LOG (1)
– Można?
Maciek zapukał do drzwi dyrektorskiego gabinetu i usłyszawszy stłumione „proszę”, wsunął głowę przez szparę.
– Wejdź! – Dyrektor Marczak kiwnęła na niego ręką, w której trzymała długopis. – Co cię sprowadza, Maćku?
Rozejrzał się po wnętrzu. Nigdy jeszcze nie był w gabinecie pani dyrektor. Jego progu nie przekroczył nawet wtedy, gdy wybuchła afera z Łochą i matkę wzywano do szkoły. W niewielkim pokoju królowało biurko. Za plecami siedzącej przy nim pani dyrektor było jedyne okno. Z lewej strony regał z książkami i szafa na ubrania. A z prawej − niewielki stolik z dwoma fotelami. Przed biurkiem krzesło. Właśnie to miejsce wskazała mu dyrektor Marczak.
– Ja… – zaczął i zamilkł. Nie wiedział, jak to powiedzieć.
– Śmiało.
– Ja w sprawie Aśki.
– Jakiej Aśki? Przecież z tego, co się orientuję, to dla ciebie raczej najważniejsza jest Małgosia.
– No tak, ale…
– To o jaką Aśkę chodzi?
– No… z naszej klasy – szepnął i spuścił wzrok. – Nie można tego tak zostawić.
* * *
Małgosia z Maćkiem o sprawie dowiedzieli się od Marcina. Dla niego wszystko zaczęło się jeszcze w ferie, kiedy siedział nad polskim. Do próbnej matury zostało kilka tygodni, a on czuł, że jest z nauką w lesie. Na dodatek wiedza niespecjalnie wchodziła mu do głowy. Był jakiś osowiały i nie wiedział czemu. Szkoła, matura? Chyba nie…
Z zamyślenia wyrwał go głos ojca:
– Marcin! Gość do ciebie!
Niechętnie zwlókł się z krzesła. Za drzwiami stała Aśka. Zdziwił się. A jeszcze bardziej zdziwiła go jej mina i słowa, które powiedziała, gdy znaleźli się sam na sam w pokoju.
– Poradź coś, bo nie wiem, co robić.
– A o co chodzi? – spytał dyplomatycznie.
Nie wiedział, czy rzecz dotyczy Aleksa, który coraz częściej kręcił się koło niej, a Aśka udawała, że tego nie widzi, czy może chodziło o jakieś inne sprawy. I w ogóle dlaczego przyszła do niego? Wypytywać czy nie?
– Magda z Jolką oskarżyły mnie, że im grożę śmiercią.
Parsknął śmiechem.
– Co? – spytał, jakby nie wierząc, że można przejmować się takimi bzdurami.
– To nie jest śmieszne. – Aśka siadła na łóżku Marcina, rzuciwszy na podłogę kurtkę.
Była wściekła i załamana. Marcin pierwszy raz widział ją w takim stanie. Znali się właściwie od piaskownicy. Mieszkali w jednym bloku, chodzili do jednego przedszkola, choć różnych wiekowo grup, potem do jednej podstawówki, choć różnych klas. Teraz byli i w jednej szkole, i w jednej klasie – dzięki repecie Marcina.
– No to mów dokładnie, bo na razie to jest śmieszne. Oskarżyły cię, bo co? Naoglądały się kryminałów?
– Kurde! Nie śmiej się! Do ciebie przyszłam, weź to doceń!
– A nie dlatego, że do mnie masz najbliżej? – spytał Marcin zaczepnie, ale zaraz pożałował, bo Aśka spiorunowała go wzrokiem.
– Nie! Przyszłam do ciebie, bo miałeś podobny problem.
Na jego twarzy musiał pojawić się wielki znak zapytania, bo po chwili Aśka dodała.
– No wtedy… z Bolcem, marihuaną, winami…
– Aaa – mruknął niechętnie. Nie lubił do tego wracać. – To wal!
– No to było tak, że Magda…
– Ale… zaraz… Kim jest Magda?
– Taka jedna z pierwszej klasy…
– No to olej!
– Dasz opowiedzieć? – zniecierpliwiła się Aśka.
– No dobra… – mruknął Marcin. – A może ty coś do picia chcesz? Kawy, coli…
– Mówić chcę! Mówić! Słuchaj mnie! Pomocy! Hello?! Jest tu kto?! – Aśka poderwała się z łóżka i popukała Marcina w czoło.
Wzruszył ramionami.
– No już nic nie mówię.
