Na amurskim statku (2)
Zaczęła się miła pogawędka. Niekrasow ciekaw był przygód podróżniczych swoich gości, więc na przemian opowiadali bardziej interesujące przeżycia, a on uważnie słuchał i wciąż zasypywał ich nowymi pytaniami. Bosmanowi wprost nie zamykały się usta. Umiał mówić ciekawie i dowcipnie. Właśnie odstawił do kredensu trzecią opróżnioną z rumu butelkę i biorąc z półki nową, zagadnął Niekrasowa:
– Do stu gnijących na mieliźnie wielorybów! Widać, że kochasz pan prawdziwą przygodę, po jakiego więc diabła po wyjściu z ciupy utknąłeś na tym holowniku, zamiast ruszyć w świat?
– Nie pierwszy zadałeś mi to pytanie – odparł Niekrasow, uśmiechając się melancholijnie.
Napił się rumu, zapalił fajkę, po czym dopiero zaczął mówić jakby do siebie:
– Nie było jeszcze wtedy Kolei Transsyberyjskiej… Wraz z grupą innych skazańców, skuty kajdanami i z połową głowy ogoloną, pieszo przekroczyłem Ural. Trudno sobie wyobrazić, co działo się w duszach więźniów gnanych na Sybir na widok wielkiego słupa granicznego, na którego jednej stronie widniała tablica z herbem prowincji Permu, a na drugiej – azjatyckiego Tobolska. Niektórzy płakali, inni całowali rodzinną ziemię bądź zabierali jej okruch ze sobą na poniewierkę.
Nie rozczulałem się nad swoim losem. Byłem na wszystko przygotowany. Odczytałem niektóre napisy wyryte na granicznym słupie. Były wśród nich znajome nazwiska… Na komendę: „Formować szeregi” podniosłem tułaczy worek, nie obejrzawszy się za siebie, ruszyłem ku przeznaczeniu.
Potem poznałem wiecznie zatłoczone skazańcami więzienia etapowe o drewnianych pryczach, po których snuło się robactwo. Zmieniali się to przekupni, to znów służbiści żołnierze eskortujący konwój, a my wciąż szliśmy na wschód. Trwało to całe miesiące. Zmęczeni, wyczerpani mijaliśmy wsie i miasteczka…
– Czy znacie pieśń błagalną[52], śpiewaną przeważnie przez więźniów pospolitych, gdy przechodzą przez osadę? – zapytał Niekrasow.
[52] Słowa „pieśni proszalnej'' zapisał i zamieścił w swojej książce pt. Siberia and the Exile System (Syberia i system wygnania) Jerzy Kennan, korespondent dziennika amerykańskiego, który w drugiej połowie XIX w. dwukrotnie podróżował po Syberii w towarzystwie malarza A. Frosta w celu zbadania warunków życia więźniów politycznych. Książkę Kennana przełożył na język polski Florian Bohdanowicz, zesłaniec syberyjski.
Nie czekając na odpowiedź, ni to śpiewał, ni mówił:
Zlitujcie się nad nami, ojczulkowie!
Pamiętajcie o znużonych wędrowcach!
Pamiętajcie o biednych więźniach!
Nakarmcie nas i pomóżcie nam, ojczulkowie!
Miejcie dla nas współczucie, ojczulkowie!
Zlitujcie się nad nami, mateczki!
Na Chrystusa, miejcie litość
Nad uwięzionymi!
Poza murami i kratami,
Za zamkami żelaznymi
Musimy marnieć.
Rozłączeni z ojcem i matką,
Rozłączeni z bratem i przyjacielem,
Jesteśmy więźniami.
Zlitujcie się nad nami, ojczulkowie!
Przykre wspomnienia pokryły twarz Niekrasowa chmurą zadumy, umilkł na chwilę. Potem znów mówił:
– Nędza życia skazańców niezrozumiała jest dla tych, co nie słyszeli tej pieśni, na wpół śpiewanej, na wpół wolno mówionej przez setki głosów przy wtórze złowrogiego szczęku kajdan.
Podczas długiej, uciążliwej wędrówki oraz wskutek niezwykle złych warunków na postojach wielu skazańców zapadało na różne choroby i umierało. Szły z nimi również więźniarki i żony niektórych zesłańców, dobrowolnie towarzyszące swoim nieszczęsnym mężom.
W końcu dotarłem do Kary. Wspomniałem już kiedyś, że spotkałem tam kilku Polaków. Zmusili mnie do szczerego podziwu… Od pierwszego dnia zesłania zastanawiali się nad ucieczką i powrotem do swego kraju. Brali udział w protestach, spiskach, buntach, próbowali ucieczki, chociaż za to groziły jeszcze sroższa kara lub śmierć. Moja buntownicza natura wyczuwała w nich bratnią duszę. Wielu z nas szanowało polskich towarzyszy niedoli. Toteż pośród pieśni najrozmaitszych narodowości, śpiewanych przez więźniów, dużo było polskich[53]. Niektóre z nich przetłumaczono nawet na rosyjski.
