ZAZDROŚNICY
– Przestań mi zawracać głowę, przestań za mną chodzić.
Popatrz, idzie jesień polem, lato już odchodzi… – Z łazienki dobiegał śpiew mamy. Jakże na czasie! Choć od kilku tygodni Ewa nie wiedziała, kto ma przestać. Pytanie, kogo wybrać, stało się po sylwestrze nie lada dylematem. Dlatego nie odpowiedziała na porannego esemesa od Michała. Maciek z Małgosią idą dziś do kina na „Pottera”. Przyłączymy się?
– Mamo!
Długo jeszcze? – zawołała. – Bo ja się do szkoły spóźnię!
– Zaraz! – odkrzyknęła mama i po chwili z łazienki doleciały Ewę dalsze śpiewy:
– Przestań czekać pod tym borem, bo się nie doczekasz. Popatrz, idzie jesień polem, przestań na mnie czekać…
– Mamo!
Jesień już się skończyła, a za moment mnie się cierpliwość skończy…
– Zaraz. Mówię, że zaraz, to zaraz!
– A co ty tam wyśpiewujesz?
– Nic! – odkrzyknęła mama i wbrew zapewnieniom zaśpiewała dalej: – Nie wyśniłam ja cię nigdy, nigdy nie szukałam. Nocką ciemną nie marzyłam, ptakom nie szeptałam…
– Mamo!
– Zaraz, do jasnej cholery! Daj mi skończyć chociaż zwrotkę! – odkrzyknęła mama i z łazienki ryknęło głośniejsze: – Przestań za mną chodzić, mówię, przestań za mną chodzić. Tylu chłopców jest na świecie, nie ty jeden przecież!
– Ja ci zaraz dam! – odezwał się ojciec i stanąwszy pod drzwiami, zapukał energicznie. – Wyłaź! Jagoda! Ewka się do szkoły spóźni.
– No zaraz! – krzyknęła mama wyraźnie zła.
Po chwili jednak otworzyła drzwi łazienki.
– Co to za pomysł tak się zamykać! – zawołała Ewa, wchodząc do łazienki, ale spojrzała na ojca i zamilkła.
Był najwyraźniej wściekły. O co?
Myła się szybko. Musi pędzić do szkoły. Poradzić się Małgosi. W końcu naprawdę nie wie, co robić. Z dnia na dzień czuła się coraz bardziej rozdarta. Stan ten trwa już kilka tygodni. A wszystko przez Spytka i Michała. To rozdarcie nasilił sylwester. Zwłaszcza fakt, że obaj się na nim spotkali.
– Ja wszystko rozumiem! – dobiegł ją głos ojca, gdy zakręciła wodę w kranie. – Że dawni znajomi, wspomnienia, ale…
– Ale co?
– Śpiewasz sobie jakąś starą piosenkę Gawędy i dajesz mi do zrozumienia, że…
– Nic ci nie daję do zrozumienia – przerwała mama. – Po prostu na sylwestra spotkałam starych znajomych, przypomniało mi się coś i sobie śpiewam.
– Wiem. O znajomych wiem. Przez to przesiedziałem cały bal przy stoliku, bo ty się bawiłaś z innymi. I co? Teraz mam przestać za tobą chodzić. Tak?! – denerwował się ojciec.
– Zazdrosny? Oj! Tego się po tobie nie spodziewałam! – Mama zaśmiała się, a Ewa idąc z łazienki do pokoju, aż przystanęła na chwilę. Taką rozmowę między rodzicami słyszała pierwszy raz. – Mój zazdrośnik… Mój, mój! – powiedziała mama i w pokoju rodziców nastała cisza.
Kiedy Ewa zajrzała do nich przez szparę w drzwiach, całowali się.
– Yhm – chrząknęła, a oni odskoczyli od siebie jak przyłapani na czymś nagannym.
* * *
– Czy twój tata jest zazdrosny o mamę? – spytała Małgosię na przerwie, ale zaraz też pożałowała pytania. Twarz Małgosi zmieniła się od razu.
– Daj spokój. – Małgosia machnęła ręką. – Gdyby ojciec był zazdrosny o mamę, to…
– To co?
