Jak wygląda prawdziwe oblicze WOJNY? – 7 metrów pod ziemią
Poczułem straszną gorycz w gardle
No i ten paniczny strach
Strach, że...
że nie wyjdziemy z tego wszyscy żywi
To miała być misja stabilizacyjna mieliśmy szkolić
żołnierzy afgańskich. Na miejscu okazało się,...
okazało się, że to jest prawdziwa wojna.
Przed wyjazdem nie sądziłem, że będę postawiony w takiej sytuacji,
żeby...
zobaczyć
np. w Iraku tułów spalonego terrorysty
który wysadził się
w samochodzie, który próbował wjechać w naszą bazę.
Zacząłem pić...
Upijanie się do nieprzytomności
Tydzień-dwa...
Czy ty zabiłeś człowieka?
W sierpniu 2007 roku
w Afganistanie zginął pirwszy polski żołnierz -
twój kolega,
a ty byłeś niedaleko, obok.
Jak to się stało?
Podczas tego patrolu, kiedy wpadliśmy w zasadzkę
Ja jechałem około 50 metrów za samochodem
Łukasza Kurowskiego, który wtedy zginął.
Strzelano do nas z broni ręcznej, z granatników
i wtedy zdarzyło się właśnie to nieszczęście, że
Łukasz zginął, Łukasz został ranny,
po kilkunastu minutach zmarł w amerykańskiej bazie
Mówisz, że wpadliście w zasadzkę.
Jak to wyglądało?
To była perfekcyjnie przygotowana zasadzka przez...
przez talibów, tak ich musimy nazywać.
Gdy jechaliśmy, zaczął się ostrzał.
Afgańscy żołnierzy zaczęli wychodzić z samochodów i wtedy
wtedy zaczął się silny ostrzał i
no i jedna z rakiet
trafiła w samochód,
w którym jechał Łukasz.
No i nieszczęśliwie trafiła go w nogę i zginął.
To mógł być twój samochód.
Mógł być, mógł być mój. To było
dużo szczęścia
że nie byłem wtedy ja w tym miejscu, gdzie
gdzie stał samochód Łukasza.
Pewnie zbieg okoliczności spowodował, że
że ja stanąłem
za samochodem Łukasza w kolumnie, ponieważ dzień wcześniej
nie zatankowałem swojego samochodu.
Podczas ogłoszenia tego alarmu QRF,
poprosiłem swojego dowódcy czy możemy jeszcze
zatankować samochód. On wyraził zgodę. W tym czasie...
mijamy samochód,
w którym jechał Łukasz. I to oni stanęli
jako pierwsi w kolumnie. Tak, że gdyby nie to tankowanie,
to może ja bym stał wtedy
w tym miejscu.
Co człowiek myśli w takiej sytuacji? Co człowiek czuje,
kiedy ktoś do niego strzela?
Wtedy przez
myśl przebiega całe...
całe twoje życie w tych kilku sekundach przebiega życie.
Człowiek myśli o najbliższych, myśli o rodzinie,
myśli o żonie.
I wtedy strasznie się bałem...
strasznie się bałem,
trzymałem kierownicę i mówiłem "Pod Twoją obronę".
Po pewnym czasie zauważyłem, że chyba nie przełykał
mi ślinę, że poczułem straszną gorycz w gardle,
no i ten paniczny strach.
Strach, że...
strach, że nie wyjdziemy z tego wszycsy żywi.
Po tej akcji usłyszeliście, że możecie
wracać do Polski. Ty jako jeden z niewielu
zdecydowałeś, że zostajesz.
Nie miałeś dosyć?
Może nie usłyszeliśmy, że możemy,
tylko padł rozkaz, że wszyscy wracamy do kraju.
Ja w ciągu kilku minut podjąłem decyzję, że
chciałbym zostać,
że...że jeszcze nie teraz, że jeszcze
dam radę,
że ta misja jeszcze
jakby nie skończyła się dla mnie, że chciałbym jeszcze
pozostać na miejscu. Często to powtarzam, że
nie była to kwestia zemsty
za to, że zginął Łukasz, tylko po prostu w środku czułem, że
jeszcze dam radę, że jeszcze
jeszcze chwila i jeszcze będzie dobrze.
