„Sen był dla mnie wybawieniem. Do czasu”. Co czuje osoba z depresją? – 7 metrów pod ziemią
Ludzie bardzo spłycają słowo "depresja".
Mówią, że mają deprechę, kiedy mają gorszy dzień, ale...
nie wiedzą, o czym mówią.
Otwierasz oczy i nie masz siły przewrócić się na drugi bok w łóżku.
Wstajesz... i to jest już bardzo duży sukces.
Wiedziałam, że pomału spóźniam się do pracy, ale
przez 20 minut stałam i nie mogłam umyć zębów.
Nigdy nie mówiłam nikomu wprost, że:
Słuchaj no... Czuję się fatalnie,
mam myśli samobójcze i...
pomóż mi.
Nigdy nikomu tak nie powiedziałam.
Mieszkasz w dużym mieście, pracujesz w korporacji,
zarabiasz przyzwoite pieniądze
i masz depresję. Jak to możliwe?
Tak, tak jest. To nie jest typowa
wizja osoby, która ma depresję...
No właśnie. Ponieważ...
osoba, która
pracuje w fajnym miejscu
robi fajne rzeczy w tej pracy,
która się spełnia zawodowo, która jest
zadowolona prywatnie ze ze swojego życia,
to nie jest osoba, która ma depresję.
Osoba, która ma depresję, to jest
osoba, która
może się uśmiechać, tylko
to jest osoba, która bardzo cierpi w środku.
I właśnie tym uśmiechem może
ukrywać swój ból, który
nie jest takim zwykłym, codziennym bólem,
jak na przykład ktoś dostał jedynkę w szkole i
i ma gorszy nastrój przez to albo,
nie wiem, szef w pracy na kogoś
się wydarł i wyżył się na nim, i wracam do domu i,
kurde no, mam doła.
I nie wiem, czy jutro też będę miała doła.
To jest tak, że może się nic nie dziać
złego w twoim życiu. Obiektywnie. Tak,
ale ty... budzisz się rano,
otwierasz oczy i nie masz siły
przewrócić się na drugi bok w łóżku.
Wstajesz i to jest już bardzo duży sukces,
kiedy wstajesz i idziesz do łazienki.
U mnie to tak wyglądało, że moim najgorszym problemem w takim
najgorszym momencie mojej choroby
było to, że stawałam przed lustrem
i... wiedziałam, że pomału spóźniam się do pracy,
ale przez 20 minut stałam i nie mogłam umyć zębów.
Bo...
miałam siłę fizyczną, ale nie miałam
siły psychicznej, żeby wziąć szczoteczkę,
pastę na nią wycisnąć,
włączyć ją i
zacząć nią myć zęby. To była dla mnie
bardzo duża rzecz do zrobienia. Czasem się udawało, czasem nie,
jak to zrobiłam, to byłam z siebie
bardzo dumna, bo to bardzo dużo wysiłku mnie kosztowało.
Ale...
w większości tych gorszych dni po prostu
nie myłam zębów i szłam do pracy z nieumytymi zębami.
Niepomalowana, z nieumytą twarzą, często nie czesałam
włosów, tylko je związywałam i... tyle.
Czyli można było zauważyć u Ciebie jakąś zmianę,
że coś się dzieje, że coś jest nie tak.
Myślę, że to były takie kosmetyczne rzeczy i ktoś może po prostu
mógł pomyśleć, że: o, że może jestem przeziębiona, może jestem
chora, bo, nie wiem, siedziałam w pracy w kapturze, w słuchawkach
i po prostu się odcinałam, ale...
Ja w pracy zazwyczaj czułam się
i czuję się nadal lepiej.
Zajmuję się rzeczami, które lubię robić, spędzam czas
z fajnymi, bardzo pozytywnymi ludźmi,
których bardzo lubię i myślę, że vice versa.
Także ja tam...
odzyskuję trochę swoje jakieś moce, jakieś...
energie, pozytywną siłę. To jest
dla mnie trochę... Czyli praca była jakąś ucieczką, odskocznią? Tak,
tak, w tych najgorszych momentach praca była moim ratunkiem,
mogłabym nawet powiedzieć, bo...
