×

Mes naudojame slapukus, kad padėtume pagerinti LingQ. Apsilankę avetainėje Jūs sutinkate su mūsų slapukų politika.


image

LO-teria - Małgorzata Karolina Piekarska, SŁOWO (1)

SŁOWO (1)

– Muszę z tobą pogadać – Głos w słuchawce wydawał mu się znajomy, ale tego dnia Maciek był wyjątkowo niewyspany i w pierwszej chwili nie skojarzył, kto dzwoni.

Całą noc czytał książkę i zasnął dopiero o czwartej… Pewnie to dlatego nie od razu rozpoznał Staśka. Zresztą… dawno nie rozmawiali. Ostatnio widzieli się w sylwestra. Kolega, z którym chodził i do podstawówki, i do gimnazjum, uczył się teraz w katolickim liceum, znajdującym się na drugim brzegu Wisły. W słuchawce głos Staśka brzmiał inaczej niż kiedyś. Nie chodziło bynajmniej o to, że bardziej po męsku, ale… wydawał się Maćkowi jakiś taki przerażony.

– No dobra, wal…

– Ale nie przez telefon.

– No to co? Spotkamy się po lekcjach? – spytał Maciek.

– Uhum.

– Przyjdziesz do mnie pod szkołę?

– Nie.

– No, stary! Ja pod twoją na pewno nie polecę, bo…

– Nie – przerwał Stasiek. – Ty pod moją też nie – powiedział stanowczo.

– To co? Spotkamy się na rogu? – Maciek cały czas nie rozumiał, czemu Stasiek tak dziwnie się zachowuje.

Róg Saskiej i Walecznych był tym miejscem, gdzie spotykali się w dzieciństwie. Zwłaszcza gdy umawiali się do jordanka na piłkę czy ping-ponga.

– Nie.

– Przyjść do ciebie?

– Do mnie? Nie.

Lepiej nie. Ktoś może nas słyszeć. Lepiej ja przyjdę do ciebie.

– W porzo. O której?

– A kiedy kończysz?

– Dzisiaj? O czternastej, ale jutro…

– Nie.

Będę dziś o trzeciej. To nie może czekać do jutra… – przerwał Stasiek.

– Matko! Zabiłeś kogoś?

– Gorzej! Powiem ci, jak się spotkamy… Aha. Nikomu nie mów, że się ze mną umówiłeś.

– Nawet Tomkowi?

– Zwłaszcza jemu.

– Pokłóciliście się? – Maciek nie wierzył własnym uszom.

– Nie… Po prostu nie mów i już. Daj słowo, że nie powiesz. Nawet Małgosi.

– Słowo – obiecał Maciek i po chwili milczenia spytał: – Ale nie jesteś poszukiwany listem gończym? – Chciał, by to zabrzmiało jak żart, ale Stasiek się nie roześmiał.

– Jeszcze nie… – odparł i westchnął ciężko.

Maćka zatkało. Pożegnali się jakoś dziwnie i jego zdaniem bez sensu.

* * *

– Idziemy dziś do mnie? – zagadnęła Małgosia, kiedy wyszli ze szkoły.

– Nie.

– Ale mamy nie ma…

– Wiem. Nie chodzi o twoją mamę – przerwał Maciek.

– A o co?

– Umówiłem się z kimś.

– Nie powiesz z kim?

– Nie mogę.

– Ładna? – Małgosia spojrzała w bok.

– He, he – zaśmiał się Maciek. – Zazdrośnica.

– Nie zazdrośnica, tylko pytam, czy ładna.

– A czemu myślisz, że umówiłem się z dziewczyną?

– A mylę się? – Małgosia siliła się na obojętność, ale czuła, że kompletnie jej to nie wychodzi.

– Nie z dziewczyną. Możesz być pewna. Chętnie bym ci powiedziała, co to za spotkanie, ale dałem słowo.

– Ale czy to ma coś wspólnego z nami?

– Nic. Przysięgam, że nic. Nawet cienia wspólnoty.

– Nawet cienia?

– Nawet.

– Cienia?

– Oj, Małgo. Znów się przekomarzasz.

– Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął, mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą…

– He, he. Też to czytałem, jak byłem mały…

– A! Właśnie! À propos czytania. Co z tym Kodem Leonarda da Vinci?

– Beznadzieja.

– Nie ma szans na wypożyczenie? Miałeś wczoraj iść do biblioteki i się dowiedzieć. I co?

– Szanse są. Nawet wypożyczyłem.

– I nic nie mówisz?

