URODZINY (1)
– Nie.
To jedno słowo wypowiedziane przez Kamilę wprawiło matkę w osłupienie. Choć przecież właśnie takiej reakcji powinna była się spodziewać, skoro dopiero teraz, przed zakończeniem roku szkolnego, poinformowała córkę o przeprowadzce. A jednak! Gwałtowna reakcja Kamili zaskoczyła panią Halinę. Zwłaszcza że nie zdążyła jeszcze powiedzieć jej nic o nowym domu ani nawet o tym, gdzie się znajduje.
– Co to znaczy „nie”? – spytała.
– To, co słyszałaś! – odparła Kamila. – Nie przeprowadzę się z wami.
– Ale przecież nawet tego domu nie widziałaś!
– To nieważne! – Kamila machnęła ręką.
Nie chciała przyznawać się matce, że widziała u Olka zdjęcia. Miała gdzieś ten dom. Zwłaszcza że na oficjalną informację o tym, że ów dom w ogóle istnieje, czekała kilka tygodni. „Tchórze!” – myślała z pogardą o rodzicach, odczuwając przy tym coś na kształt satysfakcji. Musi być silna, skoro aż tak obawiali się jej reakcji.
– To ciekawe… a gdzie zamieszkasz? – dobiegło ją pytanie matki.
– Tu, gdzie mieszkam teraz. Nie powiesz mi chyba, że to mieszkanie sprzedajecie!
– Może… – Matka nie chciała odpowiadać na to pytanie.
– Za dwa tygodnie kończę osiemnaście lat i chyba bierzecie pod uwagę to, że za jakiś czas będę chciała mieszkać sama. Chyba nie pozbawiasz mnie takiej możliwości! W końcu jesteś moją matką!
– A utrzymasz się sama?
Na to pytanie Kamila nie odpowiedziała. Miała w końcu takie plany… Ostatnio myślała o lingwistyce stosowanej. O! To dopiero jest kierunek. Potem mogłaby być tłumaczką w jakimś ministerstwie. Może wyjechałaby na placówkę. Ale jak studiować i się utrzymywać? Iść do pracy i studiować zaocznie? Brrr. Wzdrygnęła się na samą myśl. Przecież chciała wieść normalne studenckie życie. Imprezy w klubach i akademikach. A tak… Niestety. Właśnie to pytanie i brak odpowiedzi na nie sprawiły, że mimo protestów Kamili przeprowadzka stała się faktem.
Jedynie na temat zmiany szkoły rodzice milczeli. Kamila uznała więc, że od września nic się nie zmieni. Nadal będzie uczennicą mieszczącego się na Saskiej Kępie liceum imienia Adama Mickiewicza.
* * *
Przypomniała sobie tę rozmowę teraz, gdy wreszcie w beznadziejnej sytuacji dostrzegła jedyny jasny punkt przeprowadzki. Urządzi urodziny. W nowym kiełpińskim domu miała niemal apartament. Składał się nań duży pokój z mikroskopijnym przedzielonym barowym stołem aneksem kuchennym i małą sypialnię z własną łazienką.
Niestety… mina zrzedła jej dość szybko. Po pierwsze kto w lipcu jest w Warszawie? Dzwoniła do tylu znajomych, ale większość wyjechała. Cóż… o tym nie pomyślała. Od kiedy sięgała pamięcią, oni również w wakacje wyjeżdżali. Z reguły za granicę. Dzięki temu problem wyprawiania urodzin sam się rozwiązywał. Spędzała je z rodzicami, którzy organizowali najbardziej wyszukane atrakcje w tym miejscu, w którym akurat przebywali. Teraz, kiedy po raz pierwszy od niepamiętnych czasów siedziała w domu i mogła zaprosić gości, nie miała kogo.
Kilka osób z klasy, które były w Warszawie, nie chciało jechać na imprezę aż za Łomianki. Ze wszystkich znajomych z dawnej klasy pani Czajki, do których zatelefonowała, w Warszawie został tylko Maciek. Ale jak twierdził – był zajęty sprawami rodzinnymi. Jakimi? Kamila nie wnikała. Małgosia spędzała lato z matką na wsi u dalekiej rodziny. Kogo więc zaprosić? Grzebiąc w szufladzie nowiutkiego biureczka, szukała notesu z telefonami. Przecież nie spędzi urodzin tylko w towarzystwie rodziców i Kuby.
Spojrzała za okno na stojący obok dom Majewskich. Olek? O tym zdążyła tylko pomyśleć, kiedy mama weszła do pokoju i oznajmiła:
– Zaprosiłam na twoje urodziny Majewskich. Mam nadzieję, że nie masz pretensji. W końcu nie możesz ich spędzać sama. Poza tym mamy z ojcem dla ciebie niespodziankę – zakończyła tajemniczo i się uśmiechnęła.
Chyba ten uśmiech ośmielił Kamilę, by zapytać o Wojtka. W końcu nie może spędzać swojej osiemnastki bez niego. Ale… szybko okazało się, że się przeliczyła. Mama za żadne skarby świata nie chciała zgodzić się na zaproszenie go do domu. Nawet na urodziny!
– To jest mój dom! – krzyczała.
