×

Używamy ciasteczek, aby ulepszyć LingQ. Odwiedzając stronę wyrażasz zgodę na nasze polityka Cookie.


image

7 metrów pod ziemią, Kody QR, wyjścia „na kartki”, zamknięte osiedla – 7 metrów pod ziemią

Kody QR, wyjścia „na kartki”, zamknięte osiedla – 7 metrów pod ziemią

Jeśli zastanawialiście się, w jaki sposób Chiny poradziły sobie

z epidemią COVID-19 i jak

koronawirus zmienił życie tamtejszych

mieszkańców, to dobrze się składa, bo w tym tygodniu na łączach

Weronika Truszczyńska, która od pięciu lat mieszka i żyje w Szanghaju.

Cześć Weronika.

Cześć.

Weronika, jak życie w Szanghaju?

No w tym momencie już tak całkiem, całkiem. Wiele miejsc jest otwartych,

tak w zasadzie od początku marca już można powiedzieć, że

na zewnątrz życie toczy się tak jak wcześniej,

to znaczy otwarte są sklepy,

otwarte są restauracje, otwarte są już nawet siłownie

i od teraz już nawet nie trzeba ćwiczyć na siłowni w maskach.

Ale pozostają niestety jeszcze zamknięte

szkoły i to jest chyba dosyć taka

istotna informacja dla słuchaczy i dla widzów.

Ale jeżeli chodzi o to, żeby sobie po prostu wyjść

i się rozerwać

czy coś zjeść na mieście, czy nawet, nie wiem, wyjść do jakiegoś baru, no to

wszystko już dalej funkcjonuje.

Ludzie na ulicach chodzą w maskach czy już pościągali wszyscy?

No raczej jeszcze chodzą. Jakieś dwa tygodnie temu powiedziano,

że znoszą nakaz

noszenia masek na zewnątrz i że

w otwartych przestrzeniach, czyli na przykład w parku albo

na chodniku nie trzeba mieć maski, tylko że, no, jak

tak patrzę po ludziach, to jednak 90% osób

dalej ma maski na zewnątrz. No bo maskę trzeba mieć

dalej, żeby wejść na przykład do supermarketu

albo do metra czy nawet do autobusu, no to

jednak jak chce się gdzieś pójść,

no to nawet, jeżeli tej maski nie trzeba mieć na chodniku, no to i tak

trzeba ją mieć gdzieś w pogotowiu, bo

za chwilę być może będzie trzeba pojechać autobusem

albo, nie wiem, taksówkę wziąć i trzeba będzie ją jednak

założyć. I do tego, mam wrażenie, że ludzie się jeszcze

trochę boją, więc tak stwierdzają, że jednak jest bezpieczniej

w tej masce.

No i tak myślę, że jednak te 90% osób na zewnątrz maski

dalej nosi.

Sama nosisz?

Tak, staram się nosić, głównie dlatego, że rzadko wychodzę

po prostu, żeby się przejść.

W większości, jak już gdzieś idę, no to już gdzieś idę,

więc będę chciała jechać albo autobusem, albo

wezmę sobie taksówkę, żeby gdzieś tam dalej pojechać, no to

wtedy maskę już muszę mieć.

Tylko jak czasami wychodzę na szybko, żeby

kupić coś tam w sklepie czy po kawę na wynos gdzieś tutaj

obok domu, no to już odpuszczam tą maskę, ale w większości

przypadków jednak zakładam.

Weronika, tak patrząc na przykłady innych państw - czy to Stany Zjednoczone,

czy Hiszpania, czy Włochy, można

dojść do wniosku, że Chiny całkiem sprawnie poradziły

sobie z sytuacją.

Mówi się, że to głównie przez obostrzenia, jakie

władza wprowadziła. Jak wyglądały te

obostrzenia, jak wyglądało życie,

kiedy epidemia

właściwie się zaczynała?

Więc tak: to wszystko zależy

od miasta, bo w różnych miastach w zależności od tego,

jak poważna była sytuacja, zastosowano różne obostrzenia.

Oczywiście najbardziej takie restrykcyjne

obostrzenia były w mieście Wuhan

i ogólnie w prowincji Hubei, gdzie ta epidemia się zaczęła.

No, Wuhan był cały zamknięty, tam w ogóle ludzie nie mogli wychodzić z domu.

Tylko osoby, które pracują, pracownicy osiedla,

dostarczali im jedzenie pod drzwi. I w ogóle

nie było mowy o tym, żeby normalny człowiek mógł wyjść

z domu, nawet się przejść czy nawet z psem, żeby wyjść. Trzeba było

siedzieć w domu. Potem były jeszcze inne miasta...

Czyli ulice były kompletnie puste?

Tak, tak, były kompletnie puste, tylko osoby, które pracowały.

A czy samochodami można było jeździć?

Nie, nie. Tylko policja czy ogólnie na przykład dostawa jedzenia do domów

mogła jechać. Ale ta dostawa to też nie były sklepy

dostarczające, tak?, robiące biznes, dostarczające jedzenie, tylko

to było zorganizowane przez rząd.

To rząd dowoził wszystkim osobom jedzenie do domów.

No i potem inne miasta,

na przykład w prowincji Zhejiang, tutaj niedaleko

Szanghaju, w mieście Wenzhou albo w mieście

Hangzou. W tych miastach można było wychodzić,

ale wyjścia były na kartki, czyli każda

rodzina dostawała takie przepustki

i tych przepustek było tyle, żeby jedna osoba z rodziny mogła

raz na trzy dni wyjść do sklepu kupić jedzenie.

Ale jak to działało? Trzeba było mieć tę kartkę

fizycznie przy sobie, wychodząc? To był

taki bon na wyjście?

Tak, to był taki bon na wyjście, chodziły osoby, które pracują

na osiedlach, czyli z tzw. komitetu

osiedlowego. Przychodziły te osoby, rozdawały te kartki każdemu

domostwu i każde domostwo miało tylko tyle kartek, ile

razy mogło wyjść. No i ta kartka, ta przepustka,

była tylko jedna dla jednej osoby, więc było od razu powiedziane, że ta

kartka jest po to, żeby jedna osoba z każdego

domostwa mogła co kilka dni wyjść kupić jedzenie.

A czy był jakiś limit czasowy na taką przepustkę?

Czy można było wyjść na cały dzień?

Niestety nie wiem, bo w Szanghaju tych przepustek nie było, ale

z tego, co wiem, no to na cały dzień raczej nie można było

wyjść. Oni zapisywali, kto o której wychodzi

i o której wraca, więc podejrzewam, że jeżeli ktoś byłby za długo

na zewnątrz, to zaraz zaczęłyby się pytania: "A gdzie pan poszedł?",

tak?, "Dlaczego pana nie było pół dnia?".

