×

Nós usamos os cookies para ajudar a melhorar o LingQ. Ao visitar o site, você concorda com a nossa política de cookies.


image

7 metrów pod ziemią, „Chciałbym wtopić się w tłum”. Jak wygląda życie osób niskorosłych? – 7 metrów pod ziemią

„Chciałbym wtopić się w tłum”. Jak wygląda życie osób niskorosłych? – 7 metrów pod ziemią

Ja się urodziłem w rodzinie pięcioosobowej.

Wszyscy u mnie, moje rodzeństwo, są normalnego wzrostu.

Miałem tak: stosunkowo większą głowę,

krótkie kończyny, a potem jak zacząłem się rozwijać, to stawało się coraz bardziej widoczne.

Dzieci mnie nie obrażają. Dorośli są bardziej... mówią np. "karzeł".

Nie lubisz tego słowa?

Nie cierpię po prostu.

Wiesz, że nawet kobieta kiedyś powiedziała, że moja mama to musiała

zobacz pani, że ta matka tego chłopaka to musiała pić alkohol albo jeszcze coś, zobacz co to się urodziło, zobacz CO TO się urodziło.

Twoim największym marzeniem jest możliwość wtopienia się w tłum.

Dlaczego? Czy to dlatego, że takie osoby jak Ty, niewysokie, mają przechlapane?

Wiesz, zależy jak to rozumiemy.

Np. chciałbym się kiedyś schować w tłum idąc np. ulicą, kiedy mam zły dzień.

I wtedy chowam się, jestem jak wszyscy, nikt mnie nie widzi.

A jeżeli mam do tego zły dzień, jeszcze nie mogę schować się w tłum i czuję wzrok ludzi,

jakieś tam komentarze,

to moje złe samopoczucie się jeszcze bardziej pogłębia.

To też jest chyba dlatego, że chciałbym się kiedyś schować w tym tłumie.

Mówisz: kiedy słyszę komentarze. Jakie komentarze pojawiają się, co słyszysz, co ludzie mówią?

Wiesz co, najbardziej chyba mnie

tak najbardziej chyba mnie dotyka, to że jak idą przypuśćmy mamy z dziećmi,

i wiem, że dzieci są ciekawe świata, że zadają różne pytania,

a te mamy czasem robią tak, jakby chciały te dzieci uchronić przede mną, że jakbym ja był kimś złym.

Że po prostu jakimś strachem na te dzieci albo

no jakąś taką osobą odrzucającą, żeby tego nie widziały. To często się zdarza, często widzę jak mamy

dziecko za rękę i nie patrz tam.

I wtedy jest mi przykro, bo ja lubię dzieci, zresztą moja praca na tym polega, że mam częsty kontakt z dziećmi,

dzieci mnie lubią, ja lubię dzieci,

a nie wiem dlaczego tak rodzice reagują, to jest takie zastanawiające też.

Przed kim one chronią te dzieci?

No nie znając mnie, a nie wiem czy tak naprawdę, bo może rzeczywiście źle wyglądam, że może odstraszająco.

Albo po prostu nie wiedzą, jak powinny się zachować.

Jak powinny Twoim zdaniem?

Wiesz, może w ogóle zacznijmy od tego, że dzieci są śmieszne, bo dzieci są fajne, bo one np. nigdy nie powiedziały na mnie jakoś obraźliwie,

przynajmniej nie słyszałem

albo nie chciałem usłyszeć, większość np. słyszę: mama, mama zobacz jaki idzie mały pan.

To nie jest obraźliwe. No jestem mały,

pan, bo już jestem dorosły, czyli

albo kiedyś jeszcze była taka śmieszna sytuacja, jeszcze do tego dopowiem,

była zima, ja miałem taki gruby szalik

i miałem dłuższą kurtkę no i dziecko z mamą, i mówi tak:

mamo, mamo, zobacz jaka idzie mała stara babka.

To było takie zabawne, no śmieszne, ale

ale dzieci nie obrażają mnie, np.

no mówią najwyżej: elf, krasnal, ale to są postacie raczej z ich życia z bajek, że one są miłe.

One nie są złe.

Dorośli są bardziej... mówią np.

karzeł.

Nie lubisz tego słowa?

Nie cierpię po prostu.

Nie lubię, ono ma taką negatywną konotację.

Że ja wiem, że jak ktoś chce mi zadać ból albo popsuć nastrój,

to jak z rękawka to słówka i ma załatwione, że ja już mam wtedy

źle się czuje, że myślę, że ktoś mnie obraża, że po prostu chce mi zrobić przykrość.

Wpisałem wczoraj słowo karzeł w słownik synonimów,

No właśnie, czytałeś?

wyskoczyło gnom, potwór...

Masakra jakaś w ogóle, małpiszon, najgorsze takie obrazy, ja tego nie rozumiem.

Dlatego zawsze będę powtarzał, że nie możemy sobie pozwolić, ludzie niskorośli, żeby nas tak nazywano, bo to jest... bo to nic bo to słowo karzeł naprawdę jest po prostu wstrętne.

Wyjaśnijmy może z czego wynika Twój niski wzrost?

Okej.

Znaczy tak, ja się urodziłem w rodzinie pięcioosobowej,

wszyscy u mnie, moje rodzeństwo, są normalnego wzrostu,

to jest przyczyna zmutowania genu.

Jakiś... ja to nazywam przypadkiem losowym.

Po prostu. Mój tata, tzn. taty nie mam, ale był wysoki mężczyzną, mama jest jak kobieta, średniego wzrostu...

Twoje rodzeństwo...?

