×

Utilizziamo i cookies per contribuire a migliorare LingQ. Visitando il sito, acconsenti alla nostra politica dei cookie.


image

7 metrów pod ziemią, „Czułam się jak w MATRIXIE”. Czym są ATAKI PANIKI? – 7 metrów pod ziemią

„Czułam się jak w MATRIXIE”. Czym są ATAKI PANIKI? – 7 metrów pod ziemią

Bałam się lotów samolotami, bałam się podróży,

też miałam taki jeden moment, w którym sobie uświadomiłam, jak ten lęk w ogóle mnie ogranicza.

Te ataki paniki zawsze zaczynały się od tego, że było przyspieszone bicie serca, potem było takie uczucie duszenia, ja miałam wrażenie, że ja się sama uduszę. Przechodziły mnie dreszcze,

miałam takie uczucie napadów gorąca,

kręciło mi się w głowie.

Panom z karetki nie potrafiłam tak naprawdę wytłumaczyć, co się ze mną stało,

pamiętam, że wtedy powiedziałam takie zdanie, że czuję się w jak w matrixie, bo

wszystko wydawało mi się takie nierealne.

Czy Ty dzisiaj wiesz, skąd to się w ogóle wzięło?

Dlaczego Ty?

Magda, jeszcze dwa lata temu doświadczałaś stanów lękowych

i ataków paniki.

Jak to się zaczęło?

To się zaczęło w takim momencie mojego życia, kiedy

ja doświadczałam dużej ilości stresu związanego ze studiami, pracą.

I tak cały czas miałam wrażenie, że gdzieś te nerwy są, że ja się kładę zestresowana,

budzę się z rana i myślę od razu

o tym, ile rzeczy mam do zrobienia.

I takie życie w takim

przewlekłym stresie doprowadziło do tego, że

pewnego dnia doświadczyłam pierwszego napadu paniki.

Jak to wyglądało?

Było to dość traumatyczne przeżycie, jeśli mogę tak powiedzieć, bo

pewnie wielu osobom będzie się wydawać, że atak paniki to jest coś takiego, żę się nie wiem, biegnie, krzyczy, wpada w histerię, czy w coś takiego.

Natomiast to wyglądało tak, że po prostu jechałam autobusem

i w pewnym momencie zaczęło robić mi się słabo.

Więc pomyślałam może jest duszno, wzięłam głowę w dół i postanowiłam, że jakoś dojadę do tego następnego przystanku.

Na następnym przystanku wysiadłam i

na takich chwiejnych nogach, już czułam, że coś jest nie tak,

że czuję się bardzo źle, że ten stan jest jakiś taki dziwny,

jakiego jeszcze nie doświadczałam.

Po czym usiadłam sobie na przystanku,

a następnie się na nim położyłam,

wtedy zaczęłam doświadczać tak: bardzo szybkiego tętna, tzn. tempa bicia serca,

To serce biło tak, jakbym dopiero co zakończyła bieg na 60m albo 100.

Przechodziły mnie dreszcze,

miałam takie uczucie napadów gorąca,

kręciło mi się w głowie, to był stan taki, że

czułam te nowe objawy, które jeszcze bardziej napędzały te moje bicie serca,

po prostu nie wiedziałam, co się dzieje.

Pamiętam, że wtedy byłam umówiona z moją przyjaciółką ze studiów,

która jak mnie zobaczyła, ona też kiedyś czegoś takiego doświadczała, więc ona pierwsze co jej przyszło

do głowy to atak paniki, natomiast ja w to nie uwierzyłam, bo stwierdziłam,

że to jest zbyt jakieś takie

dziwne, żeby to była tylko panika.

A co myślałaś? Że co się dzieje?

Że umieram.

Bałam się, że umieram, nie byłam tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć,

ale też racjonalne myślenie się wtedy wyłącza.

Ja po prostu czułam te nowe doznania w ciele i zupełnie nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.

Starałam się uspokoić - nie wiedziałam jak.

W pewnym momencie podszedł do mnie jakiś mężczyzn, który

mówił, że ma coś wspólnego z ratownictwem medycznym albo był po jakimś kursie,

no i zaczął mnie pytać o objawy, czy np. czuję, że drętwieje mi ręka.

Po czym jak on mi to powiedział, to mi zaczęła drętwieć ta ręka.

Pytał mnie jeszcze o jakieś inne rzeczy,

podlegałam bardzo tym sugestiom, że to co on mi powiedział,

to ja nagle zaczynałam czuć. W końcu wezwał karetkę,

ta karetka przyjechała po 40 minutach,

więc ja jeszcze przez te 40 minut starałam się

w jakiś sposób przeżyć tam na tym przystanku.

Przyjechała karetka, to poczułam się trochę lepiej, poczułam takie bezpieczeństwo, że będzie w razie czego ktoś, kto mnie uratuje.

Natomiast panom z karetki nie umiałam wytłumaczyć

co tak naprawdę się ze mną stało. Ja pamiętam, że wtedy powiedziałam

takie zdanie, że czuję się jak w Matrixie, bo

wszystko wydawało mi się takie nierealne, to jest stan,

który bardzo ciężko w jakiś sposób opisać, takie odrealnienie.

Np. siedzimy teraz tutaj, a mi się wydaje, że to jest nieprawdziwe .

Oni zaczęli się ze mnie śmiać. Jak pojechałam potem na pogotowie,

no to też przy zgłoszeniu

jak powiedziałam tam mniej więcej, co się stało, to

też dostałam takie skwitowanie od pani, że o

przyjechała jakaś młoda z bólem czy tam zawrotami głowy.

Więc na pogotowiu zrobili mi badania pod różnymi kątami,

między innymi zawału serca, nic tam nie wyszło,

więc tak naprawdę wyszłam z tego pogotowia,

że jak coś takiego się powtórzy, to mam iść do lekarza pierwszego kontaktu.

Powtórzyło się?

Powtórzyło się.

Jak szybko?

Po kilku dniach.

Po kilku dniach się powtórzyło, natomiast ja to sobie tłumaczyłam, akurat wtedy byli u mnie znajomi,

mało spałam, byłam tam też gdzieś na konferencji,

to był taki czas, że po prostu ten atak

paniki się stał, już wtedy miałam

większą pewność, że był to atak paniki,

ale zbagatelizowałam. Stwierdziłam, że jak wszystko będzie okej,

to na pewno się to nie powtórzy.

Czy te kolejne ataki wyglądały dokładnie tak samo, czy przebiegały inaczej?

