostka jest

podległa. I spotykacie się na akcjach. Niekiedy tak.

A jak wygląda wasze szkolenie, jak się

zostaje takim strażakiem OSP?

Żeby zostać strażakiem OSP

musisz mieć ukończone 18 lat,

przychodzisz wtedy do jednostki,

deklarujesz się, że chciałbyś zostać strażakiem

ochotnikiem.

Idziesz na szkolenie, które jest rozwiązane

w trybie weekendowym.

Organizatorem szkolenia jest Państwowa Straż Pożarna, która jest

bezpośrednio naszym zwierzchnikiem.

Czyli cały czas możesz pracować, a w weekendy... Tak, dokładnie.

A w weekendy jedziesz na szkolenie.

Piątek, sobota, niedziela... I przez jaki czas?

Przez jaki czas? To jest okolice trzech miesięcy

i po takim szkoleniu możesz brać udział w akcjach

ratowniczo-gaśniczych. Jest jakiś egzamin? Tak, na koniec

jest egzamin. Jest egzamin teoretyczny i egzamin praktyczny.

W zależności od tego, jak jest przeprowadzany

(mogą być to różne zadania).

Każdy strażak,

przyszły strażak ochotnik

musi ukończyć pozytywnie

cały tok szkolenia.

Myślałeś kiedyś, żeby zostać być może zawodowym

strażakiem? Jasne, wiesz... Tak?

W zasadzie od dziecka gdzieś ta straż była obecna w moim życiu...

To przez ojca?

Przez ojca, dokładnie. Rodzinna tradycja, historia jakich wiele.

Ale nie zdecydowałeś się. Zdecydowałem się,

ale mam wadę wzroku, co mnie

dyskwalifikuje przy naborze do Państwowej Straży Pożarnej.

Okej.

Mógłbyś zapytać, dlaczego

nie mogę zostać strażakiem

zawodowym, a jestem ochotnikiem. Skoro i tak to robisz...

Skoro i tak to robię. No właśnie, wynika to

głównie z

przepisów. Na ostatnich badaniach

okresowych okulista powiedział mi, że

"okej, do OSP pana przepuścimy, ale gdybym

opiniował pana do straży zawodowej, no

to niestety musiałby pan zrobić dość kosztowną operację".

A jest to koszt około dziewięciu tysięcy.

No, niestety na chwilę obecną

nie stać mnie na to,

żeby pokryć ją z własnej kieszeni.

Gdyby kwestie finansowe nie stanowiły problemu...

To poddałbym się tej operacji. Poddałbyś się? I startowałbym

do Państwowej Straży Pożarnej. Bo to jest tak, że wiesz, jesteś ochotnikiem,

możesz się rozwijać w tym zawodzie,

możesz przechodzić różne szkolenia, jeździć na różne warsztaty,

ale jednak ta stabilność zatrudnienia

w Państwowej Straży Pożarnej

i możliwość obcowania z tym na co dzień

jednak motywuje do tego, żeby jednak tym strażakiem zawodowym zostać.

Okej. Kiedy dostajesz

powiadomienie, tak naprawdę

nie wiesz, do jakiej akcji jedziesz. Czy wiesz?

Wiesz, w zasadzie wiem, do jakiego zdarzenia jadę,

ale wiem,

co to za zdarzenie, czyli może być to pożar, wypadek

bądź miejscowe zagrożenie. Z racji tego, że

dostajemy SMS-y z treścią

charakteru zdarzenia, a tak naprawdę nie wiesz, co się dzieje na miejscu.

Dopiero dojeżdżając pod wskazany adres,

wiesz, co się dzieje.

Bo możesz jechać do pożaru, a może to być pożar śmietnika, tak?

A może to być też pożar domu, gdzie są uwięzieni ludzie.

I sytuacja się

zmienia, tak?

Pożar śmietnika nie jest jakąś dużą akcją,

nie jest spektakularną akcją. Gdzieś tam

nakład tych sił i środków jest mały,

a w przypadku pożaru domu?

No, musisz już jakby trochę więcej z siebie dać.

Jest to zupełnie inne zdarzenie, niż... (a dalej jest to pożarem,

tak?). Okej. Jakie akcje są najbardziej

wymagające dla was? Wiesz,

najbardziej wymagające akcje to na pewno te,

w których uczestniczą dzieci.

Nie spotkałem się jeszcze z człowiekiem, który nie byłby na to

wrażliwy, nie bał się zdarzeń, w których

uczestniczą dzieci w jakiejkolwiek formie.

Na czym polega ten lęk? O co chodzi?

Z dziećmi jest tak, że

one nie do końca wiedzą, co się dzieje.

Człowiek dorosły

jest w stanie w pewien sposób zrozumieć zaistniałą sytuację,

natomiast dziecko jest totalnie przerażone - płacze, krzyczy,

ciężko jakby wpłynąć na jego zachowanie,

tak jak możemy wpłynąć na zachowanie osoby dorosłej.

Poza tym taka, no, zwyczajna empatia

się wtedy w człowieku budzi, że kurczę, no dziecku się dzieje krzywda,

tak nie powinno być.

Jeśli chodzi o trudniejsze akcje,

to na pewno takie, w których czas akcji jest

długi, czyli takie akcje długotrwałe

bądź akcje w skrajnie jakichś...

w skrajnych warunkach, na przykład atmosferycznych.

Że jest ogromny mróz,

pali się coś,

do gaszenia używamy wody,

wszystko zamarza, później wszystko trzeba zwinąć, tak?

