×

Utilizziamo i cookies per contribuire a migliorare LingQ. Visitando il sito, acconsenti alla nostra politica dei cookie.


image

7 metrów pod ziemią, MIÓD w silniku, TROCINY w skrzyni biegów. Tak naciągają HANDLARZE AUT – 7 metrów pod ziemią

MIÓD w silniku, TROCINY w skrzyni biegów. Tak naciągają HANDLARZE AUT – 7 metrów pod ziemią

Tak naprawdę sprzedałem uczciwie może ze dwa, trzy

samochody, a potem

zaświeciła już mi się w głowie taka lampka, że coś z tymi klientami jest jednak nie tak.

Każdy samochód miał jakieś wady, usterki,

te wady trzeba było usunąć jak najtańszym kosztem.

Największym takim, mówiąc kolokwialnie hardcorem, z jakim

się spotkałem w tej branży

jest dodawanie zwykłego

spożywczego miodu do silnika.

Każdy szanujący się handlarz klimatyzację nabija gazem propan butan.

Dobrze usłyszałeś.

Gdybyś miał z tą wiedzą polecić komuś jak kupić, gdzie kupić używane auto,

żeby w miarę ten zakup był bezpieczny i uczciwy, to co mógłbyś polecić?

Przez 6 lat prowadziłeś komis z używanymi samochodami.

Pamiętasz, jak to się zaczęło?

Przygodę zacząłem spontanicznie i naprawdę przypadkowo,

kolega, który

sprzedał mi pierwszy samochód poszukiwał

jakiegoś rzadkiego motocykla,

ten motocykl trafił na portalu ogłoszeniowym,

potrzebował gotówki natychmiast, jak najszybciej.

Przyjechał do mnie właśnie tym samochodem

z pytaniem czy nie poratuje go, w sensie czy nie kupię od niego tego samochodu i

i faktycznie jak tak sobie zerknąłem na ceny

on żądał ode mnie dosyć niskiej tej kwoty,

było to, z tego, co pamiętam, około 50% jego autentycznej wartości rynkowej.

Przystałem na tę kwestię, samochód kupiłem,

zrobiłem taki szybki jego serwis,

jakieś sprzątanie, woskowanie, odkurzenie,

wystawiłem również na portalu ogłoszeniowym.

W ciągu praktycznie 24h zarobiłem na tym samochodzie 2000zł.

Szybki i mało wymagający pieniądz i...

Zachęciłeś się?

Tak, jak najbardziej zachęciłem się, bo tak jak mówię, niektórzy na

kwotę 2000zł pracują ciężko cały miesiąc,

a tu tak naprawdę okazało się, że bardzo małym

wkładem własnym fizycznym, a już w ogóle nie wspominam o

wkładzie finansowym, zarobiłem 2000zł.

Skończyło się na komisie... Ile samochodów sprzedawałeś?

Miesięcznie sprzedawałam około 10-12 samochodów,

przy czym na jednym samochodzie miałem zarobek

rzędu 10% jego wartości,

przekładało się to na pieniążki

w kwotach rzędu 2-3 tys złotych.

Czego Jan Kowalski nie wie o samochodzie kupowanym w takim komisie?

Nie wie w jakim ten samochód jest faktycznie stanie.

Ludzie kupują tak naprawdę oczami i

i chyba emocjami.

Czytają ogłoszenie, w ogłoszeniu wiadomo, że jest

wypisany, wyszczególniony konkretnie

co przy tym samochodzie zostało zrobione, w jakim on jest stanie,

jakie ma wyposażenie. Są wymieniona same jego superlatywy,

ale niestety nikt nie wspomina o wadach, które niestety każdy używany samochód posiada.

I zwykły taki kupujący, który do mnie przyjeżdżał, witał,

tak naprawdę kupował kota w worku, bo samochody, które przechodzą przez ręce handlarzy

są...

przechodzą cały pakiet takich zabiegów upiększających.

Myślę, że niejedna kobieta nie ma u swojej kosmetyczki takiej oferty,

takiego wachlarza usług, jak oferuje handlarz przy samochodach.

Cofaliście liczniki?

Każdy samochód musi mieć cofnięty licznik, dosłownie każdy,

bo polski klient wymaga, aby samochód

sprowadzony z Niemiec, z silnikiem diesla,

gdzie Niemiec dojeżdżając do pracy robi rocznie 50-60 tys kilometrów

i polski, mówiąc tak nieładnie, Janusz,

żąda

od sprzedawcy, żeby ten diesel miał 150-160 tys przebiegu,

no i niestety ja jako sprzedawca do potrzeb klienta musiałem się dostosować.

Czyli początkowo to nie było oczywiste, że ten licznik trzeba cofnąć?

Początkowo nie,

tak naprawdę uczciwie sprzedałem dwa, może trzy samochody,

a potem zaświeciła mi się już w głowie taka lampka,

że coś z tymi klientami jest jednak nie tak.

I tutaj mam na myśli taką fajną

mogę przytoczyć taką fajną historię.

Udało mi się znaleźć od starszego człowieka Poloneza Combi,

samochód naprawdę piękny, uszanowany, można powiedzieć dziewiczy stan,

miał tylko jedną wadę.

Tą wadą była rysa nad wlewem paliwa,

tak jakby ktoś przy tankowaniu pistoletem po prostu zahaczył ten lakier

i nad tym wlewem przerysował.

Ja ten samochód opisałem w sposób naprawdę uczciwy, rzetelny,

zresztą ten samochód można powiedzieć

jest takim kąskiem na rynku, bo ma fabryczną klimatyzację,

jakąś tam elektrykę, wspomaganie kierownicy, alufelgi,

czyli jak na Poloneza jest naprawdę ciekawie wyposażony.

Wystawiłem ten samochód, to było wtedy... za około 6000 tys złotych.

auto było z 2002 roku, czyli jak za auto w takim stanie z takim wyposażeniem cena bardzo atrakcyjna.

Zgłosił się szybko jakiś pan, przyjechał ponad 100km,

gdzieś chyba z rejonów Olsztyna,

i w momencie, kiedy on już wszedł na teren, na moją posesję, na teren tego komisu, na plac,

w jego oczach widziałem taką radość, taką przepełnioną, że on za chwilę

spełni swoje marzenie p praktycznie nieużywanym Polonezie z klimą,

w stanie zachowania wręcz fabrycznym,,

Ale?

Ale...

tak niefortunnie się stało, że ten samochód stał

tyłem, właśnie tym tylnym błotnikiem z wlewem paliwa

w stronę bramy komisowej i on dosłownie

jak wryty zatrzymał się przy tym aucie, przy tym błotniku nieszczęsnym

popatrzył na ten samochód i z takim politowaniem

jakby to jego marzenie prysło jak bańka mydlana:

"Czy zna pan historię tej rysy"?

No mi ręce w tym momencie opadły...,

Nie znałeś jej?

No nie znałem, bo w życiu bym nie uważał, że taki szczegół

może mieć wpływ na decyzję przy kupnie auta za 6000zł.

Kupił czy nie?

Oczywiście, że nie kupił, bo moje argumenty, że samochód jest w naprawdę pięknym stanie,

że jest pakowny, cichy, wygodny,

miał instalację gazową, o to jeszcze warto zaznaczyć,

fabryczną instalację gazową.

Samochód był autentycznie w pełni sprawny do jazdy i mogłem się podpisać obiema rękami

że to auto mu jeszcze posłuży następne 10 lat,

natomiast z powodu tej rysy on tego auta nie wziął.

Czego cię to nauczyło?

Nauczyło mnie to, że ludzie jako klienci chcą być oszukiwani i ja jako sprzedawca muszę się do potrzeb klienta dostosować.

Stąd to cofanie liczników?