Małgosia była oburzona. Przeczytanie Kodu Leonarda da Vinci było ostatnio jednym z jej największych pragnień. Tyle się o tym naczytała w gazetach. I w internecie. A w jakimś kolorowym piśmie znalazła cały artykuł o organizacji Opus Dei. Wreszcie to ona wiedziała więcej. A przynajmniej tak myślała, a tu… Maciek wypożyczył książkę i pewnie kisi, by najpierw przeczytać. Normalnie świnia!

– Małgo… będziesz wściekła… – zaczął Maciek.

– A co? Przeczytałeś?

– Tak. Dziś w nocy.

– I nic nie mówisz?

– Bo nie chcę cię zdołować.

– Jak to zdołować?

– Wiesz co… nie mówmy o tym.

– Jak to nie mówmy? Nic nie rozumiem.

– Chodź teraz do mnie i ja ci tę książkę dam, ale…

– No? – Małgosia była najwyraźniej wściekła.

– Ale będziesz musiała zaraz wyjść, bo… spodziewam się gościa i…

– Aha! Nie chcesz, żebym go widziała?

– No… Nie… Ja nie… Ja… – plątał się, nie wiedząc, jak ma to wszystko Małgosi wytłumaczyć. – Ja… no… no nie możesz zostać, więc w sumie…

– Mam iść?

– No… właśnie coś takiego… – odparł i widząc minę Małgosi, dodał po chwili. – Wiesz… dałem słowo.

– Ty i te twoje słowa. Mnie też dawałeś słowo.

– Że co?

– Że powiesz, jak już wypożyczysz Kod.

– Ojejku!

– No dobra… właściwie nieważne. A fajna książka?

– No właśnie… nie chcę ci mówić. Pogadamy, jak przeczytasz.

– A coś ty taki tajemniczy?

– Małgo. – Maciek zatrzymał się w połowie chodnika. – Tajemniczy, bo chcę, byś sama wyrobiła sobie zdanie o książce. Nie chcę ci nic narzucać. NIC. Rozumiesz? – Maciek podkreślił słowo „nic” tak, że Małgosi zdało się, że wyczuwa w jego głosie nawet drukowane litery.

– No dobra! Spoko.

* * *

W pokoju Maćka pachniało kadzidełkami.

– To wolno tak kadzić przy papudze? – spytała Małgosia.

– Nie wiem, czy wolno. Ja kadzę, bo lubię.

– Ale skoro palić przy papugach nie wolno…

– Palenie to nikotyna, a kadzidełka to nie jest nikotyna. No dobra. Masz ten Kod.

Maciek wyjął spod poduszki książkę i wstydliwie przykrył leżącą obok latarkę, ale nie uszło to uwadze Małgosi.

– Co ty? Czytałeś przy latarce?

– Uhm.

– Oszalałeś? Od tego się ślepnie.

– O rany! Mówisz jak mój ojczym.

– No wiesz…

– Dobra. Czytałem przy latarce. Chciałem do razu dowiedzieć się, jak to się skończy. No, bierz książkę.

– Wyrzucasz mnie?

– Nie.

Zadzwonię do ciebie po piątej i potem wpadnę. W porzo?

– Dla mnie spoko – odparła Małgosia.

Przez chwilę stała na środku pokoju.

– To co? Mam iść?

Przyciągnął ją do siebie i pocałował.

– Coś komuś obiecałem… – powiedział, odrywając usta.

– I ten ktoś był pierwszy?

– Daj spokój… To nie ma nic wspólnego z nami. To zupełnie inna sprawa.

– No to spoko – odparła Małgosia i wyszła.

Ale ciekawość ją zżerała. Z kim też Maciek się umówił? To dlatego zrobiła coś, czego by się wcześniej po sobie nie spodziewała. Stanęła po drugiej stronie domu Maćka i czekała.

Dom Adamskich był piętrową przedwojenną kamienicą z czerwonej cegły. W głębi starego, okalającego dom ogrodu rósł rozłożysty orzech włoski. Małgosia przycupnęła pod jego pniem. „Jakie to szczęście, że okna Maćka są z drugiej strony – pomyślała. − Jeszcze by mnie zobaczył. Ciekawe, co by sobie pomyślał?”.