Jeżeli ktoś na przykład miał pracę, no bo

niektóre firmy, na przykład jakieś sklepy,

dalej pracowały, no to też dostawały przepustki z pracy, żeby móc

wyjść z osiedla do pracy i wtedy

na przykład ochroniarz na osiedlu wiedział: aha, ta osoba wychodzi na dłużej, no bo

musi iść do pracy. W Szanghaju,

z tego, co wiem, to tylko kilka osiedli miało takie wyjścia na

kartki, takie przepustki. Większość osiedli takiego czegoś nie

praktykowało, ale osiedla, na których znaleziono chorych,

już miały przepustki na wyjścia

i miały limity wyjść.

Na moim osiedlu chorych nie było, więc

przepustki co prawda były po jakimś czasie, gdzieś

w połowie lutego wprowadzili przepustki, ale te przepustki

wyglądały tak, że otrzymywało się przepustkę

na wyjściu,

zapisywało się swój numer dowodu bądź paszportu,

oni zapisywali temperatury ciała,

zapisywali, o której godzinie wychodzimy

i tą przepustkę trzeba było oddać na powrocie. To polegało

po prostu na tym, żeby

osoby, które nie mieszkają na osiedlu, nie wchodziły na to osiedle.

Wszystko jasne. Jak funkcjonowały sklepy,

restauracje? I czy funkcjonowały w Szanghaju?

Sklepy funkcjonowały normalnie, nawet centra

handlowe były pootwierane.

Gdzieś na początku lutego poszłam ze znajomym do centrum

handlowego, bo on chciał kupić drukarkę. I wszystkie sklepy były

w tym centrum handlowym praktycznie otwarte. Nawet sklepy

właśnie ze sprzętem elektronicznym czy z ubraniami, ale

tam nikogo nie było oprócz pracowników. Ludzie chyba jednak się bali

wchodzić do centrów handlowych.

Było na wejściu mierzenie temperatury, ale, tak jak mówiłam,

pusto było w centrach handlowych.

Sklepy takie spożywcze? Ludzi było sporo

w sklepach spożywczych, tylko też było mierzenie

temperatury na wejściu. Jeżeli czyjaś temperatura była podwyższona, to nie

wpuszczali takich osób do sklepów.

Ale na przykład w Szanghaju w ogóle nie było

obowiązku noszenia rękawiczek w sklepach, a wiem, że w Polsce jest

taki obowiązek, żeby mieć rękawiczki jednorazowe.

Tak, od ponad tygodnia jest już taki obowiązek.

A czy w sklepach obowiązywały jeszcze

jakieś zasady? Na przykład czy trzeba było

utrzymywać odpowiedni dystans

w kolejce do kasy? Czy na przykład była dezynfekcja rąk?

Nie, nie było. To znaczy

dezynfekcja rąk była, na wejściu był

taki dozownik z płynem

dezynfekującym do rąk i

każda osoba, która wchodziła, mogła sobie zdezynfekować ręce,

aczkolwiek nie było obowiązku. Więc jeżeli ktoś nie chciał albo

zapomniał, no to nie musiał.

Ale był płyn i Chińczycy raczej dezynfekowali te ręce, tak jak patrzyłam.

Oczywiście trzeba było mieć maskę. Bez maski w ogóle

nie wpuszczali, nie było w ogóle opcji wejścia do sklepu

bez maski, no i to mierzenie temperatury.

Ale na przykład nie było żadnych takich obostrzeń, że

osoby muszą na przykład stać dwa metry od siebie w kolejce

albo że tylko ileś osób może wejść

naraz do sklepu, jeżeli jest za dużo, to nie wpuszczają.

Ja przynajmniej w Szanghaju czegoś takiego nie zaobserwowałam,

ani razu nie widziałam takiej sytuacji, żeby osoby stały

przed sklepem w oczekiwaniu na możliwość wejścia.

Okej. No to wychodzi na to, że w Polsce obecnie mamy

nieco bardziej rygorystyczne te zasady.

A powiedz, Weronika, proszę, jak restauracje?

Czy były otwarte? Czy to funkcjonowało?

Co z kinami na przykład?

Tak, restauracje i kina były zamknięte od,

praktycznie, Chińskiego Nowego Roku, czyli od 23 stycznia.

Tak, od 23 stycznia,

bo wtedy się zaczął Chiński Nowy Rok.

I tak naprawdę co roku, od pierwszego

dnia Chińskiego Nowego Roku, przez około tydzień

bardzo dużo biznesów w Szanghaju jest zamkniętych.

Restauracji jest bardzo dużo zamkniętych,

kina też zmniejszają ilość seansów, no bo po prostu nie ma

tutaj zbyt dużo ludzi. Bardzo dużo ludzi wraca do siebie,

do swojego miasta rodzinnego czy do

swojej rodzinnej wsi, żeby spędzić te święta z rodziną.

I w tym roku było tak, że bardzo dużo restauracji się

zamknęło na tą przerwę tygodniową

i po tym tygodniu po prostu się nie otworzyło, bo

rząd powiedział, żeby nie otwierać.

Aha, czyli po tej przerwie już nie zostały otwarte ponownie.

Nie, nie, po tej przerwie nic nie zostało otwarte.

Właśnie rozmawiałam z dziewczynami, które prowadzą tutaj polską restaurację w Szanghaju

i one powiedziały, że one otworzyły na pół dnia po tej

tygodniowej przerwie i też ich landlordzi

powiedzieli, że niestety, ale musi się zamknąć, nie może być

otwarta restauracja.

Tak, więc 23 stycznia

zamknięto restauracje, pierwotnie na tydzień,

po tym tygodniu najpierw rząd powiedział, że

na kolejny tydzień przedłużają, ale po tym kolejnym tygodniu

też powiedzieli, że jeszcze nie i tak naprawdę

restauracje zaczęły się otwierać dopiero

po dwudziestym lutego. Więc restauracje były zamknięte.

Czyli mniej więcej miesiąc były nieczynne?

Niecały miesiąc.

Tak, tak. Mniej więcej około miesiąca. To też zależy od restauracji, bo

w różnych dzielnicach, w różnych dystryktach Szanghaju

władze w różnym czasie wydawały pozwolenia na

otwarcie. Tutaj w moim

dystrykcie Jing'an to było tak, że właśnie tam

20-23-25 luty

można było już tak powoli, powoli otwierać, ale na przykład

w innych dystryktach dopiero od początku marca można było

otworzyć restauracje.

Czyli to nie było tak, że z dnia na dzień otwieramy wszystko, tylko

sukcesywnie

dzielnica po dzielnicy?

Nie, nie, nie. Na początku jeszcze tak właśnie,

tak pod koniec lutego, jak ktoś chciał iść do restauracji,

to warto było na początku

zadzwonić, czy oni w ogóle już się otworzyli

czy nie.

Czy jest sens iść, tak?

