PIJAWKA
– Nie mam już siły – powiedziała, ciężko wzdychając, Agata i zdjąwszy z ramion niewielki granatowy plecak, usiadła koło Maćka.
– Przecież to nie był długi dystans. – Maciek wzruszył ramionami. Ta dziewczyna straszliwie go irytowała.
O obozie wędrownym Maciek marzył od dawna. Mama wiele mu o takich obozach opowiadała. Sama właśnie dzięki nim zwiedziła w młodości spory kawałek Polski. Maciek też tak chciał. Obóz, na który wybrał się z Aleksem i Białym Michałem, był miesięczną wędrówką po Kotlinie Kłodzkiej. Zatrzymywali się w schroniskach, w prywatnych kwaterach i na polach namiotowych. Ciężki sprzęt obozowy wiozły specjalne samochody, a obozowicze wędrowali wytyczonym szlakiem jedynie z lekkimi plecakami. Maciek z Aleksem i Białym Michałem po kilku dniach przyzwyczaili się do codziennego pokonywania długich dystansów pieszo, zwiedzania różnych turystycznych atrakcji i spania w coraz to innym miejscu. I tylko Biały Michał poranne wstawanie uznawał za jakiś koszmar. Dla Aleksa koszmarem było załatwianie się w toaletach na szlaku, a dla Maćka… Agata.
Teraz, gdy sadowiła się koło niego, rozglądał się rozpaczliwie dookoła w poszukiwaniu wsparcia ze strony kolegów. Niestety Aleks oglądał swoje odrapane nogi i liczył bąble po komarach, a Biały Michał leżał oparty o plecak i żuł źdźbło trawy. Obaj nie patrzyli w jego stronę. Szef obozu właśnie zarządził półgodzinny postój. Polana, którą na ten cel wybrał, była dość spora, nic więc dziwnego, że koledzy nie zauważyli rozpaczliwej sytuacji Maćka…
Agata uczepiła się go jak rzep psiego ogona już pierwszego dnia obozu. Wszystko chyba dlatego, że odsunął jej krzesło, kiedy siadała do stołu. A przecież nic się za tym nie kryło. Zwykłe, wyniesione z domu przyzwyczajenie wpojone mu jeszcze przez babcię. Jednak Agata najwyraźniej nieopatrznie wzięła ten gest za coś więcej niż zwykłą uprzejmość, bo od tej chwili nie odstępowała Maćka na krok.
– Nogi mnie strasznie bolą – jęczała.
Maciek milczał. Wyjąwszy z kieszeni komórkę, wystukiwał parę słów do Małgosi. Esemesy nie były wprawdzie tak długie, jak chciał, i na pewno nie takie długie, jakie chciałaby dostać Małgosia, ale zawsze stanowiły jakiś dowód, że pamięta. Ona nie mogła do niego nic napisać. Dlatego z taką pieczołowitością przechowywał jednego starego esemesa, którego kiedyś bardzo dawno do niego napisała, a który brzmiał: Tęsknię za tobą. Teraz, oddalony od niej o tysiące kilometrów, odczytywał tę krótką wiadomość minimum raz dziennie, wywołując tym śmiech i u Białego Michała, i u Aleksa, którzy na samym początku obozu przyłapali go na tej niemęskiej czynności.
– Co piszesz? – spytała Agata, przechylając zalotnie głowę.
Ciężki warkocz długich blond włosów opadł jej na ramię.
– A tam. Takie… – Maciek nie chciał z nią rozmawiać. Z drugiej strony nie bardzo wiedział, jak się zachowywać. Jak się jej pozbyć? Gdyby znajdowali się w jakimś pomieszczeniu, mógłby wyjść. A tak? Dobrze wiedział, że gdy wstanie i się przeniesie na drugi koniec polany, Agata i tak pójdzie za nim. Nieraz już próbował.
– Nasmarowałbyś mi plecy olejkiem? – dobiegło go natarczywe pytanie Agaty.
– Poproś dziewczyny – odparł, nie podnosząc wzroku znad telefonu.
– Ale ty jesteś bliżej.
– Ale ja się na tym nie znam i daj mi wreszcie spokój. – Maciek był wyraźnie zirytowany nachalnością Agaty, więc podniósł głos, co sprawiło, że kilka osób spojrzało w ich stronę.
Na szczęście w tym momencie dobiegło go wołanie Aleksa. Podniósł się z trawy i poszedł w stronę kolegów, nie oglądając się na Agatę.
– Panowie! Ja z nią oszaleję! Czy moglibyście nie zostawiać mnie na jej pastwę? – jęknął, sadowiąc się obok nich i otwierając plecak w poszukiwaniu atlasu zabytków.
– Nie wiem, o co ci chodzi – powiedział Aleks. – Przecież właśnie cię zawołaliśmy.
– Trochę późno – zauważył Maciek.
