ROZDZIELENI
– Déjà vu – mruknęła Kamila i rozejrzała się po pokoju.
Mama wieszała ubrania w szafie, Kuba grał na game boyu i dopytywał się o Malwinę, a tata zniknął, poszukując pokoju Majewskich.
Zamek w Niedzicy nic się nie zmienił. Wieże stały tak jak zawsze, śnieg leżał jak dwa lata temu, a duch Uminy, który ponoć w tych murach straszył, pozostawał prawdopodobnie legendą. Jak wtedy. Z tą różnicą, że Kuba zamiast game boya miał renifera, a ona sama nie wiedziała, że będą Majewscy. Teraz wiedziała. I fakt, że się pojawią, zdawał się jedynym jasnym punktem w całym wyjeździe.
No bo… Olek. Dawno nie rozmawiali ze sobą. Ciekawe, jak się zachowa? Pierwotnie mieli przecież jechać także z Wojtkiem, ale wydarzenia sprzed świąt sprawiły, że rodzice Kamili zmienili zdanie. Nie tylko nie zgodzili się na zabranie Wojtka, ale jeszcze mama Kamili pokłóciła się z jego mamą. Pani Szymczak przyszła na umówioną wcześniej rozmowę dotyczącą wspólnego wyjazdu i… na pewno długo jej nie zapomni..
* * *
– Jak też pani syna wychowuje?! – krzyczy mama, choć Kamila co chwila błagalnym tonem mówi:
– Daj spokój!
– Co daj spokój? – Przecież Wojtek nie zrobiłby nic, na co Kamila nie wyraziłaby zgody – stwierdza mama Wojtka.
– Sugeruje pani, że moja córka jest dziwką?
– Dlaczego pani używa takich mocnych słów? Ja nic takiego nie powiedziałam. To po pierwsze – podkreśla mama Wojtka i poprawia szalik. Stoją w przedpokoju. Z niezrozumiałych dla Kamili względów Wojtkowa mama nawet nie została zaproszona do salonu. – Po drugie skoro młodzi się kochają, to naturalne, że potrzebują bliskości…
– Tak! A potem z tej bliskości to ja babcią zostanę.
– Nie tylko pani… – zauważa mama Wojtka.
– Ale na pani to nie robi wrażenia.
– Nie przesadzałabym i nie dramatyzowała…
– Ja nie dramatyzuję. Ja tylko twierdzę, że pani syn jest źle wychowany.
– Gdyby był źle wychowany, toby mi o tym całym zdarzeniu nie powiedział…
– Rozumiem, że się pochwalił! – rzuca sarkastycznie mama Kamili.
– Nie pochwalił… tylko opowiedział o pani zachowaniu…
– A o swoim nie opowiedział?
– Powiedział. Przecież właśnie to pani tłumaczę. Ja doprawdy nie wiem, czemu ma służyć ta rozmowa. Przyszłam tu porozmawiać o wyjeździe…
– Wyjazdu nie będzie.
– Mamo!
– Nie jęcz, tylko wyjdź stąd! I się nie wtrącaj! Najlepiej idź z psem!
Ale Kamila nie rusza się z miejsca.
– Wie pani co… – Mama Wojtka ma wielką ochotę stwierdzić, że mama Kamili zapomniała, jak sama była młoda, ale w ostatniej chwili gryzie się w język i nie mówi nic.
Rusza w kierunku drzwi, ale mama Kamili zagradza jej drogę.
– Ja jeszcze nie skończyłam.
– A to proszę! Proszę kończyć!
– Proszę! Kończę! Nie życzę sobie, żeby pani syn spotykał się z moją córką.
– A to już młodym powinna pani powiedzieć, nie mnie.
– I mam nadzieję, że pani to moje życzenie będzie respektować.
– Hola! Pani chyba zwariowała. Ja? Myśli pani, że będę kontrolować, z kim syn rozmawia na przerwie? Lub do kogo śle e-maile czy esemesy? Gdybym uważała, że z tych kontaktów może wyniknąć coś złego, to…
– A pani zdaniem nie wyniknie? – przerywa mama Kamili.