Było po trzeciej, kiedy na horyzoncie zamajaczyła sylwetka Staśka. Małgosia chciała mu pomachać. W końcu Stasiek na pewno nie jest tym kimś, kto idzie do Maćka. No bo przecież spotkania z nim Maciek na pewno by nie ukrywał. Ale gdy Stasiek podszedł bliżej, zobaczyła w jego wyrazie twarzy coś takiego, co ją powstrzymało. Na dodatek Stasiek wszedł na podwórko Maćka. Małgosia poderwała się z miejsca i ukryła za pniem orzecha. „Widział? Czy nie widział?” – pomyślała przerażona tym, że jeśli widział, to może powtórzyć Maćkowi. A wtedy ten mógłby sobie o niej pomyśleć różne rzeczy… Bo przecież mówił jej, że to nic z nimi związanego. A ona… stała tu tak, jakby mu nie wierzyła. Bez sensu. Dlatego kiedy tylko drzwi klatki schodowej zamknęły się za Staśkiem, Małgosia pobiegła w stronę domu. Okrężną drogą. By Maciek nie zobaczył jej nawet przez okno. W końcu to, co zrobiła, było co najmniej głupie.


SŁOWO (1) WORD (1) СЛОВО (1)

– Muszę z tobą pogadać – Głos w słuchawce wydawał mu się znajomy, ale tego dnia Maciek był wyjątkowo niewyspany i w pierwszej chwili nie skojarzył, kto dzwoni. - I need to talk to you - The voice in the receiver seemed familiar to him, but that day Maciek was extremely sleepy and at first he did not recognize who was calling.

Całą noc czytał książkę i zasnął dopiero o czwartej… Pewnie to dlatego nie od razu rozpoznał Staśka. Zresztą… dawno nie rozmawiali. Ostatnio widzieli się w sylwestra. Kolega, z którym chodził i do podstawówki, i do gimnazjum, uczył się teraz w katolickim liceum, znajdującym się na drugim brzegu Wisły. A friend with whom he went to both elementary school and high school, now he studied at a Catholic high school on the other side of the Vistula River. W słuchawce głos Staśka brzmiał inaczej niż kiedyś. Nie chodziło bynajmniej o to, że bardziej po męsku, ale… wydawał się Maćkowi jakiś taki przerażony.

– No dobra, wal…

– Ale nie przez telefon. - But not on the phone.

– No to co? - So what? Spotkamy się po lekcjach? Will we meet after school? – spytał Maciek. - Maciek asked.

– Uhum.

– Przyjdziesz do mnie pod szkołę?

– Nie.

– No, stary! Ja pod twoją na pewno nie polecę, bo…

– Nie – przerwał Stasiek. - No - Stasiek interrupted. – Ty pod moją też nie – powiedział stanowczo.

– To co? Spotkamy się na rogu? I'll meet you at the corner? – Maciek cały czas nie rozumiał, czemu Stasiek tak dziwnie się zachowuje.

Róg Saskiej i Walecznych był tym miejscem, gdzie spotykali się w dzieciństwie. Zwłaszcza gdy umawiali się do jordanka na piłkę czy ping-ponga.

– Nie.

– Przyjść do ciebie? - Come to you?

– Do mnie? Nie.

Lepiej nie. Ktoś może nas słyszeć. Lepiej ja przyjdę do ciebie.

– W porzo. O której?

– A kiedy kończysz?

– Dzisiaj? O czternastej, ale jutro…

– Nie.

Będę dziś o trzeciej. To nie może czekać do jutra… – przerwał Stasiek.

– Matko! Zabiłeś kogoś? Did you kill someone?

– Gorzej! - Worse! Powiem ci, jak się spotkamy… Aha. I'll tell you when we meet ... aha. Nikomu nie mów, że się ze mną umówiłeś. Don't tell anyone you went out with me.

– Nawet Tomkowi? - Not even Tom?

– Zwłaszcza jemu. - Especially him.

– Pokłóciliście się? – Maciek nie wierzył własnym uszom.

– Nie… Po prostu nie mów i już. Daj słowo, że nie powiesz. Nawet Małgosi.

– Słowo – obiecał Maciek i po chwili milczenia spytał: – Ale nie jesteś poszukiwany listem gończym? - Word - Maciek promised and after a moment of silence asked: - But you are not wanted by an arrest warrant? – Слово, – пообещал Мацек и после минутного молчания спросил: – А вы не в розыске? – Chciał, by to zabrzmiało jak żart, ale Stasiek się nie roześmiał.

– Jeszcze nie… – odparł i westchnął ciężko. "Not yet…" he replied and sighed heavily.

Maćka zatkało. Pożegnali się jakoś dziwnie i jego zdaniem bez sensu. They said goodbye somehow, and in his opinion it was useless.

* * *

– Idziemy dziś do mnie? - Are we going to see me today? – zagadnęła Małgosia, kiedy wyszli ze szkoły. Gretel asked when they left school.

– Nie.