Moje rodzeństwo tak, nawet jest to taka ciekawostka, bo mój brat pracuje w wojsku, jest żołnierzem, więc musi być wysoki, wysportowany, silny mężczyzna.

Kawał chłopa?

Kawał chłopa jak to mawiają.

Czy od początku było wiadomo, że Ty będziesz niższy?

Tzn. wiesz co, jak ja się rodziłem, to były odległe czasy już,

no może nie aż tak, pojechałem trochę,

ale wiesz, nie było jeszcze takiego sprzętu, żeby można było sprawdzić

jak się ta ciąża u mamy rozwija i w ogóle,

i pewnie to wyszło dopiero, jak się urodziłem, bo miałem tak:

stosunkowo większą głowę i krótkie kończyny.

No i później jak zacząłem się rozwijać to się pewnie stawało coraz bardziej widoczne.

Nie widzieli tego, tylko... moja mama bardzo o mnie walczyła, bo szukała lekarzy, trochę ją oszukiwali, wiadomo, że chcieli, wiesz...

jeździła ze mną po całej Polsce, żeby tam mi pomogli,

pamiętam, że w 80 roku miałem wtedy pamiętam 98 cm,

miałem 9 lat.

I wtedy pojechaliśmy do centrum zdrowia dziecka i pani profesor

uświadomiła mamę, żeby po prostu już nie szukała lekarzy, żeby

sobie dała spokój, że zamiast tych pieniędzy, które wydaje na tych lekarzy, żeby mi coś kupiła po prostu.

Że ja już po prostu będę taki, że wiadomo jeszcze urosnę tam ileś centymetrów,

że poza wzrostem nic się nie zmienia, że

będę prawidłowo myślał, rozwijał się,

także... no i na tym zakończyliśmy moje leczenie,

chociaż nie, bo potem będzie jeszcze ta historia z wydłużaniem.

No właśnie, już ją sprzedałeś, więc może ją kontynuujmy, w pewnym momencie podjąłeś decyzję

już jako dorosły facet, że poddasz się operacji, która ma sprawić, że będziesz wyższy.

Domyślam się, że przyczyną był kompleks.

Tak, byłem wtedy w ostatniej klasie maturalnej

i wtedy pojawiła się taka szansa, bo w ogóle tę operację przeprowadza taki profesor Lizarof, on mieszka

on mieszkał gdzieś tam okolice Uralu coś takiego.

Czyli to w nie w Polsce?

W Polsce, tylko lekarze z Polski jeździli do niego się uczyć.

I akurat też lekarze z Olsztyna.

Jak to wyglądało, na czym polegało, czy było skuteczne?

Wiesz co, to polegało na tym, że oni nacinają w kilku miejscach kość.

Ona jest przecięta. Tak jak masz złamaną kość to ona jest przepiłowana,

wstawiają ci w jedną i drugą nogę, bo ja miałem na udo i podudzie,

po kilka... chyba 20 takich drutów na wylot i jest taka

śruba jakby

i później przychodzi lekarz co 4h i ci podkręca, czyli wydłuża ci się wszystko, skóra, ścięgna, także to jest

przez dwie godziny po tym podkręceniu jest taki ból, niesamowity ból,

dwie h masz takiego głuchego bólu,

no i juz mija 4h i on znowu przychodzi.

To przyniosło jakiś efekt?

Znaczy wiesz, ja nie wytrzymałem do końca, bo oni mi proponowali 30cm, ja wytrzymałem 7.

I zrezygnowałem, w pewnym momencie przyszedł pan doktor, ja go pogoniłem po prostu, powiedziałem, że ja dziękuję, że ja już jestem wystarczająco duży,

że ja już nie chcę, że to mi odpowiada.

Ale nie żałuję, bo pewnie jeżeli bym nie poszedł, to pewnie bym do tej pory o tym myślał,

że mogłem iść, że nie wykorzystałem tej szansy.

Np. chciałem też, że chciałem osoby, które też są takiego wzrostu i się decydowały, pamiętam, że leżałem w szpitalu i mówiłem, nie, nie idź na to.

I fajna była odpowiedź: a Tobie ktoś mówił, żebyś nie szedł?

No tak...

I co zrobiłeś? Także...

Także nikomu teraz nie mówię, czuję, że to jego wybór.

Jaki czas w twoim życiu był dla ciebie najcięższy?

Tak jak wspomniałem, ja wychowywałem się w małej miejscowości i tam chodziłem do podstawówki, ten czas wspominam bardzo dobrze.

Bo tak jak mówiłem, oni mnie znali, byłem z nimi od początku, no to chyba taki pierwszy to szkoła średnia.

Jednak?

Że kiedy tam poszedłem, nie mogłem się z początku odnaleźć,

i tak też byłem trochę traktowany, że tak powiem - na uboczu.

Że nie chcieli się ze mną tak od razu kolegować,

że np. siedziałem sam w ławce.

Że było to takie trudne dla mnie, bardzo trudne, tym bardziej, że ja nie byłem do tego przyzwyczajony, bo

bo ja nie odczuwałem tego w tamtym środowisku,

no ale potem z czasem, jak mnie zaczęli poznawać, to

to ja sobie wybierałem towarzystwo to ławki już wtedy.

Ile czasu potrzebowałeś na to, żeby przezwyciężyć ten kompleks, żeby przemienić go w atut, no bo dzisiaj myślę, że możesz śmiało powiedzieć, że uczyniłeś z tego swój atut.

Wiesz co, wydaje mi się, że takie pierwsze kiedy zacząłem siebie akceptować

to było to, kiedy zdecydowałem, że wyprowadzę się z domu rodzinnego.

