WYJAŚNIENIA (1)
„Masz czas?” – Esemes od Maćka przyszedł w momencie, kiedy w spożywczym kupował żarcie dla kota. Nie chciało mu się pisać. Oddzwonił.
– W sklepie jestem. No co tam? – spytał.
– A tak… chciałem się spotkać.
– No to za pół godziny wpadaj do mnie, bo już będę w chacie.
* * *
Słowa Marcina, które Kamila usłyszała wtedy na Nowym Świecie, nie dawały jej spokoju. Właściwie myślała o nich codziennie. Czasem na wykładach odpływała myślami i analizowała, czy miał rację, choć nie umiałaby wytłumaczyć, czemu obchodziło ją zdanie obcego chłopaka. Ale wypowiedziane przez niego zdania powracały jak natrętna mucha i brzęczały w głowie. Co on mówił? Że ona Olka oszukuje? No to teraz nie oszukuje. Teraz się nie odzywa. Czemu ten Olek jest taki głupi, że sam się nie domyśli, że to już koniec. I śle jeszcze te głupie esemesy i ememesy z uśmieszkami i serduszkami, jakby miał trzynaście lat. A ten Marcin… tak wszystko wie? Ciekawe, czemu wobec tego jest sam? A w ogóle to porozmawiałaby z nim jeszcze, pokazała jego miejsce w szeregu i przytarła nosa. Taki dorosły? Taki mądry? Zdaje się, że nawet prawa jazdy nie ma. Pierdoła saska!
Kamila sprzątała pokój i im dłużej myślała o tym, co wtedy z Marcinem powiedzieli sobie na ulicy, tym bardziej odczuwała potrzebę porozmawiania z nim dłużej. A konkretnie nawrzucania mu. Ale… był z tym jeden podstawowy problem. Nie znała telefonu Marcina i nie pamiętała jego nazwiska. Może kiedyś je słyszała. Owszem, widziała go kilka razy na imprezach, ze dwa razy w jakimś pubie, zawsze niedogolony, z jakąś dziwną miną, której nie umiała nazwać. Ale nigdy nie miała jego telefonu, bo też nigdy nie była z nim w klasie. W końcu to kolega z licealnej klasy Maćka i Małgosi. Właśnie! Małgosia! Gdyby nie zniknęła, można byłoby ją zapytać i bez problemu dostałaby telefon do tego Marcina, a tak… No przecież nie zadzwoni po jego numer do Maćka, bo ten zaraz przekabluje wszystko Olkowi. Wprawdzie wiedziała, że gdyby go poprosiła, toby nie przekablował, ale za to potem patrzyłby na nią z takim wyrzutem, jak to Maciek tylko potrafi, gdy złapie kogoś na nielojalności.
A właściwie… dlaczego jej rozmowa z Marcinem miałaby być nielojalnością wobec Olka? Tak… w sumie nie chodziło o nielojalność. Chodziło o… wyjaśnienia. Marcin ją obraził, na koniec jeszcze powiedział „gówno” i w ogóle zachował się jak cham. Poszedł sobie. Bez pożegnania. Bezczelność!
„Kto tam z nim był w klasie poza Maćkiem i Małgosią?” – próbowała sobie przypomnieć, ale rozmyślania przerwała mama, wchodząc do pokoju.
– Obiecałaś zgrabić ogród i wywieźć to, co zgrabisz, na kompost – powiedziała z wyrzutem.
– Moment. – Kamila nawet nie podniosła głowy, tylko grzebała w szafie, poprawiając krzywo wiszące bluzki. – Skończę sprzątać pokój i pójdę do ogrodu.
– A nie lepiej odwrotnie? Najpierw do ogrodu, póki jest pogoda i w miarę ciepło?
– Ale po pracy w ziemi to ja bym chciała walnąć się na wyro i odpocząć, a w rozbabranym pokoju nie odpocznę. Poza tym już prawie kończę. Jeszcze tylko schowam zimowe buty, odkurzę szuflady biurka, cały pokój i będzie koniec.
– A okna?
– Myte przecież były przed Wielkanocą. A poza tym tutaj się nie brudzą tak jak w Warszawie. Tu nie ma takiego ruchu.
– Mam na ten temat inne zdanie – stwierdziła mama. – Okna brudzą się od smogu z kominów.
– To umyję, jak się zaczną wakacje.
– Trzymam za słowo. – Mama cofnęła się do przedpokoju, a zamykając drzwi, rzuciła jeszcze: – I w sprawie ogrodu też trzymam za słowo.
Przez tę rozmowę Kamila zapomniała, o czym wcześniej myślała. Przypomniała sobie dopiero w ogrodzie na widok Olka, który za płotem robił porządki u siebie. Kto może mieć numer do Marcina? Biały Michał? Chyba nigdy z nim nie gadała przez telefon, ale… nagle doznała olśnienia! Przecież w tej klasie była… Ewa! Tak! Telefon do Ewy to chyba lepszy pomysł…
* * * Prace w ogrodzie zajęły jej na tyle dużo czasu, że gdy skończyła, ledwo trzymała się na nogach. Bolały ją kręgosłup, ręce, nogi i stopy. Zatelefonowała jednak do Ewy, ale dziewczyna nie odebrała. Kamila poszła pod prysznic. I oczywiście właśnie wtedy oddzwoniła Ewa, a ona tego nie słyszała.