– Ale mamy nie ma… - But mom doesn't have ...

– Wiem. Nie chodzi o twoją mamę – przerwał Maciek.

– A o co?

– Umówiłem się z kimś.

– Nie powiesz z kim?

– Nie mogę.

– Ładna? - Pretty? – Małgosia spojrzała w bok. Gretel looked to the side.

– He, he – zaśmiał się Maciek. – Zazdrośnica.

– Nie zazdrośnica, tylko pytam, czy ładna.

– A czemu myślisz, że umówiłem się z dziewczyną?

– A mylę się? – Małgosia siliła się na obojętność, ale czuła, że kompletnie jej to nie wychodzi.

– Nie z dziewczyną. Możesz być pewna. Chętnie bym ci powiedziała, co to za spotkanie, ale dałem słowo.

– Ale czy to ma coś wspólnego z nami?

– Nic. Przysięgam, że nic. Nawet cienia wspólnoty.

– Nawet cienia?

– Nawet.

– Cienia? - Shadow?

– Oj, Małgo. - Oh, Małgo. Znów się przekomarzasz.

– Raz się komar z komarem przekomarzać zaczął, mówiąc, że widział raki, co się winkiem raczą… – Как-то комар начал подтрунивать над комаром, говоря, что видел раков, которые пьют вино…

– He, he. Też to czytałem, jak byłem mały…

– A! Właśnie! À propos czytania. Co z tym Kodem Leonarda da Vinci?

– Beznadzieja. - Hopeless.

– Nie ma szans na wypożyczenie? Нет шансов на кредит? Miałeś wczoraj iść do biblioteki i się dowiedzieć. You were supposed to go to the library yesterday and find out. I co?

– Szanse są. - Шансы есть. Nawet wypożyczyłem. Я даже арендовал его.

– I nic nie mówisz?

Małgosia była oburzona. Małgosia was indignant. Przeczytanie Kodu Leonarda da Vinci było ostatnio jednym z jej największych pragnień. Tyle się o tym naczytała w gazetach. I w internecie. A w jakimś kolorowym piśmie znalazła cały artykuł o organizacji Opus Dei. Wreszcie to ona wiedziała więcej. A przynajmniej tak myślała, a tu… Maciek wypożyczył książkę i pewnie kisi, by najpierw przeczytać. Or at least she thought so, and here ... Maciek borrowed a book and probably kisi to read first. Normalnie świnia! Normally a pig! Нормальная свинья!

– Małgo… będziesz wściekła… – zaczął Maciek.

– A co? Przeczytałeś?

– Tak. Dziś w nocy.

– I nic nie mówisz? - And you don't say anything?

– Bo nie chcę cię zdołować. — Потому что я не хочу тебя подводить.

– Jak to zdołować?

– Wiesz co… nie mówmy o tym. - You know what ... let's not talk about it.

– Jak to nie mówmy? - How do we not say it? Nic nie rozumiem.

– Chodź teraz do mnie i ja ci tę książkę dam, ale… - Come to me now and I'll give you this book, but ...

– No? – Małgosia była najwyraźniej wściekła.

– Ale będziesz musiała zaraz wyjść, bo… spodziewam się gościa i…

– Aha! Nie chcesz, żebym go widziała? Don't you want me to see him?

– No… Nie… Ja nie… Ja… – plątał się, nie wiedząc, jak ma to wszystko Małgosi wytłumaczyć. "Well ... No ... I don't ... I ..." he confused, not knowing how to explain it all to Małgosia. – Ja… no… no nie możesz zostać, więc w sumie… - I ... well ... you can't stay, so in total ...

– Mam iść? - Should I go?

– No… właśnie coś takiego… – odparł i widząc minę Małgosi, dodał po chwili. "Well ... just something like that ..." he replied and seeing Małgosia's face, he added after a moment. – Wiesz… dałem słowo. - You know ... I gave my word.

– Ty i te twoje słowa. - You and your words. Mnie też dawałeś słowo. You gave me your word too.

– Że co? - What?

– Że powiesz, jak już wypożyczysz Kod.

– Ojejku! - Oh my!

– No dobra… właściwie nieważne. "Okay… never mind." A fajna książka? A cool book?

– No właśnie… nie chcę ci mówić. "Exactly ... I don't want to tell you." Pogadamy, jak przeczytasz. We'll talk when you read.

– A coś ty taki tajemniczy? - And what are you so mysterious?

