ROZSTANIE
O tym, że ten dzień kiedyś nadejdzie, Maciek wiedział od dawna. W końcu o wyjeździe Małgosi za ocean mówiło się od kilku miesięcy. Od dłuższego czasu rozmawiała z Kamilą tylko o tym. Czy jej angielski się sprawdzi? To najbardziej spędzało jej sen z powiek.
– Jak ja sobie poradzę z językiem? – spytała Kamilę.
Siedziały w parku Skaryszewskim i rzucały Płatkowi sznurek z supłem. Pies biegał jak oszalały, podrzucał sznurek, tarzał się po trawie. Jednym słowem, robił wszystko, by bez przerwy skupiać na sobie uwagę.
– Spoko – odparła Kamila i westchnęła ciężko.
– Tak. Dla ciebie to spoko…
– Boże! Małgocha! Ja z tobą zwariuję! Ile razy mam ci powtarzać, że dasz sobie radę? Trzeba tylko przełamać barierę i mówić. Poza tym wiesz co? Nowy Jork to prawdziwy tygiel narodów – tam jest niewielu rodowitych nowojorczyków. Za to cała masa obcokrajowców. I nie wszyscy znają świetnie angielski.
– Mówisz jak ciocia.
– A ona zna?
– Nie bardzo… – odparła Małgosia.
– No więc czym się przejmujesz?
Małgosia milczała. Na szczęście w tym momencie po raz kolejny przybiegł Płatek z supłem. Tym razem nie chciał go oddać. Wyraźnie droczył się z Kamilą.
– No czym? – spytała Kamila, kiedy wreszcie udało jej się wyrwać supeł i rzucić psu.
– Maćkiem.
– To znaczy?
– Rozstaniemy się na dwa miesiące.
– No i?
– A jeśli on w międzyczasie kogoś pozna?
– Maciek? Niemożliwe!
– Możliwe. Jedzie na jakiś obóz wędrowny. Tam może kogoś poznać…
– Ale nawet jak pozna, to ciebie nie zostawi.
– Skąd wiesz? Ewka mówi, by uważać.
– Ewka różne rzeczy mówi. Poza tym od kiedy ty słuchasz Ewki?
– Ty też słuchasz. Przejmujesz się jej wróżbami.
– A, wróżby to co innego.
– Ale ona mi to we wróżbie powiedziała. „Poznanie kogoś zmieni twoje życie”.
– Ale może to chodzi o poznanie kogoś przez ciebie. Może to ty kogoś poznasz i rzucisz Maćka. O tym nie myślałaś?
– Nie.
– To głupia jesteś.
– Sama jesteś głupia – mruknęła Małgosia i zamilkła.
– Kurczę! Ja nie powiedziałam tego w sensie, że jesteś głupia w ogóle, tylko w tej kwestii. Maciek ma większe powody do zmartwienia niż ty. On jedzie z kolegami, którzy pewnie będą pilnować…
– …by w razie czego zataić przede mną każdą zdradę!
– O rany! Ty to od razu używasz wielkich słów.
– A jakich mam używać? Małych? Mam mówić dupa, dupa, dupa?
– No weź! – Kamila spojrzała na Małgosię zdumiona. Takiej jej jeszcze nie znała. Czyżby przyjaciółka aż tak denerwowała się wyjazdem?
– Nie rozumiesz, że się martwię?
– Rozumiem, ale przestań mieć takie czarne myśli!
– Od kiedy wszystko z Wojtkiem ci się układa, to w ogóle nie można z tobą pogadać o swoich problemach.
– Przecież rozmawiamy. Poza tym wcześniej oboje z Maćkiem mówiliście mi, że jestem nieznośna i że nie wiem, czego chcę. A teraz chyba ty nie wiesz, czego chcesz. Czy chcesz mnie taką jak teraz, czy taką jak przedtem?
Małgosia milczała. Odezwała się dopiero po chwili, kiedy na horyzoncie zamajaczyła sylwetka Wojtka.
