×

LingQをより快適にするためCookieを使用しています。サイトの訪問により同意したと見なされます クッキーポリシー.

image

Licencja na dorosłość - Małgorzata Karolina Piekarska, DZIADEK (1)

DZIADEK (1)

– Intencje może miał pan i nie najlepsze, ale wyszło dobrze… – Słowa staruszka brzmiały mu w uszach, gdy wchodził po schodach na górę starej kamienicy. Kilka dni temu nie uwierzyłby, że jego przyjście tu jest w ogóle możliwe.

* * *

Gdyby ktoś go spytał, czemu to zrobił, czemu wysłał taki prezent, nie umiałby wytłumaczyć tego inaczej jak… kaprysem. Na szczęście nikt o to nie pytał. Wszystko zaczęło się jeszcze po nieszczęsnym sylwestrze. Obiecał Kindze, że wypyta Maćka o awanturę z Kubą. Zwłaszcza że rozmowa Kingi z rodzonym bratem zakończyła się wielką kłótnią. Kuba, po raz kolejny, nazwał ją „smarkulą” i „gówniarą”, jakby zapominając, że już dawno różnica wieku między nimi, wynosząca cztery lata, stała się niezauważalna.

Jednak okazji do takiej rozmowy nie było. Wielkimi krokami zbliżała się sesja i Michał kuł prawo rzymskie. Maciek też, jak sam mówił, użerał się z jakimiś lekturami i na dodatek niemal dzień i noc oglądał jakieś filmy. Nie było więc kiedy z nim pogadać.

Okazja nadarzyła się w drugiej połowie stycznia, gdy przypadkiem spotkali się w kolejce w sklepie i od słowa do słowa zgadali się, że Maciek chce w piątek rano pojechać na cmentarz do dziadków, ale pogoda go odstrasza.

– Do dziadków? – zdumiał się Michał.

– Tak, wiesz… jest Dzień Dziadka… i…

– No i co?

– Piszę taką pracę zaliczeniową i chcę zbadać, czy ludzie w tym dniu łażą na cmentarz do swoich dziadków.

– Na studia ci to potrzebne? – Michał był coraz bardziej zdumiony.

– No… – Maciek zawahał się. Niby nikt nie kazał mu łazić na cmentarz, ale jego samego nagle zaciekawiło, co tego dnia dzieje się na Powązkach.

– Wiesz co… pojadę z tobą. Wezmę aparat. O tej porze mogą być fajne zdjęcia. Cmentarz w śniegu…

– Jak do piątku nie stopnieje – zauważył Maciek, ale Michał szybko sprawdził w komórce prognozę pogody i powiedział:

– W piątek zajęcia mam na dwunastą. Zdążymy?

* * *

Piątkowy ranek był mroźny, ale i słoneczny. Gdy Maciek przyszedł na przystanek tramwajowy na rondzie Waszyngtona, Michał czekał już na miejscu z plecakiem, w którym zmieściły się i laptop, i aparat fotograficzny z kilkoma obiektywami.

– Wiesz… ja potem od razu na zajęcia – wyjaśnił Michał.

– Czemu właściwie nie wziąłeś samochodu? – spytał po pięciu minutach bezskutecznego czekania na mrozie.

– Gdybym potem nie miał zajęć, to pojechalibyśmy autem, ale tak… Nigdy nie jeżdżę samochodem na uczelnię. Tam nie ma gdzie parkować. Pomijam już, że parkowanie jest płatne i opłata wynosi więcej niż bilety w dwie strony. Niby stać mnie, ale… – Michał urwał, bo w tym momencie na horyzoncie pojawił się tramwaj dwadzieścia dwa. Jedyny, który dojeżdżał pod sam cmentarz.

– Marta na uczelnię jeździ autem, ale tam u niej na UKSW jest parking… – stwierdził Maciek, gdy weszli do środka zatłoczonego wagonu.

Michała ten tekst ucieszył. Był świetnym pretekstem, by dopytać o sylwestra. Zwłaszcza że Kingę zajście między Maćkiem a Kubą mocno zaniepokoiło.

– Spotykasz się z Martą?

– Trochę – odparł Maciek.

