Wódka, czosnek, przegotowana woda... CZY NA PEWNO? – 7 metrów pod ziemią
Dziś odcinek specjalny z dwóch powodów. Po pierwsze,
dlatego że, z uwagi na tę
szczególną sytuację, z moim dzisiejszym gościem będę rozmawiał
zdalnie. Ale specjalny także z uwagi na samego
gościa, jest nim Kasia Woźniak z kanału "Mama i stetoskop",
z zawodu lekarz.
Cześć. Bardzo mi miło.
Mnie również. Super, że jesteś. Kasia,
tak się zastanawiam, czy fakt, że my rozmawiamy
zdalnie, nie jest
dowodem na jakieś zbiorowe szaleństwo. Czy
to jest w porządku czy
jednak przesadzamy?
Uważam, że nie przesadzamy.
Na pewno wszyscy słyszeli o akcji "Zostań w domu" i
tak naprawdę jedna osoba, która zostaje
w domu, nic nie zmienia. Ale
każdy może dołożyć coś od siebie
i ograniczając te kontakty społeczne, zmniejszamy
ryzyko zakażania kolejnych osób.
Tak naprawdę nie wiemy, ile teraz
tak naprawdę jest osób zakażonych w Polsce.
Badane są tylko osoby, które mają objawy.
A część osób
przechodzi zakażenie koronawirusem
bezobjawowo albo bardzo skąpoobjawowo.
Izolacja to jest chyba ta jedna z najważniejszych
rzeczy, o których się mówi, aby uniknąć
zakażenia, no ale zobacz: epidemia
się przedłuża, jakoś musimy
funkcjonować. Wiele osób chodzi normalnie do pracy,
no a chyba każdy chodzi do sklepu.
Czy my możemy, czy powinniśmy
chodzić do sklepów? A jeśli tak, to jak się w nich zachowywać,
żeby jednak zwiększyć nasze bezpieczeństwo?
Nie da się całkowicie z takiego
wychodzenia i z życia zrezygnować. Ktoś
musi robić zakupy. Chodzę do sklepu, tego
nie da się do końca uniknąć. Ale nie noszę
rękawiczek na zakupach, nie noszę maseczki.
Nie nosisz, tak?
Nie, nie. To nie są rzeczy, które są nam w sklepie niezbędne.
Rękawiczki i maseczki są potrzebne,
gdy zajmujemy się osobą chorą, są potrzebne
lekarzom, pielęgniarkom, ale
nie takim osobom zdrowym, wychodzącym z domu
na chwilę na zakupy. Nasza skóra
jest bardzo dobrą barierą ochronną.
I jeśli nie mamy na dłoniach żadnych
skaleczeń, to w
zupełności wystarczy to, że po powrocie
do domu umyjemy ręce. A będąc gdzieś poza domem,
nie będziemy dłońmi dotykać do błon
śluzowych oczu, buzi czy nosa.
Okej, wracamy na chwilę do tego sklepu.
Powiedziałaś o tym, że nie trzeba zakładać rękawiczek.
Możemy kupować
wszystko czy niekoniecznie?
Płacić gotówką czy niekoniecznie?
Lepiej wybierać produkty,
które są w opakowaniach, tak? Żebyśmy w domu mogli to
opakowanie zdjąć i wyrzucić.
Pieczywo, takie sprzedawane bez opakowań, jest trochę ryzykowne.
Ano właśnie. bardzo dobry przykład. Co z
pieczywem?
To nie jest tak, że jak kupimy bułkę, to będziemy
chorzy. Nie. Ale mówimy o minimalizowaniu
ryzyka.
W przypadku owoców i warzyw - myjemy je.
W przypadku mięs raczej nie ma obaw,
bo w obróbce termicznej wirus
ginie.
Samo płacenie. Czy możemy
spokojnie zapłacić gotówką, czy jednak
nie jest to najlepszy pomysł?
Lepiej kartą.
Pieniądze często są nośnikiem wirusów
i innych patogenów.
Płacąc kartą chronimy i siebie, i
osoby pracujące w sklepie. Bo
kasjerzy i kasjerki są bardzo narażeni
na kontakt z różnymi osobami. Tam dziennie
są tłumy.