[53] Z polskich pieśni w rosyjskim tłumaczeniu śpiewano: Boże, coś Polskę (doskonały przekład), Wiatr szumiąc, wionął, a po polsku: Z dymem pożarów, Co to za gwar, Gdy naród do boju wystąpił z orężem i inne.
Niekrasow przerwał, kilka razy pyknął z fajeczki, z czego skorzystał Tomek i zapytał:
– Czy pamięta pan może którąś z tych polskich pieśni?
Kapitan wolno skinął głową.
– Bardzo proszę, niech pan ją nam zanuci – szepnął Tomek, głęboko wzruszony opowiadaniem byłego zesłańca.
Niekrasow zdjął zawieszoną na ścianie bałałajkę[54], z powrotem usiadł w fotelu, uderzył w struny…
[54] Bałałajka – instrument strunowy szarpany o trójkątnym pudle rezonansowym i trzech strunach; popularny rosyjski instrument ludowy.
W cichy, wysrebrzony blaskiem księżyca step nadamurski popłynęła pieśń nierozerwalnie związana z tragiczną historią polskiego narodu:
Boże, czto Polszu rodimuju naszu
Cholił, lelejał stol dołgije gody,
Nynie k tiebie my woznosim molenije
Daj nam swobodu, poszli izbawlenije…
Długo potem trwało wymowniejsze od słów milczenie…
– To i nasze „Boże, coś Polskę” śpiewaliście w Karze? – szepnął bosman, osuszając oczy chustką.
– Śpiewaliśmy. Szczególnie porywały nas pieśni wyrażające tęsknotę za wolnością i rewolucyjne. Wielu z nas knuło plany ucieczki i buntu, a czy wiecie, kto był dla nas wzorem? Wasz rodak, Beniowski[55], były konfederat barski!
[55] Maurycy August Beniowski urodził się w 1746 r. w Werbowie na Słowacczyźnie, należącej wtedy do Węgier, jako syn Samuela, generała kawalerii austriackiej, i baronowej Róży de Ravay. Jako młodzieniec służył w wojsku austriackim, potem przebywał niedługi czas w Polsce u swego stryja, starosty. Po powrocie na Węgry wyruszył kolejno do Gdańska, Amsterdamu i Plymouth, gdzie zaznajomił się ze sztuką żeglarską. W wyjeździe do Indii Wschodnich przeszkodziło mu wezwanie z Polski, aby przyłączył się do konfederacji barskiej. W walkach koło Lanckorony i Krakowa otrzymał nominację na generała kwatermistrza. W jednej z bitew pod Krakowem rosyjski generał de Brinken wziął go do niewoli 19 maja 1769 r. Wywieziony do Bolszerecka na Kamczatce pracował nad sporządzeniem mapy półwyspu. Szczęśliwie uciekł z Kamczatki w 1771 r. Zginął na Madagaskarze zastrzelony zdradziecko przez Francuzów, niechętnych jego sukcesom na wyspie. Porywający pamiętnik Beniowskiego został przetłumaczony i wydany w kilkunastu językach, a ponadto posłużył wielu poetom oraz pisarzom naszym i obcym do opiewania czynów Beniowskiego w dramatach, operach i powieściach.
– Czyż to możliwe?! Nasz Beniowski prysnął stąd przeszło sto lat temu! – zdumiał się bosman.
– Tak, to prawda, ale jego głośna wówczas na cały świat ucieczka znalazła przede wszystkim żywy oddźwięk na Syberii. Wielu skazańców chciało go naśladować. Potem często rodziły się fantastyczne plany buntu.
– Faktycznie, miał on łepetynę nie od parady. Nieźle wystawił do wiatru swoich gnębicieli – z uznaniem wtrącił bosman. – Masz pan rację, że słuchanie takich historii podnosi na duchu…
– Czytałem w Anglii pamiętniki Beniowskiego, ale tak bardzo chciałbym jeszcze raz usłyszeć od pana o jego ucieczce – poprosił Tomek. – Przepadam za takimi opowieściami…
– Przyłączam się do prośby – gorąco poparł Tomka bosman. – Zwilż pan gardło, słuchamy!
