ROZDARCIE (1)
– Przepraszam cię – powiedziała Małgosia i go odepchnęła. – Muszę natychmiast wyjść – dodała, sięgając po leżące na ziemi koszulę i sweter.
– Ale jeżeli ja coś… – zaczął zdumiony nagłą zmianą zachowania dziewczyny. Dopiero co sama zdejmowała mu T-shirt, a teraz raptem…
– Ty nic. To ja „coś” – odparła Małgosia, podkreślając silnie ostatnie słowo, i rozejrzała się po pokoju.
– Gdzie położyłeś moje okulary?
W milczeniu wziął z zamocowanej nad łóżkiem półeczki cienkie oprawki i podał jej. Próbował objąć dziewczynę, ale ona znów go odepchnęła. Bezradny stał na środku pokoju i patrzył, jak Małgosia szybko i nerwowo ubiera się i wychodzi.
* * *
– Mam dla ciebie niespodziankę – usłyszała w słuchawce głos Kuby.
Małgosia pchała przed sobą w Marcpolu wypakowany zakupami wózek.
– Hmmm – mruknęła.
Nie chciała o nic pytać. Wolała, by Kuba myślał, że ta niespodzianka niespecjalnie ją interesuje.
– Zapraszam cię do kina. I musisz pójść, bo nie mam się z kim kłócić, a pewnie będzie o co.
– Znów jakiś eksperyment? – spytała, udając obojętność.
– Tym razem nie, choć film też niemiecki. – Kuba chciał jeszcze coś dodać, ale Małgosia mu przerwała.
– Nie bardzo mogę iść… – zaczęła powoli. Za dobrze pamiętała ostatnią rozmowę o asertywności. Teraz nie chciała wyjść na osobę nieasertywną. Będzie twarda.
– Co to znaczy „nie bardzo mogę”? – Tym razem to Kuba jej przerwał. – Nie podałem jeszcze daty, więc nie wiesz, czy nie możesz. To raz. A poza tym kto chce, szuka sposobu, kto nie chce, szuka pretekstu. To dwa. Ty szukasz pretekstu. I po co? Nie jest fajnie ze mną się kłócić?
Małgosia milczała. Przecież nie chodziło o kłótnię. Raczej o to, że wtedy znowu ją pocałował, a ona potem nie mogła w nocy zasnąć. I znowu stawała przed lustrem, by dotykać swoich ust.
– Ja ci ten film nie bez powodu proponuję…
– Mianowicie? – Małgosia specjalnie zadała zdawkowe pytanie. Nie. Nie będzie wścibska. Nie będzie tańczyła tak, jak jej zagra Kuba.
– Mówiłaś coś o bibliotekoznawstwie – zaczął Kuba. – Ja widzę cię w czymś innym…
– W czym? – spytała sucho Małgosia, choć paliła ją ciekawość.
– Powiem ci, jak się spotkamy. Film jest…
– Nie uważasz, że to szantaż?
– Co?
– To, że mi powiesz, jak się spotkamy. Czemu nie teraz?
– Bo to nie jest rozmowa na telefon – uciął dyskusję zniecierpliwiony Kuba i podał miejsce i godzinę seansu, dodając przy tym, że mogą się spotkać przed kinem. O ile Małgosia nie chce, by odbierał ją z domu.
Zgodziła się. Dopiero gdy się rozłączyli, uświadomiła sobie, że nie zna nawet tytułu filmu.
– Co ja najlepszego wyprawiam? – mruknęła do siebie.
* * *
– Wiesz, Małgo… – zaczął Maciek, rozwalając się na jej kanapie z poduszką pod głową.
– Chcesz coś pić? – przerwała.
– Nie – odparł, poprawiając poduszkę i gestem zapraszając, by siadła obok. – Zastanawiam się nad czymś.
– No?
– Małgosia przysiadła się, ale nie przytuliła jak kiedyś. Była sztywna, jakby połknęła kij.
– Stało się coś? – spytał Maciek.