Na pewno... tzn., nie były tak długie i z tak dużą ilością objawów

jak ten pierwszy, natomiast wyglądały bardzo podobnie.

Zawsze zaczyna się od przyspieszonego bicia serca.

I o ile normalnie człowiek nie kontroluje tego, jakie jest

teraz właśnie tempo bicia jego serca, o tyle

jak się doświadcza tych ataków paniki jest to o tyle

ciężkie przeżycie, że robi się wszystko,

żeby znowu tego nie doświadczyć. A to robienie wszystkiego

sprowadza się do tego, że się co chwilę

sprawdza, czy serce nie bije szybciej.

A wiadomo, że jak zaczyna się to sprawdzać, to też

człowiek nie ma wcześniej świadomości tego, w którym momencie

jego życia to serce przyspiesza, że np. jak idzie po schodach,

a tutaj zaczyna to wyczuwać.

Więc pojawia się lęk, że zaraz na pewno będzie atak paniki.

Więc te ataki paniki zawsze zaczynały się od tego, że było przyspieszone bicie serca,

potem było takie uczucie duszenia.

Ja miałam wrażenie, że ja się sama uduszę i

i wtedy próbowałam szybciej połykać ślinę

albo popijać wodę - łapać szybciej oddech,

żeby po prostu mieć pewność, że się nie uduszę.

Po czym jak łapałam szybko oddech, to dochodziło do

hiperwentylacji, tak, że po prostu tego tlenu było za dużo.

Wtedy pojawiały się np. mrowienia w mięśniach.

Co potem się dowiedziałam, że przyczyną tego jest to, że po prostu

w tych mięśniach jest za dużo tlenu, te mięśnie są gotowe

do ucieczki, a tam ucieczka nie następuje.

Po jakim czasie poszłaś do lekarza?

Po kilku miesiącach.

I do jakiego?

Poszłam do psychologa, który był jednocześnie psychoterapeutą,

bo już jakby miałam pewność, że to jest na pewno to.

Ja miałam szczęście. Miałam to szczęście, bo po drodze trafiłam na ludzi, którzy właśnie

mieli z tym do czynienia i zasugerowali mi, że to właśnie może być to.

Natomiast wiem, że wśród innych osób jest problem z diagnozą,

bo te osoby bardzo często trafiają np. do kardiologa,

bo wiadomo - przyspieszone bicie serca. Wykonują wszystkie badania i nic nie wychodzi, więc no

człowiek wychodzi teoretycznie z gabinetu zdrowy,

a tak naprawdę wciąż to się pojawia.

Do endokrynologa - bo tarczyca również wpływa na bicie serca

i do neurologa, i jakby ta diagnoza potrafi trwać dwa trzy lata, więc

dopiero ktoś może po kilku wizytach

wpadnie na pomysł, że to może być kwestia psychologiczna.

Ty miałaś szczęście, bo to był pierwszy lekarz, do którego poszłaś?

Tak, tak. Oprócz tej wizyty

na pogotowiu ratunkowym -

natomiast poszłam do niego i jakby

konsultacja trwała godzinę i w ciągu tej godziny

on zebrał wywiad i powiedział, że jest w stanie

się tego podjąć, bo to też była kwestia czy

to jest do psychologa, do psychoterapeuty,

czy do psychiatry, bo też czasami

ataki paniki są tak nasilone, że trzeba się wspomóc

leczeniem farmakologicznym.

U mnie się skończyło na psychoterapii.

Ta psychoterapia trwała około dwóch miesięcy

ja trochę za szybko z niej zrezygnowałam, bo poczułam

się po prostu zbyt pewnie. To też jest tak, że

w trakcie ataków paniki, w ogóle tego lęku

jednego dnia się budzę

i po prostu boję się wszystkiego, co się może wydarzyć, jestem zestresowana,

a drugiego dnia się budzę i czuję się pewnie

myślę, że wszystko jest okej, że sobie dam radę. Jest ta chwiejność nastroju.

Czyli poczułaś, że już panujesz nad sytuacją, że to już jest moment i odpuściłaś. To był błąd?

Tak. To był z perspektywy czasu błąd.

Tzn.?

Tzn. te ataki paniki wyraźnie ustąpiły, jeśli chodzi o ich natężenie, ich było mniej i też

szybciej umiałam sobie z nimi poradzić.

Natomiast one występowały i ja się też potem z nimi

no męczyłam kolejne

kilka miesięcy, dopóki się nie zdecydowałam na kolejną terapię.

I ta druga terapia jakby

zupełnie zakończyła te epizody.

Mówisz, że męczyłaś się z nimi kilka miesięcy, jak one

zmieniły Twoje funkcjonowanie Twoje życie,

bo to nie były tylko objawy, które oczywiście przeszkadzały,

ale też to jakoś wpływało na styl Twojego życia.

W jaki sposób?

To bardzo często wyglądało tak, że towarzyszył mi lęk przed lękiem,

bałam się np. wracać do miejsc, w których już dostałam ataków paniki.

Tymi miejscami były np. windy. Ja miałam wtedy praktyki w szpitalu na 7 albo 8 piętrze,

ja wchodziłam zawsze po schodach, tłumacząc się innym osobom, że ćwiczę, chcę się ruszać, a tak naprawdę po prostu bałam się wsiąść do windy.

Bałam się środków transportu, w których nie kieruję ja.

Tzn. takie oddanie kontroli nad moim życiem tak naprawdękomuś innemu,

komuś, kto kieruje tym pojazdem, też wywoływało we mnie lęk.

Bałam się lotów samolotami, bałam się podróży,

też miałam taki jeden moment, w którym uświadomiłam sobie, jak ten lęk mnie ogranicza,

bo byłam wtedy na wakacjach i miałam pojechać do takiego miejsca, gdzie droga prowadziła po skałach, taką wąską ulicą,

gdzie po jednej stronie były góry, a po 2 było morze.

Ja wtedy robiłam wszystko, żeby w jakiś sposób odwołać ten wyjazd, byłam wtedy z koleżanką,

bo się bałam, że my po prostu spadniemy do morza. To były takie irracjonalne lęki.

To trochę polegało na tym, że jeżeli ja się znajdowałam w nowym miejscu,

to pierwsza rzecz, o której myślałam, którą robiłam, to jest to, co się może w tym miejscu zdarzyć najgorszego,

a potem planowałam plan ucieczki z tego miejsca.