To jest ten wysiłek, nakład...

nakład siły jest znaczący. Wracasz później do domu,

rano się budzisz z katarem,

no, jest to w pewny sposób niekomfortowe, no ale

świadomie się na to godzisz i chcesz to robić.

Jeździsz już do akcji 5 lat...

Najbardziej niebezpieczna sytuacja,

jaka ci się przydarzyła do tej pory?

Najbardziej niebezpiecznymi sytuacjami są

zdecydowanie pożary,

a zaraz po tym... pożary wewnętrzne,

pożary strukturalne, w których musisz wejść do pomieszczenia,

nieznanego ci pomieszczenia,

masz na sobie maskę

masz butlę z powietrzem, jesteś grubo ubrany,

temperatura jest

skrajnie wysoka.

Oczywiście nie wchodzisz tam sam. Zawsze do takich

miejsc wchodzisz z partnerem, z kolegą.

Wchodzi się zawsze w dwójkę, wychodzi się zawsze w dwójkę

- i tak powinno zostać. Na wypadek, gdyby coś się działo...

Na wypadek, gdyby się coś działo musi być kolega.

Wysiłkowo są to najcięższe akcje,

a takie najniebezpieczniejsze, myślę, że to są zdarzenia drogowe

w jakiejkolwiek porze. Czy to jest dzień, szczególnie noc,

tu zawsze się skupiam na takiej

czystej, ludzkiej głupocie.

Mamy, powiedzmy, zdarzenie dwóch aut.

W jakiejkolwiek konfiguracji by to nie było,

blokujemy jeden pas jezdni bądź blokujemy całą drogę.

W przypadku gdy jest organizowany jakiś objazd

albo ruch jest prowadzony wahadłowo,

no co, no wyciągają ludzie telefon, tak? I nagrywają,

zamiast skupić się na tym, żeby sobie też zapewnić bezpieczeństwo

i patrzeć na drogę, zajmować się prowadzeniem pojazdu,

to nagrywają: wiesz, głowa w bok i nagrywamy, bo szukamy sensacji.

To jest totalnie bez sensu,

nawet powiedziałbym, że jest nieodpowiedzialne.

Mieliśmy takie zdarzenie -

pojechaliśmy do wypadku, w zasadzie do kolizji,

bo wypadek jest w momencie, gdy osoba

zostaje zabrana do szpitala i coś jej tam, prawda...

jest.

Pojechaliśmy do kolizji, prosta stłuczka.

Ruch wahadłowy,

puszczamy jeden

samochód za drugim, nagle

bach, kolejne zderzenie.

Ludzie nagrywali telefonem, zagapili

się, jeden drugiemu wjechał w zderzak.

Kolejna sytuacja się tworzy i komplikuje, to jest

skrajnie nieodpowiedzialne.

Domyślam się, że kiedy jeździsz na

miejsce takich wypadków,

no, niekiedy to nie są ciekawe widoki.

Czy to zajęcie (bo nie

praca zawodowa), czy ono bardziej

jest wymagające fizycznie czy psychicznie dla ciebie?

Wiesz,

w zasadzie twierdzę, że jestem odporny na pewne widoki.

Mówimy tu o rozczłonkowanych ciałach

czy...

czy zmasakrowanych twarzach...

Totalnie mnie to jakby nie rusza. Fakt, w głowie zostaje.

Staram się zachowywać zawsze zimną krew podczas takich zdarzeń.

Czy fizycznie? Na pewno fizycznie.

Strażak na sobie podczas, powiedzmy, pożaru,

ma butlę z powietrzem, ciężką kurtkę,

hełm, musi mieć w ręku jakieś narzędzie...

To wszystko waży. To wszystko waży, wiesz,

jednak fizycznie jest to bardzo

wymagające.

I w staży ochotniczej nikt nikogo

nie zmusza do sportu, ale

pierwsza taka akcja po prostu weryfikuje...

no, tych mniej usportowionych strażaków.

I o ile mają dużo pokory w sobie, a powinni mieć,

to coś z tym robią.

A jeśli nie, to się zwyczajnie po jakimś czasie wypalają i rezygnują,

bo... No, nie jest to łatwa rzecz.

Nie jest to łatwa praca.

I trzeba mieć tą świadomość. Trzeba mieć dużo pokory w tym, co robimy.

Nie możesz być tzw. turbolem,

czyli turbostrażakiem, supermanem, heroesem,

bo nie na tym rzecz polega.

Wiesz, no nie da się. Każdy ma jakby...

Jest tylko człowiekiem, jest śmiertelny, tak?

Nie wchodzi do miejsc, do których tak naprawdę

wejść nie można.

No i każdy też ma ograniczoną

siłę. Nie weźmiemy całego wozu na plecy i nie przeniesiemy

go. A niektórym się po prostu wydaje, że tak można.

A nie na tym rzecz polega, bo to się później po prostu komplikuje.

Z pewnością są też takie akcje, które

nie kończą się sukcesem, w tym sensie, że giną ludzie.

Czy człowiek o tym jakoś myśli później?

Czy się do tego wraca, analizuje?

Jak wy sobie z tym radzicie? Pierwszy wyjazd,

jaki pamiętam (taki poważniejszy),

do akcji, właśnie był

w obecnej jednostce, pojechaliśmy do pożaru mieszkania.

Piętrowy dom

ze spadzistym dachem, stare budownictwo,

przyjeżdżamy, dym był widoczny już

z odległości około siedmiuset metrów.

Przyjeżdżamy, okazuje się, że pali się butla

z gazem w pomieszczeniu.

A przed

budynkiem leży człowiek,

któremu pomocy udzielają

świadkowie.

Priorytetem jest ratowanie życia, więc

pierwszy zespół zajął się tym poszkodowanym.