– Małgo. - Little. – Maciek zatrzymał się w połowie chodnika. - Maciek stopped in the middle of the pavement. – Tajemniczy, bo chcę, byś sama wyrobiła sobie zdanie o książce. Nie chcę ci nic narzucać. NIC. Rozumiesz? – Maciek podkreślił słowo „nic” tak, że Małgosi zdało się, że wyczuwa w jego głosie nawet drukowane litery. - Maciek emphasized the word "nothing" so that Małgosia could sense even printed letters in his voice.

– No dobra! Spoko.

* * *

W pokoju Maćka pachniało kadzidełkami. Maciek's room smelled of incense.

– To wolno tak kadzić przy papudze? - Is it allowed to incense with a parrot? – spytała Małgosia.

– Nie wiem, czy wolno. Ja kadzę, bo lubię. I am giving it because I like it.

– Ale skoro palić przy papugach nie wolno…

– Palenie to nikotyna, a kadzidełka to nie jest nikotyna. - Smoking is nicotine and incense is not nicotine. No dobra. Masz ten Kod. You have this Code.

Maciek wyjął spod poduszki książkę i wstydliwie przykrył leżącą obok latarkę, ale nie uszło to uwadze Małgosi. Maciek took a book out from under the pillow and shamefully covered the flashlight lying next to him, but Małgosia noticed it.

– Co ty? Czytałeś przy latarce?

– Uhm.

– Oszalałeś? Od tego się ślepnie.

– O rany! Mówisz jak mój ojczym.

– No wiesz…

– Dobra. Czytałem przy latarce. I was reading by the flashlight. Chciałem do razu dowiedzieć się, jak to się skończy. I wanted to know right away how it would end. No, bierz książkę. Come on, get the book.

– Wyrzucasz mnie?

– Nie. - No.

Zadzwonię do ciebie po piątej i potem wpadnę. I'll call you after five and then drop by. W porzo? Okay?

– Dla mnie spoko – odparła Małgosia. "Cool for me," said Gretel.

Przez chwilę stała na środku pokoju. She stood in the middle of the room for a moment.

– To co? - So what? Mam iść? Should i go

Przyciągnął ją do siebie i pocałował.

– Coś komuś obiecałem… – powiedział, odrywając usta. "I promised someone something…" he said, tearing off his mouth.

– I ten ktoś był pierwszy? - And that someone was the first?

– Daj spokój… To nie ma nic wspólnego z nami. - Come on ... This has nothing to do with us. To zupełnie inna sprawa.

– No to spoko – odparła Małgosia i wyszła.

Ale ciekawość ją zżerała. But curiosity was eating her up. Z kim też Maciek się umówił? To dlatego zrobiła coś, czego by się wcześniej po sobie nie spodziewała. That's why she did something she wouldn't have expected before. Stanęła po drugiej stronie domu Maćka i czekała.

Dom Adamskich był piętrową przedwojenną kamienicą z czerwonej cegły. W głębi starego, okalającego dom ogrodu rósł rozłożysty orzech włoski. Małgosia przycupnęła pod jego pniem. „Jakie to szczęście, że okna Maćka są z drugiej strony – pomyślała. − Jeszcze by mnie zobaczył. Ciekawe, co by sobie pomyślał?”.

Było po trzeciej, kiedy na horyzoncie zamajaczyła sylwetka Staśka. Małgosia chciała mu pomachać. W końcu Stasiek na pewno nie jest tym kimś, kto idzie do Maćka. No bo przecież spotkania z nim Maciek na pewno by nie ukrywał. Ale gdy Stasiek podszedł bliżej, zobaczyła w jego wyrazie twarzy coś takiego, co ją powstrzymało. Na dodatek Stasiek wszedł na podwórko Maćka. Małgosia poderwała się z miejsca i ukryła za pniem orzecha. „Widział? Czy nie widział?” – pomyślała przerażona tym, że jeśli widział, to może powtórzyć Maćkowi. A wtedy ten mógłby sobie o niej pomyśleć różne rzeczy… Bo przecież mówił jej, że to nic z nimi związanego. And then he could think of all sorts of things about her ... Because he told her it was nothing to do with them. A ona… stała tu tak, jakby mu nie wierzyła. And she ... was standing here as if she didn't believe him. Bez sensu. No sense. Dlatego kiedy tylko drzwi klatki schodowej zamknęły się za Staśkiem, Małgosia pobiegła w stronę domu. Therefore, as soon as the staircase door closed behind Stasek, Małgosia ran towards the house. Okrężną drogą. A roundabout way. By Maciek nie zobaczył jej nawet przez okno. That Maciek would not even see her through the window. W końcu to, co zrobiła, było co najmniej głupie. After all, what she did was, to say the least, stupid.