Tak, czy jest sens w ogóle iść do tej restauracji, czy może gdzieś indziej

sprawdzić, bo ja też pamiętam, że właśnie w tamtym czasie

dzwoniłam. Praktycznie, jak chciałam

iść gdziekolwiek, to najpierw dzwoniłam, czy na pewno są otwarci już.

Pytałem cię o te sklepy, a powiedz jeszcze,

czy nie mieliście pustych półek? Czy nie było problemu

z dostępnością podstawowych produktów, na przykład

papieru toaletowego?

Ja takich rzeczy nie pamiętam,

ale ja do Chin wróciłam ósmego lutego, więc

kiedy ja tutaj przyjechałam, to akurat był taki szczyt epidemii i nie,

ja nie widziałam pustych półek.

Moi znajomi mówią, że były delikatne problemy

po Chińskim Nowym Roku, dlatego że normalnie

przez Chiński Nowy Rok, przez tą tygodniową przerwę w ogóle nie ma

dostaw do sklepów, no bo Chiny żyją

w takim zwolnionym tempie, więc nie ma za bardzo

dostaw świeżych produktów i jako że

te wakacje na ten Chiński Nowy Rok, te ferie, zostały przedłużone

o kolejny tydzień, czyli trwały razem dwa tygodnie,

no to sklepy nie były przygotowane na to, że

przez dwa tygodnie nie będzie dostaw.

I moi znajomi opowiadali mi, że w tym drugim

tygodniu, już pod koniec tego drugiego tygodnia

tego przedłużonego Chińskiego Nowego Roku

rzeczywiście zaczynało brakować świeżych produktów typu

owoce, warzywa albo jakieś świeże mięso,

ale na przykład takie rzeczy jak

suchy ryż czy zupki chińskie dalej były dostępne. Więc jak już naprawdę

ktoś nie miał co jeść, no to można było dostać jedzenie spokojnie.

Ja jak przyjechałam do Chin po tym ósmym

lutego, to już wszystko było w sklepach,

wszystko oprócz masek chirurgicznych.

No tak, to problem, który dotyczy

wielu krajów, zdecydowanie.

Ale jeszcze co do papieru toaletowego, to mam

trochę wrażenie, że Chiny były jedynym krajem, gdzie ludzie nie wykupywali

papieru toaletowego i trochę nie wiem, dlaczego. Tutaj w ogóle

ominął Chińczyków ten taki bum na papier toaletowy.

Tak, ja myślę, że to jest taka zagadka, która zdecydowanie

wymaga jakiegoś wyjaśniania, dlaczego ten papier

nagle zaczął znikać na całym świecie.

Wypytywałem cię chwilę temu o te różne obostrzenia,

jakie obowiązywały w chińskich miastach.

Czy były być może jakieś, które z twojego punktu widzenia

wydawały się absurdalne?

Wydaje mi się, że nie. Tutaj, jak się wychodziło na zewnątrz, nawet

w grupie większej niż, na przykład,

dwóch osób, można było wychodzić sobie

wspólnie ze znajomymi w dalszym ciągu,

i nie było czegoś takiego, że, na przykład, musieliśmy od siebie stać

dwa metry czy ile tam trzeba w Polsce,

w supermarkecie też nie trzeba było zachowywać jakichś nie wiadomo

jak dużych odstępów.

Z tego, co wiem, to lasy są w Polsce pozamykane,

znaczy nie można do nich wchodzić, jest zakaz wstępu do lasu.

Tak, nie można spacerować po lesie.

W Szanghaju, w obrębie miasta, ja nawet nie wiem, czy są tutaj jakieś lasy. W centrum

na pewno nie ma, więc tutaj takiego obostrzenia

nie ma, ale parki były zamknięte,

bo w Szanghaju większość parków jest zamykana, normalnie jest ogrodzona,

jest brama, bo tutaj parki są zamykane na przykład

na noc, więc przez prawie że miesiąc

parki były zamknięte.

Tak, niektóre takie

skwerki, które też

nie mają ogrodzenia i bramy, były owinięte taśmą

wokół drzew i też nie można było tam wchodzić.

A jak ktoś nawet sobie wszedł

pod taśmą albo nad taśmą, no to tam co chwila ktoś

chodził i wyrzucał tych ludzi, którzy wchodzili do parku, więc

nie było możliwości w ogóle pójść do parku.

Tak sobie myślę, jedyne, czego ja nie do końca

rozumiem, no to to, że do mieszkania,

do mieszkań, na osiedle, nie mogły wchodzić osoby z zewnątrz.

Więc, na przykład, jeżeli przyjeżdżał dostawca paczki, to on nie mógł

wejść na osiedle,

on musiał zadzwonić do klienta, żeby ten klient przyszedł i odebrał

to, co zamówił.

Aha, czyli przed wejściem na osiedle, tam się spotykaliście, tak?

A co z dostawą jedzenia na przykład? Czy było podobnie?

Tak, dostawcy jedzenia tak jak normalnie wchodzili do bloku,

wchodzili na osiedle, wchodzili do bloku i przywozili jedzenie pod drzwi,

tak teraz dalej nie ma takiej opcji, do teraz tak nie można zrobić.

Dostawca przyjeżdża pod bramę i dzwoni:

"Hej, jestem, przyjdź po swoje jedzenie". Co do paczek, to

na początku tak było, że dostawcy dzwonili, potem

przy bramie u nas

na osiedlu zorganizowali taki regał, gdzie ci dostawcy

po prostu podrzucają te paczki i dzwonią tylko do klienta,

że "hej, paczka jest na regale przy

bramie, przyjdź sobie odebrać" i to akurat działa bardzo dobrze.

Co do tego jedzenia, to czasami się nie chce chodzić do

tej bramy, szczególnie jak było zimno w lutym i za każdym

razem trzeba było wyjść po jakieś zakupy albo jedzenie,

no ale już tak,

dostawców dalej nie wpuszczają, ale w tym momencie już może

wejść na przykład znajomy do domu. Tylko

trzeba się zarejestrować tam przy bramie,

u ochroniarza. On ma taką listę,

kto wchodzi i kto wychodzi, znaczy z osób, które nie mieszkają

na danym osiedlu, więc jeżeli ktoś chciałby

teraz do mnie przyjść do mieszkania, to musi najpierw

wpisać swój numer dowodu, musi pokazać

ten taki zielony kod QR, który

poświadcza, że ta osoba jest zdrowa i nie powinna być teraz na

przymusowej kwarantannie, i dopiero wtedy...

A o co chodzi z tym kodem, o co

chodzi z tym kodem, jak to działa?