Pożar musiał chwilkę poczekać na swoją kolej.

Ja akurat byłem w tym drugim zespole, który zajmował się

działaniami gaśniczymi.

Wiele się działo,

totalnie wiele się działo podczas tej akcji.

Niestety resuscytacja

nie przebiegła... nie miała pozytywnego skutku,

tzn. została podjęta,

została prawidłowo wykonana, ale człowiek niestety... Nie udało się. Na skutek...

tego zdarzenia, zmarł.

Wiesz, pierwszy pożar. Pierwszy pożar

wewnętrzny, pali się butla z gazem.

W bajkach, w filmach to zawsze wybucha, nie?

No, niekoniecznie.

Udało nam się pożar opanować,

wróciłem wtedy do domu... Akcja sama

w sobie nie była długa, bo trwała

w okolicach może dwóch godzin.

Wróciłem do domu, była u mnie

znajoma, z którą wieszałem szafki w swoim mieszkaniu,

no i pyta z wielkim zaciekawieniem: "Jak było, jak było?

Co tam było, co się działo?".

Mówi, że słyszała sygnały, wozy jechały, tam chyba

naprawdę była jakaś katastrofa.

Pamiętam, że wszedłem do mieszkania i tak:

"Wiesz co?

Ta szafka jakoś krzywo wisi", nie?

Więc totalnie o tym nie myślisz, bo akcja się skończyła

i dopiero po jakimś czasie przychodzi jakaś refleksja

czy przemyślenie. No i okej, tam zginął człowiek, tak?

Wiesz, no

kurczę, to powinno jednak

prowadzić do jakichś przemyśleń. Rzeczywiście one są.

Po każdej akcji staramy się

z chłopakami usiąść, omówić ją.

Zwłaszcza po ciężkich akcjach.

Co zrobiliśmy dobrze, co zrobiliśmy źle,

co mogliśmy zrobić lepiej?

I wyciągacie wnioski. I wyciągamy wnioski.

A często się boicie? Bywa tak?

Czy to już jest taka rutyna, że... Wiesz,

miejsca na rutynę na pewno nie ma. Nie może być.

A w zasadzie nie powinno być, bo każde zdarzenie jest inne.

Nie możesz do tego podejść rutynowo, bo popełnisz

totalny błąd, który może kosztować cię

nawet i życie.

Nie chciałbym się wypowiadać za wszystkich,

ale osobiście bardzo się boję podczas akcji.

Wiesz, jednak musisz mieć pewien...

pewien strach w sobie.

Zwłaszcza na początku

brakuje tego młodym strażakom,

którym się wydaje, że są totalnie

niezniszczalni i wszechmocni.

Nie mają tej pokory, tego strachu w sobie

przed zagrożeniem.

Myślę, że wynika to z tego, że tak naprawdę

nie wiedzą, z czym mają do czynienia.

Wiesz, wchodząc do pożaru czy biorąc udział w wypadku,

gdzie jest osoba poszkodowana,

są rozlane płyny, jest krew...

Musisz uważać. Musisz się bać, bo gdybyś się nie bał,

to popełniłbyś błąd. I...

i chyba o to w tym wszystkim chodzi.

Pytałem o to, jakie akcje są najbardziej

wymagające.

A jakich jest najwięcej, najczęściej?

Co czego jeździcie? Statystyka mówi, że

jest coraz więcej wypadków. Jest mniej pożarów, a jest więcej wypadków.

Statystyka również mówi, że jest

coraz mniej wypadków śmiertelnych.

Chociażby dlatego, że mamy nowocześniejsze auta,

które są wyposażone w lepsze systemy bezpieczeństwa,

niż te auta, które jeździły

nawet 10, 15 czy 20 lat temu.

Ale skupiając się na twoim pytaniu,

jest więcej wypadków niż pożarów.

Przychodzi, powiedzmy, sezon na pożary traw. W lato, tak?

Czy często wiosną.

No i w tym okresie możesz być pewien, że

raz w tygodniu chociażby wyjedziesz do tego pożaru traw, tak?

Przychodzi okres grzewczy,

możesz być pewien, że chociaż raz wyjedziesz do włączonej

czujki czadu

gdzieś w blokach.

Także występuje pewna sezonowość... Sezonowość tego.

Natomiast jeśli chodzi

o to, czy jest więcej pożarów czy wypadków,

to zdecydowanie więcej zdarzeń na drogach.

Czy miałeś akcje, kiedy udało ci się, tobie osobiście, uratować jakiegoś człowieka?

Czy miałeś to szczęście? Wiesz, nie

lubię o tym mówić, ale... tak.

Udało mi się uratować człowieka.

Powiem ci, że jest to niezwykłe uczucie. Nie da się porównać nic...

Można porównać coś do tego, ale nie porównać...

tego do czegoś. Dlaczego nie lubisz o tym

mówić? Wiesz, bo uważam, że

jest to część naszej pracy i

nie chciałbym z siebie robić jakiegoś wielkiego bohatera, bo...

bo to nie o to chodzi. Jedziesz, masz robotę

do zrobienia i musisz ją zrobić. Robota zawsze musi być wykonana.

Miło jest, jak

masz tą świadomość, że jednak, kurczę, uratowałeś ludzkie życie.

I to jest niesamowite, totalna euforia w ciebie

wstępuje, no.

Czego mogę ci życzyć?

W środowisku strażackim zawsze życzy się

tyle samo powrotów, co wyjazdów.

No to życzę w takim razie, żeby bilans zawsze się zgadzał.

Wielkie dzięki za rozmowę.

