„To był AMOK”. Jak uzależnienie od HAZARDU zmienia życie? – 7 metrów pod ziemią
Pierwszy raz z ciekawości,
kolega mi pokazał maszyny.
Zagrałem, jakieś pięć złotych wrzucone w maszynę, wygrałem pięćdziesiąt.
Mówię: „Wow, kurde, fajna sprawa. Tak można wygrywać, da się”.
Kwoty, które dzisiaj są dla mnie bardzo duże,
gdzie to byłaby fajna pensja,
potrafiłem przegrać jednorazowo i „łatwo przyszło, łatwo poszło”.
Wszyscy ludzie wokół mnie nie mieli znaczenia.
Ja potrafiłem oszukać, zmanipulować wszystkich.
Byli dla mnie chodzącymi bankomatami.
Amok.
Totalny amok, nic innego się nie liczyło, tylko gra.
Musiałem osiągnąć najwyższą wygraną.
Na tamtą chwilę na maszynach to było dziesięć tysięcy złotych.
I wygrałem.
No i wtedy o mało nie przegrałem swojego życia.
Masz 37 lat, a przez 10 lat swojego życia nałogowo grałeś na maszynach.
Ile pieniędzy przegrałeś?
Nie jestem w stanie się doliczyć.
Jak to jest możliwe?
Grałem nałogowo 10 lat
i byłem w takim stanie psychicznym, że nie byłem nawet w stanie kontrolować tego, co robię,
więc nie byłem też w stanie wiedzieć ile przegrywam.
Przegrywałem wszystko, co miałem.
Próbowałeś kiedyś oszacować jakie to mogły być kwoty?
Próbowałem.
Dziesięć tysięcy? Sto tysięcy? Pięćdziesiąt tysięcy?
Bywał okres gdzie to było około dwóch tysięcy tygodniowo.
To były kwoty, które przegrywałem,
i to daje chyba obraz.
Jakiego rodzaju to były maszyny?
Co to za miejsce? Dokąd chodziłeś?
Kiedy zaczynałem grać to były punkty, które były ogólnie dostępne,
i te maszyny bywały wszędzie: stacje benzynowe, bary,
nawet na targowiskach w budkach były,
więc tego było na tyle dużo, że praktycznie wszędzie można było stanąć na chwilę i pograć.
Jak to się w ogóle zaczęło?
Kiedy po raz pierwszy? Dlaczego?
Jeśli chodzi o maszyny, to pierwszy raz z ciekawości.
Kolega mi pokazał maszyny, zagrałem.
Jakieś pięć złotych wrzucone w maszynę, wygrałem pięćdziesiąt.
Mówię: „Wow, kurde, fajna sprawa. Tak można wygrywać, da się”.
Fajny sposób na zarobek.
Nie będę musiał pracować. Będę miał dużo pieniędzy.
Zachęciłeś się i jak często wracałeś?
Początkowo grałem sporadycznie.
To były jedne, dwie gry w miesiącu.
Po jakimś czasie doszło do tego, że dzień bez gry był takim dniem straconym.
Jak to odczuwałeś?
Ciężko, bo...
Znaczy ja też nie do końca na tamtą chwilę wiedziałem co się dzieje,
bo to było tak, że doszło do tego, że...
Właśnie. Mieszkam w małej miejscowości.
Do najbliższego sklepu trzeba było jechać samochodem,
więc ja wyjeżdżałem z domu samochodem, jechałem do sklepu,
schodziło mi w tym sklepie pół godziny, godzinę, czasami dwie,
więc tłumaczyłem żonie, że spotkałem znajomego,
gdzieś tam ktoś mnie zaczepił, gdzieś tam coś się wydarzyło,
a w tym czasie grałem po prostu.
Ja jechałem grać nawet w momencie gdy jechałem do sklepu po zakupy.
Czułeś się z tym źle, że musisz oszukiwać żonę, że nie mówisz prawdy?
Nie.