Mówiłaś na samym początku o tym,
o czym powinniśmy pamiętać, a więc sama
izolacja, ale też dbanie o higienę. To są
te rzeczy, które
zwiększają nasze bezpieczeństwo. Natomiast w sieci można
znaleźć jednocześnie całą masę porad,
które dotyczą chociażby tego,
by jeść czosnek, by pić kozie
mleko, by pić alkohol
czy przegotowaną wodę i tak dalej, i tak dalej,
tych porad jest cala masa. Na ile
te wszystkie porady mają sens? Czy
to faktycznie, te rzeczy, które wymieniłem, czy to
są działania, które mogą zwiększyć naszą
odporność i zmniejszyć
szansę na zakażenie wirusem czy to nie ma sensu?
Jak to wygląda z perspektywy lekarza?
Większość z tych porad to bzdury.
Jednak?
No niestety. Nie wiem, czy odnosić się do nich po kolei. Na przykład czosnek.
Nie ma potwierdzonych żadnych
badań, by w jakikolwiek sposób wpływał na koronawirusa.
Co do innych wirusów, no to
skuteczność czosnku w budowaniu odporności,
to udowodniono to, że
jakkolwiek wpływa on na odporność, jeśli je się
czosnek codziennie przez trzy miesiące.
To są różne mity, takie często od naszych babć
przekazywane. O kozim mleku nie słyszałam,
ale również wątpię, by były jakiekolwiek badania,
by ktoś, w tak teraz dynamicznie
zmieniającej się sytuacji, badał wpływ koziego mleka na
koronawirusa.
Najważniejsze jest zdrowe odżywianie się,
sen, czyli właśnie taki odpoczynek,
i dbanie o higienę.
A propos jeszcze tych niepotwierdzonych
rzeczy, można było w ostatnim czasie
znaleźć w sieci informację o tym, że
koronawirus ginie w temperaturze
27 stopni.
Czy, no, domyślam się, że to kolejna bzdura,
natomiast chciałbym to jeszcze usłyszeć z twoich ust.
Niestety to nie jest prawda.
To znaczy czym temperatura jest wyższa, tym koronawirus
krócej przeżywa.
Tylko mówimy tu o
temperaturze poza ludzkim ciałem. No bo w ludzkim ciele
mamy 36 stopni, on ma się świetnie.
Na powierzchniach
różnych przedmiotów
faktycznie w niższej temperaturze
przetrwa dłużej. Jeśli ktoś chory
nakaszle sobie w dłoń, później
dotknie do klamki i będzie naokoło
temperatura dziesięciu stopni, to ten wirus przetrwa na klamce dłużej.
Jeśli będzie 30 stopni, a jeszcze
najlepiej, jak będzie świeciło słońce,
to ten wirus przetrwa na tej klamce krócej.
To jest bardzo zmienne, to jest zależne
od wilgotności, od powierzchni,
na jakiej te wirusy są,
się znajdują. I trudno mówić o takim
dokładnym czasie.
No ale niestety to nie jest tak, że jak będzie 27
stopni to problem się sam skończy. My nie wiemy, jak się
koronawirus zachowa, jak nadejdzie wiosna
czy może nawet lato. Nie wiemy, bo to się nigdy
wcześniej nie zdarzyło.
Jasne. Myślę, że
dziś wiele osób jest
w stanie, byłoby w stanie, nawet w nocy, o północy,
wymienić objawy koronawirusa.
Natomiast może dla
pewności wyliczmy je raz jeszcze. Co
to jest? Jak rozpoznać, że jesteśmy zakażeni?
Duszności, problemy z
oddychaniem...
Suchy kaszel, gorączka.
I kontakt z kimś
zakażonym. Jeszcze gdy
przypadki potwierdzonego zakażenia były za granicą,
to było to łatwiejsze. Bo pacjentów pytaliśmy,
czy byli w ostatnim czasie we Włoszech lub w innych krajach. Teraz...
Czy dzisiaj ma to sens? Czy dzisiaj to pytanie ma jakikolwiek sens?
Dzisiaj już nie. Dzisiaj możemy
zostać zakażeni w naszym
środowisku, na przykład podczas tego wyjścia do sklepu,
o którym rozmawialiśmy.
Ale to też nie jest tak, że każda osoba, która
kaszlnie dwa razy i zbada u siebie stan
podgorączkowy na przykład,
no to już powinna udawać się do szpitala zakaźnego.
Nie. Jest
pewien problem teraz w Polsce, bo na skutek tego,
jak dużo się o koronawirusie mówi, to część
osób udaje się do takich szpitali zakaźnych
bezpodstawnie.