W sumie od sylwestra minęły trzy tygodnie, więc właściwie sam jeszcze nie wiedział, co jest między nim a tą dziewczyną. Tyle tylko, że czuł, że jest to ktoś, kto nadaje na tej samej fali. Wtedy, po awanturze u Kingi i bójce z jej bratem, wybiegła za nim. Dogoniła go w połowie drogi do domu, więc resztę wieczoru spędzili u niego. Mama miała gości. Jeszcze przed świętami powiedziała mu, że „jako osoba samotna woli zaprosić ludzi do siebie, niż czekać na czyjeś zaproszenie”. Dom pełen był więc jej starych i nowych znajomych. Zajęci sobą nawet nie spytali, czemu wrócił z sylwestra tuż po północy. Być może nie spytali dlatego, że nie przyszedł sam. Marta została wtedy do rana, kiedy to odwiozła ją do domu para znajomych mamy.

Zanim jednak się rozstali, Kuba dzwonił do niej z dziesięć razy, ale nie odebrała. Być może dlatego, że Maciek opowiedział jej o nim, Małgosi i sobie. Instynktownie czuł, że pomoże mu zrozumieć, co takiego zaszło między nim a Małgosią, że uciekła przed wszystkimi nie wiadomo dokąd. Miał nadzieję, że tak się stanie, bo Marta potrafiła słuchać.

– A to nie była dziewczyna Kuby? – spytał Michał i zaraz pożałował pytania, bo Maciek aż poczerwieniał na twarzy i wysyczał przez zaciśnięte usta:

– Kuba nie ma dziewczyn w tym znaczeniu, w jakim mają je normalni ludzie. Kuba zalicza zdobycze. Spytaj Kingę. Ile dziewczyn przyprowadza do domu w ciągu jednego roku? Spytaj też o to, czy wie, czemu podrywa te zajęte? Czemu je osacza? Czemu je…

Ostatnie słowa wzbudziły zainteresowanie kilku osób stojących obok, więc Maciek zamilkł.

– Uważasz, że on osaczył Małgosię? – spytał Michał, zniżając głos.

– Tak uważam – odparł Maciek i po chwili dodał: – I doprowadził do tego, że pogubiła się i pozwoliła mu… – Maciek urwał. Przez chwilę jakby szukał odpowiednich słów, a potem dodał: – Ty tego nie zrozumiesz. Ty jesteś na innym etapie niż ja czy ona.

– Co masz na myśli, mówiąc o INNYM ETAPIE? – spytał zdezorientowany Michał.

Ale Maciek nie odpowiedział. Złapawszy kątem oka ciekawskie spojrzenia osób stojących obok w zatłoczonym tramwaju, mruknął tylko:

– Zmieńmy temat. Jest Dzień Dziadka… Idziesz do swojego?

– Ho, ho! – Czarny Michał zaśmiał się sarkastycznie. – Nie wiedziałem, że bywasz złośliwy. Od tej strony cię nie znałem.

– Dlaczego złośliwy? – spytał szczerze zdziwiony Maciek. – Pamiętam, że mówiłeś o grobie rodzinnym na Bródnie, a jedziemy na Powązki, więc…

– Aaa! Ty o tym dziadku. – Czarnemu Michałowi jakby kamień spadł z serca. – A ja myślałem…

– Że ja o tym twoim, jak to ty mówisz… TEORETYCZNYM? – Zaśmiał się. – Do głowy by mi to nie przyszło – dodał z rozbrajającą szczerością. – A swoją drogą ciekawe, jak facet się czuje, gdy dziś w radio i telewizji bez przerwy mówi się o Dniu Dziadka. Może mu przykro?

– Już to widzę, jak mu przykro – stwierdził Michał i dodał: – Facet mówił do mnie per gnoju, bękarcie. Nie wydaje mi się, by chciał mieć wnuka, ale wiesz co? Mam pomysł…

Jednak jaki to pomysł, Maciek się nie dowiedział, bo tramwaj zatrzymał się przy Powązkowskiej.

* * *

Gdy wieczorem Maciek pisał na zajęcia referat o polskich obchodach Dnia Dziadka, z którego wynikało, że na cmentarzach panują niemal pustki, Michał wybierał numer telefonu.

– Cena nie gra roli – powiedział do słuchawki.