Pokręciła energicznie głową. Uspokojony nie dopytywał więcej, tylko ciągnął:
– Nie wiem, czy mama już doszła do siebie, czy nie. Czasem myślę, że jest już okej, a czasem, że to beznadzieja. Nie mam pojęcia, jak z nią rozmawiać. I wiesz co…
– No?
– Myślę, że jej się zdaje, że mnie też to odejście Piotra boli i dlatego cierpi. Jeśli jeszcze cierpi.
– A nie boli cię już? – spytała Małgosia i oparła się o ścianę obok Maćka, podciągając pod głowę drugą poduszkę.
– Na samym początku tak, bolało. Bo wiesz… przyzwyczaiłem się. Wydawało mi się, że skoro jego zabrakło, to nasza rodzina stanie się niepełna. Chyba ci tego nie mówiłem, co?
– Yhym… – mruknęła Małgosia, poprawiając poduszkę. – W ogóle nie bardzo chciałeś na ten temat rozmawiać. A ja nie drążyłam.
– Dobrze, że nie drążyłaś. – Maciek ścisnął Małgosię za rękę i pocałował jej dłoń. – Poukładałem to sobie w głowie. Bo teraz… im dłużej go nie ma, tym jest mi lepiej.
– Dlaczego?
Maciek machnął ręką, jakby odganiał natrętną muchę. I nawet nie dlatego, że znów przypomniała mu się pamiętna rozmowa, kiedy ojczym wręczył mu pudełeczko z prezerwatywą. Z zachowania Piotra wynikało, że chciał być bardzo nowoczesny. Tylko gdzieś mu się coś po drodze zgubiło. Prezerwatywa, pewnie, ważna rzecz, ale niekoniecznie powinno się ją komuś wręczać w taki sposób.
Cóż… Piotr w ogóle robił masę rzeczy, których normalny kulturalny człowiek nie powinien. Wielokrotnie bywał jak słoń w składzie porcelany. Maćka wiele z tych zachowań wkurzało. A najbardziej wkurzało go, gdy ojczym swoje zachowania próbował mu narzucić. Na przykład historia z dzwonieniem do innych, gdy ma się do nich interes. O! To Maćka doprowadzało niemal do szału. Piotr zawsze, gdy miał do kogoś interes, to dzwonił i najpierw pytał, co słychać. Maciek wiedział, że to Piotra gówno obchodzi, a tylko ten interes jest ważny. Maciek dobrze pamiętał moment, kiedy mama prosiła Piotra, żeby od razu przechodził do rzeczy, a potem zadawał pytania. Piotr odpowiedział, że to niegrzeczne. Mama wtedy zaczęła mu wtedy tłumaczyć, że gdy najpierw pyta, co słychać, a potem od razu przeskakuje do interesu, to wychodzi na zakłamanego faceta. Każdy, nawet idiota, się domyśli, że dzwonił w swojej sprawie, a nie po to, by spytać, co słychać. Piotr jednak upierał się, że to on ma rację.
Maciek uświadomił sobie, że wielokrotnie będąc świadkiem takich zachowań Piotra, po prostu odchodził. Małgosi opowiedział tylko to o telefonie. Wolał nie mówić więcej, bo mógłby się zagalopować i wygadać historię z prezerwatywą. Poza tym chciał pogadać nie o tym, co myśli o Piotrze, ale co zrobić z mamą.
– Zastanawiam się, czy świadomość, że jestem szczęśliwszy bez niego w naszym domu, przyniosłaby jej ulgę – powiedział i spojrzał Małgosi w oczy.
– Hm… – Małgosia zastanowiła się i po chwili zaczęła mówić powoli i z namysłem: – Możliwe, że przyniesie jej to ulgę. Bo na przykład ma wyrzuty sumienia, że przez jej zły wybór ty cierpisz. Ale może też pomyśleć, że jesteś nieczuły i nie identyfikujesz się z jej cierpieniem. Albo i jedno, i drugie.
– A co jest najprawdopodobniejsze?
– Jedno i drugie.
– Skąd wiesz?