– Bo nie wiem, co to będzie. Czy jak wrócę, to zastanę jeszcze tego samego Maćka…
Ale Kamila nie zdążyła jej odpowiedzieć, bo poderwała się na widok Wojtka, który w ręku niósł cztery kubki z lodami.
– Rany! Czytasz w moich myślach! – zawołała Kamila.
– A dla kogo ten czwarty? – spytała Małgosia.
– Dla Aleksa – odparł Wojtek. – Spotkałem go po drodze. Jedzie tutaj na rolkach.
* * *
Dokładnie takie same myśli miał Maciek. Choć dochodziła jeszcze obawa, że Małgosia może nie chcieć wrócić do Polski. O ile jednak Małgosia miała komu się zwierzyć, o tyle Maciek zupełnie nie wiedział, z kim porozmawiać. Próbował z Aleksem, ale od razu usłyszał, że to nie jest problem, bo na obozie pozna inną i mu minie.
– Będzie miała większe cycki i nie będzie nosić okularów – powiedział Aleks.
Jeździli we trzech z Białym Michałem na rolkach po parku. Maćkowi przez chwilę wydawało się, że między drzewami mignęły mu Kamila z Małgosią, ale chłopcy pognali główną alejką w kierunku Jeziorka Kamionkowskiego. Zresztą Maciek był z nią umówiony na wieczór – mieli iść do kina. Aleks komentarz o cyckach wygłosił dość głośno, więc ciekawscy spacerowicze przyglądali się całej trójce. Zirytowany tym Maciek warknął:
– Spadaj!
– No co? – powiedział Aleks.
– Cycki są istotne.
– Kurde, ale ty głupi jesteś.
– Jak uważasz, że się nie znam, to się nie pytaj.
Biały Michał powiedział, że jak kocha, to wróci i żeby nie martwić się na zapas. A potem dodał, że musi gnać do empiku po nowy „Świat Komiksu”. Maciek postanowił mu towarzyszyć, więc Aleks w parku został sam.
* * *
– Mama… – zaczął, stając w progu pokoju matki, w którym na podłodze, stoliku, krześle walały się całe sterty bardzo ważnych papierów.
– Hm?
– Małgosia jedzie do Stanów… – zaczął i utknął w pół słowa. Czy mama zrozumie?
– No, zdaje mi się, że to już od dawna jest wiadome – odpowiedziała mama i spojrzała na Maćka, poprawiając na nosie druciane okulary.
– Tak, ale…
– Martwi cię rozstanie?
– Właśnie.
– To normalne, że się tym martwisz…
– Ale… jak ona nie wróci?
– Dlaczego ma nie wrócić? Przecież mówiłeś, że nie jedzie do rodziny, tylko do jakiejś koleżanki swojej mamy…
– No tak.
– To wybacz, ale ja przyjaźnię się z Moniką, Olą, Beatą, ale żadnego z ich dzieci nie trzymałabym w swoim domu dłużej niż przez wakacje. Z tobą czasem można oszaleć, a co dopiero z cudzym.
– No, niby tak… – mruknął Maciek trochę uspokojony, ale nadal nie wychodził z pokoju.
– Co jeszcze? No, mów? – powiedziała mama. – Mam kupę pisania, więc mów.
– A jak tam kogoś pozna? – wypalił Maciek.
– Poznać kogoś może też i tu, kiedy jesteście w Warszawie. Ja bym raczej spytała, co będzie, jak ty kogoś poznasz?
– Wszyscy mi to mówią! – krzyknął Maciek.
– No i chyba coś w tym jest. W końcu to wy, faceci, częściej jesteście niewierni.
– Wiesz co! – oburzył się Maciek. – Nie myślałem, że ty będziesz przeciwko mnie.
– Nie przeciwko! Jak mi nie wierzysz, zadzwoń do ojca i spytaj, jaki był w twoim wieku.
– Ja mu powiem, jaki ja byłem – odezwał się za plecami męski głos ojczyma Maćka.
Piotr stanął w drzwiach i oparłszy się o framugę, zaczął opowiadać:
– Jak miałem szesnaście lat, to miałem pierwszą dziewczynę…
– No i?