„Musisz się bać. Gdybyś się nie bał, popełniłbyś błąd” – 7 metrów pod ziemią "You have to be afraid. If you weren't afraid, you would have made a mistake." - 7 meters underground "Ви повинні боятися. Якби ви не боялися, ви б зробили помилку". - 7 метрів під землею

Cześć, tu Rafał Gębura.

Jeśli jesteś głodny historii, po których nic już nie będzie

takie samo, polecam Ci moją książkę.

Zajrzyj na:

I zamów swój egzemplarz. Tymczasem

zapraszam na wywiad.

Masz na sobie maskę, masz butlę z powietrzem,

jesteś grubo ubrany,

temperatura jest

skrajnie wysoka.

To jest niesamowita adrenalina

i taka ludzka chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Najbardziej wymagające akcje to na pewno te,

w których uczestniczą dzieci.

Musisz uważać. Musisz się bać, bo gdybyś się nie bał, to popełniłbyś błąd.

Od pięciu lat jesteś strażakiem OSP.

Czym to się różni od takiej zawodowej służby? Zgadza się.

Od pięciu lat biorę udział

w prawdziwych akcjach. Ja jestem strażakiem

ochotnikiem, co oznacza, że nie jestem zatrudniony

w zawodowej straży pożarnej.

Tylko jestem takim strażakiem, jak to ktoś kiedyś powiedział,

z doskoku.

Jest to troszeczkę inaczej zorganizowane

w porównaniu do Państwowej Straży Pożarnej. Strażak

ochotnik dostaje powiadomienie bądź

biegnie na syrenę - dopiero wtedy

bierze udział w akcjach ratowniczo-gaśniczych.

Ale czy to znaczy, że ty nie dostajesz za to pieniędzy w ogóle?

Strażacy OSP dostają ekwiwalent za

godziny akcji. Ile wynosi?

Wiesz, w zależności od...

od samorządu.

W naszej jednostce jest to 15 złotych na godzinę.

Za godzinę akcji? Za godzinę akcji.

Kiedy gasisz mieszkanie albo dom, ile to godzin

się schodzi?

Powiedzmy... O, taki typowy, nietypowy pożar,

powiedzmy, trwa około półtorej godziny.

Same działania, tak? No bo mówimy tutaj o dojeździe,

o rozłożeniu sprzętu, o złożeniu

i powrocie do bazy. Powiedzmy, 1,5 h.

Dobrze, czyli za taką akcję wychodzi jakieś...

dwie dychy?

Około dwudziestu złotych. Okej.

Czyli dla pieniędzy tego człowiek nie robi. Nie, nie da się robić tego dla pieniędzy.

Z czego więc żyjesz? Czym się zajmujesz zawodowo?

Jak

większość

strażaków z naszej jednostki pracuję

na etacie w prywatnej firmie, jestem realizatorem produkcji.

Większość, bo również studenci, którzy

dalej się kształcą, są strażakami.

Okej, czyli robisz to w wolnym czasie.

Jaka jest więc twoja motywacja, jakie są

te motywacje? No bo nie dość, że poświęcasz ten wolny czas,

no to nie jest to do końca

bezpieczne. Słuchaj, to jest tak, że...

to jest niesamowita adrenalina

i taka ludzka chęć niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Czujesz niezwykłą satysfakcję po akcji,

gdzie udało ci się uratować czyjeś życie

czy czyjeś mienie.

Czy nawet po małych akcjach typu

owady, które się zalęgły gdzieś tam

na poddaszu.

Będąc człowiekiem przeszkolonym,

starając się być człowiekiem profesjonalnym, jestem

w stanie nieść tą pomoc

i czerpać z tego przede wszystkim satysfakcję. Nie żadne pieniądze czy sławę,

czy...

czy wizerunek jako strażaka.

Tzn. głównie chodzi tutaj o tą satysfakcję taką.

Zastanawiam się, jak to technicznie wygląda.

Wracasz sobie z pracy do domu,

oglądasz ulubiony serial

i co? Przychodzi SMS, ktoś dzwoni?

Tak, w przypadku naszej jednostki

są to SMS-y i powiadomienia na telefon.

Mamy również pagery, które

dzwonią w przypadku alarmu.

W niektórych jednostkach, zwłaszcza zamiejskich,

jest to syrena. Wyje syrena, chłopaki się zbierają,

wyjeżdżają.

Z racji tego, że jest to dość duże miasto,

w którym znajduje się moja jednostka,

i również z dużej ilości wyjazdów

w skali roku, no, ta syrena nie wyje.

Musiałaby wyć 500 razy w roku,

bez mała.

No byłoby to uciążliwe dla mieszkańców, powiedzmy sobie szczerze.

Postanowiliśmy to trochę zmodernizować

- to powiadamianie, mamy SMS-y, tak jak mówiłem,

mamy powiadomienia na telefon.

A jak to wygląda u mnie?

Pracuję od poniedziałku do piątku

od 8.00 do 16.00, wracam do domu,

robię sobie coś do jedzenia... Jesteś zmęczony. Tak,

jestem zmęczony. Wiadomo, jak po pracy.

Przychodzi powiadomienie: pożar,

no i myślisz: "Kurczę, gdzie są klucze?",

"Pamiętaj, żeby wyłączyć gaz" - i biegniesz do straży.

I w zależności od tego,

czego dotyczy zgłoszenie, wyjeżdżasz.

Wyjeżdżasz zawsze tak samo, dopiero na miejscu

tak naprawdę okazuje się, co się dzieje.

Czy kiedy dostajesz to powiadomienie, czy

ty możesz odmówić? "Dzisiaj mi się nie chce, mam zły dzień,

jestem zmęczony"? To od ciebie zależy, czy pojedziesz?