– Stary! – Aleks był zniecierpliwiony. – A ty rozumu nie masz? Języka w gębie też nie masz? My mówiliśmy jej, że masz laskę na wakacjach w Stanach, a do niej nie dociera, więc powiedz jej teraz ty, raz a dobitnie, „spieprzaj” i będziesz miał święty spokój.
– Przecież wiesz, że ja tak nie umiem.
– To się naucz!
– Albo korzystaj z sytuacji – odezwał się milczący dotąd Biały Michał.
– To znaczy? – spytał Maciek i spojrzał pytająco na kolegę.
– Zakochała się w tobie rybka i sama nadziewa się na twoją wędkę, a ty…
– Weź, przestań! Rybka? – Maciek wzdrygnął się z obrzydzenia. – Tobie się chyba zwierzęta pomyliły. To nie rybka. To… to… – Przez chwilę szukał odpowiedniego określenia, wreszcie wykrzyknął: – PIJAWKA!
– Cha! Cha! Cha! Pijawka! – roześmiał się Biały Michał.
– A co ty myślisz? – burknął Maciek. – Trzeci tydzień nic tylko: „Nasmaruj mi plecy”, „Co tam piszesz?”, „Co ci się śniło?”. A przecież sto razy słyszała, i ode mnie, i od was, że mam dziewczynę, że nią nie jestem zainteresowany i że w ogóle chcę tylko świętego spokoju. Czy wy myślicie, że ja nie mam ochoty powiedzieć jej „spadaj”, kiedy pyta, kto do mnie dzwonił? Mam! Ale nie umiem! A wy tego nie potraficie zrozumieć.
– To się naucz!
– powtórzył Aleks i chciał jeszcze coś dodać, ale w tym momencie szef obozu zarządził koniec przerwy. Do przejścia mieli niewielki kawałek drogi. Gdzieś tam w górze czekała na nich Jaskinia Niedźwiedzia i dawno nieczynna kopalnia uranu.
* * *
– Gdzie jest mój telefon? – zaniepokoił się Maciek.
Wyszli właśnie z kopalni, a on chciał napisać Małgosi krótkiego, szybkiego esemesa z informacją, że zwiedził miejsce, w którym pięćdziesiąt lat temu pracowali więźniowie polityczni i umierali na raka od napromieniowania. Choć w sumie nie wiedział, czy dla niej ta wiadomość byłaby aż tak interesująca jak dla niego i chłopaków. Wszyscy trzej opowieści przewodnika − o kopalni uranu, o rudach, które pięćdziesiąt lat temu słano w ołowianych tubach daleko w głąb Związku Radzieckiego − uznali za pasjonujące. To w końcu już historia. Ta kopalnia wydała im się ciekawsza nawet od kopalni złota w Złotym Stoku.
– Kiedy widziałeś ją po raz ostatni? – spytał Aleks, gdy Maciek bezskutecznie macał się po kieszeniach w poszukiwaniu komórki. Szli drogą w kierunku punktu, w którym czekał na nich obiad.
– Na postoju na polanie pisałem do Małgosi.
– Przy nas nie pisałeś.
– Przy Agacie pisałem.
– Może twoja komórka została na polanie?
– Agata! – zawołał Maciek, podbiegając do dziewczyny.
Uśmiechnięta odwróciła się do niego.
– Nie pamiętasz, czy tam na postoju, jak siedziałem obok ciebie, nie zostawiłem swojej komórki?
– Nie – odparła Agata i odwróciwszy się na pięcie, przyspieszyła kroku.
– Zadzwońcie do mnie – poprosił Maciek, kiedy wrócił do kolegów. – Może mam ją gdzieś na dnie plecaka? W końcu na postoju wyjmowałem atlas zabytków.
Ledwo skończył mówić, kiedy trzy metry przed nim rozległ się znajomy dźwięk dzwonka. Melodia Małgośki Maryli Rodowicz, którą kiedyś ustawił sobie w telefonie na cześć Małgosi, dobiegała z kieszeni granatowego plecaka zawieszonego na ramieniu Agaty. Maciek podbiegł do dziewczyny.
– Dawaj ten telefon! To już szczyt! – krzyknął.
Agata bez słowa podała mu aparat. Wieczorem, gdy zakwaterowani w nowym miejscu kładli się spać, zapukała do pokoju chłopców.
– Zapomniałam, że go mam. Naprawdę! – powiedziała, rumieniąc się na twarzy, kiedy otworzył jej Maciek.
– Spieprzaj! – rzucił i zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
– Uuuuuuu! – zawyli Biały Michał z Aleksem. – Cóż za zmiana! Jednak potrafisz.
Ale Maciek nie odpowiedział. Za nic w świecie nie przyznałby się przed kolegami, że nigdy w życiu nie odezwałby się tak do żadnej dziewczyny, nawet do Agaty, gdyby nie fakt, że oddała mu telefon bez tego starego esemesa od Małgosi. Tego esemesa, który brzmiał „Tęsknię za tobą”, a którego istnienie, zwłaszcza teraz, gdy byli oddaleni od siebie o tysiące kilometrów, dawało mu tyle radości.