METODA MARCINA
– Wiesz… – zaczęła rozmowę Ewa – zupełnie nie wiem, co się porobiło z Michałem.
– A co masz na myśli? – spytała Małgosia.
Siedziały u niej w pokoju, zupełnie same w mieszkaniu. Mama wyjechała do sanatorium, a ojciec jeszcze nie wrócił z pracy. Ostatnio więcej pracował niż kiedyś. Powiedział, że choroba mamy go zmobilizowała. Ma teraz klientów. I to kilku liczących się, a myślał już, że w jego wieku to niemożliwe, by zaczynać karierę wziętego radcy prawnego. A jednak!
– Poczekaj! – Małgosia zerwała się z kanapy. − Zrobię kawę, dobrze?
– Ale prawdziwą?
– Nie tylko prawdziwą, ale jeszcze smakową! Dostałam od taty kawę o smaku pomarańczowym. Jest super.
– Tata ci takie prezenty daje? – zdziwiła się Ewa.
– Dał mi na gwiazdkę ekspres do kawy, to i dokupuje co jakiś czas kawę.
– Dziwny prezent – stwierdziła Ewa.
– Dziwny, nie dziwny, ale nie odpowiedziałaś, czy chcesz.
– Spróbuję. Nigdy nie piłam takiej pomarańczowej.
Małgosia wyszła do kuchni, a Ewa rozejrzała się po pokoju. Na regale tkwiło zdjęcie Maćka i Małgosi na plaży oprawione w ramkę. Sama je im zrobiła. Ramka była dwustronna. Przechodzący przez jej środek kołeczek pozwalał obrócić zdjęcie. Po drugiej stronie stali wszyscy – Małgosia, Maciek, Biały Michał, Aśka, Aleks i ona sama. Też na plaży. Zdjęcie robił Spytek. Nie umiał robić zdjęć, bo jego cień z rękoma uniesionymi na wysokość oczu rozlewał się na piasku ciemniejszą plamą. Na zdjęciu Michał patrzył na Ewę. Tak jak patrzył jeszcze niedawno. Jeszcze wtedy w kinie. Kiedy poszli całą paczką na ostatniego Harry'ego Pottera. Ewa dobrze pamięta ten dzień.
* * *
Małgosia z Maćkiem, Kamila z Wojtkiem, Aleks, Aśka, Marcin i Biały Michał umówili się na kwadrans przed seansem. Michał ciągnął Ewę za rękę, bo ślizgała się na lodzie. Kiedy dochodzili na miejsce, podchwyciła zdziwione spojrzenie Aśki, w końcu miało jej tu nie być. Największą sensację wzbudziło jednak pojawienie się Olka. Zwłaszcza że to on przyszedł z Kamilą, a Wojtek dotarł osobno. Jednak szybki pocałunek Kamili i Wojtka rozwiał wszelkie towarzyskie wątpliwości. Olek z Wojtkiem uścisnęli sobie dłonie, a na dodatek Wojtek rzucił do Olka:
– Dzięki.
– Nie ma sprawy – odparł Olek i podszedł pogadać z Maćkiem i Małgosią.
Tylko Ewa patrzyła pytająco. W końcu ona do kina przyszła tylko z jednym chłopakiem. Z Michałem. A taką miała ochotę, by przyjść także ze Spytkiem. Także. Głupie. Powinna chcieć przyjść tylko z jednym. Ale z którym?
Film wszystkim się podobał, choć Aleks oznajmił, że ma już dość potteromanii.
– Wolałbym coś bardziej realistycznego. Coś, co pokazywałoby mi moje życie.
– Na przykład? – spytał Maciek.
– No… coś o zwykłym chłopaku, który nie umie czarować, chodzi do zwykłej szkoły i nie ma żadnych przygód.
– To mogłoby być nudne – zauważył Olek.
– Ja tam bym nie chciał czytać ani oglądać filmu o sobie – stwierdził Marcin. – Zwłaszcza po tych ostatnich wydarzeniach.
– Co masz na myśli? – spytał Aleks, ale Marcin machnął ręką.
Nie chciał mówić. Szturchnął też Maćka, dając mu do zrozumienia, że prosi, by też milczał. Jednak samo wspomnienie o numerze, który zrobili mu dawni koledzy, bolało. A co dopiero opowiadanie o nim. Marcin ilekroć wspominał i przeszukanie mieszkania, i wyjaśniania na policji, i niekończące się rozmowy z ojcem, tylekroć bezsilnie zaciskał pięści. Sam nie wiedział, czemu teraz się odezwał, bo wszyscy zebrani patrzyli na niego wyczekująco.
– No co? – spytał. – Co się tak patrzycie? Tak mi się powiedziało.