Więc w pewnym momencie doszło do tego, że zaczynałam odwoływać jakieś spotkania towarzyskie, bo nie chciałam gdzieś wychodzić.

Zaczynałam się bać jakichś prostych rzeczy,

które w jakiś sposób kojarzyły mi się z tym, że tam może stać się coś złego.

Ten lęk po prostu kontrolował całe życie.

Wspomniałaś, że winda była takim miejscem, gdzie często dochodziło do takich ataków,

jakie to jeszcze były miejsca, jakie sytuacje, jakie wyzwalacze?

Zamknięte przestrzenie,

gorące, znaczy duszne sale np.

np. sale, w których miałam zajęcia, jeżeli było duszno, no to zaczynałam się bać.

Niestety nie było sposobu, żeby uniknąć zajęć na studiach,

chociaż wtedy też miałam zajęcia w szpitalu, gdzie

gdzie dookoła patrzyło się na ludzką tragedię, chorobę. Też te miejsca takie nacechowane negatywnie nasilały.

Zgromadzenia publiczne, jakieś koncerty,

czy miejsca, gdzie jest dużo ludzi, ja się po prostu ich bałam.

Puste przestrzenie - nie miałam okazji się znaleźć, ale też sobie gdzieś tam myślałam, że jakbym się znalazła na pustym placu

i nikogo by nie było, kto mógłby mi pomóc, to też wywoływało lęk.

Więc wszystkie takie sytuacje, gdzie albo ciężko jest z nich uciec,

albo nie ma kogoś, kto mógłby mi pomóc.

Np. zostawanie w domu na noc też było ciężkim przeżyciem.

Wpłynęło to jakoś na Twoje zawodowe życie?

Tzn. z jednej strony ja pomiędzy tymi atakami paniki żyłam normalnie.

Tzn. normalnie się uczyłam, pracowałam, aczkolwiek jakość tej pracy, nauki znacząco spadła.

Ja też często doświadczałam ataków paniki do 3 w nocy, więc z rana na 8 na zajęcia nie byłam w stanie wstać,

musiałam albo przychodzić spóźniona godzinę, albo nie przychodzić i potem w jakiś sposób się z tego tłumaczyć.

Też nie za bardzo miałam w jaki sposób zdobyć zwolnienie lekarskie, bo

nie mogłam iść do internisty, w sensie nie miałabym dowodów żadnych na to, że to się rzeczywiście działo.

Więc z zewnątrz, jeśli ktoś nie wiedział, że coś takiego się dzieje, mógł nie zauważyć.

Mógł tylko zauważyć, że jestem trochę bardziej przemęczona, że częściej się spóźniam,

natomiast to łatwo było zrzucić na to, że jest dużo pracy, że przecież się bronię niedługo, tak, bo

pisałam wtedy pracę licencjacką, bo dużo pracuje.

Więc jak ktoś nie chciał się przyjrzeć i nie chciał wiedzieć, to mógł tego nie zauważyć.

A kiedy np. doświadczałaś takiego napadu paniki na uczelni,

czy Twoi koledzy, czy oni widzieli, że coś się z Tobą dzieje, to można było zauważyć, czy to było tylko w środku?

Bardziej w środku. Tzn. była zawsze przy mnie jedna osoba, której ja zawsze mówiłam, że właśnie teraz zaczyna mi się atak paniki,

to można było poczuć tylko po tym, że tętno było bardzo przyspieszone.

Więc to był taki jedyny sygnał.

Natomiast ja w tym momencie mogłabym przechodzić atak paniki, to jest po prostu...

W tej chwili?

Mogłabym tak wyglądać jak my teraz rozmawiamy.

I ja bym nie zauważył?

Nie.

Mówiłabyś tak samo?

No nie, mówiłabym ciut inaczej, tzn. z tego co pamiętam z ataków paniki, to

koncentracja bardzo się skupiała na tym planowaniu ucieczki

i też wchodziło w grę to odrealnienie, że

taka byłam trochę zagubiona, może nie za bardzo bym rozumiała, co mówisz, bym wolniej odpowiadała.

Pamiętam, że jak ktoś mnie pytał o moje zdanie, to nie byłam w stanie odpowiedzieć.

Nie miałam zasobów do tego, żeby wyrazić swoje zdanie na jakiś temat,

natomiast można iść ulicą i doświadczać napadów paniki, więc to nie jest coś takiego, że coś z tą osobą się dzieje złego

W pewnym momencie zdecydowałaś, że wracasz na leczenie, że to będzie terapia, kiedy podjęłaś tę decyzję i jak wyglądało leczenie?

Na drugą terapię się zdecydowałam jak już uświadomiłam sobie, że

szkoda mojego życia, żeby panował nad nim lęk.

Tzn. ten lęk już nie był tak nasilony jak kiedyś, ale nawet ten przykład wyjazdu, gdzie po prostu uświadomiłam sobie,

że przez jakieś dziwne ograniczenia, które są w mojej głowie, które tak naprawdę nie istnieją, ja nie mogę czerpać radości z życia, tak. Ja nie mogę sobie na spokojnie pojechać i nie myśleć o tym, że może stać się coś złego.

Druga terapia była bardziej nastawiona na takie moje

przeszłe przeżycia, na takie podświadome lęki, które gdzieś tam w każdym z nas się tworzą.

to czasami jakieś prozaiczne rzeczy z dzieciństwa np. wpływają na to, że zaczynamy się bać zostawać w ciemnym pokoju,

bo ktoś nam coś kiedyś powiedział, zasugerował.

Więc na druga terapia bardziej dotykała rzeczy, które się wydarzyły,

racjonalizowała je, przez co ja się pozbyłam takiego lęku u podstawy,

natomiast ta pierwsza terapia skupiała się na tym, żeby doraźnie poradzić sobie z tym lękiem.

Więc one były troszeczkę różne i jakby ta pierwsza sama

może gdybym ją kontynuowała, może by wystarczyła, natomiast ta druga była potrzebna.

Pomogła?

Pomogła.

Pomogło, od tamtej pory ataki paniki zdarzyły mi się może ze dwa razy, ale to były takie sytuacje, że np. leżałam w szpitalu po operacji

i no nie wiedziałam, co się dzieje z moim ciałem.

Natomiast też dużo łatwiej to opanowałam. Drugi też gdzieś się przydarzył, natomiast to te dwa ataki paniki i to koniec.

I nie ma po tym śladu.

Czy Ty dzisiaj wiesz, skąd to się w ogóle wzięło?

Dlaczego Ty?

