„Zdrowy pies lizał mnie po ręce, a ja odbierałam mu życie" – 7 metrów ... (2)
zrobić albo powiedzieć?
Myślę, że nie powiedzieć nic. I to się często,
wiesz, też zdarza. Ja chodziłam na
praktyki też jako studentka i sama obserwowałam wielu
różnych lekarzy w pracy i...
zdarzało się, że niektórzy właśnie,
tak jak powiedziałeś wcześniej, znieczulali się na to i jakby
traktowali to jako czynność medyczną
i po prostu podawali zastrzyk, odcinali się
od tego, nie mówili nic. Ja zawsze mówię, co robię, krok po
kroku, co się teraz będzie działo,
co się wydarzy w następnym
kroku i to też sprawia, że klienci,
opiekunowie zwierząt, czują, że są
zaangażowani w ten proces.
Wiedzą, co się dzieje.
A jak wygląda sam proces? Jak on przebiega?
Najpierw podajemy zwierzętom tak zwaną
premedykację. To jest podanie środków,
które sprawią, że one zasną, nie będą czuły już bólu.
Zakładamy im wenflon w
którąś z żył, czy to z przodu na łapie, czy też z tyłu.
I ja przygotowuję moich opiekunów
na to, co się potem wydarzy,
czyli zawsze staram się, żeby to...
ta sytuacja była w takim komfortowym
środowisku, przy lekko ściemnionym świetle, zwierzę jest na swoim
ulubionym kocyku i...
I mówię, że teraz podam kolejny zastrzyk,
który sprawi, że serce się zatrzyma.
I zatrzyma się też oddech. I też
uprzedzam właścicieli, co może się wydarzyć później,
bo zdarza się też, że zwierzę, wiesz, odda kał, mocz,
że może mieć drżenia,
chcę ich na to przygotować, może wziąć kilka takich odruchów,
takich głębokich wdechów, żeby też się nie przestraszyli,
bo takie sytuacje mają miejsce i oni przygotowani
też lepiej to przechodzą. I...
podajemy wtedy drugi zastrzyk, który zatrzymuje akcje serca
i potem osłuchuje się zwierzę,
i mówi się właścicielowi, że
już jest po wszystkim i że...
zwierze nie żyje. I...
takie fizyczne doświadczanie też, wiesz, eutanazji,
takiej śmierci, że właściciel jest przy tym, że...
że widzi to, pomaga mu również
w przejściu w proces żałoby ten późniejszy,
pogodzenie się ze stratą, takie fizyczne doświadczanie
śmierci. I mogę powiedzieć, wiesz, że
śmierć też jest nieodzowną częścią
mojego życia, pracy też lekarza weterynarii.
I to jest taka właśnie trudna rzecz, na którą nas w ogóle
nikt w szkole nie przygotowuje.
A kiedy patrzysz na statystyki,
to do jakiego wniosku dochodzisz? Czy
ta eutanazja zwierzęca częściej jest właśnie
dla tych zwierząt ulgą, pomocą,
czy jednak ucieczką przed kosztami
leczenia? Jak jest częściej?
Właśnie ciężko powiedzieć, wiesz, czy ucieczką
od... od kosztów.
Często jedyną słuszną możliwością, bo po prostu
rzeczywiście tego właściciela nie stać, szczególnie,
że w Polsce nie mamy ubezpieczeń dla zwierząt.
W mojej percepcji, w mojej
praktyce częściej jest jednak tak, że jest to przesłanka
medyczna i po prostu temu zwierzęciu
nie da się bardziej pomóc i...
jest to jedna z opcji, którą wybiera też właściciel, bo on zawsze
słyszy, że możemy też spróbować, możemy dać mu
szansę i na przykład dzięki temu zyskamy kilka
dni, ale to jest wszystko...
na koniec decyzja opiekuna, kiedy... gdzie jest jego
granica. I... ile on jeszcze
jest w stanie znieść cierpienia swoje zwierzęcia i swojego
własnego i każdy tę granicę ma gdzieś indziej
postawioną.