Napełnił rumem szklaneczkę Niekrasowa. Kapitan nie dał się długo prosić, zakurzył fajkę i zaczął mówić:
– Beniowski po dostaniu się do niewoli od razu zaczął przemyśliwać o ucieczce. Zaledwie przywieziono go do Kazania, nawiązał kontakt z Tatarami oraz przebywającą tam szlachtą, przy pomocy których chciał wywołać zbrojne powstanie i w ten sposób ułatwić sobie odzyskanie wolności. Spisek wydał ktoś przedwcześnie. Na szczęście Beniowski w porę wyjechał do Petersburga. Tam wkrótce opracował nowy plan ucieczki, tym razem na statku holenderskim. Niestety, jego zamiary znów się pokrzyżowały, zdradził go bowiem kapitan statku. Oberpolicmajster Cziczerin aresztował Beniowskiego. Osadzono go w twierdzy, a potem oddano pod sąd. Jako niebezpieczny przestępca polityczny został skazany na wygnanie do Bolszerecka na Kamczatce.
Po przybyciu na miejsce zesłania był początkowo pilnie strzeżony. Mimo to nie zaniechał planów oswobodzenia się z niewoli. Wkrótce pozyskał zaufanie gubernatora Nilowa. Zaczął uczyć jego córkę, Afanazję. Dzięki temu mógł ponawiązywać kontakty z wybitniejszymi mieszkańcami półwyspu, którzy zaproponowali mu założenie szkoły. Ale zesłaniec nie o tym myślał. Zawierał znajomości z oficerami i urzędnikami, a szczęśliwą grą w szachy zyskał nawet nieco pieniędzy.
W jego niespokojnym umyśle wnet zrodził się nowy pomysł ucieczki. Zjednał dla swoich planów niejakiego Krustjewa oraz przebywającego od piętnastu lat na zesłaniu Kazimierza Bielskiego, byłego polskiego starostę. Przy ich pomocy zorganizował spisek, który niebawem objął szerokie kręgi. Potajemną działalność ułatwił Beniowskiemu jego zażyły stosunek z domem gubernatora, albowiem młoda Afanazja zakochała się w nim bez pamięci. Beniowski, zmuszony koniecznością, zataił przed nią na jakiś czas, że jest już żonaty. Niełaska gubernatora udaremniłaby jego szeroko zakrojone plany. Zamierzał opanować okręt w porcie, by na nim odpłynąć z Kamczatki. Sprzysiężenie zostało jednak odkryte. Przedsiębiorczy Beniowski nie dał mimo to za wygraną! Podjął walkę. Gubernator Nilow zginął. Beniowski przy pomocy swoich zaufanych otoczył cerkiew, w której akurat znajdowały się rodziny rosyjskich dostojników zamieszkałych w Bolszerecku, i zagroził im spaleniem, jeśli żołnierze rosyjscy nie złożą broni. W ten sposób zawładnął stolicą Kamczatki.
Z kolei, zająwszy uprzednio upatrzony okręt, zgromadził na nim zapasy z magazynów Bolszerecka, wywiesił banderę polską i oddawszy dwadzieścia honorowych strzałów armatnich, odpłynął z towarzyszami. Razem z Beniowskim uciekła również Afanazja, która nawet wtedy, gdy wyznał jej, że nie może zostać jego żoną, pragnęła towarzyszyć mu jako przybrana córka.
– A cóż się potem stało z tą nieszczęsną dzierlatką? – zagadnął bosman.
– Zmarła podczas podróży na morzu – wyjaśnił Niekrasow, nabijając fajkę tytoniem.
– Hm, naprawdę mi jej żal – zauważył bosman. – Ale nasza Sally również poleciałaby za Tomkiem na koniec świata!
– Czy on mówi o pana narzeczonej? – zaciekawił się Niekrasow. – Sądząc po brzmieniu imienia, chyba nie jest Polką?
– Nie jesteśmy narzeczonymi, chociaż… bardzo się lubimy – odparł Tomek z lekkim rumieńcem na twarzy. – To Australijka, studiuje w Anglii. Ale nie wyjaśnił nam pan jeszcze, dlaczego pan pozostał na Syberii…
– Po tym, co usłyszałem, na pewno mnie pan zrozumie – odpowiedział Niekrasow, uśmiechając się do Tomka. – A więc początkowo w Karze wciąż marzyłem, aby na wzór Beniowskiego zdobyć statek i uciec z Rosji carskiej. Później wszakże zaniechałem myśli o ucieczce. Przebywałem z wieloma rewolucjonistami. Dzięki nim zrozumiałem, że będę tutaj potrzebny, gdy nadejdzie pora do działania. Po odbyciu kary ożeniłem się ze studentką z Kijowa, skazaną na osiedlenie na Syberii. Mieszkamy w Chabarowsku. Żona stale przebywa tam z dwojgiem dzieci, a ja pozostaję z nimi, gdy zimowe lody skuwają Amur na kilka miesięcy.
– Baba dla marynarza jest jak kotwica dla okrętu – mruknął bosman, a głośno dodał: – Nie martw się pan, i dla nas słoneczko zaświeci. Robotnicy burzą się wszędzie, a brać marynarska im sekunduje. Koleżki z „Potiomkina” już pokazali w Odessie pazury[56].