Wiedziałam, że ludzie,
którzy mnie zatrudnili, gdybym im powiedziała, co się dzieje,
bez problemu powiedzieliby mi: "Słuchaj, Ada,
daję ci miesiąc czasu, odpocznij sobie na spokojnie,
nic się nie stanie, poradzimy sobie,
a jeśli będziesz potrzebowała naszej pomocy, to daj znać.
Wiedziałam, że mam taką opcję,
ale... nie chciałam tego robić.
Początkowo.
Początkowo, tak.
Czy depresja jakoś wpływała na
efektywność twoją w pracy? Czy to
sprawiało, że pracowałaś gorzej? Nie, zdecydowanie
nie wpływała na efektywność mojej pracy,
na to czy wypełniam swoje obowiązki gorzej, lepiej.
Wypełniałam je
tak samo dobrze jak robiłam to zawsze, ponieważ...
W sumie chyba nie chciałam dać poznać po sobie, że
pracuję gorzej i... bardzo się
starałam, chociaż czasem w pracy,
nie wiem, traciłam godzinę na to, że po prostu zakładałam kaptur
i słuchałam muzyki, i oglądałam teledyski
mojego ulubionego zespołu z tras koncertowych,
ale tak czy siak później przysiadałam
i wypełniałam wszystkie swoje obowiązki. Także nie,
nie dawałam po sobie poznać w pracy,
że... że coś się dzieje. Chociaż w głębi duszy
zawsze chciałam w tej swojej depresji, aby
ktoś mi pomógł. Zawsze chciałam, żeby ktoś to zauważył, chociaż...
Jak teraz tak na to patrzę, to...
Bardzo dobrze to ukrywałam i trudno było to
zauważyć. Teraz w sumie, kiedy jestem na lekach,
tak patrzę na to z takim dystansem i mogę trochę
ocenić siebie, jak ja to robiłam wszystko.
A w jaki sposób właśnie to ukrywałaś?
Wydaje mi się, że w pracy
może przyzwyczaiłam trochę
moich współpracowników do tego, że czasem
przychodzę pomalowana,
wystrojona, wiadomo, jakieś tam szpileczki, sukienka
i wyglądam jak, normalnie, jak gwiazda na Fashion Weeku,
a czasem po prostu przychodziłam w dresach,
nieumalowana, w kapturze, w słuchawkach
i tak nie chciałam po prostu, żeby ktokolwiek
coś do mnie mówił tego dnia czy coś. Czyli ludzie
wiedzieli, że Ada jest zmienna. Tak, tak,
tak właśnie było. I tak właśnie jest, bo
w sumie do tej pory czasem tak mam, że
nie chce mi się malować i po prostu zakładam dresy
i: a, dobra, idę do pracy,
posiedzę na fotelu, zrobię swoje i będzie dobrze.
Powiedziałaś, że w tym takim...
słabym momencie były
sytuacje, kiedy stawałaś w łazience
i nie miałaś siły umyć zębów.
A jakie były jakieś takie pierwsze symptomy, objawy?
Wiesz... Ja...
całe... Moja depresja
moim zdaniem zaczęła się, myślę, że
nawet jakieś 10 lat temu, ponieważ takie
gorsze sytuacje w moim życiu były
od samego początku.
I ciągną się tak naprawdę do teraz.
Zawsze miałam tak jako dziecko, jako
nastolatka, że sen był dla mnie
wybawieniem i...
Jeśli miałam jakiś naprawdę fatalny dzień i kładłam się do łóżka,
i zasypiałam, to wiedziałam, że jutro rano
będzie lepiej. I zawsze tak było, że wstawałam rano
i faktycznie miałam radość. Przechodziło. Tak,
przechodziło to. Przestało przechodzić?
Tak. W pierwszym momencie bardzo wystraszyło mnie
to, że...
Po prostu, jasne, traktowałam sen
jako wybawienie, ale budziłam się rano i...
to nadal trwało. Ten stan z wieczoru nadal
trwał, ja nie mogłam się go pozbyć, nie miałam absolutnie żadnej
siły, mocy, nie miałam takiej energii, żeby:
"Wstanę i ten dzień będzie dobry". Okej, to były te pierwsze sygnały.
Co działo się później? Jak jeszcze to
wpływało na twoje funkcjonowanie?
Później...
taką rzeczą
było to, że po prostu miałam....
zaczęłam mieć problemy ze snem... Może nawet nie stricte
ze snem, ale po prostu, kiedy
kładłam się spać, to
miałam po prostu lęki.