To była dobra decyzja? Czy później nie żałowałeś?
Tylko na drugi dzień, kiedy moi koledzy
wsiadali do helikopterów, zlatywali do kraju.
E...
Teraz już po tych jedenastu latach, mogę szczerze się przyznać,
że to była...
zła decyzja, że mogłem wtedy zlecieć do kraju.
Zła, ponieważ?
Zła, ponieważ
od wtedy zaczęły się
komplikacje moje takie zdrowotne, życiowe.
Zaczęły się koszmary, zaczęły się nieprzespane noce
i wtedy, tak naprawdę
ten strach był taki
inny niż zawsze.
Takiego strachu nigdy wcześniej nie zaznałem.
I chyba już nie chcę, żebym zaznał takiego strachu.
Nawet taki strach był trochę paniczny,
zacząłem bać się wszystkiego, zacząłem się bać samochodów
jak wyjeżdżaliśmy później na patrol w Afganistanie.
Samochodów, które przejeżdżały nawet kilka dziesiąt metrów od nas.
Wyobrażałem sobie, że w każdym samochodzie
jest samobójca, który teraz podjedzie
i nas zaatakuje.
Spałeś niespokojnie? Co ci się śniło?
Wtedy nie spałem. Nie spałeś? Nie spałem, były to tylko takie
krótkie drzemki.
Bałem się nawet zasnąć na chwilę, że w razie
gdyby coś cię stało, żebym miał czas na ucieczkę.
z...
z miejsca zdarzenia. Ta sytuacja, w której
strzelali do was talibowie to była wyjątkowa sytuacja.
Jak natomiast wygląda codzienność na wojnie?
Jak wyglądał przeciętny dzień?
Każdy dzień był inny. W każdym dniu
zdarzało się coś, że musieliśmy wyjechać zza bazy.
Byliśmy podzieleni na takie jakby trzy grupy. Była to grupa,
która wyjeżdżała z wojskiem afgańskim na patrole
w góry, na kilka dni nawet. Później druga grupa była
to taka grupa QRF, czyli w takim
w gotowości bojowej. A trzecia grupa
niby miała odpoczywać, ale nigdy nie było czasu na ten odpoczynek,
ponieważ zawsze
pomagaliśmy tej grupie QRF-u, która
na każdy alarm, czyli nawet gdy był jakiś atak
na posterunek afgański czy sygnał,
że jest podkładana jakaś bomba, jakiś wykop na drodze,
wyjeżdżaliśmy poza bazę. Tak, że codziennie
prawie codziennie, wyjeżdżaliśmy poza bazę,
żeby sprawdzać teren czy nawet pamagać
afgańskim żołnierzom.
Jak długo musiałeś jeszcze zostać na miejscu po tym ostrzale?
Jaki to był czas?
Zostałem niecały miesiąc. Łukasz zginął 14 sierpnia.
Ja do kraju zleciałem 11 września, czyli niecały miesiąc zresztą
pozostałem w Afganistanie.
Domyślałam się, że to był jeden z najcięższych miesięcy w twoim życiu?
Najcięższy i najtrudniejszy
Może też wstyd trochę było mi się przyznać, że tam na miejscu, że
że żałuję tej decyzji, że
nie zleciałem do kraju
z chłopakami, którzy byli w tym tragicznym patrolu.
Gdy teraz rozmawiam z moimi kolegami,
oni twierdzą, że
nie dałem w sobie tego poznać, tego nie było widać, że
jakoś się trzymałem, ale w środku
w środku czułem, że
żeby jak najszybciej dostać się do kraju.
Czym ty fizycznie tam się zajmowałeś?
Czy prowadziłeś auto, byłeś mechanikiem?
Ja byłem kierowcą, byłem kierowcą Hummera.
Do moich obowiązków było
zadbanie o sprzęt, o samochód.
Tak, jak mówiłem, za tankowanie tego samochodu i
jako kierowca, wyjazdy poza bazę.