Rozłączył się i zatarł ręce z zadowolenia. Przed nim na biurku leżała papierowa torba w misie, a w środku pudełko czekoladek i własnoręcznie zrobiona pocztówka. Oj, naszukał się w pudłach, ale znalazł to, czego potrzebował. Dlatego, gdy po kwadransie do drzwi zapukał mężczyzna z firmy kurierskiej, Michał uśmiechnięty wręczył mu przesyłkę.

Potem nastąpiło krótkie dwadzieścia minut, kiedy wyobrażał sobie minę adresata, a potem… zadzwoniła Kinga, by opowiedzieć mu o kolejnej zagrywce pani Leokadii, która niezrażona awanturą, jaką w swoim czasie zrobił jej klient, nadal odpytywała kupujących w aptece z ich chorób.

– Babka przyszła po taki płyn Vagothyl – zaczęła Kinga. – Obsługiwała ją pani Iza i głośno powtórzyła sobie nazwę leku, co niestety podchwyciła pani Leokadia, która nie wiedziała, że ta babka podała receptę od weterynarza, bo przecież nie widziała ani jej, ani recepty. Ale oczywiście pani Leokadia, jak to ona, wtrąciła się. I, jak to ona, zrobiła klientce wykład. Tym razem na temat podmywania się, higieny intymnych części ciała i tak dalej, bo tak w ogóle to ten Vagothyl jest do irygacji przy stanach zapalnych narządów rodnych. W każdym razie, jak się potem okazało, to kobitka kupowała go dla psa, a po tych uwagach pani Leokadii dostała po prostu szału. Zapowiedziała skargę do Naczelnej Rady Aptekarskiej na skandaliczne zachowanie, którym pani Leokadia zasugerowała, że ona się nie podmywa, i poinformowała o tym wszystkich obecnych w aptece. W rezultacie pani Iza się z nerwów popłakała.

– No i co?

Będzie skarga? – spytał Michał.

– Nie wiem – odparła Kinga i opowiedziała, jak sama z siebie zdecydowała się wybiec za kobietą z apteki i prosić, by jednak nie pisała skargi. Stojąc na mrozie bez kurtki, tłumaczyła, że pani Leokadia jest po prostu stara i szurnięta i wszyscy starają się przymykać na nią oko, i ona, Kinga, błaga o to samo, bo właścicielka, czyli pani Iza, jest bardzo dobrym człowiekiem. Na to rozdygotana kobieta odpowiedziała, że się zastanowi, i odeszła. A teraz ona, Kinga, czuje, że się przeziębiła, i dzwoni z pytaniem, czy Michał nie przyszedłby do niej.

To dlatego w kwadrans spakował się i zabrawszy ze sobą książki i notatki do zajęć, w mroźny wieczór wyszedł z domu, rzucając tylko od progu w stronę pokoju mamy krótkie:

– Lecę do Kingi!

* * *

– Halo? Czy to pan Michał? – Męski głos w słuchawce, należący bez wątpienia do starszego pana, sprawił, że Czarny Michał zawahał się, czy dzwoniący na pewno chce z nim rozmawiać. Dlatego na pytanie odpowiedział pytaniem:

– Jaki Michał?

– No… – Głos w słuchawce zawahał się i dopiero po chwili dodał: – Mówi Stodulski… Pamięta mnie pan?

– Stodulski? – Michałowi to nazwisko coś mówiło, ale nie bardzo wiedział co. Telefon oderwał go od czytania. Leżeli z Kingą na jej łóżku, przytuleni każde ze swoją książką, bo każde uczyło się przecież do zupełnie innego egzaminu i to na zupełnie innym kierunku studiów. – Stodulski?

– Przyjaciel pana dziadka… – powiedział głos w słuchawce i zanim Michał zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dodał: – Czy mógłby pan się ze mną spotkać?

– Ale po co?

– To nie na telefon – odparł pan Stodulski takim tonem, że Michał poczuł, że nie będzie mógł mu odmówić. Dlatego spytał tylko:

– Dzisiaj? Bo jest już dwudziesta, a ja uczę się do egzaminu i…

– No… jest piątek… – powiedział pan Stodulski wyraźnie zmieszany.