– Nie denerwuj się – rzucił Olek.
– A ty się w ogóle nie odzywaj – warknął Marcin. – Nie znasz mnie.
– Uspokójcie się – wtrąciła Małgosia i wróciła do rozmowy z Kamilą.
Ewa nie wiedziała, o czym gadały. Dobiegały ją strzępy rozmowy:
– …zabrali komórkę…
– …no tak… to teraz rozumiem…
– Mam nową… Od Wojtka…
– …wy to sobie dajecie te prezenty…
W tym czasie Olek rozmawiał z Maćkiem, Wojtek z Aleksem, a Aśka z Marcinem. Tylko Michał milczał. No i Ewa. Szli obok siebie. Michał z rękoma wbitymi w kieszenie. Ewa z szeroko rozrzuconymi ramionami, próbując złapać równowagę na śliskich chodnikach. Czemu teraz Michał jej nie pomaga? Czy dlatego, że w kinie najpierw głaskał ją po szyi, a potem próbował pocałować? No na głaskanie to pozwoliła. Nawet było przyjemne, ale z tym całowaniem… byli przecież z całą resztą. Ani Kamila z Wojtkiem, ani Małgosia z Maćkiem nie całowali się w kinie. Może gdyby była z Michałem sama. Ale Spytek? Ewa poczuła na twarzy falę gorąca.
Odprowadzili ją Michał z Marcinem. Czuła, że Michał nie chciał być z nią sam. Dlaczego? Czy zrobiła coś nie tak? To przez to, że nie pozwoliła się pocałować? O, gdyby wiedziała, to… To co? Bała się to nazwać.
Może i dobrze się stało, że nic się nie stało, bo w domu czekał na Ewę e-mail od Spytka:
„Może nie powinienem tego pisać, ale chciałbym wiedzieć, czy mam szansę u ciebie na coś więcej niż przyjaźń. Zwłaszcza że przyjaźń mi nie wystarcza. S.”.
Nie odpowiedziała. Nie wiedziała, co miałaby odpowiedzieć. Wspomnienie dłoni Michała na szyi było zbyt silne, by teraz myśleć o Spytku i odpisywać na jego list. Zmęczona kinem położyła się spać.
* * *
Teraz siedziała u Małgosi i czekała na kawę o smaku pomarańczowym. Po chwili Małgosia wniosła do pokoju tacę z małym szklanym dzbankiem od ekspresu, z którego unosił się aromat kawy i pomarańczy.
– No i co? – spytała po chwili, patrząc wyczekująco na Ewę biorącą pierwszy łyk.
– Nie wiem, co się porobiło z Michałem.
– Ale ja pytałam o kawę.
– Fajna. Słuchaj… bo Michał… wcześniej jakby zabiegał o mnie… jakby przychodził, dzwonił, odprowadzał, a po ostatnim kinie…
– Mnie się ten Harry podobał – powiedziała Małgosia, mieszając kawę w filiżance.
– Słuchaj… udajesz jakąś głupią? Przecież widzisz chyba, że gówno mnie obchodzi kawa i ten cholerny Harry. Poszłam na niego, bo Michał chciał…
– Nie krzycz na mnie. – Małgosia poczuła się urażona. – Mnie się wydaje, że to ty z kolei jesteś głupia. Nie widzisz, że sobie z tobą pogrywa?
– Słucham?
– Pogrywa sobie z tobą.
– Po co miałby pogrywać?
– Nie wiem, wiem tylko, że mówił Maćkowi, że już wie, co zrobić, byś zwróciła na niego uwagę.
– Słucham?
– No, to, co słyszysz. Powiedz lepiej, czy kawa dobra.
– Dobra. Dobra jest ta twoja cholerna kawa. No i co?
– Z czym?
– No co to za metoda Michała?
– Nie Michała, tylko Marcina. Ponoć Marcin mu powiedział, że są kobiety, które trzeba zdobyć, olewając je, i że ty pewnie taka jesteś.
– A Maciek co na to?
– Maciek powiedział, że tak było z Kamilą i Czarnym Michałem.
– Przecież Kamila nie była z Czarnym Michałem… – zaczęła Ewa i spojrzała uważnie w twarz Małgosi.
– No bo Michał się już wtedy zainteresował Kingą. I to okazało się metodą na Kamilę. Skuteczną. Niestety Michała już wtedy przestała interesować.
– Słuchaj… – powiedziała Ewa ostrożnie. – Ja nie jestem Kamila.
– No wiesz… jak się patrzy z boku, to zachowujesz się dość podobnie.
– I ty to mówisz? Ty? Przecież się przyjaźnicie.
