POWITANIE JESIENI
Ewa robiła imprezę! Na działce! Powitanie jesieni! Ta wiadomość poderwała III a na nogi. Działka, położona niedaleko Warszawy, owiana była legendą. Ewa opowiadała o niej, przywoziła zdjęcia, ale nikt z klasy nigdy tam nie zawitał. Teraz na działkę mieli pojechać wszyscy. Propozycja padła z ust taty Ewy. To on na pierwszym zebraniu spytał rodziców, co oni na to, by dzieci wybrały się na działkę w pierwszy weekend października. Zrobią grzybobranie, ognisko i kilka konkursów.
– Jeśli obawiają się państwo jazdy PKS-em, to załatwię autokar – mówił pan Krzysztof i cierpliwie tłumaczył, że wprawdzie domki są ogrzewane, ale o tej porze roku noce bywają już chłodne, więc lepiej, by wszyscy zabrali śpiwory, karimaty i koce.
Poza tatą Ewy i panią Czajką na wyjazd zgłosiła się mama Maćka. To ona zaproponowała, że kupi kiełbaski na ognisko. Termin wyjazdu ustalono na piątek – tuż po lekcjach, których mieli tego dnia tylko trzy.
* * *
Działka Ewy leżała nad Bugiem, w małej wiosce niedaleko Wyszkowa. Była naprawdę duża – na posesji stały aż trzy domki. Jeden malutki, za to murowany, i dwa wielkie, ale drewniane. W tych drewnianych nocowali uczniowie. W murowanym, z tylko jednym pokojem, ale i łazienką – dorośli. Drewniane domki łazienek nie miały, więc reszta III a musiała zadowolić się myciem w miskach.
– Wolałabym spać z nimi – westchnęła mama Maćka, wyrzucając ubrania z plecaka prosto na podłogę.
Pani Czajka zmarszczyła brwi i ciężko westchnęła. Gdyby to zrobiła uczennica, na pewno zaraz by ją upomniała, ale upominać matkę? ! – Dobrze, że oni tego nie widzą – mruknęła pod nosem. „Oni” to była oczywiście III a, która w tym czasie rozkładała się w dwóch domkach.
Chłopcy w ciemniejszym, stojącym pod lasem. Ten domek rodzice Ewy ochrzcili mianem „podleśnego”, a dziewczyny w jaśniejszym, stojącym bliżej rzeki i z tej racji zwanym „nadrzecznym”.
– Pani tak chce z młodzieżą, bo nie ma jej pani na co dzień – nauczycielka odezwała się dopiero po chwili.
Obie panie rozkładały swoje rzeczy w ciaśniutkim pokoiku. Tata Ewy zdecydował, że one zajmą jego małżeńskie łoże, a on będzie spał na połówce w kuchennej części malutkiego pokoiku.
– Skoro nie lubi pani młodzieży, to dlaczego została pani nauczycielką? – spytała mama Maćka, rozkładając się na łóżku w butach.
– Lubię młodzież, ale każdego z osobna, a nie w ilościach hurtowych – odparła pani Czajka i z dezaprobatą popatrzyła na nogi obute w glany, które spoczywały na reklamówce położonej na śpiworze.
„Co jest w tych buciorach, to ja nie wiem!” – pomyślała.
– No niestety! W szkole to głównie z tym drugim ma się do czynienia – stwierdził tata Ewy, który właśnie wszedł do domku, by poinformować, że wszyscy już są zakwaterowani i czekają na pierwsze zajęcia.
– To ja, tak jak obiecałam, urządzę im podchody. – Mama Maćka zerwała się z łóżka. – Pani Barbaro! Pod pani opieką zostawiam pudełko z losami szlaków oraz koperty z losami kapitanów i adiutantów drużyn. Te gagatki przyjdą tu do pani na losowanie. Panie Krzysiu! Potrzebna mi pańska pomoc. Przygotowałam zadania dla obu drużyn, ale się nie rozdwoję. Jak pójdę rozkładać zadania dla pierwszej drużyny, to dobrze by było, gdyby pan z łaski swojej rozkładał dla drugiej. Dobrze? Ja wyjdę furtką od strony lasu, a pan od strony rzeki. Zna się pan na znakach harcerskich? List… i tak dalej?
Ponieważ pan Krzysztof przytaknął, mama Maćka, podetknąwszy mu pod nos paczkę z ponumerowanymi listami, chwyciła mały wypakowany plecak i wybiegła z domku.
