CHUSTECZKI
– Czytałeś o tej aktorce, która została aresztowana za kradzież? – spytała Małgosia.
– Nie. Nie czytam bzdur! – burknął Maciek.
Nie miał humoru. Wracali ze szkoły tylko we dwójkę. Maciek cały czas kopał kasztana, którego zauważył na chodniku. Milczał.
– Co cię ostatnio ugryzło? Kolejny dzień zachowujesz się jakoś dziwnie.
– Mama – odparł krótko i ponownie kopnął kasztana.
– Ugryzła cię? – zażartowała Małgosia, ale zaraz pożałowała. Maćkowi nie było do śmiechu.
– Wiesz… – Kopnął kasztana z całej siły, a gdy brązowa kulka zniknęła w kratce ściekowej, zatrzymał się i zaklął pod nosem. – Cholera! Ty sobie nie wyobrażasz, co ja mam w domu – dodał cicho.
– Przez Piotra?
– Yhm…
Nie chciał mówić. W końcu to sprawy mamy. Nie będzie o nich opowiadał nikomu. Nawet Małgosi. Wystarczy, że wspomniał, że Piotra już nie ma. Szczegółów tłumaczyć nie będzie. W końcu to życie mamy. On w nim tkwi, ale tylko on. Lepiej niech Małgosia nie wie wszystkiego.
– Dlatego chciałam jakoś poprawić ci humor…
– Plotką o kleptomance? Śmieszy cię to, że ktoś jest chory i kradnie?
– Czemu zaraz śmieszy? – Małgosia wzruszyła ramionami. – Gdybym ja coś ukradła, tobym się chyba popłakała ze wstydu.
– Gdyby cię złapali, pewnie tak. Ale gdyby nie złapali, to może nie…
– Nie jestem złodziejką, więc raczej popłakałabym się, gdyby się okazało, że wzięłam coś cudzego. Ale kiedy kradnie ktoś, kto ma kupę kasy, to przyznasz, że jest to śmieszne.
– Nie masz innych tematów?
– Wiesz… kiedy tak się zachowujesz, żałuję, że się z tobą pogodziłam.
Złapał ją za rękę i przyciągnął do siebie, otaczając ramieniem.
– Nie mów tak – szepnął. – Ciężko mi po prostu. Patrzę na mamę i mi ciężko.
– To powiedz.
– To mówię – odparł i pocałował Małgosię. – Wiesz… w sumie rzeczywiście to śmieszne.
– Co?
– Kiedy ktoś, kto ma pieniądze, kradnie jakąś bzdurę ze sklepu – odparł Maciek i się zaśmiał.
To było trzy dni temu. Ten śmiech Maćka przypomniał jej się teraz, kiedy sięgnęła do kieszeni i znalazła w niej paczkę chusteczek do nosa. Paczkę, której piętnaście minut temu, jadąc zatłoczonym tramwajem, bezskutecznie szukała.
– O Boże! – jęknęła i spojrzała na swoje odbicie w szybie odjeżdżającego tramwaju.
* * *
– Kinga… Jesteś w domu?
– Jestem, ale zajęta… A kto mówi?
– Małgosia – odparła, chlipiąc. – Ja na chwilę… Mogę?
Głos w słuchawce brzmiał tak obco, że Kinga się przeraziła. Po pierwsze nie pamiętała, kiedy Małgosia sama do niej przyszła. Nie widziały się tyle miesięcy. Właściwie od gimnazjum nie utrzymywały kontaktów. Chodziły przecież do różnych szkół. Czemu Małgosia chce spotkać się właśnie z nią? Czemu jest tak mocno zdenerwowana? Ciekawe.
Prawda była taka, że Małgosia nie miała dokąd pójść. Maciek wyłączył komórkę. Kamila mieszkała za daleko, a poza tym czym jest historia z chusteczkami w porównaniu ze śmiercią Wojtka? A Małgosia tak bardzo chciała z kimś pogadać.
