BRANSOLETKI
– Ty naciągaczko! – krzyknęła Ewelina. Wraz z nią wrzawę podniosły również inne dziewczyny z klasy maturalnej.
Kamila wbiegła do toalety i zamknęła za sobą drzwi od kabiny. Jakże chciałaby cofnąć czas. Po co wychodziła przed szereg? Po co się zgodziła? Tak chciała, by Ewelina się z nią przyjaźniła, i co?
Wszystko zaczęło się na początku roku szkolnego, kiedy Ewelina sama podeszła do Kamili. Ewelina od dawna imponowała Kamili. Po pierwsze starsza i świetnie ubrana. Po drugie… szkolna piękność. Każdy, kto przekraczał próg liceum Mickiewicza, już po tygodniu wiedział, że w maturalnej klasie jest Ewelina Zarzycka – smukła, długonoga brunetka. Dla Kamili to ostatnie było najważniejsze. W końcu o czarnych włosach marzyła od dziecka. Ach, mieć Ewelinę wśród koleżanek! Maturzystka nie zwracała jednak uwagi na młodszych, a już zwłaszcza na młodsze. A o Kamili głośno kiedyś powiedziała „mutant”. Dlatego kiedy kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego na dużej przerwie podeszła do Kamili i spytała o silikonową bransoletkę, Kamilę zatkało.
Ale cóż… w końcu modę do szkoły przyniosła właśnie Kamila. To ona po wakacyjnym powrocie z zagranicznych wojaży poinformowała wszystkich w klasie, że świat oszalał na punkcie bransoletek z silikonu. Kolorowe kółka organizacji dobroczynnych na Zachodzie nosili ponoć wszyscy. A że i telewizja pokazała program o ludziach, których przeguby rąk spowijały rzędy silikonowych bransoletek, więc nagle Kamila stała się w szkole niemal gwiazdą. W końcu była jedną z nich. Nosiła Livestrong – żółtą bransoletkę fundacji Lance'a Armstronga. Wielu osobom ze szkoły udało się zdobyć bransoletki, ale były to podróby z napisami „love”, w żadnym razie nie wyprodukowane przez fundacje dobroczynne, a przecież tylko takie miały ten modny sznyt.
– Skąd ją masz? – spytała Ewelina.
– Poznałam na wakacjach we Włoszech takich ludzi ze Stanów – odparła Kamila. – Oni opowiedzieli mi wszystko o fundacji i zamówili pocztą paczkę.
– Co to za fundacja?
– Nie słyszałaś?
– Phi… – Ewelina wydęła wargi na znak, że słyszała i wie na ten temat wszystko, ale Kamila wyczuła, że nie jest to prawda. Jednak nie odezwała się nawet słowem. Jak „phi” to „phi”. I ruszyła w stronę klasy. O, jakie to fajne uczucie, jak ktoś, kto ci imponuje, czegoś od ciebie chce!
– Poczekaj… jak ty masz właściwie na imię?! – zawołała Ewelina.
– Kamila – rzuciła przez ramię.
– Weź zaczekaj. Powiedz, co z tą fundacją?
– Założył ją ten amerykański kolarz Lance Armstrong, który zachorował na raka jąder…
– Fu! Nie macie już innych tematów tylko rak jajec? – wtrącił przysłuchujący się rozmowie Mietek.
– O Boże! – Kamila teatralnie wzniosła oczy do nieba. To spojrzenie miało oznaczać, że Mietek jest idiotą. – Jesteś tak prymitywny jak twoje imię – wypaliła.
– A twoje niby lepsze? Kamila. Kama. Jak… margaryna. Moje brzmi Mieczysław i jest staropolskie…
– Pies drapał wasze imiona – przerwała kłótnię Ewelina. – Mów dalej o tej fundacji.
– O rany! Wejdź na stronę www.livestrong.org i się wszystkiego dowiesz… chyba że nie znasz angielskiego – powiedziała Kamila i poszła do klasy.
O, jak fajnie! Zostawiać na środku korytarza osłupiałą Ewelinę. Gra między dziewczynami się rozpoczęła. Na razie wygrywała Kamila. Zwłaszcza że następnego dnia na dużej przerwie Ewelina znów ją odnalazła.
– Słuchaj… jak ty zamówiłaś te opaski?
– Znowu o tym?
– No weź… tam jest napisane, że można pocztą, ale trzeba zamówić dziesięć i trzeba mieć kartę kredytową.
– No bo trzeba.
– A ty… mogłabyś zamówić? – Ewelina spuściła wzrok.
– Ja?
– Oddałabym ci forsę.
– No dobrze, tylko… trzeba zamówić minimum dziesięć sztuk.
– To ja znajdę chętnych.
* * *
Od tamtych rozmów minęło kilka tygodni. Teraz Kamila siedziała w toalecie i płakała. O! Ileż by dała za to, by być w klasie i szkole z Małgosią. Tu nie miała przyjaciółek. A przynajmniej nie takich jak Małgosia. Żadna nie stanęła po jej stronie. Żadna nie powiedziała, że Ewelina jest niesprawiedliwa. Żadna nie podkreśliła, że Kamila była koleżeńska. Tylko wszystkie wrzeszczały, że zdziera.