Kod QR, on jest generowany przez taką aplikację

WeChat bądź Alipay, czyli dwie

chyba najpopularniejsze aplikacje w Chinach do komunikowania

się czy do płacenia. I tak jest taki

kod QR, który można sobie wygenerować. Ogólnie to

każde miasto w Chinach ma swój system tych kodów, ale one działają

mniej więcej podobnie. Jeżeli,

znaczy tak:

kod jest generowany w czasie rzeczywistym, czyli za każdym razem, jak otwieram kod,

to się generuje nowy, system sprawdza,

czy mamy jakąś historię podróży w ciągu ostatnich dwóch tygodni,

jeżeli nie mam żadnej historii podróży,

to generuje mi się kod zielony i wtedy ten kod zielony,

zielony kod QR poświadcza, że ja nie powinnam być w tym

momencie na kwarantannie i że jestem zdrowa, nie miałam

też koronawirusa stwierdzonego.

Jeżeli wyświetliłby mi się,

jeżeli wyświetliłby mi się kod żółty, no to

to znaczy, że powinnam być na kwarantannie

w domu. I to jest już od razu sygnał dla ludzi, żeby mnie nigdzie nie wpuścili

- do restauracji czy na siłownię, gdziekolwiek. Kod żółty

oznacza, że ja powinnam być w domu i nie mogę wychodzić.

Kod czerwony oznacza, że ta osoba ma koronawirusa,

więc w ogóle nie powinna wyjść.

Powiedziałaś na samym początku, że ta sytuacja powoli

wraca do normalności.

No, zastanawiam się, jak to wszystko, jak cała epidemia

odbiła się na chińskiej gospodarce, jakie są twoje

obserwacje.

Czy przybyło osób bezrobotnych,

czy być może restauracje zostały pozamykane?

Jak to wygląda?

No osób bezrobotnych na pewno przybyło, aczkolwiek nie sprawdzałam

informacji, nie wiem czy już były publikowane,

ale wczoraj na przykład były publikowane informacje na temat tego, że

w całych Chinach przez pierwszy kwartał 2020 roku

upadło ponad

420 tysięcy firm, z czego połowa

działała co najmniej

trzy lata. Więc, no, to jest dosyć sporo.

I do tego, no, jak się idzie

ulicą, tutaj w Szanghaju, to widać bardzo mocno, że

bardzo dużo małych sklepów

czy jakichś takich małych kawiarni,

czy restauracji po prostu się zamknęło.

Teraz, idąc chodnikiem, widać, że co drugie miejsce, co trzecie miejsce

po prostu się zamknęło, chociaż też

miejsca, które miały wcześniej

dobry biznes, które ludzie lubili, do których często

przychodzili, dalej działają i dalej mają się dobrze,

ale jeśli u kogoś biznes szedł tak sobie

albo dopiero co się otworzył i próbował ten biznes rozkręcić,

no to niestety

bardzo dużo takich miejsc upadło. Chociaż

rząd Szanghaju dawał takie rady,

znaczy - tak sugerował tutaj landlordom,

którzy wynajmują powierzchnie handlowe,

żeby obniżyli czynsze dla

swoich najemców.

Ale to nie było obowiązkowe, tak?

Nie, to nie było obowiązkowe, to była jedynie sugestia

i tak, bardzo dużo

biznesów dostało na przykład połowę

albo cały czynsz w ogóle im darowano, bo wiedzieli, że "no dobra, nie byliście

otwarci przez miesiąc, to nie musicie płacić", ale niestety

bardzo dużo takich dużych miejsc, no bo

na przykład dziewczyny, które prowadzą tutaj tą polską

restaurację w Szanghaju, mówiły, że one

mają taki mały lokalik, wynajmują od jakichś starszych

ludzi i normalnie darowali im czynsz za cały miesiąc,

ale takie większe kompleksy

nie chciały dawać tych zniżek. Na przykład, jest w Szanghaju,

jest w Szanghaju taki bardzo duży

kompleks

pubów, barów, jest tam nawet taki jeden bardzo duży klub, no to

tam landlord powiedział od razu, że "nie, nie ma żadnej zniżki",

no i tam, jak jest, nie wiem, tych klubów z piętnaście,

tych barów, pubów czy klubów z piętnaście, no to

cztery się zamknęły.

Na sam koniec chciałbym zapytać cię o to,

o czym wspomnieliśmy na samym początku.

Czy po tej całej epidemii zmieniły się nawyki

ludzi? Czy zachowują się inaczej, czy

trzymają się na większy dystans, czy być może

w większym stopniu dbają o higienę? Czy nic się nie zmieniło?

No ja bym chciała, żeby coś się zmieniło, ale...

Tak, co do higieny, no to w Szanghaju było tutaj wcześniej

w miarę okej, myślę, że należałoby zapytać kogoś, kto mieszka

w centralnych Chinach, tam prowincja Hubei, Wuhan,

bo z tego, co słyszałam, to tam z tą higieną tak różnie bywało

i chciałabym, żeby coś tam

się zmieniło, ale to myślę, że trzeba byłoby

zapytać kogoś, kto rzeczywiście tam mieszka

i to obserwuje, spędził ten czas epidemii tam

i mógłby się na ten temat wypowiedzieć.

Co do tego, czy osoby tutaj trzymają się na dystans,

to mam wrażenie, że w Szanghaju tak średnio.

Teraz niedawno był długi weekend na

chińskie święto zmarłych i do Szanghaju przyjechało

bardzo dużo ludzi z pobliskich miast,

żeby po prostu tutaj spędzić ten czas.

I ludzie byli dosyć mocno stłoczeni

na takich popularnych ulicach czy na tej

promenadzie Bund w Szanghaju było sporo ludzi, ale najgorzej

sytuacja wyglądała na na górze Huangshan.

Góra Huangshan jest w prowincji Anhui i

wszyscy rezydenci tej prowincji mieli zapewniony darmowy wstęp

na tą górę. I to, co się tam działo,

no, nie wyglądało to zbyt bezpiecznie, bo

wyglądało to tak, że ludzie byli stłoczeni,

bardzo dużo ludzi było bez masek, do tego ktoś powiedział, że

w ciągu godziny przeszedł mniej niż kilometr

na tej górze, więc, no, można tylko pomyśleć, jak ci ludzie

się wolno poruszali.

Przez to, że takie były tłumy, tak?

Tak, było tak dużo ludzi i oni tak wolno szli, bo po prostu byli tak stłoczeni.

I ja się w ogóle zastanawiam, jak to jest możliwe, że rząd dopuścił do czegoś takiego,

kiedy ta epidemia dopiero zaczyna odpuszczać, oni wpuścili tyle osób

za darmo, tak? Dali darmowe wejściówki dla tylu osób,

tyle osób weszło na tą górę i ja jestem ciekawa, czy tam

teraz się znowu coś nie zacznie przez to wszystko, ale, no, na razie

jeszcze w porządku, więc zobaczymy.

Oby nie.

Weronika, wielkie dzięki

za twoją relację, dziękuję za rozmowę.