– Przyjaźń nie polega na akceptowaniu czyichś wad czy niezauważaniu ich. Polega na pomaganiu w ich zwalczaniu.
– No i jak pomagałaś Kamili je zwalczać?
– Jakaś bez sensu ta rozmowa – ucięła Małgosia.
– Bez sensu, bo u ciebie wszystko jest idealne. Ty grzeczniutka. Maciek grzeczniutki. Ani narkotyków, ani papierosków, ani alkoholu, w szkole dobre stopnie, w ogóle sielanka! Wyrzygać się można.
– To się wyrzygaj, ale przestań na mnie krzyczeć. Żałuję, że ci powiedziałam o metodzie Marcina.
Ale Ewa milczała. Zmrużyła oczy. Przez chwilę trzymała w dłoniach filiżankę, choć zawartość już ostygła.
– Może ci dolać? – spytała Małgosia.
– Nie – odparła Ewa i dopiwszy kawę jednym haustem, powiedziała: – Muszę lecieć.
– Co ci się stało?
– Nic. Przyszło mi po prostu coś do głowy.
– Nie powiesz co?
– Nie, bo jeszcze nie jestem pewna, czy tak zrobię – odparła Ewa. – Ale jak możesz, to wpadnij wieczorem do mnie. Zrobimy razem matmę – powiedziała i rzuciwszy krótkie „cześć”, popędziła do domu.
Już biegnąc chodnikiem w kierunku Międzynarodowej, wybrała numer Michała.
– Cześć… – usłyszała po chwili jego głos. – Co chciałaś?
– Gówno! – wrzasnęła. – Gówno. Nie będziesz na mnie robił jakichś eksperymentów. Nie będziesz, gnojku jeden, stosował jakichś metod Marcina. Ja nie jestem Kamila.
Nie jestem kimś, o kogo się najpierw stara, a potem… się go olewa i nie zauważa nawet na korytarzu. Po tobie bym się tego nie spodziewała. Ale zawsze byłeś dziecinny. Najpierw komiksy, a na buzi to się zdecydowałeś w kinie, jak światło było zgaszone. I w ogóle zainteresowałeś się mną, bo się ktoś inny pojawił. To ty jesteś jak Kamila. To na ciebie trzeba stosować metody Marcina. Ty… – biegnącej Ewie aż tchu zabrakło. – Ty zasmarkana babo! – krzyknęła i się rozłączyła.
„Zasmarkana babo!”. Sama nie wiedziała, czemu akurat to powiedziała. Ochłonęła dopiero pod domem. Michał dzwonił kilka razy, ale nie odbierała. Po ósmym razie wyłączyła telefon. Miała już wejść na klatkę, kiedy spojrzała na swoje odbicie w szybie klatki schodowej. Nie wyglądała najlepiej. Na dodatek chciało jej się płakać.
W domu wzięła prysznic. Przez zamknięte drzwi łazienki mimo lejącej się wody usłyszała dzwonek do drzwi. Rodzice jedno przez drugie pokrzykiwali do siebie, kto ma otworzyć. Wreszcie usłyszała pukanie do drzwi łazienki.
– Masz gościa! – zawołał ojciec i odszedł.
Od kilku lat już nie wchodził do niej do łazienki.
Sięgnęła po ręcznik. Wytarła się szybko i narzuciła szlafrok frotté. Błyskawicznie wytarła włosy, które po chwili sterczały na wszystkie strony. „Wyglądam, jakby mnie prąd kopnął” – pomyślała, widząc się w lustrze, i zachichotała. Zresztą do nauki z Małgosią nie musi się ani wycierać, ani specjalnie ubierać. Wzięcie prysznica wróciło jej dobry humor. Musi przeprosić Małgosię. No i zająć się tymi cholernymi lekcjami.
– To ja. Zasmarkana baba! – powitały ją od progu słowa Michała.
– O matko! – jęknęła Ewa. – Sorry za te słowa, ale… idź stąd – powiedziała i podeszła do toaletki po szczotkę do włosów.
– Nie.
– Czekam na Małgosię. Mamy razem robić matmę – wyjaśniła Ewa i zaczęła rozczesywać włosy. W lustrze obserwowała odbicie Michała, który stanął tuż za nią.
– Zadzwoń do niej, żeby nie przychodziła. Zrobimy matmę we dwójkę.
– A może ja nie chcę? – spytała Ewa i popatrzyła w odbijające się w lustrze oczy Michała.
– Chcesz. Gdybyś nie chciała, nie zadzwoniłabyś do mnie. Prawda?
Ewa milczała.
– Prawda? – powtórzył Michał i dotknął palcami jej karku.
Zadrżała.
– Prawda – stwierdził i odwróciwszy się plecami, powiedział: – Gdzie masz zeszyt?