Bo też czułem taki parasol ochronny mamy cały czas. Wiedziałem, że

w domu zawsze bezpiecznie.

A mama mnie przecież nie wygoni, no nie? No ale wiesz, zacząłem już dorastać, już miałem

ja się chyba z domu wyprowadziłem koło 30, no więc kawał kawalera już,

w pewnym momencie sobie pomyślałem: no kurcze no... stary.

Głowa do góry i musimy sobie radzić.

Pojechałem do Olsztyna tak w ciemno i zatrzymałem się u przyjaciół,

bo wiedziałem, że ja już nie wracam, że musicie mi jakoś pomoc.

Oni dali mi takie ultimatum, że jeżeli znajdę sobie w ciągu tygodnia pracę, okej będę mógł u nich mieszkać, ale tak, żeby siedzieć, to nie.

Udało się?

Jasne.

Fajna praca była, bo pracowałem na słuchawkach,

dzwoniłem do ludzi, sprzedawałem abonamenty...

później prąd, później trochę pracowałem w nieruchomościach,

no i tak to się żyło w tym Olsztynie sobie, fajnie też...

Czy kiedykolwiek fakt, że jesteś trochę niższy od przeciętnej, był przeszkodą w np. zdobyciu pracy?

Tak, wiesz tylko ja czasami zapominam o tym, że jestem niskiego wzrostu, bo jak mieszkałem

u przyjaciół, to oni też nie dawali mi tego odczuć.

Bo oni mnie znali jako Arka.

No i jak walczyłem o pracę np. chciałem się zatrudnić w jakimś sklepie kiedyś,

no i dopiero ja sobie pomyślałem, że oczywiście, bo ten pan też chciał być trochę miły,

ale tak mnie zmierzył znacząco i powiedział, wie pan co, bo pan jest tutaj któryś z kolei, my tutaj wybierzemy i zadzwonimy do pana.

Mówię: boże, dobrze, ze wybrnął z tego jakoś, tak jak się robi, czyli pewnie nie pierwszemu mi to powiedział.

No i później już szukałem takiej pracy, że mógłbym to robić, czyli pracowałem głosem,

czyli mnie nie było widać.

Na słuchawkach np.?

Na słuchawkach, ale też trafiłem do

do takiej firmy telekomunikacyjnej,

gdzie były szef zaproponował mi pracę w salonie.

I to w galerii handlowej, gdzie się przewija mnóstwo ludzi...

Jako sprzedawca?

Jako sprzedawca.

Czyli jednak, tylko wiesz co, ja

nie wiem do końca, o co chodziło, bo ja pomyślałem, że

tylko że jak on będzie tego słuchał, to niech nie bierze tego absolutnie do siebie,

bo ja myślałem, że może mam przyciągnąć klientów, "mamy tu w salonie też dodatek i to będzie się fajnie sprzedawało, bo przyjdą".

No ale to też takie miłe doświadczenie, bardziej się tam z tych ludzi też bawiłem, patrzyłem na nich jak reagują na mnie i takie zachowania, no ale

ale pewnie w takiej sytuacji ja może też by był dla mnie to taki wiesz...

Nietypowa sytuacja.

No właśnie, jak ludzie zachowują się na ulicy?

Różnie.

Inni patrzą na mnie jak na zjawisko,

czyli "tak, tak, zobacz, zobacz",

Wytykają palcami?

Tak, tak, też oczywiście.

Np. ja palę papierosy.

No i jak palę papierosy no to palę tez idąc ulicą.

Kiedy tylko masz ochotę?

No i też wtedy mi się przypomina, bardzo mi się przypomina, że jest coś takiego, że wszyscy "taki mały a pali papierosy".

No i wytykanie palcami jest wtedy na bank.

I wiesz, jeszcze jest ciekawe w tym wszystkim, że

najgorzej reagują na mnie, tzn. tak jak na zjawisko ludzie starsi.

No teraz pewnie już mało takich jest, co wojnę przeżyli, ale wcześniej było, że ci co widzieli takie straszne rzeczy, różne sytuacje w ogóle i oni

tak komentują najbardziej okrutnie.

To ciekawe.

Wiesz, kiedyś nawet kobieta powiedziała, że moja to musiała wiesz "zobacz pani, że ta matka tego chłopaka musiała pić alkohol albo jeszcze coś,

bo zobacz, co to się urodziło.

Zobacz CO TO się urodziło.

Co to się urodziło...

Ale jeżdżę rowerem przypuśćmy, to też jest zdziwienie, że, bo mam taki rower trochę

Jest mniejszy siłą rzeczy?

Jest mniejszy, no też możemy sobie kupić fajny rower i niekoniecznie, że wygląda jak dziecięcy.

No ale jest taki trochę większy.

Ale też jest zdziwienie, że jedzie tu rowerem.

Ale ja staram się... teraz

kiedy przełamałem się bardziej, a dużo dała mi ta praca w cyrku właśnie "Melo",

gdzie zostałem tak zaakceptowany...

Od jak dawna pracujesz w taki sposób?

Ja z nimi pracuje już chyba pięć lat...

Pamiętam jak się spotkaliśmy z szefową i szefem, nie wiem czy mogę tak na nich mówić, bo nie lubią tego, ale może mi wybaczą,

jakoś polubiliśmy się na samym początku już

no i tak zostałem, że nawet

przeprowadziłem się z tego względu do Warszawy.

No jest mi tu na razie dobrze.

Mieszkam już od września tutaj

a jak daję ludziom radość i widzę uśmiechy na twarzach to nic mi więcej nie potrzeba naprawdę.