Cofanie liczników, malowanie na sztukę całych elementów samochodów,

przeszywanie jakiś, maskowanie wszelkich

elementów, które z natury czasu,

wieku i eksploatacji zużyły się w tym samochodzie,

klient niestety wymaga auta w wieku 15-20 lat,

żeby wyglądało jak auto roczne.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy tych licznikach.

Jak technicznie cofnąć licznik i co z papierami, są przecież dokumenty,

przeglądy itd., itd.

Tak. Ciężej jest cofnąć licznik w starym samochodzie,

w starszej dacie producji, który ma

licznik na tak zwanych bębenkach czyli analogowy.

Trzeba licznik wymontować, rozebrać

to jest tak naprawdę praca z zegarmistrzowską precyzją,

żeby potem równo te cyferki poskładać,

żeby klient się nie kapnął, że te cyferki są nierówno i coś tam było kombinowane.

Ale oczywiście da się, bo cały ten proceder trwa

w Polsce od 20-30 lat,

odkąd istnieje auto handel ludzie cofali liczniki.

Natomiast w nowych samochodach

cofnięcie licznika to jest tak naprawdę

kwestia odpalenia laptopa, programu, podłączenia się pod interfejs

20 sekund, kasujemy w rubryce stary przebieg, wpisujemy nowe

klikamy zatwierdź i nowy licznik, nowy przebieg pojawia się już na liczniku samochodu.

A dokumenty?

Tak, jest historia przeglądów, jeśli samochód był importowany,

to całą historię wyrzucało się tak naprawdę do kosza, do niszczarki,

trzeba było odpowiednio spreparować

nową książkę serwisową, oczywiście jakieś tam instrukcje fabryczne

kody do radia czy inne takie papiery, które nie miały

wpływu na dokumentację tego przebiegu, zostawialiśmy.

Natomiast podrabialiśmy książki serwisowe,

książkę serwisową można nabyć bez problemu na portalach aukcyjnych.

jakiś tam ogłoszeniach, wyglądają autentycznie,

zupełnie jak te z fabryki.

W firmie poligraficznej, w jakimś zakładzie, gdzie

świadczy się usługi reklamowe,

dorabia się pieczątki do

pieczątki z danymi adresowymi serwisu.

Wystarczy w Google sobie wejść, wpisać przykładowo Opel Autohaus Deutschland

i tam wyskoczy nam 50 dilerów na terenie Niemiec.

Kopiujesz, zamawiasz pieczątkę i masz?

Tak, oczywiście i z rejonu, żeby jeszcze bardziej to wszystko uwiarygodnić

to z rejonu powiedzmy promień

się obiera 100km od miejsca zamieszkania byłego właściciela

i taką pieczątkę z danymi tego dilera

sprzedawcy dorabia się w zakładzie poligraficznym,

i uzupełniając tę książkę po prostu stempluję

przebiegi prawda - uwiarygadniam je.

Przebieg to jedno,

ale w jaki jeszcze sposób te samochody się jeszcze odświeżało, co jeszcze się z nimi robiło?

To jest naprawdę temat rzeka, co ludzie, handlarze potrafią zrobić z samochodem

ja powiem szczerze z pobudek czysto etycznych połowy rzeczy nie robiłem,

natomiast wahacze, wszystkie aluminiowe części silnika,

jakieś tam układy wydechowe

myje się specjalnymi kwasami i ten kwas rozpuszcza, utlenia

zniszczoną wierzchnią warstwę

tego aluminium,

wmawia się klientowi, że to są nowe elementy, świeżo wymienione, że Niemiec dbał

i sprzedał z wielkim smutkiem i żalem.

Natomiast największym takim, mówiąc kolokwialnie, hardcorem z jakim spotkałem się w tej branży

jest dodawanie zwykłego, spożywczego miodu do silnika.

Jeżeli silnik jest wyeksploatowany z racji przebiegu,

nie opłaca mi, jako handlarzowi, się go wymienić,

bo ponoszę wtedy koszta, za które nikt mi niestety nie będzie w stanie zwrócić,

nie opłaca się tego silnika też remontować, bo to są również niemałe koszta,

więc aby

wyciszyć pracę tego silnika, dodaje się do

przeciętnego silnika benzynowego czy diesla,

około 2l miodu.

Zwykły miód spożywczy?

Tak, zwykły miód spożywczy. On powoduje to, że olej się zagęszcza, robi się strasznie lepki i wypełnia

te luzy

w silniku między przykładowo pierścieniami, panewkami, wałkami rozrządu,

czyli te miejsca, gdzie ten silnik stuka

zostają wypełnione taką gęstą, lepką papką

i autentycznie do pierwszej zmiany oleju czy do tego 1000 km

ten silnik chodzi w miarę cicho.

Nieźle...

Takie są realia autohandlu.

Gdybyś chciał kupić takie auto u Niemca i sprzedać je uczciwie w Polsce, byłbyś w stanie na nim zarobić?

Nie, sądzę, że nie, bo polski klient ma w głowie obraz, że

dany model z danego rocznika i w danej wersji silnikowej kosztuje

tyle a tyle

i nie bierze pod uwagę tego, że tak naprawdę

pochodzą z Zachodu,

z komisów rosyjskich, tureckich,

gdzie również nie są tak do końca sprawne,

a wręcz bym powiedział przeciwnie, bardzo

rzadko zdarza się

żeby samochód z niemieckiego autohandlu, który jest

przeznaczony tylko i wyłącznie na eksport, to takie auta

trafiają właśnie do nas do

Polski, aby opłacało się sprzedać,

rzadko się zdarza, żeby ten samochód był w pełni sprawny technicznie.

On zawsze ma jakąś usterkę i dlatego na tym samochodzie jest bardzo

niska cena, a wysoka moja marża

przy sprzedaży. Jeżeli, miałem taki przypadek,

kupiliśmy Audi A6,

samochód znaleźliśmy w lokalnej prasie,

czysto przypadkowo, bo szukaliśmy miejsca do noclegu.

Wzięliśmy bezpośrednio od człowieka z jego garażu,

również samochód był pedantycznie zadbany,

ale analogicznie była na tym samochodzie ustanowiona dość spora cena.

Samochód trafił do Polski

również uczciwie go opisałem, że

że wszystko jest pewne, ze książka serwisowa jest pewna, że można sobie zadzwonić do

niemieckiego serwisu celem potwierdzenia tego przebiegu.

Odebrałam jeden telefon od człowieka,

który z ogromnymi pretensjami i roszczeniami

do mnie zwrócił się,

dlaczego ta cena jest taka wysoka, przecież

samochody z tego rocznika kosztują tyle a tyle

i mają 120 tys przykładowo mniejszy przebieg.

No niestety nie mogłem mu wytłumaczyć, że przebieg, ten przebieg

w samochodzie, który ja sprzedaje, jest przebiegiem autentycznym, a nie cofanym.

Wysunął tam jakiś kontrargument, że co pan uważa, że każdy

każdy cofa liczniki i że to jest niemożliwe.

Wdała się taka głupia dyskusja, ja starałem się temu człowiekowi

w jakiś sposób uzmysłowić, że

to nie jest tak, że Niemiec trzyma przez 20 lat samochód, po to tylko, aby

Polak jak do niego przyjedzie na podwórko był zadowolony i

i mu dziękował prawda, żeby uszczęśliwić Polaka,

Niemcy tymi samochodami jeżdżą naprawdę, ale to naprawdę bardzo duże przebiegi

i dla Niemca dojazd do pracy

80km, 100 km w jedną stronę

jest zupełnie czymś normalnym, zresztą ja w Polsce

jeszcze sam do niedawna dojeżdżałem 70km do pracy

i nie ma możliwości, żeby 10 letni samochód w Niemczech miał mniej niż 300-400 tys. przebiegu.

Są to jednostkowe przypadki, ale takie samochody

ceni się i się w Niemczech nie kupuje, bo nikt w Polsce do tego interesu nie dołoży.

