STRACH
„Boże! Jakie to wszystko beznadziejne”. Kinga spojrzała w okno. Nie była w stanie ani uczyć się, ani czytać. Nic. Wszystko ją zarówno denerwowało, jak i przerażało. Ale matce przecież tego powiedzieć nie może. Nikomu nie może. A Kuba? Wówczas po wizycie w szpitalu wygadała mu i tak za dużo. Teraz, jak komuś powtórzy tę rozmowę, to dopiero będzie!
Wszystko zaczęło się wtedy, późno wieczorem, gdy matka Michała zadzwoniła do nich do drzwi.
* * *
– Czy tu mieszka Michał Biernacki?
Poprawiwszy włosy, skinęła głową i gestem zaprosiła do środka. Młody mężczyzna w policyjnym mundurze wszedł do mieszkania.
– Sierżant Popławski – powiedział, salutując, i nagle odwrócił wzrok. – Pani jest matką? – spytał, nerwowo wyginając palce.
Przytaknęła. Ogarnął ją nagły niepokój. Zresztą od dłuższego już czasu spoglądała na zegarek. Michała nie było. Wysłał jej wprawdzie esemesa, ale już dość dawno. Poczuła, jak po plecach przebiega jej dreszcz. Ten człowiek nie przyszedł tu, bo Michał coś zbroił. Ten człowiek przyszedł tu, bo… bała się nawet pomyśleć.
– Syn jest w szpitalu. – To okropne zdanie wreszcie padło.
– Co się stało? – spytała bezgłośnie.
– Syn jest w szpitalu! – powtórzył mężczyzna dużo głośniej niż poprzednio.
– Ja słyszę. Ja tylko nie mówię – odparła znów bezgłośnie, ale mężczyzna ponownie wrzasnął:
– Syn jest w szpitalu!! ! Zaniosła się płaczem. Potykając się, doszła do stolika, na którym obok komputera stał pojemnik z długopisami. Z drukarki wyjęła kartkę i szlochając, drukowanymi literami napisała: „JA SŁYSZĘ. JA TYLKO NIE MÓWIĘ. NIE MAM KRTANI. CO SIĘ STAŁO?”.
– Próbujemy to ustalić. Został pobity. Jest nieprzytomny.
„GDZIE?” – napisała w pośpiechu.
– Na Niekłańskiej! – wrzasnął mężczyzna.
Ponownie podniosła kartkę i palcem pokazała napis: „JA SŁYSZĘ…”.
Boże!
– Mogę panią zawieźć do szpitala – powiedział trochę ciszej niż do tej pory.
Pokręciła głową. Szpital był blisko.
– Więc nie?! – znów krzyknął mężczyzna.
Zrezygnowana ponownie podniosła zapisaną kartkę.
– Będę pani chciał zadać kilka pytań. No i w pani obecności porozmawiać z synem. Oczywiście jak odzyska przytomność. – Policjant znów obniżył ton.
Pokiwała głową. A więc jest nieprzytomny. Jak też ona dogada się w szpitalu? Zamknąwszy drzwi za funkcjonariuszem, weszła do pokoju Michała. Jej wzrok przykuła fotografia Kingi. Jakiś telefon… Ale jak tam zadzwonić? Jak porozmawiać? Nerwowo przerzucała rzeczy Michała. W szufladach biurka znalazła zeszyty, długopisy, stępione ołówki, połamaną temperówkę, ogryzioną gumkę do ścierania, pękniętą ekierkę, dwie połówki jednej trzydziestocentymetrowej linijki i niezaadresowane, ale przybrudzone koperty. Na oknie leżało kilka książek. A notes? Sama podarowała Michałowi supernotes, jeszcze zanim poszła na operację. Zanim przestała mówić. Zanim… O Boże!