Dzięki.

Kody QR, wyjścia „na kartki”, zamknięte osiedla – 7 metrów pod ziemią QR-Codes, "Karten"-Ausgänge, Gated Communities - 7 Meter unter der Erde QR codes, "card" exits, gated communities - 7 meters underground QR-коды, "карточные" выходы, закрытые сообщества - 7 метров под землей

Jeśli zastanawialiście się, w jaki sposób Chiny poradziły sobie

z epidemią COVID-19 i jak

koronawirus zmienił życie tamtejszych

mieszkańców, to dobrze się składa, bo w tym tygodniu na łączach

Weronika Truszczyńska, która od pięciu lat mieszka i żyje w Szanghaju.

Cześć Weronika.

Cześć.

Weronika, jak życie w Szanghaju?

No w tym momencie już tak całkiem, całkiem. Wiele miejsc jest otwartych,

tak w zasadzie od początku marca już można powiedzieć, że

na zewnątrz życie toczy się tak jak wcześniej,

to znaczy otwarte są sklepy,

otwarte są restauracje, otwarte są już nawet siłownie

i od teraz już nawet nie trzeba ćwiczyć na siłowni w maskach.

Ale pozostają niestety jeszcze zamknięte

szkoły i to jest chyba dosyć taka

istotna informacja dla słuchaczy i dla widzów.

Ale jeżeli chodzi o to, żeby sobie po prostu wyjść

i się rozerwać

czy coś zjeść na mieście, czy nawet, nie wiem, wyjść do jakiegoś baru, no to

wszystko już dalej funkcjonuje.

Ludzie na ulicach chodzą w maskach czy już pościągali wszyscy?

No raczej jeszcze chodzą. Jakieś dwa tygodnie temu powiedziano,

że znoszą nakaz

noszenia masek na zewnątrz i że

w otwartych przestrzeniach, czyli na przykład w parku albo

na chodniku nie trzeba mieć maski, tylko że, no, jak

tak patrzę po ludziach, to jednak 90% osób

dalej ma maski na zewnątrz. No bo maskę trzeba mieć

dalej, żeby wejść na przykład do supermarketu

albo do metra czy nawet do autobusu, no to

jednak jak chce się gdzieś pójść,

no to nawet, jeżeli tej maski nie trzeba mieć na chodniku, no to i tak

trzeba ją mieć gdzieś w pogotowiu, bo

za chwilę być może będzie trzeba pojechać autobusem

albo, nie wiem, taksówkę wziąć i trzeba będzie ją jednak

założyć. I do tego, mam wrażenie, że ludzie się jeszcze

trochę boją, więc tak stwierdzają, że jednak jest bezpieczniej

w tej masce.

No i tak myślę, że jednak te 90% osób na zewnątrz maski

dalej nosi.

Sama nosisz?

Tak, staram się nosić, głównie dlatego, że rzadko wychodzę

po prostu, żeby się przejść.

W większości, jak już gdzieś idę, no to już gdzieś idę,

więc będę chciała jechać albo autobusem, albo

wezmę sobie taksówkę, żeby gdzieś tam dalej pojechać, no to

wtedy maskę już muszę mieć.

Tylko jak czasami wychodzę na szybko, żeby

kupić coś tam w sklepie czy po kawę na wynos gdzieś tutaj

obok domu, no to już odpuszczam tą maskę, ale w większości

przypadków jednak zakładam.

Weronika, tak patrząc na przykłady innych państw - czy to Stany Zjednoczone,

czy Hiszpania, czy Włochy, można

dojść do wniosku, że Chiny całkiem sprawnie poradziły

sobie z sytuacją.

Mówi się, że to głównie przez obostrzenia, jakie

władza wprowadziła. Jak wyglądały te

obostrzenia, jak wyglądało życie,

kiedy epidemia

właściwie się zaczynała?

Więc tak: to wszystko zależy

od miasta, bo w różnych miastach w zależności od tego,

jak poważna była sytuacja, zastosowano różne obostrzenia.

Oczywiście najbardziej takie restrykcyjne

obostrzenia były w mieście Wuhan

i ogólnie w prowincji Hubei, gdzie ta epidemia się zaczęła.

No, Wuhan był cały zamknięty, tam w ogóle ludzie nie mogli wychodzić z domu.

Tylko osoby, które pracują, pracownicy osiedla,

dostarczali im jedzenie pod drzwi. I w ogóle

nie było mowy o tym, żeby normalny człowiek mógł wyjść

z domu, nawet się przejść czy nawet z psem, żeby wyjść. Trzeba było

siedzieć w domu. Potem były jeszcze inne miasta...

Czyli ulice były kompletnie puste?

Tak, tak, były kompletnie puste, tylko osoby, które pracowały.

A czy samochodami można było jeździć?

Nie, nie. Tylko policja czy ogólnie na przykład dostawa jedzenia do domów

mogła jechać. Ale ta dostawa to też nie były sklepy

dostarczające, tak?, robiące biznes, dostarczające jedzenie, tylko

to było zorganizowane przez rząd.

To rząd dowoził wszystkim osobom jedzenie do domów.

No i potem inne miasta,

na przykład w prowincji Zhejiang, tutaj niedaleko

Szanghaju, w mieście Wenzhou albo w mieście

Hangzou. W tych miastach można było wychodzić,

ale wyjścia były na kartki, czyli każda

rodzina dostawała takie przepustki

i tych przepustek było tyle, żeby jedna osoba z rodziny mogła

raz na trzy dni wyjść do sklepu kupić jedzenie.

Ale jak to działało? Trzeba było mieć tę kartkę

fizycznie przy sobie, wychodząc? To był

taki bon na wyjście?

Tak, to był taki bon na wyjście, chodziły osoby, które pracują

na osiedlach, czyli z tzw. komitetu

osiedlowego. Przychodziły te osoby, rozdawały te kartki każdemu

domostwu i każde domostwo miało tylko tyle kartek, ile

razy mogło wyjść. No i ta kartka, ta przepustka,

była tylko jedna dla jednej osoby, więc było od razu powiedziane, że ta

kartka jest po to, żeby jedna osoba z każdego

domostwa mogła co kilka dni wyjść kupić jedzenie.

A czy był jakiś limit czasowy na taką przepustkę?

Czy można było wyjść na cały dzień?

Niestety nie wiem, bo w Szanghaju tych przepustek nie było, ale

z tego, co wiem, no to na cały dzień raczej nie można było

wyjść. Oni zapisywali, kto o której wychodzi

i o której wraca, więc podejrzewam, że jeżeli ktoś byłby za długo

na zewnątrz, to zaraz zaczęłyby się pytania: "A gdzie pan poszedł?",

tak?, "Dlaczego pana nie było pół dnia?".