Mhm. Wspomniałaś o tym,
że w Polsce nie ma czegoś takiego jak NFZ
dla zwierzaków,
co oznacza, że za wszystkie zabiegi trzeba
zapłacić, no, z własnej kieszeni.
To dobrze czy niedobrze?
W ogóle na całym świecie
za leczenie zwierząt trzeba zapłacić z własnej
kieszeni. To jest częsty w ogóle błąd, który...
taki, wiesz, poznawczy, w który
wpadają ludzie, myśląc, że ja mam składkę
i nie płacę w ogóle za swoje leczenie,
to czemu nagle koszty leczenia zwierząt,
są tak wysokie. W porównaniu do kosztów
usług w ludzkiej medycynie,
weterynaria ma stawki o wiele niższe
i... Sam fakt, że nie ma w Polsce też ubezpieczeń
prywatnych dla zwierząt
sprawia, że jeżeli ktoś ma wydać na
zabieg hospitalizacji zwierzęcia, na ratowanie życie
powiedzmy 2000 zł czy 2400 zł,
a to jest jego średnia pensja,
no to siłą rzeczy po prostu nie może sobie na to pozwolić.
I niestety panuje taka społeczna percepcja, że
jakby mam zwierzę i często
oczekuje się od lekarzy weterynarii, że oni będą
leczyli za darmo, że "jak to? pan bierze pieniądze
za swoją usługę?", bo to jest przecież...
to jest misja, to jest zawód, który jest powołaniem.
Czyli ludzie przyzwyczaili się, że leczenie jest za darmo?
Tak. I dziwią się często, że w ogóle też muszą coś zapłacić.
Myślę, że to częściej ma też miejsce
w mniejszych miejscowościach i na wsi. I, wiesz,
posiadanie zwierzęcia
to jest w dzisiejszych czasach dobro luksusowe.
I jakby ludzie też nie łączą tego...
Np. biorą sobie psa drogiej rasy,
chorowitego, np. buldoga francuskiego,
i jakby nie liczą się zupełnie z kosztami leczenia,
tego, że te zwierzęta ciężko chorują ze względu na
układ oddechowy i...
nie mają w ogóle przewidzianego później budżetu,
co by się działo, gdyby to zwierzę zachorowało.
I nagle pojawia się problem, że trzeba wydać więcej na leczenie
i... trochę...
Cześć z nich obwinia lekarzy, że
te koszty w ogóle są.
Są tak wysokie i że w ogóle są.
Tak. Wiesz, ja jestem lekarzem weterynarii, ale nie mam swojego psa.
Bardzo o tym marzę, też mieszkam
akurat w małym mieszkaniu,
ale ze względu na mój styl życia, bardzo dużo wyjeżdżam akurat
do pracy, też dużo jeżdżę po Polsce
i za granicę. I...
wiem, że nie mogę sobie w tym momencie na to
pozwolić. I to jest moja świadoma decyzja.
A te decyzje o wzięciu zwierzaka są często podejmowane
pod wpływem chwili albo to jest prezent, albo
teraz ludzie brali zwierzęta, bo nie chcieli
siedzieć sami w domu i...
pojawia się problem, bo to jest zobowiązanie na lata.
A czy zdarza się, że
ty wykonujesz jakąś usługę medyczną,
wystawiasz rachunek i klient nie chce
zapłacić?
Zdarzają się takie sytuacje.
I to jest,
myślę, jedna z najtrudniejszych części naszej pracy.
Zdarza się, że
pacjent umrze na naszych rękach, że ratujemy
zwierzę i niestety coś się nie powiedzie.
Albo na przykład operujemy i...
okazuje się, że nie udaje się zwierzęcia uratować, bo było
potrącone przez samochód i był krwotok wewnętrzny,
pacjent zatrzymuje się na stole.
I trzeba wykonać trudny telefon do opiekuna,
poinformować o tej sytuacji.
I mimo np tego, że klient
wyraził zgodę na leczenie i na koszty,
nie chce uregulować rachunku, bo
zwierzę nie żyje, no to za co... za co on ma zapłacić?
