DZIADEK (2)
Fregata była restauracyjką z PRL-owskim klimatem i dobrą polską kuchnią. Michał kilka razy jadł tu pierogi lub rosół. Lokal znajdował się na parterze wieżowca, więc czynny mógł być tylko do dwudziestej drugiej. Potem zapadała cisza nocna i… właściciele zamykali przybytek, co doprowadzało do rozpaczy okolicznych piwoszy zmuszonych do przenoszenia się gdzie indziej. W piątkowy wieczór we Fregacie było tłoczno. Michał znalazł tylko jeden malutki wolny stolik pod ścianą. I stało przy nim tylko jedno wolne krzesło. Barmanka z zaplecza przyniosła drugie, gdy poprosił o kawę i powiedział, że na kogoś czeka. Do spotkania ze Stodulskim zostało jeszcze kilka minut.
Starszy pan przyszedł punktualnie. Michał dopiero teraz mu się przyjrzał. Drobny, szczupły, był jakby zaprzeczeniem zwalistego pseudodziadka Józefa Ruszczykowskiego.
Stodulski zdjął płaszcz, powiesił na wieszaku staroświecką czapkę z daszkiem, przeczesał przerzedzone włosy i usiadł przy stoliku.
– Zamówić coś panu? – Michał zerwał się od stolika, a pochwyciwszy zdumione spojrzenie Stodulskiego, dodał: – Tu jest samoobsługa. Zamawia się i płaci przy barze.
Stodulski chciał wstać, ale Michał powstrzymał go.
– Ja zapraszam. W końcu przyciągnąłem pana aż na Saską Kępę.
– To tylko herbatę – odparł staruszek.
Gdy po chwili Michał wrócił do stolika z filiżanką, Stodulski zaczął:
– Prawdę mówiąc, chciałem spotkać się z panem już dawno, ale to dzisiejsze zdarzenie przyspieszyło sprawę…
– Chodzi panu o tę hipotekę? Mówiłem panu, że moja mama…
– Nie chodzi o hipotekę… – Stodulski pokręcił głową i westchnął ciężko. – Chciałbym pana jakoś namówić do zgody…
– Do zgody? Mnie? – zdumiał się Michał. – Przecież ja nie jestem w niezgodzie… Nie ja to wszystko zacząłem… – Michał był wyraźnie rozżalony. – Zapomniał pan…
– W panu jest duża agresja i złość na dziadka…
– Dziadka. – Michał prychnął z taką pogardą, że Stodulski aż się wzdrygnął. Przez jego twarz przebiegło coś na kształt chmury niezadowolenia, ale po chwili rozpogodził się.
– Wie pan… mimo wszystko to jest pana dziadek.
To powiedziawszy, Stodulski wyjął z kieszeni marynarki małą fotografię i położył ją przed nosem Michała.
– Skąd pan to ma? – spytał Michał zdumiony.
Był przekonany, że nikt nie dowie się o kawale, na który wpadł dziś, rozmawiając z Maćkiem o Dniu Dziadka. Że stary Ruszczykowski nikomu tego nie pokaże. Taka prywatna, mała zemsta za dzieciństwo pełne upokorzeń. Wysłane kurierem pudełko czekoladek i kartka pocztowa z napisem: „Wspaniały Dziadek”, a w środku przyklejone jego zdjęcie z dzieciństwa. Takie specjalne zdjęcie z… dziadkiem. Jakże dziś świetnie bawił się, robiąc ten, w swoim przekonaniu, genialny psikus.