– No i co? Zagnała nas do roboty? – zaśmiała się pani Czajka.
– No cóż… – odparł tata Ewy i bez entuzjazmu sięgnął po leżącą na stole paczkę z zadaniami.
Po chwili oboje z panią Czajką usłyszeli głos mamy Maćka:
– Uwaga! Drużyny męska i żeńska, proszę do mnie! Macie godzinę na przygotowanie się do podchodów. Szlaki są dwa. Na szlaku każdą drużynę czeka dziesięć zadań. Część będzie wymagała napisania czegoś, inne zebrania określonych rzeczy, a pozostałe jeszcze czegoś innego. Przez tę godzinę każda drużyna wyłoni kapitana i adiutanta. Następnie kapitanowie wylosują szlaki. Wszystkie losy są u wychowawczyni. Stamtąd też zabierzecie koperty z szyframi i ołówki, bo każdy kapitan drużyny musi mieć ze sobą ołówek i tabelę szyfrów. To on będzie podejmował decyzje, co drużyna zrobi, i pisał na kartkach rozwiązania zadań. Adiutant zbierze do torby rzeczy, które trzeba będzie odnaleźć, by zadania zostały prawidłowo wykonane. Czy wszystko jasne?
Odpowiedziała jej cisza.
– Wobec tego ja z panem Krzysztofem idziemy rozstawić dla was zadania. Aha! Zwycięska drużyna otrzyma kosz słodyczy!
* * *
– Czego rżysz? – Kaśka szturchnęła Natalię w bok.
– Jak sobie przypomnę te ryki znad rzeki, to nie mogę się powstrzymać – odparła Natalia, chichocząc.
Żeńska część III a wesoło krzątała się po domku, zajadając się czekoladkami, które wygrała ich drużyna. Wszystko dlatego, że dziewczyny starannie wykonały nawet najdziwniejsze z przygotowanych zadań.
W III a wszyscy wiedzieli, że mama Maćka jest osobą obdarzoną dużym poczuciem humoru. Dlatego nie zdziwili się poleceniem: Zaśpiewać chórem jedną z trzech zaproponowanych niżej piosenek. Drużyna żeńska z listy utworów wybrała przebój Ich Troje, a męska utwór z serialu Klan. Chłopcy wydzierali się na cały regulator, a szczególnie głośno było słychać Aleksa i Maćka, którzy zmieniali tekst: Jak pory w kroku Vivaldiego zmienia się światło w twoich oczach… I to właśnie tak ubawiło dziewczyny.
Z kolei w domku chłopców panowała napięta atmosfera. Nie byli zadowoleni z wyniku podchodów. Wprawdzie mówili głośno, że to tylko zabawa, ale… nikt nie lubi przegrywać. Zwłaszcza Aleks. A tu jego drużyna nie znalazła jednego listu, a na dodatek na szlaku doszło do kilku scysji, przez co spóźnili się na działkę. A wszystko dlatego, że kapitanem drużyny męskiej został… Wojtek. Od historii z pieniędzmi chłopcy traktowali go jak trędowatego. A teraz, gdy na czas zabawy został szefem, musieli go słuchać.
Najbardziej denerwowało to właśnie Aleksa i Białego Michała. Dlatego oni dwaj wdali się w aż dwie bójki z Wojtkiem.
– Chłopaki! Mam coś od dziewczyn! – zawołał Maciek, wnosząc do domku sześć tabliczek mlecznej czekolady.
– Tylko nie dawaj temu kretynowi. – Aleks ruchem głowy wskazał Wojtka.
Ten wzruszył tylko ramionami i nawet nie wyciągnął ręki w kierunku słodkości.
– Nie objadajcie się tak czekoladami, bo niedługo ognisko – uprzedził ojciec Ewy, wsuwając do domku głowę przez uchylone drzwi.
– Spokojnie! Można się o nas nie martwić! – krzyknął Aleks. – Przez jednego idiotę mamy małe szanse na przeżarcie się słodyczami.
Usłyszawszy to, Wojtek wstał i bez słowa wyszedł z domku.