Wtedy jest energia i mogę robić to codziennie.

Gdybyś miał dzisiaj wybór, to chciałbyś być wysoki czy byś został...?

Ja od razu mówię: nie.

Mi się kiedyś przyśniło, ze ja urosłem, i wiesz, że ja po prostu nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, ja byłem zmartwiony tym.

A tak jak wychodzę z założenia, że

to nie jest mój problem tylko tych ludzi.

Bo ja nie mam problemu z przejściem czy z paleniem papierosa na ulicy,

tylko oni widocznie mają problem.

Albo są takie śmieszne, tzn. głupie sytuacje, np. matka do dziecka mówi tak:

zobacz, jak będziesz palił papierosy, to będziesz tak wyglądał.

No. Wszystko.

Z jakimi trudnościami dzisiaj musisz się mierzyć?

Wiesz co... no np. tak:

przypuśćmy idę na pocztę.

Jest taki barek, że ja mogę pod nim stanąć.

I chce coś tam, ręką, a pani

wychyla się, "o co chodzi".

Albo np. bankomaty, teraz już jest więcej takich, że daję sobie radę, no w sklepach półki,

Produkty wysoko?

No, wysoko...

Teraz mamy szczęście, że pociągi są już zupełnie inaczej...

A jeszcze fajna sytuacja była, tzn. fajna, no dla mnie to nie za bardzo, ale

np. wiesz, jakie miałem zawsze obawy, jak mieszkałem tam w tej małej miejscowości?

Że jechał autobus.

I ja się zawsze modliłem, żeby ktoś był na przystanku, bo ja nie otworzę drzwi.

Przycisk był za wysoko?

Tzn. wtedy nie było jeszcze przycisków, były te klamki takie i ja się bałem, że ten autobus przejedzie i ja nie pojadę.

Bo ja nie sięgnę.

I to była zmora, pamiętam każdy mój wyjazd samodzielny to było to takie... trochę stresujące i to bardzo.

A jak sobie dzisiaj radzisz np. w sklepie?

Prosisz o pomoc ekspedientów?

Tak. Wiesz co, chyba nie mam z tym problemu. Wybieram wzrokowo osoby, które ewentualnie mogłyby mi pomóc

widzę po twarzy

Oceniasz kto pomoże, kto nie?

Tak, tak, bo ten...

To ten raczej mi nie pomoże albo pomoże że mi się już odechce.

Czyli tak wzrokowo szybciutko... przeważnie spotykam się z taką życzliwością ludzi.

"Proszę bardzo, czy coś jeszcze?"

A jak widzę, że gdzieś sklepowa jeszcze jest w pobliżu, to proszę ją, bo ona tak właściwie tam jest i jest pracownicą tego sklepu.

Czy ubrania w dzisiejszych czasach to jakiś kłopot?

Nie. Tzn. muszę trochę dopłacać do ceny ubrania,

bo kupuję np. na wzrost 158.

Spodnie, koszulę itd.

Ale później muszę oddawać do krawcowej, żeby były przerabiane troszkę.

Czyli ucinane nogawki u spodni czy u koszuli tak jak mam dzisiaj, a czasami w ogóle nie ucinam, tylko sobie podwijam.

I tak... ale z ubraniami nie, z butami też nie, także mam spoko. Z tym to pod tym względem

jest fajny wybór, lubię się stroić, także ten... jest fajnie.

Dzisiaj jesteś ze sobą szczęśliwy, natomiast kiedyś to był gigantyczny problem, który sprawił, że nawet zdecydowałeś się na tę operację.

Zadawałem sobie ból sam na własne życzenie.

Dzisiaj jest pewnie wiele osób, które są w tym miejscu, w którym ty byłeś wtedy.

Co ty byś im powiedział?

Jedno: najważniejsze, żeby zaakceptowali siebie.

Jak już zaakceptują siebie i pokochają - bo ja mogę powiedzieć, że kocham siebie.

Lubię się.

Lubię rano spojrzeć na siebie w lustro, bo

jestem fajnym człowiekiem.

I jak oni zaakceptują siebie i nie będą wiesz tych komentarzy, tego wzroku brali na siebie,

że to ich problem, pójdzie gładko.

A i niech zaczną robić to, co kochają najbardziej, niech idą, że np. muszą pracować, a czegoś nie lubią, niech szukają jak najbardziej zawodu, który im sprawia przyjemność, z którego mają szczęście.

Jak będą mieli to to naprawdę mały wzrost można jeszcze tak wykorzystać i zrobić z tego cudowny atut.

Ty jesteś tego najlepszym przykładem.

A i rodzice tych dzieci niech ich na siłę nie uszczęśliwiają, naprawdę.

Myślę sobie, że przez te wszystkie lata musiałeś odpowiadać w życiu na wiele pytań,

no i przyznam się, zastanawiam się jakich pytań nie lubisz najbardziej.

Tych, które ludzie ci zadają.

W sklepie, na ulicy, w kolejce.

No chyba to...

chyba na temat tego mojego wzrostu najbardziej.

A dlaczego... A najbardziej tego "a w domu wszyscy...?" tak jak się pyta "a w domu wszyscy zdrowi"?

Że jeszcze takie wybieganie

do mojej rodziny, że ja się muszę tłumaczyć, że nie, że mam rodzeństwo, wszyscy są normalni i jak oni kiwają głową "o jakie nieszczęście cię spotkało, że taki jesteś".

Myślę, że to nie jest nieszczęście, naprawdę to nie jest nieszczęście.

Mi się wydaje, że gorszym nieszczęściem byłoby to, że np. miałbym 180cm wzrostu, a np.

bym był mało inteligentny...