– Ale ja kończę osiemnaście lat! Nie masz prawa ingerować w moje znajomości!
– To, że stajesz się pełnoletnia, nie znaczy, że od razu jesteś dorosła. Dorosłość zaczyna się wtedy, gdy się samemu na siebie zarabia!
– To ciekawe! W takim razie ty też nie jesteś dorosła, bo na ciebie haruje ojciec!
– Nie bądź bezczelna! Ja też pracuję! Dom to też praca!
– Tyle że ciągle korzystasz z pomocy babci! A ja mam jeszcze czas na zarabianie! Na razie moim obowiązkiem jest nauka i wydaje mi się, że patrząc na moje świadectwo, nie masz wątpliwości co do tego, czy dobrze ten obowiązek wypełniam!
– To i tak nieważne! Wojtek tu będzie po moim trupie!
– W takim razie spędzam urodziny poza domem! Życzenia składaj fotografii. I nie zapomnij postawić przed nią tortu! Tylko nie wiem, czy zdjęciu uda się zdmuchnąć świeczki. Myślę, że twoi goście zrozumieją moją decyzję. Zaraz zresztą zadzwonię do Olka i mu powiem!
– Co to za krzyki? – W drzwiach pokoju stanął ojciec.
– Mama nie zgadza się, bym na urodziny zaprosiła Wojtka, więc właśnie jej tłumaczę, że w takiej sytuacji nie spędzę urodzin w domu… – wyjaśniła Kamila.
– Możesz zaprosić Wojtka – powiedział ojciec, nie patrząc na mordercze spojrzenie posyłane przez małżonkę. – Na swoje urodziny możesz zapraszać, kogo chcesz. Chodź, kochanie – dodał i ująwszy matkę pod ramię, wyprowadził ją z pokoju.
Kamila błyskawicznie zadzwoniła do Wojtka.
– Wiesz co? Zapraszam cię do siebie do domu na osiemnastkę.
– A mama?
– Spoko. Załatwione.
– Zgodziła się? – Wojtek nie krył zdziwienia.
– Pewnie! Zupełnie jej minęło! – skłamała Kamila. Po co robić Wojtkowi przykrość?
– Co chcesz w prezencie?
– Cokolwiek – odparła.
– Jednym słowem dajesz mi wolną rękę?
– Tak.
Gdy skończyli rozmowę, zadzwoniła do Małgosi. „Jak to dobrze, że ktoś wymyślił telefon komórkowy” – pomyślała, czekając, aż przyjaciółka odbierze.
– No i jak tam? – spytała, nie chcąc, by wyglądało, że dzwoni tylko po to, by się wyżalić i porozmawiać o swoich sprawach.
– Mama trochę lepiej, ale wiesz… poczekaj chwilę. Musiałam odejść, by mama nie słyszała. Z Maćkiem nie bardzo.
– To znaczy co?
– Obraził się i mnie unika.
– Jak to „obraził się”?
– Sam nie dzwoni, a jak ja zadzwonię, to nie ma czasu.
– Ale o co mu poszło?
– Paweł był… – odparła Małgosia.
– Ten ze Stanów? – zainteresowała się Kamila.
– Tak.
– No i co?
– Eeee nic. Poszliśmy raz we trójkę i Maciek narobił mi takiego wstydu…
– Ale co zrobił?
– Popisywał się. Chciał za wszelką cenę pokazać, że jest mądrzejszy od Pawła.
– No… chyba normalne. Maciek zawsze lubił się popisywać i być w centrum uwagi – stwierdziła Kamila.
– Tak! Ale żebyś ty słyszała te jego wykłady. Tu Dominik Merlini, tu jakiś tam od kolumny Zygmunta i jakaś tam od syrenki… Ech! A u ciebie co?
– Pierwszy raz w życiu wyprawiam w domu urodziny.
– O! – Zaskoczona Małgosia nie była w stanie powiedzieć nic więcej ponad „o”, które mogło wyrażać właściwie wszystko. – O! – powtórzyła.
– Ale nie wiem, kogo zaprosić. Nikogo nie ma w Warszawie. Ale mogę zaprosić Wojtka!
– Zaproś Ewkę – poradziła Małgosia. – Ona jest w Warszawie.
– Nie chcę. Po tych jej głupich wróżbach, które się nie sprawdzają…
– A co ci wyszło, bo nie pamiętam?
– Że moje życie uczuciowe gwałtownie się skończy.
– Eeee… to chyba miało się tyczyć mnie – odparła smętnie Małgosia. − Poza tym mnie się sprawdziło. Kłopoty w szkole miałam. Z fizyką były takie przechery, że szkoda gadać. A niespodziewana wizyta rzeczywiście wprowadziła zamęt.
– Eee… – odparła Kamila. – Nie wierz w to. Przypadek i tyle.
Przyjaciółki zmieniły temat. Rozpoczęła się prawie godzinna rozmowa na temat kostiumów kąpielowych i sukienek, która przeszła w rozmowę o studiach. Małgosia obstawała przy bibliotekoznawstwie, Kamila perorowała na temat lingwistyki. W końcu w tle dało się słyszeć wołanie mamy Małgosi, przypominającej, że na stole stoją pierogi z jagodami. Musiały się pożegnać.