– A za ile byś była? – spytała ostrożnie Kinga, bo przecież miała masę roboty.
– Zaraz – odparła Małgosia tym dziwnie tragicznym głosem i zachlipała w słuchawkę. – Stoję pod twoją klatką.
– Co się stało? – spytała Kinga, gdy Małgosia usiadła w fotelu.
– Ale nie będziesz się śmiać? – spytała, uświadomiwszy sobie nagle, że Ewa na pewno popłakałaby się ze śmiechu.
– Ja rzadko się śmieję – odparła Kinga, ale po chwili wahania dodała: – Ale… nie wiem… Jeśli będzie śmieszne…
– Ale to nie jest śmieszne. To jest tragiczne! – jęknęła Małgosia i pociągnęła nosem.
– Mów!
* * *
– No to cześć! – Małgosia pomachała Justynie i poszła na przystanek tramwajowy.
Tego dnia Maciek nie mógł jej odebrać z francuskiego. Wracała sama i pociągała nosem. Katar mocno dawał się we znaki. W tramwaju panował okropny tłok. Małgosia trzymała się mocno poręczy, ale nie było to zbyt wygodne; na ramieniu miała przecież plecak, a w ręku gigantyczny segregator z notatkami. Do tego czuła, że katar po prostu kapie jej z nosa.
Sięgnęła ręką do kieszeni jesiennego płaszcza, gdzie rano wkładała paczkę chusteczek. Paczki jednak nie było. Małgosia wymacała jakieś papierki. Cóż… płaszcz wyjęła dziś z szafy. Nie był prany. Wyciągnęła jeden z papierków, który ku jej zdumieniu okazał się pięćdziesięciozłotowym banknotem. „O matko! – zdziwiła się. – A skąd to się wzięło w mojej kieszeni?”. Po chwili jednak przypomniała sobie, że wiosną była z ojcem na zakupach w hipermarkecie. Chyba kazał jej schować do kieszeni resztę. Najwyraźniej mu nie oddała. Dlatego wyjęta po chwili z kieszeni stuzłotówka również nie wprawiła jej w zdumienie. A kiedy za stuzłotówką wyjęła garstkę porwanych papierków i ujrzała pełne pogardy spojrzenie stojącego obok mężczyzny, zrobiło się jej głupio. Schowała papierki do plecaka i już nie grzebała w kieszeni.
„Wstyd mieć taki bałagan” – pomyślała i westchnęła, wyobrażając sobie, co by powiedziała mama, gdyby to zobaczyła. Przecież mama zawsze uważała, że „kulturalna dziewczynka powinna mieć porządek nie tylko w pokoju, ale i w torebce czy kieszeniach”. Dlatego Małgosia wytarłszy nos ręką, nie szukała już chusteczek.
* * *
– No i co z tymi chusteczkami? – spytała Kinga, wysłuchawszy historii, która po prostu wydała jej się nudna. Sama przed chwilą oderwała się od fascynującej książki o odkryciach w medycynie, a tu Małgosia zawraca jej głowę jakimiś zasmarkanymi chusteczkami.
– Z chusteczkami nic – odparła Małgosia. – Były na miejscu. W kieszeni. – I jakby na potwierdzenie tych słów wyjęła z kieszeni paczkę chusteczek i położyła na stoliku.
– Nic nie rozumiem.
– No wiesz… ja wtedy w tym tłoku nie grzebałam w swojej kieszeni! Rozumiesz?! To była kieszeń faceta, co stał koło mnie!
– Skąd wiesz, że jego?
– Bo obejrzałam te porwane papierki, które wrzuciłam do plecaka, myślałam, że są moje. Tam był bilet z Łodzi! Ja okradłam człowieka! Rozumiesz?! – ryknęła Małgosia i to tak głośno, że otworzyły się drzwi pokoju Kingi i stanął w nich jej starszy brat Kuba.