W zasadzie tak.

Nigdy nie rezygnuję z wyjazdu, o ile mogę na niego jechać.

Bo gdy jestem w pracy,

muszę liczyć się z tym, że wykonuję pracę, za którą dostaję

wynagrodzenie. Nie mogę z niej zrezygnować dla

wyjazdu. Pracodawca... No, wiadomo, wyleciałbyś z pracy,

przestałbyś zarabiać. Dokładnie tak.

Drugi przypadek, w którym rezygnuję

z wyjazdu, jest choroba.

Fizycznie nie dałbym rady po prostu

brać udziału w akcjach.

Natomiast w każdym innym przypadku, gdy moja dostępność

jest...

jest pełna, dyspozycyjność jest pełna - biorę udział w akcjach.

Bez względu na to, czy jestem z dziewczyną na kolacji

czy jestem właśnie po pracy i robię sobie obiad.

To też nie jest tak, że wiesz... Rzucasz wszystko

i biegniesz ratować, tak?

Musisz pamiętać, żeby wyłączyć gaz, żeby zaraz chłopaki do ciebie

nie przyjechali, tak? Musisz

ubrać się, jak jest zimno...

To dzieje się bardzo, bardzo szybko. Każdy

z naszych strażaków, tzn. większość strażaków

ochotników ma przygotowane ubrania,

czyli jakieś dresy, koszulka, bluza

na wypadek właśnie nagłego wyjazdu.

Bo to jest ta różnica między ochotnikami

a strażakami Państwowej Straży Pożarnej.

Strażak

ochotnik nie spędza czasu...

Nie jest zatrudniony

jakby w jednostce, spędza

wolny czas

w domu bądź w jakimkolwiek innym miejscu.

No i wyobrażam sobie, że nierzadko są to sytuacje,

kiedy po ludzku się nie chce. Miewasz tak?

Wiesz, wszystko zależy od stanu, w którym się znajduję, bo

jeśli jestem bardzo zmęczony, przemęczony,

pracowałem na noc, tak? Alarm jest...

Zgłoszenie jest

w godzinach porannych, spałem godzinę. No umówmy -

nikt nie jest ze stali, nikt nie jest turbostrażakiem

i...

I ciężko byłoby mi wziąć udział po prostu w akcji, gdzie

muszę jakiś wysiłek w to włożyć.

Dużo masz takich akcji? To jest jedna

w tygodniu, jedna w miesiącu? Czy może codziennie?

Ciężko zaplanować akcję, bo... No, bo

nikt z nas... Mimo tego, że chciałby

wziąć udział, to

nikt z nas nie chce, żeby komuś się stało

coś złego. A niestety przyjazd straży czy

przyjazd jakichkolwiek służb,

no, wiąże się z jakąś krzywdą ludzką

i trzeba się z tym liczyć.

Pomimo tego, że adrenalina strasznie uzależnia,

to trzeba troszeczkę schłodzić głowę i

nie życzyć przede wszystkim komuś krzywdy.

Ale statystycznie...? Statystycznie

mam 500 wyjazdów w roku w naszej jednostce,

czyli w okolicach dwóch na dzień. Tak.

Bywa tak, że przez cały miesiąc nie ma żadnego wyjazdu,

totalnie nic się nie dzieje.

A bywa tak, że wyjeżdżamy parę razy

w przeciągu jednego dnia.

Są to różne akcje. Czasem

jest więcej wypadków, czasem więcej pożarów w danym

okresie.

Dwa lata temu

podczas gdy w Polsce

szalał bow echo,

no, wyjeżdżaliśmy praktycznie codziennie

przez cały tydzień.

Od rana do wieczora.

Gdzieś ten czas się musiał na to znaleźć, tak?

Byliśmy wtedy podzieleni na zespoły ludzi, którzy mogą

być od rana na dyżurze

i na ludzi, którzy

pracują od rana, a są wolni, dostępni po południu.

Kiedy przyjeżdżacie na miejsce akcji...

Czy wy macie tę samą rangę,

co zawodowi strażacy, czy

oni są

przewodnikami, czy oni mają pierwszeństwo,

jak to wygląda?

Wiesz, to jest tak,

że niektórzy ochotnicy mają pewien kompleks ochotnika,

tzn. czują się gorsi,

w pewien sposób niedocenieni,

bo rzeczywiście proces, w którym

szkolisz się, wygląda trochę inaczej

(mówimy tu cały czas o strażakach ochotnikach).

Rzeczywiście, będąc strażakiem Państwowej Straży Pożarnej,

można się czuć elitarnie,

ale nie zawsze się powinno.

Będąc strażakiem ochotnikiem

musisz mieć tą świadomość, że bierzesz udział w akcjach...

w takich samych akcjach jak strażak z Państwowej Straży Pożarnej.

Nie zwalnia cię to z bycia profesjonalnym.

W praktyce wygląda to tak, że,

akurat w naszej jednostce,

bierzemy udział

ramię w ramię ze strażakami...

Bierzemy udział w akcjach ramię w ramię ze strażakami

z Państwowej Straży Pożarnej.

Ze względu też na dużą wyjazdowość, znamy się

po prostu z nimi.

Ciekawostką jest to, że widzę się częściej z tatą

podczas akcji,

niż, prawda, w życiu pozastrażackim.

Tata jest zawodowym strażakiem. Tak, mój tata jest zawodowym

strażakiem, 27 lat pracuje już w Państwowej

Straży Pożarnej. Tak się złożyło, że jest

funkcjonariuszem w Komedzie Powiatowej,

pod którą moja jednostka jest

podległa. I spotykacie się na akcjach. Niekiedy tak.