– Egzamin mam w poniedziałek…

– Nie zajmę panu dużo czasu. Dojadę, gdzie pan sobie życzy…

– W porządku – zgodził się Michał, któremu żal zrobiło się miłego jegomościa, więc podał adres knajpy, która jego zdaniem najlepiej nadawała się do spotkania ze starszym panem – Fregata na Międzynarodowej. Ta knajpa, oprócz tego, że znajdowała się niedaleko bloku, w którym mieszkała Kinga, miała jeszcze jedną zaletę. Była czynna do dwudziestej drugiej, a to dawało pewność, że rozmowa nie potrwa długo. Pan Stodulski miał się zjawić za pół godziny.

– Czego on może chcieć? – zastanawiał się Michał, gdy odłożył słuchawkę i zdradził Kindze, z kim rozmawiał. – I czemu raptem dzisiaj?

Ale nie zdążyli o tym porozmawiać. Michał miał niecały kwadrans, by dojść do Fregaty i zająć stolik na spotkanie z panem Stodulskim.

Learn languages from TV shows, movies, news, articles and more! Try LingQ for FREE

DZIADEK (1) GIRL (1) HEER (1) HOMEM DE BEM (1) ДЖЕНТЛЬМЕН (1) ДЖЕНТЛЬМЕН (1)

– Intencje może miał pan i nie najlepsze, ale wyszło dobrze… – Słowa staruszka brzmiały mu w uszach, gdy wchodził po schodach na górę starej kamienicy. - Perhaps your intentions were not the best, but it turned out well ... - The old man's words rang in his ears as he climbed the stairs to the top of the old tenement house. - Возможно, ваши намерения были не самыми лучшими, но все получилось... - Слова старика звучали в его ушах, когда он поднимался по лестнице на верхнюю площадку старого здания. Kilka dni temu nie uwierzyłby, że jego przyjście tu jest w ogóle możliwe. A few days ago, he would not have believed that his coming here was at all possible.

* * * * * *

Gdyby ktoś go spytał, czemu to zrobił, czemu wysłał taki prezent, nie umiałby wytłumaczyć tego inaczej jak… kaprysem. If someone had asked him why he did it, why he sent such a gift, he would not be able to explain it other than… on a whim. Na szczęście nikt o to nie pytał. Fortunately, no one asked about it. Wszystko zaczęło się jeszcze po nieszczęsnym sylwestrze. It all started even after the unfortunate New Year's Eve. Obiecał Kindze, że wypyta Maćka o awanturę z Kubą. He promised Kinga that he would ask Maciek about the brawl with Kuba. Zwłaszcza że rozmowa Kingi z rodzonym bratem zakończyła się wielką kłótnią. Especially since Kinga's conversation with her sibling brother ended in a big argument. Тем более что разговор Кинги с братом-сестрой закончился крупной ссорой. Kuba, po raz kolejny, nazwał ją „smarkulą” i „gówniarą”, jakby zapominając, że już dawno różnica wieku między nimi, wynosząca cztery lata, stała się niezauważalna. Cuba, once again, called her a "snot" and a "shit," as if forgetting that the four-year age difference between them had long since become unnoticeable.

Jednak okazji do takiej rozmowy nie było. However, there was no opportunity for such a conversation. Wielkimi krokami zbliżała się sesja i Michał kuł prawo rzymskie. The big session was approaching and Michael was mulling Roman law. Maciek też, jak sam mówił, użerał się z jakimiś lekturami i na dodatek niemal dzień i noc oglądał jakieś filmy. Maciek, too, he said, was stubborn with some reading and, on top of that, watched some movies almost day and night. Nie było więc kiedy z nim pogadać. So there was no time to talk to him.

Okazja nadarzyła się w drugiej połowie stycznia, gdy przypadkiem spotkali się w kolejce w sklepie i od słowa do słowa zgadali się, że Maciek chce w piątek rano pojechać na cmentarz do dziadków, ale pogoda go odstrasza. The opportunity came in the second half of January, when by chance they met in line at the store, and from word of mouth they agreed that Maciek wanted to go to his grandparents' cemetery on Friday morning, but the weather put him off.

– Do dziadków? – zdumiał się Michał. - Michael was amazed.

– Tak, wiesz… jest Dzień Dziadka… i…

– No i co? - So what?