Przestałeś więc kupować te auta od Niemca,

wspomniałeś o komisach, co to są za miejsca, co to za komisy, w których te auta pozyskiwałeś?

Tak, to są ogromne place,

w którym trafiają samochody tylko i wyłącznie na eksport,

te samochody nie mogą być sprzedane na rynku wewnętrznym niemieckim,

z uwagi na ich stan techniczny właśnie.

Niemiec kupuje nowy samochód i eksploatuje go praktycznie do granic wytrzymałości,

Dzisiaj niestety te samochody są kiepskiej jakości i

nie można ich w żaden sposób porównywać do tego, co produkowało się 15 lat temu.

W Niemczech jak ktoś sprzedaje samochód i

i mówimy tutaj, mam na myśli osobę prywatną,

on bierze do końca całkowitą odpowiedzialność

za wszelkie wady tego samochodu - techniczne, prawne.

W Niemczech są ogromne sankcje prawne,

za zatajenie jakiejś usterki.

Oczywiście nie mówimy tutaj o dziurawym tłumiku, czy wybitym amortyzatorze, bo to są

elementy eksploatacyjne i w każdym momencie mogą się zepsuć,

ale np. tak jak wspominałem dolanie miodu

do silnika czy trocin do skrzyni,

jest to obligatoryjnie prokurator w Niemczech i wyrok.

I Niemcy bojąc się o konsekwencje sprzedaży takiego auta,

te samochody wymeldowują, czyli tak jakby

czyli mówiąc po naszemu wyrejestrowują te samochody w swoim urzędzie komunikacji

i sprzedają je to tych Autohausów,

którymi zarządzają w ogromnej większości obywatele Turcji i Rosji.

I Polacy przyjeżdżają do takich miejsc z lawetą

i jak wygląda procedura dalej?

To wszystko zależy od handlarza.

Najbardziej tacy ordynarni są chyba handlarze litewscy,

oni nie patrzą co stoi, tylko

byłem sam świadkiem takiej sytuacji, że zajechała lora, czyli ta ciężarówka

przeznaczona do transportu samochodów osobowych,

na plac, Litwin wyszedł z tej ciężarówki, szoferki, popatrzył

i do sprzedawcy stwierdził, że poproszę zapakować ten rząd aut. Nie oglądając ich.

Czyli pierwsze lepsze zostały...?

Pierwsze lepsze, powiedział, że ten rząd potrzebuje i

i kupił przykładowo, nie pamiętam ile na tę lorę wchodzi samochodów,

załóżmy, że 112

i 13 samochód dostał zupełnie w gratisie.

Przewoziłeś te auta do Polski,

co tutaj na miejscu się z nimi działo, zanim zostały wystawione do sprzedaży?

Pierwszą rzeczą jest oczywiście przebieg dostosowany do potrzeb klienta

i największym kuriozum jak się przekracza polską granicę są banery i szyldy

w Gubinie czy w Świecku

i stoi to jawnie, każdy kto przejeżdża

widzi, że można zatrzymać się na parkingu, podpiąć się i cofnąć ten licznik.

Następnie samochód trafia na

ujmijmy to w mocnym cudzysłowie "na serwis".

Bo to z serwisem nie ma nic wspólnego, jest to typowe maskowanie, patentowanie takich usterek,

robienie na sztukę, wręcz już mówię ordynarne oszukiwanie ludzi.

Pamiętam historię z Citroenem C5,

C5 ma specyficzne zawieszenie, bo jest to zawieszenie hydropneumatyczne

i bardzo, bardzo drogie w naprawie,

w tym samochodzie były uszkodzone hamulce z tyłu, one

z tego co pamiętam są jakoś zintegrowane z

płynem hydraulicznym pracującym w zawieszeniu

i żeby ten samochód hamował,

z mechanikiem ucięliśmy, autentycznie ucięliśmy tylnego przewody układu hamulcowego,

te przewody hamulcowe zawinęliśmy w taki ślimaczek, zagnietliśmy to kombinerkami

i ten samochód zaczął już prawidłowo hamować, pedał nie wpadał uż do podłogi,

no i oczywiście auto było sprzedane jako rarytas od dziadka z Niemiec.

Nie działały hamulce z tyłu?

Tak, nie działały hamulce z tyłu, bo były fizycznie odpięte z przewodów z tyłu.

I taki samochód jest sprzedawany polskiemu nabywcy,

za jakieś tam pieniądze niesatysfakcjonujące.

Czy podobnych sytuacji było więcej?

Tak, każdy samochód miał jakieś wady, usterki i trzeba było je usunąć jak najtańszym kosztem.

Palące się kontrolki naprawia się w ten sposób, że

w starych autach wystarczyło wymontować żarówkę lub tę żarówkę połączyć z

z kontrolką ciśnienia oleju, mówimy tu o poduszkach powietrznych,

o ABS i te kontrolki ładnie nam gasły wraz z chwilą zgaśnięcia kontrolki ciśnienia oleju.

W nowych samochodach podkleja się gumę do żucia na diodę, bo

tam niestety te układy są już scalone, zintegrowane i

wmontowanie takiej diody spowoduje, że sfiksuje nam cały licznik, dlatego

dlatego między tę kontrolkę a

tą czarną płytkę, nakładkę,

ten dashboard, który widzimy przed oczami, podkłada się gumę do żucia lub jakąś plastelinę, żeby ta kontrolka się nie świeciła.

Patentów tego typu jest naprawdę mnóstwo, tysiące

i ja handlarz z sześcioletnim stażem,

który również mam dość sporo za uszami,

jeśli chodzi o taki oszustwa przy sprzedaży auta,

jak słuchałem relacji moich kolegów z branży,

łapałem się za głowę, jak to w ogóle jest możliwe.

I proszę sobie wyobrazić, że ludzie takie auta kupują, jeżdżą i do dzisiaj naprawdę nie wiedzą

czym jeżdżą, a przeważnie to się okazuje

przy wypadku, bo w rejonach mojej miejscowości

był ostatnio wypadek Forda Focusa

i samochód przy niewielkiej, naprawdę niewielkiej kolizji złamał się na pół

a z progu wypadła w tym aucie

takie, nie wiem, jak to się nazywa, celownik, kątownik,

takie wzmocnienie zrobione na sztukę.

Jak sam wspomniałeś, sam masz sporo za uszami w tym temacie,

nie miałeś po ludzku wyrzutów sumienia?

Nie, wyrzutów sumienia nie miałem, bo byłem świadomy tego,

że ludzie sami oczekują ode mnie, że

mam mieć na sprzedaż 20-letniego diesla,

z zachodniego rynku, z przebiegiem 180 tys.,

bez jakichkolwiek usterek, bez jakichkolwiek wad lakierniczych,

jak najlepiej wyposażonym.

Myślisz, że pomimo tego co mówisz, są w Polsce uczciwi handlarze?

Którzy jednak nie cofają tych liczników?

Nie, nie, nie, nie ma w ogóle takiej opcji,

uczciwi handlarze, jeżeli byli, to wyginęli śmiercią naturalną, bo rynek ich zweryfikował.

Mam jednego znajomego w Łodzi,

taki Leszny na niego mówimy,

on stara się handlować tymi samochodami, obracać

w sposób w miarę rzetelny i uczciwy,

czyli wszelkie rzeczy, które wymagają

naprawy, on wymienia, nie robi na sztukę, tylko zastępuje autentycznie

częściami zamiennymi przeznaczonymi do tego celu,

natomiast różnica jest taka, że on sprzedaje jeden samochód w przeciągu dwóch miesięcy,

a ja sprzedawałem 10 aut w ciągu miesiąca.

I nierzadko też była taka sytuacja, że z racji tego, że już tego samochodu nie mógł sprzedać z uwagi na cenę

która była adekwatna do tego stanu samochodu,

ale automatycznie wyższa od przeciętnej rynkowej,

on do tego interesu musiał dokładać.