Bałam się, że jeśli nie zadzwonię
do babci na "dobranoc", to
stracę ostatni telefon z nią, ostatni kontakt z nią.
Babcia jest osobą, z którą masz bliski kontakt? Wyjaśnijmy.
Tak. Babcia...
Babcia jest dla mnie najważniejszą osobą w moim życiu.
Kocham ją ponad swoje życie, naprawdę.
No jest dla mnie najważniejsza, jest dla mnie wszystkim
i zrobię dla niej wszystko, i...
Bałam się właśnie zawsze, że jeśli nie wykonam
tego telefonu jednego dziennie, to
stracę szanse porozmawiania z moją babcią po raz ostatni,
bo bałam się, że na przykład tej nocy,
kiedy ja szłam spać, moja babcia umrze.
A sypiałaś? Czy poza tym lękiem, czy nie miałaś
problemu, żeby po prostu zasnąć? Czy cierpiałaś na bezsenność?
Po prostu zasnąć - zawsze. Zawsze miałam tak, że
zasypiałam bez problemu. Moim problem
było to, że budziłam się, często co godzinę.
Po prostu się przebudzałam. Zasypiałam znowu,
potem znowu się budziłam.
Nie dało się tak wyspać, ale to
było spowodowane właśnie tym moim lękiem
o babcię, to było dla mnie najgorsze.
Miałam też
takie momenty właśnie, że jak się przebudzałam w nocy, to
patrzyłam się w ciemną przestrzeń
i bałam się strasznie, że zobaczę tam jakąś
zmarłą osobę.
Strasznie się tego bałam, zawsze wtedy
budziłam swojego partnera i...
prosiłam, żeby mnie przytulił, bo się po prostu boję.
Mówisz, że depresja nie ma i nie miała
wpływu na twoje życie zawodowe.
A takie osobiste, w ogóle,
na życie towarzyskie...?
Na życie osobiste - myślę, że...
nie. Jeśli chodzi o
przyjaciół, kolegów, wychodzenie
na miasto, nie wiem, na imprezy,
to zdecydowanie tak.
Myślę, że teraz, kiedy mam już
dobrze ustawione leki, jestem
osobą, która... chętniej
po pracy, nawet jeśli jest zmęczona, wychodzi gdziekolwiek,
robi coś jeszcze dodatkowego. Jasne, jestem zmęczona,
ale wiem, że to wynika ewidentnie tylko ze zmęczenia z pracy.
A wtedy było tak, że ja po prostu
od razu po pracy chciałam być w domu,
nic więcej mnie nie interesowało i...
Bardzo często było tak, że w mojej
skrzynce na Facebooku czy na Instagramie,
czy w esemesach były dziesiątki nieodczytanych
wiadomości z propozycjami różnymi...
Zazwyczaj je odwoływałam,
ale bardzo często miałam tak, że po prostu nie odczytywałam wiadomości
od ludzi, którzy do mnie pisali. I nie robiłam tego dlatego,
że ich nie lubiłam albo, nie wiem, chciałam im dokuczyć,
tylko... Nie chciało mi się po prostu
mieć z nimi kontaktu. Nie to, że z nimi personalnie, ale
nie chciałam mieć z nikim kontaktu.
Jasne. A z drugiej strony chciałam, żeby ktoś mnie uratował,
to jest w ogóle absurd, ale... A wysyłałaś jakieś sygnały
do otoczenia, do ludzi, do znajomych?
Sygnały na zasadzie: "Hej, potrzebuję pomocy"?
Nigdy nie mówiłam nikomu wprost, że: "Słuchaj no,
czuję się fatalnie.
Mam myśli samobójcze i...
Pomóż mi".
Nigdy nikomu tak nie powiedziałam.
Ale...
Czy wysyłałam jakieś sygnały...
Chyba tylko te bardzo skryte
właśnie, że swoim wyglądem trochę,
właśnie tym odmawianiem spotkań. Zawsze mi się wydawało, że
ta druga osoba powinna zareagować, że:
"Hm, chyba coś z nią jest nie tak. Nie chce się spotkać,
nie spotyka się".
A tak mi się wtedy wydawało, że te osoby wtedy po prostu
mówiły, że "no dobra, olewa spotkanie,
no trudno, już nie będę miał z nią kontaktu".