– Piszę taką pracę zaliczeniową i chcę zbadać, czy ludzie w tym dniu łażą na cmentarz do swoich dziadków. - I am writing such a credit paper and I want to study whether people go to the cemetery to their grandparents on this day.

– Na studia ci to potrzebne? - Do you need it for college? – Michał był coraz bardziej zdumiony.

– No… – Maciek zawahał się. - Well... - Maciek hesitated. Niby nikt nie kazał mu łazić na cmentarz, ale jego samego nagle zaciekawiło, co tego dnia dzieje się na Powązkach. Seemingly, no one told him to go to the cemetery, but he himself was suddenly curious about what was going on at the Powazki cemetery that day.

– Wiesz co… pojadę z tobą. - You know what ... I'll go with you. Wezmę aparat. I'll take the camera. O tej porze mogą być fajne zdjęcia. There can be nice pictures at this time. Cmentarz w śniegu… Cemetery in the snow...

– Jak do piątku nie stopnieje – zauważył Maciek, ale Michał szybko sprawdził w komórce prognozę pogody i powiedział: - If it doesn't melt by Friday," noted Maciek, but Michal quickly checked the weather forecast on his cell phone and said:

– W piątek zajęcia mam na dwunastą. - My class on Friday is at twelve o'clock. Zdążymy? Will we make it?

* * * * * *

Piątkowy ranek był mroźny, ale i słoneczny. Friday morning was frosty but also sunny. Gdy Maciek przyszedł na przystanek tramwajowy na rondzie Waszyngtona, Michał czekał już na miejscu z plecakiem, w którym zmieściły się i laptop, i aparat fotograficzny z kilkoma obiektywami. When Maciek arrived at the streetcar stop at the Washington traffic circle, Michal was already waiting with a backpack that contained both a laptop and a camera with several lenses.

– Wiesz… ja potem od razu na zajęcia – wyjaśnił Michał. - You know ... I go straight to class later - explained Michał.

– Czemu właściwie nie wziąłeś samochodu? - Why didn't you actually take the car? – spytał po pięciu minutach bezskutecznego czekania na mrozie. - He asked after five minutes of waiting in the cold to no avail.

– Gdybym potem nie miał zajęć, to pojechalibyśmy autem, ale tak… Nigdy nie jeżdżę samochodem na uczelnię. - If I hadn't had classes later, we would have gone by car, but yes… I never drive to the university by car. Tam nie ma gdzie parkować. There is nowhere to park there. Pomijam już, że parkowanie jest płatne i opłata wynosi więcej niż bilety w dwie strony. I leave aside that parking is paid and the fee is more than two-way tickets. Niby stać mnie, ale… – Michał urwał, bo w tym momencie na horyzoncie pojawił się tramwaj dwadzieścia dwa. I seem to be able to afford it, but... - Michael interrupted, because at that moment a streetcar twenty-two appeared on the horizon. Jedyny, który dojeżdżał pod sam cmentarz. The only one that commuted to the cemetery itself.

– Marta na uczelnię jeździ autem, ale tam u niej na UKSW jest parking… – stwierdził Maciek, gdy weszli do środka zatłoczonego wagonu. - Marta goes to the university by car, but there is a parking lot there at her place at UKSW...," stated Maciek as they stepped inside the crowded carriage.

Michała ten tekst ucieszył. Michael was pleased by this text. Był świetnym pretekstem, by dopytać o sylwestra. He was a great excuse to ask about New Year's Eve. Zwłaszcza że Kingę zajście między Maćkiem a Kubą mocno zaniepokoiło. Especially since Kinga was deeply disturbed by the incident between Maciek and Kuba.

– Spotykasz się z Martą? - Are you dating Martha?

– Trochę – odparł Maciek. - A little," replied Maciek.