Ciężko podać jedną przyczynę tych ataków paniki, to jest raczej bardziej osobista kwestia,

natomiast są takie czynniki wspólne, jakim jest duża ilość stresu,

zwykle jest też taki czynnik wyzwalający. U mnie też był taki czynnik wyzwalający w postaci kończenia się wieloletniego związku,

który dawał mi taką podstawę bezpieczeństwa, bo też z atakami paniki bardzo często

łączy się utrata bezpieczeństwa, że jeżeli dzieje się w życiu coś, co stawia nas w takiej sytuacji,

w której nigdy nie byliśmy i jest ona trudna, to jakby wywołuje w nas uczucie po prostu takiego nasilonego lęku.

To też się mówi o tym, że jest to taka reakcja walki albo ucieczki.

W momencie kiedy nasze ciało jest w realnym zagrożeniu, np. nie wiem, czy dzieje się jakiś wypadek, to

wyzwalają się podobne rzeczy, natomiast w atakach paniki jest to, że nasz umysł

tak silnie produkuje sobie jakieś scenariusze, co złego mogłoby się stać, że ciało nagle myśli, że naprawdę jest w sytuacji zagrożenia i włącza odpowiednie mechanizmy do tego.

Magda, Ty jeszcze jakiś czas temu wstydziłaś się o tym wszystkim mówić,

dlaczego?

Bo wydawało mi się, że te ataki paniki świadczą o mnie.

Że to ja jestem bojaźliwa, że to ja sobie nie radzę, że jestem z tego powodu w jakiś sposób gorsza,

też nie chciała mówić osobom, które nie były w kręgu moich bliskich znajomych,

co się ze mną dzieje, wymyślałam jakieś wymówki, po prostu nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział,

bo myślałam, że to dotyczy bezpośrednio mnie i moich cech.

I to się zmieniło. Dzisiaj o tym opowiadasz, dlatego, że...?

Dlatego, że podczas terapii ja sobie uświadomiłam, że ja i moja osobowość to jedno,

a te zaburzenia lękowe, w które ja popadłam, to jakby nie definiuje mnie, tylko to jest po prostu choroba, zaburzenie.

Takie samo jak nie wiem, ktoś ma zaburzenie pracy wątroby, trzustki, czy czegokolwiek innego.

To jest po prostu rzecz, którą można wyleczyć i to że ja miałam te napady paniki, to wcale nie świadczy

o tym, że nie radzę sobie w życiu. Także nie wpływa to w żaden sposób na mnie.

Więc ten moment oddzielenia ataków paniki ode mnie dał mi taką pewność, że przecież ja mogę

o tym mówić, być może też dzięki temu, że ja o tym mówię, ktoś poczuje się pewniej, kto się boryka z tym samym problemem.

Albo borykał.

W Polsce choroby psychiczne to wciąż taki wstydliwy temat, przyznaj uczciwie, czy Ty kiedy po raz pierwszy

decydowałaś o tym, że idziesz do psychologa, czy miałaś takie obawy, wątpliwości, nie chciałaś tam iść czy może nie?

Stąd wynikał ten długi czas po pierwszych napadach paniki aż do rozpoczęcia terapii, bo ja uważałam, że

psycholog? Nie to nie dla mnie, przecież ja sobie dam radę, że do psychologa chodzą tylko ludzie słabi, więc

miałam. Uczciwie przyznaję, że miałam takie myślenie, że ta pomoc psychologiczna to mi się wydawała dla takich osób, które rzeczywiście

mają jakieś duże problemy. Nie umiałam zdefiniować, co znaczy "duże problemy", bo z perspektywy czasu widzę, że mój też był niemały,

Natomiast gdzieś tam ta mentalność, to takie ogólne myślenie na temat pomocy psychologicznej we mnie było.

A dzisiaj jakie masz do tego podejście?

Zupełnie inne. Dzisiaj najchętniej bym powiedziała, że każdy musi, powinien korzystać z pomocy psychologa,

Tak na wszelki wypadek.

może nie to, że stawiam każdego w jakimś tam złym świetle, natomiast widzę, ile rzeczy, w ogóle brak edukacji psychologicznej,

jak na nas wpływa. Że my się kształtujemy w takich warunkach, że nie wiemy, jak sobie np. radzić z krytyką,

w szkole np., między znajomymi i uciekamy w jakieś takie różne dziwne zachowania, które potem jednak w dorosłym życiu nam przeszkadzają.

I widzę tę potrzebę, że każdy, kto skonsultowałby jakiś ten swój problem, to miałby po prostu łatwiejsze życie w przyszłości,

więc bardzo bym chciała, żeby to się zmieniło.

Magda, być może część z naszych widzów zna, ma wokół siebie osoby, które doświadczają ataków paniki, jak się zachowywać w sytuacji,

gdy ktoś informuje nas o tym, że właśnie tego doświadcza. Czego absolutnie nie mówić?

Czego na pewno nie mówić? To tego, że daj spokój, przecież nic się nie dzieje, jesteś bezpieczna... Czyli bagatelizować? Absolutnie nie?

Bagatelizować - jest to duży problem, bo wtedy ta osoba, która doświadcza ataku paniki, jej brakuje w tym momencie poczucia bezpieczeństwa,

więc ona jeszcze bardziej zostaje wytrącona z poczucia bezpieczeństwa, bo ma takie przeświadczenie, że te osoby jej nie rozumieją,

że jej nie pomogą, że jakby ona tu nagle umarła, bo niestety są takie myśli, to ten ktoś by im w żaden sposób nie udzielił pomocy.

Co w takim razie jest najbardziej pomocne?

Najważniejsza jest obecność i takie wsparcie na zasadzie "czy mogę Ci jakoś pomóc?"

"Mogę coś dla Ciebie zrobić?" "Jeśli chcesz mogę tu z Tobą zostać".

Po pierwsze obecność, po drugie takie danie bezpieczeństwa, że cokolwiek by się nie działo, ja tu będę.

Przytulanie też dobrze działa, ono jest jakby takim odczuwalnym momentem, w którym my czujemy się bezpiecznie

w trakcie przytulenia, więc też po prostu prosiłam koleżanki, żeby mnie przytulały, bo to pomaga.

Przytulanie dobre nie tylko na stany lękowe, w ogóle polecamy. Magda bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Dziękuję za spotkanie.


