Polowanie na lwy (2)
Smuga natychmiast rozpoczął przygotowania. Długo badał przez lunetę spory obszar krzaczastego terenu, ciągnącego się w pobliżu na pół wyschłej rzeczułki. Tam, według zapewnień pasterzy, znajdowała się kryjówka lwiej rodziny napastującej bydło. Smuga podzielił Masajów na dwie grupy. Liczniejsza, razem z Wilmowskim i Hunterem uzbrojonymi w doskonałe karabiny, miała się rozciągnąć w długi szereg i wkroczyć w gąszcz od strony rzeczułki. Na czele drugiej grupy stanął Smuga. Postanowił okrążyć busz, by urządzić zasadzkę na lwy wycofujące się przed nagonką. Tomek poprosił ojca, aby pozwolił mu się udać razem ze Smugą i z bosmanem Nowickim. Wilmowski zgodził się na to. Wiedział przecież, że pod opieką wytrawnego myśliwego chłopcu nic złego nie może się stać.
Grupa Smugi pierwsza wyruszyła na stanowisko, ponieważ potrzebowała więcej czasu na urządzenie zasadzki. Smuga, krocząc na przedzie, poprowadził swych ludzi skrajem rozległego pasa krzewów.
Tomek szedł obok Smugi. W skupieniu przysłuchiwał się jego wskazówkom, jak należy się zachować podczas polowania na lwy.
– W Afryce wyróżniono kilka podgatunków lwów[27] w zależności od rozmiaru ich grzywy, a więc: berberyjskiego, najpotężniejszego ze wszystkich, który obecnie występuje jedynie w krajach położonych w górach Atlas[28], masajskiego, żyjącego na wschodzie Afryki Środkowej, senegalskiego, kapskiego i somalijskiego. Niektóre z tych podgatunków już wymarły – wyjaśnił łowca. – Poza Afryką żyją dwa gatunki: perski i indyjski. Można domyślić się z samej nazwy, że w tych okolicach przebywają lwy zwane masajskimi. Odmiana ta, w przeciwieństwie do innych, napada i pożera ludzi. Lwy unikają dżungli, a chętnie żyją w okolicach otwartych, zwłaszcza w buszu i na pustynnych równinach lub płaskowyżach podzwrotnikowych. Na ogół nie trzymają się ściśle określonych kryjówek. Wędrują z miejsca na miejsce, spędzając dzień tam, gdzie zastaje je wschód słońca. Gorzej się dzieje, gdy bestie zasmakują w łatwym polowaniu na bydło domowe lub na przeważnie źle tutaj uzbrojonych i tym samym niemal bezbronnych ludzi. Wtedy włóczą się dłużej po okolicy i dokonują straszliwego spustoszenia.
[27] Panthera leo.
[28] Atlas – system górski w północno-zachodniej Afryce (Maroko, Algieria, Tunezja).
– Wydawało mi się, że każdy lew rzuca się na człowieka – wtrącił Tomek.
– Większość mieszczuchów tak sądzi, lew jednak raczej rzadko napada na ludzi. Nawet szczuty psami więcej uwagi zwraca na ogary niż na człowieka. Oczywiście inaczej to wygląda, gdy się ma do czynienia ze zwierzęciem draśniętym kulą albo z pozbawionym możliwości ucieczki. Wtedy staje się ono zajadłym i groźnym przeciwnikiem.
– Słyszysz, braciszku? Musisz dobrze pilnować Dinga, bo co by powiedziała ładna Sally, gdyby lwy pożarły jej pupila? – roześmiał się bosman.
– Niech pan tylko spojrzy, jak spokojnie zachowuje się Dingo – powiedział Tomek. – Na pewno nie zwęszył jeszcze lwów albo też wcale ich nie ma w tym buszu.
– Teraz idziemy z wiatrem. Zobaczymy, jak Dingo się zachowa, gdy będziemy po drugiej stronie buszu – rzekł Smuga.
Naraz podróżnik przystanął i pochylił się nad zdeptaną wokół brzegu strumienia ziemią. W tym miejscu strumień rozlewał się trochę szerzej, tworząc przy jednym z brzegów nieckowatą wyrwę. Woda stała tutaj spokojnie, ledwie poruszana prądem strumyka. Tomek trącił bosmana w bok:
– Pewnie pan Smuga odkrył ślady lwów.