– Nic. – Małgosia wzruszyła ramionami. Nie chciało jej się mówić o rodzicach. Co też tej Ewie chodzi po głowie?
– A myślisz, że się jeszcze kochają?
– Kto?
– Twoi rodzice?
Małgosia nie odpowiedziała, ale spojrzała na Ewę tak, że ta szybko zmieniła temat.
– Wiesz, że moja mama śpiewała kiedyś w Gawędzie?
– Przecież to syf.
– No teraz może i syf, ale kiedy mama była w naszym wieku, to były kolejki, by się do Gawędy zapisać.
– I po co?
– Wszyscy chcieli śpiewać. Jeździli po Polsce i po całym świecie…
– Mazowsze też jeździło po całym świecie – zauważyła Małgosia.
– Co cię ugryzło?
– spytała Ewa. – Tak jakoś wszystko moje umniejszasz.
Tego dnia więcej nie rozmawiały. Zresztą większość klasowych pogawędek dotyczyła sylwestra, a Ewie na ten temat nie chciało się mówić. Zwłaszcza że Biały Michał nie spuszczał z niej wzroku. Udawała, że tego nie widzi, ale… czuła te spojrzenia. O Boże! A ona na dziś umówiła się ze Spytkiem. Teraz przez głupią sprzeczkę z Małgosią o rodzicach i Gawędzie nie ma z kim porozmawiać o Spytku. A zresztą… musiałaby Małgosi streścić wydarzenia całego sylwestra. Na przykład wyjaśnić to, dlaczego przyszła ze Spytkiem, a bawiła się z Michałem. A także tłumaczyć, czemu umówiła się ze Spytkiem i nie odpowiedziała na esemesa Michała. Ale cóż… Na szczęście Małgosia słowem nawet nie wspomniała o kinie.
* * *
– Widzisz? Znów po nią przyszedł – Aleks trącił Michała tak mocno, że nowiutkie pióro, które dostał na Gwiazdkę, zrobiło w zeszycie od matematyki potężnego kleksa.
– Weź uważaj! – powiedział Michał, ale spojrzał tam, gdzie patrzył Aleks, i… zamarł. Dookoła pomnika Prusa maszerował Spytek, wydeptując ślady na śniegu. Z góry wyraźnie było widać, że układają się w serduszko.
– Cholera – mruknął pod nosem, ale nie na tyle cicho, by uszło to uwadze Aleksa.
– Ja też tak twierdzę.
– Że co?
– Że Ewka to cholera! Najpierw tańczy z tobą przez całego sylwestra, a potem zaprasza tego Spytka pod szkołę.
– Przecież sam mówiłeś kiedyś, że to fajny gość.
– No bo fajny, ale…
Aleks nie wiedział, co powiedzieć. Właściwie to lubił Spytka, ale szkoda mu było Michała. Od wakacji zmienił się nie do poznania. Czy to miłość? Sam Aleks nie bardzo to rozumiał. Dziewczyny? No… Aśka na przykład jest super. Małgosia też. I z Maćkiem tworzą superparę, ale… jakoś koledzy się od niego oddalają. Nawet Michał. Teraz też. Kolejny raz spojrzał w okno i zgrzytnął zębami. A może jemu, Aleksowi, tylko się zdawało?
* * *
– Chodź! – Ewa pociągnęła Spytka za rękaw.
Nie chciała, by zaraz obok pojawił się Michał. Nie chciała patrzeć mu w oczy, choć on przez cały dzień szukał jej wzroku.
– A „dzień dobry”? – Spytek przekrzywił śmiesznie głowę.
– Dzień dobry – burknęła Ewa i ruszyła w kierunku Wału Miedzeszyńskiego.
– Co cię ugryzło?
Spytek nie rozumiał jej zachowania. Zerwał się z ostatniej lekcji, by dojechać do Warszawy i ją zobaczyć, a ona…
– Nic – odparła Ewa. – Pospiesz się.
– Michał… – Podświadomie czuł, że to ma związek z Michałem. – Tańczyłaś głównie z nim, a teraz… nie chcesz z nim gadać?
– Bo taniec to nie wszystko.
– Dwa dni temu wydawało mi się, że myślisz zupełnie inaczej.