Kiedy przyjeżdżali do Ciebie klienci do komisu,

na co przede wszystkim zwracali uwagę?

Czy byliście w stanie rozpoznać klienta, który z całą pewnością kupi to auto,

a który będzie wybrzydzał, który będzie targował się,

a który będzie łatwym klientem.

Ciężko jest rozpoznać, natura ludzka tak naprawdę jest nieobliczalna,

jest tyle charakterów ludzi, ilu jest ludzi na ziemi,

natomiast polski klient i w ogóle samochód przeznaczony do sprzedaży w Polsce,

musi mieć trzy główne zalety.

Musi mieć dobrą cenę, niski przebieg i ładnie wyglądać.

Jeżeli te trzy argumenty zostają spełnione,

mamy sukces gwarantowany.

Czy to prawda, że handlarze samochodów mają swój język

w odniesieniu do klientów?

Tak, to jest prawda, handlarze mają swój wewnętrzny żargon, język,

my z kolegami z branży, z mojego miasta i z okolicznych miejscowości i komisów

spotykaliśmy się, mówiąc tak po męsku, przy wódeczce w sobotę

i zasypywaliśmy się właśnie różnego rodzaju tego typu historiami ze sprzedaży

i np. na rodzinę, która przychodzi na plac mówi się "dotarł plebs",

to nie jest rodzina, to jest "plebs",

jeżeli przyszedł sam klient, mężczyzna, który chce kupić ten samochód,

mówiło się, że przyszedł cham, karaluch, ewentualnie robal,

tak mówi się na klienta, cham, karaluch, robal,

natomiast na klienta, który już

nabył ten samochód i ewentualnie dzwonił tam z jakimiś pretensjami, roszczeniami, mówi się "wy*any"

Znamienne.

Takie są niestety realia tego biznesu.

Wytrzymałeś sześć lat i rzuciłeś ten biznes. Dlaczego tak naprawdę, co przeważyło?

Przeważyła pewna historia sprzedaży samochodu marki Opel,

udało mi się dosyć tanio nabyć

Opla Vectrę z silnikiem diesla za zachodnią granicą,

oczywiście jak każde auto z tych placów było uszkodzone, miało uszkodzony silnik,

cena była bardzo atrakcyjna, sprowadziłem ten samochód do Polski,

problemem, ten samochód miał dwa problemy,

uszkodzona pompa wtryskowa i uszkodzona klimatyzacja.

Usterka z pompy objawiała się tym, że

miał problemy z uruchomieniem na zimnym silniku.

Trzeba było go wspomóc tak zwanym samostartem bądź plakiem,

osoby wtajemniczone wiedzą, jak to się odbywa,

w jaki sposób to auto się uruchamia.

Natomiast jak ten samochód już złapał temperaturę roboczą, osiągnął te 90 stopni,

odpalał bez problemu, jeździł już bez żadnych uwag.

Miał również rozszczelnioną klimatyzację.

Tą klimatyzację akurat udało się dość szybko uszczelnić.

To była inwestycja rzędu kilkudziesięciu złotych.

Chciałem ją również nabić, żeby już kompleksowo zamknąć temat,

zadzwoniłem właśnie do kolegi z branży z pytaniem,

czy wie, gdzie mógłbym najtaniej coś takiego zrobić.

On w tym momencie popukał się w głowę, czy ja nie zwariowałem, że czy ja będę jeszcze do tego interesu dokładał,

przecież nikt mi za to nie zwróci

i powiedział, pokazał, że każdy szanujący się handlarz

nabija klimatyzację gazem propan butan.

Dobrze usłyszałeś.

Zamiast czynnika chłodniczego

w układ klimatyzacji handlarze wpuszczają gaz propoan butan.

Jaka to jest oszczędność?

To jest duża oszczędność, bo nabicie

gazem przeznaczonym do klimatyzacji czyli R34A

to jest dzisiaj bodajże około 300zł,

natomiast butla 20kg gazu propan, takim normalnie jak mamy w kuchence gazowej

w kuchni kosztuje 50zł i wystarcza na 50 samochodów, na 50 układów klimatyzacji.

Łatwopalny gaz.

Tak, przy wypadku jest dramat i naprawdę nie chciałbym być w takim samochodzie,

podczas kolizji czy nawet podczas głupiego serwisu, kiedy niechcący cokolwiek

nie wiem, lutując, spawając, zrobi jakąś iskrę

wymieniając jakiś element elektryczny,

niechcący ten układ rozszczelni i jest tragedia.

Sprzedałeś to auto?

Tak, sprzedałem ten samochód, chęć zysku, szybkiego zarobku wzięła górę

natomiast nie była to łatwa sprzedaż i

tak naprawdę ona zwieńczyła moją działalność jako handlarza samochodami,

bo na miejscu okazało się po przyjeździe tych

tej rodziny okazało się, że mają niepełnosprawne dziecko.

Ja, jako wspaniałomyślny oczywiście handlarz zasugerowałem im,

że zatroszczę się o ich komfort i tym samochodem wyjadę na dworzec PKS

żeby ich odebrać, żeby nie musieli się fatygować...

A wyjechałeś ponieważ?

Ponieważ ten samochód musiał nabrać swojej temperatury roboczej, aby

mógł go bezpiecznie przy nich uruchomić bez użycia

jakiś tam elementów trzecich jak plag czy samostart.

Przyjechała rodzina, okazało się, że im ukradli wcześniej Opla Zafirę,

i muszą mieć natychmiast samochód, którym będą dowozić te

te niepełnosprawne dziecko na rehabilitację

i biłem się początkowo z myślami, że ja przecież nie mogę im tego sprzedać, bo

to jest jeżdżąca bomba na kółkach, bo ma

w układzie gaz propan-butan, poza tym ten samochód

jak tylko ostygnie, oni nie uruchomią go.

Natomiast taki drugi bodziec był, co ja im teraz powiem, tym ludziom, tak.

I sprzedałem ten samochód.

Jednak?

Tak, jednak sprzedałem i nie znam dalszych losów tego samochodu.

Łukasz, gdybyś miał z tą wiedzą jak kupić, gdzie kupić używane auto,

żeby w miarę ten zakup był bezpieczny i uczciwy, to co mógłbyś polecić?

Nie wiem.

Naprawdę nie wiem.

U nas rynek jest przez handlarzy zniszczony, jest

totalnie zepsuty, to jest

no nie ma u nas rynku motoryzacyjnego. Ja osobiście

gdybym miał szukać samochodu, to szukałbym po znajomych,

gdzie ten samochód widziałem na co dzień,

znam człowieka, znam auto, w jakie sposób on je eksploatował,

na pewno pod żadnym pozorem, za żadne skarby nie kupiłbym auta od handlarza, bo to jest

strzał we własną stopę

i uważam, że środowisko handlarzy samochodów jest

oprócz księży najbardziej zdemoralizowaną

grupą zawodową, etycznie i w ogóle mentalnie, jaka może istnieć na rynku usług.

Myślę, że to cenna rada, dziękuję ci za nią i dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.


MIÓD w silniku, TROCINY w skrzyni biegów. Tak naciągają HANDLARZE AUT – 7 metrów pod ziemią HONEY in the engine, TROCKS in the transmission. This is how the AUT TRADERS are stretched - 7 meters underground

Tak naprawdę sprzedałem uczciwie może ze dwa, trzy I actually sold maybe two or three honestly

samochody, a potem

zaświeciła już mi się w głowie taka lampka, że coś z tymi klientami jest jednak nie tak. I have already seen such a lamp that something is wrong with these customers.

Każdy samochód miał jakieś wady, usterki, Each car had some flaws, faults,

te wady trzeba było usunąć jak najtańszym kosztem. these drawbacks had to be removed at the lowest cost.