A, wiesz, cały zespół jest postawiony do pionu.
Chirurg, anestezjolog,
pielęgniarki w szpitalu, wiesz... I...
nie liczy się w ogóle z tym, że
praca została też, wiesz, wykonana. To są takie bardzo
trudne sytuacje.
A bywa, że masz po ludzku dość tego wszystkiego?
Ja myślę, że każdemu zdarzają się takie momenty.
Najbardziej mnie chyba boli, że niektórzy
opiekunowie zwierząt
czasami traktują swoich podopiecznych jak
przedmioty albo jak problem, którego należy się
pozbyć.
I myślę, że taką jedną z sytuacji,
które zapadły mi w pamięć, była
młoda mama, która przyszła
do nas z młodą suką rasy akita,
dwuletnią, twierdząc, że pies
ugryzł dziecko.
Mówiła, że miała małe dziecko w domu,
trzyletnie, więc jak nietrudno sobie wyobrazić
pewnie dziecko biegało po domu z rączkami,
wiesz, uniesionymi do góry albo ciągnęło za ucho
zwierzaka i... Możemy tylko, wiesz,
myśleć: pokazał zęby, może rzeczywiście złapał
ją za rękę, tego nie wiemy.
I twierdziła... Weszła do lecznicy
i od razu jakby przyszła do nas z żądaniem, że ona
po prostu chce tego psa uśpić. Wiesz, zlikwidować.
I ta sytuacja miała miejsce w Anglii, więc
zgodnie z tamtym prawem
jakby właściciel tutaj...
Zwierzę jest przedmiotem
w świetle prawa, więc (właściciel) ma pełne
prawo zadecydować, co się stanie, i my w takiej sytuacji nie możemy
odmówić, więc zaczęliśmy spisywać protokół,
próbując jeszcze ją namówić, czy może...
może my spróbujemy znaleźć dom
temu psu. Bo pies nie był w ogóle, wiesz, agresywny
i zwierzę lizało nas po rękach, więc,
wiesz, taka bardzo trudna sytuacja.
Ona absolutnie powiedziała, że się na to nie zgadza.
Zapłaciła, powiedziała, że w ogóle nie chce przy tym być
i wyszła. My też dzwoniłyśmy jeszcze
po fundacjach, żeby
spróbować znaleźć dom dla tego zwierzaka, no ale jakby decyzja
zapadła. I menadżerka lecznicy powiedziała nam, że
my po prostu tego psa musimy uśpić, że nie ma
dyskusji. I razem z koleżanką założyłyśmy wenflon
temu psu i, wiesz, to była
straszna sytuacja, w której zdrowy zupełnie, młody
pies, naprawdę kochany,
lizał nas po twarzy, po rękach i...
A my odbierałyśmy mu życie, ponieważ tak
zadecydował właściciel i nie ma dyskusji.
I...
Uśpiłyśmy tę suczkę i...
pół godziny później
powoli ją, wiesz, owijamy w kocyk,
przygotowujemy ją też do odbioru,
do kremacji i...
przychodzi do nas menadżerka z góry i mówi, że
właścicielka zadzwoniła i że się
rozmyśliła, że my jednak...
Poważnie?
Że my jednak możemy poszukać jej domu.
A pies już był... już go nie było między
nami. I, wiesz, po prostu zalałyśmy się łzami, bo
to jest taka sytuacja, w której nikt...
Nie chciałbyś być w naszych butach, powiem ci.
Po dziś dzień, jak o tym myślę, to
po prostu jest mi tak strasznie przykro
i takich sytuacji, wiesz,
każdy z nas, lekarzy weterynarii, ma
w swojej karierze co najmniej kilka.
No kompletnie demotywująca
sytuacja.
Co dzieje się z ciałem zwierzaka?
Jakie są procedury?