Ano właśnie.

Arek, bardzo dziękuję za spotkanie, dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.


„Chciałbym wtopić się w tłum”. Jak wygląda życie osób niskorosłych? – 7 metrów pod ziemią

Ja się urodziłem w rodzinie pięcioosobowej.

Wszyscy u mnie, moje rodzeństwo, są normalnego wzrostu.

Miałem tak: stosunkowo większą głowę,

krótkie kończyny, a potem jak zacząłem się rozwijać, to stawało się coraz bardziej widoczne.

Dzieci mnie nie obrażają. Dorośli są bardziej... mówią np. "karzeł".

Nie lubisz tego słowa?

Nie cierpię po prostu.

Wiesz, że nawet kobieta kiedyś powiedziała, że moja mama to musiała

zobacz pani, że ta matka tego chłopaka to musiała pić alkohol albo jeszcze coś, zobacz co to się urodziło, zobacz CO TO się urodziło.

Twoim największym marzeniem jest możliwość wtopienia się w tłum.

Dlaczego? Czy to dlatego, że takie osoby jak Ty, niewysokie, mają przechlapane?

Wiesz, zależy jak to rozumiemy.

Np. chciałbym się kiedyś schować w tłum idąc np. ulicą, kiedy mam zły dzień.

I wtedy chowam się, jestem jak wszyscy, nikt mnie nie widzi.

A jeżeli mam do tego zły dzień, jeszcze nie mogę schować się w tłum i czuję wzrok ludzi,

jakieś tam komentarze,

to moje złe samopoczucie się jeszcze bardziej pogłębia.

To też jest chyba dlatego, że chciałbym się kiedyś schować w tym tłumie.

Mówisz: kiedy słyszę komentarze. Jakie komentarze pojawiają się, co słyszysz, co ludzie mówią?

Wiesz co, najbardziej chyba mnie

tak najbardziej chyba mnie dotyka, to że jak idą przypuśćmy mamy z dziećmi,

i wiem, że dzieci są ciekawe świata, że zadają różne pytania,

a te mamy czasem robią tak, jakby chciały te dzieci uchronić przede mną, że jakbym ja był kimś złym.

Że po prostu jakimś strachem na te dzieci albo

no jakąś taką osobą odrzucającą, żeby tego nie widziały. To często się zdarza, często widzę jak mamy

dziecko za rękę i nie patrz tam.

I wtedy jest mi przykro, bo ja lubię dzieci, zresztą moja praca na tym polega, że mam częsty kontakt z dziećmi,

dzieci mnie lubią, ja lubię dzieci,

a nie wiem dlaczego tak rodzice reagują, to jest takie zastanawiające też.

Przed kim one chronią te dzieci?

No nie znając mnie, a nie wiem czy tak naprawdę, bo może rzeczywiście źle wyglądam, że może odstraszająco.

Albo po prostu nie wiedzą, jak powinny się zachować.

Jak powinny Twoim zdaniem?

Wiesz, może w ogóle zacznijmy od tego, że dzieci są śmieszne, bo dzieci są fajne, bo one np. nigdy nie powiedziały na mnie jakoś obraźliwie,

przynajmniej nie słyszałem

albo nie chciałem usłyszeć, większość np. słyszę: mama, mama zobacz jaki idzie mały pan.

To nie jest obraźliwe. No jestem mały,

pan, bo już jestem dorosły, czyli

albo kiedyś jeszcze była taka śmieszna sytuacja, jeszcze do tego dopowiem,

była zima, ja miałem taki gruby szalik

i miałem dłuższą kurtkę no i dziecko z mamą, i mówi tak:

mamo, mamo, zobacz jaka idzie mała stara babka.

To było takie zabawne, no śmieszne, ale

ale dzieci nie obrażają mnie, np.

no mówią najwyżej: elf, krasnal, ale to są postacie raczej z ich życia z bajek, że one są miłe.

One nie są złe.

Dorośli są bardziej... mówią np.

karzeł.

Nie lubisz tego słowa?

Nie cierpię po prostu.

Nie lubię, ono ma taką negatywną konotację.

Że ja wiem, że jak ktoś chce mi zadać ból albo popsuć nastrój,

to jak z rękawka to słówka i ma załatwione, że ja już mam wtedy

źle się czuje, że myślę, że ktoś mnie obraża, że po prostu chce mi zrobić przykrość.

Wpisałem wczoraj słowo karzeł w słownik synonimów,

No właśnie, czytałeś?

wyskoczyło gnom, potwór...

Masakra jakaś w ogóle, małpiszon, najgorsze takie obrazy, ja tego nie rozumiem.

Dlatego zawsze będę powtarzał, że nie możemy sobie pozwolić, ludzie niskorośli, żeby nas tak nazywano, bo to jest... bo to nic bo to słowo karzeł naprawdę jest po prostu wstrętne.

Wyjaśnijmy może z czego wynika Twój niski wzrost?

Okej.

Znaczy tak, ja się urodziłem w rodzinie pięcioosobowej,

wszyscy u mnie, moje rodzeństwo, są normalnego wzrostu,

to jest przyczyna zmutowania genu.

Jakiś... ja to nazywam przypadkiem losowym.

Po prostu. Mój tata, tzn. taty nie mam, ale był wysoki mężczyzną, mama jest jak kobieta, średniego wzrostu...

Twoje rodzeństwo...?

Moje rodzeństwo tak, nawet jest to taka ciekawostka, bo mój brat pracuje w wojsku, jest żołnierzem, więc musi być wysoki, wysportowany, silny mężczyzna.

Kawał chłopa?