* * *
Pień brzozy dopalał się w ognisku. Po kiełbaskach nie został nawet ślad. I to nie dlatego, że Mateusz, zwany od pierwszej klasy odkurzaczem, zjadł wszystko, co tylko dało się zjeść. Po prostu wszyscy byli głodni. Podchody trwały przecież ponad dwie godziny. Zmęczeni trzecioklasiści powoli wstawali od ogniska i znikali w domkach. Tata Ewy zapowiedział, że o północy zrobi obchód, więc niedobitki siedziały jeszcze przy ognisku i grzały się w jego cieple.
Małgosia, skulona z Maćkiem pod wspólnym kocem, ciągle chichotała. Po raz kolejny słuchała Maćkowej wersji piosenki z Klanu: Jak pory w kroku Vivaldiego zmienia się światło w twoich oczach. Powiedz mi, babo, coś miłego. Nie ględź tak, proszę, daj odpocząć. Życie, życie jest cholerą…
– Ile można śpiewać te bzdury? – mruknął Wojtek niby do siebie, ale na tyle głośno, by inni mogli go usłyszeć.
– A ile można słuchać twoich uwag i patrzeć na twoją durną gębę? – spytał Aleks. Właściwie nie wkurzyła go uwaga Wojtka, to Wojtek działał mu na nerwy. – Najgorsze, że będziemy musieli użerać się z tobą do końca szkoły, a dopiero zaczyna się październik.
– Dajcie spokój… – rzucił Maciek pojednawczo i zanim ktokolwiek zdążył się odezwać, ruszył z Małgosią w kierunku domków. Za nim wstali Aleks i Biały Michał.
– Też się zrywamy – powiedział Aleks. – A ty… – Obrzucił Wojtka pogardliwym spojrzeniem. – Nastaw się, że spać będziesz przy drzwiach lub w kiblu!
Wojtek nie odezwał się słowem. Przy dogasającym ognisku został sam. Takiego samotnie siedzącego i wpatrującego się w żar zastała go Kamila. Wróciła po koc, którego zapomniała.
– Co tak siedzisz? – spytała raczej grzecznościowo.
Wojtek nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami. Miała już odejść, ale wyraz jego twarzy sprawił, że została.
– No powiedz coś.
– A co mam powiedzieć? Że fajnie się dla mnie ta jesień zaczyna?
– To znaczy jak? Bo nie wiem, o co chodzi.
Wojtek sam nie wiedział, dlaczego opowiada to wszystko dziewczynie, która nazwała go Panem Nikt. Ale najwyraźniej musiał wyrzucić z siebie rozczarowanie, gniew, smutek i uczucia, które targały nim od kilku dni, a teraz, podczas tej wycieczki, skumulowały się w jego głowie i sercu, sprawiając, że życie w III a zaczęło mu straszliwie ciążyć.
– Przecież to twoja wina – skwitowała Kamila, wysłuchawszy jego zwierzeń. – Nikt nie kazał ci świrować ze wszystkimi dziewczynami naraz. Nikt nie kazał ci naciągać Michała na forsę.
– Boże! Czy za te kilka błędów mam płacić do końca życia?
– Nie! Jedynie do końca szkoły – odparła Kamila i dopiero mówiąc te słowa, uświadomiła sobie, co one dla Wojtka znaczą.
– A ty nigdy nie zrobiłaś nic głupiego?
Odpowiedziała mu cisza.
„W czym ja jestem lepsza od Wojtka?” – zastanawiała się i przed oczami stawały jej różne sceny. Michał, Olek i wybór, którego tak długo nie mogła dokonać. Małgosia posądzona o kradzież głupiego i nieznaczącego breloczka.
– Czemu nic nie mówisz? – spytał Wojtek. – Nie chcesz już gadać?
– Zrobiłam – odparła Kamila. – Jeśli chcesz wiedzieć, zrobiłam parę głupstw. Ale zamierzam to naprawić – obiecała z mocą. – I tobie też to radzę – dodała, po czym ruszyła w kierunku domku.
– Jak ci się uda, to mi powiedz! – zawołał za nią Wojtek, a gdy zniknęła w ciemności, pomyślał, że po raz pierwszy ktoś z tej nowej klasy porozmawiał z nim ot tak, o życiu. I szkoda, że była to dziewczyna. Bo teraz czuł, że czeka go noc w miejscu, w którym wraz z nim spać będzie kilkunastu chłopaków niezbyt przychylnie do niego nastawionych. – Byle do rana – mruknął do siebie i wstał, a potem otrzepał podniesiony z ziemi koc i ruszył w stronę domku.