Wszystko zależy, jaką decyzję podejmie właściciel. W Polsce zgodnie z prawem
zwierzę należy poddać kremacji
po jego śmierci, czyli musi trafić
do specjalnego miejsca, gdzie zostanie jego
ciało spopielone, jednakże
właściciele często chcą odebrać na przykład ciało
swojego zwierzaka i...
na przykład zakopać je w ogródku albo w lesie.
Jest taka możliwość?
No i to jest trudna sytuacja,
bo zgodnie z prawem my nie możemy tego
robić, ponieważ zwierzę powinno... Nie można
zakopywać zwierząt, tak jak ciał
ludzi, wiesz, w nieprzeznaczonych do tego miejscach, więc...
Czyli nie możecie wydać ciała?
Tylko za zgodą właściciela, kiedy on podpisze
dokument, że on bierze odpowiedzialność za to, więc
jakby... To jest taka trudna sytuacja, ale...
Czyli on zobowiązuje się, że nie zakopie, choć wiadomo, że zakopie?
Mhm. Ale za to
za granicą najczęściej,
no, w Polsce zresztą coraz częściej też, właściciele
po prostu chcą zwierze kremować i...
coraz częściej są to właśnie kremacje indywidualne,
gdzie opiekunowie chcą
odebrać prochy zwierzęcia i wtedy złożyć je na przykład
do urny albo
wtedy zakopać u siebie w ogródku.
I też coraz bardziej rozwija się taki trend na świecie,
gdzie trzymają prochy swoich zwierząt w...
specjalnej urnie. W kamiennej, w drewnianej.
Nawet, wiesz, biżuteria się pojawia
z prochami zwierząt, można taki, nie wiem,
kamień albo diament sobie też
przygotować, więc coraz bardziej ludzie podchodzą
do tego jak do
straty bliskiej osoby.
A jaki jest twój stosunek do tego, gdyby
prawo miało zależeć od twojej woli,
to jakbyś to uporządkowała?
Myślę, że każdy powinien mieć tutaj wybór.
Nie do końca zgadzam się rzeczywiście
z tym, żeby móc zakopać zwierzę
czy, wiesz, człowieka gdziekolwiek, ponieważ
są do tego specjalne przeznaczone
miejsca i ryzykujemy też tym, że na przykład,
wiesz, dzikie zwierzęta gdzieś albo
na przykład na wsi pałętające się psy gdzieś
wykopią po prostu to zwierzę, więc
rzeczywiście ta sytuacja powinna być
uporządkowana, jednak ja jestem za tym, żeby
dawać tutaj ludziom wybór. I często dla nich
ta możliwość pożegnania się ze swoim
przyjacielem w taki sposób to jest też część
wejścia w ten proces żałoby.
Dużo rozmawialiśmy o tych, no,
mniej przyjemnych aspektach, demotywujących sytuacjach.
No ale na pewno są sytuacje, które przecież sprawiają,
że jednak masz ochotę następnego dnia przyjść
do tego gabinetu,
które wywołują uśmiech na twojej twarzy.
Jakie są to sytuacje?
Czasem jak,
wiesz, mam zapisane dwa tygodnie grafiku na
ostrym dyżurze i mam same takie ciężkie przypadki,
i zdarzy się, że dostaję dyżur
na właśnie pierwszym
kontakcie i nagle w moim grafiku
pojawiają się, wiesz, szczepienia,
odrobaczenia, czipowanie
małych szczeniaków, kociąt i jest
dużo, wiesz, miłości, przytulania,
malutkich zwierząt i wszyscy, wiesz, od razu mają uśmiech na twarzy,
bo to jest nowy członek rodziny. To jest, wiesz, taka bardzo przyjemna
odmiana. I uwielbiam absolutnie
porody i cesarki.
Cesarskie cięcia też - zabieg, kiedy
pomagamy zwierzętom urodzić
na świat małe szczeniaki, kocięta
i też to jest takie, wiesz, nowe życie. To zawsze...
To jest taki wzruszający moment, kiedy masz dziesięć maluchów
i po prostu je, wiesz, nacierasz, wybudzasz i...
I wszystkie są takie słodkie.