Kawał chłopa jak to mawiają.

Czy od początku było wiadomo, że Ty będziesz niższy?

Tzn. wiesz co, jak ja się rodziłem, to były odległe czasy już,

no może nie aż tak, pojechałem trochę,

ale wiesz, nie było jeszcze takiego sprzętu, żeby można było sprawdzić

jak się ta ciąża u mamy rozwija i w ogóle,

i pewnie to wyszło dopiero, jak się urodziłem, bo miałem tak:

stosunkowo większą głowę i krótkie kończyny.

No i później jak zacząłem się rozwijać to się pewnie stawało coraz bardziej widoczne.

Nie widzieli tego, tylko... moja mama bardzo o mnie walczyła, bo szukała lekarzy, trochę ją oszukiwali, wiadomo, że chcieli, wiesz...

jeździła ze mną po całej Polsce, żeby tam mi pomogli,

pamiętam, że w 80 roku miałem wtedy pamiętam 98 cm,

miałem 9 lat.

I wtedy pojechaliśmy do centrum zdrowia dziecka i pani profesor

uświadomiła mamę, żeby po prostu już nie szukała lekarzy, żeby

sobie dała spokój, że zamiast tych pieniędzy, które wydaje na tych lekarzy, żeby mi coś kupiła po prostu.

Że ja już po prostu będę taki, że wiadomo jeszcze urosnę tam ileś centymetrów,

że poza wzrostem nic się nie zmienia, że

będę prawidłowo myślał, rozwijał się,

także... no i na tym zakończyliśmy moje leczenie,

chociaż nie, bo potem będzie jeszcze ta historia z wydłużaniem.

No właśnie, już ją sprzedałeś, więc może ją kontynuujmy, w pewnym momencie podjąłeś decyzję

już jako dorosły facet, że poddasz się operacji, która ma sprawić, że będziesz wyższy.

Domyślam się, że przyczyną był kompleks.

Tak, byłem wtedy w ostatniej klasie maturalnej

i wtedy pojawiła się taka szansa, bo w ogóle tę operację przeprowadza taki profesor Lizarof, on mieszka

on mieszkał gdzieś tam okolice Uralu coś takiego.

Czyli to w nie w Polsce?

W Polsce, tylko lekarze z Polski jeździli do niego się uczyć.

I akurat też lekarze z Olsztyna.

Jak to wyglądało, na czym polegało, czy było skuteczne?

Wiesz co, to polegało na tym, że oni nacinają w kilku miejscach kość.

Ona jest przecięta. Tak jak masz złamaną kość to ona jest przepiłowana,

wstawiają ci w jedną i drugą nogę, bo ja miałem na udo i podudzie,

po kilka... chyba 20 takich drutów na wylot i jest taka

śruba jakby

i później przychodzi lekarz co 4h i ci podkręca, czyli wydłuża ci się wszystko, skóra, ścięgna, także to jest

przez dwie godziny po tym podkręceniu jest taki ból, niesamowity ból,

dwie h masz takiego głuchego bólu,

no i juz mija 4h i on znowu przychodzi.

To przyniosło jakiś efekt?

Znaczy wiesz, ja nie wytrzymałem do końca, bo oni mi proponowali 30cm, ja wytrzymałem 7.

I zrezygnowałem, w pewnym momencie przyszedł pan doktor, ja go pogoniłem po prostu, powiedziałem, że ja dziękuję, że ja już jestem wystarczająco duży,

że ja już nie chcę, że to mi odpowiada.

Ale nie żałuję, bo pewnie jeżeli bym nie poszedł, to pewnie bym do tej pory o tym myślał,

że mogłem iść, że nie wykorzystałem tej szansy.

Np. chciałem też, że chciałem osoby, które też są takiego wzrostu i się decydowały, pamiętam, że leżałem w szpitalu i mówiłem, nie, nie idź na to.

I fajna była odpowiedź: a Tobie ktoś mówił, żebyś nie szedł?

No tak...

I co zrobiłeś? Także...

Także nikomu teraz nie mówię, czuję, że to jego wybór.

Jaki czas w twoim życiu był dla ciebie najcięższy?

Tak jak wspomniałem, ja wychowywałem się w małej miejscowości i tam chodziłem do podstawówki, ten czas wspominam bardzo dobrze.

Bo tak jak mówiłem, oni mnie znali, byłem z nimi od początku, no to chyba taki pierwszy to szkoła średnia.

Jednak?

Że kiedy tam poszedłem, nie mogłem się z początku odnaleźć,

i tak też byłem trochę traktowany, że tak powiem - na uboczu.

Że nie chcieli się ze mną tak od razu kolegować,

że np. siedziałem sam w ławce.

Że było to takie trudne dla mnie, bardzo trudne, tym bardziej, że ja nie byłem do tego przyzwyczajony, bo

bo ja nie odczuwałem tego w tamtym środowisku,

no ale potem z czasem, jak mnie zaczęli poznawać, to

to ja sobie wybierałem towarzystwo to ławki już wtedy.

Ile czasu potrzebowałeś na to, żeby przezwyciężyć ten kompleks, żeby przemienić go w atut, no bo dzisiaj myślę, że możesz śmiało powiedzieć, że uczyniłeś z tego swój atut.

Wiesz co, wydaje mi się, że takie pierwsze kiedy zacząłem siebie akceptować

to było to, kiedy zdecydowałem, że wyprowadzę się z domu rodzinnego.

Bo też czułem taki parasol ochronny mamy cały czas. Wiedziałem, że

w domu zawsze bezpiecznie.