Jeżeli ktoś na przykład miał pracę, no bo

niektóre firmy, na przykład jakieś sklepy,

dalej pracowały, no to też dostawały przepustki z pracy, żeby móc

wyjść z osiedla do pracy i wtedy

na przykład ochroniarz na osiedlu wiedział: aha, ta osoba wychodzi na dłużej, no bo

musi iść do pracy. W Szanghaju,

z tego, co wiem, to tylko kilka osiedli miało takie wyjścia na

kartki, takie przepustki. Większość osiedli takiego czegoś nie

praktykowało, ale osiedla, na których znaleziono chorych,

już miały przepustki na wyjścia

i miały limity wyjść.

Na moim osiedlu chorych nie było, więc

przepustki co prawda były po jakimś czasie, gdzieś

w połowie lutego wprowadzili przepustki, ale te przepustki

wyglądały tak, że otrzymywało się przepustkę

na wyjściu,

zapisywało się swój numer dowodu bądź paszportu,

oni zapisywali temperatury ciała,

zapisywali, o której godzinie wychodzimy

i tą przepustkę trzeba było oddać na powrocie. To polegało

po prostu na tym, żeby

osoby, które nie mieszkają na osiedlu, nie wchodziły na to osiedle.

Wszystko jasne. Jak funkcjonowały sklepy,

restauracje? I czy funkcjonowały w Szanghaju?

Sklepy funkcjonowały normalnie, nawet centra

handlowe były pootwierane.

Gdzieś na początku lutego poszłam ze znajomym do centrum

handlowego, bo on chciał kupić drukarkę. I wszystkie sklepy były

w tym centrum handlowym praktycznie otwarte. Nawet sklepy

właśnie ze sprzętem elektronicznym czy z ubraniami, ale

tam nikogo nie było oprócz pracowników. Ludzie chyba jednak się bali

wchodzić do centrów handlowych.

Było na wejściu mierzenie temperatury, ale, tak jak mówiłam,

pusto było w centrach handlowych.

Sklepy takie spożywcze? Ludzi było sporo

w sklepach spożywczych, tylko też było mierzenie

temperatury na wejściu. Jeżeli czyjaś temperatura była podwyższona, to nie

wpuszczali takich osób do sklepów.

Ale na przykład w Szanghaju w ogóle nie było

obowiązku noszenia rękawiczek w sklepach, a wiem, że w Polsce jest

taki obowiązek, żeby mieć rękawiczki jednorazowe.

Tak, od ponad tygodnia jest już taki obowiązek.

A czy w sklepach obowiązywały jeszcze

jakieś zasady? Na przykład czy trzeba było

utrzymywać odpowiedni dystans

w kolejce do kasy? Czy na przykład była dezynfekcja rąk?

Nie, nie było. To znaczy

dezynfekcja rąk była, na wejściu był

taki dozownik z płynem

dezynfekującym do rąk i

każda osoba, która wchodziła, mogła sobie zdezynfekować ręce,

aczkolwiek nie było obowiązku. Więc jeżeli ktoś nie chciał albo

zapomniał, no to nie musiał.

Ale był płyn i Chińczycy raczej dezynfekowali te ręce, tak jak patrzyłam.

Oczywiście trzeba było mieć maskę. Bez maski w ogóle

nie wpuszczali, nie było w ogóle opcji wejścia do sklepu

bez maski, no i to mierzenie temperatury.

Ale na przykład nie było żadnych takich obostrzeń, że

osoby muszą na przykład stać dwa metry od siebie w kolejce

albo że tylko ileś osób może wejść

naraz do sklepu, jeżeli jest za dużo, to nie wpuszczają.

Ja przynajmniej w Szanghaju czegoś takiego nie zaobserwowałam,

ani razu nie widziałam takiej sytuacji, żeby osoby stały

przed sklepem w oczekiwaniu na możliwość wejścia.

Okej. No to wychodzi na to, że w Polsce obecnie mamy

nieco bardziej rygorystyczne te zasady.

A powiedz, Weronika, proszę, jak restauracje?

Czy były otwarte? Czy to funkcjonowało?

Co z kinami na przykład?

Tak, restauracje i kina były zamknięte od,

praktycznie, Chińskiego Nowego Roku, czyli od 23 stycznia.

Tak, od 23 stycznia,

bo wtedy się zaczął Chiński Nowy Rok.

I tak naprawdę co roku, od pierwszego

dnia Chińskiego Nowego Roku, przez około tydzień

bardzo dużo biznesów w Szanghaju jest zamkniętych.

Restauracji jest bardzo dużo zamkniętych,

kina też zmniejszają ilość seansów, no bo po prostu nie ma

tutaj zbyt dużo ludzi. Bardzo dużo ludzi wraca do siebie,

do swojego miasta rodzinnego czy do

swojej rodzinnej wsi, żeby spędzić te święta z rodziną.

I w tym roku było tak, że bardzo dużo restauracji się

zamknęło na tą przerwę tygodniową

i po tym tygodniu po prostu się nie otworzyło, bo

rząd powiedział, żeby nie otwierać.

Aha, czyli po tej przerwie już nie zostały otwarte ponownie.

Nie, nie, po tej przerwie nic nie zostało otwarte.

Właśnie rozmawiałam z dziewczynami, które prowadzą tutaj polską restaurację w Szanghaju

i one powiedziały, że one otworzyły na pół dnia po tej

tygodniowej przerwie i też ich landlordzi

powiedzieli, że niestety, ale musi się zamknąć, nie może być

otwarta restauracja.

Tak, więc 23 stycznia

zamknięto restauracje, pierwotnie na tydzień,

po tym tygodniu najpierw rząd powiedział, że

na kolejny tydzień przedłużają, ale po tym kolejnym tygodniu

też powiedzieli, że jeszcze nie i tak naprawdę

restauracje zaczęły się otwierać dopiero

po dwudziestym lutego. Więc restauracje były zamknięte.

Czyli mniej więcej miesiąc były nieczynne?

Niecały miesiąc.

Tak, tak. Mniej więcej około miesiąca. To też zależy od restauracji, bo

w różnych dzielnicach, w różnych dystryktach Szanghaju

władze w różnym czasie wydawały pozwolenia na

otwarcie. Tutaj w moim

dystrykcie Jing'an to było tak, że właśnie tam

20-23-25 luty

można było już tak powoli, powoli otwierać, ale na przykład

w innych dystryktach dopiero od początku marca można było

otworzyć restauracje.

Czyli to nie było tak, że z dnia na dzień otwieramy wszystko, tylko

sukcesywnie

dzielnica po dzielnicy?

Nie, nie, nie. Na początku jeszcze tak właśnie,

tak pod koniec lutego, jak ktoś chciał iść do restauracji,

to warto było na początku

zadzwonić, czy oni w ogóle już się otworzyli

czy nie.

Czy jest sens iść, tak?