W sumie od sylwestra minęły trzy tygodnie, więc właściwie sam jeszcze nie wiedział, co jest między nim a tą dziewczyną. Tyle tylko, że czuł, że jest to ktoś, kto nadaje na tej samej fali. Only that he felt it was someone who was broadcasting on the same wave. Wtedy, po awanturze u Kingi i bójce z jej bratem, wybiegła za nim. Then, after a fight with Kinga and a fight with her brother, she ran after him. Dogoniła go w połowie drogi do domu, więc resztę wieczoru spędzili u niego. She caught up with him halfway home, so they spent the rest of the evening at his place. Mama miała gości. Mom had visitors. Jeszcze przed świętami powiedziała mu, że „jako osoba samotna woli zaprosić ludzi do siebie, niż czekać na czyjeś zaproszenie”. Even before Christmas, she told him that "as a single person, she prefers to invite people to her place rather than wait for someone else's invitation." Dom pełen był więc jej starych i nowych znajomych. So the house was full of her old and new friends. Zajęci sobą nawet nie spytali, czemu wrócił z sylwestra tuż po północy. Busy with each other, they didn't even ask why he returned from New Year's Eve just after midnight. Być może nie spytali dlatego, że nie przyszedł sam. Perhaps they didn't ask because he didn't come alone. Marta została wtedy do rana, kiedy to odwiozła ją do domu para znajomych mamy. Martha then stayed until morning, when she was driven home by a couple of her mother's friends.

Zanim jednak się rozstali, Kuba dzwonił do niej z dziesięć razy, ale nie odebrała. Before they parted ways, however, Cuba called her about ten times, but she didn't answer. Być może dlatego, że Maciek opowiedział jej o nim, Małgosi i sobie. Perhaps because Maciek told her about him, Gretel and himself. Instynktownie czuł, że pomoże mu zrozumieć, co takiego zaszło między nim a Małgosią, że uciekła przed wszystkimi nie wiadomo dokąd. He instinctively felt that it would help him understand what had happened between him and Gretel that she had run away from everyone out of the blue. Miał nadzieję, że tak się stanie, bo Marta potrafiła słuchać. He hoped it would happen because Martha could listen.

– A to nie była dziewczyna Kuby? - And it wasn't Kuba's girlfriend? – spytał Michał i zaraz pożałował pytania, bo Maciek aż poczerwieniał na twarzy i wysyczał przez zaciśnięte usta: - Michal asked and immediately regretted the question, because Maciek went all the way red on his face and hissed through clenched lips:

– Kuba nie ma dziewczyn w tym znaczeniu, w jakim mają je normalni ludzie. - Cuba does not have girlfriends in the sense that normal people have them. Kuba zalicza zdobycze. Cuba counts the gains. Куба забивает улов. Spytaj Kingę. Ask Kinga. Ile dziewczyn przyprowadza do domu w ciągu jednego roku? How many girls does he bring home in one year? Spytaj też o to, czy wie, czemu podrywa te zajęte? Also ask if he knows why he picks up the busy ones? Czemu je osacza? Why is he axing them? Czemu je… Why je...

Ostatnie słowa wzbudziły zainteresowanie kilku osób stojących obok, więc Maciek zamilkł. The last words aroused the interest of several people standing nearby, so Maciek fell silent.

– Uważasz, że on osaczył Małgosię? - Do you think he cornered Gretel? - Как вы думаете, он загнал Гретель в угол? – spytał Michał, zniżając głos. - Michael asked, lowering his voice.

– Tak uważam – odparł Maciek i po chwili dodał: – I doprowadził do tego, że pogubiła się i pozwoliła mu… – Maciek urwał. - I think so," replied Maciek and after a while added: - And he led her to lose her way and let him... - Maciek broke off. - Думаю, да, - ответил Мачек и через некоторое время добавил: - И он привел ее к тому, что она сбилась с пути и позволила ему... - Мачек прервался. Przez chwilę jakby szukał odpowiednich słów, a potem dodał: – Ty tego nie zrozumiesz. For a moment, as if he was searching for the right words, and then he added: - You won't understand it. Ty jesteś na innym etapie niż ja czy ona. You are at a different stage than me or her.

– Co masz na myśli, mówiąc o INNYM ETAPIE? - What do you mean by ANOTHER STAGE? – spytał zdezorientowany Michał. - Asked a confused Michael.

Ale Maciek nie odpowiedział. But Maciek did not answer. Złapawszy kątem oka ciekawskie spojrzenia osób stojących obok w zatłoczonym tramwaju, mruknął tylko: Catching out of the corner of his eye the curious glances of those standing next to him in the crowded streetcar, he only muttered:

– Zmieńmy temat. - Let's change the subject. Jest Dzień Dziadka… Idziesz do swojego?