[56] Mowa o buncie marynarzy floty czarnomorskiej w 1905 r. na rosyjskim pancerniku „Potiomkin” stojącym wówczas niedaleko Odessy. W odpowiedzi na rozkaz rozstrzelania 30 ludzi z załogi marynarze zabili znienawidzonych oficerów, wyrzucili ich za burtę i wywiesili na maszcie czerwony sztandar. Załoga pancernika zmuszona była do ucieczki do Rumunii i poddała się tamtejszym władzom. Bunt na „Potiomkinie” dodał odwagi robotnikom, którzy się przekonali, że flota i armia zaczynają przechodzić na stronę rewolucji.
– W każdym razie nie tak całkowicie zarzucił pan myśl o opanowaniu statku. Przecież dowodzi pan „Sungaszą” – wmieszał się do rozmowy Wilmowski, pragnąc zmienić temat zbyt drażliwej rozmowy.
Kapitan Niekrasow uśmiechnął się i dodał:
– Może panów to zaciekawi, ten holownik jest własnością kilku Polaków zamieszkałych w Harbinie[57] w Mandżurii. Brali oni udział w pierwszej ekspedycji technicznej, wysłanej przez Rosję w celu wytyczenia linii obecnej Kolei Wschodniochińskiej łączącej Czytę w Kraju Zabajkalskim z Władywostokiem nad Oceanem Spokojnym. Przez jakiś czas również pracowałem przy budowie kolei, wtedy właśnie poznałem moich obecnych wspólników.
[57] Harbin leży w Chinach, jest stolicą prowincji Hejlungciang. Po powstaniu Chińskiej Republiki Ludowej rząd ZSRR przekazał Chinom cały swój udział w Kolei Wschodniochińskiej. Liczy ona 1500 km od stacji Mandżuria do Pogranicznaja; ma również odgałęzienie przez Mukden do Port Arthur, długości około 1000 km.
– Rzeczywiście przyjemny to dla nas zbieg okoliczności – przyznał Wilmowski. – Znałem pierwszego wiceprezesa Kolei Wschodniochińskiej, inżyniera Stanisława Kierbedzia. To bardzo zdolny budowniczy. Jego dziełem jest pierwszy most stalowy na Newie w Petersburgu oraz most na Wiśle w Warszawie, nazywany mostem Kierbedzia.
– Słyszałem o tym Polaku, natomiast osobiście stykałem się z inżynierem Adamem Szydłowskim, pod którego kierownictwem w roku tysiąc osiemset dziewięćdziesiątym ósmym wyznaczono miejsce na założenie Harbina. Dzisiaj jest to już spore osiedle. Mieszka w nim większość Polaków osiadłych w Mandżurii.
– Z tego, co mówicie, szanowni panowie, wynika, że Polacy znacznie przyczynili się do wybudowania tej kolei – mile zdumiał się bosman.
– A czy Polacy nie brali również udziału w badaniu nawet najmniej dostępnych zakątków Syberii? – wtrącił Tomek. – Wiele tu pozostawili po sobie niezatartych pamiątek.
W tej chwili gdzieś w głębi statku rozległy się głuche dudnienie i przenikliwe krzyki.
– Cóż to takiego? Co tam się dzieje? – zaniepokoił się Smuga.
– Do licha, ktoś woła o pomoc! – dodał bosman.
– Iwan, Iwan! Przyjdź tu na chwilę! – krzyknął kapitan, nie ruszając się z fotela.
Marynarz przystanął w progu.
– Co zrobiłeś z tym urżniętym szpiclem? – niedbałym głosem zagadnął Niekrasow.
– To, co pan kapitan rozkazał – dobrodusznie odpowiedział Iwan. – Zamknąłem go, żeby się wyspał i nie przeszkadzał. Widocznie wytrzeźwiał już, bo wrzeszczy…
– A gdzie go zamknąłeś? – flegmatycznie pytał Niekrasow.
– W karcerze[58], bo gdzie indziej nie ma kluczy.
[58] Karcer – cela karna pozbawiona okien i pryczy.
Niekrasow parsknął śmiechem.
– To wypuść go teraz! – polecił. – Na pewno szczury okrętowe dały mu się we znaki. Zjedzą go jeszcze i będziemy mieli kłopot.
– Według rozkazu, panie kapitanie, zaraz go oswobodzę – odparł marynarz.
Bosman rozweselił się i zawołał:
– Słuchaj, Iwan, nie musisz zbytnio się spieszyć. Drzwi do karceru na pewno się zacinają!
– Rozumiem, zacinają się – potaknął Iwan.
– Skoro tak, to łyknij szklaneczkę rumu – zaproponował bosman.