Tak, czy jest sens w ogóle iść do tej restauracji, czy może gdzieś indziej

sprawdzić, bo ja też pamiętam, że właśnie w tamtym czasie

dzwoniłam. Praktycznie, jak chciałam

iść gdziekolwiek, to najpierw dzwoniłam, czy na pewno są otwarci już.

Pytałem cię o te sklepy, a powiedz jeszcze,

czy nie mieliście pustych półek? Czy nie było problemu

z dostępnością podstawowych produktów, na przykład

papieru toaletowego?

Ja takich rzeczy nie pamiętam,

ale ja do Chin wróciłam ósmego lutego, więc

kiedy ja tutaj przyjechałam, to akurat był taki szczyt epidemii i nie,

ja nie widziałam pustych półek.

Moi znajomi mówią, że były delikatne problemy

po Chińskim Nowym Roku, dlatego że normalnie

przez Chiński Nowy Rok, przez tą tygodniową przerwę w ogóle nie ma

dostaw do sklepów, no bo Chiny żyją

w takim zwolnionym tempie, więc nie ma za bardzo

dostaw świeżych produktów i jako że

te wakacje na ten Chiński Nowy Rok, te ferie, zostały przedłużone

o kolejny tydzień, czyli trwały razem dwa tygodnie,

no to sklepy nie były przygotowane na to, że

przez dwa tygodnie nie będzie dostaw.

I moi znajomi opowiadali mi, że w tym drugim

tygodniu, już pod koniec tego drugiego tygodnia

tego przedłużonego Chińskiego Nowego Roku

rzeczywiście zaczynało brakować świeżych produktów typu

owoce, warzywa albo jakieś świeże mięso,

ale na przykład takie rzeczy jak

suchy ryż czy zupki chińskie dalej były dostępne. Więc jak już naprawdę

ktoś nie miał co jeść, no to można było dostać jedzenie spokojnie.

Ja jak przyjechałam do Chin po tym ósmym

lutego, to już wszystko było w sklepach,

wszystko oprócz masek chirurgicznych.

No tak, to problem, który dotyczy

wielu krajów, zdecydowanie.

Ale jeszcze co do papieru toaletowego, to mam

trochę wrażenie, że Chiny były jedynym krajem, gdzie ludzie nie wykupywali

papieru toaletowego i trochę nie wiem, dlaczego. Tutaj w ogóle

ominął Chińczyków ten taki bum na papier toaletowy.

Tak, ja myślę, że to jest taka zagadka, która zdecydowanie

wymaga jakiegoś wyjaśniania, dlaczego ten papier

nagle zaczął znikać na całym świecie.

Wypytywałem cię chwilę temu o te różne obostrzenia,

jakie obowiązywały w chińskich miastach.

Czy były być może jakieś, które z twojego punktu widzenia

wydawały się absurdalne?

Wydaje mi się, że nie. Tutaj, jak się wychodziło na zewnątrz, nawet

w grupie większej niż, na przykład,

dwóch osób, można było wychodzić sobie

wspólnie ze znajomymi w dalszym ciągu,

i nie było czegoś takiego, że, na przykład, musieliśmy od siebie stać

dwa metry czy ile tam trzeba w Polsce,

w supermarkecie też nie trzeba było zachowywać jakichś nie wiadomo

jak dużych odstępów.

Z tego, co wiem, to lasy są w Polsce pozamykane,

znaczy nie można do nich wchodzić, jest zakaz wstępu do lasu.

Tak, nie można spacerować po lesie.

W Szanghaju, w obrębie miasta, ja nawet nie wiem, czy są tutaj jakieś lasy. W centrum

na pewno nie ma, więc tutaj takiego obostrzenia

nie ma, ale parki były zamknięte,

bo w Szanghaju większość parków jest zamykana, normalnie jest ogrodzona,

jest brama, bo tutaj parki są zamykane na przykład

na noc, więc przez prawie że miesiąc

parki były zamknięte.

Tak, niektóre takie

skwerki, które też

nie mają ogrodzenia i bramy, były owinięte taśmą

wokół drzew i też nie można było tam wchodzić.

A jak ktoś nawet sobie wszedł

pod taśmą albo nad taśmą, no to tam co chwila ktoś

chodził i wyrzucał tych ludzi, którzy wchodzili do parku, więc

nie było możliwości w ogóle pójść do parku.

Tak sobie myślę, jedyne, czego ja nie do końca

rozumiem, no to to, że do mieszkania,

do mieszkań, na osiedle, nie mogły wchodzić osoby z zewnątrz.

Więc, na przykład, jeżeli przyjeżdżał dostawca paczki, to on nie mógł

wejść na osiedle,

on musiał zadzwonić do klienta, żeby ten klient przyszedł i odebrał

to, co zamówił.

Aha, czyli przed wejściem na osiedle, tam się spotykaliście, tak?

A co z dostawą jedzenia na przykład? Czy było podobnie?

Tak, dostawcy jedzenia tak jak normalnie wchodzili do bloku,

wchodzili na osiedle, wchodzili do bloku i przywozili jedzenie pod drzwi,

tak teraz dalej nie ma takiej opcji, do teraz tak nie można zrobić.

Dostawca przyjeżdża pod bramę i dzwoni:

"Hej, jestem, przyjdź po swoje jedzenie". Co do paczek, to

na początku tak było, że dostawcy dzwonili, potem

przy bramie u nas

na osiedlu zorganizowali taki regał, gdzie ci dostawcy

po prostu podrzucają te paczki i dzwonią tylko do klienta,

że "hej, paczka jest na regale przy

bramie, przyjdź sobie odebrać" i to akurat działa bardzo dobrze.

Co do tego jedzenia, to czasami się nie chce chodzić do

tej bramy, szczególnie jak było zimno w lutym i za każdym

razem trzeba było wyjść po jakieś zakupy albo jedzenie,

no ale już tak,

dostawców dalej nie wpuszczają, ale w tym momencie już może

wejść na przykład znajomy do domu. Tylko

trzeba się zarejestrować tam przy bramie,

u ochroniarza. On ma taką listę,

kto wchodzi i kto wychodzi, znaczy z osób, które nie mieszkają

na danym osiedlu, więc jeżeli ktoś chciałby

teraz do mnie przyjść do mieszkania, to musi najpierw

wpisać swój numer dowodu, musi pokazać

ten taki zielony kod QR, który

poświadcza, że ta osoba jest zdrowa i nie powinna być teraz na

przymusowej kwarantannie, i dopiero wtedy...

A o co chodzi z tym kodem, o co

chodzi z tym kodem, jak to działa?