A jak wygląda wasze szkolenie, jak się

zostaje takim strażakiem OSP?

Żeby zostać strażakiem OSP

musisz mieć ukończone 18 lat,

przychodzisz wtedy do jednostki,

deklarujesz się, że chciałbyś zostać strażakiem

ochotnikiem.

Idziesz na szkolenie, które jest rozwiązane

w trybie weekendowym.

Organizatorem szkolenia jest Państwowa Straż Pożarna, która jest

bezpośrednio naszym zwierzchnikiem.

Czyli cały czas możesz pracować, a w weekendy... Tak, dokładnie.

A w weekendy jedziesz na szkolenie.

Piątek, sobota, niedziela... I przez jaki czas?

Przez jaki czas? To jest okolice trzech miesięcy

i po takim szkoleniu możesz brać udział w akcjach

ratowniczo-gaśniczych. Jest jakiś egzamin? Tak, na koniec

jest egzamin. Jest egzamin teoretyczny i egzamin praktyczny.

W zależności od tego, jak jest przeprowadzany

(mogą być to różne zadania).

Każdy strażak,

przyszły strażak ochotnik

musi ukończyć pozytywnie

cały tok szkolenia.

Myślałeś kiedyś, żeby zostać być może zawodowym

strażakiem? Jasne, wiesz... Tak?

W zasadzie od dziecka gdzieś ta straż była obecna w moim życiu...

To przez ojca?

Przez ojca, dokładnie. Rodzinna tradycja, historia jakich wiele.

Ale nie zdecydowałeś się. Zdecydowałem się,

ale mam wadę wzroku, co mnie

dyskwalifikuje przy naborze do Państwowej Straży Pożarnej.

Okej.

Mógłbyś zapytać, dlaczego

nie mogę zostać strażakiem

zawodowym, a jestem ochotnikiem. Skoro i tak to robisz...

Skoro i tak to robię. No właśnie, wynika to

głównie z

przepisów. Na ostatnich badaniach

okresowych okulista powiedział mi, że

"okej, do OSP pana przepuścimy, ale gdybym

opiniował pana do straży zawodowej, no

to niestety musiałby pan zrobić dość kosztowną operację".

A jest to koszt około dziewięciu tysięcy.

No, niestety na chwilę obecną

nie stać mnie na to,

żeby pokryć ją z własnej kieszeni.

Gdyby kwestie finansowe nie stanowiły problemu...

To poddałbym się tej operacji. Poddałbyś się? I startowałbym

do Państwowej Straży Pożarnej. Bo to jest tak, że wiesz, jesteś ochotnikiem,

możesz się rozwijać w tym zawodzie,

możesz przechodzić różne szkolenia, jeździć na różne warsztaty,

ale jednak ta stabilność zatrudnienia

w Państwowej Straży Pożarnej

i możliwość obcowania z tym na co dzień

jednak motywuje do tego, żeby jednak tym strażakiem zawodowym zostać.

Okej. Kiedy dostajesz

powiadomienie, tak naprawdę

nie wiesz, do jakiej akcji jedziesz. Czy wiesz?

Wiesz, w zasadzie wiem, do jakiego zdarzenia jadę,

ale wiem,

co to za zdarzenie, czyli może być to pożar, wypadek

bądź miejscowe zagrożenie. Z racji tego, że

dostajemy SMS-y z treścią

charakteru zdarzenia, a tak naprawdę nie wiesz, co się dzieje na miejscu.

Dopiero dojeżdżając pod wskazany adres,

wiesz, co się dzieje.

Bo możesz jechać do pożaru, a może to być pożar śmietnika, tak?

A może to być też pożar domu, gdzie są uwięzieni ludzie.

I sytuacja się

zmienia, tak?

Pożar śmietnika nie jest jakąś dużą akcją,

nie jest spektakularną akcją. Gdzieś tam

nakład tych sił i środków jest mały,

a w przypadku pożaru domu?

No, musisz już jakby trochę więcej z siebie dać.

Jest to zupełnie inne zdarzenie, niż... (a dalej jest to pożarem,

tak?). Okej. Jakie akcje są najbardziej

wymagające dla was? Wiesz,

najbardziej wymagające akcje to na pewno te,

w których uczestniczą dzieci.

Nie spotkałem się jeszcze z człowiekiem, który nie byłby na to

wrażliwy, nie bał się zdarzeń, w których

uczestniczą dzieci w jakiejkolwiek formie.

Na czym polega ten lęk? O co chodzi?

Z dziećmi jest tak, że

one nie do końca wiedzą, co się dzieje.

Człowiek dorosły

jest w stanie w pewien sposób zrozumieć zaistniałą sytuację,

natomiast dziecko jest totalnie przerażone - płacze, krzyczy,

ciężko jakby wpłynąć na jego zachowanie,

tak jak możemy wpłynąć na zachowanie osoby dorosłej.

Poza tym taka, no, zwyczajna empatia

się wtedy w człowieku budzi, że kurczę, no dziecku się dzieje krzywda,

tak nie powinno być.

Jeśli chodzi o trudniejsze akcje,

to na pewno takie, w których czas akcji jest

długi, czyli takie akcje długotrwałe

bądź akcje w skrajnie jakichś...

w skrajnych warunkach, na przykład atmosferycznych.

Że jest ogromny mróz,

pali się coś,

do gaszenia używamy wody,

wszystko zamarza, później wszystko trzeba zwinąć, tak?