– Ho, ho! - Ho ho! – Czarny Michał zaśmiał się sarkastycznie. Black Michael laughed sarcastically. – Nie wiedziałem, że bywasz złośliwy. - I didn't know you were mean. Od tej strony cię nie znałem. I didn't know you from this side.

– Dlaczego złośliwy? - Why malicious? – spytał szczerze zdziwiony Maciek. - asked sincerely surprised Maciek. – Pamiętam, że mówiłeś o grobie rodzinnym na Bródnie, a jedziemy na Powązki, więc… - I remember that you spoke about the family grave in Bródno, and we're going to Powązki, so ...

– Aaa! - Aaa! Ty o tym dziadku. You about that grandpa. – Czarnemu Michałowi jakby kamień spadł z serca. - Black Michał felt a stone fell from his heart. – A ja myślałem… - And I thought ...

– Że ja o tym twoim, jak to ty mówisz… TEORETYCZNYM? - That I am about yours, how do you talk about it ... THEORETICAL? – Zaśmiał się. - He laughed. – Do głowy by mi to nie przyszło – dodał z rozbrajającą szczerością. "It wouldn't have occurred to me," he added with disarming frankness. – A swoją drogą ciekawe, jak facet się czuje, gdy dziś w radio i telewizji bez przerwy mówi się o Dniu Dziadka. - And by the way, I wonder how the guy feels when today on the radio and TV there is non-stop talk about Grandparents' Day. Może mu przykro? Maybe he's sorry?

– Już to widzę, jak mu przykro – stwierdził Michał i dodał: – Facet mówił do mnie per gnoju, bękarcie. Nie wydaje mi się, by chciał mieć wnuka, ale wiesz co? Mam pomysł…

Jednak jaki to pomysł, Maciek się nie dowiedział, bo tramwaj zatrzymał się przy Powązkowskiej. However, Maciek did not find out what the idea was, because the tram stopped at Powązkowska.

* * *

Gdy wieczorem Maciek pisał na zajęcia referat o polskich obchodach Dnia Dziadka, z którego wynikało, że na cmentarzach panują niemal pustki, Michał wybierał numer telefonu. Когда вечером Мачек писал к уроку доклад о праздновании Дня польских бабушек и дедушек, из которого следовало, что кладбища почти пусты, Михал набрал номер телефона.

– Cena nie gra roli – powiedział do słuchawki.

Rozłączył się i zatarł ręce z zadowolenia. Przed nim na biurku leżała papierowa torba w misie, a w środku pudełko czekoladek i własnoręcznie zrobiona pocztówka. Перед ним на столе лежал бумажный пакет в форме плюшевого мишки, внутри которого находилась коробка конфет и открытка ручной работы. Oj, naszukał się w pudłach, ale znalazł to, czego potrzebował. Dlatego, gdy po kwadransie do drzwi zapukał mężczyzna z firmy kurierskiej, Michał uśmiechnięty wręczył mu przesyłkę. Therefore, when a man from the courier company knocked on the door a quarter of an hour later, smiling, Michał handed him the package.

Potem nastąpiło krótkie dwadzieścia minut, kiedy wyobrażał sobie minę adresata, a potem… zadzwoniła Kinga, by opowiedzieć mu o kolejnej zagrywce pani Leokadii, która niezrażona awanturą, jaką w swoim czasie zrobił jej klient, nadal odpytywała kupujących w aptece z ich chorób. Минут двадцать он представлял себе лицо адресата, а потом... Кинга позвонила и рассказала об очередной выходке госпожи Леокадии, которая, не успокоившись после того, как ее клиентка в свое время устроила скандал, продолжила расспрашивать покупателей аптеки об их болезнях.

– Babka przyszła po taki płyn Vagothyl – zaczęła Kinga. - Бабушка пришла за такой жидкостью "Ваготил", - начала Кинга. – Obsługiwała ją pani Iza i głośno powtórzyła sobie nazwę leku, co niestety podchwyciła pani Leokadia, która nie wiedziała, że ta babka podała receptę od weterynarza, bo przecież nie widziała ani jej, ani recepty. Ale oczywiście pani Leokadia, jak to ona, wtrąciła się. I, jak to ona, zrobiła klientce wykład. Tym razem na temat podmywania się, higieny intymnych części ciała i tak dalej, bo tak w ogóle to ten Vagothyl jest do irygacji przy stanach zapalnych narządów rodnych. W każdym razie, jak się potem okazało, to kobitka kupowała go dla psa, a po tych uwagach pani Leokadii dostała po prostu szału. Zapowiedziała skargę do Naczelnej Rady Aptekarskiej na skandaliczne zachowanie, którym pani Leokadia zasugerowała, że ona się nie podmywa, i poinformowała o tym wszystkich obecnych w aptece. W rezultacie pani Iza się z nerwów popłakała.