Największym takim, mówiąc kolokwialnie hardcorem, z jakim The biggest, colloquially speaking, hardcore with which

się spotkałem w tej branży I have met in this industry

jest dodawanie zwykłego is adding plain

spożywczego miodu do silnika. food grade honey to the engine.

Każdy szanujący się handlarz klimatyzację nabija gazem propan butan. Jeder anständige Händler füllt die Klimaanlage mit Propan-Butangas. Every self-respecting dealer fills air conditioning with propane-butane gas.

Dobrze usłyszałeś. You heard right.

Gdybyś miał z tą wiedzą polecić komuś jak kupić, gdzie kupić używane auto, If you were to recommend someone how to buy, where to buy a used car,

żeby w miarę ten zakup był bezpieczny i uczciwy, to co mógłbyś polecić? so that this purchase is safe and fair, what would you recommend?

Przez 6 lat prowadziłeś komis z używanymi samochodami. You ran a second-hand car dealership for 6 years.

Pamiętasz, jak to się zaczęło? Do you remember how it started?

Przygodę zacząłem spontanicznie i naprawdę przypadkowo, I started my adventure spontaneously and really accidentally,

kolega, który colleague who

sprzedał mi pierwszy samochód poszukiwał he sold me the first car he was looking for

jakiegoś rzadkiego motocykla, some rare motorcycle,

ten motocykl trafił na portalu ogłoszeniowym, this motorcycle found its way to an advertising portal,

potrzebował gotówki natychmiast, jak najszybciej. needed cash immediately, ASAP.

Przyjechał do mnie właśnie tym samochodem It was this car that came to me

z pytaniem czy nie poratuje go, w sensie czy nie kupię od niego tego samochodu i with the question of whether I will help him, in the sense of whether I will not buy this car from him and

i faktycznie jak tak sobie zerknąłem na ceny and actually how I looked at the prices

on żądał ode mnie dosyć niskiej tej kwoty, he demanded quite a small amount from me,

było to, z tego, co pamiętam, około 50% jego autentycznej wartości rynkowej. it was, as far as I can remember, about 50% of its true market value.

Przystałem na tę kwestię, samochód kupiłem, I agreed to this issue, I bought a car,

zrobiłem taki szybki jego serwis, I made such a quick service,

jakieś sprzątanie, woskowanie, odkurzenie, some cleaning, waxing, vacuuming,

wystawiłem również na portalu ogłoszeniowym. I also put up on the advertising portal.

W ciągu praktycznie 24h zarobiłem na tym samochodzie 2000zł. In practically 24 hours, I earned PLN 2000 on this car.

Szybki i mało wymagający pieniądz i... Fast and undemanding money and ...

Zachęciłeś się? Were you encouraged?

Tak, jak najbardziej zachęciłem się, bo tak jak mówię, niektórzy na

kwotę 2000zł pracują ciężko cały miesiąc,

a tu tak naprawdę okazało się, że bardzo małym

wkładem własnym fizycznym, a już w ogóle nie wspominam o

wkładzie finansowym, zarobiłem 2000zł.

Skończyło się na komisie... Ile samochodów sprzedawałeś?

Miesięcznie sprzedawałam około 10-12 samochodów,

przy czym na jednym samochodzie miałem zarobek

rzędu 10% jego wartości,

przekładało się to na pieniążki

w kwotach rzędu 2-3 tys złotych.

Czego Jan Kowalski nie wie o samochodzie kupowanym w takim komisie?

Nie wie w jakim ten samochód jest faktycznie stanie.

Ludzie kupują tak naprawdę oczami i

i chyba emocjami.

Czytają ogłoszenie, w ogłoszeniu wiadomo, że jest

wypisany, wyszczególniony konkretnie

co przy tym samochodzie zostało zrobione, w jakim on jest stanie,

jakie ma wyposażenie. Są wymieniona same jego superlatywy,

ale niestety nikt nie wspomina o wadach, które niestety każdy używany samochód posiada.

I zwykły taki kupujący, który do mnie przyjeżdżał, witał,

tak naprawdę kupował kota w worku, bo samochody, które przechodzą przez ręce handlarzy

są...

przechodzą cały pakiet takich zabiegów upiększających.

Myślę, że niejedna kobieta nie ma u swojej kosmetyczki takiej oferty,

takiego wachlarza usług, jak oferuje handlarz przy samochodach.

Cofaliście liczniki?

Każdy samochód musi mieć cofnięty licznik, dosłownie każdy,

bo polski klient wymaga, aby samochód

sprowadzony z Niemiec, z silnikiem diesla,

gdzie Niemiec dojeżdżając do pracy robi rocznie 50-60 tys kilometrów

i polski, mówiąc tak nieładnie, Janusz,

żąda

od sprzedawcy, żeby ten diesel miał 150-160 tys przebiegu,

no i niestety ja jako sprzedawca do potrzeb klienta musiałem się dostosować.

Czyli początkowo to nie było oczywiste, że ten licznik trzeba cofnąć?

Początkowo nie,

tak naprawdę uczciwie sprzedałem dwa, może trzy samochody,

a potem zaświeciła mi się już w głowie taka lampka,

że coś z tymi klientami jest jednak nie tak.

I tutaj mam na myśli taką fajną

mogę przytoczyć taką fajną historię.

Udało mi się znaleźć od starszego człowieka Poloneza Combi,

samochód naprawdę piękny, uszanowany, można powiedzieć dziewiczy stan,

miał tylko jedną wadę.

Tą wadą była rysa nad wlewem paliwa,

tak jakby ktoś przy tankowaniu pistoletem po prostu zahaczył ten lakier

i nad tym wlewem przerysował.

Ja ten samochód opisałem w sposób naprawdę uczciwy, rzetelny,

zresztą ten samochód można powiedzieć

jest takim kąskiem na rynku, bo ma fabryczną klimatyzację,

jakąś tam elektrykę, wspomaganie kierownicy, alufelgi,

czyli jak na Poloneza jest naprawdę ciekawie wyposażony.

Wystawiłem ten samochód, to było wtedy... za około 6000 tys złotych.

auto było z 2002 roku, czyli jak za auto w takim stanie z takim wyposażeniem cena bardzo atrakcyjna.

Zgłosił się szybko jakiś pan, przyjechał ponad 100km,

gdzieś chyba z rejonów Olsztyna,

i w momencie, kiedy on już wszedł na teren, na moją posesję, na teren tego komisu, na plac,

w jego oczach widziałem taką radość, taką przepełnioną, że on za chwilę

spełni swoje marzenie p praktycznie nieużywanym Polonezie z klimą,

w stanie zachowania wręcz fabrycznym,,

Ale?

Ale...

tak niefortunnie się stało, że ten samochód stał

tyłem, właśnie tym tylnym błotnikiem z wlewem paliwa

w stronę bramy komisowej i on dosłownie

jak wryty zatrzymał się przy tym aucie, przy tym błotniku nieszczęsnym

popatrzył na ten samochód i z takim politowaniem

jakby to jego marzenie prysło jak bańka mydlana:

"Czy zna pan historię tej rysy"?

No mi ręce w tym momencie opadły...,

Nie znałeś jej?

No nie znałem, bo w życiu bym nie uważał, że taki szczegół

może mieć wpływ na decyzję przy kupnie auta za 6000zł.

Kupił czy nie?

Oczywiście, że nie kupił, bo moje argumenty, że samochód jest w naprawdę pięknym stanie,

że jest pakowny, cichy, wygodny,

miał instalację gazową, o to jeszcze warto zaznaczyć,

fabryczną instalację gazową.

Samochód był autentycznie w pełni sprawny do jazdy i mogłem się podpisać obiema rękami

że to auto mu jeszcze posłuży następne 10 lat,

natomiast z powodu tej rysy on tego auta nie wziął.

Czego cię to nauczyło?

Nauczyło mnie to, że ludzie jako klienci chcą być oszukiwani i ja jako sprzedawca muszę się do potrzeb klienta dostosować.