Czy ty miałeś przy sobie broń?
Tak. Każdy, każdy żołnierz na misji ma broń - i krótką, i...
czyli pistolet i karabin.
Były sytuacje,
w których musiałeś po nie sięgnąć?
Tak.
Nigdy nie otwieraliśmy ognia jako pierwsi.
Zawsze
mogliśmy tylko odpowiedzieć na
na atak przeciwnika,
ale użyłem tej broni.
Jakie to były sytuacje?
To była sytuacja właśnie podczas tego patrolu,
gdy zginął Łukasz, gdzie
też długo walczyliśmy z tymi rebeliantami,
którzy do nas strzelali.
Na wojnie się walczy,
co oznacza, że zabija się ludzi.
Czy ty zabiłeś człowieka?
Powiem tak - strzelałem,
czy zabiłem - nie chcę wiedzieć. Chyba śpię tak spokojniej,
nie wiedząc o tym czy
czy kogo kolwiek nawet zraniłem.
Żyję chyba spokojniej z tym, że
po prostu nie chcę wiedzieć.
Czy człowiek o tym myśli? Czy miewasz takie dni,
że się zastanawiasz?
To chyba zostanie w głowie na zawsze.
I często są takie pytania -
co by było gdyby,
gdyby? Takie gdybanie
trochę mnie to męczyło z początku,
dlatego też
udalem się
do psychiatry, skierował mnie do
kliniki, tutaj w Warszawie. Do kliniki stresu pourazowego.
I to mi bardzo pomogło.
No właśnie, pracujesz dla Polski w jędnym kawałku,
ale byłeś pocharatany psychicznie.
Jak funkcjonowałeś? Jak wygłądał powrót do rzeczywistości?
Mój powrót trwał dość długo, przeszło rok-półtora
Początki były bardzo ciężkie.
Pierwsze spostrzeżenia to były spostrzeżenia mojej rodziny jak wróciłem z Iraku. Zaczęli mówić, Szymon,
coś się z tobą dzieje, jesteś inny.
Moi koledzy mówili - nie jesteś już taki, jak przed wyjazdem.
Ja to jakoś zignorowałem.
Dość często im mówiłem - słuchajcie, przestańcie
jestem normalny, to z wami jest coś nie tak.
A co oni mieli na myśli? Jak inny?
Że nie jestem taki wesoły, że już nie potrafię żartować,
że zamykam się w sobie, że często łapię takie jak by zawiechy, że oni po porostu do mnie
mówili, a ja patrzyłem w jednym punkcie.
Tak było właśnie z moją żoną. Moja żona jak do mnie mówiła,
w pewnym momencie powiedziała - słuchasz mnie? A ja...
tak słucham. Ona pyta
to o czym? O co pytałam?
Ja po prostu wtedy nie wiedziałem, bo nawet jej nie słuchałem,
patrzyłem w okno i wszystko wracało.
Sytuacje z misji.
Kiedy zorijentowałeś się, że potrzebujesz
fachowej pomocy?
Po kilku miesiącach po powrocie z Afganistanu, gdzie
gdzie dość długo męczyłem się,
męczyłem się,
ponieważ chciałem jakoś zapomnieć o tym
i sięgałem po taki najgorszy
antydepresant, czyli alkohol.
Zacząłem pić.
Upijanie się do nieprzytomności. Tydzień, dwa...
W końcu,
sam zrozumiałem, że
tak dalej nie dam rady.
Pojawiły się w pewnym momencie też takie myśli samobójcze.
Może będzie lepiej jak
jak mnie nie będzie, że jakoś będzie lżej
moim najbliższym, mojej rodzinie.
I po około dwoch miesiącach powiedziałem - starczy,
starczy, dość, coś trzeba zrobić. No, i podjąłem walkę,
podjąłem walkę. Dość długo
zastanawiałem się
nad tym kto mi może pomóc.
Udałem się do lekarza psychiatry, który
skierował mnie.