– No więc tak…
I opowiedziała, że dwie koleżanki z pierwszej klasy, te które mieszkają na ich podwórku, namówiły ją na wypad do Hulakuli. Centrum rozrywki w gmachu biblioteki Uniwersyteckiej słynęło z kilkunastu torów do kręgli, stołów bilardowych i ścianki wspinaczkowej.
– No i tam pokłóciłyśmy się o grę w kręgle.
– Już nie miałyście o co?
– Dasz opowiedzieć? – spytała Aśka ze złością.
– Okej! Mów!
– One chciały z podpórkami…
– Jakimi znowu podpórkami?
– O Boże! Ty nic nie kumasz z kręgli! – Aśka westchnęła teatralnie. – Chodzi o to, że jak grasz w kręgle z podpórkami, to kula zawsze wpadnie do tego otworu na końcu, rozumiesz? Jest wtedy większa szansa, że zbijesz jakiegoś kręgla. Ci, co nie potrafią grać, to jak się uczą, często korzystają z podpórek. Bo jak grają bez nich, to zdarza się, że kule w ogóle zlecą im z toru. Mogą rzucać ileś razy i nie zbić nic!
– Jezu, aleś ty obryta w kręglach!
– No przecież mój brat jest instruktorem bowlingu. – Aśka wzruszyła ramionami. – Od kilku lat szaleje z tymi kręglami, więc i mnie poduczył. No i właśnie o to poszło.
– O brata?
– Poniekąd. One chciały bez tych podpórek, a same przyznały, że w kręgle grały tylko dwa razy, na jakichś urodzinach czy imieninach w naszej kręgielni na Saskiej.
– Ale skąd im się w ogóle wziął ten pomysł?
– W ramach zimy w mieście zorganizowano dzień za darmo. Każdy, kto zarejestrował się w sieci w Hulakuli, mógł przyjść z wydrukowanym zaproszeniem na godzinę darmowych kręgli, godzinę gry w bilard i jedno wejście na ściankę wspinaczkową.
– A co tam jeszcze jest?
– O Jezu! Marcin! Jakieś gry komputerowe. Idź i sam zobacz! Ja już nie wiem, czy ja dobrze zrobiłam, przychodząc do ciebie, ale wydawałeś mi się rozsądny…
– Dobra – przerwał Marcin i usiadł obok Aśki, trącając ją przyjacielsko łokciem. – Wal! Już nic nie będę mówił! Obiecuję!
– Na czym skończyłam?
– Na Hulakuli i podpórkach.
– No właśnie. I ja im tłumaczyłam, że bez podpórek przegrają sromotnie, bo może być tak, że nawet jednego kręgla nie zbiją. One się uparły. I oczywiście wiesz… było, jak przewidziałam. Przegrały wszystkie rundy. Zaproponowałam rewanż z podpórkami. Uprzedziłam, że pewnie też będę od nich lepsza, bo mam wprawę, ale przynajmniej cokolwiek strącą. Zgodziły się. Ale też zmiotłam je z powierzchni. Za każdym razem zbijałam wszystkie albo prawie wszystkie kręgle. Im szło fatalnie, bo nie pozwoliły sobie wytłumaczyć, jak przyłożyć się do rzucenia kulą. Poza tym powybierały sobie za ciężkie kule w stosunku do swojej wagi i rozmiarów dłoni. W ogóle kaszana. Były wściekłe. Niemal obrażone. Zaproponowały bilard. Ja, wiesz… w życiu nie grałam, ale się zgodziłam. Pomyślałam, że mnie złupią i będzie remis. No i podeszło do nas dwóch chłopaków, spytali, czy nie zagramy w piątkę, bo jest wielu chętnych i nie chcą dać stołu tylko dla nich. Zgodziłyśmy się. Jeden z tych chłopaków wytłumaczył nam wszystkim zasady i wiesz… miałam farta. Całkiem nieźle mi poszło jak na ten pierwszy raz. One dostały jakiegoś amoku! Powiedziały, że je okłamałam. Że grałam już w bilard. Że specjalnie mówiłam, że nie grałam, by dały mi fory. Tłumaczyłam im, że nie grałam wcześniej. Na dodatek jeden z tych chłopaków chciał mój numer. To rozjuszyło zwłaszcza Jolkę. Wiesz… ona zawsze chce grać pierwsze skrzypce i uważa, że jest najładniejsza z całej wsi, a tu kupa. Kolesiowi ja się spodobałam…
– I dałaś mu ten telefon?