Małgosia na moment zaniemówiła. Ostatni raz widziała Kubę chyba w drugiej klasie gimnazjum, podczas słynnego sylwestra. Teraz już chyba studiował. Wydał jej się jeszcze przystojniejszy niż kiedyś. Wysoki, szczupły, ciemnowłosy, wysportowany, o ujmującym uśmiechu. Odruchowo poprawiła włosy i spojrzała w szybę regału.
– Co się stało?! – spytał.
– Nic! – burknęła Małgosia.
Jej własne odbicie w szybie nie było zachęcające. Nadęta twarz o zaciętym uśmiechu odstraszała.
– Jak nic, to czemu wrzeszczysz? – odparł spokojnie Kuba i popatrzył na Małgosię z rozbawieniem. Pewnie dlatego rozwścieczona krzyknęła:
– A ty jak byś się czuł, gdybyś kogoś okradł?
– Gdybym był złodziejem i by mnie nie złapano, to pewnie cudownie. Zapewne nie ma nic wspanialszego niż łatwe pieniądze. Szybko i po strachu.
– Ale ja nie jestem złodziejem! – jęknęła Małgosia.
– Więc co się stało?
– Wiecie co? – odezwała się nagle Kinga. – Idźcie może do drugiego pokoju, bo ja mam masę roboty.
– Nie powiem, żebyś była koleżeńska.
– O Jezu! Mam masę roboty.
– Nic nowego – zauważył Kuba i wzruszył ramionami. – Od kiedy poszłaś do zerówki, masz masę roboty. Generalnie nazywa się to zakuwaniem.
– Daj spokój!
– Daję spokój, dzięciole!
– Milion razy mówiłam, byś nie nazywał mnie dzięciołem.
– Jak mam nie nazywać dzięciołem kogoś, kto nie robi nic innego poza kuciem?
– Wiecie co? – kłótnię przerwał cichy głos Małgosi. – Ja już pójdę – powiedziała i wstała z fotela.
– No to cześć – odparła Kinga. A po chwili zorientowawszy się, że koleżanka przychodząc do niej, liczyła na jakieś pocieszenie, dodała: – Tym, co się stało, to się nie przejmuj. Zdarza się.
– Jasne – odparła Małgosia, a jej głos zabrzmiał tak, że Kuba zdecydował błyskawicznie:
– Odprowadzę cię.
Nie protestowała. Kilka minut później oboje powoli szli Międzynarodową w kierunku Walecznych.
– Nie ma co rozpaczać – mówił Kuba, gdy Małgosia opowiedziała mu całą historię. – Po prostu zdarza się. Trudno. Rozpacz z powodu takiego zdarzenia to jak płacz nad rozlanym mlekiem. Już się rozlało.
– Ale ja temu komuś ukradłam sto pięćdziesiąt złotych!
– Będzie miał nauczkę, że pieniędzy trzeba pilnować.
– Chciałabym mu jakoś oddać…
– Jesteś inteligentną dziewczyną i sama wiesz, że to mało prawdopodobne, byś go odnalazła. Może to facet, który mieszka w Łodzi? W końcu w kieszeni miał bilet z Łodzi do Warszawy. Przecież nie zamieścisz w prasie ogłoszenia, że szukasz męż-czyzny, któremu w autobusie skradziono sto pięćdziesiąt złotych. Wyobrażasz sobie, ile osób by się do ciebie zgłosiło?
– To co mam zrobić?
– Kup sobie coś za te pieniądze albo daj je na jakiś charytatywny cel i po sprawie.
– Ale ja czuję się jak złodziejka! – Małgosi łzy napłynęły do oczu. Sięgnęła ręką do kieszeni płaszcza, ale nie znalazła tam chusteczek. – Ojeju! – jęknęła i po chwili się roześmiała.
– Co się stało? – spytał Kuba.
– Te cholerne chusteczki zostawiłam u Kingi na stoliku.