Przez lata grania doprowadziłem do takiego schematu, kiedy wszyscy ludzie wokół mnie nie mieli znaczenia.
Ja potrafiłem oszukać, zmanipulować wszystkich.
Nie było znaczenia kto to był, czy to był ktoś najbliższy czy ktoś obcy.
Mnie zależało tylko na grze.
W jaki sposób oszukiwałeś bliskich? Jakie miałeś sposoby? Co opowiadałeś?
Tysiące manipulacji, dziwnych wytłumaczeń.
Mnie w życiu spotykały niespotykane rzeczy.
Dzisiaj się śmieje, ale potrafiłem wymyślić różne dziwne historie, które trzymały się kupy.
Na przykład?
Potrafiłem przegrać pieniądze,
pójść do znajomego powiedzieć, że potrzebuje, bo nie wiem, skoczył mi jakiś super interes,
potrzebuje zainwestować, nie mam skąd, by mi pożyczył, niebawem mu oddam.
Ludzie pożyczali mi pieniądze na grę.
Pracowałem...
Nieregularna praca.
Czy nieregularna?
Nienormowany tryb pracy.
Wyjazdowy, więc idealny dla mnie,
bo wyjeżdżałem, jechałem do klienta.
U klienta mi schodziło różnie, czasem pięć godzin, czasem 10, czasem 15,
więc pełna dowolność.
Zeszło mi krócej, miałem więcej czasu na grę.
Robiłem wszystko, żeby zeszło jak najkrócej i jak najdłużej grać.
Wspomniałeś o tym, że byłeś w stanie pożyczyć pieniądze na to, by grać.
Jakie to były kwoty?
Początkowo były to drobne kwoty.
Pożyczałem 500, 1000 złotych,
potem zacząłem pożyczać dwa, trzy, pięć tysięcy.
Oddawałeś na bieżąco czy te długi narastały?
Starałem się. Był taki okres, że oddawałem na bieżąco.
Znaczy u mnie tryb gry polegał na tym, że grałem do momentu, kiedy miałem pieniądze.
Potem przegrywałem nie swoje pieniądze bądź pożyczone,
do takiego poziomu, kiedy byłem w stanie je spłacić.
Miałem świadomość tego, że jeśli nie spłacę pieniędzy, to potem nikt mi nie pożyczy,
więc to mnie hamowało przed tym, żeby więcej nie przegrywać.
Do czasu.
Do czasu?
Tak. Przyszedł taki moment, kiedy przestałem kompletnie to kontrolować
i doszło do sytuacji, kiedy pomyślałem o tym, żeby zastawić swój samochód
bez wiedzy żony, żeby pożyczyć pieniądze.
I szczęście w nieszczęściu, żona dowiedziała się po raz kolejny, że gram.
To był ostatni moment, kiedy grałem.
Ostatnia gra tak naprawdę.
I dostałem wtedy ultimatum, że no coś muszę w swoim życiu zmienić.
Zanim doszło do ultimatum, co mówili ci bliscy? Jak z tobą rozmawiali?
Oni nie rozumieli w ogóle problemu mojego.
Bo generalnie co?
No dla nich to było tak, że ja gram, robię coś głupiego.
Po co to robię? Mam tego nie robić.
Tak stawiali sprawę?
Tak
Z punktu widzenia teraz nawet mnie, gdy na to patrzę, no to ja ich całkowicie rozumiem.
Hazard jest postrzegany jako takie hobby.
Twój punkt widzenia był zupełnie odmienny.
Tak.
Jak wyglądał? Jak ty na to patrzyłeś?
Zupełnie tego nie kontrolowałem.
Żyłem, żeby grać.
Nikt mnie wkoło nie rozumiał.
Byłem pozostawiony sam sobie.
Wszyscy robili mi na złość i to był jedyny mój sposób na ucieczkę do mojego świata.
I zadziało się coś, do czego dążyłem przez całe moje granie,
bo ja chciałem osiągnąć najwyższą wygraną.