Zawsze mi się tak wydawało i w sumie
wiele kontaktów się pourywało od tamtego okresu.
Nie wiem, czy to jest moja wina, czy to jest wina tych osób,
trudno w sumie osądzać, bo...
No trudno to osądzić.
Wspomniałaś o tym, że miałaś myśli samobójcze.
Tak.
Myśli samobójcze w sumie towarzyszą mi od...
Już ich nie mam.
Towarzyszą mi od dzieciństwa...
Od bycia nastolatką.
Jak chodziłam do
gimnazjum, kiedy zaczęły się problemy w moim domu,
to...
No to zaczęłam się ciąć po prostu.
Nie wiem, byłam takim dzieckiem - bezradność.
Jestem jedynaczką, więc...
nie miałam się z kim tym podzielić po prostu.
Nie miałam... Nie wiedziałam w sumie do kogo zwrócić się o pomoc.
W domu były problemy, więc mama
z tatą zajmowali się problemami, tak?
Ja też chyba skrzętnie ukrywałam przed nimi
to, że nie daję sobie rady.
Później jakoś z tego wyrosłam.
Później jakoś zaczęłam czytać książki, które właśnie są
bardzo takie... depresyjne.
Muzykę taką ciężką,
która też raczej nie poprawia mojego nastroju,
tylko go pogłębia.
Najgorszymi myślami samobójczymi
były dla mnie chwile, kiedy byłam już dorosła.
Bo to były jednak świadome myśli, to już nie były...
To nie było już bezradne dziecko, które
nie wie do kogo się zwrócić o pomoc, nie wie co się dzieje i nie wie,
co zrobić prostu...
To były...
takie chwile, kiedy właśnie
byłam w łóżku, budziłam się rano albo kładłam się spać
i...
Leżałam w łóżku, przytulałam się do tej ciepłej
kołdry, która była jedyną przyjemnością, która mi się
zdarzała wtedy i...
Wyobrażałam sobie, że stoję na moście...
No i że...
Nigdy nie wyobrażałam sobie w sumie tego, że tonę,
ale zawsze strasznie chciałam, aby ktoś
mi pomógł wtedy.
Zawsze chciałam,
żeby... ktoś mnie uratował z tego mostu.
Także może teoretycznie nie chciałam
skoczyć, ale to było takie moje nieme wołanie o
pomoc.
Czy te myśli, one cię niepokoiły?
Tak. Ja w pewnym momencie też po prostu
już byłam świadoma, że z każdym dniem jest coraz
gorzej.
Że z każdym dniem jest coraz gorzej
i... wiedziałam, że w tym momencie już
jedynym ratunkiem jest pójście do psychiatry.
Sama się na to zdecydowałaś?
Tak, zdecydowałam się sama, byłam tego pewna
od samego początku, kiedy... kiedy
myślałam właśnie o tym moście. Wiedziałam, że to jest ostatnia chwila
przed jakąś tragedią, która może się stać, bo czułam, że
z każdą chwilą,
z każdym dniem, z każdym wieczorem
jest coraz gorzej, i wiedziałam, że będzie gorzej i...
bałam się,
że w końcu mogę się zdecydować na coś takiego na poważnie.
I poszłam sama do psychiatry.
Sama się zdecydowałam, sama na to wpadłam...
No, bo mówię:
poczułam, że to jest ostatni moment, a
mimo swojej depresji ja naprawdę kocham swoje życie,
uwielbiam to, co w nim robię,
i to, jakich mam tam ludzi. Ja je kocham, strasznie
kocham swoje życie. I...
nie chciałam go stracić po prostu.
Jak wyglądała
ta wizyta u lekarza? Poszłaś publicznie, prywatnie?
Poszłam do lekarza prywatnie...
Publicznie by to trwało
o wiele dłużej i myślę, że do tego czasu
mogłabym
zrobić sobie krzywdę.
Poszłam do lekarza prywatnie, do lekarza
z polecenia. Bałam się, że trafię... Jeśli znalazłabym
jakiś kontakt w internecie, że trafię do osoby, która
nie potraktuje mnie poważnie, a bardzo mi zależało, żeby
jednak ta osoba
poczuła mnie, że tak powiem. Czy diagnoza była
oczywista, czy nie? Tak. Na samym początku,
na pierwszej wizycie lekarz zapytał się mnie, że
czemu przyszłam od razu do psychiatry, czemu nie poszłam do psychologa?