– Tu lwy piją wodę w nocy. W dzień siedzą w zaroślach i śpią. Lwy są bardzo mądre, nie męczą się bieganiem w dzień, kiedy gorąco.
Tomek popatrzył na mętną wodę wypełniającą nieckę.
– Nie wydaje mi się, żeby lwy były tak bardzo mądre. Po co piją brudną wodę, skoro czysty strumień płynie tuż obok?
– Brudna woda lepsza. Wszystkie zwierzęta lubią stojącą wodę – stwierdził Mescherje.
Po chwili Smuga ruszył dalej. Około godziny trwała wędrówka ścieżką zwierzęcą, która nagle zniknęła w dość gęstym buszu z rzadka porosłym drzewami.
– Idźmy dalej ścieżką – doradził Mescherje – busz zaraz się skończy.
– Dobrze, prowadź nas teraz – polecił Smuga.
Mescherje zagłębił się w zarośla, Smuga, bosman, Tomek i Masajowie postępowali za nim, oddaleni zaledwie o kilka kroków. Tomek trzymał krótko na smyczy strzygącego uszami Dinga. Pies niepokoił się coraz bardziej, toteż chłopiec zwrócił na niego całą uwagę. Nagle rozległ się krzyk Mescherje. Wydarzenia potoczyły się tak szybko, że Tomek działał już tylko odruchowo. Spojrzał w kierunku, z którego doszedł głos Mescherje i ujrzał potężny grzbiet zwierzęcia cwałującego z pochylonym łbem uzbrojonym w wielkie zakrzywione i ostre rogi. Mescherje w ostatniej chwili podskoczył wysoko. Jak piłka przetoczył się po szerokim grzbiecie gwałtownie szarżującego bawołu. Na szczęście Smuga nie stracił zimnej krwi; widząc, że nie zdąży złożyć się do strzału, krzyknął donośnie:
– Kryjcie się za drzewami!
Jednocześnie uskoczył za pień dużej akacji, ratując się w ten sposób przed stratowaniem.
Bosman znajdował się najbliżej Tomka. Wyrwał mu z rąk smycz, popychając go jednocześnie w kierunku rozłożystego figowca. Przerażony nagłym pojawieniem się bawołu afrykańskiego[29], chłopiec jednym susem wskoczył na niższą gałąź; błyskawicznie wdrapał się na drzewo. Bosman szarpnął Dinga i schował się za tym samym figowcem. Masajowie, bezszelestnie jak duchy, zniknęli ze ścieżki.
[29] Syncerus caffer. Najbliższymi jego krewniakami, których wiele zamieszkuje dziewicze lasy Afryki Środkowej, są: nieco mniejszy bawół krótkorogi czerwony (Syncerus caffer nanus) z Konga i bawół sawannowy (Syncerus caffer brachyceros) znad jeziora Czad.
Nim Tomek zdał sobie sprawę z tego, co się stało, tętent rozgniewanego zwierzęcia ucichł w dali.
Smuga z karabinem gotowym do strzału ukazał się na ścieżce.
– Nie wychodźcie jeszcze z kryjówek! – zawołał ostrzegawczo. – Bawół może wrócić!
Tomek siedział na gałęzi przylepiony prawie do pnia figowca. Tymczasem Smuga odnalazł ukrytego w krzewach Mescherje. Murzyn oszołomiony był jeszcze upadkiem, lecz zapewniał, że nic mu się nie stało. Zaraz też ruszył śladem bawołu, by sprawdzić, czy już im nie zagraża. Wrócił po dłuższej chwili, wołając:
– Nie ma go, nie ma! Uciekł naprawdę!
Masajowie natychmiast ukazali się na ścieżce. Bosman Nowicki wyszedł z psem zza drzewa. Zadarłszy głowę, powiedział ze śmiechem:
– He, he, he! Aleś, brachu, skoczył na drzewo zwinniej od małpiatki! Szkoda, że nie miałem aparatu fotograficznego. Boki by Sally rozbolały z uciechy, gdyby zobaczyła, jak się wspinasz na drzewo, uciekając przed byczymi rogami! Prawda, Dingo? Ale widok!
Tomek zeskoczył z drzewa i podniósł z ziemi porzucony sztucer. Smuga i Masajowie uśmiechali się dyskretnie. Chłopiec spojrzał na nich ponurym wzrokiem. Westchnął ciężko, gdyż zdawało mu się, że jego myśliwska sława mocno została w tej chwili nadszarpnięta.