Westchnęła ciężko i usiadła w fotelu. Dopiero teraz mogła się rozpłakać. Bezgłośnie. „Jak ryba” – pomyślała i ukryła twarz w dłoniach. Trwała tak kilka minut, aż wreszcie zdjęła dłonie z opuchniętej twarzy. Wtedy jej wzrok przykuł leżący na podłodze plecak. Energicznie podniosła się z fotela i odsunąwszy suwak, zajrzała do środka. Między książkami i zeszytami leżał na dnie notes. Zaczęła nerwowo przerzucać kartki. Wreszcie natrafiła na wpis oznaczony mocną kropką: „Kinga Krosnowska, ul. Międzynarodowa 28 m. 20; 03–939 Warszawa”.
* * *
Było już po dwudziestej drugiej, kiedy odezwał się dzwonek przy drzwiach. Kuba poszedł otworzyć. Na klatce stała kobieta, której twarz wydawała mu się znajoma.
– Słucham? – spytał.
Kobieta otworzyła usta, ale nic nie powiedziała.
– Słucham – powtórzył.
Drżącą ręką wyjęła z kieszeni płaszcza kartkę i napisała na niej: „JESTEM MATKĄ MICHAŁA. CZY JEST KINGA?”.
– Kinga! Mama Michała do ciebie! – zawołał Kuba w głąb mieszkania.
– Co się stało? – spytała Kinga, wychodząc do przedpokoju.
– Czy możesz ze mną podjechać do szpitala? – spytała bezgłośnie mama Michała.
Jak to dobrze, że z Michałową mamą rozmawiała już tyle razy, że przyzwyczaiła się do jej bezgłośnego mówienia. Kinga – z nie mniejszą wprawą niż Michał – potrafiła czytać z ruchu jej warg. To dlatego teraz, kiedy do przedpokoju wyjrzeli jej rodzice, mogła szybko wytłumaczyć, po co też Michała mama tu przyszła.
– Mama Michała chce, żebym z nią poszła do szpitala, bo się boi, że się z lekarzami nie dogada – tłumaczyła Kinga cierpliwie, choć ze zdenerwowania mocno drżał jej głos. – Ludzie myślą, że skoro nie mówi, to znaczy, że też nie słyszy, i zaczynają do niej krzyczeć.
– Ale co się stało? – dopytywał się tata.
– Wiadomo tylko, że ktoś Michała na ulicy napadł – odparła Kinga i poczuła, że głos drży jej coraz bardziej, że do oczu napływają łzy. A jeżeli to ma coś wspólnego z tymi, którzy ich zaczepiali na łódce? Powiedzieć mamie Michała? Czy nie mówić nic? A jeśli wtedy wyjdzie, że to jej wina? Po co wtedy w sylwestra szła z tym idiotą do łazienki? Próżność. Głupia próżność i zazdrość pchnęły ją do tego. Tak, chciała, by Michał był zazdrosny, a teraz…
– Zawiozę was – powiedział ojciec Kingi, ale w tym momencie odezwał się Kuba:
– Tata. Ja to zrobię. – W jego głosie było słychać coś takiego, że pan Krosnowski bez słowa podał synowi kluczyki od nowiutkiej hondy i sięgnął do portfela po dokumenty samochodu.
* * *
Do szpitala dotarli w pięć minut. Jednak do Michała wpuszczono tylko jego mamę. Dopiero po chwili lekarz dyżurny zawołał Kingę.
– Ty, dziecko, jesteś z tą głuchoniemą? – spytał.
– Ja nie jestem dzieckiem, a ona nie jest głuchoniema – odparła Kinga. – Ona świetnie słyszy – dodała. – Jest tylko po operacji krtani.
Lekarz westchnął.
– Nie potrafię się dogadać. Chodź ze mną. Weszli do pokoiku lekarskiego, w którym siedziała mama Michała i drżącymi rękoma podnosiła do ust kieliszek z jakimś lekarstwem.
– Czy ja mogę go zobaczyć? – spytała Kinga głosem pełnym niepokoju. Jeśli mama Michała TAK wygląda, to JAK wygląda Michał? – To mój… Bo ja… Bo Michał… Bo my…
Lekarz spojrzał pytająco na mamę Michała. Kiwnęła głową, a łzy pociekły jej jeszcze mocniej.