– Wie pani co? Ja już pójdę. Ta rozmowa staje się coraz bardziej bez sensu, a ja jestem zbyt zapracowanym człowiekiem, by tracić czas na jej kontynuowanie. Proszę mi wybaczyć – dodaje i zamaszystym krokiem wychodzi.
W ten sposób wspólny wyjazd na ferie stał się nierealny. A na dodatek związek z Wojtkiem wkroczył w fazę kłamstwa. Kłamstwa, w którym brali udział Wojtkowi rodzice, a także kilka osób z klasy. Tylko o jednym Kamila nie pomyślała. O komórce. Na pierwszym billingu, jaki przyszedł po awanturze, widniało czarno na białym, ile do Wojtka wysłała esemesów, a ile razy telefonowała. Mama postanowiła zabrać jej telefon.
– Wiesz, że z reguły zgadzam się z twoimi metodami wychowawczymi, ale teraz uważam, że przesadziłaś. – Kamila niechcący usłyszała głos ojca. Szła właśnie do łazienki, kiedy dobiegł ją szmer prowadzonej w sypialni rodziców rozmowy. – Przecież ten telefon jest nie tylko dla niej, ale i dla nas. Dla naszego świętego spokoju. Ja teraz będę się denerwował, czy jej się coś nie stało.
– A kiedyś? Nasi rodzice nie mieli z nami kontaktu przez komórkę, a jednak jakoś żyliśmy…
– À propos naszych rodziców… o co chodzi z tym Wojtkiem?
– A co to ma wspólnego z rodzicami?
– Wściekłaś się na Kamilę…
– Gdybyś widział, gdzie on trzymał rękę…
– Wiesz… nie obraź się, ale mam wrażenie, że zapomniałaś, jak sama byłaś młoda.
– Co masz na myśli?
– Pamiętasz, jak wróciła twoja babcia, a my siedzieliśmy we dwójkę zupełnie nadzy w twojej wannie?
– Byliśmy na studiach – broniła się mama.
Kamila aż zatkała dłonią usta, by nie parsknąć śmiechem. No, no, no… to ładnych rzeczy ona się tu o mamie dowiaduje.
– Tu nie chodzi o wiek… zresztą… jak już o tym mowa, to… nie byłem twoim pierwszym facetem – stwierdził ojciec, ale w jego głosie nie było cienia wyrzutu. – I nawet nigdy o to nie pytałem. Teraz też nie pytam. Ale nie rozumiem, czemu tak z nią postępujesz. Świat pędzi do przodu…
– No, jeżeli ty nie rozumiesz… – odparła mama i chyba się obraziła się, bo Kamila usłyszała potem prośby ojca, by się nie boczyła, obróciła do niego twarzą, dała buziaczka, a to oznaczało, że życie w sypialni rodziców wróciło do normy. Po kwadransie dobiegł Kamilę chichot.
* * *
Przypomniały jej się te rozmowy, bo przecież za kilka godzin miała zacząć się Wigilia. Świadomość, że nie porozmawia z Wojtkiem, przytłaczała. A to, że już złożyli sobie życzenia, że podarował prezent, nie pocieszało. Może dlatego, że umówili się, że prezentów od siebie nie otworzą przed Gwiazdką? No a poza tym nie będzie wiedziała, jak Wojtek zareaguje na pakiet filmów DVD z Chaplinem. Kosztował ją kupę forsy. Prawie wszystkie oszczędności. Głupio. Bo teraz myślała, że gdyby kupiła jeden film, to mogłaby za resztę kupić najtańszą komórkę na kartę.
Paczka od Wojtka była spora. Kamila potrząsała nią, zżerała ją ciekawość. Co też jest w środku? Ale obietnica to obietnica. Otworzy, gdy przyjdzie pora.
– Szykuj się – powiedziała mama.
