ZEMSTA
– Dzień dobry, czy tu mieszka Marcin Niewiadomski? – Za drzwiami stał umundurowany policjant.
– Tak… – odparł zmieszany ojciec Marcina. – A o co chodzi?
– Zaraz pan się dowie – powiedział policjant i bezceremonialnie wszedł do mieszkania. – Syn jest w domu? – bardziej stwierdził, niż spytał.
– Chwileczkę! Pan się nie przedstawił… – oponował mocno zaniepokojony Mirosław Niewiadomski.
– Starszy aspirant Andrzej Mikruta – huknął policjant i zaraz dodał: – Przedstawiłem się, jak tylko otworzył pan drzwi.
– Nie przypominam sobie.
– Proszę bez arogancji w stosunku do władzy.
– Chwileczkę, ale by wejść do mieszkania, musi pan mieć nakaz. Ja pana nie zapraszałem, pan się wprosił. Nie mówi pan, o co chodzi, nie przedstawia się, ale wmawia, że się pan przedstawił. Proszę wreszcie powiedzieć, w jakiej sprawie pan tu przyszedł? – Ojciec Marcina był już wyraźnie poirytowany.
– Zaraz pan się dowie. Proszę zawołać syna.
Pan Niewiadomski nie musiał się fatygować. Marcin od dłuższego czasu stał w progu i słuchał.
– Co się tu działo siódmego sierpnia, hę?
– Siódmego sierpnia? – Marcin nic nie rozumiał. – Proszę pana, ale to było dawno i ja nie pamiętam!
– To sobie lepiej przypomnij. – Głos policjanta stał się natarczywy.
– Spokojnie, Marcin – wtrącił się ojciec. – Szóstego ja pojechałem odwieźć do babci na wieś Magdę i Mateusza. Więc następnego dnia.
– Aaaa… – Marcin zaczyna kojarzyć. – Koledzy byli.
– No i? – Starszy aspirant Mikruta spojrzał przenikliwie na Marcina.
– No i nic. – Marcin wzruszył ramionami. – A co to? Kolegów przyjmować w domu nie wolno?
– Pan jedzie sobie i zostawia dzieci bez opieki?! – huknął policjant.
– Pan wybaczy, ale syn kończy niedługo osiemnaście lat. Został z młodszym o dwa lata bratem… Ja nie miałem ich z kim zostawić, bo żona zmarła, a poza tym zdaje się, że zostawiać samych to nie wolno dzieci do lat dwunastu, a nie wąsatych byków. – Mirosław Niewiadomski mimowolnie zaczął się tłumaczyć. W końcu nikt mu nie powiedział, o co chodzi.
Ale starszy aspirant w końcu wyjaśnił: po pierwsze tu, w domu pity był alkohol.
– Jak to?!
– wrzasnął ojciec Marcina. – Jak to? ! – Tata! Uspokój się. Żaden alkohol nie był pity. Nikt nie ruszał twojego barku. Rafał tylko przyniósł sobie dwa piwa, ale kazałem mu wyjść.
– To znaczy, że najpierw tu wszedł?
– Oj, tak, ale nie ja go wpuściłem.
– A kto go wpuścił! ? – Maciek. – Jak to?!
– Ojciec nie krył oburzenia. – Maciek u ciebie drzwi otwiera?
– Oj, tato! Ja byłem w klopie, zadzwonił dzwonek i poprosiłem Maćka, by otworzył. Nie będę z gaciami u kostek biegał otwierać.
– No i co dalej było?
– No normalnie…
– Normalnie? Ty nazywasz to normalnie, że wpuszczasz do domu kogoś, kto już raz nas okradł?
– Maciek go wpuścił.
– No to już ustaliliśmy. I co dalej? Hę?
– No nic. Kazałem mu wyjść… – rzucił Marcin i zamilkł.
Nagle cała sytuacja staje mu przed oczami.
* * *
– Maciek, weź otwórz! – woła Marcin z łazienki.
Już trzeci raz dziś siadał na sedesie. Dawno tak źle się nie czuł. To chyba ten kebab, który zjadł wczoraj wieczorem. Ojciec wyjechał do dziadków odwieźć młodsze rodzeństwo. W domu zostali we dwóch z Markiem. Nie chciało im się wczoraj gotować. „Ciekawe, czy Markowi nic nie jest?” − myśli Marcin, ale tego, jak się czuje brat, dowie się dopiero jutro. Dziś Marek pojechał do kumpla z klasy na działkę. On sam umówił się z Maćkiem, że zagrają we dwóch na playstation w Medal of Honour. Maciek przyniósł cały zestaw. Dostał niedawno od ojczyma.
– Kumpel do ciebie! – woła Maciek spod drzwi.
– Zaraz wyłażę!
W dużym pokoju rozparty w fotelu siedzi… Rafał. U swoich stóp postawił obdrapaną deskorolkę. Twarz Marcina tężeje.
– Co tu robisz? – pyta nieprzyjemnym głosem.
– Przyszedłem się pogodzić.
– Pogodzić? – Marcin nie kryje zdumienia. – Czy ty uważasz, że po tym, co wtedy zrobiłeś, to my się możemy pogodzić?
– Co? – Rafał naskakuje na Marcina. – Ty do mnie masz pretensje, że robisz u swojego ojca za worek treningowy?
– To ciebie nie powinno obchodzić.
– Gdybyś trzymał ze mną…
– To co?
– przerywa rozgoryczony Marcin. – Legalnie byś okradał mojego starego?
– Też mi kradzież. – Rafał wzrusza ramionami. – Kilka flaszek. Wielkie mi co.
– Nie chodzi o flaszki, ale o fakt! Nikt ciebie nie częstował, a ty nagadałeś, że częstowałem. To się nazywa przyjaźń? A idź w cholerę!