Wyszła spod prysznica, położyła się na łóżku przed włączonym telewizorem i po kilku minutach zasnęła. Po dwóch godzinach mama obudziła ją na obiad. Dopiero późnym wieczorem zerknęła na komórkę i zobaczyła nieodebrane połączenie. Oddzwoniła, ale Ewa znów nie odebrała. Około jedenastej w nocy przysłała esemesa. „Dopiero teraz jestem wolna. Jak coś, to dzwoń”. Oddzwoniła i siląc się na obojętność, zagaiła:
– Wieeesz… to właściwie już nieaktualne, bo potrzebowałam numer do Marcina… wiesz… tego z waszego liceum, ale przyjaciółka sobie już chyba poradziła…
– Z czym poradziła? – Ewa była zaskoczona.
– No z czymś tam… – Kamila czuła, że palnęła coś debilnego, bo przecież nawet nie pamiętała, co ten cały Marcin studiuje, ale postanowiła brnąć dalej: – Coś ze studiami, ale jakbyś na wszelki wypadek mi ten numer dała, to…
– A nie ma sprawy… wyślę ci zaraz wizytówkę – obiecała Ewa i spytała: – A z Olkiem się pogodziliście?
– My w ogóle nie jesteśmy pokłóceni. Nawet dziś gadaliśmy przez płot.
– Przez płot? – Ewa była zdziwiona.
– No wiesz… mamy dwa ogródki i dwa domy…
– Fakt – odparła Ewa i nagle w słuchawce zapadła cisza, jakby obie dziewczyny nie miały sobie już nic więcej do powiedzenia.
– Muszę kończyć, strasznie jestem zmęczona tym sprzątaniem – wykręciła się Kamila. Tak naprawę po poobiedniej drzemce była wypoczęta.
– Ja też jestem zmęczona – dodała Ewa: – Mieliśmy dziś występ w domu kultury w Józefowie. Padam na twarz. Pa!
– Pa. I pamiętaj o telefonie…
– O!
Dobrze, że przypomniałaś, boby mi z głowy wyleciało – odparła Ewa i się rozłączyła.
Po chwili przysłała wizytówkę: „Marcin Niewiadomski. Telefon 602 61…”.
Kamila zapisała kontakt w telefonie, a potem spojrzała na zegar. Dochodziła północ. Westchnęła zrezygnowana. Przecież nie będzie dzwonić o tej porze do chłopaka, do którego nigdy w życiu nie dzwoniła. Chociaż z drugiej strony… Właściwie powinna zadzwonić, obudzić, skrzyczeć… Przecież wtedy ją zirytował. Nacisnęła zieloną słuchawkę, ale… po jednym sygnale się rozłączyła. Ku jej zdumieniu Marcin błyskawicznie oddzwonił.
– Dobry wieczór, tu Marcin Niewiadomski, miałem przed chwilą telefon… – usłyszała w słuchawce jego niski i głęboki głos.
– Cześć, tu Kamila…
W słuchawce panowała jednak cisza, więc dodała:
– Kamila Grabowska… przepraszam… nie zauważyłam, że jest późno i…
– Kamila? – Marcin był wyraźnie zdziwiony.
Prawdę mówiąc, telefon go zdenerwował, bo myślał, że to coś z Markiem, który pojechał na treningi na jakieś zgrupowanie. Telefonu Kamili w ogóle się nie spodziewał. Tymczasem dziewczyna, którą ledwo znał, zadzwoniła, i to nie wiadomo po co, przed północą, gdy leżał w łóżku i próbował zasnąć.
– Tak… ja chciałam… to znaczy… – Kamila jąkała się zmieszana brzmieniem głosu Marcina. Był taki poważny. Chciała go skrzyczeć, nawymyślać mu, a nagle to wszystko wzięło w łeb.
– Ty na pewno do mnie chciałaś zadzwonić? – spytał.
– Chciałam po prostu wyjaśnić…
W słuchawce znów panowała cisza. Zaskoczony Marcin nie wiedział, co powiedzieć. Dlatego Kamila po chwili dodała:
– Bo wtedy… nie dokończyliśmy rozmowy…
– Nie dokończyliśmy rozmowy? – Marcin myślał, że się przesłyszał. Od spotkania w pubie minął przynajmniej miesiąc, a ona nagle dzwoni, że nie dokończyli rozmowy. – Mnie się wydaje, że dokończyliśmy… – zaczął powoli, ale Kamila mu przerwała:
– Tobie się wydaje, że tak, a mnie, że nie, a w naszej kulturze to kobiety mają pierwszeństwo…
Nie dokończyła jednak, bo w słuchawce rozległ się ryk śmiechu. Kamila zbaraniała. Jeszcze nikt nigdy się z niej tak bezczelnie i niemal prosto w twarz nie śmiał. A Marcin właśnie to robił i jeszcze powiedział:
– Dziewczyno, ale ty masz przewrócone w głowie.
– Ja?
– A co? Chcesz o tym porozmawiać? – zapytał wesoło. Nagle ten nocny telefon zaczął go bawić.
– Dokładnie! – krzyknęła Kamila. – Chcę porozmawiać.
– No to słucham! Słucham twojej teorii… – powiedział, poprawiając się w łóżku.
– Ale nie przez telefon – odparła Kamila takim tonem, że Marcin aż wstał.
– O!
– To co?
– Proszę bardzo… – powiedział przeciągle, a potem szybko spytał: – Kiedy?