Kamila spojrzała na nią z niechęcią i poszła do łazienki.
* * *
– Give peace a chance – powiedział Olek, podnosząc obie dłonie do góry.
– Daję, daję! – mruknęła Kamila i się zaśmiała.
– Ja tak na wszelki wypadek. Gdyby się okazało, że jesteś na mnie zła, że tu jestem. Nie mam zamiaru się narzucać ze swoim towarzystwem.
– Spoko – odparła Kamila i zerknąwszy przez ramię na krzątającą się po pokoju matkę, spytała: – Przejdziemy się?
– Na spacer?
– Po zamku tylko.
– Z małymi? – spytał Olek, wskazując na Kubę.
– Wolałabym nie – odparła Kamila i ściszywszy głos, dodała: – Gumowe uszy.
– Wiem coś o tym.
Olek pokiwał smętnie głową. W końcu nie tak dawno Malwina powiadomiła rodziców, że on „ma w dupie profesor od polskiego”, a wiedzę o tym zaczerpnęła, podsłuchując Olkową rozmowę z kumplem z klasy.
– No? Co jest? – spytał, czując, że Kamila chce mu coś powiedzieć. Może… może… łudził się przez chwilę. W końcu gdzieś tam na dnie serca tkwiła u niego jak zadra. W końcu to właśnie dlatego nie wychodziły mu spotkania z innymi dziewczynami. W końcu na coś liczył, gdy szedł do niej do pokoju… Zwłaszcza gdy od rodziców usłyszał, że jedzie bez Wojtka. Może to koniec?
– Czy… mogę skorzystać z twojego telefonu? – spytała.
– A co? Nie masz zasięgu? – spytał Olek i podał jej komórkę.
– Nie… – odparła Kamila. – Tylko starzy zabrali mi za kontaktowanie się z Wojtkiem.
– A co się stało?
Kamila się zaczerwieniła. Nie… nie może o tym opowiedzieć. Nie Olkowi. Ale on patrzy wyczekująco. I w wyciągniętej dłoni trzyma upragniony telefon.
„Tra la la” – dźwięk nadchodzącego esemesa sprawił, że Olek cofnął dłoń.
– Zaraz ci dam, tylko przeczytam. Może to coś ważnego – wyjaśnił i zerknął na kolorowy wyświetlacz.
Powiedz Kamili, że ją kocham. Chętnie powiedziałbym jej to osobiście. Jeśli nie będzie ci to przeszkadzało, puść mi sygnał. Oddzwonię. Nie chcę narażać cię na koszty. Wesołych świąt. Wojtek − wiadomość kłuła w oczy.
– Do ciebie – powiedział cicho Olek i wyciągnąwszy rękę z aparatem, odwrócił głowę. – Będę tam, na korytarzu – powiedział.
Kamila skinęła głową i puściła Wojtkowi sygnał. „Jak to dobrze usłyszeć w słuchawce znajomy głos” – pomyślała.
– Tak? Podobało ci się? To super! Nie. My jesteśmy jeszcze przed. Dobrze. Dam znać. Oczywiście jak mi Olek pozwoli… – dobiegały go strzępy rozmowy Kamili.
Nie chciał podsłuchiwać. Samo wpadało w ucho. Wiedział, że znów jej pozwoli skorzystać ze swojej komórki. W końcu czyż nie na tym polega przyjaźń? By wspierać w potrzebie? Tylko czy Kamila ją docenia? Któż to wie… On na pewno nie. Ale może teraz przez to, że Kamili potrzebna jest jego komórka, więcej czasu spędzą razem?
To cieszyło, choć tylko połowicznie. Niestety nawet ta radość Olka nie trwała długo. W paczce od Wojtka, którą Kamila przywiozła z Warszawy i położyła pod wielką choinką stojącą w zamkowej jadalni obok czarno-białego filmu Casablanca, o którym kiedyś Wojtek tyle opowiadał, leżał telefon na kartę.