Kinga poznała Michała po dłoniach, bo zabandażowana i opuchnięta twarz wyglądała jak obca.
– Co mu jest? – spytała przerażona.
Już nie powstrzymywała łez.
– Pęknięcie podstawy czaszki, wstrząśnienie mózgu, połamane żebra… – zaczął wyliczać lekarz, Kinga jednak nie słuchała. W milczeniu wpatrywała się w zabandażowaną, leżącą pod tlenem postać i tylko czuła, że łzy spływają jej za dekolt.
– Ale czy będzie… – zaczęła, jednak po chwili urwała.
Bała się dokończyć pytanie.
– To będziemy wiedzieć rano – uciął lekarz i gestem nakazał Kindze wyjść z pokoju. – Na razie chciałbym, byś przekonała jego mamę, że jej siedzenie tu nic mu nie pomoże. Dostał leki nasenne i obudzi się najwcześniej jutro w południe.
Kiedy ponownie weszli do pokoiku lekarskiego, mama Michała starała się uspokoić oddech. Po chwili otworzyła usta i bezgłośnie spytała:
– O której mam tu jutro przyjść?
Lekarz spojrzał pytająco na Kingę. Powtórzyła jej pytanie.
– Najwcześniej w południe – brzmiała odpowiedź lekarza.
– Pani Mirko… – zaczęła Kinga i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że po raz pierwszy zwróciła się do mamy Michała w ten sposób. – Jutro jest sobota, a ja nie mam lekcji. Przyjdę po panią o jedenastej…
* * *
– Mów. Co jest? – spytał Kuba, kiedy we dwójkę wracali do domu. Był senny, bo ostatnie pół godziny spędził na pustym szpitalnym korytarzu.
– Jego ktoś pobił i ja wiem kto – odparła Kinga, po czym w kilku słowach opowiedziała Kubie o spotkaniu w parku.
– Powiedz to policji. – Głos Kuby był stanowczy.
– Sama z siebie nie pójdę – odparła. – Poza tym mama Michała mówiła, że mają go przesłuchiwać, jak odzyska przytomność.
* * *
„Na mą głowę spadło niebo. Spadło niebo pełne gwiazd…” – dobiegł go dźwięk piosenki. Po chwili żeński głos powiedział: „Radio Pogoda”. Michał otworzył oczy. Gdzie też on jest? Rany! Jak bardzo boli go głowa. No i tak trudno mu oddychać… Nóż… Teraz pamięta… Unosi głowę, ale zaraz opada na poduszki. Szpital. Na pewno. Tylko który?
– Przepraszam… – odzywa się słabym głosem, patrząc na krzątającą się po pokoju postać.
Jakiś mężczyzna w białym kitlu oglądał coś przy jego łóżku.
– Przepraszam… – próbuje zawołać głośniej, ale wysiłek na niewiele się zdaje.
Jednak facet podchodzi do łóżka i pochyla się nad Michałem.
– Słyszysz mnie? – Na dźwięk męskiego głosu i widząc nad sobą pełne nienawiści oczy, Michał aż drętwieje ze strachu. – Jeżeli piśniesz policji choć słowo, to ta twoja laska będzie miała gębę niewiele ładniejszą od pawianiej dupy. Zrozumiałeś?
Michał przerażony kiwa głową. Postać oddala się w kierunku drzwi. Prawa ręka, na której małym palcu o długim paznokciu błyszczy złoty sygnet, zamyka drzwi.
* * *
„Nikomu o tym nie mów. Kinga! Przysięgnij mi, że nikomu o tym nie powiesz” – brzmiał jej w uszach głos Michała.
Kiedy z jego mamą przyszły do szpitala, chłopak był przytomny. Za dwa tygodnie miał wrócić do domu. Za trzy do szkoły. Lekarz pocieszał, że jego stan nie jest taki zły. Tylko Kinga nie podzielała jego optymizmu. Jeszcze nigdy nie widziała Michała tak przerażonego. Sama też nigdy tak się nie bała. „Więc to jest strach” – pomyślała, patrząc na swoje odbicie w szybie.