– Zazdrosny? Oj! Tego się po tobie nie spodziewałam! – odparowała i nagle uświadomiła sobie, że we własnym głosie usłyszała mamę. Teraz powinna tak jak mama tatę… pocałować Spytka. Ale ani Spytek, ani ona nie powiedzieli nic.
– Czemu nie idziemy w stronę twojego domu? – zaciekawił się Spytek.
− Idziemy, ale trochę naokoło.
– Czemu?
– Nie wiem – odparła Ewa i wzruszyła ramionami.
Ale wiedziała. Czuła, że teraz pod jej klatką stoi Michał i czeka na jej powrót. Przecież właśnie zwiała mu sprzed szkoły. No, ona na jego miejscu by tak zrobiła. Oczywiście gdyby była facetem. Może za jakiś czas pójdzie do domu? Spojrzała na komórkę. Telefon milczał.
W tym momencie poczuła uderzenie w plecy. Obróciła się. To roześmiany Spytek rzucił śniegiem. Schyliła się i również ulepiła zgrabną pigułę.
– Ja ci zaraz dam! – zawołała i podbiegła w jego kierunku.
Plask! Biała kula wylądowała na plecach Spytka.
Kiedy po czterdziestu minutach zbliżali się Walecznych do Międzynarodowej, byli prawie cali ośnieżeni. A tuż przed blokiem Ewy Spytek wywrócił ją i śnieżnymi kulami natarł mocno twarz. Zanim wstała i otrzepała się ze śniegu, on zdążył już zerwać się na równe nogi i odtańczywszy dziki taniec, począł wykrzykiwać:
– Wygrałem! Wygrałem! Wy…
Umilkł. Biały Michał stał po drugiej stronie trawnika i znacząco kiwał głową. Ewa spojrzała w jego stronę.
– Nie odpowiedziałaś na esemesa… – zaczął cicho, kiedy podszedł do Ewy.
– Nie myślałam, że to coś ważnego.
– Mogłeś w szkole ją zapytać – odezwał się Spytek.
– Ty się nie wtrącaj – warknął Michał, a jego ton zmroził Ewę.
– A ty się nie narzucaj! – powiedział Spytek.
– Gdybym się narzucał, to wystawałbym pod szkołą…
– A tak wystajesz pod domem – zauważył Spytek i powiedział to takim tonem, że aż Ewa parsknęła krótkim, nerwowym śmiechem.
Nie wiedziała, co robić. Lubiła i jednego, i drugiego. Którego bardziej? Poza tym lubienie to nie wszystko. Potrzebne jest jeszcze coś. Czy to istnieje? W ciągu ostatnich kilku tygodni pytała samą siebie o to po raz enty.
– Dajcie spokój – poprosiła cicho.
Zamilkli. Obaj bali się powiedzieć głośno to, o czym po cichu myśleli. Ewa musi któregoś z nich wybrać. Czuli, że i ona to wie. Tylko co zdecyduje?
Spytek spojrzał na nią. Liczył na ciepłą herbatę u Ewy, ale teraz czuł, że powinien pójść na przystanek Arki i wracać do Otwocka. Odwrócił wzrok w kierunku Michała. Zagryzione wargi, kieszenie wypchane zaciśniętymi pięściami. Niech Ewa wybiera.
– Wiecie co… – zaczął Spytek. – Lecę na autobus – stwierdził i ruszył w kierunku Waszyngtona. Szedł wolno. Liczył na to, że Ewa go zawoła.
Nawet miała taki zamiar, ale Michał zastąpił jej drogę.
– O nie! Teraz czas dla mnie – zarządził głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Idziemy do ciebie robić matmę, a potem kino.
Chciała coś powiedzieć, ale Michał tak stanowczo popchnął ją w kierunku jej własnej klatki schodowej, że ku własnemu zdumieniu potulnie otworzyła drzwi.
Wchodząc do mieszkania, od razu usłyszała głos matki, która tak jak i rano śpiewała starą piosenkę Gawędy:
– Przestań mi zawracać głowę, przestań za mną chodzić.
„Tylko kto?” − spytała Ewa samą siebie.
Wstydziła się, że sama nie wie, czego chce. Ale nie wiedziała. Ojej. I pomyśleć, że tak ją kiedyś śmieszyła Kamila.