Że skoro przyszłam do psychiatry, to oczekuję leków.
To mi się trochę nie spodobało, szczerze mówiąc, u tego lekarza, bo
poczułam się...
potraktowana jakoś tak... bardzo przedmiotowo.
No ale wytłumaczyłam mu, że...
całą swoją sytuację opisałam, to co się dzieje
i przyznał mi rację, że faktycznie psycholog by tutaj
nic nie pomógł. I tak...
Dostałam pierwsze leki.
Czy leki zadziałały natychmiast, czy
musiałaś poczekać?
Nie. Leki nie zadziałały od razu, mimo tego, że to podobno
były jedne ze słabszych leków na depresję
i na nerwicę.
Potrzeba było tak
dwóch tygodni, żebym poczuła takie
naprawdę pozytywne skutki, chociaż
pierwszego dnia, kiedy wzięłam pierwszą tabletkę, to cały dzień chodziłam
jakbym wypiła z pięć espresso i to było
fajne uczucie dla mnie, bo
pierwszy raz miałam tak, że nadrobiłam
masę zaległości jakichś różnych, które miałam,
rzeczy, które mogłam odkładać
w czasie, bo nie były jakoś superpilne, ale
tego dnia, pamiętam, że zrobiłam całe mnóstwo rzeczy w pracy,
które mogły spokojnie poczekać, ale to był
fajny efekt, bo dał mi taką nadzieję
trochę. Już...
Nie mogłam się w ogóle doczekać drugiego dnia, kiedy wezmę ten lek,
ale już nie było takiej reakcji organizmu,
on się wygasił. I po prostu tak po dwóch tygodniach
zaczęłam czuć, że...
jest lepiej, że wstaję
z większą chęcią, że mam mniejszy
problem. On nie znikał.
Że mam mniejszy problem z tym, żeby umyć zęby,
rozczesać włosy, pomalować się do pracy.
Były dni, że mi się nadal tego nie chciało, ale były dni, kiedy
stwierdziłam, że, kurczę, chciałabym dziś wyglądać pięknie
i podobać się sobie, i chciałabym też podobać
się innym. I ten lek po prostu
zaczął pomagać.
Kto wiedział o twojej chorobie?
O mojej chorobie
wiedział mój partner,
garstka moich przyjaciół
i moja mama.
A w pewnym momencie zdecydowałaś się o tym powiedzieć
także kolegom, koleżankom
w pracy.
Czemu się zdecydowałaś?
Dowiedziałam się, że moja koleżanka z pracy
również miała problem z depresją.
I... pierwszy raz spotkałam osobę, która
przeżywała to samo co ja.
I w pierwszej kolejności powiedziałam tej mojej koleżance o tym.
I pamiętam, że
powiedziała mi ona wtedy,
że...
że "słuchaj, Adunia...
Nie masz się czego wstydzić". Że ludzie biorą
leki na serce, że ludzie biorą leki na ciśnienie,
biorą leki na zęby, na oczy,
a ty bierzesz leki na głowę
i nie ma w tym nic złego, bo depresja to jest
choroba taka sama jak każda inna.
Zgaduję, że to były ważne dla Ciebie słowa.
Tak, to były dla mnie bardzo ważne słowa, bo
to były pierwsze słowa, które
sprawiły, że zaczęłam
zastanawiać się, czy może nie
ujawnić się, nie przyznać się tak naprawdę przed
całym światem, że: tak,
jestem chora na depresję. Nie obchodzi mnie to,
co ty na ten temat myślisz.
Ja znam swoją chorobę, ja jestem na to chora.
Możesz to zlekceważyć, możesz, nie wiem,
przytulić mnie, podać mi piątkę,
cokolwiek, ale... I zaczęłaś mówić o depresji
otwarcie. Czy był kiedykolwiek
moment w twoim życiu, kiedy tego
żałowałaś?
Nie, nigdy nie żałowałam tej decyzji
i myślę, że nie będę jej żałować.
Nikt mi nigdy nie dał odczuć jeszcze,
że...
że nie powinnam o tym powiedzieć.
Ludzie bardzo spłycają słowo "depresja".