Czyli z początku próbował mnie leczyć jakby sam,
następnie skierował mnie do kliniki
psychiatrii stresu pourazowego.
Mówisz o tym, że często myśli powracały.
Myślałeś o tym, co było w Afganistanie.
A co tam było? Co ty widziałeś? Co ty przeżywałeś?
Jak wygląda prawdziwe oblicze wojny?
Przed wyjazdem
nikt nam
nie powiedział jak tam będzie.
Mówili może,
ale nie szczegółowo.
Nikt nie spodziewał się tego, że tam jest wojna.
Pojechaliśmy tam na misję stabilizacyjną.
To miała być misja stabilizacyjna.
Mieliśmy szkolić żołnierzy afgańskich.
Na miejscu okazało się, że to jest
prawdziwa wojna.
Ja zawsze powtarzam, że
byłem w Iraku, Afganistanie i
te kraje mają taki specyficzny zapach. Zapach,
którego nigdzie indziej
nie można doświadczyć. To jest taki zapach
nawet czuje się trochę zapach wojny.
Trzeba tam być,
poczuć ten zapach,
poczuć to ciepło,
na przykład w Iraku, żeby przekonać się
jak tam jest naprawdę. Samo wyjście z samolotu
to było już takie poczucie... takiej trochę
grozy, grozy, że
jednak tu jest niebezpiecznie.
A wojnę ciężko opisać. Na wojnie
trzeba być,
żeby to zrozumieć.
Ludzka śmierć staje się codziennością?
To jest ciężkie pytanie. Ja nigdy
przed wyjazdem
nie sądziłem, że będę postawiony w takiej sytuacji,
żeby
zobaczyć na przykład w Iraku tułów
spalonego terrorysty, który wysadził się
w samochodzie, który próbował wjechać na naszą bazę.
Tułów tego terrorysty leżał przed naszym oknem.
Swąd tego spalonego ciała
na długo pozostawał
w naszym nosie, ja bym to nazwał.
Że dość długo to zaczęło się.
Odczuwaliśmy to
i następnie później śmierć Łukasza...
Nawet trudno to opisać.
Są wtedy...
o czym człowiek wtedy myśli - co siedzi w nas.
Kiedy ty byłeś w Afganistanie,
w Polsce
czekała na ciebie twoja żona.
Jak często, bądź jak rzadko kontaktowaliście się ze sobą?
Była możliwość dzwonienia
raz dziennie przez okolo 4-5 minut.
Z początku oczywiście te rozmowy były tak codziennie,
następnie
niedobrze było dzwonić codziennie, ponieważ
takie już było jakby przyzwyczajenie, że
jak się nie zadzwoniło, to wtedy rodzina się martwiła, że
człowiek nie zadzwonił, a po drugie
nie było o czym rozmawiać.
Bo po kilku dniach gdy dzwoniliśmy codziennie,
to następne takie rozmowy już były o niczym,
o niczym, czyli
co się jadło na śniadanie, co się jadło na obiad.
Lepsze były takie kontakty dość rzadsze, czyli zadzwonić
co kilka dni
i wtedy mieliśmy sobie
wiele do powiedzenia.
To było z mojej strony. Ze strony mojej żony - mówiła
co się dzieje w domu, czego potrzebuje.
To jest coś takiego, że my jesteśmy na misji,
a nasze rodziny przechodzą chyba trochę
gorszą misję niż my tam. My tam
nie musimy martwić się o nic.
Nie musimy martwić się o jedzenie, o spanie.
One tutaj zostają z wszystkimi obowiązkami, które
my przed wyjazdem na misję
jako mężczyźni wykonywaliśmy i one musiały
sobie dać z tym radę. Czyli na przykład
cieknący kran,
wrzucanie węgla, załatwienie drzewa.
To przeważnie w każdym domu zajmuje się mężczyzna. One zostały z tym
same i one musiały się o tym martwić.
I dały sobie radę.
Dlaczego ty tak w ogóle wyjechałeś
na pierwszą misję?
Czy to była chęć przeżycia przygódy?
Czy to było poczucie obowiązku obywatelskiego?