To jest ten wysiłek, nakład...

nakład siły jest znaczący. Wracasz później do domu,

rano się budzisz z katarem,

no, jest to w pewny sposób niekomfortowe, no ale

świadomie się na to godzisz i chcesz to robić.

Jeździsz już do akcji 5 lat...

Najbardziej niebezpieczna sytuacja,

jaka ci się przydarzyła do tej pory?

Najbardziej niebezpiecznymi sytuacjami są

zdecydowanie pożary,

a zaraz po tym... pożary wewnętrzne,

pożary strukturalne, w których musisz wejść do pomieszczenia,

nieznanego ci pomieszczenia,

masz na sobie maskę

masz butlę z powietrzem, jesteś grubo ubrany,

temperatura jest

skrajnie wysoka.

Oczywiście nie wchodzisz tam sam. Zawsze do takich

miejsc wchodzisz z partnerem, z kolegą.

Wchodzi się zawsze w dwójkę, wychodzi się zawsze w dwójkę

- i tak powinno zostać. Na wypadek, gdyby coś się działo...

Na wypadek, gdyby się coś działo musi być kolega.

Wysiłkowo są to najcięższe akcje,

a takie najniebezpieczniejsze, myślę, że to są zdarzenia drogowe

w jakiejkolwiek porze. Czy to jest dzień, szczególnie noc,

tu zawsze się skupiam na takiej

czystej, ludzkiej głupocie.

Mamy, powiedzmy, zdarzenie dwóch aut.

W jakiejkolwiek konfiguracji by to nie było,

blokujemy jeden pas jezdni bądź blokujemy całą drogę.

W przypadku gdy jest organizowany jakiś objazd

albo ruch jest prowadzony wahadłowo,

no co, no wyciągają ludzie telefon, tak? I nagrywają,

zamiast skupić się na tym, żeby sobie też zapewnić bezpieczeństwo

i patrzeć na drogę, zajmować się prowadzeniem pojazdu,

to nagrywają: wiesz, głowa w bok i nagrywamy, bo szukamy sensacji.

To jest totalnie bez sensu,

nawet powiedziałbym, że jest nieodpowiedzialne.

Mieliśmy takie zdarzenie -

pojechaliśmy do wypadku, w zasadzie do kolizji,

bo wypadek jest w momencie, gdy osoba

zostaje zabrana do szpitala i coś jej tam, prawda...

jest.

Pojechaliśmy do kolizji, prosta stłuczka.

Ruch wahadłowy,

puszczamy jeden

samochód za drugim, nagle

bach, kolejne zderzenie.

Ludzie nagrywali telefonem, zagapili

się, jeden drugiemu wjechał w zderzak.

Kolejna sytuacja się tworzy i komplikuje, to jest

skrajnie nieodpowiedzialne.

Domyślam się, że kiedy jeździsz na

miejsce takich wypadków,

no, niekiedy to nie są ciekawe widoki.

Czy to zajęcie (bo nie

praca zawodowa), czy ono bardziej

jest wymagające fizycznie czy psychicznie dla ciebie?

Wiesz,

w zasadzie twierdzę, że jestem odporny na pewne widoki.

Mówimy tu o rozczłonkowanych ciałach

czy...

czy zmasakrowanych twarzach...

Totalnie mnie to jakby nie rusza. Fakt, w głowie zostaje.

Staram się zachowywać zawsze zimną krew podczas takich zdarzeń.

Czy fizycznie? Na pewno fizycznie.

Strażak na sobie podczas, powiedzmy, pożaru,

ma butlę z powietrzem, ciężką kurtkę,

hełm, musi mieć w ręku jakieś narzędzie...

To wszystko waży. To wszystko waży, wiesz,

jednak fizycznie jest to bardzo

wymagające.

I w staży ochotniczej nikt nikogo

nie zmusza do sportu, ale

pierwsza taka akcja po prostu weryfikuje...

no, tych mniej usportowionych strażaków.

I o ile mają dużo pokory w sobie, a powinni mieć,

to coś z tym robią.

A jeśli nie, to się zwyczajnie po jakimś czasie wypalają i rezygnują,

bo... No, nie jest to łatwa rzecz.

Nie jest to łatwa praca.

I trzeba mieć tą świadomość. Trzeba mieć dużo pokory w tym, co robimy.

Nie możesz być tzw. turbolem,

czyli turbostrażakiem, supermanem, heroesem,

bo nie na tym rzecz polega.

Wiesz, no nie da się. Każdy ma jakby...

Jest tylko człowiekiem, jest śmiertelny, tak?

Nie wchodzi do miejsc, do których tak naprawdę

wejść nie można.

No i każdy też ma ograniczoną

siłę. Nie weźmiemy całego wozu na plecy i nie przeniesiemy

go. A niektórym się po prostu wydaje, że tak można.

A nie na tym rzecz polega, bo to się później po prostu komplikuje.

Z pewnością są też takie akcje, które

nie kończą się sukcesem, w tym sensie, że giną ludzie.

Czy człowiek o tym jakoś myśli później?

Czy się do tego wraca, analizuje?

Jak wy sobie z tym radzicie? Pierwszy wyjazd,

jaki pamiętam (taki poważniejszy),

do akcji, właśnie był

w obecnej jednostce, pojechaliśmy do pożaru mieszkania.

Piętrowy dom

ze spadzistym dachem, stare budownictwo,

przyjeżdżamy, dym był widoczny już

z odległości około siedmiuset metrów.

Przyjeżdżamy, okazuje się, że pali się butla

z gazem w pomieszczeniu.

A przed

budynkiem leży człowiek,

któremu pomocy udzielają

świadkowie.