A sprawa wydawała się taka prosta. Bransoletki kosztowały po dolarze… Przesyłka trzydzieści pięć dolarów… Dlatego całość, czyli te czterdzieści pięć dolarów, Kamila podzieliła przez dziesięć bransoletek i pomnożyła przez trzy złote i dwadzieścia dziewięć gorszy, a więc średnią cenę dolara. Wyszło czternaście złotych i osiemdziesiąt groszy za bransoletkę. No i się zaczęło.
– Co?! – krzyknęła Ewelina. – Przecież miało być po dolarze! Czyli niecałe cztery złote!
– No tak, ale przecież jeszcze koszty przesyłki – wyjaśniła cierpliwie Kamila, nie przeczuwając nawet, jakie gromy za chwilę spadną na jej głowę.
– To co? Niby chcesz mi wmówić, że koszty przesyłki są droższe niż sama bransoletka?
– Nie chcę ci tego wmawiać, tylko tak po prostu jest. W końcu to jest przesyłka z zagranicy.
W tym momencie do Eweliny podeszła niska, tęga brunetka i szepnęła coś na ucho. Patrzyła przy tym na Kamilę takim wzrokiem, jakim patrzy się na coś wyjątkowo obrzydliwego.
– Słuchaj, ty złodziejko! Właśnie przed chwilą się dowiedziałam od Jolki, że na Allegro można takie bransoletki kupić za osiem złotych, więc te swoje to sobie wsadź, wiesz gdzie! – I odwróciwszy się na pięcie, odeszła.
Przez następne przerwy do klasy Kamili zaglądali różni ludzie ze szkoły. Wszyscy po to, by obejrzeć złodziejkę. Kiedy kolejna pielgrzymka przyszła i stanąwszy przed nią, zaczęła wykrzykiwać, że jest nieuczciwa i chciwa, Kamila nie wytrzymała i pobiegła do łazienki. Nikt za nią nie poszedł. Wojtka tego dnia nie było w szkole. A koleżanki z klasy, wysłuchawszy argumentów Eweliny i Jolki, nie chciały słuchać Kamili.
Tego dnia nie wróciła do klasy. Na szczęście ostatnia lekcja – biologia – prowadzona była przez panią Krystosik, spokojną i staroświecką nauczycielkę.
Kiedy wyszła z toalety, w klasie siedziała tylko jedna osoba – Czarny Michał.
– Czekałem na ciebie.
Nie odezwała się nawet słowem.
– Weź się nie przejmuj tymi tłukami. Nie mają innych zmartwień, to robią z igły widły.
Dalej milczała. Teraz pociesza, ale jak wszyscy na nią krzyczeli, to milczał.
– Pilnowałem ci teczki.
– Kingi lepiej pilnuj.
– Kingi pilnuję i to nie jest twoja sprawa. Myślałem, że jesteś moją kumpelą, a ja twoim kolegą, więc…
– To czemu milczałeś, kiedy obrzucali mnie błotem?
– Bo nie ma sensu nic mówić. Zobaczysz, że za kilka tygodni przyjdą cię przeprosić.
Ale dla Kamili to nie miało znaczenia. Wiedziała jedno: w tej klasie poza Wojtkiem nie ma na kogo liczyć. No, jeszcze może na Michała. Owszem, ale to i tak chłopak, i to nie jej. Podniosła głowę i spojrzała mu prosto w oczy.
– Dlaczego twierdzisz, że za kilka tygodni…
– Przyjdą przeprosić? – Michał się zaśmiał. – Bo zapomniały, że do towaru wylicytowanego na Allegro też trzeba doliczyć koszty przesyłki. Wyjdzie im na to samo. Poza tym by kupić na Allegro, trzeba mieć konto, a konto założyć sobie może tylko osoba pełnoletnia, więc będą musiały poprosić kogoś starszego o kupno. Myślisz, że starzy Eweliny się zgodzą? Jeśli nie chcieli jej kupić z fundacji, to czy będą chcieli od nie wiadomo kogo na aukcji internetowej? Poza tym na dużej przerwie zajrzałem do internetu. Są tam i drożej sprzedawane. A na polskiej stronie fundacji Livestrong, gdzie można zamówić z certyfikatem, są po dziesięć złotych. Z kosztami przesyłki jest drożej niż u ciebie.
* * *
Michał miał rację. Już po trzech dniach Ewelina przyszła z przeprosinami i pytaniem, czy może od Kamili kupić tę bransoletkę.
– Dam piętnaście dla równego rachunku – powiedziała.
Ale Kamila nie dała się przeprosić. Stwierdziła, że nie sprzeda nikomu ani jednej. Uzgodniła z rodzicami, że wszystkie może rozdać, w końcu, jak powiedział ojciec, to jej sprawa, co robi ze swoim kieszonkowym. Dlatego dostali wybrani. Z klasy poza Wojtkiem tylko Michał. Resztę dała Małgosi, Maćkowi, Białemu Michałowi, Aleksowi, Ewce, Tomkowi i Kindze. Ostatnią Kamila przeznaczyła dla Kaśki. Wreszcie znalazła pretekst, żeby ją odwiedzić.