Czy być może chęć zarobienia większych pieniędzy? Co było motywacją?
Oczywiście to jest -
na pewno to nie jest przygoda, bo nikt tego nie traktuje jako przygodę.
To jest po prostu obowiązek.
Obowiązek kiedy człowiek jest żołnierzem, który
chce się sprawdzić jako żołnierz,
jako mężczyzna i dlatego ja tam pojechałem.
Zdecydowanie niewiele osób ma okazję wyjechać
na taką misję, dlatego zastanawiam się
czego człowiek się uczy?
Co to zmienia w głowie?
Tak, jak mówisz. To jest takie
doświadczenie,
którego na pewno nie zdobylibyśmy tutaj w Polsce
na żadnym poligonie, na żadnym ćwiczeniu.
Nie jesteśmy w stanie
nauczyć się tego,
czego nauczyliśmy się na misjach. To jest takie,
mógłbym nawet nazwać, inne życie. Tam
jeden za drugiego
pójdzie w ogień i musimy być pewni tego, że
kolega, który idzie za mną
w razie czego nie ucieknie. On musi być pewien mnie, że
gdy się coś stanie,
to ja pójdę za niego w ogień, że
w razie czego, to ja go wyciągnę z tej opresji.
I tak samo muszę ja mu wierzyć.
Czy zdarza się, że są sytuacje, w których
myślisz ciepło, z sentymentem
o Afganistanie, o tamtych chwilach?
Jeśli tak, to jakie sytuacje przychodzą ci na myśl?
Na pewno
w pamięci zostały mi dzieci, które
stoją przy tych drogach,
podniesione kciuki, które
krzyczą do nas "Bolando OK", bo tak do nas
wołali - "Mr. Water".
Każdy taki kontakt z tymi dziećmi, takie podarowanie
butelki wody, puszki Coca Coli
było czymś fajnym. Tak że te dzieci kolorowo ubrane
przy drogach
dość długo zostaną w mojej pamięci.
Czy ty żałujesz, że wyjechałeś, że się skusiłeś?
Nie, nigdy nie żałowałem tego.
A czy dziś pojechałbyś raz jeszcze?
Nie. Już nie.
Czym się dzisiaj zajmujesz?
Poza tym, że pracuję na stacji benzynowej,
jestem również wolontariuszem centrum weterana.
Mam swoją wystawę zdjęć, z którą jeżdżę po Polsce.
Jeżdżę z prelekcjami
po szkołach, po domach kultury.
Dość dużo w internecie pojawiło się takiego hate-u, że
jesteśmy najemnikami, że jesteśmy mordercami.
Dość ludzi, dość dużo ludzi udaje nam się przekonać, że
że tak nie było, że tak nie jest,
że pojechaliśmy tam
pomagać tym ludziom,
bronić tych ludzi.
Dość dużo
ludzi zadaje pytanie, właśnie - czy kogoś zabiłeś?
Dość dużo ludzi pyta -
po co tam pojechaliśmy?
Przecież to nie jest nasza wojna. Zawsze odpowiadam -
która wojna jest nasza?
Kiedyś dyrektor centrum weterana półkownik Leszek Stępień
powiedział bardzo mądre słowa -
jeżeli polski żołnierz ma uczestniczyć
w działaniach wojennych, to lepiej pojedźmy
4-5 tysięcy kilometrów od naszych granic,
niż byśmy mieli tą wojnę prowadzić u nas w kraju.
Bardzo dziękuję za tę opowieść. Dziękuję za spotkanie.
Również dziękuję i poczekaj, mam
taki mały skromny prezencik.
Jest to koszuleczka
dla ciebie, którą chciałbym, żebyś
żebyś nosił. - Dziękuję bardzo. - Jeszcze są takie smyczki
z zapinkami. - To ja mam pomysł.
Smyczki przekażemy naszym widzom.
Jeśli macie ochotę na takiego oto smyczka,
napiszcie o tym w komentarzu.
Autorzy tych , którzy zbiorą najwięcej like-ów
dostaną gadżety.
Dzięki wielkie. - Dzięki