„Czułam się jak w MATRIXIE”. Czym są ATAKI PANIKI? – 7 metrów pod ziemią "I felt like I was in the MATRIX". What are PANIC ATTACKS? - 7 meters underground

Bałam się lotów samolotami, bałam się podróży, I was afraid of plane flights, I was afraid of traveling,

też miałam taki jeden moment, w którym sobie uświadomiłam, jak ten lęk w ogóle mnie ogranicza. I also had one moment where I realized how this fear limits me at all.

Te ataki paniki zawsze zaczynały się od tego, że było przyspieszone bicie serca, potem było takie uczucie duszenia, ja miałam wrażenie, że ja się sama uduszę. These panic attacks always started with my heart racing, then there was this choking feeling, I had the feeling that I was suffocating myself. Przechodziły mnie dreszcze, I was shivering

miałam takie uczucie napadów gorąca, I had this feeling of hot flashes

kręciło mi się w głowie. I felt dizzy.

Panom z karetki nie potrafiłam tak naprawdę wytłumaczyć, co się ze mną stało,

pamiętam, że wtedy powiedziałam takie zdanie, że czuję się w jak w matrixie, bo

wszystko wydawało mi się takie nierealne.

Czy Ty dzisiaj wiesz, skąd to się w ogóle wzięło?

Dlaczego Ty?

Magda, jeszcze dwa lata temu doświadczałaś stanów lękowych

i ataków paniki.

Jak to się zaczęło?

To się zaczęło w takim momencie mojego życia, kiedy

ja doświadczałam dużej ilości stresu związanego ze studiami, pracą.

I tak cały czas miałam wrażenie, że gdzieś te nerwy są, że ja się kładę zestresowana,

budzę się z rana i myślę od razu

o tym, ile rzeczy mam do zrobienia.

I takie życie w takim

przewlekłym stresie doprowadziło do tego, że

pewnego dnia doświadczyłam pierwszego napadu paniki.

Jak to wyglądało?

Było to dość traumatyczne przeżycie, jeśli mogę tak powiedzieć, bo

pewnie wielu osobom będzie się wydawać, że atak paniki to jest coś takiego, żę się nie wiem, biegnie, krzyczy, wpada w histerię, czy w coś takiego.

Natomiast to wyglądało tak, że po prostu jechałam autobusem

i w pewnym momencie zaczęło robić mi się słabo.

Więc pomyślałam może jest duszno, wzięłam głowę w dół i postanowiłam, że jakoś dojadę do tego następnego przystanku.

Na następnym przystanku wysiadłam i

na takich chwiejnych nogach, już czułam, że coś jest nie tak,

że czuję się bardzo źle, że ten stan jest jakiś taki dziwny,

jakiego jeszcze nie doświadczałam.

Po czym usiadłam sobie na przystanku,

a następnie się na nim położyłam,

wtedy zaczęłam doświadczać tak: bardzo szybkiego tętna, tzn. tempa bicia serca,

To serce biło tak, jakbym dopiero co zakończyła bieg na 60m albo 100.

Przechodziły mnie dreszcze,

miałam takie uczucie napadów gorąca,

kręciło mi się w głowie, to był stan taki, że

czułam te nowe objawy, które jeszcze bardziej napędzały te moje bicie serca,

po prostu nie wiedziałam, co się dzieje.

Pamiętam, że wtedy byłam umówiona z moją przyjaciółką ze studiów,

która jak mnie zobaczyła, ona też kiedyś czegoś takiego doświadczała, więc ona pierwsze co jej przyszło

do głowy to atak paniki, natomiast ja w to nie uwierzyłam, bo stwierdziłam,

że to jest zbyt jakieś takie

dziwne, żeby to była tylko panika.

A co myślałaś? Że co się dzieje?

Że umieram.

Bałam się, że umieram, nie byłam tego w żaden racjonalny sposób wytłumaczyć,

ale też racjonalne myślenie się wtedy wyłącza.

Ja po prostu czułam te nowe doznania w ciele i zupełnie nie wiedziałam, jak sobie z tym poradzić.

Starałam się uspokoić - nie wiedziałam jak.

W pewnym momencie podszedł do mnie jakiś mężczyzn, który

mówił, że ma coś wspólnego z ratownictwem medycznym albo był po jakimś kursie,

no i zaczął mnie pytać o objawy, czy np. czuję, że drętwieje mi ręka.

Po czym jak on mi to powiedział, to mi zaczęła drętwieć ta ręka.

Pytał mnie jeszcze o jakieś inne rzeczy,

podlegałam bardzo tym sugestiom, że to co on mi powiedział,

to ja nagle zaczynałam czuć. W końcu wezwał karetkę,

ta karetka przyjechała po 40 minutach,

więc ja jeszcze przez te 40 minut starałam się

w jakiś sposób przeżyć tam na tym przystanku.

Przyjechała karetka, to poczułam się trochę lepiej, poczułam takie bezpieczeństwo, że będzie w razie czego ktoś, kto mnie uratuje.

Natomiast panom z karetki nie umiałam wytłumaczyć

co tak naprawdę się ze mną stało. Ja pamiętam, że wtedy powiedziałam

takie zdanie, że czuję się jak w Matrixie, bo

wszystko wydawało mi się takie nierealne, to jest stan,

który bardzo ciężko w jakiś sposób opisać, takie odrealnienie.

Np. siedzimy teraz tutaj, a mi się wydaje, że to jest nieprawdziwe .

Oni zaczęli się ze mnie śmiać. Jak pojechałam potem na pogotowie,

no to też przy zgłoszeniu

jak powiedziałam tam mniej więcej, co się stało, to

też dostałam takie skwitowanie od pani, że o

przyjechała jakaś młoda z bólem czy tam zawrotami głowy.

Więc na pogotowiu zrobili mi badania pod różnymi kątami,

między innymi zawału serca, nic tam nie wyszło,

więc tak naprawdę wyszłam z tego pogotowia,

że jak coś takiego się powtórzy, to mam iść do lekarza pierwszego kontaktu.

Powtórzyło się?

Powtórzyło się.

Jak szybko?

Po kilku dniach.

Po kilku dniach się powtórzyło, natomiast ja to sobie tłumaczyłam, akurat wtedy byli u mnie znajomi,

mało spałam, byłam tam też gdzieś na konferencji,

to był taki czas, że po prostu ten atak

paniki się stał, już wtedy miałam

większą pewność, że był to atak paniki,

ale zbagatelizowałam. Stwierdziłam, że jak wszystko będzie okej,

to na pewno się to nie powtórzy.