Priorytetem jest ratowanie życia, więc

pierwszy zespół zajął się tym poszkodowanym.

Pożar musiał chwilkę poczekać na swoją kolej.

Ja akurat byłem w tym drugim zespole, który zajmował się

działaniami gaśniczymi.

Wiele się działo,

totalnie wiele się działo podczas tej akcji.

Niestety resuscytacja

nie przebiegła... nie miała pozytywnego skutku,

tzn. została podjęta,

została prawidłowo wykonana, ale człowiek niestety... Nie udało się. Na skutek...

tego zdarzenia, zmarł.

Wiesz, pierwszy pożar. Pierwszy pożar

wewnętrzny, pali się butla z gazem.

W bajkach, w filmach to zawsze wybucha, nie?

No, niekoniecznie.

Udało nam się pożar opanować,

wróciłem wtedy do domu... Akcja sama

w sobie nie była długa, bo trwała

w okolicach może dwóch godzin.

Wróciłem do domu, była u mnie

znajoma, z którą wieszałem szafki w swoim mieszkaniu,

no i pyta z wielkim zaciekawieniem: "Jak było, jak było?

Co tam było, co się działo?".

Mówi, że słyszała sygnały, wozy jechały, tam chyba

naprawdę była jakaś katastrofa.

Pamiętam, że wszedłem do mieszkania i tak:

"Wiesz co?

Ta szafka jakoś krzywo wisi", nie?

Więc totalnie o tym nie myślisz, bo akcja się skończyła

i dopiero po jakimś czasie przychodzi jakaś refleksja

czy przemyślenie. No i okej, tam zginął człowiek, tak?

Wiesz, no

kurczę, to powinno jednak

prowadzić do jakichś przemyśleń. Rzeczywiście one są.

Po każdej akcji staramy się

z chłopakami usiąść, omówić ją.

Zwłaszcza po ciężkich akcjach.

Co zrobiliśmy dobrze, co zrobiliśmy źle,

co mogliśmy zrobić lepiej?

I wyciągacie wnioski. I wyciągamy wnioski.

A często się boicie? Bywa tak?

Czy to już jest taka rutyna, że... Wiesz,

miejsca na rutynę na pewno nie ma. Nie może być.

A w zasadzie nie powinno być, bo każde zdarzenie jest inne.

Nie możesz do tego podejść rutynowo, bo popełnisz

totalny błąd, który może kosztować cię

nawet i życie.

Nie chciałbym się wypowiadać za wszystkich,

ale osobiście bardzo się boję podczas akcji.

Wiesz, jednak musisz mieć pewien...

pewien strach w sobie.

Zwłaszcza na początku

brakuje tego młodym strażakom,

którym się wydaje, że są totalnie

niezniszczalni i wszechmocni.

Nie mają tej pokory, tego strachu w sobie

przed zagrożeniem.

Myślę, że wynika to z tego, że tak naprawdę

nie wiedzą, z czym mają do czynienia.

Wiesz, wchodząc do pożaru czy biorąc udział w wypadku,

gdzie jest osoba poszkodowana,

są rozlane płyny, jest krew...

Musisz uważać. Musisz się bać, bo gdybyś się nie bał,

to popełniłbyś błąd. I...

i chyba o to w tym wszystkim chodzi.

Pytałem o to, jakie akcje są najbardziej

wymagające.

A jakich jest najwięcej, najczęściej?

Co czego jeździcie? Statystyka mówi, że

jest coraz więcej wypadków. Jest mniej pożarów, a jest więcej wypadków.

Statystyka również mówi, że jest

coraz mniej wypadków śmiertelnych.

Chociażby dlatego, że mamy nowocześniejsze auta,

które są wyposażone w lepsze systemy bezpieczeństwa,

niż te auta, które jeździły

nawet 10, 15 czy 20 lat temu.

Ale skupiając się na twoim pytaniu,

jest więcej wypadków niż pożarów.

Przychodzi, powiedzmy, sezon na pożary traw. W lato, tak?

Czy często wiosną.

No i w tym okresie możesz być pewien, że

raz w tygodniu chociażby wyjedziesz do tego pożaru traw, tak?

Przychodzi okres grzewczy,

możesz być pewien, że chociaż raz wyjedziesz do włączonej

czujki czadu

gdzieś w blokach.

Także występuje pewna sezonowość... Sezonowość tego.

Natomiast jeśli chodzi

o to, czy jest więcej pożarów czy wypadków,

to zdecydowanie więcej zdarzeń na drogach.

Czy miałeś akcje, kiedy udało ci się, tobie osobiście, uratować jakiegoś człowieka?

Czy miałeś to szczęście? Wiesz, nie

lubię o tym mówić, ale... tak.

Udało mi się uratować człowieka.

Powiem ci, że jest to niezwykłe uczucie. Nie da się porównać nic...

Można porównać coś do tego, ale nie porównać...

tego do czegoś. Dlaczego nie lubisz o tym

mówić? Wiesz, bo uważam, że

jest to część naszej pracy i

nie chciałbym z siebie robić jakiegoś wielkiego bohatera, bo...

bo to nie o to chodzi. Jedziesz, masz robotę

do zrobienia i musisz ją zrobić. Robota zawsze musi być wykonana.

Miło jest, jak

masz tą świadomość, że jednak, kurczę, uratowałeś ludzkie życie.

I to jest niesamowite, totalna euforia w ciebie

wstępuje, no.

Czego mogę ci życzyć?

W środowisku strażackim zawsze życzy się

tyle samo powrotów, co wyjazdów.

No to życzę w takim razie, żeby bilans zawsze się zgadzał.

Wielkie dzięki za rozmowę.