Na tamtą chwilę na maszynach to było 10 tysięcy złotych.
I wygrałem.
No i wtedy o mało nie przegrałem swojego życia.
Bo całe moje granie gdzieś dążyłem do tej najwyższej wygranej,
bo to był taki mój najwyższy cel.
Osiągnąć tę najwyższą wygraną.
I to by był dla mnie koniec,
bo gdzieś w moim myśleniu to była „a wygram to, poddaje pieniądze,
jeszcze mi zostanie nie wiadomo ile i już nie muszę grać”.
To było w sobotę, a w poniedziałek znowu grałem.
Co w tym jest takiego pociągającego, że tak łatwo się temu poddać?
Utrata kontroli nad samym sobą.
To znaczy?
Grając wchodzę w inny świat.
Jestem zupełnie kimś innym, odcinam się od wszystkiego.
Podobny stan jak...
Nie wiem, mogę porównać, podczas upojenia alkoholowego.
Jest fajnie, nic wokoło się nie liczy.
Co czuje człowiek, kiedy przegrywa?
Co czuje człowiek, kiedy przegrywa...
Na początku swojej przygody z hazardem czy w trakcie już...?
Zacznijmy od początku.
Od początku?
Rozczarowanie, złość i chęć odegrania się.
Potem...
Czyli sytuacja, którą przeciętny Kowalski jest sobie w stanie wyobrazić.
Tak.
Potem to się zmienia?
Tak, potem jest ulga.
Ulga?
Tak.
Pomimo chęci gry, w momencie kiedy kończą się pieniądze i nie ma za co grać,
pojawia się takie poczucie trochę złapania gruntu,
bo to jest na zasadzie takiej:
nie mam za co grać, nie będę grał i mam chwilę oddechu.
W jaki sposób cała ta sytuacja wpłynęła na twoje normalne życie?
Jak to zmieniło relacje z otoczeniem?
Znaczy tak, jeśli chodzi o relacje z otoczeniem, to ja generalnie nie miałem żadnych relacji.
Jak można mieć relacje z kimkolwiek, kogo się oszukuje, okłamuje i manipuluje każdym wkoło?
Ludzie, których spotykałem, z którymi nawiązywałem jakiekolwiek relacje czy znajomości,
to byli ludzie, którzy byli dla mnie chodzącymi bankomatami.
Ja oceniałem ludzi pod kątem, nie wiem,
„utrzymuje z gościem kontakt, bo wiem, że kiedyś będę mógł od niego pożyczyć pieniądze”.
Do tego stopnia?
Do tego stopnia.
Jak wspomniałeś, doszło do momentu, w którym bliscy, rodzina postawili ultimatum.
Na czym ono polegało?
Mam podjąć się leczenia...
To jest jedyny warunek,
żeby z nimi dalej współegzystować. W sensie, że zostanę sam sobie bez tego
i doszło nawet do momentu, kiedy moi rodzice chcieli mnie wysłać do ośrodka zamkniętego.
Doszedłem do wniosku, że ośrodek zamknięty to jednak nie jest jakieś tam dobre rozwiązanie dla mnie,
bo to by pokazało, że ja mam problem, więc ja musiałem przejąć nad tym kontrolę.
Znalazłem ośrodek na miejscu, gdzie nie był ośrodkiem zamkniętym,
gdzie mogłem podjąć terapię i stworzyć pozór, że coś ze sobą robię.
Domyślam się, że to nie była dla ciebie łatwa decyzja. Czy to było takie otrzeźwiające? To ultimatum.
To było coś nowego.
Zawsze to było tak, że pomagali spłacić długi, pokrzyczeli, pomarudzili
i gdzieś tam poczułem jakąś drobną karę, ale nadal mogłem sobie wrócić do gry.
Czy to, że rodzina pomagała, spłacała długi, czy to realnie pomagało czy szkodziło?
Szkodziło.
Szkodziło, bo dawało mi to komfort dalszej gry.