Czy te kolejne ataki wyglądały dokładnie tak samo, czy przebiegały inaczej?

Na pewno... tzn., nie były tak długie i z tak dużą ilością objawów

jak ten pierwszy, natomiast wyglądały bardzo podobnie.

Zawsze zaczyna się od przyspieszonego bicia serca.

I o ile normalnie człowiek nie kontroluje tego, jakie jest

teraz właśnie tempo bicia jego serca, o tyle

jak się doświadcza tych ataków paniki jest to o tyle

ciężkie przeżycie, że robi się wszystko,

żeby znowu tego nie doświadczyć. A to robienie wszystkiego

sprowadza się do tego, że się co chwilę

sprawdza, czy serce nie bije szybciej.

A wiadomo, że jak zaczyna się to sprawdzać, to też

człowiek nie ma wcześniej świadomości tego, w którym momencie

jego życia to serce przyspiesza, że np. jak idzie po schodach,

a tutaj zaczyna to wyczuwać.

Więc pojawia się lęk, że zaraz na pewno będzie atak paniki.

Więc te ataki paniki zawsze zaczynały się od tego, że było przyspieszone bicie serca,

potem było takie uczucie duszenia.

Ja miałam wrażenie, że ja się sama uduszę i

i wtedy próbowałam szybciej połykać ślinę

albo popijać wodę - łapać szybciej oddech,

żeby po prostu mieć pewność, że się nie uduszę.

Po czym jak łapałam szybko oddech, to dochodziło do

hiperwentylacji, tak, że po prostu tego tlenu było za dużo.

Wtedy pojawiały się np. mrowienia w mięśniach.

Co potem się dowiedziałam, że przyczyną tego jest to, że po prostu

w tych mięśniach jest za dużo tlenu, te mięśnie są gotowe

do ucieczki, a tam ucieczka nie następuje.

Po jakim czasie poszłaś do lekarza?

Po kilku miesiącach.

I do jakiego?

Poszłam do psychologa, który był jednocześnie psychoterapeutą,

bo już jakby miałam pewność, że to jest na pewno to.

Ja miałam szczęście. Miałam to szczęście, bo po drodze trafiłam na ludzi, którzy właśnie

mieli z tym do czynienia i zasugerowali mi, że to właśnie może być to.

Natomiast wiem, że wśród innych osób jest problem z diagnozą,

bo te osoby bardzo często trafiają np. do kardiologa,

bo wiadomo - przyspieszone bicie serca. Wykonują wszystkie badania i nic nie wychodzi, więc no

człowiek wychodzi teoretycznie z gabinetu zdrowy,

a tak naprawdę wciąż to się pojawia.

Do endokrynologa - bo tarczyca również wpływa na bicie serca

i do neurologa, i jakby ta diagnoza potrafi trwać dwa trzy lata, więc

dopiero ktoś może po kilku wizytach

wpadnie na pomysł, że to może być kwestia psychologiczna.

Ty miałaś szczęście, bo to był pierwszy lekarz, do którego poszłaś?

Tak, tak. Oprócz tej wizyty

na pogotowiu ratunkowym -

natomiast poszłam do niego i jakby

konsultacja trwała godzinę i w ciągu tej godziny

on zebrał wywiad i powiedział, że jest w stanie

się tego podjąć, bo to też była kwestia czy

to jest do psychologa, do psychoterapeuty,

czy do psychiatry, bo też czasami

ataki paniki są tak nasilone, że trzeba się wspomóc

leczeniem farmakologicznym.

U mnie się skończyło na psychoterapii.

Ta psychoterapia trwała około dwóch miesięcy

ja trochę za szybko z niej zrezygnowałam, bo poczułam

się po prostu zbyt pewnie. To też jest tak, że

w trakcie ataków paniki, w ogóle tego lęku

jednego dnia się budzę

i po prostu boję się wszystkiego, co się może wydarzyć, jestem zestresowana,

a drugiego dnia się budzę i czuję się pewnie

myślę, że wszystko jest okej, że sobie dam radę. Jest ta chwiejność nastroju.

Czyli poczułaś, że już panujesz nad sytuacją, że to już jest moment i odpuściłaś. To był błąd?

Tak. To był z perspektywy czasu błąd.

Tzn.?

Tzn. te ataki paniki wyraźnie ustąpiły, jeśli chodzi o ich natężenie, ich było mniej i też

szybciej umiałam sobie z nimi poradzić.

Natomiast one występowały i ja się też potem z nimi

no męczyłam kolejne

kilka miesięcy, dopóki się nie zdecydowałam na kolejną terapię.

I ta druga terapia jakby

zupełnie zakończyła te epizody.

Mówisz, że męczyłaś się z nimi kilka miesięcy, jak one

zmieniły Twoje funkcjonowanie Twoje życie,

bo to nie były tylko objawy, które oczywiście przeszkadzały,

ale też to jakoś wpływało na styl Twojego życia.

W jaki sposób?

To bardzo często wyglądało tak, że towarzyszył mi lęk przed lękiem,

bałam się np. wracać do miejsc, w których już dostałam ataków paniki.

Tymi miejscami były np. windy. Ja miałam wtedy praktyki w szpitalu na 7 albo 8 piętrze,

ja wchodziłam zawsze po schodach, tłumacząc się innym osobom, że ćwiczę, chcę się ruszać, a tak naprawdę po prostu bałam się wsiąść do windy.

Bałam się środków transportu, w których nie kieruję ja.

Tzn. takie oddanie kontroli nad moim życiem tak naprawdękomuś innemu,

komuś, kto kieruje tym pojazdem, też wywoływało we mnie lęk.

Bałam się lotów samolotami, bałam się podróży,

też miałam taki jeden moment, w którym uświadomiłam sobie, jak ten lęk mnie ogranicza,

bo byłam wtedy na wakacjach i miałam pojechać do takiego miejsca, gdzie droga prowadziła po skałach, taką wąską ulicą,

gdzie po jednej stronie były góry, a po 2 było morze.

Ja wtedy robiłam wszystko, żeby w jakiś sposób odwołać ten wyjazd, byłam wtedy z koleżanką,

bo się bałam, że my po prostu spadniemy do morza. To były takie irracjonalne lęki.

To trochę polegało na tym, że jeżeli ja się znajdowałam w nowym miejscu,

to pierwsza rzecz, o której myślałam, którą robiłam, to jest to, co się może w tym miejscu zdarzyć najgorszego,

a potem planowałam plan ucieczki z tego miejsca.