A mama mnie przecież nie wygoni, no nie? No ale wiesz, zacząłem już dorastać, już miałem

ja się chyba z domu wyprowadziłem koło 30, no więc kawał kawalera już,

w pewnym momencie sobie pomyślałem: no kurcze no... stary.

Głowa do góry i musimy sobie radzić.

Pojechałem do Olsztyna tak w ciemno i zatrzymałem się u przyjaciół,

bo wiedziałem, że ja już nie wracam, że musicie mi jakoś pomoc.

Oni dali mi takie ultimatum, że jeżeli znajdę sobie w ciągu tygodnia pracę, okej będę mógł u nich mieszkać, ale tak, żeby siedzieć, to nie.

Udało się?

Jasne.

Fajna praca była, bo pracowałem na słuchawkach,

dzwoniłem do ludzi, sprzedawałem abonamenty...

później prąd, później trochę pracowałem w nieruchomościach,

no i tak to się żyło w tym Olsztynie sobie, fajnie też...

Czy kiedykolwiek fakt, że jesteś trochę niższy od przeciętnej, był przeszkodą w np. zdobyciu pracy?

Tak, wiesz tylko ja czasami zapominam o tym, że jestem niskiego wzrostu, bo jak mieszkałem

u przyjaciół, to oni też nie dawali mi tego odczuć.

Bo oni mnie znali jako Arka.

No i jak walczyłem o pracę np. chciałem się zatrudnić w jakimś sklepie kiedyś,

no i dopiero ja sobie pomyślałem, że oczywiście, bo ten pan też chciał być trochę miły,

ale tak mnie zmierzył znacząco i powiedział, wie pan co, bo pan jest tutaj któryś z kolei, my tutaj wybierzemy i zadzwonimy do pana.

Mówię: boże, dobrze, ze wybrnął z tego jakoś, tak jak się robi, czyli pewnie nie pierwszemu mi to powiedział.

No i później już szukałem takiej pracy, że mógłbym to robić, czyli pracowałem głosem,

czyli mnie nie było widać.

Na słuchawkach np.?

Na słuchawkach, ale też trafiłem do

do takiej firmy telekomunikacyjnej,

gdzie były szef zaproponował mi pracę w salonie.

I to w galerii handlowej, gdzie się przewija mnóstwo ludzi...

Jako sprzedawca?

Jako sprzedawca.

Czyli jednak, tylko wiesz co, ja

nie wiem do końca, o co chodziło, bo ja pomyślałem, że

tylko że jak on będzie tego słuchał, to niech nie bierze tego absolutnie do siebie,

bo ja myślałem, że może mam przyciągnąć klientów, "mamy tu w salonie też dodatek i to będzie się fajnie sprzedawało, bo przyjdą".

No ale to też takie miłe doświadczenie, bardziej się tam z tych ludzi też bawiłem, patrzyłem na nich jak reagują na mnie i takie zachowania, no ale

ale pewnie w takiej sytuacji ja może też by był dla mnie to taki wiesz...

Nietypowa sytuacja.

No właśnie, jak ludzie zachowują się na ulicy?

Różnie.

Inni patrzą na mnie jak na zjawisko,

czyli "tak, tak, zobacz, zobacz",

Wytykają palcami?

Tak, tak, też oczywiście.

Np. ja palę papierosy.

No i jak palę papierosy no to palę tez idąc ulicą.

Kiedy tylko masz ochotę?

No i też wtedy mi się przypomina, bardzo mi się przypomina, że jest coś takiego, że wszyscy "taki mały a pali papierosy".

No i wytykanie palcami jest wtedy na bank.

I wiesz, jeszcze jest ciekawe w tym wszystkim, że

najgorzej reagują na mnie, tzn. tak jak na zjawisko ludzie starsi.

No teraz pewnie już mało takich jest, co wojnę przeżyli, ale wcześniej było, że ci co widzieli takie straszne rzeczy, różne sytuacje w ogóle i oni

tak komentują najbardziej okrutnie.

To ciekawe.

Wiesz, kiedyś nawet kobieta powiedziała, że moja to musiała wiesz "zobacz pani, że ta matka tego chłopaka musiała pić alkohol albo jeszcze coś,

bo zobacz, co to się urodziło.

Zobacz CO TO się urodziło.

Co to się urodziło...

Ale jeżdżę rowerem przypuśćmy, to też jest zdziwienie, że, bo mam taki rower trochę

Jest mniejszy siłą rzeczy?

Jest mniejszy, no też możemy sobie kupić fajny rower i niekoniecznie, że wygląda jak dziecięcy.

No ale jest taki trochę większy.

Ale też jest zdziwienie, że jedzie tu rowerem.

Ale ja staram się... teraz

kiedy przełamałem się bardziej, a dużo dała mi ta praca w cyrku właśnie "Melo",

gdzie zostałem tak zaakceptowany...

Od jak dawna pracujesz w taki sposób?

Ja z nimi pracuje już chyba pięć lat...

Pamiętam jak się spotkaliśmy z szefową i szefem, nie wiem czy mogę tak na nich mówić, bo nie lubią tego, ale może mi wybaczą,

jakoś polubiliśmy się na samym początku już

no i tak zostałem, że nawet

przeprowadziłem się z tego względu do Warszawy.

No jest mi tu na razie dobrze.

Mieszkam już od września tutaj

a jak daję ludziom radość i widzę uśmiechy na twarzach to nic mi więcej nie potrzeba naprawdę.

Wtedy jest energia i mogę robić to codziennie.

Gdybyś miał dzisiaj wybór, to chciałbyś być wysoki czy byś został...?

Ja od razu mówię: nie.