Ja miałem świadomość,
że jeśli znowu zaliczę wpadkę, znowu będę miał problemy, to pójdę, przeproszę, ukoję się i pomogą.
Chcieli pomóc, a...
A szkodzili.
A szkodzili, niestety.
Jak te wszystkie doświadczenia zmieniły twój stosunek do pieniądza?
Kiedy zaczynałem grać pieniądz był ważny
i czułem jego wartość.
Ja miałem realny przelicznik, co ja mogę za te pieniądze mieć.
Wiedziałem, że zarobię tyle,
za to mogę sobie kupić to, to i to.
Natomiast w trakcie gry,
doszło do tego, że jaka by to nie była kwota, ja byłem w stanie to przeliczyć na czas grania.
Ta kwota daje mi możliwość grania przez tyle, na takich stawkach.
Dzięki tej kwocie mogę zagrać za tyle, mogę wygrać ileś tam.
Kwoty, które dzisiaj są dla mnie bardzo duże,
gdzie to byłaby fajna pensja,
potrafiłem przegrać jednorazowo i „łatwo przyszło, łatwo poszło”.
Takie podejście miałem do tego, więc nie czułem zupełnie wartości pieniądza.
Dopiero w momencie, kiedy przestałem grać, poczułem konsekwencje,
bo wtedy nie mając już pieniędzy, nie mając tak naprawdę możliwości zbyt wiele,
poczułem faktyczny brak tego pieniądza.
Były sytuacje kiedy brakowało ci pieniędzy na jedzenie?
Tak.
Na rachunki?
Tak.
Jak sobie radziłeś wtedy?
Pożyczałem.
Wyłudzałem, oszukiwałem.
W jakiej sytuacji jesteś dzisiaj?
No dzisiaj jestem w sytuacji, kiedy moje życie jest zupełnie inne.
Kurcze...
Dzisiaj, ja się śmieje, bo jadę na przykład i doceniam pogodę, która jest.
Świeci słońce, coś się zieleni.
Kiedyś to była dla mnie w ogóle abstrakcja.
No co mnie interesuje pogoda jak temu mam oddać dwa tysiące, temu mam oddać trzy tysiące,
a tam jest nowy punkt z maszynami.
Gdzieś, okres kiedy jeszcze grałem, kiedy tych punktów było sporo,
one zawsze miały te takie czerwono-niebieskie neony, gdzieś tam migające światełka.
Doszło do sytuacji, kiedy jadąc samochodem i widząc karetkę, która jedzie, bądź policje i tam migały światła,
ja jechałem w tamtą stronę, bo byłem przekonany, mówię „kurde, tam nie było żadnego punktu, coś otworzyli”.
Ja goniłem policje na przykład.
Niemalże szaleństwo.
Tak.
Amok.
Totalny amok, nic innego się nie liczyło, tylko gra.
No i pęd za tym, żeby grać.
Ja żyłem po to, żeby grać.
Czy dzisiaj łapiesz się na tym, że są sytuacje, kiedy myślisz jeszcze o tym? Masz ochotę?
Nie myślę o graniu, nie mam ochoty grania, nie mam potrzeby grania,
natomiast mam masę zachowań takich, które wynikają,
nie tyle z samego grania, tylko mam jeszcze zachowania, które doprowadziły mnie do grania.
Ja dzisiaj nie pracuję już w swojej terapii nad tym, żeby nie grać,
tylko nad tym, żeby dotrzeć co mnie do tego skłoniło.
Gdzieś, masę złości, którą w sobie miałem,
która gdzieś tam czasami się jeszcze przejawia, moje wybuchy, kompletne nieradzenie sobie z emocjami.
Pracuje nad tym, żeby w przyszłości mnie to nie doprowadziło znowu do tego miejsca.
Żebym nie musiał uciekać.
Czy musiałeś zmienić być może jakieś życiowe nawyki?
Wszystkie.
Co na przykład?