I to jest ryzykowne.
Czyli tą podstawą jest na przykład tylko kaszel, tak?
Tak, tylko kaszel, czasami...
I to oznacza, że idą w to miejsce, gdzie możliwość zakażenia jest
olbrzymia.
Gdzie są już osoby zakażone, tak. Z jednej strony to jest ryzykowne dla nich, z drugiej
to powoli zaczyna doprowadzać do tego, że
te oddziały zakaźne
stają się niewydolne. Tam jest za dużo
ludzi, oni nie mają takich mocy przerobowych,
by zająć się wszystkimi.
Bardzo trudno jest też już teraz dodzwonić się do
stacji sanitarno-epidemiologicznej.
Ale to jest ważne, żeby próbować. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, to
w pierwszej kolejności powinien dzwonić. Nikt nie
powinien w przypadku podejrzewania u siebie koronawirusa iść
na SOR czy do swojego lekarza rodzinnego. Zawsze powinno się dzwonić.
No właśnie, to też ważna informacja,
którą pewnie należy podkreślać.
Jeśli już rozpoznajemy
u siebie objawy, to - właśnie - co
robić, do kogo się zgłosić, gdzie dzwonić, a gdzie nie?
Absolutnie nie na SOR, czyli
szpitalny oddział ratunkowy, i nie do POZ-u, czyli do przychodni
lekarza rodzinnego. Powinniśmy
w takich sytuacjach, jeśli
jesteśmy w stanie stabilnym, nie dzieje nam się
w tym momencie nic złego, powinniśmy
dzwonić do stacji sanitarno-epidemiologicznej.
Tam przez telefon zebrany zostanie z nami wywiad medyczny
i pracownik sanepidu
powinien pokierować nas dalej, powinien
podpowiedzieć, czy to może jednak nie jest
przypadek koronawirusa i powinniśmy pójść
do tego lekarza rodzinnego,
czy powinniśmy się udać na oddział
chorób zakaźnych albo po prostu powinniśmy zostać w domu.
Więc dzwonimy do stacji sanitarno-epidemiologicznej,
najbliższej swojemu miejscu zamieszkania,
numery telefonów można znaleźć w internecie.
Możemy też próbować dzwonić do swoich przychodni,
wiele przychodni teraz zmieniło tryb funkcjonowania
i udzielane są porady przez telefon.
I tam też możemy szukać informacji.
Kasia, od kilku dni zastanawiam się,
na ile ten COVID-19 jest
faktycznie niebezpieczny. No bo przechodziliśmy
w przeszłości już inne epidemie - czy to
ptasia grypa, czy to
wirus eboli, i
w tych obu przypadkach śmiertelność była
znacznie wyższa niż ma to miejsce
w przypadku koronawirusa,
gdzie, nie chcę oczywiście użyć słowa "zaledwie",
ale ten procent śmiertelności, odsetek,
jest znacznie niższy. Czy nasze
obawy dzisiejsze, które sprawiają, że właściwie
zmieniamy swoje życie o 180 stopni,
nie są jednak przesadzone?
Dla ciebie i dla mnie ten wirus pewnie nie był
niebezpieczny. I osoby
młode, 20-, 30- czy 40-letnie
w zdecydowanej większości przechodzą zakażenia
łagodne, wręcz bezobjawowo.
Czasami jak zwykłe przeziębienie czy grypę.
Ale niestety on jest niebezpieczny dla osób starszych.
I on może być paraliżujący dla
systemu opieki zdrowotnej, bo większość osób
przechoruje go łagodnie, ale jednak te
10 czy 20 procent będzie wymagało
hospitalizacji. Wirus jest bardzo zakaźny, łatwo się przenosi
i jeśli nie ograniczymy kontaktów społecznych, i dojdzie do szybkiego zarażenia
całej populacji Polski,
to szpitale nie udźwigną
tego, by zająć się wszystkimi
potrzebującymi, wszystkimi osobami starszymi, które
będą chorowały ciężej, czasami z różnymi powikłaniami
i to to jest niebezpieczne.
My się nie mamy o co martwić, ale...
My się nie mamy co martwić o siebie,
ale o naszych rodziców czy dziadków już tak.