– O co chodzi? – pyta Maciek, który od dłuższego czasu przysłuchuje się rozmowie i nie wie, jak ma się zachować.
– Ty się, gnoju, nie wtrącaj! – mówi Rafał i wyjmuje z plecaka dwa piwa. Ciszę przerywa syk otwieranej puszki. – Masz na zgodę − mówi Rafał i wyciąga rękę z tyskim w kierunku Marcina.
– Wyjdź stąd – mówi Marcin i odtrąca dłoń z puszką. – Nie będę z tobą pił.
– Taki świętoszek? Alkoholu nie? A kto dwa lata temu…
– Z tobą nie będę pił. Nie kumasz? Nawet herbaty! Won!
Rafał powoli wstaje z fotela. Patrzy pogardliwie na Marcina.
– Pożałujesz tego – mówi, cedząc każde słowo.
Duszkiem wypija jedno piwo i rzuca puszkę ostentacyjnie na podłogę. Puszka powoli toczy się po dywanie aż pod telewizor. Rafał podrzuca nogą deskorolkę i z drugą puszką piwa w ręku oraz deskorolką pod pachą idzie w kierunku drzwi. Nikt go nie odprowadza. Dopiero po chwili słychać mocne trzaśnięcie. Znak, że Rafał opuścił mieszkanie.
– O co chodziło? – pyta Maciek, ale po chwili zaznacza: – Jak nie chcesz, to oczywiście nie mów. Tak pytam.
Ale Marcin opowiada. Od tamtego zdarzenia minęło nie tak wiele czasu, ale mocno siedzi mu w głowie i to, co zrobił ojciec, i to, co zrobił Rafał. Kumpel, z którym znał się przecież od tak dawna.
– Ojciec cię bije? – zdziwił się Maciek.
– Zdarza się. A twój?
– Mój nie mieszka z nami. Mam ojczyma. Fajny gość, ale czasem jak coś powie to…
– To co?
– Nie ma czego zbierać – kończy Maciek, bo przed oczami staje mu wakacyjna rozmowa w herbaciarni i to nieszczęsne pudełeczko z prezerwatywami.
– Dobra! Chodź, zagramy. Złoję ci tyłek.
– Masz małe szanse – śmieje się Maciek.
– Wiem. Ty w końcu masz praktykę.
* * *
– Proszę namówić syna, by powiedział prawdę. – Głos starszego aspiranta Andrzeja Mikruty wyrwał Marcina z zamyślenia.
– Mówię prawdę – powtórzył Marcin już nie wiadomo który raz.
– To chyba jest jakaś twoja prawda.
– Nie, proszę pana. Prawda jest tylko jedna. I właśnie tłumaczę panu, jak ona wygląda. Przyszedł Rafał. Maciek go wpuścił, bo ja byłem w wc. Rafał wyjął dwa piwa. Jedno wypił na miejscu…
– Jak to?!
Tu w domu?! – Ojciec Marcina nie kryje oburzenia.
– O rany! A jaki ja mam wpływ na to, co kto z plecaka wyjmuje? – spytał zniecierpliwiony Marcin.
– Możesz mu zakazać!
– No i to właśnie zrobiłem! Kazałem mu wyjść. A on jeszcze wypił duszkiem to jedno piwo i mi tu puszkę rzucił.
– I niby zaraz wyszedł? – spytał kpiącym tonem policjant.
– Tak! – odparł zirytowany Marcin i spojrzał policjantowi prosto w oczy. – Mam świadka.
– To bardzo ciekawe, bo niejakiego… Rafała Woźniaka zatrzymaliśmy w dniu siódmego sierpnia za jazdę z piwem w ręce na deskorolce po jezdni i zajechanie drogi radiowozowi. Stwierdziliśmy u niego jeden i trzy dziesiąte promila alkoholu oraz obecność narkotyków. Zeznał, że zarówno alkohol, jak i narkotyki dostał właśnie tu, w tym mieszkaniu i przedstawił na to świadków!
– Jakie narkotyki?! – krzyknął Marcin.
– Ty już wiesz jakie! – odparł policjant groźnie. – Nie rób tu ze mnie wariata.
– Nie robię z pana wariata, tylko mówię, jak było! Nic nie wiem o żadnych narkotykach. Rafał tu przyszedł z dwoma piwami i z jednym wyszedł, a drugie tu wypił i jeszcze rzucił puszkę na podłogę!
– Marcin! Mów mi zaraz całą prawdę!
– Tato! Mówię prawdę! Wtedy też mówiłem prawdę, a ty mi nie wierzyłeś! Ale wyszło na moje! Choć teraz bądź po mojej stronie! Jesteś moim ojcem!
– Nie mam do ciebie zaufania – rzucił bezlitośnie.
– Ale ja mówię prawdę!
– Proszę pana! Szczeniaka trzeba trzymać krótko! Jeśli pan sobie nie radzi, to po rozprawie skierujemy wniosek o przydzielenie kuratora.
– Jakiej rozprawie? – Ojciec Marcina zaniepokoił się jeszcze bardziej.
– Dostaniecie wezwanie.
– Ale o co ja jestem oskarżony? – spytał Marcin.
– O handel narkotykami.
– Handel? Przecież takie rzeczy trzeba udowodnić! – krzyknął pan Niewiadomski.
– No właśnie… – odparł starszy aspirant Andrzej Mikruta i wręczył Marcina ojcu nakaz przeszukania mieszkania.
– To jest chyba jakiś żart… – szepnął Marcin.
– Nie, kolego. Prawda zaraz się wyda.
Kiedy policjanci wchodzili do mieszkania, Marcinowi przypomniała się groźba Rafała: „Pożałujesz tego!”.