Zły i pochmurny ruszył za przyjaciółmi.
„Więc to tak, teraz się ze mnie śmiejecie” – pomyślał. – „Ano, dobrze! Pożałujecie…”
– Mieliśmy wiele szczęścia – mówił tymczasem Smuga. – Bawół afrykański szarżuje na wszystko, co napotyka na swej drodze! Ustępuje pola tylko słoniowi. Nie boi się nawet lwa i często zwycięża w starciu. Strzelać do niego można wtedy jedynie, gdy jest się zupełnie pewnym strzału. Raniony bawół staje się nadzwyczaj niebezpieczny i podstępny. Potrafi urządzać prawdziwe zasadzki na prześladowców.
Rozmowa się urwała. Mescherje zboczył w rzadszy w tym miejscu busz. Niebawem łowcy znaleźli się na skraju małej polany otoczonej krzewami i drzewami.
– Tu zaczekajmy – doradził Mescherje.
Łowcy sprawdzili broń, po czym usiedli wśród krzewów. Mężczyźni podnieceni perspektywą polowania na lwy nie zwracali uwagi na milczącego chłopca, który położył sztucer na kolanach i nasłuchiwał z drżeniem serca. Niebawem w dali rozległy się krzyki i strzały.
Odgłosy nagonki przybliżały się coraz bardziej. Naraz z gąszczu rozbrzmiał krótki, gniewny pomruk.
– Lwy już spłoszone – szepnął Mescherje.
Pomruk powtórzył się znacznie bliżej. Zanim rozpłynął się w buszu, zawtórowało mu kilka bestii.
– Widać, że nagonka trafiła na prawdziwą przysłowiową jaskinię lwów – półgłosem powiedział Smuga – żeby tylko wyszły prosto na nas.
– Przyjdą, musungu[30], przyjdą, gdyż za nami są jaskinie, w których one się chowają, będąc w niebezpieczeństwie – zapewnił Mescherje.
[30] Biały człowieku.
Wyraźnie już było słychać wrzask nagonki oraz uderzenia dzidami o pnie drzew, przeplatane strzałami karabinowymi. Urywane pomruki lwów odezwały się na skraju przeciwległej strony polany. Smuga spojrzał na przygotowującego się do strzału chłopca. Uśmiechnął się do niego i polecił:
– Nie spuszczaj Dinga ze smyczy i nie oddalaj się ode mnie. Mierz spokojnie prosto w komorę.
– Dobrze, proszę pana. Dingo drży z niecierpliwości. Będę na niego uważał, może pan być spokojny – zapewnił Tomek.
Nie mógł trzymać w ręku smyczy i jednocześnie strzelać ze sztucera. Po krótkim więc namyśle przywiązał koniec rzemienia do drzewa. Przyklęknął na jednym kolanie, opierając broń na drugim.
Lwy nie dały długo na siebie czekać. Olbrzymi, płowy łeb pokryty bujną grzywą wychynął z zarośli. Spoglądając podejrzliwie, lew warknął głucho i przeciągle. Odpowiedziało mu kilka innych lwich głosów.
– Jeden, dwa, trzy, cztery, pięć… o Boże, ile ich tu jest naraz! – szepnął Tomek, licząc bestie ukazujące się niemal jednocześnie na polanie. – To już szósty, siedem, osiem…
Tomek nie mylił się. Pięć lwic i trzy samce wybiegły na polanę kocimi susami. Pierwszy umykał prawdziwy olbrzym z wielką grzywą.
W głębi buszu znów rozległy się nawoływania i strzały. Smuga i bosman Nowicki wyszli z krzewów.
– Do licha! Zmarnowaliśmy doskonałą okazję do schwytania żywcem takiej pięknej rodzinki! – zawołał Smuga.