Kod QR, on jest generowany przez taką aplikację

WeChat bądź Alipay, czyli dwie

chyba najpopularniejsze aplikacje w Chinach do komunikowania

się czy do płacenia. I tak jest taki

kod QR, który można sobie wygenerować. Ogólnie to

każde miasto w Chinach ma swój system tych kodów, ale one działają

mniej więcej podobnie. Jeżeli,

znaczy tak:

kod jest generowany w czasie rzeczywistym, czyli za każdym razem, jak otwieram kod,

to się generuje nowy, system sprawdza,

czy mamy jakąś historię podróży w ciągu ostatnich dwóch tygodni,

jeżeli nie mam żadnej historii podróży,

to generuje mi się kod zielony i wtedy ten kod zielony,

zielony kod QR poświadcza, że ja nie powinnam być w tym

momencie na kwarantannie i że jestem zdrowa, nie miałam

też koronawirusa stwierdzonego.

Jeżeli wyświetliłby mi się,

jeżeli wyświetliłby mi się kod żółty, no to

to znaczy, że powinnam być na kwarantannie

w domu. I to jest już od razu sygnał dla ludzi, żeby mnie nigdzie nie wpuścili

- do restauracji czy na siłownię, gdziekolwiek. Kod żółty

oznacza, że ja powinnam być w domu i nie mogę wychodzić.

Kod czerwony oznacza, że ta osoba ma koronawirusa,

więc w ogóle nie powinna wyjść.

Powiedziałaś na samym początku, że ta sytuacja powoli

wraca do normalności.

No, zastanawiam się, jak to wszystko, jak cała epidemia

odbiła się na chińskiej gospodarce, jakie są twoje

obserwacje.

Czy przybyło osób bezrobotnych,

czy być może restauracje zostały pozamykane?

Jak to wygląda?

No osób bezrobotnych na pewno przybyło, aczkolwiek nie sprawdzałam

informacji, nie wiem czy już były publikowane,

ale wczoraj na przykład były publikowane informacje na temat tego, że

w całych Chinach przez pierwszy kwartał 2020 roku

upadło ponad

420 tysięcy firm, z czego połowa

działała co najmniej

trzy lata. Więc, no, to jest dosyć sporo.

I do tego, no, jak się idzie

ulicą, tutaj w Szanghaju, to widać bardzo mocno, że

bardzo dużo małych sklepów

czy jakichś takich małych kawiarni,

czy restauracji po prostu się zamknęło.

Teraz, idąc chodnikiem, widać, że co drugie miejsce, co trzecie miejsce

po prostu się zamknęło, chociaż też

miejsca, które miały wcześniej

dobry biznes, które ludzie lubili, do których często

przychodzili, dalej działają i dalej mają się dobrze,

ale jeśli u kogoś biznes szedł tak sobie

albo dopiero co się otworzył i próbował ten biznes rozkręcić,

no to niestety

bardzo dużo takich miejsc upadło. Chociaż

rząd Szanghaju dawał takie rady,

znaczy - tak sugerował tutaj landlordom,

którzy wynajmują powierzchnie handlowe,

żeby obniżyli czynsze dla

swoich najemców.

Ale to nie było obowiązkowe, tak?

Nie, to nie było obowiązkowe, to była jedynie sugestia

i tak, bardzo dużo

biznesów dostało na przykład połowę

albo cały czynsz w ogóle im darowano, bo wiedzieli, że "no dobra, nie byliście

otwarci przez miesiąc, to nie musicie płacić", ale niestety

bardzo dużo takich dużych miejsc, no bo

na przykład dziewczyny, które prowadzą tutaj tą polską

restaurację w Szanghaju, mówiły, że one

mają taki mały lokalik, wynajmują od jakichś starszych

ludzi i normalnie darowali im czynsz za cały miesiąc,

ale takie większe kompleksy

nie chciały dawać tych zniżek. Na przykład, jest w Szanghaju,

jest w Szanghaju taki bardzo duży

kompleks

pubów, barów, jest tam nawet taki jeden bardzo duży klub, no to

tam landlord powiedział od razu, że "nie, nie ma żadnej zniżki",

no i tam, jak jest, nie wiem, tych klubów z piętnaście,

tych barów, pubów czy klubów z piętnaście, no to

cztery się zamknęły.

Na sam koniec chciałbym zapytać cię o to,

o czym wspomnieliśmy na samym początku.

Czy po tej całej epidemii zmieniły się nawyki

ludzi? Czy zachowują się inaczej, czy

trzymają się na większy dystans, czy być może

w większym stopniu dbają o higienę? Czy nic się nie zmieniło?

No ja bym chciała, żeby coś się zmieniło, ale...

Tak, co do higieny, no to w Szanghaju było tutaj wcześniej

w miarę okej, myślę, że należałoby zapytać kogoś, kto mieszka

w centralnych Chinach, tam prowincja Hubei, Wuhan,

bo z tego, co słyszałam, to tam z tą higieną tak różnie bywało

i chciałabym, żeby coś tam

się zmieniło, ale to myślę, że trzeba byłoby

zapytać kogoś, kto rzeczywiście tam mieszka

i to obserwuje, spędził ten czas epidemii tam

i mógłby się na ten temat wypowiedzieć.

Co do tego, czy osoby tutaj trzymają się na dystans,

to mam wrażenie, że w Szanghaju tak średnio.

Teraz niedawno był długi weekend na

chińskie święto zmarłych i do Szanghaju przyjechało

bardzo dużo ludzi z pobliskich miast,

żeby po prostu tutaj spędzić ten czas.

I ludzie byli dosyć mocno stłoczeni

na takich popularnych ulicach czy na tej

promenadzie Bund w Szanghaju było sporo ludzi, ale najgorzej

sytuacja wyglądała na na górze Huangshan.

Góra Huangshan jest w prowincji Anhui i

wszyscy rezydenci tej prowincji mieli zapewniony darmowy wstęp

na tą górę. I to, co się tam działo,

no, nie wyglądało to zbyt bezpiecznie, bo

wyglądało to tak, że ludzie byli stłoczeni,

bardzo dużo ludzi było bez masek, do tego ktoś powiedział, że

w ciągu godziny przeszedł mniej niż kilometr

na tej górze, więc, no, można tylko pomyśleć, jak ci ludzie

się wolno poruszali.

Przez to, że takie były tłumy, tak?

Tak, było tak dużo ludzi i oni tak wolno szli, bo po prostu byli tak stłoczeni.

I ja się w ogóle zastanawiam, jak to jest możliwe, że rząd dopuścił do czegoś takiego,

kiedy ta epidemia dopiero zaczyna odpuszczać, oni wpuścili tyle osób

za darmo, tak? Dali darmowe wejściówki dla tylu osób,

tyle osób weszło na tą górę i ja jestem ciekawa, czy tam

teraz się znowu coś nie zacznie przez to wszystko, ale, no, na razie

jeszcze w porządku, więc zobaczymy.

Oby nie.

Weronika, wielkie dzięki

za twoją relację, dziękuję za rozmowę.

Dzięki.