Więc w pewnym momencie doszło do tego, że zaczynałam odwoływać jakieś spotkania towarzyskie, bo nie chciałam gdzieś wychodzić.

Zaczynałam się bać jakichś prostych rzeczy,

które w jakiś sposób kojarzyły mi się z tym, że tam może stać się coś złego.

Ten lęk po prostu kontrolował całe życie.

Wspomniałaś, że winda była takim miejscem, gdzie często dochodziło do takich ataków,

jakie to jeszcze były miejsca, jakie sytuacje, jakie wyzwalacze?

Zamknięte przestrzenie,

gorące, znaczy duszne sale np.

np. sale, w których miałam zajęcia, jeżeli było duszno, no to zaczynałam się bać.

Niestety nie było sposobu, żeby uniknąć zajęć na studiach,

chociaż wtedy też miałam zajęcia w szpitalu, gdzie

gdzie dookoła patrzyło się na ludzką tragedię, chorobę. Też te miejsca takie nacechowane negatywnie nasilały.

Zgromadzenia publiczne, jakieś koncerty,

czy miejsca, gdzie jest dużo ludzi, ja się po prostu ich bałam.

Puste przestrzenie - nie miałam okazji się znaleźć, ale też sobie gdzieś tam myślałam, że jakbym się znalazła na pustym placu

i nikogo by nie było, kto mógłby mi pomóc, to też wywoływało lęk.

Więc wszystkie takie sytuacje, gdzie albo ciężko jest z nich uciec,

albo nie ma kogoś, kto mógłby mi pomóc.

Np. zostawanie w domu na noc też było ciężkim przeżyciem.

Wpłynęło to jakoś na Twoje zawodowe życie?

Tzn. z jednej strony ja pomiędzy tymi atakami paniki żyłam normalnie.

Tzn. normalnie się uczyłam, pracowałam, aczkolwiek jakość tej pracy, nauki znacząco spadła.

Ja też często doświadczałam ataków paniki do 3 w nocy, więc z rana na 8 na zajęcia nie byłam w stanie wstać,

musiałam albo przychodzić spóźniona godzinę, albo nie przychodzić i potem w jakiś sposób się z tego tłumaczyć.

Też nie za bardzo miałam w jaki sposób zdobyć zwolnienie lekarskie, bo

nie mogłam iść do internisty, w sensie nie miałabym dowodów żadnych na to, że to się rzeczywiście działo.

Więc z zewnątrz, jeśli ktoś nie wiedział, że coś takiego się dzieje, mógł nie zauważyć.

Mógł tylko zauważyć, że jestem trochę bardziej przemęczona, że częściej się spóźniam,

natomiast to łatwo było zrzucić na to, że jest dużo pracy, że przecież się bronię niedługo, tak, bo

pisałam wtedy pracę licencjacką, bo dużo pracuje.

Więc jak ktoś nie chciał się przyjrzeć i nie chciał wiedzieć, to mógł tego nie zauważyć.

A kiedy np. doświadczałaś takiego napadu paniki na uczelni,

czy Twoi koledzy, czy oni widzieli, że coś się z Tobą dzieje, to można było zauważyć, czy to było tylko w środku?

Bardziej w środku. Tzn. była zawsze przy mnie jedna osoba, której ja zawsze mówiłam, że właśnie teraz zaczyna mi się atak paniki,

to można było poczuć tylko po tym, że tętno było bardzo przyspieszone.

Więc to był taki jedyny sygnał.

Natomiast ja w tym momencie mogłabym przechodzić atak paniki, to jest po prostu...

W tej chwili?

Mogłabym tak wyglądać jak my teraz rozmawiamy.

I ja bym nie zauważył?

Nie.

Mówiłabyś tak samo?

No nie, mówiłabym ciut inaczej, tzn. z tego co pamiętam z ataków paniki, to

koncentracja bardzo się skupiała na tym planowaniu ucieczki

i też wchodziło w grę to odrealnienie, że

taka byłam trochę zagubiona, może nie za bardzo bym rozumiała, co mówisz, bym wolniej odpowiadała.

Pamiętam, że jak ktoś mnie pytał o moje zdanie, to nie byłam w stanie odpowiedzieć.

Nie miałam zasobów do tego, żeby wyrazić swoje zdanie na jakiś temat,

natomiast można iść ulicą i doświadczać napadów paniki, więc to nie jest coś takiego, że coś z tą osobą się dzieje złego

W pewnym momencie zdecydowałaś, że wracasz na leczenie, że to będzie terapia, kiedy podjęłaś tę decyzję i jak wyglądało leczenie?

Na drugą terapię się zdecydowałam jak już uświadomiłam sobie, że

szkoda mojego życia, żeby panował nad nim lęk.

Tzn. ten lęk już nie był tak nasilony jak kiedyś, ale nawet ten przykład wyjazdu, gdzie po prostu uświadomiłam sobie,

że przez jakieś dziwne ograniczenia, które są w mojej głowie, które tak naprawdę nie istnieją, ja nie mogę czerpać radości z życia, tak. Ja nie mogę sobie na spokojnie pojechać i nie myśleć o tym, że może stać się coś złego.

Druga terapia była bardziej nastawiona na takie moje

przeszłe przeżycia, na takie podświadome lęki, które gdzieś tam w każdym z nas się tworzą.

to czasami jakieś prozaiczne rzeczy z dzieciństwa np. wpływają na to, że zaczynamy się bać zostawać w ciemnym pokoju,

bo ktoś nam coś kiedyś powiedział, zasugerował.

Więc na druga terapia bardziej dotykała rzeczy, które się wydarzyły,

racjonalizowała je, przez co ja się pozbyłam takiego lęku u podstawy,

natomiast ta pierwsza terapia skupiała się na tym, żeby doraźnie poradzić sobie z tym lękiem.

Więc one były troszeczkę różne i jakby ta pierwsza sama

może gdybym ją kontynuowała, może by wystarczyła, natomiast ta druga była potrzebna.

Pomogła?

Pomogła.

Pomogło, od tamtej pory ataki paniki zdarzyły mi się może ze dwa razy, ale to były takie sytuacje, że np. leżałam w szpitalu po operacji

i no nie wiedziałam, co się dzieje z moim ciałem.

Natomiast też dużo łatwiej to opanowałam. Drugi też gdzieś się przydarzył, natomiast to te dwa ataki paniki i to koniec.

I nie ma po tym śladu.

Czy Ty dzisiaj wiesz, skąd to się w ogóle wzięło?