– Nie. Wisiał mi ten koleś.
– Niefajny?
– O rany! Marcin! To nie ma znaczenia! Nie interesował mnie. Grałam w ten bilard, by one się odegrały…
– No to jak grałaś, że wygrałaś?
– Nie wygrałam. Ci kolesie nas rozgromili, ale ja okazałam się najlepsza z nas trzech. Żebym była gorsza, musiałabym nie trafiać kijem w bilę jak… jakaś… – Aśka przez chwilę szukała odpowiedniego słowa – …ostatnia pierdoła.
– A one nie trafiały?
– Człowieku! Co one wyprawiały! Mnie było za nie wstyd. Ale to już też nieważne. Najgorsze to zaczęło się dziś. Przyszła do mnie Magda z ojcem. Twierdziła, że na Gadu-Gadu groziłam Magdzie śmiercią.
– Ale jak to groziłaś?
– Normalnie. Gadałam niby z Jolką i mówiłam, że cytuję… poczekaj… – Aśka sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej kartkę. Szybko rozłożyła i przeczytała: – „Zajebię Magdę, jak tylko jeszcze raz poda komuś mój telefon. A teraz jak ją spotkam, to obiję jej mordę i będzie zbierać zęby z ziemi”.
– Co ty czytasz? – zainteresował się Marcin.
– No loga tej rzekomej rozmowy na Gadu-Gadu.
– Jak to rzekomej?
– No bo chyba nie myślisz, że napisałam do kogokolwiek takie słowa.
– A ona podała twój telefon?
– Z telefonem to w ogóle nie wiem, o co chodzi. To jakaś kompletna brednia. Ja wiem tyle, ile ci powiedziałam. Przyszła Magda z logiem rozmowy. Dostała go od Jolki. Jolka twierdzi, że to zapis naszej rozmowy na Gadu-Gadu.
– No ale powiedziałaś tacie Magdy, że nic takiego nie pisałaś?
– Tak. A on na to, że ten log to jest dowód, że jednak pisałam.
– A skąd jest ten log?
– Jolka powiedziała, że to jest nasza rozmowa, i wydrukowała zapis. I on to odbił w kilku egzemplarzach na ksero. Dziś złożył doniesienie na policji. A jak tylko skończą się ferie, pójdzie na rozmowę do naszej pani dyrektor.
– Ale wiesz… przecież to łatwo można sprawdzić. Wystarczy wejść w archiwum twoich rozmów na Gadu-Gadu.
– No to mówiłam, ale tata Magdy stwierdził, że mogłam usunąć. Powiedział też, że jest prokuratorem i on tego tak nie zostawi. To są groźby karalne. Dostanę kuratora.
– Żartujesz!
– Nie, nie żartuję! I dlatego do ciebie przyszłam. No weź coś poradź! Jak ty sobie wtedy poradziłeś z Bolcem? Przecież oni też kłamali.
– No i wydało się, bo pękli. Nie martw się. Magda też pęknie. Albo Jolka. Ta, która to zrobiła, pęknie. Poza tym… można wystąpić do Gadu-Gadu o przesłanie wszystkiego, co mają u siebie na serwerze. Oni powinni mieć do tego dostęp, nawet jeśli usunęłaś ze swojego komputera archiwum rozmów. Poza tym skoro Jolka to wydrukowała i ma, to można poprosić, by pokazała swój zapis z archiwum.
– Ja właśnie to powiedziałam!
– No i co na to tata Magdy?
– Że od tego są policyjni eksperci. I oni to wszystko sprawdzą! A jemu do wniesienia oskarżenia z powództwa cywilnego wystarczy log. A mną kurator zajmie się szybciutko. On swoją córkę świetnie zna! – mówiła Aśka, zmieniając głos i przedrzeźniając ojca Magdy. – I Jolę on świetnie zna! I mnie też zna! I on już wie, co ze mnie za ziółko! Bo przecież już kiedyś w piaskownicy pokazałam swoją prawdziwą twarz! Jak zdzieliłam łopatką jakiegoś tam berbecia! Jestem agresywna i od małego to ze mnie biło! I ja od małego biłam! A teraz dążę do tego, by zabić. Ten log to preludium zbrodni, które popełnię!
Marcin parsknął śmiechem. Ale Aśce do śmiechu nie było. Jakby przeczuwała, że ta historia to preludium nie do zbrodni, ale do wielkiej afery. I to takiej na całą szkołę.