Lew biegnący na czele gromady przystanął zdumiony widokiem ludzi przed sobą. Stanowił doskonały cel. Smuga mimo to nie wykorzystał wspaniałej okazji do pewnego strzału. Uniósł wprawdzie broń, lecz Tomek spostrzegł natychmiast, że mierzy do dużej, biegnącej długimi susami lwicy. To jednak, co Tomek poczytał za niepotrzebną brawurę, było wynikiem głębokiego doświadczenia łowcy. Smuga wiedział bowiem dobrze, że przy spotkaniu lwa i lwicy należy najpierw strzelać do lwicy. Król zwierząt zazwyczaj nie reaguje na to, co spotyka jego małżonkę, podczas gdy ona rzuca się natychmiast na myśliwego, jeżeli lew zostaje zraniony. Smuga mierzył krótko i nacisnął spust. Lwica zwinęła się w skoku, ale biegła dalej. Smuga strzelił jeszcze dwukrotnie. Po ostatnim strzale zwierzę zaryło pyskiem w ziemię i legło bezwładnie. Tymczasem bosman i Tomek jednocześnie pociągnęli za spusty, mierząc do wspaniałego olbrzyma, który pierwszy się pokazał na polanie. Tomek, stosownie do rad Smugi, celował prosto w komorę. W chwili strzału zerknął na szamocącego się psa i kula uderzyła w ziemię tuż przed celem. Bosman nie spudłował; mierzył spokojnie w zad. Od razu też unieszkodliwił zwierzę. Trafiony w kręgosłup olbrzymi lew kręcił się teraz jak bąk.
Tomek i bosman znów strzelili jednocześnie. Lew upadł na trawę. Smuga zabił celnymi strzałami jeszcze jedną lwicę i lwa, który nawinął mu się niemal pod samą muszkę karabinu, a bosman także powalił jedną sztukę. Tomkowi również sprzyjało szczęście. Trzema strzałami zabił młodego lwa, po czym zaczął obserwować przebieg polowania na pozostałe przy życiu lwice. Zwierzęta schwytane w potrzask biegały po polanie jak oszalałe w poszukiwaniu bezpiecznego schronienia. Stanowiły nadzwyczaj ruchliwy, a tym samym trudny cel. Smuga i bosman wybiegli ku nim na środek polany. W pewnej chwili lwica kilkoma skokami dopadła bosmana. Smuga natychmiast nacisnął spust, lecz strzał nie padł. Łowca zrozumiał, że wystrzelał już wszystkie naboje. Krzyknął więc do marynarza, który strzelił i chybił. Zanim bosman zdążył pociągnąć za spust po raz drugi, zwalony przez zwierzę legł jak długi na ziemi, wypuszczając broń z ręki.
Lwica zniknęła w zaroślach; Masajowie z krzykiem pobiegli za nią w pościg. Pozostała jeszcze przy życiu lwica rzuciła się nieoczekiwanie w kierunku Tomka.
Sierść zjeżyła się na grzbiecie przywiązanego do drzewa Dinga. Tomek nie stchórzył. Nie chcąc narażać na niebezpieczeństwo swego ulubieńca, postąpił kilka kroków do przodu. Uniósł spokojnie sztucer. Mierzył między ślepia, gdyż był to jedyny widoczny w tej chwili cel. Kula tylko otarła się o czaszkę. Lwica stanęła trochę ogłuszona; spojrzała na chłopca przekrwionymi, gniewnymi ślepiami.
Tomek opanował ogarniający go strach. Mierzył po raz drugi. Rozległ się tylko suchy trzask spuszczonej iglicy. Magazynek był pusty. Smuga, chociaż znajdował się w pewnym oddaleniu, natychmiast zorientował się w sytuacji. Nie miał czasu na nabicie karabinu. Rzucił więc bezużyteczną broń i porwał z ziemi karabin bosmana. Znów rozległ się tylko suchy trzask iglicy. Lwica czołgała się na brzuchu, nie odrywając wzroku od chłopca. Znajdowała się już o dziesięć kroków od zuchwalca.
Tomek pojął, że nie ma dla niego ratunku. Bezbronni Smuga i bosman Nowicki znajdowali się zbyt daleko, aby skutecznie przyjść mu z jakąkolwiek pomocą. Każdy gwałtowniejszy krok z ich strony przyspieszyłby tylko jego śmierć. Rewolwery nie wchodziły w rachubę – kule ich nie mogły śmiertelnie ugodzić lwa.
Tomek straszliwie pobladł.