Mi się kiedyś przyśniło, ze ja urosłem, i wiesz, że ja po prostu nie wiedziałem, co mam z tym zrobić, ja byłem zmartwiony tym.

A tak jak wychodzę z założenia, że

to nie jest mój problem tylko tych ludzi.

Bo ja nie mam problemu z przejściem czy z paleniem papierosa na ulicy,

tylko oni widocznie mają problem.

Albo są takie śmieszne, tzn. głupie sytuacje, np. matka do dziecka mówi tak:

zobacz, jak będziesz palił papierosy, to będziesz tak wyglądał.

No. Wszystko.

Z jakimi trudnościami dzisiaj musisz się mierzyć?

Wiesz co... no np. tak:

przypuśćmy idę na pocztę.

Jest taki barek, że ja mogę pod nim stanąć.

I chce coś tam, ręką, a pani

wychyla się, "o co chodzi".

Albo np. bankomaty, teraz już jest więcej takich, że daję sobie radę, no w sklepach półki,

Produkty wysoko?

No, wysoko...

Teraz mamy szczęście, że pociągi są już zupełnie inaczej...

A jeszcze fajna sytuacja była, tzn. fajna, no dla mnie to nie za bardzo, ale

np. wiesz, jakie miałem zawsze obawy, jak mieszkałem tam w tej małej miejscowości?

Że jechał autobus.

I ja się zawsze modliłem, żeby ktoś był na przystanku, bo ja nie otworzę drzwi.

Przycisk był za wysoko?

Tzn. wtedy nie było jeszcze przycisków, były te klamki takie i ja się bałem, że ten autobus przejedzie i ja nie pojadę.

Bo ja nie sięgnę.

I to była zmora, pamiętam każdy mój wyjazd samodzielny to było to takie... trochę stresujące i to bardzo.

A jak sobie dzisiaj radzisz np. w sklepie?

Prosisz o pomoc ekspedientów?

Tak. Wiesz co, chyba nie mam z tym problemu. Wybieram wzrokowo osoby, które ewentualnie mogłyby mi pomóc

widzę po twarzy

Oceniasz kto pomoże, kto nie?

Tak, tak, bo ten...

To ten raczej mi nie pomoże albo pomoże że mi się już odechce.

Czyli tak wzrokowo szybciutko... przeważnie spotykam się z taką życzliwością ludzi.

"Proszę bardzo, czy coś jeszcze?"

A jak widzę, że gdzieś sklepowa jeszcze jest w pobliżu, to proszę ją, bo ona tak właściwie tam jest i jest pracownicą tego sklepu.

Czy ubrania w dzisiejszych czasach to jakiś kłopot?

Nie. Tzn. muszę trochę dopłacać do ceny ubrania,

bo kupuję np. na wzrost 158.

Spodnie, koszulę itd.

Ale później muszę oddawać do krawcowej, żeby były przerabiane troszkę.

Czyli ucinane nogawki u spodni czy u koszuli tak jak mam dzisiaj, a czasami w ogóle nie ucinam, tylko sobie podwijam.

I tak... ale z ubraniami nie, z butami też nie, także mam spoko. Z tym to pod tym względem

jest fajny wybór, lubię się stroić, także ten... jest fajnie.

Dzisiaj jesteś ze sobą szczęśliwy, natomiast kiedyś to był gigantyczny problem, który sprawił, że nawet zdecydowałeś się na tę operację.

Zadawałem sobie ból sam na własne życzenie.

Dzisiaj jest pewnie wiele osób, które są w tym miejscu, w którym ty byłeś wtedy.

Co ty byś im powiedział?

Jedno: najważniejsze, żeby zaakceptowali siebie.

Jak już zaakceptują siebie i pokochają - bo ja mogę powiedzieć, że kocham siebie.

Lubię się.

Lubię rano spojrzeć na siebie w lustro, bo

jestem fajnym człowiekiem.

I jak oni zaakceptują siebie i nie będą wiesz tych komentarzy, tego wzroku brali na siebie,

że to ich problem, pójdzie gładko.

A i niech zaczną robić to, co kochają najbardziej, niech idą, że np. muszą pracować, a czegoś nie lubią, niech szukają jak najbardziej zawodu, który im sprawia przyjemność, z którego mają szczęście.

Jak będą mieli to to naprawdę mały wzrost można jeszcze tak wykorzystać i zrobić z tego cudowny atut.

Ty jesteś tego najlepszym przykładem.

A i rodzice tych dzieci niech ich na siłę nie uszczęśliwiają, naprawdę.

Myślę sobie, że przez te wszystkie lata musiałeś odpowiadać w życiu na wiele pytań,

no i przyznam się, zastanawiam się jakich pytań nie lubisz najbardziej.

Tych, które ludzie ci zadają.

W sklepie, na ulicy, w kolejce.

No chyba to...

chyba na temat tego mojego wzrostu najbardziej.

A dlaczego... A najbardziej tego "a w domu wszyscy...?" tak jak się pyta "a w domu wszyscy zdrowi"?

Że jeszcze takie wybieganie

do mojej rodziny, że ja się muszę tłumaczyć, że nie, że mam rodzeństwo, wszyscy są normalni i jak oni kiwają głową "o jakie nieszczęście cię spotkało, że taki jesteś".

Myślę, że to nie jest nieszczęście, naprawdę to nie jest nieszczęście.

Mi się wydaje, że gorszym nieszczęściem byłoby to, że np. miałbym 180cm wzrostu, a np.

bym był mało inteligentny...

Ano właśnie.

Arek, bardzo dziękuję za spotkanie, dziękuję za rozmowę.

Dziękuję bardzo.