Na zdjęciu on – Michał ma niecałe pięć lat. Zostało zrobione w przedszkolu w Dzień Dziadka i Babci. Można to poznać po dekoracji i napisie „Doskonała miłość czasem nie przychodzi, aż do pojawienia się pierwszego wnuka”. Tego dnia wszystkie dzieci fotografowano na tle tego napisu. Pozowały z dziadkami i babciami. A Michał był jedynym dzieckiem, do którego nikt nie przyszedł. Cóż… na co dzień miał tylko jedną babcię, czyli mamę jego mamy, która akurat wtedy trafiła do szpitala. Dlatego na fotografii widniał sam, z misiem pod pachą i miną, na której pod sztucznym uśmiechem skrywał smutek. Dziś, po powrocie z cmentarza, gdzie z Maćkiem odwiedzili jego dziadka i oglądali groby, które wśród śniegu fotografował, postanowił odszukać to przedszkolne zdjęcie. Wiedział, że w domu jest kilka odbitek, bo dzieciom robiono komplety, by mogły podarować je dziadkom. Fotograf najwyraźniej nie zwrócił uwagi, że przygotowuje kilka odbitek dla jedynego dziecka, które na zdjęciu stoi zupełnie samo. Wśród tych jego odbitek była jedna szczególna i w porównaniu z innymi dość zniszczona. Teraz leżała przed nim na stoliku we Fregacie.
– Wkurzył się? – spytał Michał z nadzieją w głosie.
Stodulski pokręcił głową. Michałowi mina zrzedła, ale wtedy Stodulski powiedział:
– Popłakał się…
– O! – Michał nie krył zadowolenia. – Ze złości? – W głosie Michała znów dało się słyszeć nadzieję, która jednak szybko zgasła, bo Stodulski pokręcił głową i z kieszeni wyciągnął inną fotografię. W przeciwieństwie do jego zdjęcia z przedszkola ta była czarno-biała. Przedstawiała chłopca tak niezwykle do niego podobnego, że Michał aż oczy wytrzeszczył. Na dodatek ten chłopiec też miał w ręku misia. Uśmiechał się dość podobnie, a obok niego stał mężczyzna w stroju Świętego Mikołaja.
– To jest…
– Pański ojciec – dokończył za niego Stodulski.
– Ten człowiek… – szepnął Michał.
– Chyba pański dziadek dopiero teraz uświadomił sobie, że jest pan jego wnukiem.
– I?
– Prosił, bym jakoś pana przekonał, by pan przyjechał do niego.
– Po tych wyzwiskach?! Po tych wszystkich strasznych słowach?! – Michał nie mógł uwierzyć w to, co słyszy, więc podniósł głos, aż siedzący przy sąsiednich stolikach odwrócili się w jego stronę.
– Pan zapomni o tym – powiedział Stodulski, lekko dotykając dłoni Michała, jakby chcąc w ten sposób przekazać mu najcieplejsze uczucia. – To stary człowiek, który stoi nad grobem.
– Wie pan co… to jest chyba u nich rodzinne. W imieniu jego syna dzwoniono do mnie z hospicjum z informacją, że umiera i prosi o to, bym przyjechał i mu wybaczył.
– Nie pojechał pan. – Stodulski pokiwał głową. – Nie żałuje pan?
– Nie – odparł szybko Michał.
– Na razie – stwierdził Stodulski, kładąc nacisk na oba słowa. – Za jakiś czas może przyjść moment, że pan pożałuje. A już jest za późno. W przypadku dziadka ma pan jeszcze szansę.
– To chyba on ma szansę – szepnął Michał i wziął do ręki swoje zdjęcie.
– Właśnie dzięki panu ją wykorzystał – powiedział Stodulski i spojrzał na trzymaną przez Michała fotografię. – Niech pan do niego pójdzie.
Michał pokiwał głową na znak zgody.
– Intencje może miał pan i nie najlepsze, ale wyszło dobrze… On jest pana dziadkiem, a pan jego wnukiem. Upartym jak on, ale on już ustąpił. Teraz pana kolej. – Stodulski zamilkł.
Przez chwilę patrzył na fotografię, którą Michał trzymał w ręku. Obok małego chłopczyka z misiem ktoś niewprawną ręką czarnym mazakiem dorysował prymitywnego ludzika. Miał patykowate ręce i nogi, a na piersi napis „Dziadek” z literą ZET napisaną lustrzanym odbiciem. Na środku widniał ślad po łzie. Była to łza mamy, która przed laty przyłapała go, jak robił ten rysunek. Teraz na fotografii pojawił się drugi ślad. Michał zdumiał się. Nie myślał, że kiedykolwiek ktokolwiek jeszcze z tego powodu się popłacze.