– No i co?

Będzie skarga? – spytał Michał.

– Nie wiem – odparła Kinga i opowiedziała, jak sama z siebie zdecydowała się wybiec za kobietą z apteki i prosić, by jednak nie pisała skargi. Stojąc na mrozie bez kurtki, tłumaczyła, że pani Leokadia jest po prostu stara i szurnięta i wszyscy starają się przymykać na nią oko, i ona, Kinga, błaga o to samo, bo właścicielka, czyli pani Iza, jest bardzo dobrym człowiekiem. Na to rozdygotana kobieta odpowiedziała, że się zastanowi, i odeszła. A teraz ona, Kinga, czuje, że się przeziębiła, i dzwoni z pytaniem, czy Michał nie przyszedłby do niej.

To dlatego w kwadrans spakował się i zabrawszy ze sobą książki i notatki do zajęć, w mroźny wieczór wyszedł z domu, rzucając tylko od progu w stronę pokoju mamy krótkie:

– Lecę do Kingi!

* * *

– Halo? Czy to pan Michał? – Męski głos w słuchawce, należący bez wątpienia do starszego pana, sprawił, że Czarny Michał zawahał się, czy dzwoniący na pewno chce z nim rozmawiać. Dlatego na pytanie odpowiedział pytaniem:

– Jaki Michał?

– No… – Głos w słuchawce zawahał się i dopiero po chwili dodał: – Mówi Stodulski… Pamięta mnie pan?

– Stodulski? – Michałowi to nazwisko coś mówiło, ale nie bardzo wiedział co. Telefon oderwał go od czytania. Leżeli z Kingą na jej łóżku, przytuleni każde ze swoją książką, bo każde uczyło się przecież do zupełnie innego egzaminu i to na zupełnie innym kierunku studiów. – Stodulski?

– Przyjaciel pana dziadka… – powiedział głos w słuchawce i zanim Michał zdążył cokolwiek odpowiedzieć, dodał: – Czy mógłby pan się ze mną spotkać?

– Ale po co?

– To nie na telefon – odparł pan Stodulski takim tonem, że Michał poczuł, że nie będzie mógł mu odmówić. Dlatego spytał tylko:

– Dzisiaj? Bo jest już dwudziesta, a ja uczę się do egzaminu i…

– No… jest piątek… – powiedział pan Stodulski wyraźnie zmieszany.

– Egzamin mam w poniedziałek…

– Nie zajmę panu dużo czasu. Dojadę, gdzie pan sobie życzy…

– W porządku – zgodził się Michał, któremu żal zrobiło się miłego jegomościa, więc podał adres knajpy, która jego zdaniem najlepiej nadawała się do spotkania ze starszym panem – Fregata na Międzynarodowej. - Хорошо, - согласился Михал, которому стало жаль милого джентльмена, и он назвал адрес паба, который, по его мнению, лучше всего подходил для встречи с пожилым человеком, - Fregata na Międzynarodowej. Ta knajpa, oprócz tego, że znajdowała się niedaleko bloku, w którym mieszkała Kinga, miała jeszcze jedną zaletę. Była czynna do dwudziestej drugiej, a to dawało pewność, że rozmowa nie potrwa długo. Pan Stodulski miał się zjawić za pół godziny.

– Czego on może chcieć? – zastanawiał się Michał, gdy odłożył słuchawkę i zdradził Kindze, z kim rozmawiał. – I czemu raptem dzisiaj?

Ale nie zdążyli o tym porozmawiać. Michał miał niecały kwadrans, by dojść do Fregaty i zająć stolik na spotkanie z panem Stodulskim. Michał had less than a quarter of an hour to reach Fregata and take a table for a meeting with Mr. Stodulski.