Mówią, że mają deprechę, kiedy mają gorszy dzień, ale...
nie wiedzą, o czym mówią.
Depresja to jest bardzo ciężka choroba, z której bardzo ciężko jest wyjść.
I leczenie trwa bardzo długo.
Mój psychiatra powiedział mi, że...
na depresję bardzo długo i bardzo ciężko się pracuje
i... Patrząc na moje życie,
na to, co przeszłam, zdecydowanie się z tym zgadzam
i tym bardziej upewniam się, że: no tak,
faktycznie mam depresję.
Także... Nie, nie żałuję, że zaczęłam o tym mówić głośno.
To dla mnie bardzo dobra decyzja.
Czuję w środku, że dała mi
znacznie więcej siły.
Ludzie nie patrzą na mnie inaczej
wiedząc, że:
"Kurczę, musimy ją traktować jak jajko, jest chora na depresję,
powiem jej coś złego to, nie wiem, pójdzie,
potnie się do łazienki" czy cokolwiek. Nie, nie, nie, to tak nie działa.
Ja aktualnie czuję się bardzo dobrze, czuję się wyśmienicie,
Nigdy nie żałowałam tej decyzji.
Nikt mi też nie ubliżył, jeśli chodzi o
mówienie
o depresji głośno,
chociaż spodziewam się, że taka osoba nadejdzie
i bardzo się tego boję.
Zaczęłam ujawniać historię swojej depresji
na samym początku tylko dla samej siebie,
po prostu poczułam, że mi to pomoże,
że ludzie będą po prostu o tym wiedzieć, że...
tak jak ktoś jest chory na serce,
na...
ma nadciśnienie, tak ja mam problem
z poziomem serotoniny w organizmie.
I da się to leczyć, więc to leczę.
Bardzo dużo mi to dało,
stałam się pewniejsza siebie i mogę powiedzieć, że,
no, trochę wyżej może noszę
głowę. Jestem taka dumna z siebie po prostu.
I czasem też wydaje mi się, że może inni są ze mnie
dumni, że sobie radzę, ale...
Powiedziałam też tę historię... Dlatego
opowiedziałam tę historię dlatego, bo
chciałam pomóc innym ludziom.
Nie każda osoba, która jest chora na depresję,
leczy się. Nie każda osoba
na depresję zdecydowała się pójść do psychiatry.
Ludzie boją się słowa "psychiatra",
ludzie boją się psychiatry i
boją się, jak inni zareagują na to, jeśli dowiedzą się, że:
"ej, on chodzi do psychiatry, on jest czubkiem w ogóle".
Także chciałabym, aby
ludzie, którzy
nie mają siły myć zębów, żeby
ludzie, którzy
nie mają siły rozczesać sobie włosów, pomalować się,
użyć dezodorantu, umyć się -
nie ma w tym nic złego, w tej chorobie, naprawdę. Ta choroba po prostu
ma takie objawy i to jest
normalne i ja to w pełni rozumiem, bo sama to przeszłam.
Chciałabym po prostu, żeby te osoby nie bały się psychiatry,
tylko chciałabym, żeby one po prostu poszły do tego lekarza,
bo...
bo ten pierwszy krok i ta pierwsza
decyzja, którą się podejmie samemu w sobie, że:
nie dam sobie rady, muszę iść po pomoc -
to jest najważniejsza decyzja
prawdopodobnie
w ich życiu, bo to jest decyzja po ratunek,
po nowe życie i... I twój przykład mówi o tym, że później
jest już tylko lepiej.
Tak. Zdecydowanie mój przykład, moja osoba
to potwierdza, bo...
Psychiatrzy to są naprawdę bardzo w porządku ludzie.
To nie są jacyś w kitlach,
w słuchaweczkach analizują mnie,
patrzą, czy jestem szurnięta... Nie, nie, nie, nie.
To jest normalny człowiek, który wygląda dokładnie tak jak Ty -
uśmiecha się do mnie,
współczuje mi, jasne, ale bardzo analizuje moje
życie. On chce mi pomóc, on przede wszystkim jest
po to, żeby mi pomóc. On po nic innego nie jest
i on doskonale wie, po co my do niego przyszliśmy.
My przyszliśmy do niego, żeby uratować swoje życie
i on to szanuje.
Ada, bardzo dziękuję za twoją otwartość, dziękuję za rozmowę.
Dziękuję.