– Jak tylko dała buzi, to zacząłem się oglądać za innymi. Jak Małgocha ci pozwoliła…
– Piotrek! – Głos mamy Maćka był karcący. – Ja cię zaraz rozerwę!
– No to okay! Jak kocha, to wróci! – zakończył swój wywód ojczym i wyszedł z pokoju, ciągnąc za sobą Maćka. – Chodź ze mną umyć auto.
– No dobra – odparł Maciek bez entuzjazmu, ale podchwyciwszy spojrzenie ojczyma, oznaczające rozmowę sam na sam, wyszedł.
– Ale jak będziesz mu mówił takie szowinistyczne świństwa, to na kolację zjesz zupę z pomyjami! – dobiegł ich głos mamy Maćka.
– Dobra, bździągwo! – odkrzyknęli obaj.
Mama Maćka pokręciła głową. Miało to oznaczać i aprobatę, i dezaprobatę. Od kilku lat obaj nazywali ją bździągwą, co ją bawiło, śmieszyło i wkurzało jednocześnie.
– Ty się w ogóle tym nie stresuj – mówił Piotr Maćkowi, kiedy na dole rozkręcali wąż, by umyć stojący przed domem samochód. – Powiedz sobie, że co ma być, to będzie. I jeśli wróci stamtąd odmieniona, to znaczy, że nie była ciebie warta.
Ale właśnie tego Maciek obawiał się najbardziej.
* * *
Rodzice Małgosi nie zgodzili się, żeby Maciek odprowadził ją na lotnisko. Mama Maćka próbowała interweniować, ale nie spotkało się to z należytym zrozumieniem. Mama Małgosi stwierdziła, że córka ma czas na chłopców. Obie panie wymieniły uwagi, które pokazały, jak różnią się matki chłopców i dziewcząt. Mama Małgosi mówiła bowiem o tym, że Maciek ma nieczyste zamiary. Na co mama Maćka się obruszyła, twierdząc, że nawet jeśli, to trudno mu je będzie zrealizować na płycie lotniska. Jednak mama Małgosi pozostała nieugięta. A dla samego Maćka najważniejsze stało się to, żeby w ogóle mógł pożegnać się z Małgosią. Spotkali się dzień wcześniej.
– Będziesz pisać? – spytał.
– A ty?
– Jeśli na obozie będzie zasięg, to będę mógł wysyłać ci e-maile z telefonu.
– Ja tobie też będę słać e-maile. Oczywiście jeśli ciocia ma internet.
– Jakby nie miała, to w Stanach jest mnóstwo kawiarni internetowych – uspokajał Maciek.
W tym momencie w drzwiach stanęła mama Małgosi.
– Pora się żegnać – powiedziała, ale nie zamknęła drzwi. I co gorsza, nie zanosiło się na to, że je zamknie. Stała tak w progu, jakby patrzyła i oceniała, co też Maciek zrobi.
Bardzo chciał Małgosię przytulić i pocałować, ale obecność jej mamy peszyła. Zrobił więc coś, czego zupełnie się nie spodziewał nawet on sam. Podniósł do ust rękę Małgosi i pocałował koniuszki palców. Po czym dotykając palcami jej ust, szurnął nogami w kierunku oniemiałej Małgosinej mamy i wyszedł.
* * *
Właśnie dlatego w dniu odlotu Piotr bez zbędnych słów zawiózł Maćka na lotnisko. Poczekał, aż Maciek wróci z tarasu widokowego, gdzie stał i wzrokiem odprowadzał samolot, którym Małgosia leciała na drugi i jakże odległy kontynent.
„Tylko czy jak wróci ze Stanów, będzie nadal taka sama? – zastanawiał się Maciek. – Czy znajdę w niej tę samą Małgosię?”.
„Będą z niego ludzie!” – myślał Piotr, patrząc na skupioną twarz Maćka, a głośno powiedział:
– Nie martw się! Przecież ona wróci. I jeśli los zechce, wszystko będzie dobrze. Myśl o tym, że wreszcie masz wakacje!
Ale Maciek myślał teraz tylko o tym, czego chce los. Za to, żeby los chciał tego co i on, oddałby dziś wiele.