Stąd to cofanie liczników?

Cofanie liczników, malowanie na sztukę całych elementów samochodów,

przeszywanie jakiś, maskowanie wszelkich

elementów, które z natury czasu,

wieku i eksploatacji zużyły się w tym samochodzie,

klient niestety wymaga auta w wieku 15-20 lat,

żeby wyglądało jak auto roczne.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy tych licznikach.

Jak technicznie cofnąć licznik i co z papierami, są przecież dokumenty,

przeglądy itd., itd.

Tak. Ciężej jest cofnąć licznik w starym samochodzie,

w starszej dacie producji, który ma

licznik na tak zwanych bębenkach czyli analogowy.

Trzeba licznik wymontować, rozebrać

to jest tak naprawdę praca z zegarmistrzowską precyzją,

żeby potem równo te cyferki poskładać,

żeby klient się nie kapnął, że te cyferki są nierówno i coś tam było kombinowane.

Ale oczywiście da się, bo cały ten proceder trwa

w Polsce od 20-30 lat,

odkąd istnieje auto handel ludzie cofali liczniki.

Natomiast w nowych samochodach

cofnięcie licznika to jest tak naprawdę

kwestia odpalenia laptopa, programu, podłączenia się pod interfejs

20 sekund, kasujemy w rubryce stary przebieg, wpisujemy nowe

klikamy zatwierdź i nowy licznik, nowy przebieg pojawia się już na liczniku samochodu.

A dokumenty?

Tak, jest historia przeglądów, jeśli samochód był importowany,

to całą historię wyrzucało się tak naprawdę do kosza, do niszczarki,

trzeba było odpowiednio spreparować

nową książkę serwisową, oczywiście jakieś tam instrukcje fabryczne

kody do radia czy inne takie papiery, które nie miały

wpływu na dokumentację tego przebiegu, zostawialiśmy.

Natomiast podrabialiśmy książki serwisowe,

książkę serwisową można nabyć bez problemu na portalach aukcyjnych.

jakiś tam ogłoszeniach, wyglądają autentycznie,

zupełnie jak te z fabryki.

W firmie poligraficznej, w jakimś zakładzie, gdzie

świadczy się usługi reklamowe,

dorabia się pieczątki do

pieczątki z danymi adresowymi serwisu.

Wystarczy w Google sobie wejść, wpisać przykładowo Opel Autohaus Deutschland

i tam wyskoczy nam 50 dilerów na terenie Niemiec.

Kopiujesz, zamawiasz pieczątkę i masz?

Tak, oczywiście i z rejonu, żeby jeszcze bardziej to wszystko uwiarygodnić

to z rejonu powiedzmy promień

się obiera 100km od miejsca zamieszkania byłego właściciela

i taką pieczątkę z danymi tego dilera

sprzedawcy dorabia się w zakładzie poligraficznym,

i uzupełniając tę książkę po prostu stempluję

przebiegi prawda - uwiarygadniam je.

Przebieg to jedno,

ale w jaki jeszcze sposób te samochody się jeszcze odświeżało, co jeszcze się z nimi robiło?

To jest naprawdę temat rzeka, co ludzie, handlarze potrafią zrobić z samochodem

ja powiem szczerze z pobudek czysto etycznych połowy rzeczy nie robiłem,

natomiast wahacze, wszystkie aluminiowe części silnika,

jakieś tam układy wydechowe

myje się specjalnymi kwasami i ten kwas rozpuszcza, utlenia

zniszczoną wierzchnią warstwę

tego aluminium,

wmawia się klientowi, że to są nowe elementy, świeżo wymienione, że Niemiec dbał

i sprzedał z wielkim smutkiem i żalem.

Natomiast największym takim, mówiąc kolokwialnie, hardcorem z jakim spotkałem się w tej branży

jest dodawanie zwykłego, spożywczego miodu do silnika.

Jeżeli silnik jest wyeksploatowany z racji przebiegu,

nie opłaca mi, jako handlarzowi, się go wymienić,

bo ponoszę wtedy koszta, za które nikt mi niestety nie będzie w stanie zwrócić,

nie opłaca się tego silnika też remontować, bo to są również niemałe koszta,

więc aby

wyciszyć pracę tego silnika, dodaje się do

przeciętnego silnika benzynowego czy diesla,

około 2l miodu.

Zwykły miód spożywczy?

Tak, zwykły miód spożywczy. On powoduje to, że olej się zagęszcza, robi się strasznie lepki i wypełnia

te luzy

w silniku między przykładowo pierścieniami, panewkami, wałkami rozrządu,

czyli te miejsca, gdzie ten silnik stuka

zostają wypełnione taką gęstą, lepką papką

i autentycznie do pierwszej zmiany oleju czy do tego 1000 km

ten silnik chodzi w miarę cicho.

Nieźle...

Takie są realia autohandlu.

Gdybyś chciał kupić takie auto u Niemca i sprzedać je uczciwie w Polsce, byłbyś w stanie na nim zarobić?

Nie, sądzę, że nie, bo polski klient ma w głowie obraz, że

dany model z danego rocznika i w danej wersji silnikowej kosztuje

tyle a tyle

i nie bierze pod uwagę tego, że tak naprawdę

pochodzą z Zachodu,

z komisów rosyjskich, tureckich,

gdzie również nie są tak do końca sprawne,

a wręcz bym powiedział przeciwnie, bardzo

rzadko zdarza się

żeby samochód z niemieckiego autohandlu, który jest

przeznaczony tylko i wyłącznie na eksport, to takie auta

trafiają właśnie do nas do

Polski, aby opłacało się sprzedać,

rzadko się zdarza, żeby ten samochód był w pełni sprawny technicznie.

On zawsze ma jakąś usterkę i dlatego na tym samochodzie jest bardzo

niska cena, a wysoka moja marża

przy sprzedaży. Jeżeli, miałem taki przypadek,

kupiliśmy Audi A6,

samochód znaleźliśmy w lokalnej prasie,

czysto przypadkowo, bo szukaliśmy miejsca do noclegu.

Wzięliśmy bezpośrednio od człowieka z jego garażu,

również samochód był pedantycznie zadbany,

ale analogicznie była na tym samochodzie ustanowiona dość spora cena.

Samochód trafił do Polski

również uczciwie go opisałem, że

że wszystko jest pewne, ze książka serwisowa jest pewna, że można sobie zadzwonić do

niemieckiego serwisu celem potwierdzenia tego przebiegu.

Odebrałam jeden telefon od człowieka,

który z ogromnymi pretensjami i roszczeniami

do mnie zwrócił się,

dlaczego ta cena jest taka wysoka, przecież

samochody z tego rocznika kosztują tyle a tyle

i mają 120 tys przykładowo mniejszy przebieg.

No niestety nie mogłem mu wytłumaczyć, że przebieg, ten przebieg

w samochodzie, który ja sprzedaje, jest przebiegiem autentycznym, a nie cofanym.

Wysunął tam jakiś kontrargument, że co pan uważa, że każdy

każdy cofa liczniki i że to jest niemożliwe.

Wdała się taka głupia dyskusja, ja starałem się temu człowiekowi

w jakiś sposób uzmysłowić, że

to nie jest tak, że Niemiec trzyma przez 20 lat samochód, po to tylko, aby

Polak jak do niego przyjedzie na podwórko był zadowolony i

i mu dziękował prawda, żeby uszczęśliwić Polaka,

Niemcy tymi samochodami jeżdżą naprawdę, ale to naprawdę bardzo duże przebiegi

i dla Niemca dojazd do pracy

80km, 100 km w jedną stronę

jest zupełnie czymś normalnym, zresztą ja w Polsce

jeszcze sam do niedawna dojeżdżałem 70km do pracy

i nie ma możliwości, żeby 10 letni samochód w Niemczech miał mniej niż 300-400 tys. przebiegu.