Wiesz, kiedy się budzisz po nieprzespanej nocy, bo grałeś,
otwierasz oczy i pierwszą myślą jest gdzie pojechać zagrać i za co
i nie chcesz tego robić,
to dowiadujesz się, że jest coś takiego jak potrzeba umyć się, żeby nie śmierdzieć,
bo to są takie prozaiczne rzeczy, których ja nie wiedziałem,
że ja śmierdzę.
Gdzie wracałem po iluś tam godzinach grania, siedzenia na stołku i jeszcze tam palenia papierochów.
Dzisiaj ja o tym myślę,
żeby zjeść, bo kiedy jestem głodny, to się bardziej złoszczę, bo coś mi doskwiera.
Kiedyś nie myślałem, że jestem głodny. Ja potrafiłem dwa dni nie jeść,
bo chciałem grać, każdą wolną chwilę poświęcałem na grę.
Wiesz, dzisiaj nie mam zbyt wiele czasu,
ale jeśli znajdę czas, to ja myślę czy na przykład nie pobawić się z synem,
nie zrobić czegoś, czy nie zająć się czymkolwiek, a nie myślę o tym, żeby grać.
Bo kiedyś ja szukałem...
Dzisiaj jest tak, że ja szukam co zrobić w ogóle w swoim życiu, co zmienić, do czego dążyć,
a kiedyś jak odwalić szybko pracę, żeby móc grać.
Przegrałeś całą masę pieniędzy, nie jesteś w stanie oszacować jak dużo.
A co poza kasą?
Wartość samego siebie.
Doszedłem do momentu, kiedy nie miałem szacunku do samego siebie,
kiedy uświadomiłem sobie, że oszukałem samego siebie.
Zmanipulowanie, oszukanie drugiego człowieka nie było problemem, bo tego się nauczyłem w trakcie.
Nie wiem, najpierw okłamałem żonę, że pracowałem dłużej.
Przeszło, przyzwyczaiłem się do tego, potem stało się to normą.
Potem okłamałem z kolejną rzeczą.
Przeszło raz, przeszło drugi, zacząłem okłamywać bardziej.
To była norma.
Więc oszukiwanie ludzi i manipulowanie nimi to była norma.
Natomiast całe życie myślałem, że jestem na tyle fajny, sprytny, że potrafię zmanipulować wszystkich,
ale okazało się, że też oszukałem samego siebie, bo byłem zupełnie kim innym niż chciałem być,
i to było najgorsze.
Dlaczego zdecydowałeś się o tym opowiedzieć? Czemu to jest dla ciebie ważne?
Bo jest wielu ludzi, którzy nie wiedzą jak zacząć.
Spotykam ludzi, którzy już coś zrobili i wszyscy mówią o tym samym,
„nie wiedziałem jak zacząć”,
„bałem się zacząć”.
To jest najczęstsze.
Czy ty masz jakiś sposób na to, żeby jednak przekonać samego siebie i zacząć, pójść na terapię?
Trzeba sięgnąć dna.
Jednak?
Nie ma możliwości odbicia się od dna, jeśli się go nie sięgnie.
Ja osiągnąłem swoje dno, to pozwoliło mi się odbić.
Nie da się tego uniknąć?
Znam wiele przykładów, gdzie skończyło się to tragicznie.
Kiedy zbliżasz się do dna, a ktoś cię wyciąga,
to pozostaje później,
po iluś tam razach,
takie przekonanie, że mogę wejść głębiej, bo ktoś mnie wyciągnie.
Kiedy nie masz takiego wsparcia,
kiedy zostajesz sam z sobą i ze swoim problemem,
zmierzysz się z tym, jesteś w stanie się dźwignąć.
Czyli paradoksalnie chcąc komuś pomóc czasem trzeba pozwolić mu upaść?
Tak.
Trzeba pomóc, pozwolić ponieść konsekwencje swoich działań.
Mariusz, bardzo dziękuje za te słowa.
Dziękuje za spotkanie. Dziękuje za rozmowę.
Dużo siły dla ciebie.
Dziękuję.