I ja się boję, czy system to udźwignie,
jeśli społeczeństwo nie pomoże
tą izolacją, jeśli nie doprowadzimy do tego, że
zachorowania będą narastać powoli,
na tyle powoli, że osoby, które
były zakażone jako pierwsze, zdążą
wyzdrowieć, zostać wypisane
i zwolnią tym samym miejsca na
oddziałach intensywnej terapii, zwolnią respiratory,
i wtedy dopiero dojdzie do zakażenia kolejnych osób.
My tą izolacją nie powstrzymamy
epidemii. To nie będzie tak, że nagle nie będzie nowych zakażeń,
ale one będą się pojawiać na tyle powoli,
że lekarze będą mieli możliwość pomocy
wszystkim potrzebującym, bo straszne byłoby
to, jeśli mielibyśmy wybierać,
komu pomagać, a komu nie, bo nie ma sprzętu.
Zresztą to widać na podstawie Włoch.
Oni już nie dają rady.
Przez co ta śmiertelność we Włoszech
jest dużo wyższa niż w innych krajach. Jak w innych krajach
ona waha się między 3-4 procent,
w niektórych nawet jeszcze mniej, to we Włoszech
wynosi 8 czy nawet 10.
Z tego względu, że...
No tak, czyli ta śmiertelność
może zależeć po prostu od okoliczności,
jakie napotkamy. Nie chcę
pytać cię o to, jak długo
to wszystko może się ciągnąć, ta obecna sytuacja,
epidemia, bo chyba nie ma
w Polsce osoby, która znałaby odpowiedź na to pytanie.
Wszyscy życzyliby sobie chyba tego, żeby skończyła się jak najwcześniej.
Natomiast zastanawiam się,
z czym nas zostawi ten koronawirus.
Czego nas nauczy to całe doświadczenie,
które jednak wydaje się czymś całkowicie bez precedensu?
Jaka jest twoja opinia? Co ty uważasz?
Jaką lekcję wyciągniemy z tego doświadczenia?
Jak długo - sama zadaję sobie codziennie to pytanie.
Hipotezy naukowców są różne. Są takie, że skończy się to
z cieplejszymi temperaturami.
Są takie, że nas ta choroba nie opuści nigdy.
Nie wiadomo, jak to się rozwinie.
Cały czas trwają prace nad szczepionką,
nad lekami. Być może to będzie tym momentem przełomowym,
gdy epidemia koronawirusa się zakończy.
Niestety wiemy, że ochrona zdrowia w Polsce
jest mocno niedofinansowana, to PKB
przeznaczane na ochronę zdrowa jest dużo niższe niż
w krajach zachodniej Europy. Być może,
ja tak życzę sobie, żeby to wpłynęło na to,
że jednak rządzący zauważą,
jak ważna jest ta opieka zdrowia i
to, że powinniśmy na nią poświęcić trochę więcej uwagi.
Z takich pozytywnych rzeczy,
to ja myślę, że telemedycyna
jest czymś, co bardzo się teraz dzięki
tej całej sytuacji rozwinie
i to ułatwi życie wielu pacjentom.
W jaki sposób? W jakim sensie?
Możemy odbywać konsultacje z lekarzem przez telefon,
możemy się łączyć na Skypie.
Takie porady telemedyczne od
kilku lat są już w Polsce legalne.
Można na nich uzyskać receptę,
można uzyskać zwolnienie.
I, oczywiście, one nie zawsze są możliwe,
czasami jest potrzebne badanie fizykalne i ta
telemedycyna nigdy nie zastąpi nam całkowicie takiej medycyny klasycznej,
ale powinna nam bardzo ułatwić
takie codzienne funkcjonowanie i to już się dzieje.
Pacjenci z różnymi chorobami przewlekłymi
nie przychodzą już do przychodni, tylko otrzymują
kody na e-recepty.
Tak samo się dzieje w przypadku pacjentów z różnymi infekcjami,
bo przeziębienie
jest chorobą samoograniczającą się, która przechodzi sama.
Bardzo często wystarczy poradzić się telefonicznie
lekarza, jak ewentualnie się zachować,
i odczekać te kilka dni, a możemy po takiej poradzie
dostać zwolnienie lekarskie.
To jest medycyna XXI wieku
i sytuacja zmusiła nas teraz do takiego szybkiego rozwoju tej gałęzi medycyny.
Jest to jakieś pocieszenie, że z tak nieciekawej sytuacji uda się wyciągnąć jakieś korzyści.
Oby było ich jak najwięcej. Kasia wielkie dzięki za masę przydatnych informacji.
Dziękuję za rozmowę.
Również dziękuję.