Są to jednostkowe przypadki, ale takie samochody

ceni się i się w Niemczech nie kupuje, bo nikt w Polsce do tego interesu nie dołoży.

Przestałeś więc kupować te auta od Niemca,

wspomniałeś o komisach, co to są za miejsca, co to za komisy, w których te auta pozyskiwałeś?

Tak, to są ogromne place,

w którym trafiają samochody tylko i wyłącznie na eksport,

te samochody nie mogą być sprzedane na rynku wewnętrznym niemieckim,

z uwagi na ich stan techniczny właśnie.

Niemiec kupuje nowy samochód i eksploatuje go praktycznie do granic wytrzymałości,

Dzisiaj niestety te samochody są kiepskiej jakości i

nie można ich w żaden sposób porównywać do tego, co produkowało się 15 lat temu.

W Niemczech jak ktoś sprzedaje samochód i

i mówimy tutaj, mam na myśli osobę prywatną,

on bierze do końca całkowitą odpowiedzialność

za wszelkie wady tego samochodu - techniczne, prawne.

W Niemczech są ogromne sankcje prawne,

za zatajenie jakiejś usterki.

Oczywiście nie mówimy tutaj o dziurawym tłumiku, czy wybitym amortyzatorze, bo to są

elementy eksploatacyjne i w każdym momencie mogą się zepsuć,

ale np. tak jak wspominałem dolanie miodu

do silnika czy trocin do skrzyni,

jest to obligatoryjnie prokurator w Niemczech i wyrok.

I Niemcy bojąc się o konsekwencje sprzedaży takiego auta,

te samochody wymeldowują, czyli tak jakby

czyli mówiąc po naszemu wyrejestrowują te samochody w swoim urzędzie komunikacji

i sprzedają je to tych Autohausów,

którymi zarządzają w ogromnej większości obywatele Turcji i Rosji.

I Polacy przyjeżdżają do takich miejsc z lawetą

i jak wygląda procedura dalej?

To wszystko zależy od handlarza.

Najbardziej tacy ordynarni są chyba handlarze litewscy,

oni nie patrzą co stoi, tylko

byłem sam świadkiem takiej sytuacji, że zajechała lora, czyli ta ciężarówka

przeznaczona do transportu samochodów osobowych,

na plac, Litwin wyszedł z tej ciężarówki, szoferki, popatrzył

i do sprzedawcy stwierdził, że poproszę zapakować ten rząd aut. Nie oglądając ich.

Czyli pierwsze lepsze zostały...?

Pierwsze lepsze, powiedział, że ten rząd potrzebuje i

i kupił przykładowo, nie pamiętam ile na tę lorę wchodzi samochodów,

załóżmy, że 112

i 13 samochód dostał zupełnie w gratisie.

Przewoziłeś te auta do Polski,

co tutaj na miejscu się z nimi działo, zanim zostały wystawione do sprzedaży?

Pierwszą rzeczą jest oczywiście przebieg dostosowany do potrzeb klienta

i największym kuriozum jak się przekracza polską granicę są banery i szyldy

w Gubinie czy w Świecku

i stoi to jawnie, każdy kto przejeżdża

widzi, że można zatrzymać się na parkingu, podpiąć się i cofnąć ten licznik.

Następnie samochód trafia na

ujmijmy to w mocnym cudzysłowie "na serwis".

Bo to z serwisem nie ma nic wspólnego, jest to typowe maskowanie, patentowanie takich usterek,

robienie na sztukę, wręcz już mówię ordynarne oszukiwanie ludzi.

Pamiętam historię z Citroenem C5,

C5 ma specyficzne zawieszenie, bo jest to zawieszenie hydropneumatyczne

i bardzo, bardzo drogie w naprawie,

w tym samochodzie były uszkodzone hamulce z tyłu, one

z tego co pamiętam są jakoś zintegrowane z

płynem hydraulicznym pracującym w zawieszeniu Hydraulikflüssigkeit, die in der Aufhängung arbeitet

i żeby ten samochód hamował,

z mechanikiem ucięliśmy, autentycznie ucięliśmy tylnego przewody układu hamulcowego, Mit dem Mechaniker, den wir schneiden, schneiden wir tatsächlich die Drähte des hinteren Bremssystems,

te przewody hamulcowe zawinęliśmy w taki ślimaczek, zagnietliśmy to kombinerkami Wir haben diese Bremsleitungen in eine Schnecke gewickelt, wir haben sie mit einer Zange geknetet

i ten samochód zaczął już prawidłowo hamować, pedał nie wpadał uż do podłogi,

no i oczywiście auto było sprzedane jako rarytas od dziadka z Niemiec.

Nie działały hamulce z tyłu?

Tak, nie działały hamulce z tyłu, bo były fizycznie odpięte z przewodów z tyłu.

I taki samochód jest sprzedawany polskiemu nabywcy,

za jakieś tam pieniądze niesatysfakcjonujące.

Czy podobnych sytuacji było więcej?

Tak, każdy samochód miał jakieś wady, usterki i trzeba było je usunąć jak najtańszym kosztem.

Palące się kontrolki naprawia się w ten sposób, że Brennende Lichter werden auf diese Weise befestigt:

w starych autach wystarczyło wymontować żarówkę lub tę żarówkę połączyć z bei alten autos reichte es die glühbirne zu entfernen oder diese glühbirne anzuschließen

z kontrolką ciśnienia oleju, mówimy tu o poduszkach powietrznych,

o ABS i te kontrolki ładnie nam gasły wraz z chwilą zgaśnięcia kontrolki ciśnienia oleju.

W nowych samochodach podkleja się gumę do żucia na diodę, bo

tam niestety te układy są już scalone, zintegrowane i

wmontowanie takiej diody spowoduje, że sfiksuje nam cały licznik, dlatego

dlatego między tę kontrolkę a

tą czarną płytkę, nakładkę,

ten dashboard, który widzimy przed oczami, podkłada się gumę do żucia lub jakąś plastelinę, żeby ta kontrolka się nie świeciła.

Patentów tego typu jest naprawdę mnóstwo, tysiące

i ja handlarz z sześcioletnim stażem,

który również mam dość sporo za uszami,

jeśli chodzi o taki oszustwa przy sprzedaży auta,

jak słuchałem relacji moich kolegów z branży,

łapałem się za głowę, jak to w ogóle jest możliwe.

I proszę sobie wyobrazić, że ludzie takie auta kupują, jeżdżą i do dzisiaj naprawdę nie wiedzą

czym jeżdżą, a przeważnie to się okazuje

przy wypadku, bo w rejonach mojej miejscowości

był ostatnio wypadek Forda Focusa

i samochód przy niewielkiej, naprawdę niewielkiej kolizji złamał się na pół

a z progu wypadła w tym aucie

takie, nie wiem, jak to się nazywa, celownik, kątownik,

takie wzmocnienie zrobione na sztukę.

Jak sam wspomniałeś, sam masz sporo za uszami w tym temacie,

nie miałeś po ludzku wyrzutów sumienia?

Nie, wyrzutów sumienia nie miałem, bo byłem świadomy tego,

że ludzie sami oczekują ode mnie, że

mam mieć na sprzedaż 20-letniego diesla,

z zachodniego rynku, z przebiegiem 180 tys.,

bez jakichkolwiek usterek, bez jakichkolwiek wad lakierniczych,

jak najlepiej wyposażonym.

Myślisz, że pomimo tego co mówisz, są w Polsce uczciwi handlarze?

Którzy jednak nie cofają tych liczników?

Nie, nie, nie, nie ma w ogóle takiej opcji,

uczciwi handlarze, jeżeli byli, to wyginęli śmiercią naturalną, bo rynek ich zweryfikował.