– Z tego, co dzieje się u mnie w domu.
– A co się dzieje? Nic nie mówisz.
– Bo jak powiem, to się stanie prawdą.
– Co ty gadasz? Jak coś już jest faktem, to czy to powiesz, czy nie, tego nie zmieni.
– Ojej, ale tak…
– Rozumiem. Złudzenia. Są ci potrzebne.
– Ale nie wiesz, o co chodzi.
– Domyślam się, że o rodziców.
– Skąd?
– Bo widziałem twojego ojca… – zaczął Maciek, ale urwał, widząc przerażenie Małgosi.
– Gdzie?! – wykrzyknęła.
– Zmieńmy temat. – Maciek uniósł trzymaną dłoń Małgosi i znów pocałował. Dziewczyna jednak wyrwała rękę i aż podskoczyła na kanapie:
– Powiedz, co widziałeś!
– Mogło mi się wydawać.
– Ale pewnie nie wydawało – mruknęła Małgosia i ukryła twarz w dłoniach.
– Daj spokój! – przerwał Maciek i pogłaskał ją po plecach. – Oni są dorośli. Nie można się wtrącać w ich życie.
– Tobie łatwo tak mówić, bo twój ojciec z tobą nigdy nie mieszkał!
– Mieszkał – odparł spokojnie Maciek. – Tylko ja tego nie pamiętam. Poza tym zaręczam ci, że początkowo odejście Piotra też przeżywałem.
– Ale mój ojciec nigdzie nie odchodzi. On tylko ma jakąś babę! – wykrzyknęła Małgosia i zakryła dłonią usta.
Wprawdzie w domu nie było nawet mamy, bo po raz kolejny pojechała do sanatorium, ale cały czas instynktownie bała się, że raz wypowiedziane na głos słowa staną się prawdą. A przecież Maciek miał rację. Słowa nic tu nie zmienią. Fakty już się dokonały, a ona je znała.
Ojciec miał jakąś babę. Tylko ona nie chciała przyjąć tego do wiadomości. A przecież jesienią tyle razy go śledziła. Tyle razy widziała w kawiarni koło prokuratury, jak ściskał tę kobietę za rękę. Raz zrobiła nawet taki numer, że gdy mama po raz kolejny trafiła do szpitala, to powiedziała ojcu, że wróci po dwudziestej pierwszej. Czekała w ogródku jordanowskim, by zobaczyć, czy ta kobieta przyjdzie. Przyszła. Małgosia jak skamieniała stała przy siatce i obserwowała cienie migające za gęstą firanką w sypialni rodziców.
– Małgosia… A nie pomyślałaś, że może dla twojego ojca nie jest to nic poważnego, skoro nie rozwiązuje tego w sposób radykalny?
– Czyli co?
– Skoro nie odchodzi?
– A może nie odchodzi, bo nie ma dokąd? Może boi się podziału mieszkania i alimentów na mnie i mamę.
– Dlaczego na mamę? Przecież mama ma rentę.
– Zdaje się, że zgodnie z prawem, gdy małżonek opuszcza z własnej winy współmałżonka, który w trakcie trwania małżeństwa podupadł na zdrowiu, to musi na niego płacić alimenty.
– Skąd ty to wiesz?
– Przecież ojciec jest prawnikiem. Dupowatym, ale prawnikiem.
Maciek zaniemówił. Małgosia pierwszy raz powiedziała coś takiego o swoim ojcu. Przez resztę popołudnia w milczeniu słuchali muzyki i próbowali odrabiać lekcje. Małgosia włączyła Linkin Park. Ale to nie z tego powodu nie mogli się skupić. Każde myślało o swoim domu. A także o tym, czy ten, który kiedyś razem stworzą, okaże się lepszy? I tylko Maćkowi to „kiedyś” wydawało się bardziej odległe niż Małgosi, ale ona po raz pierwszy miała poważne wątpliwości, czy ten wspólny dom założy właśnie z Maćkiem… Gdy ją całuje, to już nie wali jej serce tak jak kiedyś.