Dlaczego Ty?

Ciężko podać jedną przyczynę tych ataków paniki, to jest raczej bardziej osobista kwestia,

natomiast są takie czynniki wspólne, jakim jest duża ilość stresu,

zwykle jest też taki czynnik wyzwalający. U mnie też był taki czynnik wyzwalający w postaci kończenia się wieloletniego związku,

który dawał mi taką podstawę bezpieczeństwa, bo też z atakami paniki bardzo często

łączy się utrata bezpieczeństwa, że jeżeli dzieje się w życiu coś, co stawia nas w takiej sytuacji,

w której nigdy nie byliśmy i jest ona trudna, to jakby wywołuje w nas uczucie po prostu takiego nasilonego lęku.

To też się mówi o tym, że jest to taka reakcja walki albo ucieczki.

W momencie kiedy nasze ciało jest w realnym zagrożeniu, np. nie wiem, czy dzieje się jakiś wypadek, to

wyzwalają się podobne rzeczy, natomiast w atakach paniki jest to, że nasz umysł

tak silnie produkuje sobie jakieś scenariusze, co złego mogłoby się stać, że ciało nagle myśli, że naprawdę jest w sytuacji zagrożenia i włącza odpowiednie mechanizmy do tego.

Magda, Ty jeszcze jakiś czas temu wstydziłaś się o tym wszystkim mówić,

dlaczego?

Bo wydawało mi się, że te ataki paniki świadczą o mnie.

Że to ja jestem bojaźliwa, że to ja sobie nie radzę, że jestem z tego powodu w jakiś sposób gorsza,

też nie chciała mówić osobom, które nie były w kręgu moich bliskich znajomych,

co się ze mną dzieje, wymyślałam jakieś wymówki, po prostu nie chciałam, żeby ktokolwiek o tym wiedział,

bo myślałam, że to dotyczy bezpośrednio mnie i moich cech.

I to się zmieniło. Dzisiaj o tym opowiadasz, dlatego, że...?

Dlatego, że podczas terapii ja sobie uświadomiłam, że ja i moja osobowość to jedno,

a te zaburzenia lękowe, w które ja popadłam, to jakby nie definiuje mnie, tylko to jest po prostu choroba, zaburzenie.

Takie samo jak nie wiem, ktoś ma zaburzenie pracy wątroby, trzustki, czy czegokolwiek innego.

To jest po prostu rzecz, którą można wyleczyć i to że ja miałam te napady paniki, to wcale nie świadczy

o tym, że nie radzę sobie w życiu. Także nie wpływa to w żaden sposób na mnie.

Więc ten moment oddzielenia ataków paniki ode mnie dał mi taką pewność, że przecież ja mogę

o tym mówić, być może też dzięki temu, że ja o tym mówię, ktoś poczuje się pewniej, kto się boryka z tym samym problemem.

Albo borykał.

W Polsce choroby psychiczne to wciąż taki wstydliwy temat, przyznaj uczciwie, czy Ty kiedy po raz pierwszy

decydowałaś o tym, że idziesz do psychologa, czy miałaś takie obawy, wątpliwości, nie chciałaś tam iść czy może nie?

Stąd wynikał ten długi czas po pierwszych napadach paniki aż do rozpoczęcia terapii, bo ja uważałam, że

psycholog? Nie to nie dla mnie, przecież ja sobie dam radę, że do psychologa chodzą tylko ludzie słabi, więc

miałam. Uczciwie przyznaję, że miałam takie myślenie, że ta pomoc psychologiczna to mi się wydawała dla takich osób, które rzeczywiście

mają jakieś duże problemy. Nie umiałam zdefiniować, co znaczy "duże problemy", bo z perspektywy czasu widzę, że mój też był niemały,

Natomiast gdzieś tam ta mentalność, to takie ogólne myślenie na temat pomocy psychologicznej we mnie było.

A dzisiaj jakie masz do tego podejście?

Zupełnie inne. Dzisiaj najchętniej bym powiedziała, że każdy musi, powinien korzystać z pomocy psychologa,

Tak na wszelki wypadek.

może nie to, że stawiam każdego w jakimś tam złym świetle, natomiast widzę, ile rzeczy, w ogóle brak edukacji psychologicznej,

jak na nas wpływa. Że my się kształtujemy w takich warunkach, że nie wiemy, jak sobie np. radzić z krytyką,

w szkole np., między znajomymi i uciekamy w jakieś takie różne dziwne zachowania, które potem jednak w dorosłym życiu nam przeszkadzają.

I widzę tę potrzebę, że każdy, kto skonsultowałby jakiś ten swój problem, to miałby po prostu łatwiejsze życie w przyszłości,

więc bardzo bym chciała, żeby to się zmieniło.

Magda, być może część z naszych widzów zna, ma wokół siebie osoby, które doświadczają ataków paniki, jak się zachowywać w sytuacji,

gdy ktoś informuje nas o tym, że właśnie tego doświadcza. Czego absolutnie nie mówić?

Czego na pewno nie mówić? To tego, że daj spokój, przecież nic się nie dzieje, jesteś bezpieczna... Czyli bagatelizować? Absolutnie nie?

Bagatelizować - jest to duży problem, bo wtedy ta osoba, która doświadcza ataku paniki, jej brakuje w tym momencie poczucia bezpieczeństwa,

więc ona jeszcze bardziej zostaje wytrącona z poczucia bezpieczeństwa, bo ma takie przeświadczenie, że te osoby jej nie rozumieją,

że jej nie pomogą, że jakby ona tu nagle umarła, bo niestety są takie myśli, to ten ktoś by im w żaden sposób nie udzielił pomocy.

Co w takim razie jest najbardziej pomocne?

Najważniejsza jest obecność i takie wsparcie na zasadzie "czy mogę Ci jakoś pomóc?"

"Mogę coś dla Ciebie zrobić?" "Jeśli chcesz mogę tu z Tobą zostać".

Po pierwsze obecność, po drugie takie danie bezpieczeństwa, że cokolwiek by się nie działo, ja tu będę.

Przytulanie też dobrze działa, ono jest jakby takim odczuwalnym momentem, w którym my czujemy się bezpiecznie

w trakcie przytulenia, więc też po prostu prosiłam koleżanki, żeby mnie przytulały, bo to pomaga.

Przytulanie dobre nie tylko na stany lękowe, w ogóle polecamy. Magda bardzo Ci dziękuję za rozmowę. Dziękuję za spotkanie.