Mam jednego znajomego w Łodzi,

taki Leszny na niego mówimy,

on stara się handlować tymi samochodami, obracać

w sposób w miarę rzetelny i uczciwy,

czyli wszelkie rzeczy, które wymagają

naprawy, on wymienia, nie robi na sztukę, tylko zastępuje autentycznie

częściami zamiennymi przeznaczonymi do tego celu,

natomiast różnica jest taka, że on sprzedaje jeden samochód w przeciągu dwóch miesięcy,

a ja sprzedawałem 10 aut w ciągu miesiąca.

I nierzadko też była taka sytuacja, że z racji tego, że już tego samochodu nie mógł sprzedać z uwagi na cenę

która była adekwatna do tego stanu samochodu,

ale automatycznie wyższa od przeciętnej rynkowej,

on do tego interesu musiał dokładać.

Kiedy przyjeżdżali do Ciebie klienci do komisu,

na co przede wszystkim zwracali uwagę?

Czy byliście w stanie rozpoznać klienta, który z całą pewnością kupi to auto,

a który będzie wybrzydzał, który będzie targował się,

a który będzie łatwym klientem.

Ciężko jest rozpoznać, natura ludzka tak naprawdę jest nieobliczalna,

jest tyle charakterów ludzi, ilu jest ludzi na ziemi,

natomiast polski klient i w ogóle samochód przeznaczony do sprzedaży w Polsce,

musi mieć trzy główne zalety.

Musi mieć dobrą cenę, niski przebieg i ładnie wyglądać.

Jeżeli te trzy argumenty zostają spełnione,

mamy sukces gwarantowany.

Czy to prawda, że handlarze samochodów mają swój język

w odniesieniu do klientów?

Tak, to jest prawda, handlarze mają swój wewnętrzny żargon, język,

my z kolegami z branży, z mojego miasta i z okolicznych miejscowości i komisów

spotykaliśmy się, mówiąc tak po męsku, przy wódeczce w sobotę

i zasypywaliśmy się właśnie różnego rodzaju tego typu historiami ze sprzedaży

i np. na rodzinę, która przychodzi na plac mówi się "dotarł plebs",

to nie jest rodzina, to jest "plebs",

jeżeli przyszedł sam klient, mężczyzna, który chce kupić ten samochód,

mówiło się, że przyszedł cham, karaluch, ewentualnie robal,

tak mówi się na klienta, cham, karaluch, robal,

natomiast na klienta, który już

nabył ten samochód i ewentualnie dzwonił tam z jakimiś pretensjami, roszczeniami, mówi się "wy***any"

Znamienne.

Takie są niestety realia tego biznesu.

Wytrzymałeś sześć lat i rzuciłeś ten biznes. Dlaczego tak naprawdę, co przeważyło? Du hast sechs Jahre durchgehalten und dieses Geschäft aufgegeben. Warum eigentlich, was hat sich durchgesetzt?

Przeważyła pewna historia sprzedaży samochodu marki Opel,

udało mi się dosyć tanio nabyć

Opla Vectrę z silnikiem diesla za zachodnią granicą,

oczywiście jak każde auto z tych placów było uszkodzone, miało uszkodzony silnik,

cena była bardzo atrakcyjna, sprowadziłem ten samochód do Polski,

problemem, ten samochód miał dwa problemy,

uszkodzona pompa wtryskowa i uszkodzona klimatyzacja.

Usterka z pompy objawiała się tym, że

miał problemy z uruchomieniem na zimnym silniku.

Trzeba było go wspomóc tak zwanym samostartem bądź plakiem,

osoby wtajemniczone wiedzą, jak to się odbywa,

w jaki sposób to auto się uruchamia.

Natomiast jak ten samochód już złapał temperaturę roboczą, osiągnął te 90 stopni,

odpalał bez problemu, jeździł już bez żadnych uwag.

Miał również rozszczelnioną klimatyzację.

Tą klimatyzację akurat udało się dość szybko uszczelnić.

To była inwestycja rzędu kilkudziesięciu złotych.

Chciałem ją również nabić, żeby już kompleksowo zamknąć temat,

zadzwoniłem właśnie do kolegi z branży z pytaniem,

czy wie, gdzie mógłbym najtaniej coś takiego zrobić.

On w tym momencie popukał się w głowę, czy ja nie zwariowałem, że czy ja będę jeszcze do tego interesu dokładał,

przecież nikt mi za to nie zwróci

i powiedział, pokazał, że każdy szanujący się handlarz

nabija klimatyzację gazem propan butan.

Dobrze usłyszałeś.

Zamiast czynnika chłodniczego

w układ klimatyzacji handlarze wpuszczają gaz propoan butan.

Jaka to jest oszczędność?

To jest duża oszczędność, bo nabicie

gazem przeznaczonym do klimatyzacji czyli R34A

to jest dzisiaj bodajże około 300zł,

natomiast butla 20kg gazu propan, takim normalnie jak mamy w kuchence gazowej

w kuchni kosztuje 50zł i wystarcza na 50 samochodów, na 50 układów klimatyzacji.

Łatwopalny gaz.

Tak, przy wypadku jest dramat i naprawdę nie chciałbym być w takim samochodzie,

podczas kolizji czy nawet podczas głupiego serwisu, kiedy niechcący cokolwiek

nie wiem, lutując, spawając, zrobi jakąś iskrę

wymieniając jakiś element elektryczny,

niechcący ten układ rozszczelni i jest tragedia.

Sprzedałeś to auto?

Tak, sprzedałem ten samochód, chęć zysku, szybkiego zarobku wzięła górę

natomiast nie była to łatwa sprzedaż i

tak naprawdę ona zwieńczyła moją działalność jako handlarza samochodami,

bo na miejscu okazało się po przyjeździe tych

tej rodziny okazało się, że mają niepełnosprawne dziecko.

Ja, jako wspaniałomyślny oczywiście handlarz zasugerowałem im,

że zatroszczę się o ich komfort i tym samochodem wyjadę na dworzec PKS

żeby ich odebrać, żeby nie musieli się fatygować...

A wyjechałeś ponieważ?

Ponieważ ten samochód musiał nabrać swojej temperatury roboczej, aby

mógł go bezpiecznie przy nich uruchomić bez użycia

jakiś tam elementów trzecich jak plag czy samostart.

Przyjechała rodzina, okazało się, że im ukradli wcześniej Opla Zafirę,

i muszą mieć natychmiast samochód, którym będą dowozić te

te niepełnosprawne dziecko na rehabilitację

i biłem się początkowo z myślami, że ja przecież nie mogę im tego sprzedać, bo

to jest jeżdżąca bomba na kółkach, bo ma

w układzie gaz propan-butan, poza tym ten samochód

jak tylko ostygnie, oni nie uruchomią go.

Natomiast taki drugi bodziec był, co ja im teraz powiem, tym ludziom, tak.

I sprzedałem ten samochód.

Jednak?

Tak, jednak sprzedałem i nie znam dalszych losów tego samochodu.

Łukasz, gdybyś miał z tą wiedzą jak kupić, gdzie kupić używane auto,

żeby w miarę ten zakup był bezpieczny i uczciwy, to co mógłbyś polecić?

Nie wiem.

Naprawdę nie wiem.

U nas rynek jest przez handlarzy zniszczony, jest

totalnie zepsuty, to jest

no nie ma u nas rynku motoryzacyjnego. Ja osobiście

gdybym miał szukać samochodu, to szukałbym po znajomych,

gdzie ten samochód widziałem na co dzień,

znam człowieka, znam auto, w jakie sposób on je eksploatował,

na pewno pod żadnym pozorem, za żadne skarby nie kupiłbym auta od handlarza, bo to jest

strzał we własną stopę

i uważam, że środowisko handlarzy samochodów jest

oprócz księży najbardziej zdemoralizowaną

grupą zawodową, etycznie i w ogóle mentalnie, jaka może istnieć na rynku usług.

Myślę, że to cenna rada, dziękuję ci za nią i dziękuję za rozmowę.

Dziękuję.