Lwica przypadła do ziemi, bijąc ogonem po bokach. Wyszczerzone kły rozchyliły się; rozbrzmiał głuchy pomruk. Nie można było mieć najmniejszej wątpliwości. Zwierzę gotowało się do skoku. Groźny pomruk rozległ się ponownie. Lwica zmrużyła ślepia, rytmicznie uderzała ogonem o ziemię. Tomkowi zdawało się, że czuje już w swym ciele kły rozjuszonej bestii, gdy nagle tuż przed nim pojawił się jakiś cień. Tomek uniósł głowę. Do jego serca wróciła nadzieja. Ujrzał przed sobą czarne plecy. Był to Mescherje, który widząc, że chłopiec może znaleźć się w niebezpieczeństwie, nie pobiegł z towarzyszami za umykającym lwem. Teraz z podniesioną na wysokość ramienia dzidą odgrodził Tomka od lwicy.
Smuga i bosman nie śmieli wykonać najmniejszego ruchu, by nie przyspieszyć ataku rozwścieczonego drapieżnika. Przecież lwica mogła z łatwością rozszarpać chłopca razem z jego nieustraszonym obrońcą. Zraniona, drżała z niecierpliwości. To, że Tomek żył do tej pory, zawdzięczał Mescherje. Ten nieoczekiwanym ukazaniem się zwrócił na siebie uwagę zwierzęcia, które znało już smak czarnego mięsa… Gdy łeb lwicy zwrócił się ku Masajowi, Smuga nie wytrzymał i krzyknął:
– Na drzewo, Tomku! Na drzewo!
– Skacz na drzewo! – zawtórował bosman, ostrożnie ruszając ku chłopcu.
Rada była doskonała, lwica bowiem wlepiła swój zimny, złowrogi wzrok w Mescherje, a tuż za Tomkiem stało rozłożyste drzewo. Tomek wszakże oblizał językiem spieczone wargi i nie ruszył się z miejsca. Na drzewo? Tak, ogarniała go chęć schronienia się na nie, ale miałby się po raz drugi narazić na pośmiewisko? Poza tym, jeśli Mescherje się nie boi…
Podniesione głosy przerażonych łowców, jak i wrzask nagonki wysypującej się w tej chwili na polanę podziałały na lwicę piorunująco. Mięśnie zagrały pod jej skórą, krótki, gruby kark się skurczył, wielkie płowe cielsko śmignęło w powietrzu.
W tej samej chwili prawe ramię Mescherje wykonało krótki, lecz silny ruch – dzida jak błyskawica wybiegła na spotkanie lwicy. Mescherje uskoczył w bok, pociągając Tomka za sobą, a zwierzę runęło na ziemię z głęboko wbitym w czoło ostrzem dzidy. Długie drzewce trzasnęło jak zapałka, lecz samo ostrze tkwiło głęboko w czaszce. W paroksyzmie bólu, oślepiona krwią lwica skoczyła jeszcze na pień drzewa i pazurami zdarła kawał kory. Była to już agonia, gdyż zaraz stoczyła się bezwładnie na ziemię.
Smuga i blady jak płótno bosman podbiegli do Tomka. Bosman chwycił go w ramiona.
Dopiero po chwili powiedział:
– Dech mi zaparło z przerażenia! Nie dziwię ci się, żeś nie miał siły wskoczyć na drzewo, gdyż i nas strach osadził na miejscu.
Tomek serdecznie uścisnął bosmana, a potem odezwał się niemal spokojnym głosem:
– Ja… mogłem się schronić na drzewo, ale… nie chciałem!
– Dlaczego? – rozgniewał się Smuga. – Przecież lwica przestała się tobą interesować. Widać było od razu, że nienawidzi Murzynów. Z łatwością więc mogłeś wspiąć się na drzewo. Byłbyś bezpieczny, a my byśmy nie umierali ze strachu o ciebie.
– Ja wcale nie chciałem być bezpieczny – oznajmił chłopiec.
– Dlaczego? Co się stało, Tomku?
– Potem pan bosman znów by się śmiał, że ze strachu wskoczyłem na drzewo!
Smuga spojrzał na bosmana z wyrzutem.
– Z tym upartym bachorem to nawet pożartować nie można – mruknął marynarz, poczuwając się do winy.
– Muszę przyznać, Tomku, że wykazałeś zimną krew – pochwalił Smuga. – Chcę ci jednak przypomnieć, że obiecałeś zachowywać się rozsądnie.
– Pamiętam, ale na drzewo nigdy już nie będę się chował – odparł Tomek stanowczo.